piątek, 19 sierpnia 2016

Od Leo - C.D Riruki

Cisza wypełniająca pokój o tej porze była niczym przepiękna melodia kojąca wszystkie potargane nerwy. Żadnych świstów, stuków, krzyków czy hałasów, mimo tego, że ośrodek był naprawdę wielka metropolią wbrew wszelkim pozorom. Dzisiaj – choć to dosyć niespotykane – udało mi się spać spokojnie, a moje sny jak i myśli były wyciszone dzięki czemu nie nawiedzały mnie tej nocy żadne koszmary. Wyłączony z chwilowego transu otworzyłem niemrawo fiołkowe oczy, a spojrzawszy w okno ujrzałem tylko jasno świecący księżyc. Rolety były odsłonięte do połowy, dzięki czemu światło wpadało pod takim kątem, że akurat oświecało połowę mojego łóżko, ale nie raziło mnie bezpośrednio w oczy. Sam nie wiem dlaczego właściwie się obudziłem, od kilku minut czułem pewnego rodzaju niepokój, który nie pozwalał z powrotem zamknąć mi powiek. Wyciągnąłem dłoń do góry jakbym chciał co najmniej dotknąć palcami białego sufitu, który jak dobrze wiedziałem jest poza moim zasięgiem. Musiałem trochę rozprostować swoje kończyny przez co podniosłem się do pozycji siedzącej, a pierwsza czynnością jaką w tym momencie wykonałem było zerknięcie na równomiernie tykający zegarek. Znajdował się na stoliku obok więc nie musiałem się jakoś specjalnie fatygować, żeby dojrzeć powoli przesuwające się wskazówki. Godzina druga w nocy… no dobra kilka minut po drugiej. Przetarłem zaspane oczy dłońmi, pomogło mi to ogarnąć nieco bardziej otaczający mnie świat i chociaż było tak ciemno to moje oczy powoli przyzwyczajały się do braku większego natężenia światła. Stwierdziłem, że skoro i tak nie mogę spać to mógłbym chociaż połazić po apartamencie, ale w pewnej chwili do moich uszu doszedł niewyraźny, bardzo cichy stukot: zapewne w drzwi. Zignorowałem to, bo wydawało mi się, że ktoś się pomylił, a może mi się przesłyszało…. Czy coś. Dopiero w momencie kiedy odgłos stal się głośniejszy a zza drzwi doszedł do mnie jeszcze jakiś cichy głos. Nie byłem jeszcze w stanie zorientować się czy był to mężczyzna czy może kobieta, no zza drzwi to raczej ciężko rozpoznać. Czym prędzej ruszyłem w kierunku drzwi wyjściowych, otworzyłem je i od razu spojrzałem w dół na wiele niższą ode mnie – jak się okazało – dziewczynę. Jak wyglądała? Z pewnością była bardzo ładna, ale ja nie oceniam ludzi jeżeli chodzi o pierwsze wrażenie. Hyou i kilka innych dziewczyn z ośrodka też mogły pochwalić się ładną buzią, jednakowoż ona była w pewien sposób inna. Naturalnie blada karnacja i ciemne oczy, które jednocześnie były tak duże i okrągłe, nie wspominając już nawet o czarnych, długich włosach. Jej cicha prośba sprawiła, że nie byłem w stanie nic na nią odpowiedzieć, kompletnie mnie zatkało no bo kto normalny przychodzi w odwiedziny o 2 w nocy! Nie miałem pojęcia, że coś mogło się stać, a jednak moje myśli już wcześniej mnie o tym ostrzegły. Otrząsnąłem się dopiero, gdy ciemnowłosa wyciągnęła nieśmiało rękę i chwyciła końcówkę mojej koszulki w swoje drobne palce. Wpuściłem ją do mieszkania mimo to, że w korytarzu było naprawdę bardzo ciemno. Można powiedzieć, że w obecnej chwili zapomniałem gdzie zamontowany był pstryczek od światła. (Brawo Leoś~)
Oparłem swoje dłonie na ramionach drobnej kobietki i pokierowałem ją do salonu, gdzie spokojnie mogła sobie klapnąć na kanapie. Włączywszy małą lampkę znajdującą się w rogu pokoju, mogłem jeszcze raz dokładnie przyjrzeć się nowej koleżance. Właśnie się zorientowałem, że dużo osób poznaję przez właśnie takie nietypowe zdarzenia. Pierwsze co przyszło mi teraz do głowy to jej… ubiór, no nie czepiajcie w końcu ja tez jestem facetem! Sięgnąłem po delikatny, liliowy kocyk i zarzuciłem dziewczynie na barki, przecież nie będę się ślinił do nowo poznanej dziewczyny, w dodatku …. nie jestem taki płytki. Miałem wrażenie jakby była przerażona, trzęsła się, a jej wzrok błądził gdzieś po pokoju w poszukiwania choćby najmniejszego wyjaśnienia. Podszedłem do kanapy (od przodu tym razem, bo jak zarzucałem koc to byłem z tyłu), ukucnąłem powoli i spojrzałem w ciemne oczy osoby siedzącej przede mną.
- Spokojnie, nikt cie tutaj nie skrzywdzi, na pewno nie kiedy ja tutaj jestem. - uniosłem kącik ust w niemrawym uśmiechu, jednak to nie do końca zapewniło dziewczynę o moich szczerych zamiarach. - Co się stało? Ktoś ci chciał zrobić krzywdę? - zadałem kolejne pytanie, ale ona jakby nie reagowała na nie od razu, dopiero po dłuższej chwili uniosła wzrok i wlepiła go w moje fiołkowe oczy.  Podobno niektórzy ludzie właśnie w taki sposób szukają prawdy, próbują wyczytać ją ze spojrzenia. -...Wystraszyłaś mnie… - odetchnąłem cicho siadając na podłodze i drapiąc się delikatnie po karku.

( Ruka? Rozkręci się to jeszcze, wybacz za taką nudę :c)

Od Hyou - C.D Taigi

   Miałam wielką nadzieję, że Taiga jednak zaprosi tylko mnie, zważywszy na... relację między nią a Shionem. To jest dosyć egoistyczne podejście, ale po prostu patrzyłam, co się działo jeszcze jakiś czas temu. Serio, przeczuwam, że to skończy się zapaloną kawiarnią, a w najgorszym wypadku zostanie po niej tylko gruz. Ale dziewczyna się nie poddawała i w głębi serca zadawałam sobie pytanie czy to dobrze, czy źle. Gdy z upływem czasu nie zarejestrowałam niczego, oprócz głuchej ciszy, postanowiłam zabrać się do odpowiedzi. Serio, brakowało jeszcze jakiegoś mało śmiesznego dowcipu oraz przysłowiowych świerszczy w tle. Tymczasem Taiga nie zażartowała, jedynie zadała pytanie... proste pytanie, ale trudne zważywszy na sytuację. Nie chciałam jej odmówić.
   – Chętnie przyjdę. – Pokiwawszy krótko głową, szturchnęłam dyskretnie swojego podopiecznego.
   – Co mnie tak szturchasz... – Shion parsknął cicho. – Nigdzie nie idę. Wole sobie pograć.
   – Dobra, więc ja z Taigą pójdziemy jutro rano do kawiarni. – Kończąc zdanie uśmiechem, wstałam, odbijając się od kwadratowego, niewielkiego stołu.
   Rano... to chyba znaczy godzina trzynasta, prawda? No cóż, mam taką nadzieję, bo jeśli miała na myśli SZÓSTĄ, to prędzej sama po mnie przyjdzie i obudzi, niż ja się zerwę o tej porze. Po usłyszeniu mojej odpowiedzi, Taiga wstała cicho od stołu, ukłoniła się i zaczęła zmierzać w kierunku drzwi. Chcąc być jak najlepszym gospodarzem, (daleko mi do niego) pobiegłam za dziewczyną oraz po kilku sekundach – może minucie rozmowy – zamknęłam po niej drzwi i z westchnieniem się o nie oparłam. Shion nie dał mi odkryć swojej reakcji; czy był szczęśliwy, że sobie idę, czy wręcz przeciwnie. A może był co do tego kompletnie obojętny. W sumie stawiałam na tę ostatnią opcję, bo po chwili zamknął się w pokoju, oparł głowę o łóżko i począł zatracać się w tym pikselowym świecie zamkniętym w swojej konsoli.
   Tamtego wieczoru nie robiłam nic więcej: wykąpałam się, przebrałam w piżamę i poszłam spać. Jak gdyby była to przepowiednia, poczułam, jak ktoś łapie mnie za ramię i potrząsa, pobudzając mnie w ten denerwujący sposób do życia. Na początku wydawałam się mocno zamulona: nie otworzyłam potwornie piekących oczu, a rozglądałam się wokoło, jak gdybym mogła coś dostrzec.
   – Hyou, wstawaj do cholery, bo ktoś cię siłą wyciągnie. – Zidentyfikowałam ten głos jako Shion'a, choć w tamtym momencie przeplatał się on z drugą, nieco bardziej delikatniejszą barwą, wręcz kobiecą. Nie musiałam być rozbudzona, by móc rozpoznać Taigę.
   – J-już! Nie bij... – wydukałam ledwo, odwracając się do nich plecami. Mimo że obiecałam wstać za kilka sekund, pozwoliłam sobie na około pięć minut drzemki, która – jak się okazało – sprawiła, że byłam jeszcze bardziej zaspana.
   Niemrawo zerwałam się z łóżka, a gdy to zrobiłam, nie zauważyłam w pokoju nikogo. Jednak słysząc Taigę za ścianą, szybko zabrałam ubrania, ręcznik i udałam się zażyć poranny prysznic. Tak naprawdę nie wiedziałam, która jest godzina, ale jeśli zmusiłam Taigę, by złożyła mi osobistą wizytę, to na pewno dosyć późno. No cóż, mogłam ją uprzedzić, że jestem leniem patentowanym.
   – Ile czekałaś? – zapytałam, pocierając ręką zaspane oczy, które mimo prysznica ciągle były spowite snem.
   – Nie wiem, może godzinę. Nie przejmuj się. – Uśmiechnęła się kojąco, a ja w sumie nie zamierzałam jakoś gryźć się z jej słowami i pozwoliłam sobie przyjąć je ze spokojem. – Kiedy wychodzimy?
   – Za chwilę. Najem się już ciastkami w tej kawiarni. Nie ma po co tracić czasu. – Przeczesałam ręką swoje białe, lekko zmierzwione włosy i zetknęłam plecy z najbliższą ścianą.
   Przed wyjściem musiałam upewnić się, że Shion nie spali domu. Chłopak jednak powiedział krótko, że będzie sobie grał. Na pewno zdążyłam jeszcze parę razy zapytać, czy może jednak zmienił zdanie i chce z nami iść, ale jego decyzja pozostała niezmienna. Czułam się trochę jak opiekunka, która powinna dostać naganę za zostawianie swojego podopiecznego. Ale to tylko parę godzin! Raczej z Taigą nie spieszyłyśmy się, mimo że ciekawe tematy na rozmowy zmywały mi chwilowo świadomość tego, ile już czasu zmierzamy do kawiarni. Prawdę mówiąc nie zawiodłam się wystrojem budynku, więc odruchowo nabrałam nadziei, że ciastka będą tak samo satysfakcjonujące. Chociaż... jedzenie to tylko tło, co nie zmieniało faktu, że powoli odgłos moich grających kiszek stawał się głośniejszy od słów Taigi. Od dawna patrzyłam przez okno na bar, dając dziewczynie do zrozumienia, że chcę się napić. To nie tak, że będę się opijać za to, że mam zjebane życie! Nie, nie. Po prostu, najzwyczajniej w świecie mam taką chętkę. Moje główne pragnienie zmyło się wraz ze zjedzeniem kilku ciastek, i w sumie nie widziałam większych przeszkód, by zaproponować dziewczynie parę kufelków piwa.
   – Taiga... – zaczęłam – chodźmy się napić. – Przekręciłam głowę w stronę budynku na przeciwko. Z miny dziewczyny mogłam wywnioskować, że nie ma nic przeciwko kilku łykom, więc już za chwilę byłyśmy w drodze do baru.
   Kompletnie nie trzymałam się granic. Rozmowa praktycznie o wszystkim sprawiała, że zapominałam o kuflach, które co jakiś czas – ku mojemu zdziwieniu – były pełne i pełne, i pełne! Aż nie wypiłam ich dostatecznie dużo. Nie wiedziałam nawet, która godzina. O porze mógł jedynie mówić mi obraz za dużym, czystym oknem. Czując nagły przepływ euforii, objęłam Taigę wokół szyi, chichocząc kilka razy. Zostałam ogarnięta przez specyficzny, cieszący stan, który jednocześnie powodował u mnie dziwne zachowania oraz kompletnie wyprał mój umysł z jakichkolwiek problemów. Cóż, przynajmniej na chwilę. Mimo starań w wypowiedzeniu poprawnych słów – mój język plątał się niemiłosiernie. Byłam najzwyczajniej pijana.
   – I wtedy świnki schowały się w trzecim domku zrobionym z cegły. A domek stał na kurzej łapce, gdzie leżała babcia z dużymi oczami. Cegły były zaczarowane, i dlatego twarde jak cegły! – Zachichotałam, biorąc kolejny łyk, który jakby dawał mi nowe pomysły na opowiadanie bajeczek. – Wilk nabrał powietrza. Chuchał i dmuchał, aż pękł, bo wypił za dużo wody z jeziora... Czy coś w tym stylu... – I wtedy porządnie jebnęłam do tyłu, lądując na zimnych kafelkach. Mimo to kontynuowałam swoje gadanie:
   – A tak się zalicza glebę z krzesła na głowę, Taiga... A tak wstaje żółw, gdy upadnie na plecki. – W tym momencie podjęłam beznadziejne próby wstania na równe nogi, lecz wciąż leżałam na ziemi, przewracając się z boku na bok. Rany... kiedy ja piłam... – Nigdy nie podnoś żółwia, bo ci przeciągnie ze skorupy albo z żółwia.


(Taiga? xD)

Od Lee - C.D Lou

 Sfrustrowany? Nie. Zawstydzony? Nope, czego mam się wstydzić? ( ͡° ͜ʖ ͡°) Zdziwiony? Też nie. Rozbawiony? Leciutko. Tak właściwie, to w tamtym momencie wzrok Lou mówił absolutnie wszystko. Liczne przebłyski jakie przechodziły teraz przez jej duże, szerokie oczy zawierały nieprzyzwoite rzeczy, które dziewczyna miała ochotę ze mną zrobić. Przynajmniej odnosiłem takie wrażenie, i nie mogłem się go pozbyć. Mimo swoich reakcji nie zdążyłem jakoś szybko zareagować, dlatego pierwsze co zrobiłem to zwinąłem ręcznik z podłogi i owinąłem go z powrotem na talii, a później – gdy uniosłem wzrok – Lou krzyczała do mnie, że tosty są na stole oraz idzie się przewietrzyć. Nie pozostało mi nic innego, jak wbić się w swoje wczorajsze ciuchy pokryte gdzieniegdzie sierścią szczeniąt i zająć się jedzeniem.
 Skręciłem do pokoju, w którym centrum spoczywał stolik i usiadłszy przed nim, zabrałem jednego tosta. Zanim zdecydowałem się zwrócić uwagę na ruchome obrazy w telewizorze, oparłem głowę o kanapę za mną i jak się okazało: długo nie wytrzymałem w jednej pozycji, więc za chwilę mój tyłek stykał się z dywanem, a noga była założona na drugą nogę.
 – Chyba niedługo czas, bym wrócił do swojego królestwa – westchnąłem ze zrezygnowaniem, kiedy Lou z powrotem zaszczyciła mnie swoją obecnością, a obok niej dwa radośnie skaczące, futrzane kulki.
 – Możesz jeszcze zostać – odparła krótko.
 – Gdyby nie ten incydent z butami to pomyślałbym, że jesteś dla mnie za miła. – Wstałem, i mimo że chciałem powiedzieć to z powagą na twarzy, nie udało mi się i ostatecznie na moich ustach pojawił się ślad uśmiechu. – W ogóle to... jak damy im na imię? – Przewróciłem spojrzenie na szczenięta.
 – Biała to sunia, a czarny jest pieskiem – wytłumaczyła mi, zanim zacząłbym dobierać imienia kompletnie niezgodnie z ich płcią. Śmiem twierdzić, że Lou już ją sprawdzała. – Myślisz, że to dobry pomysł, by ich rozdzielać? W sumie to nie są takie małe... ale pewnie się do siebie przywiązały – w głosie Lou wyczułem przepływ smutku.
 – Hm, ja mogę wziąć tego czarnego. Jest facetem i w sumie pasujemy do siebie – mruknąłem uśmiechnięty, kiedy podniosłem psa mniej więcej na wysokość swojej czupryny. Czułem, że delikatnie potargane futro zwierzęcia subtelnie muska bok mojej twarzy, jednocześnie pozwalając Lou stwierdzić, że pasujemy do siebie nie tylko płcią, ale i kolorem włosów... futra... oj, wiecie o co chodzi!
 – Masz rację – zgodziła się, a z jej ust wydobył się niewyraźny chichot. – W takim razie... ja pasuję do niej. – Lou zrobiła dokładnie to samo, co ja, po czym powietrze wypełniło się krótkim śmiechem.
 – To jest rodzeństwo – zauważyła moja towarzyszka. – Więc... my też? No wiesz, o co mi chodzi. – Chichotem dała mi do zrozumienia, że najwyraźniej nie chciało jej się tego dogłębnie tłumaczyć. To dobrze, bo i tak wiedziałem, co ma na myśli.
 – Teoretycznie tak... ale nie chcę, byś była moją siostrą. Zmuszałbym się do ograniczeń. – Wtedy wstałem, poklepałem ją lekko po plecach i puściłem oczko. Tę chwilę mógłbym przyrównać do mrugnięcia powieką, bo tak bardzo krótka była, ale jednocześnie dałbym radę opisać ją w swojej głowie na kilka ładnych, ciekawych sposobów. No i może fabuła z plusem, hihi... eh, za dużo myślę. Powinienem przestać.
 – Wiesz co? Pójdę się przebrać i wrócę tutaj. Może gdzieś wyjdziemy? – Zaproponowałem.
 – Ze szczeniakami?
 – Nie, sami – odparłem. – Są na tyle duże, że wytrzymają chwilę bez naszego towarzystwa.
 Zdążyłem zauważyć, że przez te małe dwie pociechy nawet zbliżyliśmy się do siebie z Lou. A to wszystko wyszło w sumie niespodziewanie. Zaszkodzi gdzieś wyjść jako znajomi? Mnie się wydaje, że to nie tworzyło jakiegoś problemu.
 I w sumie dobrze się spodziewałem: dziewczyna pokiwała głową, a ja bez zbędnych ceregieli wyszedłem z jej domu. Na początku miałem niezłego mindfuck'a, bo nie wiedziałem w którą stronę pójść, by trafić do swojego budynku mieszkalnego. Skończyło się tym, że stanąłem przed ulicą i rozejrzałem się parę razy, aż po prostu zaryzykowałem. Mimo że ta okolica ośrodka była dla mnie nieco nieznana, udało mi się dostać do swojego apartamentu. Zrobiłem, co chciałem i nie zamierzałem tego przedłużać, nawet gdy godzina jest dopiero... jakaś jedenasta. Sam byłem zdziwiony, gdy wychodząc z domu znałem już drogę do Lou; jakbym co najmniej chodził tam parę razy.
 – Lou? – Zobaczywszy dziewczynę przy drzwiach, zawołałem i przy okazji zwróciłem na siebie jej uwagę. Jak widać, była przygotowana do wyjścia.
 Nie musieliśmy prowadzić ze sobą rozmowy, by zrozumieć, że zamierzamy udać się w kierunku centrum. Przez większość czasu nie działo się nic ciekawego: mała wymiana zdań, mijanie przechodniów i różnych atrakcji, jakie zafundowali nam naukowcy, by uczynić życie pod kopułą podobne do tego na zewnątrz. Prawdopodobnie Lou skupiła na sobie wzrok kilku koszykarzy, którzy za chwilę przybliżyli się do kratowanego ogrodzenia, by móc ją... podrywać? To dobre słowo? Bo takimi tekstami, jakimi za chwile nas zaszczycili na pewno nie zakiszą ogóreczka.
 – Hej mała! Nosisz może majtki w księżyce? Bo masz dupę nie z tej ziemi! – Odezwał się jeden z nich, a reszta jego grupy zaniosła się gromkim śmiechem. No kurwa to brzmiało jak gody.
 Nim Lou zdążyła się odwrócić i odpowiedzieć, ja wyszedłem delikatnie naprzód. Westchnąłem ze zrezygnowaniem, by pokazać tym samym jaki poziom miał jego dowcip.
 – Serio, kolego? Takimi tekstami chcesz zaciągnąć pannę na warsztat? – W tym momencie wybuchłem cichą eksplozją chichotu. Ukradkiem udało mi się dostrzec piłkę do koszykówki, i powiem szczerze, że przywróciła moje wspomnienia, gdzie to ja grałem oraz czerpałem z tego całkiem duże pokłady przyjemności.
 – Może zagrasz, cwaniaczku? – Gdy ten sam koleś nie miał riposty, szturchnął kolegę, by to on zabrał głos. Mógłbym zagrać z Lou, ciekawe jak sobie radzi.

(Lou?)

Od Enzo - C.D Sory

Dziewczyna bez żadnych skrupułów paradowała sobie po tym biurze, przy tym ważnym kolesiu, ot tak w samym staniku. Wow, nie powiem, że był to jakiś nieprzyjemny widok. Wręcz przeciwnie było na co popatrzeć, do tego stopnia, że straciłem na chwilę kontakt z rzeczywistością. Dziewczyna spojrzała na mnie przez ramię i uniosła brwi w zdziwieniu. Nagle sobie przypomniałem po co się tutaj znalazłem. Otrząsnąłem głowę z różnych wizji i zwróciłem się do starszego pana siedzącego za wielkim biurkiem. Pokój wypełnił się dymem, który wydobywał się z papierosa trzymanego przez jegomościa w palcach.
-Młodzieńcze, czego ode mnie potrzebujesz? – Zapytał się, całkowicie olewając nagą kobietę we własnym biurze.
-Był dzisiaj u mnie jeden z waszych doktorków i mówił coś o rozmowie kontrolnej związanej z moim pobytem przez rok  w tym całym ośrodku. – Odchrząknąłem. –Nie bardzo wiem, co miał na myśli, dlatego tu przyszedłem.
-Dobrze pan trafił. – Staruszek się uśmiechnął. – Proszę podać dane.
-Enzo Daquin G73. – Zbliżyłem się do biurka i niepewnie zerknąłem na białowłosą.
-Ah, Sora poczekaj na razie w moim pokoju, dobrze? – Facet machnął niedbale ręką. – Proszę siadać panie Daquin.
Usiadłem na wygodnym krześle i rozejrzałem się po pomieszczeniu. Biuro było gustownie wykończone, pełne ciemnych, drewnianych mebli i wypełnione różnymi rodzaju ciężkim księgami.
-Nie ukrywam panie Enzo, że przez miniony rok nie zauważyliśmy niepokojących zachowań z pańskiej strony. Nie było też większych problemów z pana Arcaną. – Spojrzał na mnie uważnie.
-No cóż… Staram się kontrolować i widocznie całkiem nieźle mi to idzie. – Uśmiechnąłem się delikatnie.
-Oczywiście pana wyniki wszelkich badań i treningów, także są zadawalające. – Przerzucił jakąś kartkę.
-Czyli wszystko ze mną ok? – Z nadzieją w oczach wpatrzyłem się w drzwi. – Mogę już iść?
-Jest tylko jedna kwestia, która nas niepokoi. – Staruszek olał moje pytanie i dalej brnął w swoją gadkę. – Pańska bliźniaczka.
-Słucham? – Spojrzałem poważnie w mętne oczy starca. – Nic mnie z nią nie łączy.
-I tak powinno pozostać. Jest to dość niezrównoważona emocjonalnie kobieta, która dodatkowo jest Betą posiadającą niezbyt  dobrze zbadaną Arcanę. – Nie wiem po co on mi to wszystko mówi. – Wasz kontakt mógłby spowodować niebezpieczne zmiany, więc lepiej nie wchodźcie sobie w drogę.
-Nie mam takiego zamiaru. – Burknąłem. – To wszystko?
-Tak. Może pan opuścić budynek. – Uśmiechnął się. – Miło się z panem rozmawiało. Sora pana odprowadzi.
Nim zdążył ją w jakikolwiek sposób zawołać, białowłosa pojawiła się z powrotem w gabinecie. Nadal miała na sobie niewiele. W sumie nie miała tutaj pewnie żadnych ubrań.
-Sora, chodź na chwilę muszę ci przekazać parę informacji, a potem odprowadzisz pana Enzo poza granice Ośrodka Badawczego. Dalej powinien poradzić sobie sam. – Dziewczyna podeszła do niego i zaczęli po cichu szeptać. Dyplomatycznie zacząłem przyglądać się obrazowi, który przedstawiał martwą naturę. Bardzo ładny, naprawdę. Kiedy skończyli rozmowę, Sora ruszyła przodem a ja tuż za nią. Zastanawiało mnie, dlaczego staruszek poruszył temat mojej bliźniaczki. Ona mnie gówno obchodziła. Nie miałem zamiaru się z nią kolegować. Ba! Nawet do końca nie wiedziałem, jak wygląda ani gdzie mieszka, chociaż dla mnie to nie był większy problem by zdobyć takie informacje. Wyszliśmy z budynku, a ona nadal była jedynie w staniku. Nie było jakoś specjalnie zimno, ale za ciepło też nie, a ona niedawno jeszcze pływała w wodzie. Zdjąłem swój bordowy sweter, który już zdążył wyschnąć i podałem jej.
-Proszę, bo się jeszcze przeziębisz. – Uśmiechnąłem się do niej, starając się nie patrzeć na jej piersi, żeby nie wyjść na jakiegoś chama.
[Sora?]