piątek, 19 sierpnia 2016

Od Hyou - C.D Taigi

   Miałam wielką nadzieję, że Taiga jednak zaprosi tylko mnie, zważywszy na... relację między nią a Shionem. To jest dosyć egoistyczne podejście, ale po prostu patrzyłam, co się działo jeszcze jakiś czas temu. Serio, przeczuwam, że to skończy się zapaloną kawiarnią, a w najgorszym wypadku zostanie po niej tylko gruz. Ale dziewczyna się nie poddawała i w głębi serca zadawałam sobie pytanie czy to dobrze, czy źle. Gdy z upływem czasu nie zarejestrowałam niczego, oprócz głuchej ciszy, postanowiłam zabrać się do odpowiedzi. Serio, brakowało jeszcze jakiegoś mało śmiesznego dowcipu oraz przysłowiowych świerszczy w tle. Tymczasem Taiga nie zażartowała, jedynie zadała pytanie... proste pytanie, ale trudne zważywszy na sytuację. Nie chciałam jej odmówić.
   – Chętnie przyjdę. – Pokiwawszy krótko głową, szturchnęłam dyskretnie swojego podopiecznego.
   – Co mnie tak szturchasz... – Shion parsknął cicho. – Nigdzie nie idę. Wole sobie pograć.
   – Dobra, więc ja z Taigą pójdziemy jutro rano do kawiarni. – Kończąc zdanie uśmiechem, wstałam, odbijając się od kwadratowego, niewielkiego stołu.
   Rano... to chyba znaczy godzina trzynasta, prawda? No cóż, mam taką nadzieję, bo jeśli miała na myśli SZÓSTĄ, to prędzej sama po mnie przyjdzie i obudzi, niż ja się zerwę o tej porze. Po usłyszeniu mojej odpowiedzi, Taiga wstała cicho od stołu, ukłoniła się i zaczęła zmierzać w kierunku drzwi. Chcąc być jak najlepszym gospodarzem, (daleko mi do niego) pobiegłam za dziewczyną oraz po kilku sekundach – może minucie rozmowy – zamknęłam po niej drzwi i z westchnieniem się o nie oparłam. Shion nie dał mi odkryć swojej reakcji; czy był szczęśliwy, że sobie idę, czy wręcz przeciwnie. A może był co do tego kompletnie obojętny. W sumie stawiałam na tę ostatnią opcję, bo po chwili zamknął się w pokoju, oparł głowę o łóżko i począł zatracać się w tym pikselowym świecie zamkniętym w swojej konsoli.
   Tamtego wieczoru nie robiłam nic więcej: wykąpałam się, przebrałam w piżamę i poszłam spać. Jak gdyby była to przepowiednia, poczułam, jak ktoś łapie mnie za ramię i potrząsa, pobudzając mnie w ten denerwujący sposób do życia. Na początku wydawałam się mocno zamulona: nie otworzyłam potwornie piekących oczu, a rozglądałam się wokoło, jak gdybym mogła coś dostrzec.
   – Hyou, wstawaj do cholery, bo ktoś cię siłą wyciągnie. – Zidentyfikowałam ten głos jako Shion'a, choć w tamtym momencie przeplatał się on z drugą, nieco bardziej delikatniejszą barwą, wręcz kobiecą. Nie musiałam być rozbudzona, by móc rozpoznać Taigę.
   – J-już! Nie bij... – wydukałam ledwo, odwracając się do nich plecami. Mimo że obiecałam wstać za kilka sekund, pozwoliłam sobie na około pięć minut drzemki, która – jak się okazało – sprawiła, że byłam jeszcze bardziej zaspana.
   Niemrawo zerwałam się z łóżka, a gdy to zrobiłam, nie zauważyłam w pokoju nikogo. Jednak słysząc Taigę za ścianą, szybko zabrałam ubrania, ręcznik i udałam się zażyć poranny prysznic. Tak naprawdę nie wiedziałam, która jest godzina, ale jeśli zmusiłam Taigę, by złożyła mi osobistą wizytę, to na pewno dosyć późno. No cóż, mogłam ją uprzedzić, że jestem leniem patentowanym.
   – Ile czekałaś? – zapytałam, pocierając ręką zaspane oczy, które mimo prysznica ciągle były spowite snem.
   – Nie wiem, może godzinę. Nie przejmuj się. – Uśmiechnęła się kojąco, a ja w sumie nie zamierzałam jakoś gryźć się z jej słowami i pozwoliłam sobie przyjąć je ze spokojem. – Kiedy wychodzimy?
   – Za chwilę. Najem się już ciastkami w tej kawiarni. Nie ma po co tracić czasu. – Przeczesałam ręką swoje białe, lekko zmierzwione włosy i zetknęłam plecy z najbliższą ścianą.
   Przed wyjściem musiałam upewnić się, że Shion nie spali domu. Chłopak jednak powiedział krótko, że będzie sobie grał. Na pewno zdążyłam jeszcze parę razy zapytać, czy może jednak zmienił zdanie i chce z nami iść, ale jego decyzja pozostała niezmienna. Czułam się trochę jak opiekunka, która powinna dostać naganę za zostawianie swojego podopiecznego. Ale to tylko parę godzin! Raczej z Taigą nie spieszyłyśmy się, mimo że ciekawe tematy na rozmowy zmywały mi chwilowo świadomość tego, ile już czasu zmierzamy do kawiarni. Prawdę mówiąc nie zawiodłam się wystrojem budynku, więc odruchowo nabrałam nadziei, że ciastka będą tak samo satysfakcjonujące. Chociaż... jedzenie to tylko tło, co nie zmieniało faktu, że powoli odgłos moich grających kiszek stawał się głośniejszy od słów Taigi. Od dawna patrzyłam przez okno na bar, dając dziewczynie do zrozumienia, że chcę się napić. To nie tak, że będę się opijać za to, że mam zjebane życie! Nie, nie. Po prostu, najzwyczajniej w świecie mam taką chętkę. Moje główne pragnienie zmyło się wraz ze zjedzeniem kilku ciastek, i w sumie nie widziałam większych przeszkód, by zaproponować dziewczynie parę kufelków piwa.
   – Taiga... – zaczęłam – chodźmy się napić. – Przekręciłam głowę w stronę budynku na przeciwko. Z miny dziewczyny mogłam wywnioskować, że nie ma nic przeciwko kilku łykom, więc już za chwilę byłyśmy w drodze do baru.
   Kompletnie nie trzymałam się granic. Rozmowa praktycznie o wszystkim sprawiała, że zapominałam o kuflach, które co jakiś czas – ku mojemu zdziwieniu – były pełne i pełne, i pełne! Aż nie wypiłam ich dostatecznie dużo. Nie wiedziałam nawet, która godzina. O porze mógł jedynie mówić mi obraz za dużym, czystym oknem. Czując nagły przepływ euforii, objęłam Taigę wokół szyi, chichocząc kilka razy. Zostałam ogarnięta przez specyficzny, cieszący stan, który jednocześnie powodował u mnie dziwne zachowania oraz kompletnie wyprał mój umysł z jakichkolwiek problemów. Cóż, przynajmniej na chwilę. Mimo starań w wypowiedzeniu poprawnych słów – mój język plątał się niemiłosiernie. Byłam najzwyczajniej pijana.
   – I wtedy świnki schowały się w trzecim domku zrobionym z cegły. A domek stał na kurzej łapce, gdzie leżała babcia z dużymi oczami. Cegły były zaczarowane, i dlatego twarde jak cegły! – Zachichotałam, biorąc kolejny łyk, który jakby dawał mi nowe pomysły na opowiadanie bajeczek. – Wilk nabrał powietrza. Chuchał i dmuchał, aż pękł, bo wypił za dużo wody z jeziora... Czy coś w tym stylu... – I wtedy porządnie jebnęłam do tyłu, lądując na zimnych kafelkach. Mimo to kontynuowałam swoje gadanie:
   – A tak się zalicza glebę z krzesła na głowę, Taiga... A tak wstaje żółw, gdy upadnie na plecki. – W tym momencie podjęłam beznadziejne próby wstania na równe nogi, lecz wciąż leżałam na ziemi, przewracając się z boku na bok. Rany... kiedy ja piłam... – Nigdy nie podnoś żółwia, bo ci przeciągnie ze skorupy albo z żółwia.


(Taiga? xD)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz