niedziela, 18 września 2016

[Team 1] Od Azusy - C.D Naho

Cały czas kroczyliśmy w stronę tych większych budynków, które znajdowały się bardziej w centrum. Tak naprawdę wcale  nie dostrzegałem obecności innych Arcan, jednak znak, który miałem na ręce informował o mnie o tym jak blisko znajduje się moja bliźniacza Theta i można powiedzieć, że tez w którą stronę powinienem się kierować. Zważywszy na fakt, iż Andree raczej został obdarzony większa inteligencją, mogłem wywnioskować, ze celowo kieruje się w całkiem odwrotnym kierunku, żeby czasem uniknąć naszej konfrontacji. Tego typu walka nie miałaby najmniejszych szans się utrzymać, bo pewnie najpierw zginęłyby wszystkie Acany znajdujące się obok, a już później my wykończylibyśmy się nawzajem. Jeśli to w ogóle możliwe…
-Ej, a ty pewny jesteś, że idziemy w dobrą stronę? - dogonił mnie Kondonek (#seksownylateksowylee), a jego dłoń spoczęła w tym momencie na moim ramieniu. Oho niech się tak chłopaczek nie spoufala bo naskarżę mojej pokojówce (#Andree) i mu urwie klejnoty znajdujące się między jego zgrabnymi (pewnie owłosionymi) nóżkami.
-Jestem w 99% pewien, że znajdują się tam przynajmniej dwa Team'y – wymruczałem strzepując łapkę swojego kompana, jeszcze jakiejś grzybicy się przez to nabawię.
-Czyli mamy to brać jako trening, ale teoretycznie… idziemy na śmierć? - po drugiej stronie dogoniła mnie laseczka i zajrzała mi w oczka.
-Nie śmierć, tylko okaleczanie. - puściłem jej oczko po czym wyprzedziłem ich o dwa kroki do przodu. Odwróciłem się przodem w ich stronę, ale cały czas kroczyłem w przeciwną. Chodzenie tyłem tak bardzo bezpieczne. - Po za tym ruszcie głową tępaki, tam jednym z kapitanów jest moja bliźniacza Theta, która… nie może mnie tknąć – ostatnie słowa wypowiedziałem z takim przebrzydłym uśmieszkiem, normalnie geniusz zła.
-Czyli… że jego Team nie będzie chciał za bardzo nas atakować? - oh jaka błyskotliwa panienka mi się trafiła, no brawo!
-Ano. Andree nie jest kretynem i w porównaniu do mnie nie będzie chciał tak szybko wyrżnąć swojej drużyny. - wzruszyłem rączkami zamykając oczka odwróciłem się na pięcie w stronę kierunku podróży.
-Chociaż dobrze, że się do tego przyznałeś.. - parsknął kucyk, aczkolwiek stwierdziłem, że nie ma sensu tego komentować i po prostu udawałem, ze nic takiego nawet nie otarło się o moje uszy.
[…]
Wejście między te ogromne budynki zajęło nam jakieś 15 minut, a przynajmniej tak mi się wydawało, bo z liczeniem to u mnie krucho nawet kiedy posiadam tak dokładny zegarek. Moja drużyna przemieszczała się po prostu bezszelestnie jak gdyby wcielali się w jakiś dzikie zwierzątka.  A to ja niby uchodzę tutaj za tego niezrównoważonego psychicznie. Z tej odległości już konkretnie widziałem kto jest naszym przeciwnikiem i już na samym początku wiedziałem, że jest tylko 25% szansy, że się pomylę. Nie przedłużając i bez zbędnych ceregieli ruszyłem do przodu wyłaniając się na bardziej otwarta przestrzeń. Czułem na sobie ogromną ilość spojrzeć i na pewno nie były to tylko spojrzenia Team'u Andree, który teraz wydawał się lekko zmieszany. Podniosłem dłoń do góry   machając do niego niczym modeleczka z Top Szpadel.
-Robimy kołyskę, Kondonku. Proszę ładnie machać jesteśmy na wizji! - raz w prawo, raz w lewo przekładałem dłoń. Miałem wrażenie, że coś jest nie tak, bo żaden Team nie zamierzał nas atakować.
-Jesteś kretynem.. odsłoniliśmy się właśnie! - krzyczeli coś do mnie ci z tyłu, ale chuj tam z nimi. Co oni mają do gadania, to ja tu jestem kapitanem. Doskonale wiedziałem jakie konsekwencje wiążą się z tak ryzykownym krokiem, a jednak ryzyko to jest coś co podejmuje się stale w walce i oni o tym również muszą wiedzieć.
-Andrzej! Zobacz Pączusiu jak nisko skończyliśmy! - krzyczałem do swojej bliźniaczej Thety już z większego dystansu doskonale wiedząc, że mnie słyszy i obserwuje. Rozłożyłem ręce jak ksiądz na kazaniu i uśmiechnąłem się szeroko co jeszcze bardziej zwiodło z tropu moją drużynę.
-Azusa… - mruknął cicho kiedy byłem już jakieś 5 metrów od niego. Nie zamierzałem przystać tak więc kroczyłem przed siebie aż do momentu w którym się minęliśmy. Wymowne spojrzenia wymieniły się tak jakby miały do przekazania tysiąc różnych informacji.
-Andree! Co tu się do cholery wyprawia… - warknął chłopczyk o równie intensywnych tęczówkach co moje, jednak jego bardziej wpadały w czerwień. Ten nie udzielił mu odpowiedzi i w sumie nie widziałem w tym nic dziwnego. Oni nie ogarną czegoś takiego skoro nawet nie potrafią przyjąć do wiadomości, że specjalnie zostali tutaj wysłani.
-Skoro ty nie potrafisz mu się postawić… - usłyszałem cichy głos jasnowłosego kiedy już byłem daleko za nimi razem ze swoją drużyną. Prędzej powiedziałem im tez, żeby ani na chwilę się nie oglądali, żeby nie dali po sobie poznać jakiegokolwiek zawahania. Wiedziałem, ze któreś z nich pęknie, ale nie sądziłem że ten z wodną Arcaną zrobi to pierwszy. Nie no dobra… spodziewałem się tego. ^^
Kątem oka zauważyłem jak szybko wyciąga bicz i celuje we mnie umiejętnie strumieniem wody. Bardzo sprytnie, ale czy to aby na pewno bezpieczne? Obróciłem się dopiero w momencie kiedy bicz oplótł moją dłoń. Nie powiem, że nie poczułem bólu jednak jego mała ilość mocy magicznej nie była w stanie mnie powalić, czy nawet bardziej skrzywdzić. Czym prędzej pociągnąłem za bicz tym samym powalając chłopaka na podłogę. Oh jakby tak pięknie zarył broda to stracił by wszystkie ząbki. Hehe, wtedy straciłby na uroku.
-No, dzieci! Pierwsza lekcja! - krzyknąłem do Lee i Naho, którzy byli wpatrzeni w moje działania. Nie powiem, ze traktowałem to poważnie, bo dla mnie to były tylko nic nie warte robaczki. - A jej tematem będzie: Zawsze pilnujcie pleców. - wymamrotałem robiąc kilka większych kroków i teraz stając nad swoich przeciwnikiem. Miałem taką dużą widownię, ze normalnie chyba się zawstydzę zaraz. - A teraz ty kozaku… jak myślisz jak szybko sfajczyłbym twoje ciało od środka mając świadomość, że panujesz nad wodą? Nie wiesz, ze woda dobrze przewodzi prąd? Mam cie… uświadomić? - cały czas bacznie obserwowałem jego ruchy i ten rozgniewany wzrok. No rusz się karaluchu a spalę cię w jednej sekundzie.
-Azusa! - w tym samym czasie ni z gruszki niż  pietruszki wyskoczył mi Andree, który bardzo szybko odepchnął mnie od członka swojej grupy. Nie wiem czy byłem bardziej zawiedziony czy zaskoczony, ale mój wewnętrzny zapał od razu zgasł, a twarz nabrała nieco innego wyrazu. Oho widzę, ze naukowcy zaaranżowali nam interesującą randkę, na której chcieli nas poróżnić. Winszuję pomysłu. - Nie mogę z tobą walczyć, ale nie mogę ci tez pozwolić żebyś skrzywdził osobę z mojej drużyny… - przerwałem mu tylko lekkim machnięciem dłoni. Odwróciłem się tyłem do niego uprzednio zamykając oczy i na sam koniec machając mu w gorze rączką.
-A rób co chcesz, zwisa mi to. - westchnąłem cicho zmierzając w kierunku swojej grupy. Bacznie mnie obserwowali, każdy mój ruch. Otworzyłem oczy dopiero będąc obok czarnowłosego towarzysza broni. Zerknąłem kątem rubinowego oka w te jego perełeki przez co rozwarł powieki jeszcze bardziej w geście zdziwienia. Iskry, które mógł dostrzec w patrzałkach świadczyły tylko o jednym i na pewno nie było to moje zadowolenie, a raczej ogromny zawód. Spojrzałem przed siebie i doskonale wiedząc że czarnuch mnie obserwuje: wyszczerzyłem swoje ząbki w psychicznym uśmieszku..
-Żarty się skończyły…

(Lee, a może ktoś z Team'u Andree?)

[Team 1] Od Naho - C.D Lee

Bitwa Grupowa. Nie brzmi źle, prawda? Cóż, Naho znienawidziła wymienioną przed chwilą nazwę, gdy tylko dowiedziała się, o co chodzi w tym wydarzeniu, a na domiar złego została zmuszona do udziału w nim. Jeszcze gorszym było dla niej to, iż będzie musiała współpracować z innymi, a dokładniej swoim teamem. Kto wymyślił taką bzdurę?! Złość nastolatki wzrastała na sile z każdym kolejnym momentem, jednak zmieszanie i bezradność w tej sytuacji zmusiły ją do milczenia. Nieważne jak bardzo będzie się wściekać, nikt nie pozwoli jej na zrezygnowanie z udziału. Westchnęła, użalając się w myślach nad swoim losem, aż w pewnym momencie Azusa, kapitan teamu jej i mężczyzny imieniem Lee, jak i jedna z silniejszych i ogółem sprawniejszych osób w tym chorym cyrku, zwołała ich do siebie. Dziewczyna niechętnie wyszła ze zrujnowanego domku i pierwszym, co rzuciło jej się w oczy, były ciemne chmury zapowiadające burzę. Tylko tego im brakowało... Nie była jednak jedyną osobą, której wizja ulewy była daleka od upragnionej i zaraz usłyszała głos ciemnowłosego towarzysza.
- Mam nadzieję, że skoro twoja Arcana jest związana z elektrycznością i w ogóle… to nad tymi cholernymi pieruńskami też będziesz potrafił zapanować. - Oznajmił niezadowolony, jednak odpowiedź chłopaka nie była w żadnym stopniu zachwycająca.
- Potrafiłbym, jednak nie będzie zabawnie, gdy tak wam ułatwię zadanie! Macie zdobyć doświadczenie, kwiatuszki. - Uśmiechnął się, jednak zaraz po tym wrócił wzrokiem w punkt, którego wypatrywał od początku rozmowy. Co on tam widzi? Jasnowłosa uaktywniła jedną ze swoich umiejętności i wlepiła spojrzenie w ten sam obszar. Cokolwiek Azusa tam dostrzegł, było poza zasięgiem Naho i nawet Aquila Visum w tym nie pomogło. Z drugiej strony...Oznaczało to tyle, że póki co są bezpieczni, gdyż odległość jest naprawdę spora. Dziewczyna, nieco zmieszana, spojrzała z uznaniem na miętowowłosego mężczyznę.
- Coś ty tam wypatrzył? Niczego nie widzę. - Mówiąc to, pokręciła głową i zmarszczyła brwi, co oczywiście nijak pomogło. Kapitan jednak nie przyjmował wymówek typu "Nie potrafię".
- Przypatrz się dokładniej, mała. - Mruknął w skupieniu. Mała? On tak serio? Irytacja nastolatki przebudziła się po raz kolejny, chociaż tym razem uznała, iż nie ma co robić zamieszania i jedynie jęknęła, mamrocząc pod nosem kilka niezrozumiałych słów. Wywróciła oczami i nareszcie skupiła się na swojej mocy. Z początku nie działo się dosłownie nic i zrezygnowana miała strzelić focha, jednak powstrzymał ją delikatny przebłysk światła o bliżej niezidentyfikowanym kolorze, który przybierał na intensywności. Czyżby jednak coś widziała? Stojąc jak taki baranek przez dłuższą chwilę, nareszcie udało jej się rozpoznać barwę, a była to czerwień. Zaniepokojona, rozkojarzyła się i słaby blask ponownie całkiem zaniknął. Cóż, przynajmniej udało jej się chociaż na moment! Nie żeby to w jakikolwiek sposób poprawiło ich sytuację...
- I co teraz, kapitanie? - Spytała, naciskając na ostatnie słowo i dając tym samym znak, że to on ma ruszyć mózgiem. Na odpowiedź nie czekali zbyt długo, gdyż pojawiła się ona niemal od razu.
- Jak to co? Pójdziemy w ich kierunku, oczywiście! Tak, jak zaproponował kondonek. - Oznajmił, a radość, z jaką obydwoje przyjęli informacje była normalnie widoczna na co najmniej kilometr. Zapadła ponura cisza, którą po krótkim czasie przerwał chłopak ochrzczony na prezerwatywę.
- Idziemy do wroga bez żadnego przygotowania? - Zapytał, unosząc brew w geście niedowierzania, na co Azusa pokiwał twierdząco głową.
- Zobaczymy, co potraficie w praktyce. - Oznajmił, a Naho zaczęła zastanawiać się, czy ten mężczyzna na pewno nie próbuje doprowadzić ich do śmierci. Wzdrygnęła się i machnęła kilka razy głową, chcąc tym samym odpędzić tę jakże wesołą myśl.
Jako iż nikt nie wpadł na żaden lepszy pomysł, cały zespół ruszył w odpowiednim kierunku, przemieszczając się pomiędzy terenami, które chociaż w minimalnym stopniu umożliwiały ukrycie się. W końcu nie będą sami prosić się o natychmiastowe wybicie... Idąc tak, jasnowłosą dopadła nuda. Dlaczego ten marsz trwa tak długo? W ogóle po co jest ta Bitwa Grup?! Było to ostatnie, na co miała w tej chwili ochotę, a i tak utknęła w środku tego zdarzenia. Miałaby pewnie o wiele więcej ciekawych zajęć, niż eliminowanie kolejnych osób z jakiejś beznadziejnej rozgrywki. Cisza nie poprawiała jej nastroju, jednak rozmowa nie zacznie się sama, prawda? Nie do końca wiedząc, jak zacząć temat, rzuciła pierwszą rzeczą, jaka przyszła jej na myśl.
- Swoją drogą... Azusa to nie przypadkiem damskie imię? - Gdyby nie miała okazji poznać osoby, do której się właśnie zwróciła, pewnie pomyślałaby, iż ktoś wspomina o jakiejś dziewczynie.
- Jeżeli chcesz sprawdzić moją "męskość", to zapraszam po bitwie grupowej do mnie. - Puścił jej oczko, na co dziewczyna odsunęła się od niego na bezpieczną odległość ... I tym jakże miłym akcentem postanowiła zakończyć jakąkolwiek próbę porozumienia się z Azusą. Cóż, do zapełnienia czasu miała jeszcze drugiego kompana, z którym jak do tej pory nie wymieniła zbyt wielu zdań. Tylko o co spytać obcego faceta? Główkując chwilę, wpadła na pomysł. No, może nie było to najciekawsze pytanie, ale od czegoś trzeba zacząć...
- Brałeś kiedyś udział w czymś podobnym? I da się tu w ogóle zginąć? - Cóż, warto wiedzieć, czy już szykować swój umysł na śmierć.
- Nie brałem. I nie, tu nie da się zginąć. - Ha? To jak oni niby mają się nawzajem pozbyć?
- Jak to? - Spytała ponownie, ukazując swoje niezadowolenie i niepewność, ale i jednoczesną ulgę. Przynajmniej jeszcze sobie pożyje.
- Naukowcy, wbrew pozorom, nie są tacy okrutni. Poza tym Azusa wspominał, że to tylko trening.
- Niby tak, ale trening może być morderczy! Chociaż, chyba dobrze, że nam odpuścili... - Zawołała, krzyżując ręce na piersi.
Dalsza droga przeminęła w dosyć nieprzyjemnej ciszy. Matko, to aż przerażające... By zająć myśli, zerknęła na łuk, który otrzymała na początku. W sumie, dopiero teraz zainteresowała się zdobyczą. Jak to mówią, lepiej późno niż wcale. Po dokładnych oględzinach, uniosła go nieco wyżej i uznała, iż przedmiot jest dosyć lekki. Ułożyła go odpowiednio i nacelowała na wybrany losowo punkt, po czym napięła cięciwę. Celowanie z tej broni do łatwych nie należało, jednak po coś się ćwiczy w wolnym czasie~ Cóż, jej dosyć przypadkowy ruch musiał kogoś (lub coś) spłoszyć, gdyż cała trójka usłyszała niedaleko cichy szelest i jednocześnie odwrócili głowy w stronę niezbadanego dotąd terenu.

[Kapitanie? x3 Taa, wiem, ciekawe :')]