niedziela, 31 lipca 2016

Od Kaito - C.D Taigi

Zastanowiłem się chwilę nad pytaniem Taigi. Co robimy? Dobre pytanie. Jak dotąd siedziałem cały czas w pokoju, ukrywając praktycznie swoje istnienie, dlatego nie miałem jeszcze czasu rozejrzeć się po mieście i okolicach. Wpatrując się w chodnik, ponownie zwróciłem uwagę na czerwony szal. Ująłem delikatnie jego końce w dłonie, jakby miał się zaraz rozpaść, przyglądając mu się uważnie, w głównej mierze zwracając uwagę na splecione, drobne warkocze, które zawsze mnie intrygowały. Ile pracy trzeba było włożyć, by upleść takie cudo. Wtuliłem twarz w miękki, materiał. Był ciepły. Bardzo ciepły. "Żebyś nie marznął. I żebyś o mnie nie zapomniał." Uśmiechnąłem się na słowa białowłosej, a z minuty na minutę zacząłem rozumieć jej gest coraz bardziej. Fakt, że dziewczyna nie chciała bym o niej zapomniał, dochodził do mnie powoli, ale wyraźnie i sprawiał, że czułem się niekontrolowanie szczęśliwszy.
Nie zapomnę, obiecałem w myślach.
- Wiesz może, gdzie jest księgarnia? - spytałem, jednocześnie sugerując miejsce, w które się udamy.
- Pewnie, ale to nieco dalej, więc lepiej weźmy autobus - uśmiechnęła się i z rękami splecionymi za plecami udała się w podskokach w kierunku najbliższego przystanku, a ja jak to ja, spokojnym krokiem ruszyłem, wiernie idąc tuż za nią. Przez całą drogę wpatrywałem się w czerwony materiał.
Po dojściu na przystanek, okazało się, że przyszliśmy równo z pojazdem, więc nie musieliśmy czekać. Był również prawie pusty; zajęliśmy ostatnie miejsca i ruszyliśmy. Przez ciszę, zacząłem myśleć o wczorajszym spotkaniu z Izaakiem. Sam nie wiem, dlaczego. Wydawało mi się, że po tamtym spotkaniu zapomnę o nim jak zawsze, ale okazało się, iż jego osoba tym razem nie opuści mej pamięci tak szybko, jakbym tego chciał. Po powrocie do pokoju zauważyłem reklamówkę i kopertę. Gdyby nie siniaki na rękach i zapamiętane jego ostre słowa na mój temat, powiedziałbym, że się o mnie troszczy. Myślę, że robi to wszystko od niechcenia, gdyby tylko mógł, uciekłby, zostawiając mnie, najlepiej związanego w piwnicy, bym zdechł z głodu. Dziwię się, że nie zrobił tego zanim tu trafiłem. Mieszkaliśmy sami dość długo.
Spojrzałem kątem oka na Taigę. Ciekawe, czy ona też miała kogoś bliskiego. Pytanie aż sunęło mi się na usta.
- Masz rodzeństwo? - Spytałem w końcu, na co dziewczyna spojrzała na mnie zaskoczona i skrzywiła się lekko. Może nie powinienem o to pytać, to było głupie, na jej miejscu zmieniłbym temat. Odwróciłem głowę skonsternowany i już miałem zapomnieć o bezsensownych słowach, kiedy usłyszałem słowa Tai:
- Nie znam go dobrze. Na ogół jest nieco nieokrzesany, ale kiedy ja się zjawiam, staje się... inny.
Zmarszczyłem brwi.
- Jest lepszy?
- Tak - powiedziała z zastanowieniem - pewnie by mnie nie skrzywdził.
Westchnąłem cicho, chowając usta za szal. Wyjrzałem za okno, a moje oczy co sekundę przyklejały sie do czegoś innego. Jeśli jej brat faktycznie obroniłby ją, gdyby zaszła taka potrzeba, to jest szczęściarą.
- O! - krzyknęła nagle, kiedy autobus gwałtownie się zatrzymał. Pisk hamulców dotarł do moich uszu. Sam nie wiem, czy zlęknąłem się krzyku czy dźwięku hamulca. - To tutaj - dodała i zeskoczyła z siedzenia.
***
Kiedy mijałem regały w poszukiwaniu kolejnych gatunków, zauważyłem, że Taiga z prawie niezauważalnym uśmiechem przeglądała jakieś magazyny plotkarskie. Czyli nie stała tu bezużytecznie, to dobrze, bo po wejściu złapało mnie poczucie winy, że zaciągam ją gdziekolwiek chcę. Wróciłem do szperania między regałami, szukając czegoś, co przypadłoby mi do gustu.

<Tai, Tai?>

[Quest 5] Od Lou

Drogi Sebastianie! Wybrałam się na krótkie wakacje, które przyniosły mi wiele wrażeń. Opowiem ci co takiego mnie podczas nich spotkało. Wysyłam ci tą kartkę, ponieważ tworzymy zespół i musimy pozostawać w kontakcie. Poza tym myślę, że ta historia ci się spodoba. Lubisz czytać, więc nie narzekaj! A więc było to tak:
Postanowiłam zabawić się trochę nad wodą. Znalazłam piękną okolicę nad lazurowym jeziorem, gdzie piach był czyściutki i przyjemnie przesypywał się pomiędzy palcami. Zabrałam ze sobą koszyk z jedzonkiem, ręcznik, wbiłam się w bikni ,  na głowę założyłam słomkowy kapelusz z szerokim rondem, a nos duże, ciemne okulary. Rozłożyłam się na prawie pustej plaży i ułożyłam do opalania. Dookoła było może z pięć innych osób. Nikt ciekawy, jak na pierwszy rzut oka. Leżąc tak sobie, nagle zachciało mi się popływać. Wskoczyłam do cieplutkiej wody i zaczęłam płynąć. Promienie słoneczne odbijały się fantazyjnie od gładkiej tafli jeziora. Było cudownie. Cicho i niezwykle nastrojowo. Aż żal mi się zrobił, że nie mam z kim dzielić tych wspaniałych doznań. Właśnie miałam kończyć moją kąpiel, kiedy nieopodal mnie dostrzegłam burzę rudych włosów, których właściciel niepokojąco wymachiwał rękoma. Podpłynęłam bliżej. Okazało się, że te piękne włosy należały do kobiety, która niewątpliwie znajdowała się w trudnej sytuacji. Mianowicie tonęła. Czym prędzej dopłynęłam do niej i chwyciłam pod pachy. Próbowałam ją zacząć holować do brzegu, jednak coś mi to uniemożliwiało.
-Pod wodą… Korzeń! – Wydyszała, co chwilę krztusząc się wodą. Jednak ją natomiast zrozumiałam i pojęłam powagę sytuacji. Dałam nura w lazurową otchłań i wzrokiem odszukałam źródła problemu. Korzeń był wspaniały. Gruby, powykręcany, wił się pod wodą niczym olbrzymi wąż. Podpłynęłam do niego i zaczęłam szukać  elementu, którym dziewczyna zahaczyła o ten kawał drewna. Pomiędzy dwoma wystającymi gałęziami utkwiła stopa rudzielca. Natychmiast chwyciłam ją i jednym sprawnym ruchem uwolniłam z uwięzi. Wypłynęłam na powierzchnię.
-Jak się czujesz? – Zerknęłam na niedoszłą topielicę. Była blada, ale wydawała się wracać do siebie.
-Już lepiej. Dziękuję za ratunek. – Uśmiechnęła się, a w jej policzkach ukazały się urocze dołeczki. Za te dołeczki mogłabym ją zgwałcić, ale nie będę napastować biednej dziewczyny.
-Nie pozwoliłabym się komuś utopić. Może czasami bywam okrutna, ale nie wobec przypadkowych osób. – Zaczęłam powoli płynąć w kierunku brzegu. Rudowłosa ruszyła za mną.
-Jakoś na dziś mam dość wody. – Zaśmiała się, kiedy już stanęłyśmy na gorącym piachu. – Tak w ogóle może się przedstawię. Jestem Mia.
-Lou. – Odparłam krótko i podałam rękę. – Może dosiądziesz się do mnie? Mam sporo jedzenia i chyba sama nie dam rady.
-Oh, miło z twojej strony. – Dziewczyna się rozpromieniła w ślicznym uśmiechu. – Tylko pójdę po swoje rzeczy.
-Jasne. Rozłożę żarełko. – Zabrałam się za rozpakowywanie koszyka. Miałam tam winogrona, małe kanapeczki, jabłka, parę babeczek, dwie butelki soku pomarańczowego i orzeźwiające kawałki arbuza. Wszystko ładnie wypakowałam i ułożyłam. Akurat, kiedy skończyłam to robić przybyła moja nowa koleżanka. Zasiadła obok mnie i sięgnęła po jedną z kanapeczek. Też sobie wzięłam ten niewielki przysmak.
-Mmm… - Uroczy rudzielec zamruczał. – Pychotka! Sama robiłaś?
-Oczywiście. – Oburzyłam się. – Może wyjdzie, że jestem wścibska, ale ile masz lat?
-20 wiosen mam już za sobą. – Znowu ukazały się te niesamowite dołeczki. – A ty?
-21 i czuję się świetnie, jak na razie. Myślałam kiedyś, że jeśli przekroczę 20 będę musiała spoważnieć, ale na szczęście nie jest to chyba moja mocna strona, więc sobie darowałam. – Sięgnęłam po okrągłe winogrono i powoli umieściłam w ustach. Nadgryzłam aż poczułam ten przyjemnie cierpki i zarazem słodki smak winorośli. Jak z czegoś tak pysznego, można robić coś tak ohydnego, jak wino? To pozostanie dla mnie zagadką.
-Pozytywnie, jak widzę. – Mia odgarnęła niesforny kosmyk z czoła, które usiane było stadem malutkich piegów. Nagle poczułam jak coś zrywa mi kapelusz z głowy. Gwałtownie się odwróciłam, a tam jakiś brzdąc porwał moje słomkowe nakrycie głowy.
-Oż ty mały gnojku! – Warknęłam.
-Spokojnie, zaraz go złapiemy! – Rudzielec wyszczerzył zęby w uśmiechu i zerwał się na nogi. – Która pierwsza go dopadnie ta je ostatnią kanapeczkę!
-Haha, nie masz ze mną szans! – Pokazałam jej język i ruszyłam biegiem za tym młodym łobuzem. Maluch niestety wbiegł już w otaczający plażę, gęsty las. To utrudniło mi jego znalezienie, jednak dość szybko mignęła mi pomiędzy krzakami jego blond czuprynka.
-Mam cię… - Szepnęłam i przyspieszyłam. Kiedy miałam go już na wyciągnięcie ręki, ten wpadł do jakiejś dziwnej chatki. Nie wiem, czemu ale nasunęła mi się na myśl chatka wiedźmy z bajki o Jasiu i Małgosi. Może dlatego, że ta niepozorna drewniana budowla, promieniowała jakimś tajemniczym klimatem. Usłyszałam kroki za sobą. Po chwili obok mnie dobiegła zdyszana Mia.
-Wow, szybka jesteś! – Westchnęła i oparła ręce na kolanach. Próbowała wyrównać oddech.
-Ten szkrab jest w tej chacie. – Wskazałam na domek. – Idę tam.
-Idę z tobą. – Dziewczyna bojowo potrząsnęła głową. – Z tobą ciekawe rzeczy mnie spotykają.
-Jak chcesz. – Podeszłam do drzwi i zdecydowanym ruchem zapukałam. Po chwili w progu pojawiła się siwa staruszka o mętnych oczach. Wyglądała jakby była ślepa.
-Oh dziewczęta czekałam na was. Mój wnuczek was tu zwabił, bo mam dla panienek pewne zadanie. – Gestem zaprosiła nas do środka. Dziwna ta staruszka.
-Czego pani od nas oczekuje? – Zerknęłam na nią badawczo.
-Potrzebuję jednego zioła z tego lasu, jednak sama słabo widzę i mogłabym zebrać złą roślinę, a mój wnuczek jest za mały. – Starucha westchnęła ciężko. – Poczułam, że w okolicy pojawiła się jakaś osoba z Arcaną, więc stwierdziłam, że może by mi pomogła. – Wpatrywała się we mnie intensywnie.
-Pani też posiada Arcanę? – Byłam zaskoczona. Mia natomiast chyba nie bardzo wiedziała o co chodzi.
-Taak, ale już od dłuższego czasu wcale z niej nie korzystam. Jestem na takiej „emeryturze”. – Uśmiechnęła się smutno. Wstała ciężko od stołu i sięgnęła po grube tomiszcze. Szybko przeleciała kilka stron i wskazała na niedużą roślinkę o intensywnie czerwonych kwiatach.
-To to zioło mamy znaleźć? – Mia zmarszczyła brwi i podrapała się po łokciu.
-Tak, to bardzo rzadki gatunek, ale w tym lesie nie powinniście mieć większego problemu, żeby go odnaleźć. Przynieście mi proszę jeden, a ja się odwdzięczę. – Zamknęła księgę.
-No dobrze. – Odparłam niechętnie. - Zrobimy to.
Wyszłyśmy szybko z chatki i ruszyłyśmy na poszukiwania kwiatków.
-Co to jest Arcana? – Mia odezwała się po krótkiej chwili.
-To taka specjalna moc, jednak raczej nie będę ci o tym opowiadać. Sama nie jestem pewna, dlaczego tak jest, że niektórzy ludzie po prostu otrzymują takie a nie inne siły. Lepiej się w to nie zagłębiaj. – Ucięłam temat.
-Okej… - Odparła smętnie, żeby po chwili się ożywić. – Lou! Patrz to chyba nasze zioło!
Zerknęłam na roślinkę, na którą wskazywała Mia. Rosła sobie niepozornie i dumnie ukazywała wnętrze czerwonych kielichów. Schyliłam się i delikatnie zerwałam.
-To wracamy do tej staruchy! – Wyszczerzyłam się w uśmiechu. – Może jeszcze żyje. – Zaśmiałam się, jednak Mia nie pojęła mojego żartu.
-Nie mów tak. – Zareagowała bardzo poważnie. Urocza, milutka ale trochę mało rozrywkowa. Jednak nadal mam na nią chęć. Wróciłyśmy do chaty, gdzie staruszka się strasznie ucieszyła. Odebrała ode mnie bardzo ostrożnie ziółko i poczęstowała nas w podzięce pysznym plackiem z jagodami. Wracałyśmy z pełnymi brzuchami na plażę.  Przez to całe zamieszanie, słońce powoli chyliło się ku zachodowi i musiałam się zbierać.

-No cóż Mia, będę się żegnać. – Uśmiechnęłam się smutno. Dziewczyna spojrzała na mnie poważnie, wielkimi , zielonymi oczyma. Nagle ujęła moją twarz w dłonie i szybciutko mnie pocałowała. Ten pocałunek był delikatny niczym muśnięcie skrzydła motyla, ale bardzo przyjemny. Spojrzałam na nią zaskoczona. To zwykle ja ludzi zaskakiwałam takimi zachowaniami. Po niej się tego w ogóle nie spodziewałam.
-Oh, przepraszam za to! – Cała się zarumieniła. – Bardzo mi się podobasz…
-Ty też jesteś piękna Mia. – Uśmiechnęłam się zawadiacko. – Jednak musimy się pożegnać. Prawdopodobnie się już nie spotkamy… - Zrobiłam smutną minkę i pocałowałam ją jeszcze raz, tym razem trochę dłużej i namiętniej. Była zaskoczona tym gestem, chyba też się tego nie spodziewała. Jednak zanim znowu się odezwała, ja byłam już sporo metrów od niej. Nie byłam w moim typie, ale całkiem miłym akcentem zakończyłam ten króciutki wypad nad jeziorko. Nadal nie mogę jednak w to uwierzyć. Wow, dziewczyna była lesbijką. No nieźle. Hihi! Jakie ciekawe wakacje, prawda Sebastianie?

Od Shouty - C.D Aryi

Wpatrywałem się w dziewczynę, która momentalnie odwróciła wzrok zadając pytanie. O ile pamięć mnie nie myli takie gówniarze jak ona nie zwracały się do mnie po imieniu. Arya powoli przekręciła oczy w moją stronę, po czym gwałtownie znów zmieniła swój obiekt zainteresowania, którym była ściana.
- No dobra - westchnąłem nie mogąc znieść niezręcznej atmosfery - Możesz się cieszyć z tego przywileju
- Naprawdę?! Dziękuję! - zawołała chwytając mnie za dłonie - Sho-shouta...
Opuściłem głowę w dół cały się trzęsąc próbując nie wybuchnąć donośnym śmiechem, jednak było za późno. Zacząłem śmiać się opętany tym samym odchylając się za bardzo do tyłu na krześle, straciłem równowagę i chcąc się ratować przed upadkiem chwyciłem się stołu, który nie był taki stabilny jak by się wydawało. Leżałem z nogami do góry na podłodze lepiąc się od soku jabłkowego, który w momencie upadku wylądował na mnie. W pokoju przez chwilę panowała cisza, która została przerwana przez śmiech Aryi. Nie mogłem w to uwierzyć, że właśnie TA w pół aspołeczna dziewczyna potrafi się tak głośno śmiać. Podniosłem się z podłogi odstawiając na swoje miejsce meble mając nadzieję, że nie zostanę obciążony kosztami za uszkodzenie nóg krzesła. Teraz jedyne co potrzebuj to prysznic. Podszedłem do Aryi, która wyglądała chwilę temu jak ja cały czas się śmiejąc.
- No już już koniec - poklepałem ją po głowie, na co ta przestała się śmiać - Naleśniki były pyszne, sok też. Narka Aryuś - rozczochrałem jej włosy po czym udałem się w stronę drzwi
~
Nie minęła godzina, a ja stałem pod pokojem Aryi dobijając się. W końcu dziewczyna raczyła podjeść do drzwi i je otworzyła. Na jej twarzy pisało się wielkie zdziwienie. Nic nie mówiąc pociągnąłem ją za rękę tym samym wyciągając ją z pokoju, którego drzwi zamknęły się z głośnym trzaskiem. Dziewczyna wpatrywała się we mnie wystraszonymi oczami, na co ja na jednym wdechu powiedziałem, że mam jej coś fajnego do pokazania ( ͡° ͜ʖ ͡°). Nie mówiąc szczegółów niespodzianki jakoś udało mi się zaprowadzić dziewczynę w miejsce naszego drugiego spotkania. Niepewnie podeszła do krzaka przy którym przykucnąłem. Rozchyliłem gałęzie, na co dziewczyna pisnęła i odskoczyła do tyłu.
- Zabierz te paskudy!
- Przecież to urocze małe kotki. Ała! Uspokój się kobieto! - odrzuciłem patyk w jej stronę - Chcesz mnie znów okaleczyć?! Widzisz kogo mam niańczyć? - zwróciłem się do kota, który patrzył się na mnie wielkimi oczami
Odstawiłem malca, który pobiegł od razu do reszty rodzeństwa. Podszedłem do dziewczyny, która stała w bezpiecznej odległości od kotów. Wyminąłem ją po czym zacząłem popychać do przodu uważając przy tym by gdzieś mi nie zwiała. Mimo prób wyrwania się mi cały czas trzymałem ją za ramiona. Arya nagle zaczęła się coraz to gwałtowniej szarpać, depcząc mi po butach jednak ja nie dawałem za wygraną. Przestałem ją popychać dopiero w momencie, gdy przed nami pojawił się kot z plamką.

 Przykucnąłem wraz z dziewczyną wyciągając jej rękę do przodu.
Gdybym nie odchylił się mógłbym skończyć z ugryzieniem na uchu, a nawet jego brakiem. Arya cały czas mordowała mnie wzrokiem, jednak po chwili przestała się miotać. Powodem było to, że czarny kot obwąchał jej dłoń, po czym się o nią otarł łebkiem. O dziwo Arya nie krzyknęła, ani nie cofnęła ręki tylko podrapała kota za uchem. Uśmiechnąłem się sam do siebie, czyżbym wyleczył fobie dziewczyny przed kotami? Jednak cudowna chwila nie mogła trwać oczywiście zbyt długo, coś spłoszyło kota który syknął po czym znikł nam z oczu. Dostałem z łokcia z brzuch od dziewczyny, która po chwili stała już na równych nogach i zmierzała w stronę budynku.
- Arya! - podniosłem się szybko próbując dogonić dziewczynę, gdy już ją dogoniłem zauważyłem w jej oczach łzy
Wyszło jak zwykle, czyli #$%^&. Zrobiło mi się głupio, chciałem tylko żeby przekonała się do kotów, a jednak chyba znów to pogorszyłem. Arya przystanęła, a ja wyczekiwałem aż się odezwie.
Nie zastanawiając się długo podniosłem dziewczynę, a ta po chwili siedziała mi na plecach. Jeszcze trochę i razem będziemy robili za tytana. Nawet nie zaprotestowała, milczała mając opuszczoną głowę a ja powoli zacząłem iść w kierunku budynku. Przeszliśmy kawałek, gdy dziewczyna pociągnęła mnie za włosy.
- Odstaw mnie - powiedziała, na co ja przekręciłem głowę w lewo by móc na nią spojrzeć
- Nie - odpowiedziałem i w tym samym momencie ją pocałowałem [na spontanie albo wcale]

Arya? Na pocieszenie :v sad frog

Od Anjiki - Do Toshiro

Wstałam wcześnie rano, gdyż nie potrafiłam zasnąć przez całą noc. Dziś wreszcie wychodziła kolejna część mojej ulubionej książki i po prostu musiałam ją mieć. Wiedziałąm też, że wychodzi dziś kolejna część ulubionej mangi mojej znajomej Taigi. Poznałyśmy się właśnie w tej księgarni. Poleciła mi kilka tomików książek, a wydawało mi się że tylko czyta mangi. Po szybkim śniadaniu i lekach popitych jedynie szklanką wody wybiegłam z domu. Po drodze prawie potykając się na nierównym chodniku przeliczyłam pieniądze. “Tak” pomyślałam. Starczyłoby jeszcze na jedną czy dwie dodatkowe książki, które bym mogła kupić. Szukając point cart’y wpadłam na jakiegoś mega wysokiego chłopaka. Miał chyba z dwa metry. Co przy moich beznadziejnych 1,65 robiło dużą różnice.
-Przepraszam-powiedziałam szczerząc się w uśmiechu.
Coś odburknął mi w odpowiedzi. Ale ja go nie dosłyszałam, gdyż szybko go wyminęłam i pobiegłam do księgarni. Była 7:55 na zegarku kiedy zatrzymałam się przed wejściem. Dysząc pochyliłam się do przodu by złapać trochę oddechu.Zaczynałam żałować, że nie zabrałam ze sobą wody.
-Masz-ktoś podsunął mi butelkę wody.
Wyprostowałam się i odkręciłam ją. Szybko wypiłam zawartość.
-Ojć, przepraszam.-spojrzałam na mojego wybawce, a raczej wybawczynię.
Stała przede mną Taiga. Białe włosy jak zwykle miała rozpuszczone, a błękitne niczym szmaragdy oczy błyszczały w wczesnym świetle.
-Nic nie szkodzi-odpowiedziała.
-Odkupię ci ją w automacie-odpowiedziałam szybko poprawiajac zsuwające się okulary.
-Na prawdę nie trzeba-powiedziała z nieznacznym uśmiechem, chociaż nie wiem. Ona sie raczej nie uśmiechała.
-Ależ nalegam-powiedziałam spokojnie.
Wtedy otworzyli księgarnię. Właściciel powitał nas z uśmiechem. Już nas rozpoznawał.
-Wiedziałem, że dziś przyjdą moje stałe klientki-powiedział.
-Dzień dobry! Tak, tak. Przecież pan wie, że od dziś można kupić “Siłę”. Czekałam na to chyba wieczność-powiedziała z uśmiechem.
Właściciel roześmiał się. Jego śmiech rozszedł się echem w porannej mgle.
-Dobrze wchodźcie do środka. Wybierzcie sobie książki. Dziś mamy promocje.Trzy w cenie dwóch. Mang też to dotyczy.
Znów się uśmiechnął widząc jak nasze oczy rozbłysły. Przepuścił nas w wejściu. Od razu odkupiłam wodę Taidze.
-Na prawdę nie trzeba-powiedziała dziewczyna.
-Weź. Nie chcę być ci dłużna-powiedziałam podając jej butelke.
-Dziękuje-schowała ją do torby i podeszła do regału.
Ja też zagłębiłam się w książkach. Czując ich zapach. Na samym środku działu “Fantasy” były one. Książki mojej ulubionej autorki. Od razu wzięłam do ręki jeden z tomów. Przekartkowałam go. Przeczytałam tył oraz powąchałam. Taki piękny zapach tuszu właściwy tylko dla tego wydawcy. Od razu wzięłam ją i zaczęłam przeglądać nowości. Jednak jakoś żadna mnie nie ujęła. Poszukałam wzrokiem tanich książek, które kochałam kupować. Jednak kiedy i tam nie znalazłam nic co by mnie zainteresowało raz jeszcze przejrzałam dział fantastyki. Wybrałam “Magiczną Gondole” i “Cienie na Księżycu”.
-Muszę koniecznie pokazać tą książkę Tai-chan. Spodobałaby się jej. -powiedziałam do siebie oglądając książkę.
Kiedy zajrzałam do mang, zobaczyłam tylko wysokiego faceta, tego samego, którego spotkałam rano. Chyba. Nie mam pamięci do twarzy. Taiga musiała już iść bo nie było po niej śladu.
-Szukasz swojej koleżanki?-spytał sprzedawca.
-Właściwie to Taiga i ja nie jesteśmy koleżankami. Po prostu się znamy-powiedziałam poprawiając spadające okurary.-I tak szukam jej. Chciałam pokazać jej tą książkę.
Wręczyłam mu “Cienie na księżycu”.
-Aaa bardzo dobra książka. Mojej córce się bardzo podobała. “Królestwo Łabędzia” jest w gratisie.
-Na prawdę? Dziękuję!-pisnęłam z uśmiechem.
Poszłam do kasy i zapłaciłam za książki. I podstępowałam kartę. Wyszło na to, że opuściłam księgarnię z dziewięcioma nowymi książkami, chociaż planowałam najpierw tylko trzy nowe pozycje. Kiedy już miałam opuścić księgarnię usłyszałam jak ktoś pyta o Taigę. Kiedy tu przychodzi czy gdzie mieszka.
-Zboczeniec jak nic-mruknęłam pod nosem.
Chłopak spojrzał na mnie. “Cholera usłyszał mnie!”przeszło mi przez myśl. Zaczęłam rachować w głowie czy zdążę dobiec z tym do domu, bez przewrócenia się po drodze. Odpowiedź brzmiała nie.
-Często widuję tutaj ją razem z Taigą-powiedział właściciel wskazując na mnie.
Chłopak podszedł do mnie. Musiał się nachylić żeby spojrzeć mi w twarz. Cofnęłam się do tyłu potykając się o wystający kamień poleciałam na ziemię. Książki z hukiem upadły obok mnie.
-I diabli wzięli wszystkie romantyczne first love, które widziałam w mangach Taigi-mruknęłam do siebie. zaczęłam zbierać książki.
Okulary zsunęły mi się z nosa i spadły. Szybko je podniosłam i założyłam. Wtedy dopiero spojrzałam w twarz wysokiego młodzieńca. Przez chwilę patrzyły na mnie oczy Taigi. Co było dość dziwne. Potrząsnęłam głową by pozbyć się tego wrażenia.
-Co mała zapuszczasz tutaj korzenie czy kulturalnie wstaniesz?-warknął.
-Tak się składa, że upadły mi książki, muszę je zebrać-powiedziałam zbierając swój nowy zakup.-Wybacz śpieszy mi się. Tak się składa, że mam trochę do poczytania.
Odwróciłam się by ruszyć do domu. Szybko zostawiłam go przed księgarnią. Odłożyłam zakupy na regał, który ostatnio zakupiłam. Zabrałam małą przekąskę a mianowicie sałatkę ze szpinaku, wodę, leki, które musiałam wziąć popołudniu, książkę i wyszłam do parku poczytać. Przed wyjściem zabrałam jeszcze parasolkę bo zapowiadali ulewę. Jednak nie mogłam długo cieszyć się lekturą, bo znów przerwał mi ten tajemniczy chłopak sprzed księgarni.
- Szukam Taigi, a ty podobno ją znasz-powiedział do mnie bez ogródek.
-Po pierwsze dzień dobry-powiedziałam spokojnie.
Spojrzał na mnie zdziwiony, ale powiedział.
-Dzień dobry-odpowiedział zdziwiony.
-Po drugie. Może ją znam. Może i nie. Zależy od tego w jakim celu potrzebna jest ci ta informacja-powiedziałam opierając się na ręcę. W drugiej trzymałam książkę. Uważnie lustrowałam wzrokiem chłopaka, który oparł się o drzewo. Jakby jego wypowiedź miała potrwać dłuższy czas. Wyjęłam butelke z wodą i upiłam łyk wody.

<Toshiro>

Od Anjiki - Do Lee

Dzień zapowiadał się słonecznie. Wyszłam więc z domu, gdyż lekarz kazał mi więcej wychodzić na dwór. Zabrałam “Magiczną Gondolę”, gdyż coraz bardziej zaczynała mnie ciekawić. Nowe leki jednak sprawiły, że czułam otępienie i dochodził do tego upał. Po pół godzinie wróciłam do domu. Wiedziałam, że zaraz będzie ulewa. Poprzedził to szum wiatru. Następnie powoli krople wody zaczęły uderzać o szybę. Niewiele myśląc wyszłam z domu, nie myśląc o zabraniu parasolki. W tym czasie deszcz przybrał na sile. Chłodne krople chłodziły miło moja skórę i rozjaśniały umysł. Spacerowałam w deszczu. Woda spływała po mokrych włosach, wsiąkała w już mokre ubranie. A właściwie w zwykłą czarną na ramiączka sukienkę. Na nadgarstku na czarnym rzemyku zawiesiłam krzyżyk.Buty miałam też przemoczone, ale lubiłam deszcz. Lubiłam w nim spacerować. Przeszłam się alejką, przy której były jakieś krzaki.Usłyszałam jakieś miałczenie. Rozgarnęłam gałęzie i zobaczyłam małego białego kociaka, którego deszcz również nie oszczędził. Wzięłam go delikatnie na ręce. Z ramienia utworzyłam kołyskę. Drugą ręką podrapałam kotka po puszystym brzuszku. Kotek zaczął się bawić moją bransoletką. Usłyszałam odgłos kroków zanim jeszcze zobaczyłam postać wysokiego chłopaka. Odwróciłam się w stronę dochodzących kroków, we właściwym czasie cofając się i robiąc unik zanim wpadł na mnie. Zdziwiony moim szybkim unikiem poślizgnął się na mokrej trawie i wywrócił się. Parasolka wypadła mu z ręki. Wciąż trzymając kota przyjrzałam się chłopakowi, który powoli podnosił sie z ziemi. Zwierzak widocznie rozpoznał w nim swojego pana, gdyż wystrzelił z moich ramion jak z procy i podbiegł do chłopaka. Ja w tym czasie podniosłam jego parasol i podałam mu. Jednak nie wziął jej. Nie od razu. Najpierw obejrzał zwierzątko ze wszystkich stron.
-Spokojnie panie, nie mu nie zrobiłam. Jest tylko mokry- powiedziałam cicho.
Wreszcie wziął ode mnie parasol. Chroniąc siebie i kota przed deszczem. Przyjrzał mi się uważnie.
-Dobrze się czujesz?-spytał mnie.
Zdziwiło mnie jego pytanie. Aż tak źle wyglądałam? Chyba muszę pogadać z tymi naukowcami. Widać jakiś lek źle działa z innymi.
-Krew ci leci z nosa-wyjaśnił po chwili.
Uniosłam dłoń do twarzy. Rzeczywiście moje palce zabarwiły się na czerwono. “Kurcze, przecież biorę regularnie leki”pomyślałam.
-Masz może chusteczkę?-spytałam.
Nie liczyłam na to, że ją ma. Moje pytanie było najspokojniejsze na świecie. Po prostu działo się to już setki razy wcześniej. Ten sam schemat. Te same zachowania. Norma. Chłopak pokręcił przecząco głową. “No świetnie. Zaczynałam żałować, że nie miałam, żadnej chusteczki, albo chociaż części tkaniny. Wytarłam więc krew w nadgastek tworząc czerwone smugi. W tej samej chwili zaczęło kręcić mi się w głowie. Oparłam się więc ręką o najbliższe drzewo.
-Hej wszystko w porządku?-ponowił pytanie.
Pokiwałam głową tylko po to by pozbyć sie mroczków przed oczami.
-Tak. Wszystko w porządku.-powiedziałam próbując przybrać jak najbardziej godną postawę na jaką pozwalała mi ta chwila słabości.
“Nie narzeka, nie płacze, nie jęczy”przypomniały mi się słowa. Chyba mojego ojca.
-Nic mi nie jest-powiedziała spokojnie.
-Nie wydaje mi się.-powiedział, głaszcząc kota.
Znów zawirowało mi w głowie i opadłam na kolana. Nie nie mogłam teraz zemdleć. Poczułam coś zimnego. To kot zaczął trącać moją dłoń swoim zimnym noskiem. Czyli gdzie był teraz chłopak. Poczułam jak ktoś obejmuje mnie z przodu ramieniem.
-Już w porządku panienko-powiedział spokojnym głosem.
Nie wiedziałam co powiedzieć, nie mogłam go też odepchnąć. Nie chciałam być niegrzeczna, ale też nie potrafiłam dłużej okazywać słabości. Krew z nosa zaczęła mi spływać już po brodzie i kapać na chodnik. Teraz też tak zbawienne dla mnie chłodne krople deszczu zdawały się przeszywać mnie milionem lodowych igieł. Chciałam już po prostu iść do domu.
-Spokojnie panienko-mówił do mnie chłopak. Słyszałam go jak przez mgłę. Wszystko zamazywało mi się przed oczami.-Już dobrze.
Jego silne ramiona wciąż mnie podtrzymywały bym nie walnęła twarzą o twardy chodnik. Deszcz wokół nas jak na złość przybrał na sile, jakby chciał nas zatopić. Znów wróciłam do tego dnia, kiedy prawie utonęłam w jeziorze. Znów lodowata woda zalewała mi nos, usta i płuca uderzając we mnie miliardem lodowych szpilek. Gdzieś wśród tego słyszałam głos chłopaka i miauczenie tego jego kotka.

<Lee wybacz, że tak krótko?>

Od Evan'a - C.D Elainy

— Co ty robisz, kretynko? — wrzasnąłem.
Elaina odwróciła się do mnie, po tym jak wybiegła na korytarz za chmarą swoich cienistych wilków. Te ujadając jak szalone, zniknęły z pola mojego widzenia za pierwszym zakrętem. Wróciłem wzrokiem na dziewczynę, która była widocznie zadowolona i usatysfakcjonowana swoim wybrykiem, co potwierdzał jej wymalowany na twarzy, drapieżny uśmieszek.
W następnej chwili, chwyciłem ją za ubranie i uniosłem ponad ziemię. Widocznie zaskoczona moim zachowanie, jęknęła głucho, gdy uderzyła plecami o ścianę. Dziewczyna posłała mi groźne spojrzenie.
— Puść mnie! — krzyknęła głośno, próbując mi się wyrwać wierzgając i uderzając rękoma na oślep. — Nie rozumiesz co mówię?! Puszczaj mnie!
Po raz kolejny dałem jej posmakować mojego Sartagine, na które odpowiedziała wrzaskiem. Nim udało mi się pozbawić ją wszelkich sił, przechytrzyła mnie, kopiąc mnie w krocze. Puściłem ją i zsunąłem się na kolana, chwytając się za obolałe miejsce.
— Idiota — prychnęła, ruszając w ślad za swoją watahą, o ile tak można było nazwać zgraję jej zwierzaków.
Zakląłem cicho. Mogłem się po niej spodziewać takiej przebiegłości. Sądziłem, że uda mi się ją powstrzymać szybko i sprawie. Po raz kolejny przeliczyłem się. W żadnym stopniu nie mogłem podchodzić tak ignoracyjnie do takiej osoby jak Elaina. Jak widać mogła mnie przechytrzyć tyle razy, ile chciała.
Wstałem wolno i ruszyłem za dziewczyną, modląc się, aby nie zrobiła żadnego głupstwa. W końcu jej głupota mogła się odbić na mnie. Jako osoba, która jej nie powstrzymała, mogłem ponieść równie srogie konsekwencje co ona. W Rimear panowały pewne normy i zasady, których nie dało się ignorować. Trzeba było je przestrzegać.
Sunąc wzdłuż ściany, starałem się iść jak najszybciej. Nie było to prostym zadaniem, zważywszy na to, że z każdym krokiem, moje krocze bolało mnie coraz bardziej. Czasami żałowałem, że kobiety nauczyły się bronić w tak dobry sposób, aby położyć faceta jednym, sprawnym ruchem. Potrafiły być naprawdę przeklętymi istotami.
Myślałem nad tym, ile szkód mogła wyrządzić Elaina, dopóki jej nie znajdę. Każdy scenariusz był gorszy od poprzedniego. Z pewnością szkód było mnóstwo, a konsekwencje jej zachowania bardziej srogie. Wypuściłem powietrze z głośnym świstem.
Moje rozmyślania przerwało ciało leżące na końcu korytarza. Podszedłem bliżej. Był to naukowiec. Jego krew była dosłownie wszędzie — spływała po białych ścianach, pobrudziła biały uniform naukowca, a także utworzyła wokół niego kałużę, której nie mogłem ominąć. Wdepłem w krew i idąc dalej, pozostawiałem za sobą burgundowe ślady.
Elaina w każdym razie musiała być niedaleko.

< Elaina? Wybacz, że tak długo to trwało. >.< >

G66 - Anjika Lävelova


KONTAKT: Celica
http://orig07.deviantart.net/7c30/f/2011/111/5/3/divider_ii_by_rbsrdesigns-d3ejqrj.png
IMIĘ & NAZWISKO: Anjika Lävelova(czyt. Laevelova)
PSEUDONIM: An lub Anji, lub Anii
WIEK: 16lat i 6 miesięcy
PŁEĆ: Kobieta
STOSUNKI: Dopiero co została wysłana do ośrodka. Jednak po drogich rzeczach, które ze sobą zabrała wnioskuje, że jej rodzice byli bogaci. Oraz dzięki historii choroby wie z jakiego miasta pochodzi.
ORIENTACJA: Heteroseksualizm
SYMPATIA: miała kiedyś chłopca. jednak musiała z nim zerwać. i tyle. Na razie nie chce się z nikim wiązać, gdyż podświadomie wie że ktoś ją zranił.
W ZWIĄZKU Z: tak jak napisałam wyżej
CHARAKTER: An jest bardzo spokojną 16 latką. Lubi ciszę i spokój. Chociaż też trudno zidentyfikować ją pod względem uczuć. Zwykle jednak się uśmiecha, jednak nikt nie wie ile smutku może ukrywać się za tą uśmiechniętą buzią. Ona po prostu maskuje wszystkie swoje uczucia. Tak została nauczona. "Panienka z dobrego domu nie pokazuje swego zmęczenia, nie zadowolenia, nie marudzi, nie narzeka, nie płacze."Pamięta te słowa mówione zapewne przez jej ojca. Nawet jak jest smutna pamięta o tych słowach. W innymi słowy jest grzeczna i perfekcyjna na każdym kroczku i miejscu. Pilnuje się. Tak jak wspomniałam na początku lubi ciszę i spokój. Przeszkadzają jej osoby przesadnie głośne i wulgarne. Woli na przykład poczytać w samotności niż obracać się w gronie znajomych, jednak kiedy ma dość kogoś to mimo wszystko stara się być grzeczna. Jest chłodna i podchodzi z dystansem do nowo poznanych osób w szczególności do przedstawicieli płci przeciwnej. Jako skandynawka lubi ciepłe napoje i na pewno nie przeszkadza jej zimno. Ale lubi też ciepłe dni. Spokojne usposobienie sprawia, że ludzie lubią z nią rozmawiać na mądre tematy. Ale jak to się mówi każdy kij ma dwa końce, są dwie strony medalu. Anii jest samotna. Zawsze ludzie liczyli na wpływy jej rodziny. Dlatego jest nieufna. Łatwo czasem ją zdenerwować co jest dość niebezpieczne. Zazwyczaj stara się być sobą, ale na grzeczny sposób. Po prostu co tu dużo mówić. Trzeba ją dobrze poznać, żeby zrozumieć cały jej charakter i zachowania.
APARYCJA: An jest nie wysoka na swój wiek, przez co trudno jej dostać się do rzeczy zbyt wysoko. Ale jest też filigranowa i szczupła. Kruczoczarne włosy nosi proste i rozpuszczone chyba, że na jakiś trening lub uroczystość. Skórę ma bladą, ale to wina choroby. Oczy zmieniają kolor zależnie od emocji. Jednak zwykle są błękitne. Nosi okulary, gdyż ma wadę wzroku nieznaczną,ale ma, ale też po to żeby hamować pewne niebezpieczne umiejętności. Często nosi czarny mundurek z czerwonymi szczegółami. Mimo drobnej budowy jest niezwykle silna. Potrafi przewrócić postawnego chłopaka, gdyż zna sztuki walki. Potrafi zrobić ze wszystkiego broń. Nawet z kawałeczka szkła czy parasolki. Bozia niestety nie obdarowała jej wydatnymi kobiecymi kształtami, ale ona uważa nawet, że to dobrze, bo nie bujające się piersi nie krępują jej ruchów. Jest odporna chłód, gdyż wychowała się w chłodnym klimacie. Jej drobną i szczupłą twarz często zdobi uśmiech malinowych pełnych ust i białych perlistych zębów. To chyba tyle. Nie posiada żadnych znaków szczególnych, no może poza kryształową ważką na srebrnym łańcuszku, którą zawsze nosi. Nie rozstaje się z nią. Czy to pamiątka? Czy prezent? Nie wie.
DODATKOWE INFORMACJE:
  • Boi się wody, znaczy zamkniętych i nie tylko zbiornków wodnych(czyt. wrzucisz ją do wody to spanikuje)
  • Lubi tworzyć lalki, w jej domu więc wszędzie jest pełno części lalek.
  • Jej imię oznacza błogosławiona, gdyż była długo wyczekiwanym dzieckiem.
  • Lubi burzę
  • Kolekcjonuje straszne, wyglądające jak żywe lalki
  • Lubi się przebierać.Zakłada wtedy fikuśne, falbaniaste sukienki i peruke.
  • Lubi frytki i hamburgery, ale wciąż jest wręcz anorektycznie chuda
  • Ma ostrą anemie, bierze całe góry leków.
  • Lubi róże, szczególnie fioletowe i niebieskie
  • Nie boi się pająków, węży, jaszczurek.
  • Lubi się bawić nożyczkami
  • Lubi deszcz i spacerować w nim, bez parasolki. Co niekoniecznie jest dobre dla jej zdrowia.
  • Jest wierząca, więc w wielu swoich strojach nosi symbole chrześcijaństwa.
  • Czasem puszcza się jej krew z nosa przez anemie
  • Czasem zdarza się jej zemdleć.
  • Potrafi walczyć wszelkim rodzajem oręża.
  • Jej oczy zmieniają kolor zależnie od emocji, które skrzętnie potrafi maskować. Zwykle są niebieskie. Wszyscy myślą, że nosi soczewki, dlatego czasem ma oczy brązowe, czasem niebieskie, czasem fioletowe itd.
  • Nosi okulary, to blokuje pewne umiejętności związane z oczami dopóki ich nie opanuje. Już wcześniej nosiła je ale tylko do czytania więc noszenie na stałe jej nie przeszkadza.
  • potrafi grać na pianinie, skrzypcach, flecie i kilku innych instrumentów i także śpiewać jak na dobrze ułożoną panienkę przystało.
  • umie tańczyć, najbardziej lubi taniec z wachlarzem
  • Tworzy rysunki i wiersze. To pomaga jej zostać “na miejscu” w domu.
  • Pisze opowiadania
  • Jej ojczyzną jest Francja, jednak urodziła się i wychowała w Finlandii w dużej willi w chłodnych lasach. Na święta jeździła do Szwecji. Kocha lód i zimę.
  • Na wakacje zawsze jeździła nad ciepłe morze, do Francji by poznała trochę ojczyznę jej matki.
  • Kiedy była malutka i jeździła na zamarzniętym jeziorze na łyżwach wpadła do przerębla gdyż złamała się jej łyżwa. Od tego czasu boi się wody.
  • Czyta, bardzo, bardzo dużo. Więc nie tylko lalki, ale i książki są wszędzie w jej domu. Na krzesłach, na półkach, regałach. Cały pokój gościnny jest obstawiony regałami wypełnionymi po brzegi książkami. Książki piętrzą się też w stostach na podłodze.
  • Nie lubi kawy
  • Zbiera kościotrupy, czaszki itp.
GŁOS: Mecano-Hijo de la Luna
INNE ZDJĘCIA: [x] [x] [x] [x] [x]

http://orig07.deviantart.net/7c30/f/2011/111/5/3/divider_ii_by_rbsrdesigns-d3ejqrj.png
ARCANA
NUMERACJA: G66
RODZAJ: Gamma
NAZWA: Tsuki Otome (panienka księżyca)
KOLOR AURY: 8F0094
RANGA: 1
PD: 350pkt
OPIS: Jest to dość niezwykły Arcan. Posiada magiczne i fizyczne umiejętności. Jednak jako słabowita dziewczynka więcej powinno być magicznych. Czym z fizycznych może się pochwalić? Jej silną stroną jest to, że jest wygimnastykowana i zwinna. A także potrafi no cóż walczyć różnym rodzajem oręża. Co do magicznych zdolności potrafi posługiwać się różnymi znakami. Jej moc zależna jest od księżyca i najpotężniejsza jest w nocy. Jeśli księżyc jest w pełni lepiej by byle Arcana nie wchodziła jej w drogę, natomiast w czasie nowiu nie potrafiłaby stawić czoła nawet najsłabszej Arcanie.
ATAKI:
  • Nōto uta no yoru (śpiewająca nuta nocy) - atak głównie skupia się na dragniach powietrza. Potrafi wydać z siebie dźwięk, który może ogłuszyć kogoś kto w porę nie zasłoni uszu. Używa tego jednak bardzo rzadko.
  • Shinoiro (kolor śmierci) - jest to bardziej umiejętność niż atak. Potrafi ujrzeć wokół kogoś tzw. “kolor śmierci” oznacza to, że ten ktoś niedługo umrze. To tylko taki “dodatek” wywołany którymś tam lekiem.
  • Tsuki no kisu (księżycowy pocałunek) - polega to na umiejętności zgaszenia wszystkich świateł wokoło. 
  • Kage no gensō (iluzja cienia) - umie utkać z cienia iluzje. Potrafi dzięki tej umiejętności się ukryć
  • Chēnmūn (łańcuch księżyca) - jest to atak polegający na tym że z jej dłoni wysuwają się potężne łańcuchy mogące spętać przeciwnika.
  • Yami no ejji (ostrze mroku) - potrafi sprawić by mroczne ostrze wystrzeliło nagle z ciemności przebijając przeciwnika
  • Mizu no tsuki (wodny księżyc) - manipulacja monotlenkiem diwodoru. Potrafi sprawić, że zaleje przeciwnika, utopi go.
  • Tsubasa no tsuki no kami (skrzydła boga księżyca) -dzięki temu może latać. Serio. Pojawiają się wtedy wielkie czarne skrzydła na jej plecach.
  • Buki no yūutsu (broń mroku) - mrok jest jej sprzymierzeńcem. Potrafi z niego utkać dowolny rodzaj broni. 
  • Naitoshīrudo (nocna tarcza) - jak sama nazwa wskazuje, jest to tarcza która otacza dziewczynę, chroniąc ją przed atakami.
  • Akai tsuki (czerwony księżyc) -jest to atak ściśle związany z Arcaną. Podobny do “Szału”, posiada niszczycielską siłę. Lepiej żeby nikt nie wprowadził jej w ten stan. Wtedy jej oczy błyszczą rubinowo, jak u wampira. Lepiej nie wchodzić jej wtedy w drogę. A najlepiej związać i zamknąć w piwnicy by się uspokoiła. Okulary blokują umiejętnośc akai tsuki, bo mogłaby komuś zrobić krzywde.
  • Kagmi no tsuki (zwierciadło księżyca) - związane z jej skórą. potrafi stać się niewidzialna-wróć, odbić światło tak, że staje się niedostrzegalne.

B99 - Aaron Argent

KONTAKT: Green1000 | nutka534@gmailcom
IMIĘ & NAZWISKO: Aaron Argent
PSEUDONIM: Można się spotkać z ludźmi nazywającymi go Księciem ze względu na charakter.
WIEK: 22 lata
PŁEĆ: Mężczyzna
STOSUNKI: Neutralnie nastawiony na większość otaczających go bodźców, nawet do naukowców. Wiecznie zmęczony nie ma siły na spotkania czy pomoc innym, dlatego unika takich sytuacji. Wydaje się, że separuje się od innych. Jeśli ktoś zdoła go zagadać, to kto wie, co się stanie?
ORIENTACJA: Heteroseksualizm
SYMPATIA: ---
W ZWIĄZKU Z: ---
CHARAKTER: Aaron nie jest typem osoby, która chowa swój charakter i zastępuje go jakąś prymitywną wersją. Nic z tych rzeczy; przy pierwszym spotkaniu wyraźnie widać czarno na białym jaki jest. Nie chce mu się marnować energii na udawanie kogoś innego. Z reguły spokojny, panujący nad sobą, nieco zdystansowany może i nawet poważny w niektórych sytuacjach. Niedostępny i to przez wielkie "N", a nawet apatyczny. Nie jest skory do rozmów, a wręcz ich unika przez jego niechęć do obcych i nowości; ciężko jest się mu przestawić na coś nowego. Można do niego mówić w nieskończoność, a i tak nie odpowie; słyszy tylko to, co chce usłyszeć. Arogant jakich mało. Słowa jakie wypowiada do większości są przesycone sarkazmem i kąśliwymi uwagami, a chłopak uwielbia prowokować w ten sposób, zwłaszcza, kiedy wie, iż ma przewagę, chociaż nawet bez niej nieźle cwaniakuje. Aby zaczął się do kogoś odzywać, potrzeba trochę czasu. Podejmuje się rozmów, jednak z pewnym, niewidocznym dla wielu dystansem - rozmawia tak, jakby wypowiadane słowa dużo go kosztowały, nigdy nie przebiera w słowach i jest raczej bezpośredni. Nie wychyla się przed tłum, nigdzie nie musi być pierwszy, pośpiech również jest u niego rzadko widziany, to jest jedna z zalet Aarona - nie jest w żaden sposób nachalny. Większość rozkazów wypełnia bez żadnego "ale", daje wrażenie uległego i lojalnego, jednak tylko w towarzystwie osób równych jemu i wyższych. Księciu często zdarza się zmieniać zdanie, tym samym lekceważyć zagrożenie całkowicie ignorując wszystkie zasady. Ma w sobie coś buntowniczego. Spostrzegawczy i inteligentny; zapamiętuje rzeczy i szczegóły, o których inni nie pomyśleliby, co dobrze wykorzystuje na wiele rozmaitych sposobów, jego blade oczy wyłapią większość usterek, a bardzo dobrze wykorzystuje zdobyte informacje; jego logiczne myślenie może zadziwić. Argent lubi bawić się innymi - tak ciągnąć dialog, że rozmówca parokrotnie potrafi zmienić zdanie; jego siła perswazji i zdolność manipulowania innymi jest niewiarygodna, z łatwością owinie sobie ciebie wokół palca, pieprzony manipulator, dodatkowo uwielbia komplikować, gmatwać, gdyż bawi go czyjeś rozdrażnienie. Mistrz pertraktacji. Nie jest tak głupi na jakiego czasami wygląda. Często wpatruje się w inne osoby, nawet bez powodu, a jego wzrok może być po czasie przytłaczający, gdyż przy rozmowie wpatruje się swoimi mlecznymi gałami w twoje bez żadnych krępacji. W jego głowie panuje istny chaos. Jego umysł wytwarza czasami tysiące myśli, pomysłów, które nie zawsze są ze sobą powiązane. Podświadomość często sie z nim gryzie; zdarza mu się przez to zawiesić podczas rozmowy, zapominając o czym mówił i po co.. Dusza towarzystwa, a jednocześnie praca z grupą idzie mu ciężko ze względu na jego niezależność i upartość. Białowłosy jest osobą nadzwyczaj ciekawską. Uwielbia wtrącać nos w nie swoje spawy, nawet jeśli grozi to kłopotami. Kiedy chce sie czegoś dowiedzieć, będzie zadręczać cię pytaniami, aż w końcu pękniesz. Stworzenie znane ze swojego poczucia humoru, uśmiechu, który od czasu do czasu wpełznie na jego twarz. Cholernie pomocny, ale na swój osobisty sposób. Nie pomaga otwarcie, więc jego pomocy po prostu nie da się zauważyć, zwłaszcza, ze zakrywa ją jego arogancka aura. Jednak może znajdzie sie ktoś, kto to w końcu zauważy. Wierny do tego stopnia, iż jest w stanie ponieść konsekwencje za ukochaną osobę, dziwne, prawda? Może to dziwne i do niego niepodobne, ale mocno przywiązuje się do innych, a ich utrata mocno wpływa na jego psychikę i charakter. Nie ukazuje tego, że potrzebuje drugiej osoby, sam nie wie, dlaczego. Miał dużo znajomych, jednak ani jednego przyjaciela. Kogoś, z którym spędziłby czas i to nie tylko w klubie czy w mieście. Może kogoś by znalazł, jednak przez tłum jaki go otaczał nikt nie zauważał jego samotności. Wychował się samotnie, więc i do samotności się przyzwyczaił. Bywa przez to szorstki i ostry, jakby zapomniał, jak zachować się przy drugiej osobie. Ceni sobie zaufanie, a każdy sekret zatrzymuje dla siebie; prędzej uciąłby sobie język, niż się wygadał. Co do szczerości... cóż, nagina prawdę jedynie dla dobra innych. Jeśli chodzi o płeć piękną - nie jest kobieciarzem, choć z początku daje takie wrażenie. Chłopak nie czuje dystansu pomiędzy nim, a dziewczyną, dlatego proszę się nie przerazić, jeśli nagle jego twarz znajdzie się pięć centymetrów od twojej czy oprze się o plecy, bądź położy na kimś, bo tak będzie mu wygodniej. Zachowuje się niekiedy jak szczeniak. Uwielbia być drapany, kocha siedzieć pod kocem, w ciepłych miejscach, przytulać się. Szarmancki, delikatny, romantyczny, nie będzie to nic dziwnego, jeśli powie do którejś "my lady". Czy można go zranić? Powiedziałabym, że nie, ale każdy ma uczucia, prawda? Książę jest stworzeniem, które nie przejmuje się zdaniem innych, a przynajmniej na takiego wygląda. Ma głęboko gdzieś obelgi na jego temat, a często "przykre" słowa go po prostu bawią, bo wie, iż może dopłacić się tym samym. Rzadko się gniewa, chyba że coś mu nie wychodzi, bądź coś nie idzie po jego myśli - istny perfekcjonista. Kiedy coś mu nie wyjdzie jest w stanie zacząć od początku. Cierpliwy, jednak do czasu. Irytują go osoby, które przerywają mu w pół zdania, przedrzeźniają, nie znają słowa "nie". Stara dusić w sobie gniew, jednak mimo opanowania, może niespodziewanie wybuchnąć i zniszczyć wszystkich dookoła, a w tedy jego altruizm znika, potrafi pokazać swoją złą stronę. Nie kryje przekleństw czy wyzwisk. Cechą, której nikt się po nim nie spodziewa jest bezczelność, która nie zna granic. Jest w stanie napluć w twarz dosłownie każdemu (a zdarza się to dosyć często), aczkolwiek zna umiar i wie, kiedy mówi za wiele.
APARYCJA: Patrząc na dwudziestolatka na pewno zadrzesz podbródek. Chłopak mierzy sobie sto osiemdziesiąt cztery centymetry wzrostu - podobno geny ojca. Może żyrafą nie jest, ale zdarza mu się narzekać na swój wzrost. Dodajmy do tego szczupłe, elastyczne i na swój sposób umięśnione ciało. Dlaczego na swój sposób? Otóż Aaron nie jest przesadnie umięśniony. Zamiast mocnych zarysów mięśni czy idealnie - jego zdaniem przesadnie - wyrzeźbionego brzucha widać lekkie, delikatne ich zarysy. Nic szczególnego. Jakoś zawsze przyciągał swoim spojrzeniem. Jego tęczówki są niesamowicie bladego koloru, co daje wrażenie, jakby chłopak był niewidomy. Wokół źrenic prawie że białych ślepi można dostrzec również złotawe wstawki, jednak widoczne są jedynie w dziennym świetle. Jego szare, a właściwie szaroniebieskie, proste włosy średniej długości ułożone są w wiecznym nieładzie, raz odstają na boki, niektóre kosmyki wpadają mu na oczy i wydawać się może, że chłopak nie przywiązuje do nich żadnej uwagi - zdarzy mu się przeczesać je dłonią raz na jakiś czas. Jasna, przeciętna skóra pokryta jest w paru miejscach bliznami. Białe szramy pokrywają m.in. lewą dłoń - ślady po ugryzieniach -, lecz najwięcej ma ich na plecach - zazwyczaj od łopatki po skosie do biodra, tych dorobił się przy licznych upadkach. Nie są widoczne na pierwszy rzut oka, gdyż jasna skóra dobrze je maskuje, pomimo to, Książę nie przepada za ukazywaniem ich. Ubiera się luźno, ale i schludnie za razem. Jedynej części garderoby, której nigdy nie zmieni to buty - konkretnie tenisówki, w których chodzi trzysta sześćdziesiąt pięć dni w roku - oraz płaszcz, koniecznie czarny.
DODATKOWE INFORMACJE:

  • Uwielbia, kiedy mizia się go po głowie, włosach. Zacznij tak robić, a już jest twój.
  • Typowy alergik - ma alergię na trawy, drzewa, kurz, kocią i psią ślinę oraz podszerstek, soki niektórych owoców jak jabłka czy gruszki. Na dobicie człowieka, od dziecka choruje na astmę oskrzelową.
  • Cierpi na bezsenność. Pomimo nakazu przyjmowania leków nasennych, chłopak odstawił prochy. Wszędzie chodzi zmęczony, drzemie tam, gdzie tylko zdoła, co z tego, że nie na długo.
  • Boi się głębokości lub zbiorników, gdzie nie widać dna. Tej fobii dorobił się w wieku sześciu lat, kiedy razem z ojcem i siostrą był nad jeziorem. Jesienny, słoneczny dzień; nie mogło być lepiej. Wszystko się jednak zmieniło, kiedy drewniany pomost na którym stał załamał się. Chłopak, co chwilę przygniatany kolejnymi belkami nie mógł się wydostać na powierzchnie
  • Podobno pachnie cynamonem, jeszcze inni czują woń wiśni, jednak nie zdołał wyczuć u siebie żadnego zapachu.
  • Nie lubi kawy, soków oraz nie przepada za alkoholem, jednakże jeśli w jakiś magiczny sposób upije się białowłosego, to zaczyna być szczery do bólu. Nie bredzi jak większość, paradoksalnie zachowuje trzeźwość umysłu - ciężko jest odróżnić, kiedy jest nietrzeźwy
  • Leworęczny. Dodatkowo, dzięki długim, szczupłym palcom jest stworzony do gry na fortepianie i właśnie w tym się specjalizuje. Uwielbia dźwięk owego instrumentu i nie zamieniłby go na żaden inny.
  • Perfekcyjnie jeździ na rolkach i łyżwach. Są to jego ulubione sporty.
  • Kocha patrzeć w gwiazdy.

GŁOS: Twenty One Pilots
ZDJĘCIA: [x] [x]

ARCANA
NUMERACJA: 99
RODZAJ: Beta
NAZWA: Veneno (łac. Trująca krew)
KOLOR AURY: Siny #8AA4B7
RANGA: 1
PD: 500pkt
OPIS: W przypadku Aarona, Arcana dobrała się do krwi chłopaka, co można wywnioskować z samej nazwy. Ciesz krążąca po ciele chłopaka jest mieszanką krwi i rtęci, dlatego nazwano ją 'trującą'. Widoczną różnicą jest kolor, który z rdzawego przeszedł w głęboką czerń, a zależnie od ataku, fragmentami przybiera srebrny odcień. Jej właściwości również uległy zmianie i to głównie one zajmują główną rolę. Przede wszystkim ma właściwość szybkiego krzepnięcia, co nie tylko chroni ciało dwudziestolatka, sprawiając, że rany goją się natychmiastowo , ale i daje możliwość manipulowania nią, przez odpowiednie ułożenie rąk. Ruchy rąk zazwyczaj odpowiadają ruchom krwi. Rtęć zawarta w krwi rozpuszcza różnorakie metale, więc chcąc unieszkodliwić Aarona, przez zablokowanie jego mocy, osłabić, należy załatwić go żelazem bądź platyną, gdyż tylko z tymi metalami rtęć nie reaguje.
ATAKI:
  • Nigrum - Najczęściej używany i jedyny atak, który nie ogranicza się do jednej postaci. Stróżki krwi, przypominające wstążki służą przede wszystkim za ostrza. Choć w płynnej formie, zmanipulowane odpowiednio szybko i zręcznie, potrafią przeciąć niejedną materie. Strużki mogą też z łatwością zablokować atak, pod warunkiem, że nie zetkną się z cząstką żelaza bądź platyny, gdyż po kontakcie z nimi, krew rozpada się, nawet po nadanej jej twardości.
  • Argentum - Jak wspomniałam wcześniej, krew ma fragmentami srebrny odcień, ze względu na rtęć o owym kolorze. Ataku używa w celu podtrucia rtęcią przeciwnika. Jego krew nie przypomina już wstążki, a cienkie, prawie niezauważalne igły, które posyła w stronę nieprzyjaciela. Wbite w ciało, natychmiast się wchłaniają. Objawami podtrucia są m.in. zawroty głowy, drgawki i halucynacje, przez które nie można się skupić. Objawy mijają wraz z wymiotowaniem czarnej cieczy. Oczywiście czynność przychodzi sama, z czasem.

Od Mai - C.D Natsume

Przez deszcz szliśmy przyśpieszonym krokiem, żeby moknąć jak najkrócej jednak już po chwili byliśmy cali mokrzy. Dobrze, że studzienki odprowadzające wodę dobrze spełniały swoje zadanie, bo pewnie ta sięgała by nam za kostki. Oczywiście w głębszych kałużach pewnie tak było. Gdy już dotarliśmy do budynku wpisałam kod i weszliśmy do klatki schodowej. Gdy wchodziliśmy po schodach i szliśmy korytarzem szukałam kluczy. Jednak nie mogłam ich znaleźć. Pewnie mi wypadły gdzieś po drodze - pomyślałam. Nie było opcji aby zostały w starym ubraniu bo bym to poczuła. Pod drzwiami przeszukałam jeszcze raz kieszenie.
-Ups -powiedziałam
- Coś się stało - zapytał patrząc na mnie. Pewnie nie spodziewał się tego co powiem.
- Zgubiłam klucze - oświadczyłam - Wypadły mi gdzieś po drodze. Poczekaj. Zaraz wracam - rzuciłam nie dając szansy odpowiedzieć chłopakowi i szybko pobiegłam w kierunku wyjścia. Przypomniałam sobie drogę obie strony i zaczęłam podążać ścieżką. Najpierw przeszukałam drogę w stronę bloku Natsume, a potem drogę, którą tam szłam. I nic. Zajęło mi to może dziesięć minut. Następnie poszłam do sali treningowej. Leżały tam. Trzy klucze z zawieszką kotka z uniesioną łapką. Podniosłam je i chciałam już wracać, gdy ujrzałam stojącego nade mną chłopaka. Nie kojarzyłam go. Osobnik zaś najwidoczniej mnie tak, bo pochylił się nade mną.
- Przekaż swojemu bratu żeby uważał, bo nie tylko on tego pożałuje - powiedział cicho , jednocześnie tak wyraźnie i przerażająco, że w odpowiedzi tylko szybko pokiwałam głową i ruszyłam w kierunku mieszkania jak najszybciej. Kiedy miałam już wejść do budynku zauważyłam, że chłopak z niego wychodzi.
- Już jestem! - oświadczyłam i stanęłam przed nim.
- Widzę - odparł - Długo Ci zeszło, dlatego chciałem sprawdzić jak idą poszukiwanie
- Nie wiem jak ty - zmieniłam temat - ale ja już nie chcę stać na tym deszczu. Wejdźmy do środka - zaproponowałam,a chłopak się zgodził. W mieszkaniu, tuż po przekroczeniu progu automatycznie posłałam kulę ognia do kominka aby w nim rozpalić. Zamieniając kilka zdań z chłopakiem jednocześnie dałam mu ręcznik i nastawiłam gorącą czekoladę aby się rozgrzał. Sama poszłam szybko się przebrać. Podczas gdy przebierałam się rozmyślałam o tym co się zdarzyło w sali treningowej. Jake nie mówił mi, że ma jakichkolwiek wrogów lub przynajmniej takich, którzy stwarzali zagrożenie. Albo mi o czymś nie mówił, albo to była pomyłka. Stawiałam raczej na drugie. Zawsze byliśmy wobec siebie szczerzy. Szybko więc pozbyłam się tych myśli i przebrana już w jeansy i czarną bluzę. Chłopak nadal suszył się ręcznikami, które mu dałam. Niestety nie mogłam mu zaoferować jakiś ubrań, bo najzwyczajniej ich nie miałam. Gdy skończył wzięłam je i rozwiesiłam wraz z moimi ubraniami w osobnym pokoju. Następnie podałam Natsume kubek z gorącą czekoladą.
- Dziękuje - uśmiechną się biorąc ode mnie napój.
- Proszę bardzo - odparłam. Zabawne rola gospodarza i gościa się odwróciła w przeciągu parunastu minut.
- Tak właściwie - zaczął - Czemu wyszłaś w taki deszcz?
- Do brata - odpowiedziałam szczerze - Mieszka w innym bloku. Miałam do niego parę spraw ale mogą poczekać - dodałam szybko - Spędzamy ze sobą sporo czasu odkąd tu trafiliśmy
- Widać macie bardzo dobre relacje - stwierdził
- Tak - miał całkowitą rację. Jake był dla mnie jak przyjaciel. Taki najbliższy. Nigdy nie pozwoliłby aby mi się coś stało. Jednocześnie ja go wspierałam zawsze i pomagałam mu z jego problemami. Byliśmy nierozłączni i tak zostało nawet po trafieniu tutaj. Rozejrzałam się po pokoju. Mój nawet nie był w odrobinie podobny do apartamentu (bo tak można było go nazwać)Natsume. Nie zauważyłam jak minęły dwie godziny odkąd weszliśmy do mieszkania. Przyjemnie mi się rozmawiało z chłopakiem. Nagle blisko nas rozległ się głośny huk. Szybko wyszliśmy na korytarz. Okazało się, że w mieszkaniu obok przewróciła się szafa. Po uzyskaniu tej informacji wróciliśmy do pokoju.

<Natsume?>

sobota, 30 lipca 2016

Od Leo - C.D Hyou

Właśnie w tym momencie do moich drzwi musiał zapukać nie kto inny jak we własnej osobie Raphael?! Ja to muszę mieć naprawdę wielkie szczęście. Jeżeli on zobaczy mnie z Hyou to już nigdy się do mnie nie odezwie, pomijając fakt, że ta dziewczyna w jakiś sposób mu się podoba (nie wnikajmy w to jak on okazuje jej swoje uczucia). Obróciłem głowę w taki sposób, by kontem fioletowego oka dojrzeć dziewczynę o srebrnych włosach. Miałem wrażenie, że w jej oczach pojawiło się teraz coś w rodzaju pewnego pożądania. Ohoho jaka niegrzeczna, szkoda tylko, że ani ja nie mogę tego zrobić, ani ona. Powodów było mnóstwo, ale tylko my znaliśmy te najważniejsze i w sumie żadne nie chciało go zdradzić swojemu towarzyszowi. Skoro już tak trzymała moją dłoń, to ja w odpowiedzi na to podniosłem ją lekko do góry, pochyliłem się minimalnie bo jednak różnica wzrostu była na tyle duża, że przez przypadek mogłaby jej zdrętwieć łapka, a na sam koniec pozwoliłem by jej blade palce zetknęły się z moim delikatnym policzkiem. Zamknąłem na chwilę oczy, a kiedy je otworzyłem, wlepiłem je głęboko w złote ślepia Sigmy naprzeciwko. Miałem wrażenie, że moje spojrzenie przeszywa ją do tego stopnia, iż nawet gdyby chciała nie mogłaby odwrócić wzroku.
-Przecież nie ucieknę, nawet jeśli puszczę twoją dłoń. - mruknąłem cicho tylko dlatego, żeby ten natarczywy przybysz nie usłyszał nic przez te cienkie ściany. Konfident jeden, chciałby dosłownie wszystko wiedzieć tak jak mój starszy braciszek.
-Ale…- chciała coś powiedzieć, ale jak widać moje spojrzenie skutecznie ją uciszyło, aczkolwiek skwaszona, niezadowolona minka pozostała. Puściła bardzo niechętnie moją dłoń, wyszedłem z pokoju kierując się do drzwi frontowych, ale kiedy już miałem chwycić za ich klamkę: Hyou bardzo szybko znalazła się przede mną.

https://s-media-cache-ak0.pinimg.com/564x/eb/1b/dc/eb1bdc7beed67f956edc541ce7080d16.jpgNaparła na mnie obiema dłońmi, właściwie całym ciężarem swojego ciała co spowodowało, ze cofnąłem się o dwa… może trzy kroki do tyłu. Następnie złapała mnie delikatnie za dłoń i kiedy tylko zerknąłem na nią lekko zdziwiony, ta bez większych ceregieli przewróciła mnie na sofę. Oho, ja wiedziałem, że z niej śmiała dziewczyna, ale byłem przekonana, że boi się do tego stopnia zaczepić chłopaka. Kiedy leżałem już przygwożdżony do kanapy, dziewczyna pochyliła się nade mną opierając obie swoje dłonie po dwóch stronach mojej głowy. Nie potrafiłem ukryć delikatnego zaskoczenia, które towarzyszyło mi właśnie w tej sytuacji. Może nie dlatego, że bałem się ich, po prostu myślałem, że Hyou nie jest w stanie posunąć się do czegoś podobnego.
-Nie otwieraj… - szepnęła wręcz błagając mnie o to. Dlaczego tak bardzo chciała żebym został, doskonale wiedziała, że chwila mojej słabości może potoczyć się różnie, a w momencie kiedy brakowało mi ciała i obecności kobiety, byłem w stanie przykleić się nawet do przysłowiowej „siostry”.
https://s-media-cache-ak0.pinimg.com/564x/ed/cf/e4/edcfe418ab4c9031b87f925ba6c61c22.jpgZanim udzieliłem jednoznacznej odpowiedzi, oparłem się na łokciach by nieco się podnieść i tym samym będąc teraz bliżej dziewczyny zapytałem:
-Ty naprawdę tego chcesz? - tym razem to mój przyciszony, nawet mógłbym powiedzieć „odprężony” głos naparł na nią z zamiarem uzyskania odpowiedzi. Czułem jej oddech na swojej twarzy, w dodatku nie był to taki zwykły, równomierny oddech.
-A będziesz delikatny? - zmrużyła oczy zalewając się pięknym, czerwonym rumieńcem, którego ciepło czułem aż na sobie. Nie mogłem się powstrzymać od cichego parsknięcia śmiechem, ona była naprawdę urocza, co sprawiało, że coraz bardziej chce ją dotknąć, pocałować, zatrzymać przy sobie.
-Nie zmuszaj się do czegoś na co nie jesteś jeszcze gotowa, przecież nie wymagam tego od ciebie, głupku. - podniosłem się do siadu cicho chichocząc, a dziewczyna w tym czasie zsunęła się z mojego brzucha na biodra. Jedną ręką oparłem się za sobą o kanapę, a drugą ułożyłem na jej szyi, na tyle wysoko, by mój kciuk spoczął na jej żuchwie. - Ej Hyou, wiesz, że nie zrobię ci krzywdy, prawda?

( Hyou? Sory, brak weny~)

Od Natsume - C.D Mai

 https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEiBtmcVLRThiqTTDiW0MeZa2ROkc1ft9ZeM5_YSGt5OFhmsV_QrNJVPQ4nh9hPKyCk_ER_wsZIg9T7dawnCy_kGM9x2nO3qpzMZRYzlpDeyoUDkONn_Wyn5Rb7gAvKgETKB4Z1bAdJGcTHv/s640/tumblr_lr02sq6p9H1qbghoko1_500.gif
Odwzajemniłem uśmiech, który błyskawicznie zszedł mi z twarzy kiedy spojrzałem na tego obrzydliwego kota. Teraz będzie się kleił i podlizywał… wstrętny sierściuch. Wziąłem od niej talerzyk, dopytując czy aby przypadkiem nie chce jeszcze trochę. Dziewczyna jednak zaprzeczyła i jeszcze raz podziękowała. Wyniosłem talerz, potem to umyję i wróciłem do salonu. Właśnie w tym momencie ktoś nacisnął klamkę od drzwi z mojego pokoju. Obudziłem ją awanturowaniem się na Madarę? Blondynka wyszła powoli z pokoju chwiejąc się na boki, szybko wstałem i pomogłem jej usiąść na kanapie.
- To też któryś z Twoich duchów? – zapytała Mai.
- Nie - uśmiechnąłem się – Pytałaś o pokoje… Taka ciekawostka, w moim apartamencie są aż trzy. Jeden zajmuje Tara…
- A… rozumiem, jest Twoją dziewczyną? – zapytała zaciekawiona
- Nie – zaśmiałem się – W sumie może masz rację, że jest duchem… Tara również jest Sigmą, a raczej była. Bo znajdowała się w moim Plutonie, do momentu kiedy nie zginęła. Trochę jej pomogłem Arcaną, ale jak widzisz… nie kontaktuje w pełni, z otaczającym ją światem. Swoją drogą, chyba Cię polubiła. – uśmiech zagościł na mojej twarzy kiedy tak im się przyglądałem.
Zazwyczaj nie interesowały mnie inne osoby, ale czułem się winny temu wszystkiemu co stało się Tarze. Mogłem temu zaradzić… przynajmniej tak mogę jej pomóc, chociaż nawet nie wiem czy ona by tego chciała. Jeszcze przez chwilę siedziałem tak bujając w obłokach, aż Madara nie zaczął mi machać łapką przed oczyma.
- Ziemia do Natsumeee – zaczął skakać po moich kolanach
Strzepnąłem go na bok, jednak nieco za mocno bo ten spadł z kanapy, turlając się kawałek po podłodze. Jednak zamiast wstać, on dalej turlał się po tej podłodze jak opętany. Tara patrząc na niego cicho się zaśmiała, rzadko słyszałem jak się śmieje, zazwyczaj cały czas się uśmiechała. Spojrzałem na zegarek, dochodziła godzina dziewiętnasta, czyli za jakieś piętnaście minut powinna przyjść Pani Sophie która pomagała mi z Tarą. Znaczy to nie tak, że sobie nie radziłem… po prostu nie zamierzałem dziewczynie pomagać przy kąpieli oraz przebieraniu się… (kto wie, może kiedyś wróci do normalności… i wtedy by mnie zabiła). Posiedzieliśmy jeszcze te kilkanaście minut, dopóki starsza kobieta nie pojawiła się w salonie. Nie posiadała żadnych umiejętności, które by odbiegały od tej ‘’normy społecznej’’ była po prostu zwykłą pracownicą ośrodka. Z tą różnicą, że nie spoglądała na nas tak jak inni. Miło mi się z nią rozmawiało, szczególnie, że podobno zna mnie od prawie dwudziestu lat… ja niestety tego nie pamiętam.
- To co Mai… chodź, odprowadzę Cię.
- Nie, nie trzeba naprawdę – wstała uśmiechając się.
- Wolałbym jednak to zrobić… - westchnąłem tym samym kończąc tą dyskusję.
Pomimo ciepłej temperatury, nadal padało tak więc wziąłem sobie nowy parasol, bo tamten przecież gdzieś przepadł. Mai ubrała swoje buty, które będąc na grzejniku zdążyły już wyschnąć.
- Gdzie dokładnie mieszkasz? – zapytałem kiedy wychodziliśmy.
- Nie daleko… trzy bloki dalej – powiedziała.
Blisko… ale i tak nie wiem, po co byliśmy tak porozstawiani. Na przykład taki budynek w którym były Sigmy. Aktualnie było tylko 6 Sigm (Tary nie liczę), a cały budynek był dla nas… więc jakieś ponad sto apartamentów stało puste? No ale trudno, może kiedyś nie będę miał całego piętra tylko dla siebie… Wyszliśmy z budynku, od razu rozkładając swoje parasole. W ciągu tych dwóch godzin, pogoda nie zmieniła się nawet odrobinę. Co, chcieli nas potopić czy jak? Normalnie już dawno przerwaliby deszcz po godzinie, a leje od rana i to jeszcze tak mocno…
- Chyba coś im się zepsuło – powiedziałem do dziewczyny.
- Tak sądzisz? – zapytała.
Wzruszyłem ramionami idąc dalej, średnio mnie to obchodzi. Wreszcie to oni będę musieli samodzielnie rozwiązać jakiś problem.

(Mai?)

Od Hyou - C.D Shino

 Gdy pierwsza zapowiedź świtu nadała niebu ciemnoniebieską barwę, przekręciłam się na bok, wciąż wpół pochłonięta przez dziwny, fantazyjny stan. Miałam wrażenie, że albo ciągle śnię, albo obudziłam się, a to tylko wymysły mojego nieprzytomnego umysłu. Ostatecznie to brzęczące komary przekonały mnie do tego, by dźwignąć się na nogi i uratować swoją skórę przed kolejnymi ukąszeniami. Nałożywszy na siebie krótki szlafroczek, ruszyłam, by zacząć robić ze sobą porządek. Rozczesywanie nocnych kołtunów, mycie zębów i wybranie jakichś losowych ubrań – te czynności pochłonęły mnie na mniej więcej godzinę czasu. Nic mnie nie zmuszało do tego, bym zaczęła się nagle spieszyć, jednak pusta lodówka, którą dostrzegłam za chwilę bardzo szybko sprawiła, że przypomniałam sobie o chwilowych problemach. Mimo że zawsze mogę pójść albo do Leo, albo do Raphael'a, by się najeść, tym razem chciałam zrobić coś sama, zabrać ostatnią kasę i uzupełnić opróżnione półki. W końcu zmusiłam się do wyjścia, zamykając apartament.
 Większość czasu nie natykałam się na nic ciekawego, sami przechodni, parę drzew postawionych w zamkniętych, trawiastych fragmentach Rimear. Resztę terenu pokrywał sam beton oraz wysokie, nowoczesne budynki i obijające się w ich szybach słońce. Aż moim oczom ukazał się specyficzny przypadek w postaci mojej niesfornej znajomej. Odruchowo widząc, jak jej głowa styka się z prętem, nie mogłam powstrzymać małego chichotu.
 – Bardzo kurwa śmieszne – warknęłam, patrząc w moją stronę z pewną rodzaju pogardą. Ale nie wyglądała mi na poważnie urażoną przez moją reakcję. – Będziesz mi to wypominać do końca życia?
 – Hę? Nie będę ci tego wypominać, choć mam wielką ochotę – nachyliłam się delikatnie, by być z nią na równi twarzą w twarz. – A jak kupię ci ciastka orzechowe to mi wybaczysz ten nagły napad śmiechu?
 Miałam wrażenie, że chce zabić mnie wzrokiem, ale po usłyszeniu mojej propozycji zauważyłam w nim także przebłysk zainteresowania. Potem, co ostatecznie mnie przekonało, to nieznaczne skinienie głową.
 – Gdzie się wybierasz? – zapytałam, nadążając kroku za zgarbioną nastolatką.
 – Do klubu ze striptizem, może chciałabyś się ze mną wybrać? – rzuciła kąśliwie, spoglądając spode łba.
 – Jest tuż za rogiem! – zaśmiałam się cicho, znów skazując się na jej pełne grozy spojrzenie. W prawdzie na mnie nie robiło już większego wrażenia, bo akceptowałam jej byt, ale to nie znaczy, że nie mogę czasem odpowiedzieć jej takim samym sarkazmem czy wredną zagrywką. Choć to kłóciłoby się z moim przyjaznym usposobieniem~ (no raczej nie xD)
 – No i chuj. – To była jej odpowiedź.
 – Ale najpierw muszę pójść do marketu, bo nie mam nic w lodówce – westchnęłam cicho, i w jednym momencie wyjęłam listę zakupów, przyglądając jej się z lekko przechyloną głową.
 Jak się okazało, resztę drogi dziewczyna siedziała cicho. Tak, powinnam się ową ciszą jak najdłużej rozkoszować, choć sama nie lubię takiej atmosfery... jestem za bardzo energiczna. Po jakimś czasie trafiłyśmy do wyznaczonego miejsca. O dziwo, moja towarzyszka zabrała koszyk i od razu rzuciła się w stronę półek. Nie mogła mi powiedzieć, że jest głodna? Ale z drugiej strony czego ja oczekuję, to jest Shino.
 Gdy po skreślonej liście zakupów zawróciłam, by iść do kasy, spotkał mnie niemiły incydent. Mianowicie Shino stała twarzą w twarz z ekspedientką i najprawdopodobniej chciała jak najszybciej mieć płatności za sobą. Złowrogi wzrok na jej twarzy z pewnością nie wróżył nic dobrego i wiedziałam, że za chwilę trzeba będzie interweniować. Dopiero gdy znalazłam się bliżej zamieszania, usłyszałam jak z ust Shino wydobywają się słowa w cholerę przepełnione chamstwem:
 – Może się pani pospieszyć? Nie mam całego dnia.
 – Hej, co jest? – Podbiegłam, z lekka zdyszana.
 – Ta baba nie umie liczyć! – warknęła cicho.
 Zaraz po tym spojrzałam na zakłopotaną minę ekspedientki. Była młoda, a jej oczy ledwo dostrzegłam przez długie, doklejane rzęsy. Obracała produkt w rękach, dopóki z dziwnej maszyny nie wydobyło się ciche „piiip”.

(Shino? Wiem, że jest chujowe, nieinspirujące, ale nie miałam weny na nic xD)

piątek, 29 lipca 2016

Od Lou - C.D Lee

Ten pocałunek w rękę mnie zaskoczył. Na tyle, że chyba się zarumieniłam. Facet był dżentelmenem. Ale ta akcja z kawą była dość niezwykła. Widać jest jej smakoszem. Po mojej głowie błąkały się myśli na temat nowopoznanej osoby. Jednak zastanawia mnie, czy mówiąc, że lubi pić, miał na myśli kawę czy alkohol? Chyba jednak to drugie. Fuj, jak można znajdować przyjemność w piciu czegoś tak okropnego jak napoje zakrapiane procentami? Na samą myśl o tym skrzywiłam się. Tak mi upłynęła droga do domku, gdzie natychmiast zdjęłam z siebie przemoczone rzeczy i weszłam pod gorący strumień prysznica. Byłam wyjątkowo śpiąca i już nie mogłam się doczekać chwili, kiedy mięciutka pościel okryje mnie delikatnie.
***
Moje niby niewinne bieganie po deszczu na bosaka i jedynie w skąpej sukience, poskutkowało przeziębieniem. Kiedy tylko się obudziłam, poczułam niemiłe pieczenie w gardle, przez co ledwo przełykałam ślinę. Poza tym miałam uporczywy katar i niedużą gorączkę. Postanowiłam nie ruszać się z domu przez następne parę dni. Na szczęście miałam co nieco zapasów, jeśli chodzi o jedzenie, więc nie musiałam się martwić o zakupy. Przez trzy dni leżałam i oglądałam głupie seriale albo drzemałam. Jednak rankiem czwartego dnia, miałam już tego cholernie dość. Na zewnątrz świeciło wesoło słońce, a przez uchylone okno do pokoju wpadał ciepły wiaterek, który zachęcał by wyjść z domu. Długo się nie zastanawiałam. Ubrałam się w letnią sukienkę w kwiatki, narzuciłam na nią przewiewny sweterek i założyłam białe trampki. Wyglądałam trochę, jak uczennica szkoły podstawowej, ale kij z tym. Idę zaczerpnąć świeżego powietrza! Zadowolona wyskoczyłam przed drzwi swojego domostwa i głęboko odetchnęłam. Jednak to super wrażenie popsuł mój nadal zatkany nos. Ciągle dokuczał mi katar, ale poza tym czułam się naprawdę dobrze. Ruszyłam szybkim krokiem, co w moim wykonaniu zaraz zamieniło się w trucht. Nie przemierzyłam zbyt wiele metrów od swojej siedziby, kiedy moją uwagę zwróciło kartonowe pudło, które stało pod wielkim drzewem. Samo pudło nie zainteresowałoby mnie wcale, gdyby nie fakt, że dolatywały z niego dziwne dźwięki. Ostrożnie podeszłam do podejrzanego obiektu. Zerknęłam do środka, a tam popiskiwały dwa malutkie szczeniaczki.
-Ale słodziaki! – Szepnęłam zachwycona. Jeden był cały bialutki, a drugi prawie cały czarny z białą plamą na pyszczku i szyi. Ukucnęłam przy maluszkach i  uważnie się rozejrzałam, czy w pobliżu nie znajduje się żaden potencjalny właściciel bądź ich mamusia. Ale nikogo nie dostrzegłam. Były samiutkie. Zaczęłam je delikatnie głaskać. Musiałam im jakoś pomóc. Nagle zawiał silniejszy wiatr, z drzewa zleciały jakieś dziwne pyłki, które podrażniły moją śluzówkę i oczy. Zaczęłam kichać i prychać. Szczeniaczki zapiszczały głośniej. Z oczu zaczęły mi lecieć łzy , a nos miałam cały zasmarkany. Wyciągnęłam chusteczkę i wytarłam nos. Kiedy chciałam otrzeć łzy za moimi plecami ukazał się wysoki cień.
-Co za spotkanie! Panienka Lou… Witam! – Obróciłam się i natrafiłam na złote spojrzenie.
-Cześć Lee! – Przywitałam się lekko zachrypniętym głosem. W dodatku byłam cała we łzach i miałam zapewne zaczerwieniony nos. Ciekawie musiało to wyglądać.
-Co tak klękasz pod tym drzewem? – Zagadnął z uśmieszkiem na ustach.
-Znalazłam dwa szczeniaczki… I one są całkiem same! – Zrobiłam smutną minkę. Przy moim głosie i wyglądzie musiało wyglądać to dość dramatycznie.
-Pokaż je. – Czarnowłosy uklęknął obok mnie tak, że stykaliśmy się ramionami. – Ale słodkie!
- Musimy im pomóc! – Pogłaskałam białą kuleczkę. – Chodźmy do mojego domu. Jest niedaleko. Tam dam im jeść i pomyślimy co dalej. Wchodzisz w to? – Zerknęłam na niego załzawionymi oczami, które wyrażały determinację. Jak nie będzie chciał pomóc, sama się nimi zajmę!


[Lee?]

Od Mai - C.D Natsume

Gościnność chłopaka lekko mnie zdziwiła. No bo kto zaprasza jakąś nieznajomą osobę do swojego mieszkania? Ja bym pewnie tak nie zrobiła. Gdy do pokoju wkroczył pół nagi mężczyzna omal nie zakrztusiłam się napojem podanym mi przez Natsume - jego imienia dowiedziałam się gdy owy człowiek wypowiedział jego imię. Najwidoczniej był to jego przyjaciel czy kolega, a może nawet brat? Gdy wylądował obok mnie na kanapie lekko się od niego odsunęłam i przyjrzałam się mu. Na twarzy miał czerwone znaki.
- Eeeeee - nie za bardzo wiedziałam co mam powiedzieć w tej sytuacji - Cześć?
- Madara - zwrócił się do niego Natsume tonem sygnalizującym aby zachowywał się inaczej
- Hej- uśmiechnął się i spojżał na chłopaka- Nie bądź taki. Przedstaw swoją koleżankę - powiedział patrząc to na mnie to na chłopaka. No i tu zaczął się schodek, bo nie przedstawiłam się. Chciałam się już odezwać ale zostałam uprzedzona.
- Mai Shine - odparł. Pewnie z faktu iż jest Sigmą wiedział to, bo oni mają dostęp do wielu danych. Na potwierdzenie jego słów pokiwałam głową jednocześnie zastanawiając sie do jakich jeszcze informacji mogli mieć dostęp. Nim zauważyłam towarzysz Natsume chwycił dwa ciastka i połknął - Możesz zrobić coś z sobą ?- zapytał go, a Madara pokiwał głową po czym zmienił się w kotka, co nie ukrywam zdziwiło mnie. Był teraz cały biały i puszysty. Popatrzył na mnie swoimi żółtymi oczkami.
- Jaki słodki - skomentowałam i podrapałam go za uszkiem zapominając o poprzedniej postaci, a zwierzak zaczął mruczeć. Delikatnie się uśmiechnęłam. Puszysta kulka wydawała się bardzo przyjazna.
- Podlizuje się - odezwał się chłopak
- Możliwe - nie przerywałam czynności - Myślałam, że pokoje są jedno osobowe w większości - Ale w tej postaci jest bardzo uroczy.
- Madera jest duchem - oświadczył i rozwiał wszelkie moje wątpliwości.
- Aha - na mojej twarzy widniał niemal stoicki spokój. Jedną ręką sięgnęłam po ciastko - Dobre - uśmiechnęłam się w kierunku Natsume

<Natsume?>

Od Lee - C.D Lou

 Ta sytuacja tylko uświadomiła mnie, jak bardzo nie znam tej dziewczyny. Ale czego oczekiwałem? Dwie godziny znajomości to trochę za mało, by przejrzeć kogoś na wylot. Jednak nie ukrywam, że oczekiwałem czegoś zupełnie innego. Przed tym, co się stało, widniała scena dosłownie żywcem wyrwana z amerykańskich filmów dla samotnych kobiet, a co nagle taki zwrot akcji. No cóż, nie mam pytań.
 Odgarnąwszy mokrą od deszczu grzywkę, ponownie spojrzałem niemrawo na nowo poznaną koleżankę. Jej mina była wręcz diabelsko zadowolona.
 – To co, idziemy na tę herbatkę? – uśmiechnęła się niewinnie.
 – Tak, to chyba będzie dobry moment. – Nałożyłem na siebie kurtkę, którą dziewczyna odrzuciła i skierowaliśmy się w stronę kawiarni. Gdy tylko moje zmarznięte ciało wkroczyło do przytulnego pomieszczenia, pochłonęła mnie niepojęta ulga i ciepło. Bez zbędnego biadolenia zajęliśmy miejsce przy dużym oknie. Ciągle nie miałem słów, by opisać sytuację sprzed kilku chwil.
 Podeszła do nas kelnerka.
 – Dzień dobry! Co podać? – Jej promieniujący uśmiech niemal na zawsze przepędził atmosferę, która nie zadowalała oka na zewnątrz. Mimo to, pytanie jakie do nas skierowała wydawało się stłumione przez obijające się o szybę krople deszczu.
 – Kawę, byle dobrą. – Założyłem ręce na klatkę piersiową i lekko rozluźniłem nogi, zakładając jedną na drugą.
 Lou poprosiła o herbatę, co zresztą wcześniej mówiła. Po zaledwie kilku momentach znów siedzieliśmy twarzą w twarz, lecz jedyne co docierało do mnie, to szepty i rozmowy otaczających nas osób. Tak, milczeliśmy i to na pewno nie jest dobre rozpoczęcie znajomości. W końcu zmusiłem swoje usta do mówienia:
 – Wiesz co? Gdy na ciebie spojrzałem, myślałem, że nie jesteś zdolna do takich rzeczy – stwierdziłem, mając na uwadze złodzieja i tę całą farsę. Moją twarz przeciął uśmieszek.
 – Nie oceniaj książki po okładce – przyznała, przy czym chwyciła za ucho filiżanki, którą za chwilę przyniosła kelnerka wraz z moją kawą.
 Również postanowiłem skosztować mojej kawy z nadzieją, że będzie dobra. W końcu po świecie – jak mniemam – nie chodzi osoba, która miałaby równie takiego hopla na punkcie smaków, jak ja. Ale mogę się mylić. Ach, to byłaby moja bratnia dusza.
 Uniosłem kubek, najpierw dokładnie zatracając się w woni. Wydawała mi się taka... zwykła. Normalnie aż stwierdziłem, że mi z lekka odbija i powinienem po prostu wziąć ten jeden, cholerny łyk zanim moja towarzyszka odkryje moje specyficzne zwyczaje. I stało się, nawet sobie język poparzyłem. To dobrze, bo od razu całą moją wiązankę przekleństw zatuszował syk.
 – Ja pierdole, co za paskudztwo. – Westchnąwszy, odsunąłem od siebie napój. Odruchowo zostawiłem tam kilka drobnych za kawę, jak i herbatę mojej towarzyszki. Nie zamierzałem słuchać jej sprzeciwów „Nie, sama zapłacę”, bo tylko moja duma na tym cierpi, a jednocześnie te zachowanie nic nie wnosi i nic sobie z tego nie zrobię. Mimo wszystko wyczułem, że kobieta jest bardzo dominująca we wszelkich relacjach. A przynajmniej podejmuje takie próby.
 Szczerze to przed wyjściem z tego miejsca powstrzymywała mnie tylko Lou, bo czekałem, aż wypije herbatę. Teraz jak tak patrzę, wolałbym sobie zamówić to samo, ale trudno.
 – O co chodzi z tą kawą? – zapytała, patrząc ukradkiem.
 – Nie pytaj. Jestem strasznie wybredny jeśli chodzi o te kilka ziarenek zalanych wrzątkiem. – W końcu doczekałem się wyjścia. Razem z Lou znaleźliśmy się na zewnątrz, o dziwo przestało już padać i pochłonięty rozmową, nie zdążyłem nawet zauważyć, kiedy wylazło słońce.
 – Co lubisz robić? – spytałem, wsadzając ręce do kieszeni. – Masz jakieś hobby?
 W sumie Lou to była pierwszą, losową osobą, z którą nie musiałem od razu zrywać kontaktu. No cóż, zwykle ścieżki moje i osoby, jakiej pomogłem rozchodziły się jak najszybciej. Ale myślę, że taka znajomość dużo mogłaby wnieść do mojego nudnego, rutynowego życia.
 – Lubię biegać – powiedziała po dłuższej ciszy.
 – Zachowujesz formę?
 – Nie. Po prostu uwielbiam czuć wiatr we włosach – zachichotała, a ja pomyślałem, że to nawet ma sens. Mimo to, nie spotkałem się osobą, która nie miałaby żadnych celów choćby biegając. Ja bym chciał schudnąć, chociaż nie mam z czego, ale zawsze coś. Nie lubię robić czegoś, co nie ma niczego na celu. – A ty? – Moje zastanowienia przeciął jej kobiecy głos.
 – Nic konkretnego. Może śpiewać – wzruszyłem ramionami. – Trenować... pić. – W tym momencie posłałem dziewczynie interesujące spojrzenie.
 Ale cóż, powoli się ściemniało, a ja nie przepadam za mijaniem dziwnych typów.
 – Hmm, to... panno Lou? – Włożyłem w to tyle humoru, żeby tylko było go czuć, po czym chwyciłem jej rękę i delikatnie musnąłem ustami w pocałunku. – Mam nadzieję, że się jeszcze zobaczymy.

(Lou?)

Od Natsume - C.D Mai

Jeszcze przez chwilę spoglądałem na tą niezdarną dziewczynę z góry, już po chwili postanawiając iść dalej. Nie miałem dzisiaj ochoty na pomaganie innym, zresztą ostatnio w ogóle nie miałem. Z Tarą było trochę gorzej co bardzo mnie martwiło, czyżbym się w czymś pomylił? Z tego całego mojego zamyślenia, moja noga wpadła do jakiejś dziury i sam poleciałem na twarz, lądując w ogromnej kałuży. Dodatkowo parasol został gdzieś porwany przez wiatr, po prostu świetnie. Zanim zdążyłem się pozbierać, do mich uszu dotarł głośny śmiech dziewczyny. Spojrzałem na nią znudzony, a przynajmniej spojrzałbym, gdyby nie moje mokre włosy, które zasłoniły mi pole widzenia. Zdenerwowany nie na żarty, odgarnąłem włosy na bok, jednak nie byłem zły na dziewczynę, zły na siebie, że nie umiem chodzić. Dobrze przynajmniej, że nie było tutaj w pobliżu nigdzie Madary, jeszcze brakowało mi tego, żeby ględził mi nad uchem i się śmiał. O dziwo jakoś wstałem, cały mokry i brudny. Dopiero po chwili dziewczyna się uspokoiła, sama nie wygląda lepiej.
- Zamierasz tutaj dalej stać i się przeziębić? – zapytałem kolejny raz odgarniając włosy, przez ten deszcz cały czas nasuwały mi się na oczy.
- A… eech…
- Jesteś tu nowa? – zapytałem szybko
- Niespecjalnie, a co?
- Nic, chodź ze mną – powiedziałem a dziewczyna zrobiła jakąś taką dziwną minę – O czym Ty w ogóle myślisz… Mam dzisiaj obowiązek pilnowania was, więc nie chcę kolejnych kłopotów z tymi całymi Naukowcami.
Powiedziałem po czym ruszyłem przed siebie, coś za dużo dzisiaj gadam. Szedłem tak z minutę, przez ten cały czas nawet nie zastanawiając się czy dziewczyna za mną idzie. Dopiero teraz postanowiłem się odwrócić, o dziwo szła.
- Co masz na myśli, mówiąc o obowiązku pilnowania nas? Zamierzają jeszcze bardziej śledzić nasze życie? – zapytała nie za bardzo zadowolona.
- Jasne, chce im się niesamowicie… Słyszałaś o czymś takim jak Sigmy? Ostatnio nic im się nie chce i to my odwalamy za nich czarną robotę. Więc czy chcesz czy nie… muszę się tobą zająć.
- Nie ma takiej potrzeby – uśmiechnęła się a już po chwili kichnęła.
- Jasne, jasne.
Kiedy przyszliśmy do mojego apartamentu, od razu kogoś zawołałem, żeby przyniósł jej ubrania na zmianę. Sam natomiast zaproponowałem dziewczynie wzięcie prysznicu. Z początku odmawiała, jednak zgodziła się kiedy powiedziałem, że muszę na chwilę wyjść z apartamentu. Chcąc nie chcąc, musiałem zgłosić to, że ‘’obiekt’’ G42 znajduje się u mnie. Kiedy wróciłem już do siebie, dziewczyna siedziała przebrana, czysta i sucha na kanapie. Nadal było jej jednak chyba zimno, bez pytania zrobiłem jej coś ciepłego do picia oraz kilka ciasteczek.
- Proszę – powiedziałem podając jej kubek i talerzyk. – Możesz sobie tutaj posiedzieć ile chcesz…
- Dziękuję, ale naprawdę nie musiałeś tego robić.
Wzruszyłem ramionami zastanawiając się co odpowiedzieć. Dokładnie w tym momencie do salonu przyszedł Madara, chyba nie zaczaił, że mamy gościa bo przechadzał się w ludzkiej postaci bez koszulki.
- Natsume, widziałeś może…
- Ekhem… - spiorunowałem go wzrokiem.
- No nie wierzę… - jego oczy jakby się zaszkliły – Natsu wreszcie znalazł sobie jakąś koleżankę – powiedział i jak z procy wylądował na kanapie wpatrując się z długim uśmieszkiem na dziewczynę.

(Mai? Witamy w domu wariatów <3)

Od Hyou - C.D Leo

Dreszcze niczym gromy rozchodziły się po moim ciele. Jedyne, co mogłam w tamtym momencie stwierdzić, to to, że ogarnęło mnie nieustające poczucie bezpieczeństwa, radości i przyjemności jednocześnie. Usta, które jeszcze przed chwilą były wysuszone przez powietrze, teraz lśniące i nawilżone przyjmowały wszystko, co Leo oferował. Przez chwilę rzeczywistość dla mnie nie istniała, a ściany, na które przez sekundę tak desperacko patrzyłam, wydawały się być w tańczących kolorach. Potem przymknęłam oczy, oddając się chwili. Opętał mnie krótki szok, lecz krótko po tym zarejestrowałam także ślady przyjemności. Tak naprawdę pierwsze myśli, jakie przecięły mój umysł to niewątpliwie takie, że chciałam zrobić coś o wiele więcej, ale doskonale wiedziałam, że Leo się do tego nie posunie; nie to jednak trwało w mojej głowie. Walczyłam z tym uczuciem pragnienia, odkąd pierwszy raz musnął moje wargi, aż teraz zwyczajnie straciłam siły na jakąkolwiek bitwę ze zmysłami. Namiętnie pogłębiałam pocałunki, niespodziewanie coraz bardziej na niego napierając, aż w pewnym momencie znalazł się na poduszce. Czułam, jak przez jeden, mały gest chłopak jest w stanie spowić całe moje ciało mgłą przyjemności. Mimo pewności siebie, dokładnie czułam, jak moje wargi drżą w nienasyceniu i pożądaniu, oczekują coraz więcej doznań i, że wraz z napłynięciem tych dziwnych reakcji moje policzki zalewają się różową falą. Normalnie byłabym bardziej śmiała, ale w tamtej sytuacji coś sprawiło, że poczułam się bardziej wrażliwa, kobieca i delikatna. Nie wiedziałam czy to zasługa Leo, ale nie chciałam też, by to miało swój koniec. W końcu złapałam go za rękę, którą przesunęłam nieco w stronę swojego brzucha, potem pośladków, ostatecznie tam się zatrzymując. Powietrze zostało wypełnione moimi własnymi, zduszonymi westchnieniami, którym udało się wydostać między pocałunkami. Miałam wrażenie, że kompletnie straciłam kontrolę nad własnym ciałem. Że kierowało się ono głównie pragnieniami. Na chwilę przesunęłam się tak, by móc musnąć ustami jego uszko oraz wyszeptać jego imię przepełnione w tamtym momencie dziwną, nieznaną mi dotąd romansową barwą. Gdy zaledwie przeciągnęłam ostatnie litery, przygryzłam delikatnie płatek jego ucha. Nadal pulsowało we mnie uczucie niemalże wieloletniego pożądania. Dłonią sięgnęłam pod jego koszulkę, a czując wyraźne zarysy mięśni, moją twarz przeciął malutki, miły uśmiech. Miałam wrażenie, że zapamiętuje każdy detal jego uwypukleń. Gdy tylko zakończyłam zwiedzanie, moje dłonie znów delikatnie objęły otuloną kruczoczarnymi pasmami włosów twarz, i tym razem to ja wbiłam się w jego usta, jak gdyby były one po długiej rozłące. Nasze języki znów rozpoczęły swój zmysłowy taniec.
 Aż nagle wszystko prysło niczym bańka mydlana. Rozległ się donośny stukot w oknie, który wywołał i u mnie, i u Leo identyczne reakcje. Podskoczyliśmy ze zdziwienia, a jedyna różnica tkwiła w tym, iż ja spadłam z łóżka i się nieco poturbowałam. Moja głowa szybko przesunęła się w kierunku okna, skąd dobiegał dźwięk. Zasłonięte.
 – Co, nikt mnie nie wpuści? – Był to niewątpliwie głos Raphael'a. Gdy tylko dotarł on do moich uszu, zwyczajnie przez moje ciało przebiegł dreszcz. Nie mogłam stwierdzić czy był on wywołany przerażeniem czy paniką, albo czymś zupełnie innym, ale Leo zdecydowanie odczuwał to samo. Jeśli chodzi o tego chłopaka, to od razu wstał i naciągnął niżej koszulkę, która przed chwilą lekko zmięta odsłaniała większy pakiet mięśni.
Zauważyłam, że chłopak odchodzi w stronę drzwi. Wpatrywałam się na to z wyraźną niezgodą, aż w końcu udało mi się przełamać paraliż; pobiegłam od tyłu, oplatając delikatnie ręce wokół jego torsu. Niemal wcisnęłam głowę w jego plecy. Nie wydał z siebie ani słowa.
 – Leo? – szepnęłam ledwo słyszalnie. W moim głosie bez większego wysiłku można było dostrzec drżenie. Chciałam, by się odwrócił, powiedział coś o tym, co przed chwilą miało miejsce. Ale on stał jak wryty. Tymczasem wszystko działo się dalej: Raphael poinformował, że idzie z powrotem pod drzwi i będzie czekał jeszcze chwilę. Powoli narastało we mnie uczucie, którego nigdy nie zarejestrowałabym bez czyjejś pomocy. I łączyło się to z troską i szacunkiem, stanowiło jedność, a zarazem było silniejsze. Nie odpowiadał; prześlizgnęłam się, by móc być z nim twarzą w twarz. W jego wyrazie nie widziałam krępowania, a teoretycznie to trudno było cokolwiek z niego odczytać. Jedyny mały gest, jaki wykonałam, to muśnięcie palcami jego dłoni, a następnie jej uściśnięcie.
 – Weź moją rękę i nigdy nie puszczaj – szepnęłam krótko, jak gdybym chciała, by nie mógł tego usłyszeć. Nie mogłam zrozumieć, co w tamtym momencie działo się w mojej głowie, ale była to jedna wielka burza uczuć. To dziwne, że pierwszy raz nie czuję, że mogę robić co mi się tylko wymarzy. Nie podobało mi się to, bo Leo sprawił, że odczułam coś, czego w życiu nie zarejestrowałam. Plątałam się, nie mogłam powiedzieć nic, co przypominałoby ripostę czy zboczone teksty. I nie chciałam, oddałam się tej jednej, wyjątkowej chwili. Miałam swój pierwszy pocałunek...
 I znów to samo, zniecierpliwione pukanie do drzwi. Nie obraziłabym się, gdyby Leo po prostu wyszedł i sprawdził, co Raphael'a tu sprowadza. Nie wiedziałam, czy chcę usłyszeć jego odpowiedź. Wydawała mi się ważna w takim stopniu, że aż odczuwałam dziwne mrowienie w brzuchu, ale z drugiej strony... nie miałam pojęcia, jak może zareagować. Dotąd traktował mnie jak siostrę, lecz czy jego pole widzenia się zmieni?

(Leo?)

Od Shino - Do Leo

 Siedziałam na parapecie w salonie, wpatrując się tępo w okno. Krople deszczu leniwie spływały po szybie. Uważnie przypatrywałam się każdej z osobna. Na którąkolwiek spojrzałam, ta łączyła się z inną. Jak ludzie łączący się w pary, żeby przejść razem przez życie. Odkąd pamiętam było to dla mnie co najmniej dziwne. Nigdy nie rozumiałam tego "ludzkiego mechanizmu". Mentor od początku wbijał mi, że emocje powstają w mózgu, a serce to tylko pompa, utrzymująca nas przy życiu. Często też powtarzał, żeby na słabych ludzi nie zwracać uwagi, bo nie są tego warci. Uważałam jego słowa za święte... Teraz? Teraz już nie jestem co do nich pewna.
Przetarłam wierzchem dłoni samotną łzę, spływającą mi po policzku. Dlaczego płakałam? Mojego kota nie było już pięć dni w domu. Kurwa, przez to wszystko nie spałam i prawie w ogóle nie jadłam. Wpatrywałam się tylko tępo w przestrzeń, czekając na jego powrót i minę mówiącą: "Co ci?". Póki co, się tego nie doczekałam.
Zmęczona ciągłym czekaniem, na dalszy rozwój wydarzeń, zeszłam z parapetu. Poczołgałam się do swojej sypialni i wyciągnęłam z szafy cieplejsze ubrania. Narzuciłam na siebie to, co sobie przygotowałam i pomaszerowałam do drzwi wejściowych. Włożyłam stopy w glany i wyszłam z domu trzaskając drzwiami. Łzy spływały mi po policzkach falami. Wtedy pożałowałam, że nie wzięłam ze sobą chusteczek ani parasolki. Nie minęła chwila, a już wyglądałam jak zmokła kura. Nie zamierzałam jednak zawracać. Wtedy liczyło się dla mnie tylko odnalezienie kota. Grubas pewnie głodny... Grubas zawsze jest głodny. Zeżarł mi kiedyś całego kurczaka z talerza. Na samo wspomnienie kąciki moich ust lekko powędrowały w górę.
Cały czas rozglądałam się na boki, analizowałam każdy ruch w krzakach. Nawet sprawdzałam, czy go w nich nie ma. Z każdą nieudaną próbą mój płacz się nasilał. Pewnie inni widząc mnie, śmieją się z mojej głupoty. Za kotem wybiegła w deszcz, jaka tępa baba.
Stanęłam w miejscu i oparłam się o budynek. Z bezsilności osunęłam się na ziemię i schowałam twarz między swoje dłonie. Nienawidzę tego uczucia. Tej pustki, która mnie dopada, kiedy nie ma przy mnie Grubasa. To tak, jakbym straciła jedyną istotę, która przytrzymuje mnie przy zdrowej psychice. Ja go kocham do jasnej cholery. Nie mógłby mi tego zrobić. Nie mógłby mnie zostawić. 
Przetarłam łzy po raz kolejny i ostatkiem sił podniosłam się z ziemi. Kurwa, tak łatwo się poddać? To do mnie nie podobne. Ruszyłam przed siebie powstrzymując kolejną falę łez. Trzeci raz odkąd pamiętam dałam upust emocjom. Trzeci raz przez te cztery lata się rozpłakałam. Trzeci pierdolony raz, przez te cztery pierdolone lata. Uczono mnie trzymać emocje na wodzy, ale co? Gówno. Nie daję rady. Dzięki mojemu mentorowi wiem, że to ja jestem słabym człowiekiem, nie wartym jakiejkolwiek uwagi ze strony innych. Słabsza część społeczeństwa.
Przez jedną chwile nieuwagi tracimy tak wiele... Zdążyłam się o tym przekonać. Przez jedną chwilę nieuwagi straciłam równowagę. Upadłam dupą na mokrym chodniku.
 - Nic ci się nie stało?
Spojrzałam w górę na chłopaka... Być może w moim wieku, być może trochu starszego. Ale w każdym razie szacun, że nie spierdolił, widząc przemokłe gówno w postaci człowieka.
Podał mi rękę. Przerażona na nią spojrzałam, po czym niepewnie złapałam i podniosłam się z ziemi.
 - Wszystko w porządku? - spytał, uważnie przypatrując się mojej twarzy.
 - Nie, nic nie jest w porządku - odpowiedziałam mu... łamiącym się głosem, myśląc, że zabrzmię chamsko. A tu się myliłam.
Poczułam kolejne fale łez spływające mi po policzkach.

< Leo? Taki smutegg la mua ze zjebanymi przemyśleniami. Do dupy wyszło, ale nie chciało mi się poprawiać :,) >

Od Chie - Do Leo

Ciepły wieczór. Pogodna zmusiła mnie do przespacerowała się po ulicach miasta. Wiedziałam jednak, że każdy krok będzie dla mnie obcy. Przecznicę tętniły obcością. Wiatr plątał włosy w różne strony. Miałam jednak pewną zasadę, aby zawsze dawać czemukolwiek, choć tą jedną szansę. Co prawda... Nie przechadzam się nią pierwszy raz. Wyjątki również stawiam.
Lubie samotne wędrówki, choć w głębi serducha miałam nadzieję, że jednak napotkam kogoś po drodze. Cisza jest w porządku, ale lubię również otworzyć na kogoś usta. Niebo skąpane było w odcieniach czerwieni. Spuściłam delikatnie głowę, wbijając wzrok w linie na chodniku. Myślami znowu przeniosłam się w swój dziecięcy świat. Skakałam na palcach z jednego chodniczka na drugi. Z upływem czasu było można dostrzec na mojej twarzy wyraźne zadowolenie. Jeszcze nigdy nie byłam tak optymistyczna w takiej sytuacji. Nie przeszkadzało mi to, wręcz przeciwnie. Byłam dumna, iż jestem w stanie przebrnąć umysłowo przez takie bagno. Nagle, padłam na coś głową. Delikatnie speszona oddaliłam się o dwa kroki łapią za czubek głowy, mrużąc przy tym jedno oko i robiąc zniesmaczoną minę. Ku mojemu zdziwieniu, stał przede mną wyższy, kruczowłosy chłopak. Wbił we mnie wzrok mówiący sam za siebie 'co za idiotka?'. Nie ukrywając, było mi wstyd. Na dodatek, nieznajomy wydawał się w miarę rozbudowany. Pierwsze co rzuciło mi się w oczy, były jego oczy, które pod tym zdziwionym wyrazem twarzy wydawały się dość urocze. Szybko kalkulując to, co właśnie się wydarzyło, wywołałam na swojej twarzy rumieniec. Które prawdopodobnie speszył delikatnie chłopaka.
- Przepraszam, śpieszyłam się - odpowiedziałam zakłopotana
- ...?
'Śpieszyłam się'? Niby gdzie. Do krainy tęczowych jednorożców, do których portal jest ukryty gdzieś na chodniku... Szybko zdałam sobie sprawę co palnęłam i jak bardzo zepsułam pierwsze wrażenie.
- Uh-
Ten nie pozwolił mi dokończyć, prostując całą sytuację.
- Vreinh leo - wystawił dłoń
Mogłam się mylić, ale prawdopodobnie byłam w stanie ujrzeć usmiech na jego twarzy.
- Shimanouchi chie - jego uścisk był delikatny, lecz sama ręka dość chłodna.
Gdyby nie jego wyczucie w takich sytuacjach, znowu powiedziałabym coś głupiego. Ten jednak swobodnie zaczął konwersację.
- Widzę cię tu pierwszy raz, nie da się ukryć, że jesteś nowa
Przytaknęłam głową.
- Miałam nadzieję, że się na kogoś natknę. Jak widać szczęście mi dziś sprzyja
Rozmowa z zupełnie obcą osobą nie wydawała się aż tak straszna. Znaczy się, znałam już jego imię i nazwisko, więc mam już spory progres. Rozmawiamy również od trzech minut. Zasługuje na jakiś order.
Po dłuższej chwili postanowiliśmy razem przemierzać oblicza miasta. Ten jednak znał je o wiele lepiej, co o niebo ułatwiło mi zapoznanie się z nowym miejscem. Tylko prawdziwa szczęściara potrafi natrafić na chodzącego przewodnika. Ze względu na to, że wiatr był dość uporczywy, związałam kudły w koka. Niestety nie wychodziły mi najlepiej. Miałam nadzieję, że chłopakowi nie będzie to przeszkadzać i kontynuujemy naszą rozmowę.
- Uh, przepraszam za wcześniej - odpowiedziałam przypominając sobie o przeszłej sytuacji
- Masz za co - odpowiedział sucho
Na chwilę stanęłam w miejscu. Czy się przesłyszałam? Leo spojrzał na mnie z neutralnym wyrazem twarzy, po czym rozbłysną śmiechem. Szybko dotarło do mnie, że był to tylko okrutny żart.
Pierwszy raz rozmowa z chłopakiem idzie mi tak prosto. Chociaż, nie wiem jak było wcześniej. Rzecz jasna nie jestem w stanie wiedzieć o czymkolwiek co było wcześniej. Czułam jednak, że bywają gorsze charaktery. Nie jestem w stanie niestety stwierdzić na rzut oka, czy ta znajomość pociągnie długo. Znamy się niecałą godzinę, która uciekła w sekundach. To chyba dobrze, nie?
- Jak długo tu jesteś? - zadał pytanie
- Zaledwie kilka dni. A już chce wracać - burknęłam
- Gdzie w takim razie? - dorzucił ze śmiechem
-... Domu? - odpowiedziałam niepewnie łapiąc za kępek włosów
- ...
Chłopak zamilkną.
- Nie ty jedna
Rozmowa raptownie straciła na swojej barwie. Poczułam zakłopotanie. Moim nowym zadaniem było rozluźnić atmosferę, jaką to zapewnił mi Leo na samym początku znajomości. Niebo zaczęło się wyraźnie ściemniać, a ja przy tym oczekiwałam przybycia gwiazd. Szybko wpadłam na swój wybitny pomysł. Złapałam chłopaka delikatnie za rękaw, po czym zadałam mu szybkie pytanie.
- Śpieszysz się gdzieś?
- Raaczej nie - odpowiedział monotonnie - planujesz coś?
Bez odpowiedzi ruszyłam przed siebie, w poszukiwaniu... Ławki. Miałam nadzieję, iż ten nie będzie zadawać zbędnych pytań, dzięki czemu będę mogła działać. Tak też i było. Nie minęło dużo czasu nim dotarłam do swojego celu. Ten jednak otworzył usta.
- Czy coś nie tak? - wpatrywał się w moją posturę, która właśnie klapnęła na ławce.
Pokręciłam głową, po czym poklepałam miejsce obok, dając mu sygnał aby siadł.
- Chcę żebyś coś ze mną obejrzał - dodałam z entuzjazmem
Ten posłał mi wyraz twarzy, taki sam jak na początku spotkania. Ja jednak to zignorowałam, rozkładając ku niebu szeroko ręce.
Wbiłam oczy w pojedyncze białe kropki. Większość ludzi mogłoby to uznać za dziwne, nienormalne. Jak ktokolwiek może cieszyć się z powodu gwiazd, które są noc w noc, identyczne. Nie robią nic niezwykłego, po prostu 'są'. Dokładnie, samo to, iż tu są sprawiało mi ogromną radość. Świadomość, iż na ciemnym niebie dostrzec można kilka jaskrawych punktów, które po czasie. Uciekając w marzenia, nie uciekniesz od rzeczywistości, ale możesz ją zmienić. Tak też bezuczuciowe niebo widziałam ja. Teraz rodzi się pytanie: Czemu też to dziwactwo chciałam przedstawić właśnie tej oto nowo poznanej osobie. Bo tylko szanujący innych człowiek może stać się prawdziwym przyjacielem.

<Jak emocje Leo? >