wtorek, 2 sierpnia 2016

A59 - Tazukine Torekaze

KONTAKT: CzarnoBiała - Howrse
IMIĘ & NAZWISKO: Tazukine Torekaze
PSEUDONIM: W tej chwili pseudonim stanowi ważniejszą rolę niż samo imię. Gdyż do niego nie można się zwracać nie inaczej jak "Tazu". Jeżeli jednak zdecydujesz się posłużyć imieniem, będziesz w stanie dostrzec wyraźne zaskoczenie z jego twarzy.
WIEK: 18 lat.
PŁEĆ: Mężczyzna
STOSUNKI: Jak na razie, brak :v
ORIENTACJA: Heteroseksualna
SYMPATIA: O dziwo, ma słabość do niedostępnych dziewcząt. Gania za nimi jak pies (ノ・д・)ノ
W ZWIĄZKU Z: Tazu należy do osób, dla których ciężko stworzyć stały związek. Bądź co bądź, nikt nie jest idealny ˘\_( õ 3 ó)_/˘
CHARAKTER: Jest to typ, którego zna każdy. Wprawiony w kłamstwa, a także przekręty, które niezwykle sprawują się w życiu towarzyskim. Potrafi wzruszyć ramionami na większe kłopoty, w końcu same się rozwiążą. Choć lubiany przez swoich znajomych, znienawidzony przez dorosłych. Sprawnie wywinie się od swoich obowiązków. Chamski dla tych, którzy na to zasługują. Chociaż bezczelny dla niejednego, stara się "chronić" swoich przyjaciół. Charyzmatyczny i obojętny wobec problemów innych. Bardzo ciężko przekonać go do rzeczy, które go po prostu nie interesują. Nieznający granic podrywacz. Dziewczęce uczucia do niego traktuje jak kilkudniowe zabawki. Proszę nie mieć żadnych pretensji o kłopoty, które na ciebie sprowadzi. Chytry i przebiegły. Kradzież nie jest dla niego żadną nowością. Z czystą przyjemnością popada w bójki. Bez tego nie byłby tym, kim jest w tej chwili. Wiele głosów ucicha pod jego spojrzeniem. Nie jest to celowe. Choć w kontakcie ze znajomymi jest nieco bardziej sympatyczny. Nie oznacza to znowu, iż skacze do gardeł każdej nowej osobie. Zwykle ich ignoruje, choć zapoznanie się z niektórymi nie jest wobec niego niczym złym. Jego nierozłącznym przyjacielem od przedszkola jest Nir. Na swoim koncie mają setki przekrętów, a także niezapomnianych sytuacji. Nikt nie jest tak zgadany, jak oni dwaj. Zmuszenie go do łez jest rzeczą praktycznie niewykonalną. No, chyba że są to łzy spowodowane nadmierną ilością śmiechu. Uwielbia chwile, kiedy to jest kilka kroków od wejścia do domu. Przeważnie rzuca wtedy plecak w pierwszy lepszy kąt. Ściąga z siebie uporczywą koszulkę, wędruje do lodówki, bierze pudełko lodów, no i rzuca się w ciepłe objęcia kanapy. To jedyna osoba, która go słucha i zawsze na niego czeka. Potem przeważnie marnuje resztę dnia na mieście. Perfekcjoniści mogą nie przyjąć do siebie jego niewyobrażalnego zachowania. Przyjmą za to soczysty odcisk jego pięści na swoich twarzach. Leci przeważnie prosto z mostu. Nie obchodzą go denne bełkoty niektórych ludzi. Pewność siebie jest rzeczą, którą u większości szanuje i docenia. Źle patrzy na typ pesymistyczny. To irytujący typ ludzi, którzy po prostu schrzanią całą atmosferę. Będąc realistą, nie przeszkadzają mu ludzie będącymi optymistami. W towarzystwie wyraźnie zmienia się jego charakter. Bywa wtedy milszy i sympatyczniejszy. Tworzy wrażenie zainteresowania, jak i chęci do stawania w obronie. <:
APARYCJA: Tazu to wysoki na 1.80 metrów oraz dość rozbudowany osiemnastolatek. Często jest wyśmiewany ze względu na jego gęste, amarantowe włosy, nazywając je po prostu "różowymi". Stara się na to nie zwracać uwagi, choć z czasem jest to dość irytujące. Posiada długą grzywkę opadającą pomiędzy oczami. Żyje ona własnym życiem. Często jest ułożona w nieładzie, co nie wywołuje u niego większych problemów. Same oczy są karmazynowe, podchodzące pod płomienistą pomarańcz. Ciężko wydobyć z nich jakiekolwiek emocje, choć nie jest powiedziane, iż jest to niemożliwe. Nosi dość bladą cerę. Często można napotkać go zapinanej na guzik czerwonej bluzce w kratkę. Na lewym ramieniu dzierży wyraźne znamię. Sam nie jest w stanie określić czym było ono spowodowane. Sięga ono prawdopodobnie korzeniami w historii, która działa się przed dołączeniem do tego miejsca. Słodki nosek, który pod wpływem zimna, szybko podchodzi pod kolor delikatnego różu.
DODATKOWE INFORMACJE:
  • Uwielbia gotowanie i wszystko, co jest z tym związane. Potrafił godzinami przesiedzieć w kuchni przygotowując najróżniejsze dania dla swojego przyjaciela. Nie tyle, że jest to część jego życia, to i wychodzi mu to niezwykle dobrze.
  • Jest zmarzlakiem, przez co można napotkać go w bluzach oraz długich rękawkach. Niemalże cudem jest dostrzegnięcie go w posturze podkoszulka.
  • Nie przepada za dziewczynami z chłodnym charakterem. Zdecydowanie woli je omijać.
  • Jest realistą (・ェ・)
  • W wolnym czasie lubi zanurzyć się w świat książek
  • Posiada bystry wzrok, co w niektórych sytuacjach jest dla niego ułatwieniem

GŁOS: Justin Timberlake - What Goes Around...Comes Around
INNE ZDJĘCIA: ---

ARCANA
NUMERACJA: 59
RODZAJ: Alfa
NAZWA: Kinzoku [Metal]
KOLOR AURY: #afafaf
RANGA: 1
PD: 500pkt
OPIS: Jest to arcana dla niego dość kłopotliwa. Każda obrona musi być precyzyjna, a ataki dobrze przemyślane. Po czasie jednak wpada w "rytm" oraz staje się to łatwiejsze. Jest w stanie zrobić więcej z mniejszej odległości. Mimo że ma dobrego cela. Jednym z plusów jest to, iż sam materiał w sobie jest dość twardy. Chłopak stara się widzieć siebie jako normalnego nastolatka. Nie znaczy to, że wolałby zrezygnować z tego 'daru'. Czasem jednak czuł obcość z kontaktem z ludźmi.
ATAKI:
  • Burēdo [Ostrza] - Wokół postaci pojawia się 10 ostrzy, które służą nie tyle co do ataków, a obrony. Zwinnie zmieniają swoją pozycję ochraniając Tazukiego.
  • Tōken [Miecze] - Postura metalu zostaje tworzona pod postacią miecza. Jego kształty często są inne, temu też czasem jest zwinniejszy lub masywniejszy.
  • Garasu no kizu [Szkło ran] - Wysyła w powietrze drobne kawałki ostrego metalu. Panowanie jednak nad wszystkimi jest dość kłopotliwe, temu też używa tej umiejętności dość rzadko
  • Ryūdō-sei [Ciekłość] - Ma możliwość zmiany ciekłości tego tworzywa. Samemu ciężko użyć mu tej mocy w jakiejkolwiek sytuacji.

[Quest 6] Od Shino

 Jaki dzisiaj piękny dzień! Ptaszki śpiewają, wieje wiaterek... Nie... To nie moje klimaty. Siedzenie w domu z kotem jest o wiele lepsze. Oczywiście, nie każdy musi mieć takie samo zdanie jak ja. Inni wolą spotykać się ze znajomymi w takie jakże piękne dni (mam nadzieję, że każdy wyczuł sarkazm, jeśli nie to nawołuję do poprawy).
Godzina szesnasta, a ja dopiero co zjadłam obiad. Przygotowałam danie, które co jak co ale najlepiej mi wychodzi. Kurczak curry z ryżem i warzywami. Nażarłam się jak dzika świnia, nie ma co. Shibo też dostał coś na ząb. Piszę o tym, żeby nie było, że myślę tylko o sobie.
Leniwie sięgnęłam po pilot od telewizora. Nim się obejrzałam na moich nogach usadowił się kot, wtulając się łbem w mój wychudzony brzuch. Pogłaskałam go po grzbiecie, po czym zaczęłam przeglądać programy. Niestety nie znalazłam nic ciekawego. Żadnego filmu akcji o tej godzinie... Chyba sobie kpią skurwysyny.
Ze smutkiem chwyciłam w swoje dłonie gruby egzemplarz jakiegoś kryminału. Zaciekawił mnie opis, więc go wypożyczyłam. Nigdy nie miałam głowy do nazw tych wszystkich książek i nie pamiętam ani jednego tytułu. W końcu, ja tak mam.
Nie miałam zbyt wielkiej ochoty na czytanie, ale cóż. Czego się nie robi, by zabić czas?
Otworzyłam to ogromne tomisko na pierwszych stronach. Mój wzrok gonił za każdym jednym zdaniem, słowem, literką. Niespełna chwilę później patrząc na zegar ujrzałam godzinę dziewiętnastą. Ach, ale ten czas szybko leci.
Już miałam się podnieść z kanapy, gdy dostrzegłam na moich nogach śpiącego grubasa. Ściągnęłam go z moich kolan i ostrożnie położyłam na poduszce. Otrzepałam się z jego sierści, która dosłownie była wszędzie. Gdzie by nie spojrzeć walały się jego kłaki, o dywanach już nie wspomnę.
Odłożyłam powieść na stolik do kawy, po czym ruszyłam w kierunku przedpokoju. Nie wiem czemu, ale miałam wielką potrzebę wyjść na dwór. Automatycznie narzuciłam na siebie bluzę, włożyłam gołe stopy w glany i wyszłam z domu trzaskając drzwiami. Czułam, że ktoś mną kieruje. To nie były moje naturalne ruchy. Stawiałam ciężkie kroki na chodniku, patrzyłam przed siebie i o dziwo byłam wyprostowana.
Niespodziewanie zatrzymałam się na środku ścieżki. Ni chuja nie mogłam się ruszyć.
 - Witam panią, panno Hinji. - Przed moimi oczyma pojawił się mężczyzna. Nie mogłam stwierdzić w jakim był wieku, gdyż kaptur zasłaniał mu oczy, a bandana usta i nos. Lecz po głosie i wyglądzie ogólnym stawiam na maksimum trzydzieści. Niestety ja sama sobie nie ufam i sobie nie wierzę... Dobra, obstawiam, że ten koleś ma na karku trzydziestkę.
 - Mów o co ci chodzi - rzuciłam oschle, chamsko lustrując jego postać. Nie byłabym sobą, gdybym mu tak nie odpowiedziała.
 - Chciałbym ci złożyć propozycję. - Z kieszeni bluzy wyciągnął małą, szklaną buteleczkę wypełnioną krwistym, gęstym płynem. Przez chwilę zastanawiałam się, czy to nie jest przypadkiem krew. - Wypiłabyś dla doświadczenia ten specyfik? - Podniósł na wysokość mojej twarzy naczynie. Czy ja naprawdę jestem aż taka niska?
 - Co będę z tego miała? - Jedna z moich brwi powędrowała do góry,
 - Dowiesz się trochę o swojej przeszłości.
 - Daj mi to. - Bezmyślnie wyrwałam mu przedmiot z ręki i dokładnie przyjrzałam się cieczy. Kolorem i gęstością przypominała mi krew. Może chcą mnie w ciula zrobić? Jeśli to będzie krew nic się nie stanie. Hmm... Nie mam przecież nic do stracenia... No dobra, jednak mam: kota. Moje życie jest już wystarczająco zjebane, może być tylko lepiej.
 - To jak?
Przemyślałam ostatni raz moją decyzję.
 - Wypije to cholerstwo, żegnam. - Schowałam to gówno do kieszeni i ruszyłam w stronę swojego domu. Nie miałam potrzeby, żeby stać tam obok niego, skoro już się zdecydowałam. Wiem, jestem wkurwiająca i irytująca. Wiem, jestem niemiła. I co z tego? Taka już jestem, mojego charakteru nie zmienisz. Ludzie przede mną spierdalają, gdy dowiadują się jaką zimną suką jestem. I dobrze. Mam święty spokój. Nikt się koło mnie nie kręci. Dobrze mi z tym. Żyje tak już od czterech lat i jakoś nie chcę tego zmieniać.
Wchodząc do mojej oazy spokoju, ściągnęłam z siebie bluzę i rzuciłam ja na kanapę. Nie minęło kilka sekund, a Shibo już kręcił się koło moich nóg, ocierając się o nie swoim brzuchem, co nie zaprzeczam, utrudniało mi chodzenie.
 - Shibo... - westchnęłam, biorąc kota na ręce. Szybko przeniósł się na moje plecy i przyczepił się pazurami do moich ramion. Jego ślepia były wpatrzone w moje dłonie. Zupełnie tak, jakby one były teraz najważniejsze na tym całym szarym świcie.
Wkroczyłam do kuchni żwawym krokiem. Miałam ochotę na omlet.
Po posiłku, który zjadłam na podłodze razem ze swoim towarzyszem, pozmywałam i ogarnęłam szczotką sierść pchlarza. Jezu ile było tych kłaków. Dlaczego ten grubas się tak leni?
W tamtej chwili przypomniałam sobie o butelce z napojem. Wyciągnęłam przedmiot z kieszeni bluzy i na nowo się mu przyjrzałam. No... Raz kozie śmierć i koza ma to z głowy, jak to mówią.
Wlałam sobie całą zawartość do gardła. Napój nie miał smaku, czyli to nie krew. Można powiedzieć, że w pewnym momencie, przestałam mieć siły na myślenie. Chwiałam się na nogach i traciłam ostrość wzroku. Bezsilnie opadłam na kanapę, opierając głowę na podłokietniku.
= = = = =
Znalazłam się w ciele góra siedmioletniej dziewczynki. Czy jest to możliwe, że to moje wspomnienie? No dobra, sama się na to pisałam.
Szłam wolnym krokiem przez ciemny korytarz. Przechodziłam obok rozwalonego lustra. Było obryzgane jeszcze świeżą krwią. W odłamkach szkła było widać moje odbicie. Niczym nie różniąca się osóbka, z długimi ciemnymi włosami i wielkimi zielonymi oczami. Miałam na sobie białą sukienkę na ramiączkach. Byłam boso, więc kawałki zwierciadła wbijały mi się stopy, powodując piekący ból. Zostawiałam po sobie szkarłatne ślady na panelach.
W pewnym momencie usłyszałam pisk. Spojrzałam w stronę, z której dochodził. Niepewnie ruszyłam za nim wchodząc po schodach na górę i jednocześnie bojąc się tego, co zaraz może się wydarzyć. Z każdym krokiem ból w nogach narastał. Stare drewno skrzypiało pod moimi stopami. W każdej chwili to wszystko może się zawalić, a ja runę w dół, łamiąc sobie kości. Gdy już dotarłam na piętro, osłupiałam.
 - Mamo... - wyszeptałam nieświadomie do nieprzytomnej kobiety. Miała rozcięty łuk brwiowy, zmiażdżony nos i nienaturalnie wygiętą rękę. Platynowe włosy obryzgane krwią spływały falami na jej ramiona. Gdyby nie jej obrażenia, wyglądałaby naprawdę pięknie. Na ścianie można było dostrzec wielkie, czerwone plamy, tak samo jak na lustrze. Podeszłam do leżącej kobiety, gdy chwilę później rozniósł się potężny huk.
 - Wypierdalaj dziwko! - krzyk mężczyzny dobiegł do moich uszu. Przerażona odwróciłam się gwałtownie w tamtą stronę.
 - Zostaw mnie chory zwyrolu!
Drzwi przede mną momentalnie się otworzyły, a zza nich wybiegła równie przerażona jak ja nastolatka.
 - Shino, schowaj się - szepnęła w moją stronę. Była do mnie prawie że identyczna. - Szybciej.
 - Hitomi! suko! - ryk tego samego kolesia dobiegł do moich uszu, przez co ukryłam się się za dziewczyną.
Siedemnastolatka (bo na tyle wyglądała) odwróciła się do mnie tyłem, zasłaniając całym ciałem moją postać.
 - Chuj ci w dupę stary pierdzielu - wysyczała te słowa prosto w twarz faceta, który był kompletną przeciwnością, rzekomo mojej matki.
 - Twoja buźka nadałaby się do czego innego szmato - uśmiechnął się obleśnie, robiąc krok w naszą stronę, przez co się cofnęłyśmy.
 - Powtarzasz się skurwielu - warknęła nastolatka.
 - Już nie tato? Szacunek mi się należy ścierwa! - Uderzył brunetkę w twarz.
 - Tobie? - spytała, łapiąc się za czerwony policzek. - Chyba cię posrało.
Skuliłam się ze strachu za nogami, najpewniej mojej starszej siostry. Nie dziwię się, że to moja najokropniejsza retrospekcja. Nie zapowiada się dobrze.
Wzrok mężczyzny padł na moją osobę.
 - Shino, chodź - rozkazał.
 - Co? Nad nią też chcesz się znęcać skurwysynu?! - rzuciła mu w twarz Hitomi, zasłaniając mnie swoim ciałem po raz kolejny.
Facet nic nie mówiąc szarpnął nastolatkę za włosy i uderzył jej głową o ścianę. Gdy ją puścił, ta osunęła się wolno na ziemię, zostawiając po sobie na żółtej farbie smugę krwi. Teraz zamiast nią, zajął się mną. Zacisnął swoją rękę na moim nadgarstku i gwałtownie pociągnął w stronę pokoju. Pisnęłam przerażona próbując się wyrwać, lecz co może siedmiolatka zrobić czterdziestoletniemu mężczyźnie? No właśnie...
Gdy wszedł do pokoju, zatrzasnął za sobą drzwi, a mnie rzucił na łóżko jak zwykłą szmacianą lalkę. Skulona przy wezgłowiu łoża, przypatrywałam się ze strachem w oczach na to, jak człowiek ściągał pas od spodni. Uderzył nim o szafę i z uśmiechem na ustach oznajmił:
 - A teraz się pobawimy.
Szarpnął mnie za nogę i przysunął mnie do siebie, przez co o mało nie spadłam na podłogę. Złapał mnie za podbródek i spoliczkował. Włosy zasłoniły moją zapłakaną twarz. Dłonie miałam zaciśnięte w pięści. Nie miałam siły na obronę, nie miałam siły nawet na to, by spojrzeć mu w twarz. Nie spostrzegłam nawet tego, że w kilka sekund zdarł ze mnie ubranie. Leżałam naga i sparaliżowana ze strachu przed oprawcą.
Ostatnie co pamiętam to jego oddech i dłonie na mojej skórze, krzyk, okropny ból w podbrzuszu i ciemność.
Otworzyłam oczy. Siedziałam w jakiejś poczekalni, Obok mnie stała ta sama dziewczyna co wcześniej. Miała na imię Hitomi, jeśli się nie mylę. Złapałam ją za nadgarstek i lekko pociągnęłam w dół. Dziewczyna spojrzała na mnie i lekko się uśmiechnęła.
 - Zaraz będzie koniec siostra. Będziemy wolne, jeszcze tylko kilka minut - powiedziała, ściskając moją dłoń. Wyglądała... Dojrzalej. Włosy upięte w koka, lekki makijaż na twarzy, jej ciało przystrojone czarną sukienką oraz szpilki na nogach. Z tego wszystkiego wnioskując ja jestem o kilka lat starsza niż w poprzednim wspomnieniu.
 - Hitomi, Shino. Wracamy do domu bez Eizo - oznajmiła kobieta, wychodząca zza drzwi. To była moja matka. Platynowe włosy okalały jej okrągłą twarz. Uśmiech na twarzy wyrażał ogromne szczęście, przez co i ja się uśmiechnęłam. - Dziewczyny, stawiam wam pizzę.
= = = = =
Obudziłam zdyszana, spadając z kanapy na panele. No kurwa, zajebiste retrospekcje. Kiedy miałam siedem lat zostałam zgwałcona przez - chyba - własnego ojca. Nie spodziewałam się takiego obrotu sprawy. Jestem pewna, że przez kilka następnych nocy nie zasnę. Nie wiem co o tym wszystkim myśleć.

The End my friends

Od Sory - C.D Enzo

Dzień zwykły jak każdy inny w tym przebrzydłym, szarym ośrodku. Naprawdę, dni tutaj nie różniły się kompletnie niczym, a myśląc, że życie Sigmy jest o niebo lepsze i ciekawsze…  wyprowadzę was z błędu! Otóż jest jeszcze bardziej monotonne i nudne niż byście się tego spodziewali. Nie mam pojęcia dlaczego, ale kiedy mój budzik zadzwonił, a ja sięgnęłam po niego ręką, dopiero zorientowałam się, że sprzątając poprzedniego dnia… postawiłam go na podłodze obok stolika nocnego. Wydawał z siebie taki nieprzyjemny dla ucha dźwięk, że niemal natychmiast zrywał mnie z nóg każdego ranka w dodatku zapewniając mi zły nastój na następne 2 godziny. Zwiesiłam rękę z łóżka, a moje palce w tym czasie zetknęły się z zimną, twardą podłogą. Nieprzyjemny dreszcz przeszedł moje ciało, a że spałam nago, bo tak miałam w zwyczaju, to moje nogi podwinęły się do reszty mojego ciała jakby chciały zatrzymać więcej ciepła.
-Damare… (jap. Zamilcz) – westchnęłam cicho ledwo słyszalnym głosem, który i ta został zagłuszony przez dziki warkot zegarka. Bardzo usilnie próbowałam go dosięgnąć, jednak z tej pozycji było to niemal niemożliwe. Po kilku minutach nieudanych prób zagłuszenia budzika poduszką (przykładałam ją sobie na twarz), stwierdziłam, że to nie ma sensu i patrząc głęboko w biały sufit w końcu powiedziałam sobie: Dobra! Wstaje! Dla kobiety nie powinno być to większe wyzwanie, bo przecież jesteśmy takie przykładne, perfekcyjne i w ogóle cud, miód, malina! A jednak! Wstawanie codziennie rano tak wcześnie (nie wliczając weekendów) było dla mnie najgorszą rutyną jaka może istnieć na tym okrutnym świecie. Mało tego.. naukowcy czasami potrafili zrywać mnie o piątej, a ten  jeba…. Zły zegarek (Żeby brzydko nie powiedzieć) często sam prosił się o solidny wpierdziel lub co najwyżej lot przez okno.
[…]
Wstanie z łóżka zajęło mi może jakieś 15 minut, tak więc była godzina 7:15. Wywlekłam się z mojego cieplutkiego legowiska zarzucając na siebie tylko skąpy, satynowy szlafroczek sięgający mi do połowy uda. Nie miałam na sobie stanika, a moje piersi delikatnie kołysały przy stawianiu kolejnych kroków. Na całe szczęście moja dolna partia ciała była zakryta przez granatowe, pół koronkowe majteczki. Wchodząc do kuchni w międzyczasie przeczesałam palcami delikatne, białe włosy, które mimo tak upojnego snu nadal były gładkie i mięciutkie. Przyszła mi ochota na naleśniki kiedy tak przeglądałam wszystkie artykuły spożywcze znajdujące się w lodówce. Nie było tam zbyt wiele, ale kilka jajek, mleko, jakiś jogurt… na pewno się znajdą.
-Naleśniki… - jak uzależnienie chodziły za mną już przez kilka dni, ale nigdy nie miałam czasu by je przyrządzić bo zazwyczaj gdzieś gonił mnie czas. Czy to do biura, czy poza teren ośrodka – zawsze gdzieś było coś do roboty. No więc… wyciągnęłam wszystkie potrzebne mi w tym momencie składniki, zmieszałam wszystko razem, a później wrzuciłam je szybko na patelnie. Bardzo cieszyło mnie to, że nie odziedziczyłam umiejętności kulinarnych po ojcu, bo jedno ze wspomnień jakie z nim pamiętam był zajebisty pomysł: „Sora! Ugotuj coś z tatusiem, ale chodź póki mamy nie ma, bo ona mnie tam nie wpuści” i wtedy taki mały brzdąc z niebieskimi patrzałkami wędrował z misiem trzymając kurczowo za palce wysokiego, przystojnego mężczyznę. Na samą myśl o tym uśmiechnęłam się pod nosem, potem całą kuchnia była w mace, a ja siedziałam z garnkiem na głowie. Mama stała w drzwiach ze skwaszoną miną, a ja razem z tatą wytykaliśmy na siebie palcami mówiąc: To on/ona. Nie minęło dużo czasu kiedy naleśniki były już gotowe i leżały już na moim talerzu. Masło powoli spływało po ich powierzchni, spływało na talerz, ah! Aż ślinka cieknie!
https://s-media-cache-ak0.pinimg.com/originals/5e/a4/7c/5ea47cc576340e9e813b422613a0698f.gif
Pochłonęłam je w tak szybkim tempie.. chyba jeszcze szybszym niż je przygotowałam, ale to było wiadome, że właśnie tak się stanie, gdyż jestem okropnym obżartuchem i lubiłam tego typu słodkie rzeczy (Sora przesadziła z cukrem~). Ubrałam się czym prędzej, narzuciłam na siebie płaszcz i wyparowałam z domu kierując się do głównego biura. Często tam przesiadywałam, bo ludzie mieli do nas różne sprawy, było pełno zgłoszeń ze świata zewnętrznego i właściwie cały czas musieliśmy być na najwyższych obrotach. W międzyczasie zaczepił mnie jakiś koleś, który również szukał głównego biura więc no… będę ta dobra i łaskawie go tam zaprowadzę. A tak serio to nie miałam żadnych przeciwności, żeby pomagać ludziom jeżeli byli dla mnie wystarczająco mili i odnosili się do mnie z szacunkiem. Mój los jednak został przesądzony kiedy to wpadłam z wielkim pluskiem do wody, jeszcze tylko tego mi dzisiaj brakowało, a miałam już taki dobry humor dzięki pysznemu śniadanku. Fakt, że nie umiem pływać bardzo mnie dołował, bałam się większych zbiorników wodnych, nie chciałam jej dotykać, jednak nie piszczałam jak mała dziewczynka widząc ją. Po prostu starałam się nad tym panować już od najmłodszych lat, Ojciec zawsze mi powtarzał, ze ludzie będą wykorzystywać moje słabości i to zawsze w najmniej oczekiwanym momencie. Wyszłam tylko dzięki pomocy tego kolesia, usiadłam na trawie, a moje zdziwione i jednocześnie lekko przestraszone spojrzenie wbiłam w swoje odbicie w wodzie. Nawet nie chciałam na niego spojrzeć, nie było sensu, wiedział, że nie umiem pływać, więc jeśli to kiedyś wykorzysta….
-Myślisz, ze ludzie są w stanie zauważyć wszystko? Nawet najmniejszy detal? - szepnęłam cicho dokładnie z taką samą nutką obojętności co wcześniej.
-Prawdopodobnie jesteś wyżej ode mnie, potrafisz przewidzieć, odeprzeć atak przeciwnika, a nie zauważyłaś dziury w moście? - parsknął cicho śmiechem siadając obok, aczkolwiek ja nie odebrałam tego jako kpinę. Zerknęłam na niego kontem oka, które następnie nieznacznie zmrużyłam, tak, jakbym chciała coś z niego wyczytać. Zauważył to, że nie jestem naturalną Arcaną, a moje umiejętności w większym stopniu różnią się od tych co posiadał on. - Boisz się wody, prawda? - bardziej stwierdził niż zapytał, ale chyba w obawie o swoje zdrowie i życie… już nawet na mnie nie spojrzał. Olałam totalnie temat, niech sobie nie myśli, że będę mu się zwierzać ze swoich lęków, jeszcze mnie tak nie popierdoliło, hihi. Wstałem bez słowa i ponownie poszłam przed siebie zostawiając za sobą kropelki wody spływające mi po krótkich włosach. Krzyczał coś tam, że mam poczekać, jednak jakoś nie specjalnie chciało mi się go słuchać, czułam się trochę skompromitowana.
[…]
Dotarliśmy do głównego biura, które znajdowało się prawie na samej górze wielkiego budynku, w błyskawicznym tempie. Stary dyrektor siedział sobie wygodnie na czarnym fotelu i palił papierosa. Nie lubię tego zapachu… jest taki odurzający i nieprzyjemny.
-Yo, Dziadku. - mruknęłam wchodząc i od razu zrzucając z siebie mokry płaszcz. Zero krępacji, po prostu to trzeba być mną by rozbierać się praktycznie do naga w obecności dziadka, naukowców i jakiegoś nowo poznanego chłopaka. - Nie znam go, ale wygląda na to, że miał do ciebie jakąś sprawę.. - mruknęłam zaglądając przez ramię na chłopaka, który był jakoś dziwnie wpatrzony w moje pół nagie plecy (sam stanik, Enzo jest na co patrzeć xD)

( Enzo ? )