poniedziałek, 11 lipca 2016

Od Sebastiana - C.D Lou

Spojrzałem uważnie na siedzącą na przeciw mnie blondynkę. W jej włosy
wplecione były drobne pączki czerwonych róż ich kolor idealnie
współgrał z kolorem oczu Lou, które to badawczo mi się przyglądały.
Mogłem się domyślić, że to nagłe zaproszenie na obiad nie jest takie
bezinteresownym podziękowaniem za nocleg jak mogło się na pozór
wydawać, że ma ono jakiś ukryty cel, którym jak się teraz okazało było
spytanie mnie o stworzenie drużyny. Powiem, że niezły ruch. Przez to,
że siedziałem przy stole nie mogłem zastosować jednej ze swoich taktyk
wymijających, które tak często stosowałem gdy sytuacja robiła się dla
mnie nazbyt niepewna. Musiałem zadecydować tu i teraz, czego nie
lubiłem. Przez tak nagły obrót sytuacji straciłem apetyt, grzebiąc
widelcem od niechcenia w jedzeniu mruknąłem:
-Ty nawet nie wiesz co dzięki mojej arcanie potrafię. Jedyne co wiesz
to, to, że jestem alfą. Tak samo ja nie wiem nic o twoich
umiejętnościach. Jak więc mogę zadecydować nie znając tak ważnej
informacji-Dziewczyna nie okazując zmieszania czy innego uczucia
wskazującego na wahanie i zawstydzenie odparła:
-Pozyskuje energie z powietrza. Dzięki swojej arcanie jestem szybsza i
zwinniejsza. Potrafię wzmocnić swoje ostrze, znacznie zwiększyć
szybkość. Potrafię leczyć drobne rany .-Uśmiechnąłem się pobłażliwie
oznajmiając:
-Moja arcana kontroluje cień. Mogę kontrolować go jak zechcę gdy
zacieniona powierzchnia jest większa niż cień rzucany przez mnie
przez.Jestem bezużyteczny w dzień i na terenach płaskich gdzie nie ma
cienia. Wybacz, ale chyba nie mogę zostać twoim ochroniarzem-Już
miałem wstać i odejść od stołu gdy zatrzymał mnie głos Lou:
-Po to właśnie są drużyny. By się wspierać-Zatrzymałem się analizując
dokładnie słowa blondynki. Doszedłem do wniosku, że lepiej będzie mieć
jakiegoś towarzysza który mógłby mnie obronić gdybym był bezradny.
Odwróciwszy się w stronę Lou odparłem:
-Niech będzie. Będę z tobą w drużynie
-Bardz...-Przerwałem jej dodając:
-Mam jednak trzy warunki. Pierwszy to taki, że nie będziesz mnie
męczyć ani mnie napastować jak to miało miejsce wczoraj-Tu zrobiłem
przerwę by dotarło do dziewczyny o jaki incydent mi chodzi. Po chwili
dodałem:
-Drugi to taki, że będziesz liczyć się z moim zdaniem i decyzjami i
nie działaś samopas. A trzeci i chyba najważniejszy. Będę działaś
tylko gdy będzie ci coś grozić a nie pomaganie w zakupach, doradzenie
w sprawie ubioru. Zgoda?-Spytałem przyglądając się Lou. Miałem
nadzieje, że zgodzi się na te warunki inaczej nie będę mógł z nią
pracować.

(Lou?)

Od Taigi - C.D Kaito

Gdy włożył ręce do kieszeni od bluzy, zastanawiałam się czy mówi całkowicie serio, czy też może najzwyczajniej w świecie się ze mnie śmieje. Nie lubiłam takiego czegoś, skoro to jego rzecz, tak zawzięcie mnie powstrzymywał od tego, abym nie zaglądała do środka, a teraz bezczelnie zadaje takie oto pytanie . Chyba, że nasi kochani ludzie w białych fartuszkach, coś mu zepsuli podczas kasowania pamięci... Chociaż jeśli by tak było, to nikt nie wypuściłby go z laboratorium, w końcu to byłby ich jawny błąd, a powiedzmy sobie szczerze, oni do błędów się nie przyznają, tak samo jak dzieci, które przed chwilą wybiły piłką szybę, czy też stłukły niewiarygodnie drogi wazon.
- Co to...?
- Nie bawią mnie takie zabawy, to Twoje - Poruszyłam dłonią, a kartka pofalowała na wietrze. Pokręcił głową, nie chcąc jej przyjąć ponownie - To może być ważne, więc lepiej to weź
- Ale to nie moje - Zapewniał z powagą, ponownie odwracając ode mnie wzrok i przyglądając się krukom, które pojedynczo wbijały się w powietrze. Niektóre zaczęły zatrzymywać się na drzewach, inne leciały dalej, tam gdzie mój wzrok już nie sięgał. Westchnęłam otwierając kartkę, aby móc tym samym przeczytać co jest w środku. Informacja była krótka, więc pozwoliłam ją sobie przeczytać na głos
- Kolejne badanie, jutro o 15 - Podniosłam wzrok znad kartki, aby na niego spojrzeć i jeszcze raz dokładnie mu się przyjrzeć. Niestety ponownie oddalił się ode mnie o kilka kroków, mam wrażenie, że ciężko będzie cokolwiek z niego wydusić, a tym bardziej cokolwiek mu powiedzieć. Jednak moja teoria może być całkiem trafna, skoro dostaje kartki, kiedy ma mieć robione następne badania, bądź też ma tak od czasów zanim tutaj trafił, ach zaczyna mnie coraz bardziej ciekawić
- Już byłem na badaniu - Mruknął jakby sam do siebie, jednak na tyle głośno, że udało mi się to usłyszeć. Cicho zrobiłam krok w jego stronę, ale wciąż zachowywałam odpowiedni odstęp, żeby... nie uciekł?
- Ale to jest na dzień jutrzejszy - Pomachałam karteczką - Jestem Taiga - Uśmiechnęłam się przy tym, wciąż czekając aż zabierze swoją własność, lecz im dłużej znajdowałam się bliżej niego tym bardziej miałam świadomość tego, że jej po prostu nie weźmie.
- Kaito... Jestem Kaito - Powtórzył jakby dla swojej własnej pewności
- Wyglądasz młodo - Ciągnęłam wciąż się przy tym uśmiechając
- Mam... 16 lat - Wymruczał, wpatrując się w ostatniego kruka, który pozostał na chodniku i patrzył na horyzont
- To mogłabym być Twoją starszą siostrą, jestem o 4 lata starsza - Zaśmiałam się zakrywając usta ręką. Ciekawe jakie to uczucie mieć rodzeństwo, nigdy go nie miałam... A może miałam, i nadal mam, ale po prostu ich już nie pamiętam?
- Siostrą? - Jego zielenicę delikatnie się powiększyły i niepewnie na mnie spojrzał. Nie wiem czego się obawiał, posturą byłam podobna do niego, a może nawet i jeszcze drobniejsza, a mimo to miałam wrażenie, że on na prawdę się mnie boi
- Takie skojarzenie - Wzruszyłam ramionami - Już Ci się nie spieszy? - Jego wzrok stał się pytający - Przed chwilą biegłeś, a teraz stoisz i spokojnie ze mną rozmawiasz
- Nie spieszy - Pomachał głową
- Lubisz kruki? - Moje dłonie ponownie znalazły się za plecami, wzrok wciąż był utkwiony w nim, a uśmiech nie schodził mi z twarzy
- Lubię ptaki - Kącik jego ust drgnął, ciągnąc do uśmiechu, jednak szybko go powstrzymał. Wyciągnęłam swój pędzel, po kilku zgrabnych ruchach, pomiędzy nami znalazł się kruk. Widać było, że nie jest on prawdziwy, ale był blisko swojego realnego odbicia. W jego dziób włożyłam karteczkę, a kolejnymi ruchami sprawiłam, że usiadł na ramieniu białowłosego.
- Nie wiem kiedy zniknie, nad tym już nie panuje - Wyznałam z cichym śmiechem - Miło było się poznać K-A-I-T-O - Przeliterowałam jego imię z uśmiechem na ustach
- Idziesz już? - Przechylił głowę, przyglądając się dokładnie siedzącemu na jego ramieniu ptakowi. Podniósł nawet rękę w jego kierunku, którą dosyć szybko wycofał
- Muszę jeszcze załatwić kilka spraw, ale jeśli chcesz się jeszcze spotkać to przyjdź jutro. Jestem tutaj codziennie - Z gracją baletnicy odwróciłam się na czubkach palców i podskakując nisko ruszyłam dalej w swoim kierunku. Ciekawy z niego osobnik, strachliwy, ale ciekawy, nawet posiada tak zwaną pewność siebie w oczach. Słyszałam za sobą jak kruki zrywają się z drzew, aby podążać za mną. Całe życie wśród kruków, pomiędzy jedyną rodziną, jaką posiadam.

Kaito?

Od Shouty - Do Aryi

Poczułem uścisk wokół szyi i nagle gwałtownie zostałem pociągnięty do przodu. Tracąc równowagę upadłem na twarz, a coś czego nawet nie mogłem z siebie zdjąć zaczęło zaciskać się z każdą chwilą coraz bardziej uniemożliwiając mi oddychanie. To aż niemożliwe, abym wcześniej nie zauważył obecności innego człowieka. Powoli stawałem się coraz słabszy, z trudem udało mi się podnieść głowę do góry, jednak zdołałem zobaczyć zarys postaci, która stała przede mną i na moją korzyść wpatrywała się w moje oczy swoimi świecącymi oczami. Gdy już miałem zamiar użyć Erasure, zostałem uderzony w tył głowy, a po pomieszczeniu rozległ się rozkaz, by postać stojąca przede mną zamknęła oczy. Chwilę później straciłem przytomność.
~
Pierwsze co dało się we znaki jak się obudziłem to ból głowy jak i ból szyi. Znajdowałem się w swoim pokoju, jednak leżałem na podłodze. Powoli udało mi się podnieść na równe nogi, jednak przez zawroty głowy i mroczki przed oczami było to trudne. Jedyne co wiedziałem to, że ciągle jest ten san dzień dzięki kalendarzowi, na którym pisało wielkimi czerwonymi literami "BADANIA". Chwile zajęło mi zanim zorientowałem co oznacza to słowo, jednak już po chwili wiedziałem. Dzisiaj był dzień, w którym naukowcy mieli dowiedzieć się więcej o mojej Arcanie, czego się nie udało pierwszego dnia, czyli dwa dni temu. Mogli też wczoraj siłą mnie zaciągnąć, jednak chyba po pierwszym dniu prawie odgryziony palec jednego z naukowców dał im do myślenia. Przez cały czas od dwóch dni miałem na twarzy coś w rodzaju kagańca, jednak chyba podczas mojej nie przytomności udało mnie się zbadać tym samym wreszcie mogłem mieć ściągnięte z twarzy to paskudztwo. Jednak jedna myśl mi nie dawała spokoju, właściwie to kto pomógł naukowcom w unieruchomieniu mnie. Może jak się grzecznie zapytam to mi ktoś poda namiary na tą osobę i będę mógł sobie z nią porozmawiać. Trzymając się ściany powoli przemieszczałem się do przodu, pozostało teraz odnaleźć budynek, w którym znalazłem się pierwszego dnia. Wyszedłem na zewnątrz po raz pierwszy z własnej woli i miałem okazję zbadać otaczające mnie budynki i tereny. Odnalezienie osoby odpowiedzialnej za podduszenie mnie znajdę później. Minąłem park, jezioro, jednak po chwili znów ukazały się wysokie budynki, do których pewnie nie będzie mi zacne wejść. Chyba pozwiedzanie całego ośrodka było niemożliwym pomysłem, bo szedłem już tak z pół godziny, a coraz to inne budowle ukazywały się moim oczom. Zrezygnowany zawróciłem w stronę laboratorium, które udało mi się minąć i całe szczęście nie było daleko od budynku mieszkalnego, więc będę mógł składać wizyty moim dwóm nowym znajomym. Wracając tą samą drogą mogłem stwierdzić, że więcej tu jest nastolatków niż ludzi w moim wieku i starszych, chyba że to byli naukowcy. Nie zwracałem uwagi na dokładny wygląd otaczających mnie ludzi, gdy przede mną zauważyłem niską dziewczynę która szła w przeciwną stronę. Miałem wrażenie, że skądś ją znam, lecz nie potrafiłem sobie przypomnieć skąd. Zignorowałem to dziwne wrażenie dalej kierując się w stronę laboratorium. Miałem już pociągnąć za drzwi, gdy dostałem olśnienia. To ONA! Szybko wróciłem w miejsce gdzie się z nią minąłem, jednak to było oczywiste, że już jej tutaj nie ma, bo przecież nie czekała by na mnie, abym mógł jej odpłacić za czerwony ślad na szyi. Gdy odpłacę jej dowiem się od niej, kto raczył mnie dobić. Chwile mi zajęło aż ją znalazłem. Stała nieruchomo wpatrując się w czarnego kota, który stał przed nią. Miałem czas na podejście bliżej niezauważalnie i mogłem troszkę poobserwować sobie jak pomizia kota, jednak to nawet chyba nie miało się stać. Białowłosa powoli zaczęła cofać się do tyłu, gdy uniemożliwiłem jej to. Zaskoczona tym, że się z kimś zderzyła odchyliła głowę do tyłu wpatrując się we mnie. Wyminąłem ją w milczeniu i podszedłem do kota, który najwyraźniej był oswojony, bo od razu do mnie podbiegł. Trzymając go na rękach wróciłem do dziewczyny, która znów powoli zaczęła się cofać do tyłu jednak potknęła się o kamienie i upadła. W momencie gdy miała się podnieść podstawiłem jej pod twarz kota, na co ta krzyknęła po czym na jej twarzy pojawiły się łzy. Omal nie wybuchłem śmiechem widząc, że osoba która mnie powaliła boi się takich uroczych stworzeń.
- Zabierz go! Zabierz go! - zasłoniła twarz rękoma, z każdą sekundą robiło mi się żal dziewczyny, mimo że nie próbowałem tego po sobie pokazać i dalej trzymałem kota tuż przed nią.
- No dobra, już go zabieram. - powiedziawszy to dziewczyna odsłoniła oczy wpatrując się w kota, który zanim go zabrałem postanowił sobie zażartować i polizał dziewczynę po nosie, na co to zemdlała
Można powiedzieć, że jej odpłaciłem z wielkim dodatkiem, pewnie teraz doznała jeszcze większej traumy i nie tylko kotów, ale i mnie będzie omijała szerokim łukiem. Odstawiłem kota na ziemię, a ten nie rozumiejąc co się dzieje zaczął ocierać się o moją nogę mrucząc, po chwili podszedł do leżącej na chodniku dziewczyny po czym ją zaczął obwąchiwać. Poczekawszy z pięć minut zamierzałem się zbierać, na do widzenia kopnąłem kamień do stawu gdy w tym samym momencie dziewczyna gwałtownie podniosła głowę do góry tym samym płosząc kota.
- Hej. - wystawiłem w jej stronę rękę - Wstawaj, bo złapiesz wilka.

Arya? Czekałaś długo, mosz *C*

Od Taigi - C.D Siegrain'a

- Jestem Siegrain Rasmussen, nigdy cię tu nie widziałem, jesteś nowa?
Nowa? Cóż za nieprecyzyjne słowo, z wieku wcale już nie jestem taka "nowa", ludzi którym można nadać to określenie, to raczej noworodki, które są "nowe" na tym chorym świecie. Biedne, nawet pewnie nie wiedzą, że to dopiero początek ich cierpienie, dlaczego płaczą po narodzinach, przecież to ich matki cierpią na tym cholernym łóżku, nie oni. Nowa w mieście w sumie też nie jestem. Przecież nie mieszkam tutaj od kilku godzin i znam różne okolice, więc dlaczego nazywa mnie nową.
- Nie, nie jestem nowa. Mieszkam tutaj od kilkudziesięciu lat, ale wczoraj przefarbowałam włosy - Uśmiechnęłam się tak jak zawsze, nie przejmując się jego wyrazem twarzy mówiącym, że jest ze mną coś nie tak.
- To by wyjaśniało, dlaczego Cię nie rozpoznałem - Uśmiechnął się, krzyżując ręce na piersi i przyglądając mi się chwilę, jakby próbował mnie gdzieś dopasować do swojego obrazu
- Dlaczego się tak skupiasz, przecież nawet jeśli spotkaliśmy się wcześniej, to żadne z nas o tym nie pamięta. W sumie to zaleta, kto wie, może kiedyś byliśmy największymi wrogami i chcieliśmy się zabić - Podniosłam ręce, aby nadać dramaturgi całej sytuacji, po czym ponownie opuściłam je, tak, że przylegały do mojego ciała
- Mało prawdopodobne, nie uważasz? - Podniósł jedną brew, na co wzruszyłam ramionami. Wydawał mi się dziwny, nudny, ale zarazem i ciekawy. Od razu można było zauważyć jego tatuaż na ramieniu, spodobał mi się. Chociaż sama nigdy nie posiadałam to od kiedy tutaj jestem zawsze chciałam jeden mieć. Teraz często się zastanawiam dlaczego tam, gdzie byłam całkowicie wolna, nie odważyłam się na zrobienie go. Może chodziłam do jakieś rygorystycznej szkoły, gdzie było to zakazane, a może już wtedy pracowałam w jakieś korporacji? Tak, warto mieć marzenia. Zauważyłam jak stara się odgonić spadające kosmyki włosów, które sprawnie zasłaniały mu widok. Dopiero, gdy wykonał taki ruch dłonią, mogłam zauważyć, że ma nietypowy kolor oczu, a mianowicie złoty. Nigdy nie lubiłam tego koloru, od zawsze kojarzył mi się z władzą absolutną, z niewolnikami, ze złotem, które niesie ze sobą więcej nieszczęścia niż pożytku. Po co ludziom pieniądze? Przecież jakby każdy wykonywał swoją pracę i wymieniał się z innymi to każdy byłby zadowolony, wszyscy mieliby to co chcieli, nikt nie byłby od nikogo uzależniony
- Mało prawdopodobne może być to, że w ten klosz walnie meteoryt, rozwali go, a nas nie uszkodzi i będziemy mogli spokojnie wyjść - Przechyliłam głowę
- Tak... To jest mało prawdopodobne - Podniósł delikatnie kącik ust - Wciąż jednak nie wiem jak się nazywasz - Zrobił kilka kroków w moją stronę, zmniejszając tym samym odległość między nami. Nie lubiłam, gdy obcy mężczyzna był tak blisko mnie, a zwłaszcza wyższy i silniejszy, czyli taki, który może być dla mnie zagrożeniem. Wyciągnęłam swój pędzel, a rękę wyprostowałam, tak, że końcówki włosów smyrały go po nosie. Spojrzał na mnie zaskoczony, starając się pojąć o co właściwie tutaj chodzi
- Jesteś zdecydowanie za blisko mnie - Cofnęłam się starając również nie wpadać w żadne głębsze emocje, wolałabym uniknąć wizyty doktorków, którzy zarówno mi jak i jemu kazaliby iść razem z nimi, na serie badań.
- Dlatego chcesz mnie pomalować swoim pędzlem?
- Nie naśmiewaj się z mojego pędzla! On też ma uczucia! - Przyłożyłam do piersi moją broń z oburzoną miną
- Farb Ci brakuje - Zakpił, przez co mnie delikatnie zirytował. Z uśmiechem na ustach zaczęłam machać przed nim pędzlem po czym odskoczyłam w tył chowając ręce za plecy. Dopiero po kilku sekundach zrozumiał, że ma zrobić krok w moją stronę, lecz tym razem poczuł jedynie ból, gdyż twarzą walnął w moją tarczę
- Dlatego właśnie masz się nie naśmiewać z mojego pędzla
Nawet nie zdążył nic powiedzieć, gdyż oboje zauważyliśmy idących w naszym kierunku doktorków. Nie przejęłam się nimi za bardzo, a w sumie to wcale się nimi nie przejęłam. Przyglądałam się tylko, jak z gracją słonia są coraz bliżej nas
- Co się stało? - Takie pytanie z ust doktora, może jest początkującym, albo to wcale nie było pytanie do nas?
- Nic się nie stało, próbuje go zgwałcić. Siegrainie, mogę Cię zgwałcić? - Zachichotałam. Wszyscy spojrzeli na mnie jak na wariatkę, ach czuje się jak w swoim żywiole. - Ale jesteście nudni, przecież tylko żartuje - Wzruszyłam ramionami - Taiga Minist, a teraz wybacz, ale chyba muszę już iść - Pomachałam mu wyprzedzając ludzi w białych fartuchach.

Sieg?

Od Kaito - C.D Taigi

Wpatrywałem się z szary chodnik z prztykniętymi oczyma. Nie chciałem, by zauważyła jak niepokojąco bledną. To nie w porządku, ale chciałem mieć pewność, że nie będę musiał uciekać, jak zawsze. Nie wiem, dlaczego aż tak się balem. Byliśmy pod wielkim, szklanym kloszem, otoczeni przez ludzi, którzy kontrolują każdy nasz ruch, ale i chronią. Nikt nie zrobiłby mi krzywdy... prawda?
Zmarszczyłem brwi. Bzdura.
Traciłem pamięć, jednak sytuacji, kiedy niektórzy mi dokuczali, wyrywając pióra czy szturchając kijami skrzydła nie potrafiłem się wyzbyć. Mimo błagań nikt nigdy nie przyszedł, więc przed czym tak naprawdę nas chronią? Jedynie, co zrobili, to zamknęli jak ptaki w klatce. Ptaki... Co za ironia.
Przestań, skarciłem się w duchu, zostawiając chęć rzucenia się do ucieczki za sobą. Podniosłem głowę, wbijając czerwone spojrzenie w drobną posturę nieznajomej. Była spokojna, nie chciała zrobić nic złego, tylko oddać mi świstek. Nabierając powietrza w płuca, jakbym chciał nabrać razem z nim jak najwięcej pewności, wyciągnąłem rękę, jednak w sekundę straciłem jakąkolwiek żądzę zdobycia świstka, kiedy zauważyłem pięknego kruka siedzącego na ramieniu białowłosej. Podniosłem nieco wyżej dłoń, która miałem odebrać własność na wysokość ramienia dziewczyny. Spojrzałem, oczarowany jego pięknem, w lśniące, drobne oczka. Był cudowny. Jego pióra mieniły się w słońcu tyloma odcieniami czerni, granatu i zieleni, że nie potrafiłem się nasycić ich intensywnością. Nim się spostrzegłem, ciemne stworzenie przeskoczyło z ramienia na moją dłoń. Czując jego lekki ciężar na mojej twarzy pojawił się niekontrolowany uśmiech, z sekundy na sekundę zamieniający się w cichy chichot, kiedy reszta ptaków zaczęła na mnie przysiadać. Pomimo bluzy zakrywającej całą długość rak, czułem ich cienkie szpony, wbijające się lekko.
- Są twoje? - spytałem, ciesząc się jak dziecko.
Dziewczyna wpatrywała się, a raczej pożerała niebieskim spojrzeniem, jakbym był zdobyczą bądź eksponatem w muzeum. Poczułem się niezręcznie, więc zgarbiłem się nieco i docisnąłem skrzydła do pleców, jakby miały sie w nie wtopić. Niemiałbym nic przeciwko, gdyby tak sie stało.
- Nie mieszkają ze mną, ale można tak powiedzieć - odezwała się już z normalna miną. Moje mięśnie, choć niepewnie, rozluźniły się; część pierzastych zeskoczyła z powrotem na chłodny bruk. - Polubił się - uśmiechnęła się, mówiąc o kruku, który jako jedyny został. Wziąłem pod uwagę te słowa i ze zdumieniem, ale i cholerną radością mogłem powiedzieć, że jest to pierwsza, lubiąca mnie istota. Uśmiechnąłem się pod nosem.
- Nie zapomnij tego - wyciągnęła rękę ze skrawkiem papieru i pomachała mi nim prawie przed nosem, na co wzdrygnąłem się i marszczyłem brwi, widząc białą kartkę. Cofnąłem się z szybciej bijącym sercem o parę kroków. Pierzasty przyjaciel zleciał swobodnie z mojego ramienia, więc mogłem włożyć dłonie w kieszenie szarej bluzy.
- Co to...?

<Tai? ^^>

Od Shion'a - C.D Hyou

Nie byłem jakimś nadzwyczaj nieśmiałym chłopakiem, ale aktualnie wszystko co działo się dookoła mnie było tak gwałtowne, że nawet ja nie potrafiłem się w tym wszystkim ogarnąć. To, że w pomieszczeniu pojawiło się jeszcze więcej osób, wcale nie pomagało mi się oswoić z myślą, ze zostałem zamknięty w ośrodku i prawdopodobnie nigdy już nie wyjdę  na zewnątrz. Kiedy usłyszałem głupie docinki ze strony blondyna, od razu oprzytomniałem i spojrzałem na nich nieco mniej ufnie. Nie lubię takich ludzi, niech on się cieszy, że nie mam możliwości, żeby do niego podejść, bo bardzo chętnie sprałbym mu ten latynoski kuperek. Dziewczyna spojrzała na mnie z tym swoim wymuszanym uśmieszkiem w chwili kiedy rzekomo miałem się z nimi przywitać. Może jeszcze mam ucałować rączki? Agresja ze mnie nie wyparuje, poza tym ja wcale nie jestem agresywny! Wcale…
-Yo… - podniosłem lekko rękę w jakimś mało widocznym geście i mruknąłem jedno krótkie słowo. To było tak ledwo słyszalne, że wcale nie dziwił mnie ich wyraz twarzy. - Chyba wszystko co istotne już wam powiedziała, więc co jeszcze mam mówić? -odchyliłem się nieco do tyłu za momencik kładąc się z powrotem na łóżku i wpatrują się w biały sufit. Nie był jakiś interesujący, ale na pewno bardziej niż ta idiotyczna banda stojąca obok moich kroplówek. Nawet nie wiem o czym oni rozmawiali, sprawy tego ośrodka jakoś specjalnie mnie nie obchodziły, ale wywnioskowałem z tego wszystkiego, ze jesteśmy tutaj nazywani jakoś.. dziwnie? Z alfabetu greckiego na pewno, ale z czym się to jadło to nie mam zielonego pojęcia. Chyba chodziło o te moce, które wszyscy posiadamy. Jak zdążyłem się już zorientować to oni byli chyba jacyś „lepsi”? Chodzi mi tylko pod względem mocy magicznej i umiejętności, bo przecież oni byli tutaj o wiele dłużej niż ja i rozumieli o wiele więcej. Rozkminianie tego typu rzeczy nie należy do moich ulubionych zajęć.
[…]
Cała grupka zacnych Sigm poszła sobie gaworzyć do salonu. Dziewczyna szczelnie zamknęła drzwi jakby bała się, że będę podsłuchiwał czy coś, ale to raczej… słabo mnie interesowało. Na razie chciałbym się dowiedzieć co oni tutaj zamierzają ze mną zrobić i dlaczego, akurat ta dziewczyna dostałą mnie pod swoje skrzydła. Spojrzałem niemrawo na kroplówkę stojąca obok łóżka i ten kabelek przyłączony do mnie. Technologia była tutaj już na takim poziomie, że nawet tego nie czułem. Złapałem za końcówkę odstającej, twardej tkaniny i jednym sprawnym ruchem oderwałem ją od swojej skóry, troszkę zabolało, ale raczej mnie to nie zabije. Wstałem z łóżka zsuwając najpierw jedną nogę i dotykając nią podłoża, jakbym chciał sprawdzić, czy jest ona na pewno bezpieczna. Zimny panel podrażnił mnie na tyle, że przez moje ciało przeszedł nieprzyjemny dreszcz, który od razu postawił mnie na nogi. Stojąc prosto rozejrzałem się jeszcze raz, chwiałem się, ale nie zamierzałem tera z powrotem spocząć na łóżku. W pewnym momencie usłyszałem dźwięk coś na wzór zamykanych drzwi, czyżby nasze kochane Sigmy wyszły z domu swojej koleżanki? Wyjrzałem zza drzwi sypialni i gdy tylko widziałem jak dziewczyna stoi tyłem do mnie, a przodem do drzwi wyjściowych: uniosłem kącik ust w szalonym uśmiechu. Wyszedłem po cichu, tak, by w żaden sposób mnie nie usłyszała. Zakradałem się tak długo, dopóki nie była w zasięgu mojej ręki. Chciałbym, żeby mój plan udał się idealnie jednak w pewnym momencie dziewczyna odwróciła się nagle wymachując przy tym swoją zgrabną nóżką. Chciała mnie porządnie jebnąć w garnek (głowę), ale w porę schyliłem się i cofnąłem. Niestety była dla mnie za szybka, nie zdążyłem w porę zareagować na następny atak więc ta skorzystała z mojej nieuwagi, chwyciła mnie za kołnierzyk koszulki i przywarła do ściany.
-Niezła jesteś.. - westchnąłem łapiąc nieco więcej powietrza, no zaskoczyła mnie tym i to nieźle. W dodatku była tak blisko, ze jej oczy wręcz przewiercały mnie na wylot. - W łóżku też jesteś taka zwinna? - zachichotałem cicho, a kiedy ujrzałem jej naburmuszoną minkę, wiedziałem, ze zaraz dostanę po głowie, albo gorzej… ona mierzy nieco niżej.
-Powinnam ci język ukręcić, zanim gdzieś cie wypuszczę...Smoczku…
-Gryzę, więc lepiej nie próbuj.

(Hyou ?)