poniedziałek, 27 czerwca 2016

S05 - Yukimaru Miyagi!

KONTAKT: Świeca || natalka.mat@gmail.com
http://orig07.deviantart.net/7c30/f/2011/111/5/3/divider_ii_by_rbsrdesigns-d3ejqrj.png
IMIĘ & NAZWISKO: Yukimaru Miyagi
PSEUDONIM:  Shibakariki (jap. Kosiarz) ~ Jest to związane z jego arcana, dzięki którym widzi dusze zmarłych
WIEK: 20 lat
PŁEĆ: Mężczyzna
STOSUNKI:
  • Leo Vreinh - kapitan drużyny oraz przyjaciel. Niedługo po tym jak Yuki pojawił się w ośrodku i odważył się wyjść pozwiedzać wpadł na grupkę ludzi, którym się to zdecydowanie nie spodobało… Wtedy tez spotkał Leo po raz pierwszy. Zaprzyjaźnili sie dzięki… Toppū (kot).
  • Hyou Yukimura - Mimo wyjątkowych kształtów dziewczyny jest ona dla niego jak siostra, której nigdy nie miał :”). Nie przeszkadzają mu jej niektóre dziwne zachowania, a do widoku jak dziewczyna paraduje po ulicach w bieliźnie zdołał przywyknąć, jednak mimo to woli gdy się ubiera jak gdzieś wychodzą.
  • Raphael Malavine - Chociaż czasami ręce przy nim opadają oraz jest dla Yuki’ego zbyt “gwałtowny” to uwielbia on go tak jak resztę team’u. Jedynie w momentach gdy Raphael jest poważny Yukimaru nie ma pojęcia jak się zachować, dzieję się to tak rzadko, że chłopak jeszcze nie zdołał do tego przywyknąć.
ORIENTACJA: Heteroseksualizm (tak tak, wmawiajmy to sobie xD)
SYMPATIA: By ktos mu sie spodobał - musi go najpierw poznać, a że nie przepada za poznawaniem nowych ludzi to co innego.
W ZWIĄZKU Z: ---
CHARAKTER: Yukimaru, choć nie zawsze na takiego wygląda, jest pogodnym chłopakiem, który nawet od czasu do czasu się uśmiechnie szczerze ukazując tym samym dołeczki ~ <3. Zazwyczaj jednak trzyma się na uboczu, nie lubi zwracać na siebie niepotrzebnej uwagi, gdy trwają dyskusje pomiędzy sigmami bierze w niej udział tylko jeśli chodzi o naprawdę ważne rzeczy (taki trochę z niego leń). Nie znosi samotności, nie wie zazwyczaj co powinien wtedy ze sobą, wiec nie robi wtedy nic. Choć najchętniej przespałby cały dzień ma problemy by zasnąć w nocy, często włóczy się wtedy po ulicach. Jako przyjaciel jest wierny jak pies, i choć nie jest łatwo mu się do logos przekonać, to jeśli jakaś osoba, którą lubi go okłamie potrafi szybko jej wybaczyć. Stara się nie kłamać i mu to nawet wychodzi, o ile uzna się tak jak on, że drobne kłamstewka to nie kłamstwa ~
APARYCJA: Chodzi wiecznie zgarbiony co odejmuje mu kilku centymetrów, choć i bez nich jest wysoki, skoro normalnie ma 186cm. Posiada białe, niczym płatek śniegu, włosy, a jego karnacja jest dziwnie niepasująca do nich, bo nie blada a “normalna”. Całe jego ciało pokrywają fioletowe znaczki (takie jak na obrazku), gdy widzi on fragment przyszłość świecą się one oraz jego oczy na biało. Sylwetkę ma szczupłą, jednak umięśnioną, a dzięki dosć szerokim barom nie wydaje się taką chudziną :”).  Zazwyczaj ubiera się tak by było mu wygodnie i nie za gorąco, jednak czasami cos mu siada na mózg i stara się ukryć jak najwięcej znaków na ciele, zazwyczaj są to dni gdy jego psychika jest osłabiona bardziej niż zwykle ~
DODATKOWE INFORMACJE:
  • Dzień rozpoczyna od puszki piwa
  • Niedługo po tym jak zjawił się w ośrodku znalazł małego kociaka (Toppū) i od tej pory się nim zajmuje~ 
  • Wpieprza za trzech a i tak jest wiecznie głodny, dodatkowo nie tyje od tego, więc może zjeść co chce i ile chce ~
  • Potrafi grać na skrzypcach, jednak nie robi tego często
GŁOS: Adele - Hello (Cover by Taka from ONE OK ROCK)
http://orig07.deviantart.net/7c30/f/2011/111/5/3/divider_ii_by_rbsrdesigns-d3ejqrj.png
ARCANA {1}
RODZAJ: Sigma
NAZWA: Sakkaku (jap. iluzja)
KOLOR AURY:  Ametystowy
RANGA: 5
PD: 8000pkt
OPIS: Ta arcana jest ściśle związana z jego wyobraźnią. Potrafi wytworzyć wszystko  niczego, jednak by tego dokonać musi dokładnie wyobrazić sobie daną rzecz.
ATAKI:
  • Tsūru - Po wypowiedzeniu tego słowa pojawia się przed nim bron, którą wcześniej sobie wyobraził. Zazwyczaj jest to albo łuk albo mały sztylet.
  • Basho - Kieruje się go w stronę przeciwnika, i ma na celu uwięzienia tej osoby w pułapce umysłu. Działa to tylko na umysły słabsze, bądź osłabione od np. trunków. Taki człowiek widzi pustynie, i czuje się tak jakby naprawdę tam był.
  • Bōei - Choć do ataków zbytnio nie należy można też spróbować go do tego użyć. Jest to tarcza koloru jego aury, która broni go przed większoscia nadlatujących ataków, działa nawet bez jego interwencji, wygląda tak jakby była “żyjącą istotą”, która sama decyduje co robi.
 ARCANA {2}
RODZAJ: Sigma
NAZWA: Wādo tamashī (jap. słowo dusz)
KOLOR AURY:  Ametystowy
RANGA: 5
PD: 8000pkt
OPIS: Jego druga arcaną - wszczepioną przez naukowców jest chyba jedną z gorszych jakie można posiadać. Chłopak oprócz tego, że posiada różne ataki często też doświadcza ujrzenie przyszłości (dosłownie jest to kilka sekund, i jedyne co widzi to kilka “obrazów”), nie potrafi tego kontrolować, a taka wizja kosztuje go spoko wysiłku. Dodatkowo oprócz nieprzyjemnych wizji chłopak od czasu do czasu dostrzega czegoś czego nie powinien widzieć nikt żywy, czyli dusz osób którym nie poszczęściło się i zmarli.
ATAKI:
  • Pōru - złote wstęgi, które oplatają jego ręce kierują się do przeciwnika i oplatają go tak by nie mógł ani drgnąć. Wtedy taka osoba powoli, powolutku zaczyna przemieniać się w złoty posąg, który jest równoznaczny ze śmiercią~ 
  • Sukui - Cóż ten atak działa na dwa sposoby. Pierwszy jest skierowany wyłącznie na dusze zmarłego, dzięki temu może ona zaznać zbawienia i przestać się błąkać po tym świecie, jednak nie jest tak kolorowo jak się wydaje. Drugi sposób używany jest podczas zwykłej bitwy, może wtedy przyzwać jedną z tych duchów, którym wcześniej “pomógł”.
  • Kōkan ~ Potrafi na kilka chwil (długość zależy to od siły psychicznej ofiary) przenieść się do ciała przeciwnika i go kontrolować. Raniąc go nie zrani siebie, jednak będzie odczuwał ból, a przy śmierci tej osoby, gdy Yuki jest dalej “w nim” umiera i on.

[Quest 1] Od Mai

Dzień jak co dzień. Wstaję, myję się i idę do szkoły gdzie spotykam się z przyjaciółmi nie tylko w celu zdobycia wiedzy ale i w towarzyskich. Po ośmiu godzinach lekcji wróciłam do domu. Tam czekała mama z obiadem. Była to niewysoka kobieta o lekko opalonej cerze i białych włosach.Powitała mnie w szerokim uśmiechem.
- Jak było w szkole? -Zapytała. Niby zwykłe, codzienne pytanie, a jednak zawsze lubiłam na nie odpowiadać. Usiadłam do stołu, plecak położyłam pod ścianą.
- Wszystko dobrze. Dziś dostaliśmy pracę w grupie więc jutro idę do Sary, Juli i Sama - oświadczyłam. Mama chyba znała moich znajomych prawie tak jak ja - Mamy projekt oddać za trzy dni.
- A z czego? - Powiedziała podając mi miskę z zupą. Grzybowa. Moja ulubiona.
- Dziękuję - odparłam i odpowiedziałam na pytanie - Z mechaniki - Tak chodziłam do te specjalnego technikum skupiającego się na nowoczesnej technologi. Przydatna rzecz w tych czasach. - Mamy zaprojektować prosty mechanizm - Nie opowiadałam jej o szczegółach ponieważ i tak by ich nie zrozumiała. - Jake już wrócił? -spytałam się jej.
- Wróci za godzinę, podobnie jak ojciec - odparła. Zabrałam się za jedzenie obiadu. Gdy skończyłam odniosłam i zmyłam miskę. Mama już zajmowała się swoimi rzeczami. Szybko odrobiłam pracę domową i zajęłam się nauką nowego utworu na pianinie. Nie byłam w tym kierunku jakoś wybitnie uzdolniona ale lubiłam to. Po kilku godzinach usłyszałam dzwonek do drzwi. Postanowiłam sprawdzić kto to. Nie byłam jedyną ciekawą przybysza. Przy drzwiach stała cała nasza rodzina - Mama, ojciec i brat. Podeszłam bliżej aby przyjżeć się - jak się okazało przybyszom. Byli ubrani w białe fartuchy. Jak lekarze - pomyślałam. Po minie rodziców widziałam, że nie byli zadowoleni z ich obecności.
- Co jest? -zapytałam zaciekawiona.
- Jesteśmy tu po ciebie i po twojego brata - wyjaśnił wysoki mężczyzna w średnim wieku - Wasze życie zmieni się teraz. Macie pięć minut na spakowanie waszych najważniejszych rzeczy i ruszenie z nami - Chwilę zajęło mi przeanalizowanie wszystkich faktów.
- Ale dlaczego? Nie możemy tu po prostu zostać? - Było to dla mnie dziwne i szokowało mnie. Przecież nic złego nie zrobiliśmy. Przynajmniej ja.
http://wallpapercave.com/wp/6m7udmx.jpg- Nie dyskutuj. Dwie minuty - odezwał się inny z przybyszów.
- Nie chcę! - krzyknęłam - Nigdzie nie pójdziemy!- zaprotestowałam. Wraz z bratem przecisnęliśmy się między nimi i zaczęliśmy biec przed siebie. Nie trzeba być geniuszem, żeby wiedzieć, że tamci ludzie ruszyli za nami. Wbiegliśmy do lasu.
Najwidoczniej goniący nas byli szybsi bo zbliżali się coraz bardziej. W pewnym momencie Jake stanął. Zatrzymałam się i odwróciłam w jego kierunku.
- Biegnij - zawołał. Po chwili padł i stracił przytomność. Była to sprawka tamtych ludzi. Ruszyłam przed siebie nie oglądając się na boki. Łzy płynęły mi po policzkach. Nie wiem już gdzie byłam. Było ciemno. Bolały mnie nogi i płuca od ciągłego wysiłku. Stanęłam na chwilę by odpocząć, bo nie słyszałam kroków podążających za mną. Był to mój bład. Chwilę potem padłam na ziemię i straciłam przytomność.

***
Gdy odzyskałam przytomność poczułam jak jakiś płyn przedostaje się do mojego organizmu. Nie powiem, parszywe uczycie. Nigdy nie lubiłam szczepionek ani pobrań krwi. Zawsze czułam igły, rurki od wenflonów oraz uciekający lub wpływający płyn. Nie miałam siły się ruszyć. Niedługo po przebudzeniu znów straciłam przytomność. Nie wiem czemu ale moją ostatnią myślą było to, że zawiodę moich przyjaciół i nie będę mogła pomóc im w projekcie.
***
Obudziłam się w pokoju. Był on przestronny i pusty. Nie był to mój pokój. Jak właściwie wyglądał mój pokój? Czy ja go w ogóle miałam? Czułam ogromną pustkę. Rozejrzałam się po całej powierzchni mieszkalnej. Była tam kuchnia, łazienka, salon, przedpokój i moja sypialnia. Gdzieś znalazłam dokument. Było na nim napisane : Mai Shine. To chyba ja. Z informacji na nim dowiedziałam się, że mam 18 lat. Wyczytałam z niego mój adres zamieszkania. Najwidoczniej było to to miejsce. Spojrzałam na zegarek. Była czternasta. Czemu tak długo spałam? W salonie znalazłam keyboard . Podłączyłam go do prądu i zaczęłam odtwarzać jakąś melodię. Nie znałam jej ale moje ręce pamiętały ją. Bez problemu mogłam odtworzyć ją. Po chwili wyszłam z mieszkania. Był tam numer 42. Taki sam jak na dokumencie E42. Nie wiem co oznaczała litera E ale się dowiem. Opuściłam budynek i zaczęłam się wokoło rozglądać. Szłam przed siebie, a jak skręcałam starałam się zapamiętać trasę, którą szłam. Wszystko było dla mnie obce. W pewnym momencie na mojej drodze stanął czarnowłosy chłopak. Był wysoki, wysportowany, a jego skóra była delikatnie opalona. Miał oczy identyczne do moich. Czułam, że go znam. Podeszłam do niego.
- Jake? - zapytałam niepewnie.
- Tak - odparł i uśmiechnął się. Przytuliłam się do niego. Nie byłam już taka sama.
- Wiesz co to za miejsce? - Miałam nadzieję, że chociaż on wie cokolwiek. Chociaż pewnie wiedział to samo co ja.
- Niestety nie - pokręcił przecząco głową - Jak tu trafiłem straciłem większość wspomnień. Pamiętałem ciebie. Dlatego wyszedłem cię szukać.
- Też nic nie pamiętam. Może po prostu miało tak być?
- Nie wiem.
Rozmawialiśmy jeszcze przez długi czas aż zaczęło się ściemniać.Potem ruszyliśmy do swoich mieszkań. Przez długi czas myślałam o tym co się dzisiaj wydarzyło oraz o tym co mogło być kiedyś. Starałam się przypomnieć sobie choć część, odzyskać wspomnienia. Lecz było to na nic. W końcu dałam sobie spokój i poszłam spać. Miałam kilka ubrań i książek wiec nie było tu tak zupełnie pusto. A i jeszcze był kaktusik. Zasnęłam o dziwo szybko.
***
Wstałam rano. Było koło ósmej więc postanowiłam pobiegać i przy okazji poznać okolicę. Jak się okazało był to większy teren niż się spodziewałam. Widziałam tam też innych ludzi w różnym wieku. Nie podeszłam do nich i nie spytałam się, bo po prostu byłoby mi głupio. Po paru godzinach spotkałam brata. Uznaliśmy, że powinniśmy znaleźć coś w rodzaju przyuczenia do zawodu i pracę. Mieliśmy trochę pieniędzy na start ale na długo nie starczą. Tego samego dnia znalazłam pracę w barze jako kelnerka. Miałam pracować 4 dni w tygodniu. Praca zaczynała się od przyszłego tygodnia. Wraz z bratem postanowiliśmy też ćwiczyć nasze arcany. Zauważyłam, że większość jak nie wszyscy je posiadają. Pomimo pracowitości dnia nie był on męczący. Teraz zaczynałam swoje życie od nowa. Muszę się dostosować - od nowa.

Od Mei - Do Sebastiana

-Mei to nie tak jak myślisz-powiedział Kouichi.
-To dlaczego mnie tak nienawidzisz?-spytałam czując piekące łzy pod powiekami.
-Mei po prostu kocham kogoś innego-powiedział ciepłym głosem na wspomnienie tamtej dziewczyny.-Nie mówiłaś, że twoja klasa jest przeklęta. Nie chce mieć z wami nic wspólnego! Chcę jeszcze pożyć.
Odwrócił się i odeszedł bez słowa pożegnania.
-Kouichi-szepnęłam za nim.
***
-Mei obudź się-usłyszałam głos naukowca.-Jesteśmy na miejscu.
Otworzyłam oczy. Poprawiłam opaskę na oku.
-Jesteśmy na miejscu Rin-szepnęłam lekko zachrypniętym głosem do lalki siedzącej na moich kolanach.
Lalka w odpowiedzi kiwnęła głową..Próbowałam sobie przypomnieć kto mnie tu wysłał oraz czym był ten dziwny sen. Wysoki mężczyzna w fartuchu otworzył drzwi od samochodu. Wysiadłam razem z Rin. Wszystko pachniało tutaj inaczej niż w domu. Ośrodek był dziwny. Poprowadzili mnie do dziwnego pokoju i zaczęli przepytywać z dziwnych rzeczy. Po chwili odwrócili się notując coś w swoich dziwacznych zeszytach. Podniosłam z tacy długie i ostre nożyczki. Niewiele myśląc wbiłam je sobie w środek dłoni. Palący ból przeszył mnie aż do ramienia. Pociągnęłam przedłużając ranę. Tworzyłam na skórze wzory. Aż do ramienia. Czerwona krew wypływała obficie z rany, plamiąc rękaw mundurka, spódniczkę i włosy Rin oraz kapiąc na białą podłogę. Uniosłam zakrwawioną dłoń by zrobić to samo z drugą ręką. Powstrzymał mnie krzyk jednego z naukowców. Przypadł do mnie i wyrwał mi nożyczki wyrzucając je daleko poza mój zasięg. O razu podniósł moją rękę do góry, żeby krew chociaż trochę przestała płynąć. Rin zsunęła się z kolan i wpadła do kałuży krwi na podłodze. Kiedy wytarli krew by zobaczyć jak głębokie były te nacięcia im twarzom ukazała się biała skóra bez choćby małego zadrapania. Otworzyli szeroko oczy ze zdziwienia.
-Co?-mruknął jeden z nich.
-Przecież sam widziałem jak rozcina swoją skórę!-krzyknął ten co wyrwał mi nożyczki.-Poza tym wszędzie tutaj jest krew.
-Remedium-wyszeptałam.
-Co?
-Remedium-szepnęłam znów.
-Może to coś wspólnego z jej Arcaną?-mruknął jeden z naukowców.-Pokaż nam swoje lewe oko Mei.
Uniosłam dłoń do opaski.
-Nie!-krzyknęłam zasłaniając się rękemi przed dłońmi chcącymi zerwać mi opaskę. Nie chciałam jej zdejmować.
Zmusił mnie do tego jeden z naukowców. Zerwałam na się równe nogi. Oślepiający zielony błysk światła wystrzelił z mojego oka trafiając tego naukowca w oko. Ten człowiek wrzasnął.odsuwając się ode mnie i zakrywając krwawiącą część ciała. Zasłoniłam moje zielone oko. I szybko zasłoniłam je opaską.
-Zabierzcie ją stąd!-krzyknął.-Zamknijcie w pokoju i pod żadnym pozorem nie wypuszczajcie! Pilnujcie jej!
Próbowałam bronić się przy pomocy ataków, których zdążyłam się nauczyć zanim zostałam tutaj nie mal siłą zabrana. Jednak po chwili poczułam zdradliwe ukłucie w szyję. Na chwilę zanim zniknęłam. Znów stałam się widoczna. Ciemność zamajaczyła mi przed oczami. Próbowałam z nią walczyć, ale na próżno. Poczułam uderzenie o podłogę.
***
Głowa bolała mnie jak nie wiem co. Powoli podniosłam się z łóżka. “Ale brzydkie”pomyślałam. Wstałam powoli. “Powinnaś być ostrożniejsza Mei”powiedziała w mojej głowie Misaki. “Nie każ mi się o ciebie martwić”
-Nie moja wina-mruknęłam.-Sam się prosił.
Moich rzeczy jeszcze nie przynieśli. Pewnie je przeszukiwali czy coś. Pod ścianą stały kupy gazet. Kiedy stanęłam na nogi coś zagrzechotało mi w kieszeni. Sięgnęłam do niej i wyciągnęłam zapałki. “Mei nie rób tego!”krzyknęła Misaki pojawiając się obok mnie. “Zrobisz sobie krzywdę!”
-Nie martw sie Misaki. Nic mi nie będzie-powiedziałam obojętnie.
Rozsypałam gazety i dla efektu połamałam wszystkie drewniane rzeczy i dorzuciłam do stosu. Zapaliłam zapałkę i podpaliłam gazety. Pokój szybko wypełnił się duszącym i śmierdzącym dymem. Powoli drewniane rzeczy zaczęły się zajmować. Usiadłam sobie przy tym “ognisku” grzejąc dłonie razem z Rin. Po chwili drewniana podłoga zaczęła zajmować się ogniem. Odsunęłam się lekko. Nagle drzwi do pokoju zostały otwarte. Wbiegli ochroniarze. Dwoje z nich trzymało gaśnicę. Jeden wyciągnął mnie z płonącego pokoju.
-Co ci strzeliło do głowy?!-krzyknął na mnie tamten ranny naukowiec, wyrywając mi zapałki. -Chciałaś puścić nas z dymem?
-Tak-odpowiedziałam zgodnie z prawdą.
-Cholerna dziewucha-mruknął cicho ochroniarz.
-Słyszałam-powiedziałam patrząc na niego ponurym wzrokiem.
-Nie potrzeba jej już obserwować, zabierzcie ją do jej prawdziwego pokoju-mruknął naukowiec.-Zabierzcie wszystko czym może się skaleczyć lub wszystkie elementy zapalające.
Zaprowadzili mnie do jakiegoś miejsca wyglądającego trochę jak spacerniak w więzieniu.
-Musisz chwilę poczekać G28 kończą właśnie rezwizję twoich rzeczy-powiedział wracając do środka zamykając za sobą drzwi.
“No to zajebiście”pomyślałam
-Proszę Misaki teraz możesz powiedzieć, a nie mówiłam-powiedziałam do bliźniaczki.
Usiadłam na ziemi. Misaki milczała jak na złość.
-Ekhem, ale ja nie jestem Misaki-powiedział ktoś.
Szybko zerwałam się na równe nogi. Z moich dłoni wyrosły ostrza, błysnęły w słońcu. A wokół ramion pojawiły się równie błyszczące łańcuchy ostro zakończone.
-Hej spokojnie-powiedział chłopak unosząc dłonie do góry.
Broń rozpłynęła się w powietrzu wracając tam skąd przybyła. Zmrużyłam oczy przyglądając mu się podejrzanie. Wciąż go obserwując schyliłam się po Rin.



 http://data.whicdn.com/images/23631380/superthumb.jpg
-Kim jesteś?-spytałam kładąc Rin na ramieniu.
Chłopak uważnie mi się przyjrzał. Zauważyłam tatuaże na jego ramieniu. Podniosłam wzrok, żeby spojrzeć w jego twarz, gdyż znacznie górował nade mną zasłaniając piekące słońce.

<Seba-chan?>

Od Hyou

Huh, może ten pomysł z rozbieraniem się nie był zbyt dobry... to mogło zakończyć się troszkę lepiej niż zwykle. No ale co, przecież mnie znali i ich to nie zaskakiwało, to Raphael jest kretynem. Jednak sądzę, że nawet mimo naszych wygłupów, Leo długo nie potrafił się gniewać, jeśli w ogóle można to tak nazwać. Zwykle po prostu łapał się za głowę i obdarowywał nas srogim spojrzeniem. Kiedy naukowcy wydali naszemu kapitanowi rozkaz, wzięli się za mnie: kazali się ubrać w specjalny kostium, który z resztą nie był taki wygodny na jaki z początku wyglądał. Wyszłam jak poparzona z szatni, skacząc od miejsca do miejsca. Próbowałam daremnie ułożyć na sobie strój, który coraz bardziej opijał mnie w najmniej spodziewanych miejscach. Gdy się z nim uporałam, wzrokiem powędrowałam w stronę swojej właśnie rozgrzewającej się drużyny. Po co rozgrzewka, jak można od razu zacząć walczyć? Hmm... swoją drogą pomysł naukowców, że mamy walczyć przeciwko sobie bardzo mi się nie podobał i mimo wszystko popierałam drużynę w tej kwestii. O wiele lepiej jest uczyć się niezbędnej dla nas współpracy. Tak czy inaczej, nawet gdybym chciała, nie mogłabym się postawić naukowcom. W związku z tym szybko została przydzielona mi druga osoba, jaką był Yukimaru. Spośród mojego całego teamu, to właśnie z nim wolałam się nie konfrontować. I nie chodzi tu o umiejętności, a o to, że traktuję go jak brata, w dodatku trochę inaczej niż Leo czy Raphaela (no o nim to w ogóle nie wspomnę). No ale poza tym... może być niezła zabawa. Uśmiechnęłam się pod nosem, wyciągając zza pleców wcześniej przygotowany smukły łuk. Runy przez chwilę zaświeciły jasnym blaskiem, po czym ponownie przybrały postać małych, ledwo widocznych wcięć w drewnie.
– Ale co, mam w ciebie strzelać? – zdziwiona uniosłam brwi. Odruchowo spojrzałam w stronę reszty. Wszyscy uaktywniali swoje Arcany, wymierzając ataki prosto w osoby stojące przed. – A to nie jest trochę niebezpieczne? – mimo wyraźnych dowodów, to co wymyślili naukowcy wciąż zmuszało do refleksji.
– Nie podoba mi się to – po dłuższym czasie oznajmił, nic nie robiąc.
Tym gestem także dał mi do zrozumienia, że nie zamierza walczyć. No cóż, ja również nie miałam chęci i kompletnie nie podobała mi się ta sytuacja. Tymczasem, druga drużyna Sigm tańczyła tak, jak im zagrano. Okładali się atakami dokładnie sprawiając wrażenie, że nigdy się nie poznali... Heej, to była drużyna! Naprawdę potrafią się wczuć... Po jakimś czasie naukowcy opuścili arenę, ale zapewne będą nas w jakiś sposób obserwować. Mimo to większość czasu spędziliśmy razem z Yukimaru i Raphael'em na debatowaniu, mniej na same testowanie swoich umiejętności, co i tak przychodziło nam bardzo opornie. W końcu naszą uwagę przykuł spokojnie nadchodzący Leo z rękami w kieszeni. Rozglądał się po całej arenie.
– Co tak długo, Kicia? – od razu z uśmiechem zaczepił go Rafa.
– Problem z... – zaczął niepewnie – z Alfą – machnął obojętnie dłoniom i raczej nie chciał powiedzieć nic więcej. Zrobił to, co mu kazano. Chociaż, przykładowo dla mnie, byłaby to znakomita szansa na ucieczkę.
– Nie mam pojęcia, co kombinują naukowcy – dołożył Yukimaru, opierając się o zimny, kamienny blok. – Ale ich działania jedynie mijają się z celem.
Od kiedy tu przyszliśmy minęło dokładnie trzy godziny, a zauważmy, że u naszego gospodarza Raphael'a również spędziliśmy dużo czasu. Cóż, niedługo czas się zbierać. I skutecznie umożliwił nam to donośny, szumiący głos naukowca ukryty w tych śmiesznych urządzeniach przymocowanych do ścian: głośnikach.
– Trening zakończony. Wszystkich proszę o pojawienie się w ośrodku.
Przebranie się i poddanie badaniom było tylko formalnością, a w praktyce zajęło nam to kolejną godzinę.
To był zdecydowanie ciężki dzień, który wymagał od nas nie tylko wytrwałości, ale także poświęcenia. I mimo że byłam ogromnym leniem, podporządkowałam się wszystkim rozkazom, o ile poparł je Leo, który z resztą wcześniej znikł na co najmniej pół treningu. No nieźle. Na początku chciałam zacząć go szukać... może coś mu się stało, słyszałam strzały, ale ostatecznie Yukimaru mnie powstrzymał, zanim zrobiliby to sami naukowcy. Generalnie miałam do naszego kapitana kredyt zaufania, ale czasami nawet najsilniejsza jednostka pada... Najważniejsze było jednak to, że teraz jest teraz, a Leo stoi obok nas w drodze do domów. Każdy mieszkał wzdłuż chodnika, więc dotarcie nie było zbyt problematyczne. Trening trwał dość długo, dlatego chwili naszej wędrówki towarzyszył łysy, wielki księżyc oświetlający ciemne, spowite mrokiem niebo. Wiatr delikatnie hulał, unosząc nieudolnie moje długie, białe włosy ku górze. Na rękach miałam gęsią skórkę.
– Heej, nie spieszcie się tak! – rzuciłam nagle, wskakując pomiędzy Raphaela a Leo. Właśnie oni byli w tej chwili najbliżej mnie, mimo że powoli dąsałam się w tyle. – Włączmy sobie jakiś film! To był wykańczający dzień, przydałaby się chwila relaksu – położyłam ręce na ich ramiona. Byli wysocy, więc to sprawiało mi trochę problemów. W trakcie wypowiadania ostatniego słowa,  zachęcająco rozmasowałam ich spięte mięśnie w okolicach barków. Nie przyjmowałam odmów. Nie wmówią mi, że są zbyt zmęczeni na to, by trzymać oczy otwarte. A ja oczywiście potrafię być niewygodna, jeśli chodzi o moje zachcianki.

< Raphael/Leo? >