poniedziałek, 29 sierpnia 2016

Od Evan'a - C.D Elainy

Elaina wydawała się osobą silną, a może to była tylko zmyłka? Pewne było, że miała paskudny charakter, ale coś musiało się w końcu do tego przyczynić. Nie była osobą tak silną, jaką zdawała się mi na początku być. Była przywiązana do ludzi z przeszłości, których utraciła. Moim zdaniem głównie dlatego się mściła, nie tylko przez samą lubość do zemst.
— Okropne — mruknąłem znudzony. — Mam ci współczuć? A może wzruszyć się twoją historią?
Na twarzy Elainy zagościł grymas, który prawdopodobnie miał być wymuszonym uśmiechem. Wpatrywałem się w nią chwilę, dostrzegając jak mocno zaciska dłoń. Zupełnie jakby chciała w jakiś sposób pozbyć się emocji i starać się opanować.
— Nie oczekuję — prychnęła, udając, że moja słowa w żadnym stopniu na nią nie wpłynęły.
Przeniosłem wzrok na Death. Przestała wreszcie warczeć, co zwróciło moją uwagę. Ku mojemu zaskoczeniu za to, położyła uszy po sobie i zaczęło wręcz niesłyszalnie skomleć, zaraz natychmiastowo przenosząc wzrok na Elainę.
— Nie powiesz mi chyba, że zaraz zaczniesz płakać? — zapytałem nieprzyjemnie, nieco złośliwie, patrząc wymownie na cienistą wilczycę.
— Ha! — przychnęła blondynka. — A to dobre!
Rozluźniła się nieco, po czym zdumchnęła z twarzy kosmyk, który opadł na twarz przy zamaczystym ruchu głową. Za dziewczyną rozniósł się donośny huk. Szybko przekręciłem głowę, starając się zobaczyć co się za nią dzieje. Biegnący w naszą strażę ochraniarze nie przynosili nic dobrego.
— Cho.lera! — zakląłem, odwracając się.
Elaina spojrzała na mnie, widząc jak biegnę w przeciwnym do ochroniarzy kierunku. Była skołowana, nie wiedziała totalnie co dzieje się wokół niej. Stała jeszcze chwilę zdezorientowana, dopóki nie krzyknąłem:
— Biegnij!
Gdy usłyszała moje polecenie, wykonała je automatycznie, podrywając się z miejsca. Nie znajdowałem się w dobrej sytuacji, mogli pomyśleć, że brałem udział w masakrze, jaką Elaina przeprowadziła na naukowcach. Wprawdzie było parę faktów, które działały na moją korzyść, lecz z drugiej strony nie wiedziałem jak mogła się zachować dziewczyna, aby oszczędzić sobie tortury, będąc pod wpływem desperacji. Ludzie tylko w filmach je znoszą nic nie mówiąc, przynajmniej tak sądziłem.
Słyszałem za mną głośne kroki — te bardziej słyszalne należały do Elainy, a te mniej do ochroniarzy. W sumie w obecnej sytuacji musiałem ponieść karę, ale zawsze mogłem ją zmniejszyć, nie dając ochroniarzom dorwać dziewczyny. Zatrzymałem się gwałtownie. Blondynka minęła mnie, spoglądając na mnie ze zdziwieniem. Przewróciłem półkę, która jedynie zdobiła nieskazitelnie biały korytarz, po czym rzuciłem się w dalszą ucieczkę. Elaina widząc, że biegnę za nią, przyśpieszyła, odwracając się do przodu. Zaskoczyła mnie po raz kolejny. Czyżby martwiła się moją osobą?
— Nie — zaprzeczyłem głośno, co zwróciło uwagę dziewczyny.
Ta tylko spojrzała na mnie, nic nie mówiąc. Możliwe, że przez to, iż łapała głośne oddechy. Mebel zatrzymał ochroniarzy. Może nie na długo, ale na dostatecznie tyle, abyśmy zdążyli ukryć się w składziku. Zatrzasnąłem za nami drzwi. Sapanie Elainy roznosiło się po całym pomieszczeniu. Miałem wrażenie, że przez to mogli nas usłyszeć.
— Przestań — warknęła, odpychając moją dłoń, którą położyłem na jej ustach. — Co ty odpier.dalasz?! — Powróciła nasza Elaina, przemknęło mi przez myśl.
Posłała mi niebezpiecznie spojrzenie, oddalając się nieco ode mnie. Nie trudząc się, aby się jej wytłumaczyć, po raz kolejny przystawiłem dłoń, dopóki nie dziabnęła mnie mocno. Wydawałem z siebie stłumiony okrzyk. Spojrzałem na nią zszokowany.
— Ugryzłaś mnie — stwierdziłem z niedowierzaniem.
— Zamknij się — syknęła, nasłuchując. — I zgaś to cholerne światło.
Wykonałem bez sprzeciwu polecenie dziewczyny. W pomieszczeniu zapanowała nagła ciemność. Słyszałem donośne bicie mojego serca, choć może mógł to być mój przyśpieszony puls napędzony przez adrenalinę. Staliśmy w ciszy, czekając z niecierpliwością, aż ucichną kroki. Oczywiście zanim ochroniarze przeszli obok drzwi, wymienili się kilkoma zdaniami na temat tego, gdzie możemy się znajdować. Nigdy przedtem nie byłem tak bardzo zdenerwowany w chwili, której przez szparę w drzwiach snob bijącego z korytarza światła, nie został przyciemniony przez cień jednego z typów i klamka nie została lekko naciśnięta. Dziękowałem głupocie, którą został obdarzony drugi i stwierdził, iż nie było szans, że możemy znajdować się w składziku. W końcu teoretycznie nie powinniśmy mieć pojęcia o jego istnieniu.
— Co teraz zrobimy? — pytanie Elainy rozeszło się po ciemności.
— Co?
— To co słyszałeś — warknęła cicho.
— Chyba raczej ty! To ty sprzątnęłaś tych naukowców.
I tak już miałem ponieść karę, a za to, że między innymi nie powstrzymałem Elainy, a także przez ucieczkę, jednakże nie miałem zamiaru dokładać jej sobie poprzez pomoc dziewczynie. W dodatku mogła mnie wkopać. Nie ufałem jej.

< Elaina? >

Od Lou - C.D Lee

Wielkimi krokami zbliżała się godzina 16. Już nie mogłam się doczekać, aż wreszcie go spotkam. Mojego brata bliźniaka. Chociaż rano gnębiły mnie ponure myśli, którymi w pewien sposób zaraził mnie Lee, teraz odeszły w niepamięć. Mój czarnowłosy kolega musiał za bardzo panikować. W ogóle co mnie podkusiło, żeby zacząć myśleć w podobny do niego sposób? Może to przez to nieoczekiwane chwycenie mnie za rękę? Zawróciło mi to w głowie i przez chwilę wpuściłam jego obawy do mojego umysłu. Tak, to pewnie dlatego. Chociaż to tylko zwykłe trzymanie się za ręce. Eh… Byłam wewnętrznie zdezorientowana. Nie wiedziałam kompletnie, w jakim kierunku zmierzają moje myśli. Otrząsnełam się z tych dziwnych refleksji i zabrałam za dalsze szykowanie do przyjęcia mojego niezwykłego gościa. Wyszłam spod prysznica i nadal ociekająca wodą zawinęłam się w biały ręcznik. Wyszłam z łazienki i skierowałam się ku garderobie, w której spędziłam długie minuty wybierając odpowiedni strój. Zdecydowałam się zwykłą , czarną sukienkę, która posiadała delikatny gorset i tiulowy dół. Do tego nałożyłam jasne czułenka na niewysokim obcasie. Wróciłam do łazienki, gdzie wysuszyłam włosy i związałam je w luźny warkocz. Użyłam delikatnych perfum i założyłam srebną bransoletkę. Byłam gotowa. W momencie, kiedy spojrzałam na zegar rozległ się dzwonek do drzwi. Podeszłam i uchyliłam je, by mój gość mógł wejść.
-Witaj Enzo! – Uśmiechnęłam się delikatnie.
-Hej Lou, ale tu do ciebie daleko ode mnie. – Westchnął zabawnie i wszedł głębiej. Przyjrzałam mu się uważniej. Był dużo wyższy ode mnie, ale jedno na pewno świadczyło o naszym pokrewieństwie – identyczne,szkarłatne oczy. W dodatku włosy, które niby wydawały się białe, tak naprawdę były ciut jaśniejsze od moich, ale nadal w tym samym odcieniu. Tak, z pewnością jesteśmy rodzeństwem.
-Ale mam przystojnego braciszka. – Mruknęłam zadowolona. Enzo spojrzał na mnie przelotnie.
-No proszę, jaka ciekawa siostrzyczka. – Pokręcił lekko głową i rozsiadł się na sofie. Pewny siebie. Cóż to chyba w takim razie rodzinne.
-Napijesz się czegoś? Kawy?Herbaty? – Spytałam się z kuchni.
-Poproszę samej wody. – Odparł.
-Jesteś pewien? – Wychyliłam się i spojrzałam na jego twarz. Jego mina wyrażała coś z pogranicza zainteresowania i powierzchownej obojętności. Taka mina luzaka.
-Taa. Jak masz możesz dorzucić kostki lodu. – Mrugnął do mnie okiem. Był niesamowity. Przyniosłam mu szklankę wody, a sobie sok pomarańczowy.
-Nadal nie mogę uwierzyć, że tutaj w ośrodku mam rodzinę. – Uśmiechnęłam się do niego ciepło i upiłam łyk soku.
-Hmm… Tak to dość niespotykane. Aczkolwiek nie niemożliwe. –Rozglądał się dyskretnie po moim pokoju.
-Mój … kolega też właśnie niedawno się dowiedział, że ma młodszego brata tutaj w Rimear. – Nie wiedzieć, czemu zawahałam się przy nazwaniu Lee kolegą. Co się ze mną dzieje? Potrząsnęłam głową. Enzo przyglądał mi się badawczo. Trochę dziwnie było patrzeć w swoje własne oczy, które należały do innej twarzy.
-Tak, jak mówiłem zdarzają się takie przypadki. – Nadal skupiał się na mnie. – Długo jesteś w ośrodku?
-Jakieś niecałe 3 miesiące. – Zerknęłam na kalendarz. Czas tak wolno tu płynął. – A ty?
-Ja już od roku sobie tutaj mieszkam. – Odparł i od razu zarzucił mnie kolejnym pytaniem. – Masz jakieś wspomnienia sprzed pobytu tutaj?
-Niestety nie. Jednak… - Zaczęłam niepewnie. Mimo, że wierzyłam, że jest moim bratem nie wiedziałam, czy mogę mu powiedzieć tak osobiste odczucia.
-Śmiało mów, co chcesz. – Uśmiechnął się ciepło, co było niezwykłą odmianą jego dotychczasowego obycia. Przyłożył palec do ust. – Obiecuję, że nikomu nie powiem.
-No dobrze. – Przełamałam się i odetchnęłam głębiej. – Ostatnio miałam coś jakby sen, w którym widziałam twarze bardzo podobne do mojej. Chyba to była nasza mama, ty i nasz ojciec, a potem wylądowałam w jakimś lesie, gdzie ktoś mnie gonił. Wydaje mi się, że mógł to być moment, kiedy zabierali mnie do Rimear.
-Ciekawe… Śniło ci się to raz, czy może więcej? – Wbił we mnie badawcze spojrzenie. Poczułam się trochę jak na przesłuchaniu.
-Nie, tylko raz. – Podeszła do mnie Blanc’a, która skomlała cicho. Wzięłam ją na kolana i powolutku zaczęłam głaskać.
-Masz psa? – Mój bliźniak wydawał się być zaskoczony.
-Tak. Tą sunię znalazłam niedawno porzuconą przy drodze wraz z jej braciszkiem. Nazwałam ją Blanc.
-Biała. Faktycznie pasuje jej to imię. – Pogłaskał ją ostrożnie, a mała go uważnie obwąchała po czym polizała jego palce. Jak Blanc go polubiła to nie może mieć złych zamiarów. Nagle ciszę przerwał dźwięk telefonu. Jak się okazało mojego.
-Poczekaj chwileczkę. – Wzięłam telefon i oddaliłam się do kuchni, jednocześnie wynosząc puste szklanki. Odebrałam połączenie od Lee.
-Lou? Jesteś już u siebie? – Usłyszałam znajomy głos czarnowłosego.
-Właśnie… Jeszcze z nim rozmawiam. – Szepnęłam. Nie chciałam, by Enzo usłyszał tą rozmowę, jakoś wydawało mi się to zbędne, by znał jej treść. Westchnęłam lekko poirytowna, miałam nadzieję szybko zakończyć tą rozmowę, aby móc kontynuować poprzednią.
-Tylko minutka. Jak tam? – Lee nie rozłączył się pomimo moich życzeń, które kołatały mi się po głowie. Trochę mnie to wkurzyło. No bo w końcu mam gościa, a on jeszcze mnie celowo wypytuje o szczegóły.
-Lee… - Wypowiedziałam jego imię ostrzegawczym tonem. – Rozumiem, że jesteś ciekaw, ale to nie najlepszy moment. Zadzwonię, jak będzie po wszystkim.
Mój głos nie należał do najbardziej przyjaznych, ale starałam się też nie być, jakoś bardzo chamska. Lubiłam Lee i nie chciałam go też jakoś specjalnie urazić. Wróciłam do salonu. Enzo właśnie się podniósł.
- No to ja się będę zbierał. Miło było cię poznać siostra! – Podszedł do mnie i zrobił ze mną klasycznego miśka.
-Już idziesz? – Zrobiłam smętną minkę i przekrzywiłam głowę. – Może jednak jeszcze chwilę zostaniesz?
-Bardzo chętnie, ale mam jeszcze parę spraw do załatwienia. – Uśmiechnął się smutno. – Możemy się jutro spotkać. Lubisz pływać?
-Pływać? Czemu nie! – Odparłam z entuzjazmem.- Najbardziej lubię biegać, ale inne sporty mnie nie przerażają. Ostatnio nauczyłam się grać całkiem nieźle w kosza.
- Wow, jesteś nie za duża, więc musiałaś mieć dobrego nauczyciela? – Chłopak patrzył się na mnie ze sporym zainteresowaniem w oczach.
-Aaa, tak. Mój trener jest najlepszy. – Uśmiechnęłam się szczerze na wspomnienie naszego treningu z Lee.
-To do jutra, podejdę po ciebie i razem pójdziemy na basen. – Puścił do mnie oczko i wyszedł na chłodne powietrze. Kiedy poczułam powiew na twarzy, stwierdziłam, że z chęcią się przebiegnę i przemyślę to wszystko, co dzisiaj usłyszałam. Przebrałam się w czarny sportowy stanik, narzuciłam na niego szarą bluzę i wbiłam się w czarne spodnie do biegania. Zawiązałam błękitne buty biegowe i wyruszyłam na swoją małą przebieżkę. Blanc zostawiłam w towarzystwie licznych zabawek i odrobiny jedzenia. Mam nadzieję, że przez 30 minut nie zniszczy mi mieszkania. Biegając uwolniłam się od wszystkiego i oczyściłam umysł od licznych trosk i znaków zapytania. Nagle dostrzegłam znajomą, wysoką sylwetkę i charakterystyczną czarną kitkę. Moje serce mocniej zabiło, ale to chyba od wysiłku, a nie na widok Lee, prawda? Podbiegłam do niego.
-Hej! Jak tam Shiloh? – Uklęknęłam koło malucha, który dzielnie dreptał na smyczy.
-On ma się dobrze. A jak twoje spotkanie? Miałaś zadzwonić… - Wyczułam, jakby nutkę niepokoju w głosie czarnowłosego.
- A świetnie. Jutro idziemy na basen. – Pogłaskałam jeszcze raz szczeniaka, po czym wstałam i rozsunęłam lekko bluzę, bo po biegu było mi gorąco. – A jak tam tobie minął dzień?
[Lee?]

Od Enzo - C.D Sory

Te potyczki słowne z Sorą wykorzystały cały mój zapas cierpliwości. Ulotniłem się z jej apartamentu i powróciłem we własne progi. Cała ta rozmowa o kluczyku wyprowadziła mnie ze względnej równowagi emocjonalnej, a w takich chwilach nie potrafiłem pozostać spokojny. Zgarnąłem torbę sportową wypełnioną tym, co zawsze, czyli ekwipunkiem potrzebnym do pływania i trzaskając drzwiami ruszyłem w kierunku krytego basenu. Nie znajdował się on specjalnie daleko. Kilka minut szybkiego marszu i byłem na miejscu. W kasie pokazałem jedynie swój karnet i od razu skierowałem się do szatni, gdzie w tempie ekspresowym przygotowałem się do pływania. Postanowiłem popływać na najgłębszym i największym basenie, który rozmiarami prawie dorównywał tym olimpijskim. Wskoczyłem na główkę i ruszyłem z całą siłą przed siebie. Woda opływała moje ciało, co dawało mi niewypowiedzianą ulgę. Pracujące mięśnie uwalniały ze mnie nadmiar emocji. Powoli się uspokajałem. Zatracałem się w wodnej ciszy i cichym pluskaniu niewielkich fal, które tworzyły się pod wpływem uderzeń części ciała o powierzchnię wody. Pływałem dopóki całkowicie nie opadłem z sił. Wykończony ruszyłem z powrotem do szatni. Szybko się przebrałem i wysuszyłem, ponieważ pływałem tak długo, że lada chwila basen miał zostać już zamknięty. Zebrałem rzeczy i prawie biegiem ruszyłem do domu. W zaciszu własnych czterech ścian znowu poczułem, że nie jest mi dane dzisiaj zasnąć spokojnie. Postanowiłem pograć trochę na perkusji, jednak dość szybko przypomniało mi się, że godzina nie sprzyja temu zajęciu. Dookoła pełno było różnych ludzi, którzy może mogli spać w przeciwieństwie do mnie. Kręciłem się po mieszkaniu, nie mogąc znaleźć sobie zajęcia. W końcu wyszedłem w ciemną noc i ruszyłem do pierwszego lepszego klubu. Tam skierowałem swoje kroki prosto do baru, kupiłem jakiegoś drinka i powoli go sącząc wmieszałem się w tłum. Kiwałem się rytmie bezosobowej muzyki i czekałem aż alkohol uderzy mi do głowy. Nie chciałem się nawalić nie wiadomo jak, po prostu chciałem się znieczulić. Wróciłem do baru i zamówiłem piwo. Dosiadła się do mnie jakaś blondi.
-Hej przystojniaku! Zabawisz się ze mną? – Uśmiechnęła się zalotnie.
-Z taką ślicznotką jak ty? – Zmierzyłem ją wzrokiem. Daleko jej było do moich ideałów. Pełno tapety, solarka. Normalnie plastic is fantastic. Łyknąłem piwa. – Nigdy kochaniutka. Nawet przy zgaszonych światłach.
Puściłem jej oczko i ruszyłem w kierunku wyjścia. Miałem dość tego miejsca. Jeszcze bardziej mnie irytowało. Na szczęście poczułem się lekki i pozbawiony jakichkolwiek problemów. To dzięki alkoholowi, który rozpoczął swoje działanie. W ten jeszcze nienachalny i przyjemny sposób, kiedy człowiek po prostu zaczyna widzieć świat w lepszych barwach. W takim nastroju wróciłem do domu i przyłożyłem wreszcie głowę do poduszki.
(...) Rano obudziło mnie walenie do drzwi. Zerwałem się z łóżka, głośno przeklinając na czym ten świat stoi. Otworzyłem drzwi, a w nich stał ten sam rudy facecik w okularkach, który odwiedził mnie dwa dni temu.
-Witam pana ponownie! – Jego uśmiech był strasznie sztuczny i jakby wyćwiczony.
-Dobry. – Odparłem jeszcze trochę zaspanym głosem. Z pewnością wyglądałem niezbyt wyjściowo, gdyż byłem potargany, miałem przekrwione oczy i pogniecione ciuchy, w których spałem. – Co pana do mnie sprowadza o tak wczesnej porze?
-Otóż zauważyłem, że pańska moc podczas ostatnich 12 godzin przybierała skrajne wartości. Czy przeżywał pan jakiś stres bądź był poddany odczuwaniu skrajnych emocji?
-Nawet jeśli powiem, że tak, to co załatwi mi pan psychologa? – Zaśmiałem się cicho.
-Nie. Aczkolwiek mam za zadanie to wyjaśnić. – Poprawił pingle na nosie i zerknął na mnie. – Może mi pan wyjaśnić co to za naszyjnik?
Wyjechał z tym pytaniem ni stąd ni z owąd. Czyżby Sora zdradziła mu mój słaby punkt? Czy chciała się w ten sposób mną zabawić? Zaczęła mnie zalewać fala bardzo negatywnych emocji. Jakoś w to nie wierzyłem, by była zdolna do czegoś takiego, ale nie potrafiłem odepchnąć od siebie tych podejrzeń. No bo skąd u diabła ten człowiek miałby się pytać o głupi kluczyk?
-To nie pana interes. – Warknąłem.
- A mogę go chociaż z bliska obejrzeć? – Wyciągnął rękę i chciał zerwać rzemyk z mojej szyi.
-Trzymaj łapy z daleka! – Wrzasnąłem i natychmiast odskoczyłem, wyciągając odruchowo mój bicz, który zawsze miałem przy sobie. Naukowiec ze stoickim spokojem wyjął z kieszeni jakieś pudełko, nacisnął coś,a ja poczułem jak przez moje ciało przelatuje prąd o wysokim napięciu. Padłem sparaliżowany na podłogę. Rudzielec podbiegł szybko do mnie i niczym parszywy szczur, zabrał mój kluczyk. W tym momencie rozrywało mnie coś od środka. Nie mogłem się poruszać, przez co myślałem, że zaraz wybuchnę. Leżałem tak jakiś czas, aż powoli powracały mi siły. Ledwo poruszając nogami i rękoma doczołgałem się pod ścianę, gdzie zmieniłem pozycję z leżącej na siedzącą. Mój umysł nadal był otępiony, jednak wściekłe myśli obijały się boleśnie w mojej głowie. Nie mogłem uwierzyć, że tak łatwo straciłem coś tak ważnego. Nagle w pokoju pojawiła się Sora. Co ona tu robi? Może to jakiś sen? A może faktycznie zdradziła moją słabość temu facetowi, by móc teraz się ze mnie ponabijać? Ukucnęła przede mną i wyciągnęła moją zgubę ze swojego płaszcza. Miałem go tuż przed oczami, jednak nie miałem siły by go jej wyrwać.
-Nie powinieneś go nosić na szyi…- Mruknęła cicho. Nie odzywałem się z dwóch powodów. Po pierwsze nie byłem pewien, że odzyskałem kontrolę nad własnym językiem, a po drugie nie chciałem dawać jej tej satysfakcji, by mogła zobaczyć, jak znowu pogrywam w jej słowne potyczki.
- Dlaczego ci go zabrali? Rzucałeś się? – Zadała kolejne pytania, usiadła na podłodze i wbiła we mnie spojrzenie swoich zimnych oczu. Udawała niewinną, czy naprawdę nie miała z tym nic wspólnego? Nie mogłem jej rozgryźć. Prychnąłem sfrustrowany i odwróciłem od niej swój wzrok. Nie mogłem się na niczym skupić. Kluczyk był tak blisko, a zarazem tak daleko. Czułem, że tego dłużej nie wytrzymam.
-Ty tak na serio? A może w środku masz ze mnie niezły ubaw? – Warknąłem. Byłem już u kresu wytrzymałości. Chwyciłem jej nadgarstek. – Oddaj mi to natychmiast, bo nie ręczę za siebie.
Całe moje opanowanie szlag trafił. Zwykle byłem spokojny i bardzo mało sytuacji mogło mnie wyprowadzić z równowagi, ale tego było już za wiele. Miałem dość.
-Nie oddam. – Odparła jedynie, nadal nie ukazując przy tym żadnych emocji. Wstałem gwałtownie. Zbyt gwałtownie. Zatoczyłem się na ścianę i podparłem się ręką. Chwiejnym krokiem ruszyłem w kierunku drzwi. Otworzyłem je na oścież.
-Wyjdź stąd. – Powiedziałem krótko. Nie chciałem jej skrzywdzić, bo nadal nie byłem pewny tego co zaszło, ale niestety mogłem zrobić zaraz coś, czego potem będę żałować. Wiem, mówiłem co innego, ale w pewnych sprawach trzeba się mijać z prawdą.
[Sora?]