poniedziałek, 12 września 2016

Od Sory - C.D Enzo

Naukowcy…. Te stworzenia zawsze były dla mnie zdumiewające, bo ich inteligencja wykracza poza ta przeciętną. Zaczęłam niestety zauważać tez złe strony tego medalu,a mianowicie fakt, że są oni tak rozpuszczonymi dzieciakami, że nie potrafią zaakceptować tego, ze czegoś nie mogą, że czegoś nie dostaną, że coś im nie wychodzi. Kiedy tylko najdzie ich chwila słabości: używają wszelkich niehumanitarnych sposobów na to by utrudnić życie osobie, która im podpadła. Czip, który mamy wszczepiony pod skórę nie jest zabawką, a jego siła jest w stanie powalić na kolana nawet dorosłego mężczyznę. I tak nie mają się co równać z taką generacją jaką są Delty i Sigmy. Podobno jesteśmy doskonałe na swój sposób, a przewyższają nas jak na razie tylko Omicrony i Thety, które pozycje mają nieco wyższą i nie uchodzą tutaj za maszyny do zabijania. Enzo zachowywał się trochę dziwnie, skąd u niego nagle tyle troski o mnie i czyste zainteresowanie moją osobą? Skoro jestem z „elity” tego ośrodka to czemu się o mnie martwił i jakie ukryte zamiary się za tym kryły?
-”Może”? - zapytałam wyraźnie zaskoczona jego odpowiedzią i tym, że tak szybko odwrócił ode mnie wzrok. Czyżby za tą żartobliwa twarzą i męskimi odruchami kryło się drugie dno, którego tak prosta i bezuczuciowa dziewczyna nie będzie w stanie pojąć? - Dlaczego? - nadal będąc bardzo blisko przesunęłam zgrabny paluszek na jego szczękę, by troszkę bardziej zwrócić cała jego twarz w moim kierunku. Unikał mojego wzroku bardzo widocznie.
-Powiedzmy… że mam swoje powody. - kończąc swoją wypowiedź, przyciszył swój ton i spojrzał głęboko w moje zimne oczy. Miałam wrażenie jakby chciał mi coś przekazać, ten wzrok mówił bardzo dużo, aczkolwiek nie dane mi było poznać prawdziwej treści tego co chciał mi przekazać. Stwierdziłam po tym, że nie warto kontynuować tematu, gdyż i ta się nic sensownego nie dowiem. Mężczyźni są tylko cwani w czynach, kiedy mogą wykazać się czymś innym niż inteligentna mowa. Westchnęłam cicho łapiąc się za swoje gorące czoło. Nie pierwszy już raz miałam do czynienia z tym cholernym czipem, dlatego nie miałam aż takiego problemu by powstrzymać narastający ból i gorączkę. Spojrzałam przez przez okno, które pokazywało zabiegany obraz codziennego życia w Rimear. Ten ośrodek wręcz tętnił życiem o tej porze.
-Sora...chodźmy popływać. - zaproponował w pewnym momencie kiedy ja praktycznie traciłam kontakt z rzeczywistością przez swoje przemyślenia. Od razu odwróciłam głowę w jego kierunku, a moje oczy wlepiły się w jego rozpromienione i jednocześnie chytre oblicze.
-Nie pływam. Dobrze wiesz. - zsunęłam nogi z kanapy, próbując teraz stać o własnych siłach. Troszkę się chwiałam jednak ostatecznie udało mi się dotrzeć do mojej sypialni, w której nadal panował pół mrok. Nikt nie pofatygował się by odsłonić zasłony.
-Nauczę cie pływać. Lęk przed wodom musi być uciążliwy, szczególnie w twoim przypadku. - cały czas szedł za mną asekurując każdy mój następny krok. Chyba nie chciał by moja piękna twarz spotkała się z podłogą.
-Co to niby miało znaczyć? - oburzyłam się nie ukazując na swojej twarzy żadnych większych emocji, jednak zaczęło mi się wydawać, że ten chłopak dostrzega już kilka z nich przez sam mój ton mówienia. Mam nadzieje, że nie miał na myśli, że przez swoje lęki nie spełniam w pełni zadań należących do Sigmy.
-Zdenerwowałaś się? To chyba niecodzienny widok, skoro jesteś tak wyprana z uczuć.
-Nie pogrążaj się. - westchnęłam szukając swojego stroju kąpielowego. Zgodziłam się z nim pójść nad ten basen, może faktycznie pozwoli mi to zapomnieć o swoim lęku. Przebrałam się na basenie w fioletowy strój z czarnymi falbankami (oczywiście dwu częściowy), a kiedy tylko weszłam na basem już w samym wejściu zrobiło się nie ciekawie. Enzo wspominał, że jestem tak wyprana z uczuć, że niczego nie da się po mnie dostrzec: ani strachu, ani radości, ani smutku. Kompletnie nic.
[…]
Żeby zrobić kilka kroków w stronę basenu potrzeba było ode mnie naprawdę wielkich pokładów silnej woli. Enzo prowadził mnie za rączkę niczym małą dziewczynkę, upewniając, że z nim na pewno nic mi się nie stanie. Już nawet zgodziłam się usiąść na krawędzi i zwiesić nogi, by swobodnie dotykały letniej wody, aczkolwiek nie stać mnie było na nic śmielszego. Jak na złość akurat w ten dzień ktoś musiał się tędy przechadzać. Na moje szczęście (lub nie) były to tylko te lekko niepełnosprytne Thety. Zerknęłam w ich stronę, zakładając nóżkę na nóżkę i lekko chlapiąc osobę pływająca przede mną (a był nią Enzo, hihi). Krzyczeli coś, a w ostateczności miętowo włosy wskoczył sobie na główkę do wody i płynął tak przez jakiś czas pod przeźroczystą taflą dzielącą powietrze od cieczy. Wynurzył się dopiero będąc koło wodnego chłopczyka. Oparł się o jego ramię i będąc bardzo blisko przyjrzał się jego czerwonym oczom. Tak Azusa, popisuj się dalej.
-Hej Słońce, zgubiłeś coś. - zachichotał cichutko i powolutku wyciągnął z wody kąpielówki na jednym palcu. Enzo najpierw patrzył na niego to na swoją część garderoby i dopiero w tym momencie zrozumiał, że nie ma na sobie swoich bokserek. Nie wiedziałam czy się śmiać czy płakać więc ostatecznie tylko złapałam się za czoło w geście pożałowania tej zacnej parki. Nie komentując tego zdarzenia, po prostu wstałam i skierowałam się do damskiej łaźni. Mimo, że długo nie przebywałam w tym chlorze to jednak miałam ochotę na taki szybki prysznic. Stojąc tak w kabinie przyszła mi niepohamowana ochota na to by kogoś troszeczkę sprowokować. Owinęłam sobie dookoła piersi biały, jedwabiście miękki ręcznik. Starałam się wyczuć moment,w  którym nikt nie przechodziłby korytarzem, bym spokojnie mogła przejść do męskiej łaźni i zastać tam Enzo. Biedny, chyba musiał się trochę speszyć. Stał sobie tyłem do mnie, przeglądał się w lustrze. Dookoła jego bioder również przepasany był ręcznik, aczkolwiek odkrywał o wiele więcej niż u mnie. Cichaczem podeszłam od tyłu, moje dłonie najpierw spoczęły na jego szerokich plecach, potem przesuwając się coraz bardziej na boki, aż w końcu znalazły się na klatce piersiowej. Czułam jak jego wszystkie mięśnie spinają się, a jego ciało przelatuje przyjemny, przeszywający dreszcz podniecenia. Nie odezwał się ani słowem, nawet w momencie kiedy moje piersi przylgnęły do jego łopatek, a drobne dłonie zataczając różnorakie znaki zjechały na podbrzusze chłopaka, następnie łapiąc krawędź zawiązanego ręcznika. 
-Enzo… zabawmy się trochę. - zamruczałam mu na ucho mając świadomość, ze dookoła nas jest tylko mgła z pary wodnej, a my jesteśmy sami w męskiej łaźni.

( Enzo ? )

Od Naho - C.D Satoru

Gdy w końcu padł argument świadczący o ukróceniu ich wzajemnych męk, chłopak od niechcenia zgodził się zaprowadzić dziewczynę w odpowiednie miejsce. Mało zainteresowany, spoglądał przed siebie, ignorując nastolatkę. Jasnowłosa, wiedząc, iż mężczyzna ma jej wyraźnie dosyć, zmusiła się do milczenia całą drogę. Wystarczy jej kłótni na obecną chwilę... Przynajmniej myślała tak do momentu, w którym doszli do wyznaczonego miejsca i otrzymała, ponoć, potrzebne informacje. Niestety to, czego dowiedziała się później, na nowo wzbudziło w niej dopiero co opanowany gniew.
– Jak to nie mogę się stąd wydostać?! I jakie Sigmy mają na to zezwolenia?! - Wrzasnęła, a kilkanaście osób spojrzało na nią z niemałym zdezorientowaniem. Ta jednak nie zwracała na to większej uwagi, wywołując zamieszanie. Niestety zakończyło się to marnym skutkiem, gdyż osoba za ladą nie zmieniła zdania i nie miała zamiaru go zmienić w najbliższym czasie. Zrezygnowana pokręciła głową, mamrocząc pod nosem kilka przekleństw. Pieprzone więzienie... Odganiając na chwilę przygnębiające myśli, uświadomiła sobie, iż nie do końca orientuje się w tych wszystkich nazwach, jakie zdążyły zasypać jej umysł nieco wcześniej. Odwróciła głowę w stronę oddalającego się mężczyzny. O nie, nie ma tak łatwo! Jeszcze chwilę się z nią pomęczy. Zawołała go, jednak ten nie zareagował zbyt wesoło, a wręcz przeciwnie, pokazał, jak bardzo ma jej dosyć.
- Słuchaj, dostałaś numerek do swojego pokoju? W takim razie zapierdalaj teraz do windy. - Warknął w jej stronę. Jego zirytowanie przypominało nieco zezłoszczonego kiciusia, przez co na jej twarzy pojawił się lekki uśmieszek.
- Ojoj, olbrzymek się zdenerwował? - Spytała, udając smutek. - Boo hoo, tak się boję! Patrz, normalnie uciekam! - Dodała rozbawiona i odskoczyła dla demonstracji kilka kroków w tył, przez co ciemnowłosy spojrzał się na nią jak na idiotkę.
- Jak będziesz mnie tak irytować, to chuja ci pomogę... A jeśli już uciekasz, to zrób to raz, a porządnie. - Odpowiedział na jej wygłupy. Wiadomość niezbyt podpasowała dziewczynie, gdyż warto byłoby się dowiedzieć, o co chodzi z tymi alfami i innymi pierdołami. Wykrzywiła twarz w niezadowoleniu i westchnęła z rezygnacją.
- Dobra, dobra. To może łaskawie powiesz, o co z tym wszystkim chodzi? - Spytała, przyglądając mu się wyczekująco. Chłopak widocznie nie miał już siły na dalszy spór, także nastolatka nareszcie usłyszała to, co chciała wiedzieć. W sumie to średnio ją to interesowało, jednak jakąś wiedzę chyba wypada mieć. Ponoć ma tu spędzić spooro czasu... Już na samą myśl poczuła niezadowolenie i nudę.
- Długo już tu jesteś? - Sama nie była pewna, dlaczego o to spytała, jednak rozmowa niepolegająca na kłótni i wyzywaniu się byłaby miłą odmianą. Mężczyzna jednak nie do końca wyłapywał jej tok myślenia.
- Nie wiem. Wyglądam ci na kogoś, kto liczy takie rzeczy? - Spróbuj normalnie porozmawiać, niee, od razu zepsuje! Zirytowana wywróciła oczami, tupiąc lekko nogą.
- Jest w tobie cokolwiek ciekawego? - Zawołała, jednak już czuła, że odpowiedź będzie równie zbywająca, jak cała reszta.
- Nie mnie oceniać. - Stwierdził obojętnie. Tak jak przeczuwała... Chociaż nie powinna się dziwić, nie mieli zbyt przyjemnego startu. Uwolniony od kolejnych pytań, ruszył przed siebie, prawdopodobnie z zamiarem wyjścia, jednak jego plany pokrzyżowała pogoda, a dokładniej deszcz, przeradzający się szybko w ulewę. Naho podeszła do niego spokojnym krokiem i wystawiła rękę na zewnątrz.
- Hmm, to sobie jednak nie uciekniesz ode mnie. - Oznajmiła z filozoficzną miną, co w porównaniu z jej wyglądem musiało wyjść dosyć zabawnie. Złość ciemnowłosego otaczała go już niemal widoczną aurą, także dziewczyna postąpiła krok w bok. Nie miała ochoty robić za worek treningowy, a obecnie stała najbliżej.
- W sumie, też musisz mieszkać w tym budynku, no nie? - Zerknęłam na niego kątem oka.
- Taak, niestety tak... Źle wybrałem. - Pokręcił głową zamyślony. Cóż, przynajmniej będzie z kim się kłócić. Ach, gdyby tok rozumowania Naho naprawdę tak wyglądał...
Przez dłuższą chwilę panowało całkowite milczenie. Obydwoje wpatrywali się w krople deszczu, obijające wszystko, co stało na ich drodze. Dziewczyna zaczęła kiwać się na boki, nieco zmieszana nagłą ciszą. Powinna coś powiedzieć, prawda? Tylko co...? Zastanawiając się tak, w końcu wydusiła z siebie jakąś wypowiedź.
- Słuuchaj... - Zaczęła, przyglądając mu się. Nie usłyszała żadnego sprzeciwu, więc postanowiła kontynuować. - Nie mam ochoty się kłócić. Może tak od nowa? Tylko wiesz, spokojniej... Cisza ponownie opanowała całe pomieszczenie, które dziwnie opustoszało, chociaż kto by zwracał na to uwagę? Jasnowłosa już miała wycofać swoją wypowiedź, jednak chłopak w tej samej chwili wyciągnął do niej rękę.
- Niech ci będzie. Ale to nie zmienia faktu, że jesteś wkurwiająca. - Naho przyjrzała mu się i wybuchła głośnym śmiechem, jednak uścisnęła jego dłoń z uśmiechem.

[Satoru? c;]

Od Enzo - C.D Sory

Tak dobrze mi się spało. Nie był to sen obciążony przez gorączkę, tylko zdrowy, głęboki sen. Kiedy usłyszałem jak Sora wykonuje jakieś ruchy, uchyliłem jedno oczko, drugim nadal śpiąc. Dziewczyna stała do mnie tyłem i zakładała właśnie koronkowy komplet bielizny. Pasował jej idealnie, ale bez niego wyglądała równie dobrze, o ile nie lepiej.
-Masz takie wyczucie i wiesz kiedy patrzeć, żeby ujrzeć coś interesującego, czy to przypadek? – Cholera zauważyła, że się patrzę. A myślałem, że nie będę musiał się wybudzać, by jej odpowiadać i trwać w słodkim śnie na jawie.
-Zawsze dostaje to czego chce i podobnie jest w tym przypadku. – Otworzyłem drugie oko i przeciągnąłem się nadal leżąc.
- Rozumiem, że teraz chciałeś mnie po prostu zobaczyć nago? A może w tej koronkowej bieliźnie? – Sora czesała białe kosmyki niewielkim grzebieniem.
-To pozostawię dla siebie. – Usiadłem i przetarłem oczy pięścią. – Która godzina?
- Dochodzi  7. – Dziewczyna poinformowała mnie.
-Jejku, ale wcześnie. – Ziewnąłem. – Jakoś zachciało mi się znowu spać.
-To śpij. Nikt ci nie zabrania. – Mruknęła i wyszła z pokoju. Pościel była taka miła i ciepła, ale stwierdziłem, że jednak warto już wstać. Poczłapałem za panią tego apartamentu. Wylądowaliśmy w kuchni.
-Co? Już się wyspałeś? – Sora wbiła we mnie swoje spojrzenie.
-No tak jakby. Zdecydowałem, że nie warto za długo spać. – Uśmiechnąłem się pod nosem. – A przynajmniej w tak interesującym towarzystwie.
-A może jesteś po prostu głodny? – Otworzyła lodówkę i zaczęła wyjmować  pojedyncze produkty spożywcze.
-Nie. W obecnym stanie nie odczuwam głodu. – Uważnie obserwowałem, jak dziewczyna robi sobie kanapkę.
-A jaki to stan? – Zwróciła się w moją stronę i wygięła nieznacznie usta.
-Taki, w którym jeszcze wydaje mi się, że nie do końca wstałem z łóżka i nadal śnię. – Skierowaliśmy się w stronę sofy. Dziewczyna wdzięcznie usiadła i zaczęła powoli konsumować swój posiłek.
-Hmm… Interesujący stan. – Odparła wypranym z jakiekolwiek ciekawości głosem, co przeczyło jej słowom.
- Za to ty, jak widzę, już jesteś w pełni przebudzona? – Uniosłem brew ku górze.
-Można tak powiedzieć. – Skończyła jeść i wróciła do kuchni, gdzie zmyła naczynie i jeszcze chwilę się krzątała. Ja za to poszedłem do sypialni, by sprzątnąć futon, na którym dostąpiłem zaszczytu spania.  Nagle usłyszałem głośne walenie do drzwi.  Sora podeszła do drzwi, lecz wcześniej zajrzała do sypialni i powiedziała mi, żebym się nie ruszał z tego pokoju. Zastanawiało mnie kto to mógł być? Widać, że ta wizyta wprawiła  Sigmę w spore zmieszanie. Albo może złość? Nie wiem, jak zwykle nie dawała jawnych odczuć co do swojego stanu emocjonalnego. Drzwi się otworzyły.
-Carter! Gdzie masz ten cholerny kluczyk?! – Usłyszałem znajomy głos rudego facecika.
-Kluczyk? – Sora udała, że się zastanawia. – Wiesz, chyba go gdzieś zgubiłam. Idź sobie go poszukaj, jak ci na nim tak zależy.
-Kłamiesz. – Naukowiec był wkurzony. Słyszałem to po jego piskliwym, wysokim głosiku. – Wpuść mnie. Zaraz sobie znajdę ten klucz.
-Co ty mówisz? Będziesz mi grzebał po rzeczach? – Sora nadal mówiła tym swoim bezbarwnym tonem, aczkolwiek słychać było echo przebijającego się gniewu.
-Nie wpuścisz mnie po dobroci? – Burknął tamten. – To spróbuj teraz się przeciwstawić.
Usłyszałem jakiś łomot i Sora już się nie odezwała. Możliwe, że ten idiota zastosował to samo wobec niej, co wobec mnie. Muszę go jakoś spławić i pomóc dziewczynie. Jedynym najlepszym rozwiązaniem będzie wzięcie go znienacka. Poczekam aż sam dotrze do sypialni. Słyszałem jak krąży po domu i przewala różne rzeczy. Nagle jego kroki rozbrzmiały tuż przed drzwiami do pokoju, w  którym się znajdowałem. Wyjąłem bicz. Wszedł i nawet się nie rozejrzał. Od razu rzucił się na poszukiwania mojego kluczyka. To dało mi przewagę. Skupiłem się i użyłem fouet de l'eau , co spowodowało, że mój bicz został otoczony przez strumień wody. Obniżyłem znacząco temperaturę cieczy i jednym celnym uderzeniem trafiłem w naukowca. W zderzeniu z lodowatą wodą dostał szoku termicznego, w wyniku czego zaczął łapczywie łapać powietrze – dostał hiperwentylacji. Nie móc dojść do siebie, w wyniku gwałtownego spadku dwutlenku węgla we krwi, przez co jego mózg miał nie dostarczonej wystarczającej ilości krwi. To z kolei skutkowało utratą świadomości – w tym momencie rudzielec padł zemdlony na podłogę.
-Hehe, i kto tu jest mądrzejszy? – Uśmiechnąłem się pod nosem. Już kiedyś wypróbowałem taki atak. Skutek zawsze mnie zachwycał. Wziąłem niewielkiego facecika na ręce i wyniosłem z mieszkania. Zostawiłem go w pobliskim lasku. Kiedy się ocknie, pewnie mu chwilę się zejdzie zanim połapie się, gdzie aktualnie przebywa. Z nim mam spokój.  Teraz trzeba zająć się Sorą. Wróciłem do jej apartamentu i podniosłem ją z podłogi. Nadal była nieprzytomna. Ciężko było mi stwierdzić , co ten debil jej zrobił, ale podobnie jak ja wcześniej, miała wysoką  gorączkę. Ułożyłem ją na łóżku i poszedłem do toalety, by zmoczyć ręcznik. Taki okład ułożyłem ostrożnie na czole białowłosej i ostrożnie usiadłem na skraju łóżka. Minuty upływały, aż w końcu Sora uchyliła powieki.
-Jak się czujesz? – Spytałem cicho. Dziewczyna rozejrzała się. Poczuła chłód ręcznika i dotknęła ostrożnie czoła.
-Nic mi nie jest. – Podsumowała.
-Tak, na pewno. – Zachichotałem. – Jak leżałaś nieprzytomna przez dobre pół godziny to mi nie wmawiaj teraz takich głupotek.
Białowłosa prychnęła.
- Dlaczego zostałeś? – Nie uzyskałem odpowiedzi na moje pytanie.
-Jest kilka powodów. – Powiedziałem poważnie. – Chciałem skopać tyłek temu rudemu idiocie, bo mnie strasznie wkurza. Poza tym nie zostawiłbym cię tak na pastwę losu. Niby jesteś w swoim mieszkaniu, ale to nie znaczy, że nic ci nie grozi.
Naprawdę nie mógłbym jej zostawić samej. Przecież mogło to się skończyć jeszcze gorzej. A w końcu, co jak co ale nie pozwolę, żeby coś się jej stało. Za bardzo mnie intryguje. Sora wyciągnęła dłoń w moim kierunku.
-Martwisz się? -  Delikatne palce dziewczyny dotknęły mojego policzka.
-Może. – Odparłem cicho i odwróciłem wzrok. Jakoś to zachowanie nie pasowało do jej dotychczasowej postawy.

[Sora?]

Od Satoru - C.D Naho

   Ach, a już miałem wielką nadzieję, że to będzie piękny i spokojny dzionek. Dopóki nie pojawił się ten wredny smark bez poczucia humoru. Faktem jest to, że czasami mógłbym ugryźć się w język, ale obecnie nie zamierzałem się powstrzymywać od kąśliwych komentarzy i kpin o jej jakże wielkim nieszczęściu. Prawda jest taka, że im dłużej przebywałem w towarzystwie takich osób, tym bardziej żywiłem się ich bezradnością. Chciałbym dobijać i dobijać, dopóki nie poczuję energii w swoich mięśniach. Z czasem ci, którzy przebywają w moim otoczeniu wprawią się w tym, że na moje uwagi trzeba odpowiadać tym samym; coś jak… ogień zwalczaj ogniem, a powstaje jeszcze większy, hihi. No to chyba zrozumienie mojej osoby trzeba mieć w genach.
   Wracając do nowo poznanej koleżanki, patrzyłem jak odchodzi w przeciwną stronę. Na mojej twarzy nie było jednak ani krzty przekonania. Dokładnie wiedziałem, że za chwilę spuści z tonu, odwróci się i uda, że jest słodka i niewinna, szukająca pomocy. No… prawie tak się stało, a raczej popatrzyła na mnie zakłopotana, a ja idealnie wiedziałem, co się za tym kryje. Kompletnie nie rozumiałem tej dziewczynki. Najpierw mnie szarpie, próbuje rozpętać jakąś bezsensowną kłótnię, którą naturalnie dałoby się wyminąć przez odejście, a na koniec zaczyna niemiło (!) mi dogryzać. W tym momencie odwróciła się jakby nigdy nic, i ja naprawdę mam temu ulec? Oh, dobrze, że mnie nie zna. Po dłuższej chwili nieprzerwanej ciszy, wybuchłem gromkim śmiechem, wciąż trzymając ręce głęboko w kieszeniach spodni.
   – O, dobra, mam pomysł! – Potarłem dłonie. – Pomogę ci, jeśli przyznasz, że po prostu nie chciałaś ode mnie odejść. Musisz wiedzieć, że nie lubię, gdy ktoś się kryje… – Zgiąłem się w kolanach w taki sposób, by być na jej poziomie, a gdy tego dokonałem, moją twarz przeciął kolejny perlisty uśmiech.
   – Oczywiście, jesteś taki kochany, dobroduszny i opiekuńczy, że aż żal mi na ciebie patrzeć... – powiedziała z przesadnie przesłodzonym głosem, że aż ręce mi opadły. Na koniec zaszczyciła mnie swoim wymuszanym uśmiechem. – To możemy iść?
   – Jesteś strasznie beznadziejną aktorką. Z przekonaniem! – Droczyłem się dalej i kontynuowałem swoją zupełnie niepotrzebną grę.
   – Z przekonaniem to ci zaraz przywalę! – Uniosła swoją drobną rękę, wywijając nią kilka razy w powietrzu. No z mojej perspektywy wyglądało to tak, jakby atakował mnie dorodnych rozmiarów skrzat.
   – Spróbuj szczęścia, karzełku. – Strzepałem z ramienia niewidzialny pyłek, po czym spojrzałem na jej zdenerwowaną twarz, która pulsowała gniewem. – Nie lubię cię. Tak się nie dogadamy.
   – Niedawno mnie lubiłeś. – Zmarszczyła brwi, a ja po chwili zrobiłem dokładnie to samo, i to właśnie wtedy dałem jej do zrozumienia, jak bardzo jestem już poirytowany i zmęczony tą rozmową. – Im szybciej mi pomożesz, tym szybciej rozejdziemy się w swoje strony… więc?
   – O matko, ale wapno… – westchnąłem zrezygnowany. Na dzisiaj miałem jej kompletnie po uszy, i nie zamierzałem tego ukrywać, bo po co? Zresztą ona też nie darzy mnie jakąś wielką sympatią. – Za mną.
   Nie zamierzałem specjalnie patrzeć na to, czy za mną idzie. Dlatego też od momentu, w którym ruszyłem się z miejsca, mój wzrok skierowany był wyłącznie przed siebie. Zmarszczone, ściągnięte brwi mówiły tylko o tym, że jeszcze jedna uwaga z jej strony może skończyć się dość źle, bez względu na to, jak słaby mogę się okazać. Jakiś czas później dotarłem z dziewczyną do dużego budynku z recepcją. Niebo przechodziło w coraz bardziej ciemniejsze barwy, dlatego jeśli chcę ją zostawić, żeby ktoś ją zgwałcił, to muszę działać szybko. Dopiero, kiedy podszedłem dość blisko tej młodej i recepcji, byłem w stanie usłyszeć jej podstawowe dane osobowe, no i oczywiście za chwilę krzyk pełen zdumienia. Naho, Beta. Nuda.
   – Jak to nie mogę się stąd wydostać?! I jakie Sigmy mają na to zezwolenia?! – Zwróciła na siebie uwagę przynajmniej połowy osób będących w holu. Już miałem się ulotnić, czując dziwne uczucie narastającego pecha, gdy moje obawy się spełniły; dziewczyna znowu zawołała za mną. Oczywiście nie po imieniu, bo go nie znała. Zamiast tego wolała krzyknął “Ej, ty!”.
   – Nie, nie… odczep się ode mnie ty mały rzepie… – Zacząłem się bronić na oślep, odwracając wzrok w całkiem inną stronę. Ona mnie napastuje czy jak?
   – Co to Beta… i to wszystko? – Złapała swoją głowę, trzymając się kurczowo za włosy.
   – No i co tak stoisz i się gapisz jak ten pigmej? Pomogłem ci, nie wystarcza? Tyle dobrego nie zrobiłem przez cały rok, bądź wyrozumiała… Słuchaj, dostałaś numerek do swojego pokoju? W takim razie zapierdalaj teraz do windy.

(Naho?)

Tereny #2

Witajcie moje drogie Arcany! 
- tekst Pauli, nie chciało mi się go kasować xD
Bez zbytecznych przemówień ciągniemy dalej serię „Terenów na Rimear”, czy coś w tym stylu.

Autor - joakimolofsson <
- Apartament Naturalnych Arcan -
Skoro była mowa o apartamentach dla naszych drogich Sigm, teraz pora na Naturalne Arcany. Już na pierwszy rzut oka żyjemy ze świadomością, że jednak ich mieszkania nie są tak bardzo wystrojone i unowocześnione jak u osobników wyższej rangi. Zamiast tego widzimy prosty, przytulny apartament, który wbrew pozorom wcale nie jest taki mały. Może zacznijmy od tego, co rzuca się w oczy najbardziej; jest to duży salon z widokiem na okazałą część Rimear. Mamy tu pierwszy podobny aspekt, który wystąpił już w pokojach Sigm; a mianowicie dosyć spore, prostokątne okna, ale one mimo wszystko troszeczkę się różnią ozdobieniami i ogólnym wykonaniem. Jednak to, co ich łączy to fakt, że są one na tyle szerokie, że stanowią znaczącą część jednej ściany (to chyba wizytówka Rimear i dzisiejszej nowoczesności). Poza tym wyposażenie nie jest zbyt bogate: kilka prostych, podstawowych, a jednocześnie niezbędnych mebli, których położenie – warto zaznaczyć – można dowolnie zmieniać. Telewizor i kanapa będą idealne dla każdego człowieka żyjącego wyłącznie w cieniu własnego mieszkania. Dalej... W każdym apartamencie, jako wyjście z salonu służą małe schodki prowadzące do szeregu narożnych szafek przytwierdzonych (oprócz trzech pierwszych) do wysadzonej płytkami ściany. I to chyba tyle o kuchni. Dokładnie obok niej rozciąga się krótki korytarz, który naprowadzi cię na drzwi do niedużej łazienki. A czego ci brak? Sypialni? Zapomniałam uprzedzić, że kanapa stojąca w salonie jest rozkładana, także już wiesz. Ale możesz robić co chcesz, więc kupienie łóżka to wcale nie taka skomplikowana sprawa. Tu pojawi się kolejna różnica między apartamentem dla Sigm a zwykłym: nie ma mowy o metalowych drzwiach. Wchodzisz przez standardowe, drewniane, i nie potrzebujesz kodu, tylko klucza. Skoro już omówiliśmy w skrócie każde pomieszczenie i ważniejsze aspekty, to może czas wspomnąć o położeniu ogólnym. Mieszkania zazwyczaj osadzone na tych niższych piętrach, ponieważ najwyższe zarezerwowane są dla pupili naukowców. Ale to nie oznacza, że ominie cię piękna panorama miasta. Wbrew pozorom Naturalne Arcany wcale nie są mniej szanowane czy też mniej zauważane przez organy Rimear. Ich liczebność po prostu zmusiła do pewnych ograniczeń.