piątek, 1 lipca 2016

[Quest 2 cz.1] Od Yukimaru

Budzenie przez kota, który stwierdził, że czas na jedzenie już nadszedł zdecydowanie nie jest najprzyjemniejsze. Toppū swoim szorstkim językiem przesuwał po mojej dłoni od czego przechodziły mnie ciarki. Uwielbiam tego zwierzaka, jednak nie znoszę jak mnie liże, a robi to niemal codziennie. Odsunąłem go lekko zasługując tym samym na jego zwycięski wzrok i głośne miauczenie. Chcąc nie chcąc poszedłem do kuchni i nasypałem mu jedzenia do prowizoryczniej miski, którą był zwykły talerz. Przy okazji zajrzałem do lodówki, jednak tak jak się spodziewałem świeciła pustka, w ostatnich dniach nie miałem czasu (albo chęci?) by pójść coś kupić. No nic, najwyżej przejdę się do… Hyou? Podejrzewam, że jest gdzieś koło ósmej, więc dziewczyna pewnie jeszcze śpi… Coś się później wymyśli. Chwyciłem puszkę piwa i usiadłem na parapecie przy otwartym oknie obserwując leniwie poruszające się chmury.
***
Przeciągnąłem się będąc znów w łóżku i już drugi raz budząc się tego dnia. Wcześniej jak tylko wypiłem do dna napój wróciłem do łóżka, bycie rannym ptaszkiem nie współgra ze mną. Ale chcąc nie chcąc głód narastał, więc to skłoniło mnie do szybkiego ogarnięcia wszystkich porannych czynność i wyjścia z domu. Po drodze poczochrałem po głowie Toppū, który wylegiwał się na półce leżąc na plecach. Dzisiaj zdecydowanie był jeden z tych dni za którymi nie przepadałem, mimo iż słońce grzało niemiłosiernie ja zdecydowałem się na długie spodnie, bluzkę bez rękawków, ale za to z golfem i jeszcze na to zarzuciłem bluzę. Od samego patrzenia na znaki na moim ciele wszystko zaczynało mnie boleć. Jak tylko promienie słońca skierowały się w moją stronę poczułem ogromną duchotę. Mogłoby w końcu popadać. Albo raczej ONI mogli by zrobić by padało.

Choć Hyou mieszkała najbliżej mnie, to było to jedynie jakieś kilka metrów różnicy od reszty. Jako team zostaliśmy zakwaterowani praktycznie w jednym rzędzie, jeden obok drugiego. Dlatego też dojście do domu dziewczyny zajęło mi pięć minut? Ciekawe czy już się obudziła, znając ją - nie.
Poczułem czyjąś dłoń na ramieniu, w pierwszym odruchu odwróciłem się i chciałem przywalić tej osobie w brzuch, jednak w ostatniej chwili zdążyłem się powstrzymać widząc przed sobą mężczyznę w białym kitlu, a mówiąc dokładniej - jednego z naukowców.
- Patrz kogo atakujesz cholera jasna! Prawie byś mnie zabił! - Wyraźnie był zdenerwowany, i najwidoczniej to nie tylko moja wina.
- Od jednego ciosu się nie umiera. - Stwierdziłem, czym od razu zasłużyłem sobie na pogardliwe prychnięcie i wściekłe spojrzenie.
- Posłucha mnie, jest misja. Na teraz. - Syknął nagle ściszając głos i rozglądając się dookoła jakby ktoś mógł nas podsłuchać.
- Nie powinieneś się raczej udać do Leo? To on jest dowódcą w naszej drużynie.
Zdecydowanie coś tu było nie tak. Każdy, powtarzam KAŻDY z naukowców informuje o misjach Leo, a nie mnie, Hyou albo Raphaela. I raczej tak powinno być dalej. Dodatkowo ten mężczyzna wydawał się zbyt zdenerwowany jak na powiadamianie o misji. Albo coś jest nie tak, albo po prostu taki z niego nerwus. Różne, dziwne istotki chodzą po tym świecie.
- Jeśli dalej będziesz tak milczał to idę jeść śniadanie, bo uwierz mi nie chcesz widzieć mnie gdy jestem bardzo głodny.
- Jest to tajna misja. Nie możesz o niej nikomu powiedzieć, jasne?
- Jestem sigmą, więc najlepiej działam ramię w ramię z drużyną, nie uważasz?
- W to nie wątpię, jednak nie możesz im o tym powiedzieć.
Zmierzyłem go wzrokiem od góry do dołu, mimo że się garbiłem i tak byłem sporo od niego wyższy, dodatkowo taki z niego chuderlak. Gdyby nie my ciekawe kto pilnowałby tu porządku, bo tacy jak on raczej nie pożyli by tu długo.
- Uciekł na wolność beta, ktoś musi coś z tym zrobić…
- I wypadło na mnie bo…?
Patrzyłem na niego wyczekująco, widać było że stara się coś wymyślić co zdecydowanie mi się nie spodobało.
- To ja idę. - Zdążyłem się tylko odwrócić i naukowiec od razu zaczął gadać.
- Bo akurat wpadłem na ciebie, dobrze!? Jednak czy to teraz ważne? Mam ci przedstawić więcej szczegółów czy pozwolisz mu na samowolke?
- Mów.
- Przez naszą nie uwagę, jak wiesz, zbiegł groźny Beta. Nie potrafi on jeszcze kontrolować swojej arcany, więc jest potencjalnym niebezpieczeństwem dla nas wszystkich. Jest bardzo szybki, nie łatwo go dogonić, a dodatkowo ma bardzo wyostrzone zmysły, więc z daleka może usłyszeć, że ktoś nadchodzi. Dlatego też potrzebna jest jedna osoba, będzie się mniej rzucać w… uszy? Pobiegł wzdłuż tej drogi, jednak nie potrafię powiedzieć ci dokładniej gdzie teraz będzie.
- Jak go rozpoznam? - Przetarłem sobie szybko czoło rękawem bluzy. Zdecydowanie było za gorąco na takie misje, ale co zrobić?
- Ma krótkie, zmierzwione czarne włosy. Jest bardzo wysoki i na sobie ma coś w rodzaju koszuli nocnej, dzięki temu z pewnością będzie rzucał się w oczy.
Zamknąłem oczy chcąc uporządkować sobie wszystko w głowie.
- Wracaj do pracy, przyniosę ci go w jednym kawałku tak szybko jak się będzie dało.
Pobiegłem we wskazanym kierunku, ciekawe teraz jak go znajdę. Ech… Gdybym nie był taki dobry mógłbym teraz jeść sobie smacznie śniadanie do Hyou, ale nie, ja wolę pohasać sobie po ośrodku szukając jakiegoś czarnowłosego chłoptasia. No nic, zgodziłem się to teraz muszę go znaleźć i tyle. Tylko jak?
Odbiegłem już dość daleko od swojego domu, do tej pory nie spotkałem nikogo na swojej drodze, co było dla mnie niepokojącym znakiem. Chłopaka raczej normalnie nie znajdę, nim ja go zobaczę on już dawno usłyszy, że nadchodzę, więc muszę to zrobić odrobinę… inaczej.
- Sukui. - Wyszeptałem cicho, jednak to jak głośno to wypowiem nie zmienia właściwości tego słowa.
Przede mną pojawiły się dwa psy-duchy. Jeden był biały z fioletową obrożną, natomiast drugi był jego przeciwieństwem, sierść (a raczej to co ją imitowało) była czarna. Jak można się zapewne domyślić symbolizowały yin i yang, były to dusze, które znalazłem tu w ośrodku jako pierwsze i w sumie jedyne zwierząt jakie mogę przywołać tą mocą.
- Zaprowadźcie mnie do niego. - Nie musiałem im wyjaśniać o kogo dokładnie chodzi, przez cały czas są poniekąd ze mną więc wszystko doskonale wiedzą.

[To be continued]