poniedziałek, 1 sierpnia 2016

Od Lee - C.D Anjiki

 Nie wiem co mi odbiło, żeby wybierać się z kotkiem na spacer parę minut przed tą rzęsistą ulewą... poważnie, najpierw żywiłem duże wątpliwości, a chwilę później po prostu wyszedłem na zewnątrz, powiedziawszy sobie „a jebać, to będzie tylko mżawka”... a tu co? Przemoczone ubranie i włosy lśniące od kolejnych kropel deszczu. Miałem zawracać, gdy nagle na mojej drodze do przytulnego pomieszczenia i relaksu stanęła jakaś dziewczyna.
 (...) Próbowałem ją podnieść, jednak bez skutku. Nie to, że była ciężka, po prostu nie byłem świadom jej dolegliwości i najmniejszy ruch był dla mnie problemem, bo mogłem jej zaszkodzić. Ponadto, próbowała się szamotać – na szczęście bezskutecznie. Sprawiała wrażenie, jak gdyby wypłynęły z niej wszystkie siły.
 – Panienko, właśnie widzę jak bardzo z tobą zajebiście. – Napakowałem w te zdanie tylko sarkazmu, ile wlezie. Szczególnie w zwrot do dziewczyny. Naprawdę sądziła, że ja się na to nabiorę? Ktoś, kto jest zdrowy nie mdleje na chodniku.
 Gdy tylko poczułem, że kot cały przemoczony wdrapuje się na moje ramię, pomyślałem, że to dobry moment, by się w końcu dźwignąć na nogi i stąd spieprzać. Oczywiście nie mogę zostawić tutaj mojej drogiej koleżanki. W sumie wyglądała mi na prawdziwą... damę? Nie wiem, ale miałem nadzieję, że nie będzie zachowywać się jak milion dolców, bo zacznę żałować, że w ogóle ją zaciągnąłem do swojego łó... domu, tak, domu. Nie miałem żadnego wyjścia... a nie zostawiam innych w potrzebie.
 W sumie nie miałem jak zakryć mojej towarzyszki przed kroplami deszczu, bo sam posiadałem jedynie koszulkę, więc musieliśmy jakoś razem wytrzymać. Chwyciłem dziewczynę i uniosłem ją do góry jak taką księżniczkę i ruszyłem w odpowiednim kierunku. Prawdopodobnie gdyby miała więcej siły to by mnie odpychała ile wlezie – bo tylko tyle zdążyłem dowiedzieć się o niej – ale że była blada jak ściana i wyglądała niczym siódme nieszczęście, jedynie zmrużyła oczy. Krew, która niegdyś skapywała z jej brody teraz plamiła moją jasną koszulkę.
 (...) Kilka skrętów w prawo, w lewo i ten sam schemat przez co najmniej pięć minut. Dopóki do naszego spaceru nie dołączył się akompaniament w postaci ciężkich grzmotów i jasnych zygzaków przecinających niebo, nie spieszyłem się. Szedłem sobie spokojnie, dopóki te cholerstwa nie chciały mnie trafić. Poważnie, znowu mam ochotę powtórzyć, że ta kopuła jest kurewsko mała. Co więcej, miałam nadzieję, że chora dziewczyna nie zacznie wybrzydzać mojego mieszkania... bo już nie wiedziałam, czego się po niej spodziewać. Może jednak ma maniery i zachowa uwagi dla siebie.
 W końcu trafiłem do swojego apartamentu. Otworzyłem nogą drzwi oraz tym samym sposobem je zamknąłem, aż nagle powietrze wypełniło jej ciche westchnięcie, a później ociężale wypowiedziane słowa:
 – To tylko anemia...
 – Wiesz do czego prowadzi anemia? A ty mi mówisz „tylko”... No, o Boże. – Po chwili namysłu po prostu położyłem dziewczynę na kanapie i tam przykryłem cienkim kocem. Cóż, nie mam nic lepszego na stanie.
 – Jak się nazywasz? – Przerwałem posępną ciszę z myślą, że to ja będę musiał cały czas próbować nawiązać kontakt.
 – Anjika Lävelova. – Jej włosy rozpłynęły się po całej poduszce, a następnie spojrzała na mnie tym samym, pustym spojrzeniem. – A ty?
 – Lee – uśmiechnąłem się lekko. – Dlaczego twoje imię kojarzy mi się z Ukrainą?
 – Nie wiem... pochodzę z Finlandii, może dlatego – odparła, i nagle jej kącik ust poruszył się, a później przekształcił w całkiem ładny uśmiech. – Poza tym mój ojciec chyba lubił nietypowe imiona... Takie, które coś znaczą.
 Uhuh, jaka ona nagle rozmowna. Może jednak będą z niej ludzie.
 – Twoje co oznacza?
 Zastanawiała się chwilę, po czym przemówiła:
 – Błogosławiona.
 – O, twój stary cię załatwił – uśmiechnąłem się, chcąc dać do zrozumienia, że oczywiście żartuję. Miałem nadzieję, że dziewczyna ma w sobie jakieś poczucie humoru, bo mnie ta cecha praktycznie buduje. – Jeśli chcesz możesz tu posiedzieć... raczej nie zrobię ci krzywdy. – W tym momencie zbadałem wzrokiem ciało dziewczyny ukryte pod kocem. Chciałem chociaż mieć wrażenie, że jest czego dotknąć, ale ostatecznie nie udało mi się, i skończyłem z małym, żartobliwym uśmiechem. Chyba nie sądzi, że naprawdę coś bym jej zrobił?

(Anjika?)

Od Mai - C.D Natsume

Gdy chłopak poszedł sprzątnęłam naczynia i wykąpałam się. Dzisiejszy dzień był nieco inny od innych ale przyjemny. Zanim położyłam się spać wyjrzałam przez okno. Pod deszczu nie została ani jedna chmurka. Niebo było czyste i rozgwieżdżone. Stałam tak chwilę wpatrując się w nie. Gwiazdy pomimo, że są tak daleko starają się dotrzeć do nas swoim światłem. Położyłam się spać i szybko zasnęłam.
***
Rano obudziło mnie słońce. Poczułam ogromne ciepło. Szybko więc wyszłam spod kołdry i spojrzałam na termometr. Było 28 stopni, a dopiero była szósta rano. Wzięłam szybki prysznic aby ochłodzić swoje ciało. W krótkich spodenkach i crop topie wyszłam na zewnątrz. Truchtem pobiegłam do mieszkania brata. Gdy zapukałam do drzwi usłyszałam w odpowiedzi głośne “proszę”.
- Hej to ja - powiedziałam wchodząc. Od razu poczułam przyjemny chłód klimatyzacji.
- Cześć - odparł Jake wychylając się z kuchni. Pewnie zmywał po śniadaniu. Usiadłam na kanapie i poczekałam aż przyjdzie. Nie musiałam długo na niego czekać. Po chwili siedział już obok mnie
- Co tam? -zapytał
- Wczoraj poznałam kogoś - zaczęłam - Chłopaka. Nazywa się Natsume - od ogółów do szczegółów opowiedziałam mu o całym wczorajszym dniu pomijając szczegół. Nie powiedziałam mu o zdarzeniu w sali treningowej. Chciałam ten temat zostawić na potem - A jak u ciebie? - zakończyłam pytaniem.
- Nudy - odparł przeciągając to słowo - Za bardzo padało wczoraj żeby gdzieś wyjść ale za to pograłem trochę na konsoli
- Nie powinieneś tak cały czas grać. Znajdź sobie coś innego do roboty - powiedziałam poważnie
- Wiem, Wiem - zbagatelizował sprawę - Ale czasami się nie da
- Dla chcącego nic trudnego - powiedziałam zdanie, które często w ramach żartu słyszałam od niego. Teraz sprytnie odwróciłam je przeciwko niemu. Rozmawialiśmy jeszcze jakiś czas w pewnym momencie postanowiłam zapytać go o pewną sprawę - Masz z kimś jakieś problemy?
- Nie - odpowiedział pewnie - Przecież wiesz, gdybym miał to bym ci powiedział. Czemu pytasz?
- Nie ważne -pokręciłam głową - To musiała być jakaś pomyłka- uśmiechnęłam się. Po chwili usłyszałam dzwonek telefonu. Jake szybko go odebrał i wyszedł na taras. Po paru minutach wrócił
- Muszę gdzieś wyjść. Mam pilną sprawę - oświadczył - Masz klucz to zamkniesz drzwi. Możesz tu siedzieć ile chcesz - Po skończeniu zdania wyszedł z domu przyśpieszonym krokiem. Po chwili i ja z niego wyszłam zamykając go. Nie będę przecież siedzieć cały dzień sama w domu. Było koło ósmej trzydzieści. Postanowiłam kupić lody. W sklepie spotkałam Natsume i umówiłam się z nim na wyjście. Tylko najpierw chłopak musiał coś załatwić. Nie musiałam zbyt długo na niego czekać. Gdy dowiedziałam się, że idziemy na plażę zdziwiłam się.
- Przecież pod kopułą nie ma plaży - powiedziałam - Chyba, że …
- Wybieramy się poza nią. Mam pozwolenie - widocznie był zadowolony z tego co osiągnął. Ja na to miast nie kryłam zaskoczenia. Po raz pierwszy zobaczę co jest za kopułą.
- Poczekaj pięć minut - szybko weszłam do mieszkania - Jak chcesz możesz sobie usiąść - zaproponowałam i poszam do sypialni. Wzięłam dużą torbę gdzie wsadziłam krem przeciwsłoneczny, dwa ręczniki, okulary przeciwsłoneczne. Na stopy wsunęłam japonki, a na głowę założyłam słomkowy kapelusz po czym wyszłam - Już - chłopak się uśmiechnął się i wstał. Miał na sobie plecak, a w nim zapewne rzeczy na plażę. Po chwili szliśmy już w stronę wyjścia z ośrodka. Czułam jednocześnie podekscytowanie i niepewność. Nie wiedziałam co mogę zastać poza kopułą. Przy wyjściu stało dwóch mężczyzn pilnujących aby nieupoważnione osoby nie wchodziły ani nie wychodziły do ośrodka. Mój towarzysz pokazał zgodę i po chwili byliśmy już po drugiej stronie. Moje oczy przypominały piłeczki od ping ponga. Rozglądałam się uważnie dookoła. Przyglądając ludziom, ich zwierzętom, budynkom, wystawom i ogólne wszystkiemu. Było to dla mnie z jednej strony nowe, a z drugiej znajome. Natsume chyba musiał się wstydzić, bo przypominałam pewnie jakiegoś niedorozwoja, który się wszystkiemu przygląda. Od czasu do czasu pytałam go o pewne rzeczy, a on odpowiadał. Na chwilę zatrzymałam się przy sklepie z zwierzętami. Przyglądałam się kotkom. Mój wzrok przykuł biały kot z żółtymi oczyma, podobny do Madery - Zobacz kopia Madery - wskazałam stworzonko,a chłopak przytaknął i ruszyliśmy dalej. Do plaży dotarliśmy szybko. Moim oczom ukazał się niesamowity widok. Na piasku pod parasolami siedzieli ludzie, część z nich pływa w morzu. Wszyscy mieli na sobie kostiumy kąpielowe w przeróżne kolory i wzory. Pewnie będę dziwnie wyglądać w szortach i koszulce - pomyślałam
- Podoba ci się ? - zapytała
- Tak. Tu jest cudownie! - powiedziałam wciąż rozglądając się z zachwytem. Następnie ruszyliśmy wybrać miejsce w którym się rozłożymy z rzeczami.

<Natsume?>

Od Toshiro - C.D Anjiki

Wcześniejsza rozmowa ze sprzedawczynią była bardziej przydatna niż ta teraz. Nie powiedział mi nic, czym mógłbym się zainteresować, i to ma być właściciel?! Nawet własnych klientów nie zna... Chociaż fakt, że często gada z dziewczyną o kruczoczarnych włosach w okularach, kochającą książki może mi się kiedyś przydać. Wychodząc z księgarni, właśnie na taką się natknąłem, choć bardziej odpowiednim słowem będzie "wpadłem". Po krótkiej wymianie zdać, patrzyłem jak ten idiota, kiedy odchodziła. Dopiero po kilku minutach połapałem fakty, przez co moja dłoń szybko odnalazła twarz "Toshiro, czasami jesteś skończonym kretynem" Pomyślałem, śmiejąc się z własnych myśli. Skoro mnie jednak nie zna, to istnieją jeszcze spore szanse, że na nią trafię. Chowając ręce do kieszeni ruszyłem w kierunku domu. Przydałoby się przebrać i iść trochę pobiegać, przez to całe zamieszanie, za chwilę kompletnie zapomnę o treningach, a nie wypada się zapuścić, jak ostatni dziad. W szarych dresach i czarnej koszulce ruszyłem w stronę lasu, lecz wcześniej musiałem jeszcze ominąć park. Nie rozumiałem ludzi, którzy biegali w tym miejscu, było wręcz oblężone przez innych, nie wspominając już o właścicielach psów, którzy nie byli nawet na tyle łaskawi, żeby sprzątać po swoich psach. No kur.wa jak się już bierze odpowiedzialność, za zwierzę, to trzeba się również liczyć z tym, że trzeba po nim sprzątać, a nie, że gó.wno samo wyparuje! Starałem się biec przed siebie, nie zważając na innych, lecz moją uwagę zwróciły czarne włosy, które zostały rozwiane przez wiatr. Nieco zwolniłem wytężając wzrok, aby dokładnie przyjrzeć się postaci, która siedzi na ławce. Byłem wręcz pewny, że to ta sama dziewczyna, która zbierała swoje książki sprzed księgarni, a więc co za tym idzie, być może moja jedyna droga, dzięki której, będę w stanie ponownie pogadać na spokojnie z siostrą, która ucieka przede mną jak przed lwem. Podbiegłem do niej, zadając pytanie, które najbardziej mnie interesowało. Jej reakcja, cóż nie będę ukrywać, że mnie zaskoczyła, myślałem, że... No nie wiem, zareaguje nico inaczej. Dodatkowo dopiero teraz zauważyłem, jaką ma młodą i bladą twarz. Przechyliłem głowę, czekając aż dopije swoją wodę
- Potrzebuje tylko spotkania z nią, cel nie jest Ci potrzebny - Aż byłem zaskoczony, że jeszcze na nią nie naskoczyłem, ale aż mi szkoda takiej młodej dziewczyny.
- Uważam, że jest, bo mogę jej zaszkodzić i powinieneś być milszy - Włożyła kolorową zakładkę do książki, którą zamknęła, aby móc na mnie spojrzeć
- Nie chce mi się słuchać rad piętnastolatki - Zaśmiałem się krótko
- Mam szesnaście lat - Uśmiechnęła się do mnie jedynie. Śmieszne, albo ma podobną taktykę do mojej siostry, albo po prostu próbuje być miła. Pokręciłem głową, starając się nie zwracać na to uwagi
- Nie ważne, nie chcesz gadać to nie, łaski bez - Wzruszyłem ramionami
- To Ty nie chcesz powiedzieć czego chcesz - Wciąż nie zmieniała wyrazu twarzy i przyglądała mi się błękitnymi oczami
- Spotkać się, wbrew pozorom, jestem dla niej kimś ważnym - Ostatni raz spojrzałem na nią po czym westchnąłem - Na razie młoda - Przeczesałem ręką włosy i ponownie ruszyłem w kierunku lasu, już się nie oglądając. Po treningu wróciłem do mieszkania, od razu idąc pod prysznic. Stałem tak, trzymając ręce na karku, z zamkniętymi oczami. Zimna woda spływała po moim rozgrzanym jeszcze ciele, najchętniej już bym dzisiaj stąd nie wychodził, zamknął się w tej kabinie i pozwolił, żeby moje ciało uciekło wraz z tą wodą. Zawiązałem ręcznik na biodrach i z mokrymi włosami stanąłem na środku salonu, rozglądając się. W telewizji, nie było nic ciekawego, do klubu również nie miałem ochoty się wybierać, a dziewczyny, które dają za klubem za kilka drinków już mi się znudziły. Spojrzałem przez okno, gdzie panował już półmrok. Skoro i tak siedzę tutaj, to chociaż jakieś dobre sake by się przydało. Wróciłem do łazienki, zahaczając po drodze o szafę, z której wyciągnąłem czarne dżinsy i czarowną bluzę. Wytarłem porządnie włosy i po ogarnięciu reszty, wyszedłem z domu. Mój cel, najbliższy sklep z alkoholem. Nigdy nie bałem się ciemnych uliczek, gdzie praktycznie ma żadnej latarni, wręcz przeciwnie, świadomość, że ktoś może mnie zaatakować i, że bezkarnie będę mógł komuś oddać, wręcz napawała mnie adrenaliną. Niestety mieszkam chyba w jakieś spokojnej okolicy, gdyż jeszcze nigdy nic takiego nie miało miejsca. Wtedy usłyszałem męski głos, wyraźny i agresywny, oraz kobiecy, był zdecydowanie bardziej cichy, przez co nie rozumiałem ani słowa. Zaciekawiony całą sytuacją, poszedłem w stronę skąd dobiegały głosy. Przede mną malował się obraz małej i drobnej dziewczyny z długimi czarnymi włosami w sukience i z parasolką, oraz mężczyzny, być może w moim wieku, który wcale taki mały nie był
- No dalej chodź, lepiej to zrobić po dobroci, aniżeli po złości, prawda? - Ponownie zaczął się do niej zbliżać. Sam nie wiem co mną tchnęła, że stanąłem obok dziewczyny i wyciągnąłem rękę w taki sposób, że sprawnie ją zasłaniałem
- Odwal się od mojej koleżanki, bo jak Ci wyj.ebie w tej krzywy ryj to przez miesiąc Cię ze szpitala nie wypuszczą! - Zmarszczyłem brwi, podnosząc nieco głowę, abym mógł go lepiej zobaczyć, niestety w tym momencie kaptur mi nieco utrudniał widoczność (ale to jest +20 do siły xd)
- Myślisz, że się takiego cwaniaka boje?! - Zaczął się śmiać, czym wkur.wił mnie tak, bardzo, że na moich ustach malował się jedynie uśmiech
- Odejdź, nie chce, żeby na Ciebie wpadł. - Powiedziałem cicho do dziewczyny - I nie mów, że mam go oszczędzać i mnie nie odciągaj... Nie chce Ci zrobić krzywdy - Odsunęła się ode mnie tak bardzo, że zauważyłem kątem oka, jak przykleiła się do ściany i dobrze, w takiej odległości nie powinna ucierpieć - I...
Chciałem jeszcze coś dodać, kiedy dostałem cho.lera wie z czego i kiedy. Poleciałem metr do tyłu, turlając się po ziemi. Leżąc tak i słysząc jak wyzwiska z jego ust lecą w moją stronę zacząłem się śmiać. Kur.wa muszę zacząć doceniać przeciwników, bo kiedyś na prawdę nie będzie tak kolorowo. Podniosłem się z ziemi i chciałem otrzepać swoją bluzę, jednak zdałem sobie sprawę, że zostały z niej strzępki.
- Ty chu.ju, bluzę mi zniszczyłeś! Wiesz jak ciężko dostać ten kolor?! Myślisz, że to wszędzie sprzedają?!
- Słownictwo, nie przeklinaj tak - Stop... Czy ona właśnie mnie upomina? Podczas walki zwraca uwagę na moje słownictwo?
- Eee... Panienko, ja Ci tutaj dupę ratuję, a Ty mnie o mój język upominasz? - Spojrzałem na nią ze wzrokiem mówiącym "serio". Chciałem ponownie wrócić wzrokiem do tego gościa, kiedy ponownie oberwałem, jednak tym razem mocniej. Poczułem w ustach smak krwi, ten metaliczny posmak, który jest mi tak dobrze znany. Oblizałem wargi i zdałem sobie sprawę, że to właśnie z dolnej wydobywa się ciecz, oby tylko nie była do szycia. - Wku.rwił mnie - Wymamrotałem podnosząc się na łokciach, wtedy ujrzałem nogi, jak miewam właśnie tej dziewczyny. Pisnęła cicho i przywaliła mi w głowę parasolką
- Nie podglądaj mnie! - Pisnęła odsuwając się ode mnie, ale wciąż mierząc we mnie parasolką. Wstałem, śmiejąc się jedynie i kręcąc z niedowierzaniem głową
- Co z Tobą jest nie tak? - Podniosłem ręce przywołując swoje szpony. Resztki materiału, który jeszcze jakimś cudem utrzymał się na moim ciele odrzuciłem na bok, ilustrując wzrokiem swojego przeciwnika- To teraz się zabawimy
Na początku użyłem Acceleratio , żeby unikać jego ruchów, co w sumie nie było takie ciężkie. Czekałem jedynie na to, aż się nieco wkurzy, myślałem, że może pokaże mi coś innego, że będę musiał się nieco bardziej postarać, lecz on używał cały czas tych samych ruchów. Bez najmniejszego oporu zacząłem swoje ataki, chociaż tego nie można tak nazwać. Dwa razy zadałem mu cios pazurami, żeby padł przy jednej z bram. Spojrzałem na siebie i otoczenie, trochę tak było krwi, zarówno mojej jak i jego. Odwróciłem głowę, żeby zobaczyć czy dziewczyna wciąż jest w tym samym miejscu

- Ty... Ty go zabiłeś... - Zakryła usta ręką, na co się jedynie zaśmiałem
- Nie bądź śmieszna, żyje. Sam się doczołga po pomoc... Jesteś cała? - Sam nie wiem co mnie pchnęło, żeby zadać tak głupie pytanie. Powinienem się w to w ogóle nie mieszać, przynajmniej nie straciłbym swojej bluzy, ale skoro ja mam zasadę, że nie uderzę żadnej kobiety, to nie mogę też pozwolić, żeby ktoś krzywdził je na moich oczach. Westchnąłem cicho odwołując szpony
- T-Tak... Krwawisz - Podeszła do mnie
- Nic nadzwyczajnego - Odpowiedziałem normalnie
- Dziękuje, za pomoc - Uśmiechnęła się i zbliżyła jeszcze bardziej, w pewnym momencie pstryknąłem ją w nos wycofując się
- Nie przymilaj się tak. Miałem frajdę i tyle. Nie łaź po takich uliczkach, nie zawsze wychodzę do sklepu po sake - Otarłem ręką krew, która spływała mi już po brodzie. No i muszę się teraz cofnąć, a byłem już tak blisko sklepu



Anjika?

Od Anjiki - Do Sebastiana

Siedziałam w poczekalni. Znów szłam na jakieś idiotyczne badania. Przecież wiedzieli już o mnie wszystko. Znów zbadali mi oczy, krew, motorykę. Teraz zabierali mnie na bieżnię. Miałam pewnie przebiec jakieś 100 okrążeń. Mówi się trudno. Teraz musiałam już zawsze nosić okulary, bo inaczej mogłam komuś zrobić krzywdę. Jakby to, że cierpię na ostrą odmianę anemii nie był wystarczający, by mnie upokorzyć. Nie taką córkę wyobrażali sobie moi rodzice. A właściwie czy mam kogoś poza tymi murami? Mamę? Tatę? Rodzeństwo? Psa lub kota? Bardzo możliwe. Jednak nie pamiętam nic z tamtego okresu. Z mojego poprzedniego życia.
-Anjika La..Lev….-zaczął lekarz.
Znów to samo. Nie potrafili przeczytać mojego nazwiska.
-To się czyta Laevelova proszę pana-poprawiłam go.
-A tak, tak-powiedział.-Nevermind. Na bieżnie.
Wszystko mówił zimnym głosem, jakbym była jakimś eksperymentem, a nie prawdziwą osobą. Wstałam z ociąganiem. Zdjęłam okulary, bo jak się przewrócę by mi nie spadły i się nie potłukły, ani żeby nie przeszkadzały mi podczas biegania.
-Zakładaj te okulary natychmiast!-krzyknął na mnie. Podskoczyłam na ton jego głosu. Piskliwy i przerażony. Chyba musiał być przy tym przedstawieniem, które dałam jakiś czas temu, gdy jeden z nich chciał zrobić coś na co nie miałam ochoty. Wzdrygnęłam się na samą myśl. Moje oczy znów błysnęły na czerwono.
-Natychmiast!-pisnął, wyrwał mi je i siłą włożył mi na twarz.
Nie powiem zabolało. Może zostawił jakieś siniaki. No nic jutro ukryje je pod warstwą pudru.
-A teraz na bieżnię-powiedział gniewnie przez zaciśnięte zęby.
Przewróciłam oczami. Związałam długie włosy granatową wstążką. Puściłam się biegiem po bieżni. Okrążenie po okrążeniu pokonywałam ze spokojem.
-Dobra wystarczy-krzyknął naukowiec w białym kitlu.
Zwolniłam i zatrzymałam się. Spojrzałam na niego morderczym wzrokiem, aż się cofnął.
-Wypad stąd mała. I nie rób problemów, bo pożałujesz-warknął.
Delikatnie mu się skłoniłam. Czym wprowadziłam go w zakłopotanie.
-Tak jest-powiedziałam z uśmiechem.
Szybko opuściłam duży biały budynek. Biegiem pokonałam odległość dzielącą ten pseudo szpital i mój domek. Otworzyłam drzwi i szybko przeszłam przez próg. Zamknęłam dokładnie drzwi. Szybko pozbyłam się tego stroju do ćwiczeń i wrzuciłam go do prania bo najwyższy czas było go uprać. Weszłam pod prysznic. Szybko się umyłam. Wysuszyłam włosy i zostawiłam je rozpuszczone. Siedząc w szlafroku zjadłam obiad i wzięłam niezbędne leki. Po obiedzie postanowiłam się ubrać:
Potem poprawiając okulary zabrałam książkę i poszłam do parku. Wzięłam ze sobą szkicownik, a może coś narysuję chociaż ostatnio brakowało mi weny. Kiedy wreszcie dotarłam do parku jęknęłam. Wszystkie ławeczki były zajęte. Wielu po prostu siedziało i rozmawiało. Niektóry spożywali niedozwolone napoje. A inni po prostu drzemali. Wreszcie udało mi się znaleźć wolną ławeczkę. Usiadłam więc na niej. Na przeciw mnie na ławce spał wysoki chłopak. Jego pierś powoli unosiła się w górę i w dół. Przyłapałam się na tym, że zastanawiam się jaki ma kolor oczu. Potrząsnęłam głową by pozbyć się tej myśli.Wyciągnęłam szkicownik i zaczęłam go rysować. Powoli powstały kontury, by po chwili nabrać wyrazistości. Co chwile patrzyłam na niego by móc narysować jakiś szczegół. Tak mi szybko czas zleciał, że nie zauważyłam srebrnych oczu wpatrujących się we mnie kiedy go rysowałam. Kiedy on znalazł się naprzeciwko mnie?
-Mogę wiedzieć co ty robisz?-spytał uważnie mi się przyglądając.
Zerwałam się na równe nogi. Szkicownik upadł mi na ziemię. Po chwili już stałam na oparciu ławki. Z dłoni wystawały ostrza, a ramiona oplatały łańcuchy unoszące się nad głową, gotowe w każdej chwili zaatakować przeciwnika.
-Przepraszam nie chciałem cie wystraszyć-mruknął Sebastian.-Lepiej zejdź bo spadniesz.
Nie chciałam żeby mówił mi co mam robić. Obróciłam się żeby zeskoczyć z saltem do tyłu, ale poślizgnęła mi się noga. Poleciałam do tyłu.
-Ostrożnie!-zawołał chłopak i rzucił się by mnie złapać.
Oboje chwilę później leżeliśmy na ścieżce. On obejmował mnie w tali, jakby wciąż próbował mnie ochronić przed upadkiem. Policzki mi poczerwieniały. Szybko wstałam. Złapałam chłopaka za rękę i pomogłam mu wstać. Był dużo wyższy ode mnie.
-Przepraszam-szepnęłam pochylając się w ukłonie. -Przepraszam-dodałam już głośniej.

<Seba-chan?>

Od Aryi - C.D Shouty

- Nie – odpowiedział i w dokładnie w tym samym momencie mnie pocałował.
Nie byłam w stanie zrozumieć, co się wydarzyło w tym momencie, dlatego z początku rozchyliłam swoje usta zszokowana, ułatwiając mu pocałunek. Dopiero po sekundzie lub dwóch, dostałam jakiegoś napadu. Odepchnęłam od siebie chłopaka, a jako że byłam na jego plecach zleciałam na chodnik. A przynajmniej zleciałabym gdyby nie Shouta, który zdążył mnie złapać. Tym razem już postawił mnie na ziemi, bez zbędnych… dodatków. Dotknęłam swoich ust, będąc czerwona jak taki buraczek. Dlaczego to zrobił, przecież znaliśmy się tak naprawdę… od dzisiaj? Chciał mnie zdenerwować, czy może pobawić się moim kosztem? Strach, który czułam do niego rano, powrócił nasilając się kilkukrotnie. Nie zniknie, dopóki on się z tego nie wytłumaczy. Poczułam jak do oczu napływają mi łzy, a sama odruchowo zaczęłam się cofać do tyłu. Zerwałam się do ucieczki, jednak on był szybszy i zaraz złapał mnie za nadgarstek. Przystanęłam, niepewnie spoglądając mu w oczy, był taki poważny…
- Zostaw mnie… - powiedziałam cicho, cała drżąc ze strachu. – Nie dotykaj mnie… proszę.
Mężczyzna puścił mnie, a ja w tym czasie uciekłam. Biegłam po schodach tak szybko jak nigdy, już po chwili znajdując się we wnętrzu swojego apartamentu. Nadal nie rozumiałam, dlaczego to zrobił. Chociaż to może dla niego normalne, jest przecież dorosłym mężczyzną, ma swoje potrzeby i tak dalej… ale ja taka nie jestem. Nie znam go, a on nie zna mnie. Powstrzymałam się jednak od płaczu, tak jak robiłam to zazwyczaj w takich sytuacjach, po prostu musiałam się uspokoić. Jutro już sobie na spokojnie z nim to wyjaśnię, pewnie głupio to zrozumiałam. Może zrobił to przez przypadek? A ja tak głupio i gwałtownie zareagowałam… Dzisiaj było już za późno na taką rozmowę. Nie mając już siły na nic, po prostu położyłam się, jednak ciężko było mi zasnąć tej nocy.
Obudziłam się z ogromnym bólem głowy, jednak nie dziwiło mnie to jakoś specjalnie. Czasami tak miałam, to wszystko przez Arcanę. Pierwsze co zrobiłam po wstaniu, to wzięcie kilku mocnych leków, po których będę lekko pobudzona… ale trudno. Ogarnęłam się i usiadłam na kanapie, przez chwilę nie wiedząc co by tu dzisiaj porobić. Zaraz jednak przypomniałam sobie o tym, że miałam iść do Shouty. Szczerze, to nie chciałam za bardzo tego robić, po prostu bałam się do niego iść… ale chyba należy mi się wytłumaczenie całej tej sytuacji. Zebrałam się szybko, a następnie wyszłam, kierując się prosto do jego apartamentu. Zaraz… gdzie on właściwie mieszkał? Nie miałam pojęcia, tak więc snułam się jak głupia po całym ośrodku, w poszukiwaniu mojego nowego znajomego. Nie wiedziałam, w którym miejscu rozpocząć poszukiwania, więc zamierzałam sprawdzić każde miejsca, przy okazji pytając praktycznie każdą napotkaną osobę. Nikt go jednak nie widział, nikt za wyjątkiem jakiegoś dzieciaka. Trochę było to podejrzane, że akurat dzieci wiedziały, gdzie go znajdę… no ale nie wnikam. Przez chwilę myślałam nawet, że ten dzieciak specjalnie mnie wykiwał, ale na szczęście dostrzegłam Shoute. Siedział na jakiejś huśtawce[sad a w nim jabłka], odstraszając dzieciaki z placu zabaw. Niepewnie podeszłam do niego, kiedy usłyszał, że ktoś do niego podchodził, odwrócił się. Nie spodziewał się chyba jednak zobaczyć, a jednak jestem! Lol.
- Em… hej? – zaczęłam.
- Cześć – powiedział – Chyba powinienem przeprosić za wczoraj co nie? – uśmiechnął się.
- Nie musisz… po prostu, dlaczego to zrobiłeś? – spytałam a następnie odwróciłam główkę cała zarumieniona.

(Shouta? Cheeki Breeki)

Od Lee - C.D Lou

 Nieskromnie przyznam, że mam cholernie dużego fioła na punkcie tych lojalnych pyszczków. Nigdy nie mogłam przejść obojętnie obok takich spraw, chociażby bez zerknięcia kątem oka i wymruczenia pod nosem paru mniej przyjemnych słów skierowanych do właściciela. A raczej byłego właściciela. W sumie spotkanie Lou również było wielkim zbiegiem okoliczności. Och, ta kopuła taka mała.
 (...) Ale moja towarzyszka wyglądała trochę inaczej niż na naszym poprzednim spotkaniu. Zachrypnięty głos, załzawione oczy i zaczerwieniony nos zwiastowały tylko jedną rzecz, czyli przeziębienie. A może jakaś alergia? Co ona miała w głowie, żeby teraz wychodzić z domu?
 – Musimy im pomóc! – Pogłaskała białą istotkę. – Chodźmy do mojego domu. Jest niedaleko. Tam dam im jeść i pomyślimy co dalej. Wchodzisz w to? – Zerknęła na mnie załzawionymi oczami, które wyrażały determinację. Ale nie mogę zaprzeczyć, że w tamtej chwili z lekka przerażały. W jednym momencie pozwoliłem sobie na chwilę zignorować pytanie dziewczyny i wziąłem jednego – mniej pieszczonego przez nas pieska – tego czarnego z białą łatką. Uniosłem go w rękach tak, by był pyszczkiem w stronę mojej twarzy i z lekkim uśmiechem powiedziałem:
 – Byłbym chujem gdybym tego nie zrobił. Wchodzę – westchnąłem, i w tej chwili Lou wzięła swojego szczeniaka na ręce, odwracając głowę i kichając kilkukrotnie. Spojrzałem wtedy z nieco przechylonej perspektywy i dałem jej znak, by oddała zwierzaka w moje ręce. I to nie tak, że nie chciałem ryzykować, by młode się zaraziły, ale też Lou strasznie się mordowała... wyglądała tragicznie, więc co mógłbym zrobić, żeby jej ulżyć? „Kobieto, sio do domu”?
 – Jesteś pewna, że nie chcesz iść odpocząć? – zapytałem.
 – Odpocząć? Nic jeszcze nie zrobiłam. – Zaśmiała się na miarę możliwości, i odruchowo skierowałem się w jej ślad.
 – Dobrze wiesz, o co mi chodzi. – Utuliłem szczenięta. Niech robi co chce, ale mi nie uśmiechała się taka determinacja, z której może wyniknąć coś złego. Postanowiłem, że gdy tylko znajdziemy się w jej domu, zrobię to, co do mnie należy i jeśli będzie trzeba to przykuję ją do łóżka, żeby się kurowała (zbereźnicy~). Bo inaczej nic z tego nie będzie, bez sił nikomu nie pomoże, nawet sobie.
 Nie minęło parę minut, a w akompaniamencie uroczych pisków szczeniąt udało nam się dostać do apartamentu Lou. Jednym, przelotnym spojrzeniem zmonitorowałem korytarz, potem salon i ostatecznie tam się zatrzymaliśmy. Ułożyliśmy nasze „znaleziska” na sofie, a ja siadając obok nich czekałem, aż moja towarzyszka wróci do pokoju. Zniknęła za drzwiami i w sumie nie było jej może ze dwie minuty. Czas zająłem sobie głaskaniem uroczych pyszczków, aż w końcu, w pewnym momencie Lou wróciła z kocami pod ręką. Oba szczeniaki były przemarznięte, gdzieniegdzie ich futro przesiąkało wodą. To był smutny widok i na pewno, gdybym znalazł właścicieli to nie byliby oni zbyt szczęśliwi pod względem mentalnym. Jedyne co mnie z lekka uspokajało, to nieco weselsze istotki, które gdy tylko zobaczyły miękkie koce, zaczęły radośnie piszczeć i skakać. Potem jeden z nich – ten biały – ułożył się pod materiałem i ziewnął przeciągle. Wyglądało, że jest już na tyle bezpieczny, że oddalił się od swojego kumpla, może brata, o jakieś paręnaście centymetrów. Lou powinna się położyć... strasznie dobijał mnie jej przygnębiony widok. Serio, mimo że przeziębienie czy alergia to nic takiego, nie można się tak katować i na siłę wzywać determinację. Lepiej odpocząć i później znaleźć w sobie energię.
 – Pokaż głowę... – westchnąłem ciężko, a niespodziewanie moja ręka szybko znalazła się na jej czole.

(Lou? Sorka, że tak chujowo)

Od Leo - C.D Shino

Cicho spadające kropelki deszczu, które rozbijając się o twardą powierzchnię tworzyły bardzo przyjemny, delikatny dźwięk, wprawiały mnie w błogi nastrój. Deszcz nie był jakoś specjalnie lubiany przez tutejszych ludzi, tym bardziej jeżeli ma się świadomość, ze ten deszcz jest wywołany sztucznie i w sumie to tutaj ciągle mogłoby świecić słońce. Myślę, ze ludzie z miasta poza kopuła Rimear nie mieli tego problemu, deszcz nie sprawiał im aż takiego dużego problemu, ponieważ przyzwyczajeni byli, że jest to coś zupełnie naturalnego. Podszedłem leniwie do okno, za którym teraz było tak szaro, świat był pozbawiony wszystkich kolorów. Z tego miejsca, czyli z jednego z najwyższych pięter budynku mieszkalnego, było widać większość ośrodka. Naturalnie te obiekty, które znajdowały się dalej były spowite delikatna mgłą. Do tej pory zastanawiałem się jak oni to wszystko robią, jak osiągnęli taki efekt. To chyba nigdy nie przestanie mnie zdumiewać. W pewnym momencie jakaś postać za częściowo zaparowaną szybą przykuła moją uwagę. Była to dziewczyna, o krótkich czarnych włosach, dosyć niska. Leżała… a właściwie to chyba siedziała na ziemi i uderzała małymi piąstkami w coraz bardziej powiększającą się kałużę, na co ja tylko pokręciłem głową, chwyciłem jeden z płaszczy i wyleciałem na zewnątrz. Moje dobre serce nie pozwoliło mi zostawić tej dziewczyny samej i to jeszcze w deszcz, chociaż doskonale zdawałem sobie sprawę, że to jednak Arcana i powinna sama o siebie zadbać, chociaż… powinna umieć to zrobić. Niestety emocje ludzi bywają różne, a że ja sam nie do końca rozumiałem swoje to też nie miałem zamiaru oceniać po tym kogoś innego. Kiedy wyszedłem zorientowałem się, że głupotą było zabranie płaszcza dla dziewczyny, a nie zabranie parasola. Brawo Leo, czy ty w ogóle czasem myślisz? Przeklnąłem tylko cicho pod nosem kierując się szybkim tempem w stronę moknącej panienki. Po przeprowadzeniu z nią krótkiego dialogu, mogłem już dojść do wniosku, że to właśnie przez jej emocje, które obecnie wzięły górę, nie mogła doprowadzić się do normalnego stanu. Bez większych ceregieli i zbędnych pytań: podniosłem ją z zimnej, mokrej podłogi, narzuciłem płaszcz na głowę i czym prędzej pociągnąłem w stronę swojego apartamentu.
Nie była specjalnie rozmowna, płakała, a z jej ust nie wychodziły żadne inne dźwięki niż te co wyjawiały tylko rozpacz i ogólne przygnębienie. Nawet nie wiedziałem jak można się z taką osoba obchodzić, bo w końcu pierwszy raz widzę tą dziewczynę na oczy, a już zaciągnąłem ją do siebie do mieszkania. Kolejny raz chciałbym sobie pogratulować, aczkolwiek to chyba nic złego, że nie jestem obojętny na czyjąś rozpacz.
Znajdując się w suchym pokoju, ściągnęliśmy budy i pierwsze co zrobiłem to powędrowałem po ręcznik, który następnie zarzuciłem dziewczynie na mokre, czarne włosy. Mimo przemoczonych ubrań, weszła do środka na bosych stópkach, a siadając grzecznie w salonie na kanapie:miętoliła krótkie włosy, dokładnie wycierając je ręcznikiem.
-Nee… Mała, nie płacz już. - mimo tego jak do niej się zwróciłem, wcale nie uważałem jej za dziecko, czy coś w tym guście. Po prostu myślę, że gdyby padło pytanie o jej imię i tak na razie by mi nie odpowiedziała. - Jestem Leo
-Mała to jest twoja pała, a ja jestem niska….- prychnęła odwracając ode mnie wzrok kiedy już znalazłem się naprzeciwko niej. O boże to może być trudne. Dogadanie się z tego typu osobom to graniczyło z cudem więc chyba muszę do niej podejść w nieco inny sposób.
-Nie stawiaj się, wolałabyś tam moknąć? Przecież cie nie skrzywdzę, nie jestem seryjnym gwałcicielem, który czeka tylko na takie drobne dziewczynki, „NISKA” - ostatnie słowo powiedziałem z dość dużym podkreśleniem. - Co robiłaś na środku chodnika, siedząc dupą w kałuży?


(Shino? Sory na razie brak większego pomysłu :/)

Od Natsume - C.D Mai

Kiedy wróciliśmy do mieszkania dziewczyny, po tej całej akcji z szafą, na nowo usiedliśmy na kanapie. Dopiłem gorącą czekoladę, która na całe szczęście, była gorzką czekoladą, ponieważ NIENAWIDZIŁEM słodkich rzeczy. Odstawiłem już pusty kubek na stolik, dalej rozmawiając z dziewczyną. Zazwyczaj nie byłem skory do rozmowy, ale dzisiaj byłem aż za bardzo wylewny. Rozmawialiśmy praktycznie o wszystkim, o naszych umiejętnościach, zainteresowaniach… ulubionych rzeczach, już nawet nie do końca pamiętam o czym rozmawialiśmy. Myślę, że łatwo było mi się z nią dogadać z tego względu, że sama była spokojna. Nie przepadałem za głośnymi, gwałtownymi osobami. Ją otaczała taka aura opanowania, ciszy i spokoju, wszystko co mówiła było przemyślane. Kiedy tak śmiałem się po raz kolejny, zerknąłem na zegarek. Dochodziła już dwudziesta trzecia.
- Chyba się zasiedziałem i to strasznie… - powiedziałem palcami przeczesując swoje blond włosy – Przepraszam, że siedzę tutaj tak długo… będę się już zbierał.
- Nie, nic nie szkodzi… sama nie zauważyłam która to już jest godzina – powiedziała z uśmiechem, po chwili zakrywając usta ziewając.
- Przepraszam za kłopot i dziękuję… było fajnie – uśmiechnąłem się.
~
Wyszedłem spod prysznica, ręcznikiem wycierając swoje włoski. Przebrałem się w piżamę, wychodząc z łazienki napotkałem się na Madarę, który zmierzył mnie tym swoim kocim spojrzeniem.
- Coś późno wróciłeś Natsume, co w wy tam robliście? – zapytał Madara dreptają obok mnie, czułem się jak taka osaczona zwierzyna – Masz na to jakieś wytłumaczenie.
- Jeszcze tego brakuje, żebym musiał się tłumaczyć własnej Arcanie – warknąłem podnosząc go za skórę na karku, a w sumie… i tak by go nie zabolało gdybym złapał za taki ogon czy coś. – N-I-E T-W-Ó-J interes.
Kiedy postawiłem go na ziemi uśmiechnąłem się tylko przelotnie, wszedłem do pokoju i szybko zamknąłem za sobą drzwi. W sumie zawaliłem, bo nie poświęciłem dzisiaj dużo czasu Tarze… ale jeśli chodzi o nią, to w jej kwestii naprawdę mogę zaufać Madarze.
~
Po porannym spacerze z dziewczyną, wróciłem do domu cały zmachany. Jak wczoraj było nieprzyjemnie, bo padało, to dzisiaj postanowili nam zrobić klimat jak na pustyni. Duszno, wysokie ciśnienie a w dodatku ta temperatura. Ile było, ponad 40 stopni?
- Natsume… ratuj – Madara uwiesił się mojej nogi. – Lody… zrób to dla mnie, dużo lodów.
- Dobrze, złaź…
Jakoś nie potrafiłem mu odmówić, tym bardziej, że sam bym się ochłodził. Czasami dobrze zrobić nawet dla takiej cholery, dzień dobroci dla zwierząt. Wyszedłem z apartamentu po dosłownie minucie, kierując się do pobliskiego sklepu. Na zewnątrz było tak samo mało osób co wczoraj, oni chcą nas tutaj zabić? Jak na razie dobrze im idzie. Wszedłem do sklepu, gdzie chyba aktualnie zamieszkam, w porównaniu do temperatury na zewnątrz, tutaj było chłodno i przyjemnie. Pewnie stałbym tak w wejściu z godzinę, kiedy przypomniałem sobie o Madarze. Podszedłem do lodówki, wyjmując parę lodów na patyku, nawet nie wiedziałem co biorę.
- Cześć – ktoś dotknął mojego ramienia.
Zdziwiony odwróciłem się powoli do tyłu, na widok Mai stojącej za mną delikatnie się uśmiechnąłem.
- Cześć – odpowiedziałem – Co robisz w taką pogodę tutaj?
- Chciałam kupić lody – uśmiechnęła się widząc, że ja również przybyłem tutaj w tym samym celu.
Zaśmiałem się cicho, robiąc jej miejsce. Poczekałem, aż dziewczyna wybierze coś dla siebie i podeszliśmy do kasy.
- Może wpadniesz do nas, co? – zapytałem.
- Jasne, ale jak tylko odstawię swoje rzeczy… a co, planujesz coś porobić?
- Mało co można zrobić na taką pogodę… no chyba, że… chociaż wątpię, żeby naukowcy mi na to pozwolili.
- Ale na co? – zapytała zaciekawiona.
- To będzie niespodzianka – uśmiechnąłem się kładąc dłoń na jej głowie. – Przyjdę po Ciebie, bo nie chcę nic obiecywać.
Dziewczyna przytaknęła i tutaj też się rozeszliśmy. Kiedy tylko wszedłem do domu, Madara porwał siatkę, nawet się nie podzieli… No nic, zamiast tego, udałem się do naukowców. Były nie małe problemy, żeby przekonać ich co do tego wypadu, jednak ostatecznie się zgodzili. Mieliśmy tylko wrócić przed 21, zupełnie jak takie dzieci. W sumie to w porządku, teraz była godzina 9:15… czyli cały dzień przed nami. Spakowałem sobie najpotrzebniejsze rzeczy, przebrałem się i wyszedłem do dziewczyny. Dojście do jej apartamentu nie zajęło mi zbyt wiele, już po chwili stałem pod jej drzwiami. Zapukałem a następnie cierpliwie wyczekiwałem na to, aż mi otworzy.
- No Mai, pakuj się i idziemy.
- Gdzie? – zapytała zdziwiona.
- No jak to gdzie, na plażę… - zaśmiałem się.

(Mai? ‘’nielegalne’’ wyprawy poza ośrodek? XD)

Od Siegrain'a - C.D Taigi

- Jak nie spróbujesz z nim porozmawiać, możesz tego żałować - powiedziałem doganiając ją szybko.
- Sama nie wiem - mruknęła wpatrując się w swoje stopy - Nie wiem jaki on jest i czego może ode mnie chcieć.
- Dlatego musisz się z nim zobaczyć. Nie zmuszam cię, abyś go zaakceptowała jako brata, ale jedynie z nim porozmawiała. To na pewno dużo zmieni.
- Zastanowię się jeszcze nad tym - zapewniła.
Przeszliśmy jeszcze parę metrów w milczeniu. Deszcz nie przestawał padać, coraz więcej kropel spadało z nieba. Ludzie z parasolami mijali nas z pośpiechem. Po kilku minutach byliśmy cali mokrzy. Pomimo tego nie zaczęliśmy uciekać przed zimnymi kroplami.
- Tu jeszcze nie byłam - powiedziała i weszła pierwsza do sklepu.
Wszedłem zaraz za nią do budynku i rozejrzałem się po pomieszczeniu. Był to sklep z ubraniami. Wszędzie wisiały sukienki, bluzki i różne dodatki. Oprócz nas wewnątrz znajdowała się mała grupka osób. Większość z nich to kobiety zajęte przymierzaniem sukien.
- Szukasz czegoś konkretnego ? - zapytałem się Tai, obserwując ją jak rozgląda się po wszystkich kreacjach.
- Chciałam tylko odwiedzić sklepy, w których jeszcze nie byłam - powiedziała podchodząc do wiszących spódnic.
- Ja to nie pamiętam kiedy ostatni raz byłem w takim sklepie - zaśmiałem się - Odwiedzam tylko supermarket i najbliższe sklepy. Jakoś nigdy nie chce mi się chodzić daleko.
- To duży błąd - powiedziała biorąc czerwoną spódniczkę. - Nie chciałbyś czegoś dla siebie? - zapytała przykładając ubranie do mnie i badawczo się przyglądając.
- Nie, nie - zawołałem uciekając trochę dalej.
- Szkoda, ta spódnica byłaby naprawdę idealna dla ciebie - powiedziała śmiejąc się.
- Musiałbym być porządnie pijany, aby ją założyć - zaśmiałem się.
Odwiesiła ubranie na miejsce. Chwilę przechadzaliśmy się po sklepie po czym wyszliśmy na zewnątrz. Deszcz już ustał i zaczęło przedzierać się przez chmury słońce.
- Zajdę jeszcze tam - wskazała kolejny sklep po drugiej stronie ulicy.
Przeszliśmy przez ulicę i znaleźliśmy się w sklepie. Był to sklep zoologiczny. Wszędzie znajdowały się akcesoria dla zwierząt, posłania, miski, smycze, karmy. Przy ścianie znajdowały się klatki z papugami i kanarkami. Pod nimi były kojce dla psów i kotów.
- Są słodkie! - zawołała Taiga przyglądając się białemu szczeniakowi.
http://i.imgur.com/azpQHlR.gif?2
- W tym się zgodzę - powiedziałem głaszcząc jednego z nich, który cały czas się łasił.
http://i.imgur.com/psKUM8E.gif?1
- To jest bardzo fajne miejsce - przyznałem - Nigdy chyba nie miałem zwierzaka - zamyśliłem się na chwilę - Zresztą i tak nie pamiętam.
Taiga zaczęła bawić się z małym kotkiem kłębkiem nici. Kociak co chwilę odbiegał po czym rzucał się na swoją zdobycz zabawnie kręcąc ogonkiem. Jeszcze nigdy się tak nie uśmiałem. Po kilku długich minutach wyszliśmy z budynku. Taiga dorobiła się małych zadrapań na dłoni po kocich pazurkach, ale cały czas się uśmiechała.
- Warto było przejść tyle w deszczu, nieźle się uśmiałem - przyznałem.
- Zwierzęta są zabawne - dodała
- Jest jeszcze jakiś sklep, gdzie chciałabyś zajść? - zapytałem po chwili.

(Taiga?)

Od Hyou - C.D Leo

 Dotyk chłopaka dziwnie na mnie działał, jakby koniuszki jego palców wypełniał jakiś czar. Dotąd sądziłam, że coś takiego nie jest w stanie zawrócić mi w głowie. Wręcz przeciwnie: żyłam w przekonaniu, że jestem bardzo odważna jeśli chodzi o takie rzeczy. Tymczasem każdy jego najmniejszy gest sprawiał, że moja twarz zalewała się purpurą. Mimo że wszystko wskazywało na to, że pragnę tego chłopaka, w mojej głowie ciągle toczyła się zażarta gonitwa myśli. To nie było tak, że ja się do tego zmuszam... jest mi naprawdę dobrze ze swoim dziewictwem, ale to on sprawił, że chcę diametralnie zmienić zdanie (napalona Hyou – zła Hyou). Jego dotyk, pocałunki, obecność. Tak, najlepiej wszystko zgonić na Leo. Pierwszy raz nie mogłam okiełznać własnego ciała, i posuwało się ono do niniejszych rzeczy, które przyczyniły się do powstania tych niecodziennych dla mnie sytuacji.
 Pokiwałam nieznacznie głową.
 – Wiem, że nie zrobisz mi krzywdy. – Zaledwie gdy wypowiedziałam ostatnie słowo, wysunęłam dłoń, by dotknąć delikatnie jego palców, które muskały moją twarz. Odpowiedź na jego pytanie była przecież oczywista, i on dobrze o tym wiedział.
 Po chwilowej ciszy, przybliżyłam się do jego twarzy. Najpierw nasze nosy się stykały, a ja patrząc w jego fioletowe oczy próbowałam wyrwać z nich to, co naprawdę Leo myśli o tym wszystkim. Bez skutku. Potem zwyczajnie przechyliłam głowę, by móc dostać się do jego ciepłych warg i ożywić je nowym, tym razem pełnym subtelności pocałunkiem. Wydawało się, że ledwo je musnęłam, a na koniec – jak gdyby było to na pożegnanie – przygryzając jego dolną wargę oddaliłam się z powrotem na odległość może paru centymetrów. Moją twarz przeciął lekki, pocieszający a zarazem wdzięczny uśmiech.
 Po przeanalizowaniu sobie jego słów w końcu doszło do mnie, że on naprawdę nie chce zrobić mi nic złego i oczywiście zdawałam sobie z tego sprawę, ale tak samo odkryłam, że mam jeszcze czas. Miałam tylko nadzieję, że to nie była jedyna okazja... dziwnie się z tym czułam, bo dopiero co traktowałam go niemalże jak brata, teraz to się trochę zmieniło. Ale tylko troszeczkę.
 Opanowałam się, mimo że mój gorący oddech wciąż palił jego delikatną skórę.
 – I... przepraszam. – Spuściłam głowę, nadal zdając sobie sprawę, że to jednak on pierwszy mnie pocałował. Mimo to podzielałam jego zdanie i byłam mu wdzięczna, ale nie wiedziałam za co. Gdybym się pogniewała dlatego, że mówił do mnie takie rzeczy w formie odmowy to prawdopodobnie byłabym największą idiotką jaka tylko chodziła po ziemi. A ja się cieszyłam, bo naprawdę takiej osoby szukać tylko ze świecą.
 – Lubię cię, Leo – szepnęłam niemal niesłyszalnie, przy czym wstałam na równe nogi. Czułam, jak moje policzki znowu zalewają się rumieńcami, a te słowa w ogóle nie odzwierciedlają tego, co mam na myśli... Eh, co się z tobą dzieje, Hyou? Ignorując tę jakże dziwną reakcję, pozwoliłam, by moje ubranie odzyskało dawną gładkość. – Mam nadzieję, że nie przeszkadzało ci to, jak się napalałam. Wybacz~
 Mimo że to, co powiedziałam mogłoby się wydawać niestosowne, jakoś tak zbyt szybko ulotniło się z moich ust. Rozjaśniłam pomieszczenie zadowolonym uśmiechem, wzięłam głęboki wdech i zwyczajnie zniknęłam za uchylonymi drzwiami. Uruchomiłam mechanizm, który otworzył wrota oraz na samym wstępie skazałam się na cholernie zniecierpliwionego Raphael'a. Nie czułam wielkiego zaniepokojenia, kiedy przechodził obok mnie, wchodząc do apartamentu Leo. Po prostu posłałam mu przelotne, pełne zastanowienia spojrzenie, i ruszyłam przed siebie.
(...) Jeszcze we własnych czterech ścianach myślałam nad tym, co się wydarzyło. Nie mogłam tak po prostu powiedzieć „Stało się”, bo nawet gdy próbowałam przywołać sobie te słowa, nie mogłam ich dokończyć. Przytłaczały je kolejne myśli. Ostatecznie wszystko to, co stało się kilka godzin temu pozbawiło mnie snu na kolejne parę godzin, dopóki sama nie zdołałam zapaść w ten fantazyjny stan. Ostatnie, o czym miałam ochotę myśleć to to, po co Raphael przyszedł do domu Leo. Ale nie moja sprawa...
 Następnego dnia przez większość popołudnia nie robiłam nic; włączyłam telewizor, zjadłam jakiś deser i... i tyle. Gdybym obudziła się rano (niedoczekanie) to zapewne czas mijałby mi o wiele wolniej. Nigdy się nie nauczę. Ale za to te braki nadrabiałam planami, i wieczorem powiedziałam sobie, że wybiorę się do Leo. W głębi serca miałam nadzieję, że jednak nasze relacje nie ulegną żadnej zmianie po wczorajszym wieczorze. Ale to tylko mój mały zastrzyk wiary. Gdy zaś nadeszła odpowiednia pora, bez zbędnego pitolenia zabrałam klucze i ruszyłam w drogę. Mijałam budynki, potem następne wieżowce, nie zwracając nawet uwagi na to, jak słońce powoli zatraca się w horyzoncie, a na jego miejsce wkracza bezgwiezdna, granatowa otchłań. Do moich uszu nie docierało nic oprócz szumu krzaków i liści na drzewach. Szłam spokojnie, dopóki coś nie przykuło mojej uwagi. Coś błysnęło w ciemnym zaułku i nie byłabym sobą, gdybym tam nie poszła oraz tego nie zbadała. Spoglądałam na to, jak wraz z kolejnymi krokami moje ciało pochłania mrok. Rozejrzałam się znowu: nic, tym razem nic. A potem tylko jeden, gwałtowny ruch, który przewrócił mnie na ziemię... najpierw byłam sparaliżowana jakby żywym jadem, nie potrafiłam szybko zareagować, a gdy próbowałam, poczułam tylko jak kogoś ciężar niemal przygważdża mnie do ziemi. Moje oczy błyszczały w przerażeniu, wielkiej obawie, przekręcały się w każdym kierunku, by tylko znaleźć coś, co mogłoby mi pomóc. Aż w końcu wypłynęło z nich parę łez. Nie mogłam też krzyczeć, szamotać się. W końcu dotarło do mnie, że przeciwnik musiał być o niebo silniejszy ode mnie. Czułam jego palący oddech na swoim karku i jedyne, o czym myślałam to o kimś, kto mnie uratuje. Ale cóż, pomoc nie nadeszła.
 – Shhh, koteczku. Zaraz będzie po wszystkim. – Tylko to zdołałam usłyszeć pośród wszystkich moich krzyczących myśli.
Nie mogłam nic zrobić z tym, że mężczyzna zrywał ze mnie ubranie, na moje szczęście nie miał w tym za dużo wprawy co dało mi dużo szans na wyswobodzenie się. Wkrótce się udało: opanowałam swój drżący z niepokoju oddech i na miarę możliwości uniosłam gwałtownie nogę, która mocno trafiła w krocze napastnika. Szybko – na kolanach – wyślizgałam się, aż dotknęłam chodnika. Nawet wtedy trudno było mi dźwignąć się na nogi, cała drżałam i pole widzenia utrudniały mi lejące się strumieniem łzy. Skoro byłam w drodze do Leo, wówczas to on był moim jedynym ratunkiem. Ostatnie, co usłyszałam to ciche wyzwiska rzucone w moją stronę, ale udało mi się. Wbiegłam do odpowiedniego budynku i natychmiast, z impulsywnością w gestach waliłam w drzwi, co jakiś czas odwracając się w poszukiwaniu potencjalnego zagrożenia. Byłam przerażona... tak bardzo przerażona...
 Doczekałam się; Leo otworzył drzwi i spojrzał na mnie zdziwiony, wciąż trzymając klamkę. Tak samo jak i ja, nie mógł wydusić z siebie słowa. Stanęłam prosto, pozwalając, by moje usta zakrył mokry od płaczu rękaw cienkiego sweterka.
 – M-mogę dzisiaj spać u ciebie? – wydukałam ledwo, i dopiero teraz zauważyłam, jak bardzo drżał mój głos. Byłabym zdziwiona, gdyby cokolwiek z tego usłyszał. Ścisnęłam na sobie poszarpane ubranie, a gdy chłopak wyciągnął rękę i jak mniemam zamierzał dotknąć mojego przedramienia, odsunęłam się gwałtownie i wybuchłam kolejną falą łez. To dziwne, że bałam się najmniejszego dotyku, ale po czymś takim ta dziura w umyśle na pewno nie zostanie szybko zaklejona. Chciałam, by mnie przytulił, ale byłam tak bardzo przerażona... nawet gdy zdawałam sobie sprawę z tego, że on nigdy nie zrobi mi krzywdy.

(Leo?)