poniedziałek, 29 sierpnia 2016

Od Lou - C.D Lee

Wielkimi krokami zbliżała się godzina 16. Już nie mogłam się doczekać, aż wreszcie go spotkam. Mojego brata bliźniaka. Chociaż rano gnębiły mnie ponure myśli, którymi w pewien sposób zaraził mnie Lee, teraz odeszły w niepamięć. Mój czarnowłosy kolega musiał za bardzo panikować. W ogóle co mnie podkusiło, żeby zacząć myśleć w podobny do niego sposób? Może to przez to nieoczekiwane chwycenie mnie za rękę? Zawróciło mi to w głowie i przez chwilę wpuściłam jego obawy do mojego umysłu. Tak, to pewnie dlatego. Chociaż to tylko zwykłe trzymanie się za ręce. Eh… Byłam wewnętrznie zdezorientowana. Nie wiedziałam kompletnie, w jakim kierunku zmierzają moje myśli. Otrząsnełam się z tych dziwnych refleksji i zabrałam za dalsze szykowanie do przyjęcia mojego niezwykłego gościa. Wyszłam spod prysznica i nadal ociekająca wodą zawinęłam się w biały ręcznik. Wyszłam z łazienki i skierowałam się ku garderobie, w której spędziłam długie minuty wybierając odpowiedni strój. Zdecydowałam się zwykłą , czarną sukienkę, która posiadała delikatny gorset i tiulowy dół. Do tego nałożyłam jasne czułenka na niewysokim obcasie. Wróciłam do łazienki, gdzie wysuszyłam włosy i związałam je w luźny warkocz. Użyłam delikatnych perfum i założyłam srebną bransoletkę. Byłam gotowa. W momencie, kiedy spojrzałam na zegar rozległ się dzwonek do drzwi. Podeszłam i uchyliłam je, by mój gość mógł wejść.
-Witaj Enzo! – Uśmiechnęłam się delikatnie.
-Hej Lou, ale tu do ciebie daleko ode mnie. – Westchnął zabawnie i wszedł głębiej. Przyjrzałam mu się uważniej. Był dużo wyższy ode mnie, ale jedno na pewno świadczyło o naszym pokrewieństwie – identyczne,szkarłatne oczy. W dodatku włosy, które niby wydawały się białe, tak naprawdę były ciut jaśniejsze od moich, ale nadal w tym samym odcieniu. Tak, z pewnością jesteśmy rodzeństwem.
-Ale mam przystojnego braciszka. – Mruknęłam zadowolona. Enzo spojrzał na mnie przelotnie.
-No proszę, jaka ciekawa siostrzyczka. – Pokręcił lekko głową i rozsiadł się na sofie. Pewny siebie. Cóż to chyba w takim razie rodzinne.
-Napijesz się czegoś? Kawy?Herbaty? – Spytałam się z kuchni.
-Poproszę samej wody. – Odparł.
-Jesteś pewien? – Wychyliłam się i spojrzałam na jego twarz. Jego mina wyrażała coś z pogranicza zainteresowania i powierzchownej obojętności. Taka mina luzaka.
-Taa. Jak masz możesz dorzucić kostki lodu. – Mrugnął do mnie okiem. Był niesamowity. Przyniosłam mu szklankę wody, a sobie sok pomarańczowy.
-Nadal nie mogę uwierzyć, że tutaj w ośrodku mam rodzinę. – Uśmiechnęłam się do niego ciepło i upiłam łyk soku.
-Hmm… Tak to dość niespotykane. Aczkolwiek nie niemożliwe. –Rozglądał się dyskretnie po moim pokoju.
-Mój … kolega też właśnie niedawno się dowiedział, że ma młodszego brata tutaj w Rimear. – Nie wiedzieć, czemu zawahałam się przy nazwaniu Lee kolegą. Co się ze mną dzieje? Potrząsnęłam głową. Enzo przyglądał mi się badawczo. Trochę dziwnie było patrzeć w swoje własne oczy, które należały do innej twarzy.
-Tak, jak mówiłem zdarzają się takie przypadki. – Nadal skupiał się na mnie. – Długo jesteś w ośrodku?
-Jakieś niecałe 3 miesiące. – Zerknęłam na kalendarz. Czas tak wolno tu płynął. – A ty?
-Ja już od roku sobie tutaj mieszkam. – Odparł i od razu zarzucił mnie kolejnym pytaniem. – Masz jakieś wspomnienia sprzed pobytu tutaj?
-Niestety nie. Jednak… - Zaczęłam niepewnie. Mimo, że wierzyłam, że jest moim bratem nie wiedziałam, czy mogę mu powiedzieć tak osobiste odczucia.
-Śmiało mów, co chcesz. – Uśmiechnął się ciepło, co było niezwykłą odmianą jego dotychczasowego obycia. Przyłożył palec do ust. – Obiecuję, że nikomu nie powiem.
-No dobrze. – Przełamałam się i odetchnęłam głębiej. – Ostatnio miałam coś jakby sen, w którym widziałam twarze bardzo podobne do mojej. Chyba to była nasza mama, ty i nasz ojciec, a potem wylądowałam w jakimś lesie, gdzie ktoś mnie gonił. Wydaje mi się, że mógł to być moment, kiedy zabierali mnie do Rimear.
-Ciekawe… Śniło ci się to raz, czy może więcej? – Wbił we mnie badawcze spojrzenie. Poczułam się trochę jak na przesłuchaniu.
-Nie, tylko raz. – Podeszła do mnie Blanc’a, która skomlała cicho. Wzięłam ją na kolana i powolutku zaczęłam głaskać.
-Masz psa? – Mój bliźniak wydawał się być zaskoczony.
-Tak. Tą sunię znalazłam niedawno porzuconą przy drodze wraz z jej braciszkiem. Nazwałam ją Blanc.
-Biała. Faktycznie pasuje jej to imię. – Pogłaskał ją ostrożnie, a mała go uważnie obwąchała po czym polizała jego palce. Jak Blanc go polubiła to nie może mieć złych zamiarów. Nagle ciszę przerwał dźwięk telefonu. Jak się okazało mojego.
-Poczekaj chwileczkę. – Wzięłam telefon i oddaliłam się do kuchni, jednocześnie wynosząc puste szklanki. Odebrałam połączenie od Lee.
-Lou? Jesteś już u siebie? – Usłyszałam znajomy głos czarnowłosego.
-Właśnie… Jeszcze z nim rozmawiam. – Szepnęłam. Nie chciałam, by Enzo usłyszał tą rozmowę, jakoś wydawało mi się to zbędne, by znał jej treść. Westchnęłam lekko poirytowna, miałam nadzieję szybko zakończyć tą rozmowę, aby móc kontynuować poprzednią.
-Tylko minutka. Jak tam? – Lee nie rozłączył się pomimo moich życzeń, które kołatały mi się po głowie. Trochę mnie to wkurzyło. No bo w końcu mam gościa, a on jeszcze mnie celowo wypytuje o szczegóły.
-Lee… - Wypowiedziałam jego imię ostrzegawczym tonem. – Rozumiem, że jesteś ciekaw, ale to nie najlepszy moment. Zadzwonię, jak będzie po wszystkim.
Mój głos nie należał do najbardziej przyjaznych, ale starałam się też nie być, jakoś bardzo chamska. Lubiłam Lee i nie chciałam go też jakoś specjalnie urazić. Wróciłam do salonu. Enzo właśnie się podniósł.
- No to ja się będę zbierał. Miło było cię poznać siostra! – Podszedł do mnie i zrobił ze mną klasycznego miśka.
-Już idziesz? – Zrobiłam smętną minkę i przekrzywiłam głowę. – Może jednak jeszcze chwilę zostaniesz?
-Bardzo chętnie, ale mam jeszcze parę spraw do załatwienia. – Uśmiechnął się smutno. – Możemy się jutro spotkać. Lubisz pływać?
-Pływać? Czemu nie! – Odparłam z entuzjazmem.- Najbardziej lubię biegać, ale inne sporty mnie nie przerażają. Ostatnio nauczyłam się grać całkiem nieźle w kosza.
- Wow, jesteś nie za duża, więc musiałaś mieć dobrego nauczyciela? – Chłopak patrzył się na mnie ze sporym zainteresowaniem w oczach.
-Aaa, tak. Mój trener jest najlepszy. – Uśmiechnęłam się szczerze na wspomnienie naszego treningu z Lee.
-To do jutra, podejdę po ciebie i razem pójdziemy na basen. – Puścił do mnie oczko i wyszedł na chłodne powietrze. Kiedy poczułam powiew na twarzy, stwierdziłam, że z chęcią się przebiegnę i przemyślę to wszystko, co dzisiaj usłyszałam. Przebrałam się w czarny sportowy stanik, narzuciłam na niego szarą bluzę i wbiłam się w czarne spodnie do biegania. Zawiązałam błękitne buty biegowe i wyruszyłam na swoją małą przebieżkę. Blanc zostawiłam w towarzystwie licznych zabawek i odrobiny jedzenia. Mam nadzieję, że przez 30 minut nie zniszczy mi mieszkania. Biegając uwolniłam się od wszystkiego i oczyściłam umysł od licznych trosk i znaków zapytania. Nagle dostrzegłam znajomą, wysoką sylwetkę i charakterystyczną czarną kitkę. Moje serce mocniej zabiło, ale to chyba od wysiłku, a nie na widok Lee, prawda? Podbiegłam do niego.
-Hej! Jak tam Shiloh? – Uklęknęłam koło malucha, który dzielnie dreptał na smyczy.
-On ma się dobrze. A jak twoje spotkanie? Miałaś zadzwonić… - Wyczułam, jakby nutkę niepokoju w głosie czarnowłosego.
- A świetnie. Jutro idziemy na basen. – Pogłaskałam jeszcze raz szczeniaka, po czym wstałam i rozsunęłam lekko bluzę, bo po biegu było mi gorąco. – A jak tam tobie minął dzień?
[Lee?]

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz