środa, 29 czerwca 2016

Od Hyou - C.D Sory

Będąc w ciemniejszych kątach pomieszczenia, bez problemu obserwowałam toczącą się rozmowę, bo raczej dyskusją nie było można tego nazwać. Nigdy nie wzięłabym tak niewinnie wyglądającego staruszka za takiego perfidnego zboczeńca! I to był dla mnie niemały szok. Przez chwilę moją głowę nawiedziły ciężkie myśli powiązane z rodziną Sory – a jeśli ten dziadziunio... gwał... nie, niemożliwe. Skoro to była matka tej Sigmy to na pewno nie... Co za głupoty kurzą się w odmętach mojej pamięci. Tak czy inaczej, kurde... ma starzec niewyparzony jęzor, oczywiście za Chiny ludowe nie przebije Raphaela. Mimo że mamy do złudzenia podobne cechy, to użeranie się z nim na co dzień mi wystarczy i bardzo ucieszyłam się, kiedy Sora ostatecznie zadecydowała o tym, że idziemy we dwie (poza tym zajebiście zgasiła naszego seksi latynoska!). W końcu to tylko zagubiona Alfa... mimo to czułam duże wątpliwości, ponieważ może okazać się problematyczna. Nawet teraz to udowodniła, grasując po mieście. Czerwone, długie włosy i diabelskie rogi – ten opis na długo ugrzązł mi w pamięci i wydawał się zostać tam przynajmniej do rozwiązania sprawy. Chociaż i tak nie będzie nam go trudno zauważyć: chłopak niesie za sobą istny chaos! Kiedy wyszliśmy z biura, słońce zanurzało się już daleko za horyzontem.. ach, ta technologia. Chciałabym kiedyś ujrzeć prawdziwe pory dnia, choć niczym nie różnią się od tych... Miałabym po prostu inną świadomość i mimo że wiem, iż mogę wychodzić poza ośrodek, posiadam cechy które są w stanie powiedzieć naukowcom: „nie jesteś gotowa do wyjścia”. Jednymi słowy: powoli nastawał zmrok.
– Więc mamy go szukać niemal nocą? – zapytałam. – A jeśli ta Alfa ma trochę rozumu i dla niego noc to również pora do spania? – przysunęłam palec wskazujący do swoich pełnych ust w geście zastanowienia.
Cisza weszła w atmosferę. Wydawało mi się, że Sora czegoś nasłuchuje, bo patrzy się w jeden punkt, a jej wzrok jest absolutnie skupiony. I tak też było. Gdy chciałam wykonać ruch, Sigma szybko uniosła zgiętą rękę ku górze, wyrażając tym samym „cisza, stój, coś słyszałam”, na co moje kocie uszy raptownie podskoczyły. Wyszłyśmy z biura i od razu mamy trop, poważnie? To nie jest czasami za łatwe? Gdy dziewczyna tylko się wyprostowała, zmierzając w jakąś stronę, od razu poszłam za nią. W sumie czemu by nie pogadać... to bardzo dobry moment, by wymienić się informacjami czy nawet zwyczajnie porozmawiać.
– Więc... twój dziadek jest założycielem? Ważniejszym naukowcem? – zapytałam, starając się nawiązać jakiś kontakt, choć sądziłam, że będzie trudniej. Tymczasem ona całkiem ładnie odpowiadała, choć z bardzo małym entuzjazmem:
– Można tak powiedzieć.
Jej opanowanie było serio bardzo zdumiewające. Niestety mój temperament mi nie pozwalał na coś takiego.
– No to nieźle, ale jeśli chodzi o jego charakter... huh, ciekawy – westchnęłam ze zrezygnowaniem.
– Jest po prostu bezpośredni – zaczęła obojętnym tonem. – No i przy okazji szczery – dodała, a ja podsumowałam to krótkim „coś za bardzo szczery”.
No cóż, dość mieszania się w cudze życie, robota czekała, a jest niemal niezaczęta. Puste ścieżki Rimear wyglądały naprawdę smutno, jakby nikt nigdy miał nie postawić na nich stopy. Towarzyszył nam jedynie nienaturalny wiatr, który poruszał liśćmi na drzewach, wprowadzając w ruch całe korony. Te dźwięki zakłócały moje zmysły i mimo starań, skupienia, wykrycie najmniejszego szelestu pozostawało wielką trudnością. Nagle moje dokładne sprawdzanie otoczenia zostało przerwane przez gwałtowny odgłos tłuczonego szkła i upadających na twarde podłoże... hmm... jakichś metalowych części? To równie dobrze mógł być śmietnik.
– Nasz Alfa nie śpi – oznajmiła Sora, a ja szybko zacisnęłam dłonie na broni ze strzałkami usypiającymi, tym samym meldując swoją gotowość. Tak jak wcześniej – moje uszy nieznacznie podskoczyły.
Nie dałyśmy się porwać nadziei i zamiast raptownie ruszyć w stronę źródła dźwięku, zrobiłyśmy to spokojnie i powoli, bezszelestnie. Zostałyśmy skierowane prosto w ślepą uliczkę. Ślady w postaci stłuczonego szkła czy splądrowanych śmietników mógł oczywiście zostawić ktoś inny, niż Alfa. Na przykład jakieś zwierze. Wobec tego nie dałyśmy się zwieść i szukałyśmy dalej, choć naprawdę takich szkód nie robi byle jakie, zdrowe stworzenie. Mimo wszystko im dalej w miasto się zagęszczałyśmy, tym mniej śladów udało nam się znaleźć i ta myśl niezwykle dobijała.
– Nie sądzisz, że naukowcy postąpili nierozsądnie podając nam jedynie wygląd Alfy? – zapytałam.
– Może nie znają jego umiejętności, chociaż to naukowcy... powinni znać – widziałam, jak zaciska palce na broni.
– Ostatnio są dziwni, rozkazują walczyć przeciwko swojej drużynie... to naukowcy, tego nie ogarniesz – westchnęłam, rozglądając się już chyba setny raz. I wtedy poczułam na swoich plecach wzrok, który na długo mnie sparaliżował. Oczywiście nie sprawił, że nie mogłam się ruszać, ale w pewnym sensie stanęłam, by móc dokładnie się temu przysłuchać. Gdy zebrałam w sobie odwagę, by się odwrócić ujrzałam bezbronną – tak myślałam – kobietę, włóczącą się po ośrodku. Miała coś na sumieniu, ponieważ od razu odwróciła się na pięcie i niespokojnym, przyspieszonym krokiem zaczęła iść w przeciwną stronę. Co, jeszcze godzinę policyjną mam wyznaczać?! Bez słowa posłałam mojej towarzyszce porozumiewawcze spojrzenie i mimo że dziewczyna wydawała się być sceptycznie nastawiona, ruszyła za mną w stronę tajemniczej kobiety. Doszłyśmy do jakiejś kawiarni, oczywiście zamkniętej. Bez względu na okoliczności, kobieta podeszła do jakiegoś siedzącego od tyłu mężczyzny z wyraźnym pytaniem „co pan tu robi?”. Miał długie, czerwone jak ogień włosy, a gdy odwrócił się, by... zaatakować kobietę, ukazały się rogi jak u diabła. Natychmiast zareagowałyśmy; Sora szybko pobiegła za uciekającym mężczyzną, przy tym krzycząc „Zobacz, czy z nią w porządku, Yukimura”. Mimo że nie do końca podporządkowywałam się jej rozkazom, tym razem wykonałam jej polecenie i podbiegłam do kobiety, która próbowała zatamować krwawienie na obojczyku. Upewniając się, że nie jest najgorzej, wskazałam kobiecie gdzie mieszka dobry spec posiadający umiejętności leczenia. Nie próżnowałam i uaktywniając drugą Arcanę: moje ciało oplotła skąpa, sprzyjająca ruchowi zbroja, a po obu stronach mojej głowy pojawiły się przezroczyste, żółte pióra. Aura tego samego koloru rozbłysła, kiedy wzleciałam w powietrze, pnąc się na przód. Z góry łatwiej mi było wyszukać Sorę i tajemniczą Alfę. Niestety przedstawiciel tej Arcany był bardzo szybki, dlatego sprawiał nam trochę trudności.
– Celuj! – usłyszałam głos mojej towarzyszki z dołu. Faktycznie, mając na co dzień styczność z łukiem i celnością, mogłam to zrobić. Wobec tego przyłożyłam celownik do oka, mając na nim rogatego mężczyznę. Mimo pewności siebie, moje ręce oblał pot, lecz nie zadrżały ani razu. Pociągnęłam za spust, uprzednio starając się przewidzieć, czy na pewno Alfa jest świadomy mojej obecności albo tego, że próbuję go zestrzelić.

< Sora? >

B37 - Lousie Daquin!

 KONTAKT: tymbarkocholiczka || mala.tymbarkocholiczka@gmail.com
http://orig07.deviantart.net/7c30/f/2011/111/5/3/divider_ii_by_rbsrdesigns-d3ejqrj.png
IMIĘ & NAZWISKO: Lousie Daquin (czyt. Luiz Dakę)
PSEUDONIM: Lou (czyt. Lu) , czyli po prostu skrócona wersja jej imienia. Tak zresztą często się przedstawia, ponieważ nie lubi swojego pełnego imienia.
WIEK: 21 latek – dojrzała już z niej kobietka.
PŁEĆ: Kobieta
STOSUNKI: 
  • Sebastian Trompeur – jedna z pierwszych osób, z którą Lou nawiązała znajomość po przybyciu do Rimear. Ich relacja opiera się raczej na koleżeństwie.
  • Lee Vreinh – przyjaciel? To pewne. Kochanek? Cóż można to tak ująć, ale nie jest to najlepsze określenie relacji, jakie łączą tą dwójkę. Lou z pewnością wie, że może na nim polegać w każdej sprawie. Są ze sobą blisko (zarówno mentalnie jak i fizycznie ^^), ale nie jest to jeszcze miłość. A przynajmniej ze strony Lou tak to wygląda. Pomijając te skomplikowane uczucia, to ogólnie dobrze czuje się w jego towarzystwie i lubi spędzać z nim czas.
  • Enzo Daquin – Lou bardzo się cieszyła z możliwości poznania swojego brata bliźniaka. Podczas tych paru dni, które chłopak  z nią spędził był dla niej zagadką. Wypytywał ją o różne sprawy, sam nic o sobie nie mówiąc. To trochę dręczyło Lou i spowodowało rysy na idealnym wizerunku jej brata. Po tym, jak ją porzucił, dziewczyna czuła jedynie żal do niego, ale przede wszystkim do samej siebie.
  • Sora Carter – wkurza Lou. Ale poza tym szkarłatonaoka darzy swoją byłą panią kapitan (poznały się podczas BG) ogromnym szacunkiem. Dodatkowo widząc ją odzywa się w Lou zboczeniec i ma różne nieczyste myśli. Uważa w końcu Sorę za bardzo atrakcyjną kobietę.
  • Satoru Tadashi – jego również poznała podczas BG. Niezbyt polubiła tego człowieka, ale pomimo to szanowała go ze względu na to, że byli członkami tej samej drużyny. 

ORIENTACJA: Biseksualna – nie lubi ograniczeń, dlatego kieruje się mottem „Aby życie miało smaczek, raz dziewczynka, raz chłopaczek”.
SYMPATIA: Brak, ale przecież jeszcze tyle ludzi do poznania, więc nie ma co płakać.
W ZWIĄZKU Z: Własnym mieczem… A tak szczerze to z nikim.
CHARAKTER: Lou to gorąca kobieta. Bardzo temperamentna, dzika i nieprzewidywalna. Jest niczym wiatr, nieposkromiona i wolna od wszelkich ograniczeń. Nie posiada hamulców. Jest zawsze pewna siebie, nawet jeśli sytuacja ją przytłacza. Ciężko z nią się zaprzyjaźnić, gdyż jest bardzo dominująca we wszelkich relacjach. Mimo to charakteryzuje się poczuciem humoru, często dość czarnego lub szyderczego, ale nie brak jej wyczucia w sytuacji. Bardzo umiejętnie obserwuje innych, dzięki czemu wiele może dowiedzieć się o człowieku, z którym nawet nie zamieniła słowa. Nie jest geniuszem, ale posiada spryt i inteligencję, która pozwala jej na wyjście z większości opresji. Doskonale wie, że jako Beta nie jest potężna. Brak mocy, rekompensuje sobie właśnie silną osobowością, dzięki czemu potrafi zmiażdżyć przeciwnika psychicznie, a potem wykończyć fizycznie. Przez jej dziki charakterek szybko wybucha w niekontrolowanym gniewie. Dodatkowo jest bardzo wrażliwa na wszelkie obelgi kierowane w jej stronę. Takie połączenie powoduje, że jeśli ktoś ją w jakiś sposób obrazi, może to się źle skończyć. Wychodzi z założenia, że osoba, która jej nie zna dobrze, nie może stawiać na jej temat opinii. Jak na kobietę jest dość zboczona. Co najgorsze, jej komentarze dotyczące ciała są skierowane wobec zarówno dziewczyn, jak i mężczyzn. Takie uroki z bycia biseksualną. Przez to niektórym może się wydawać nieco namolna, albo nawet przerażająca. Lubi być w centrum zainteresowania i popisywać się. Ma sporo cech, którymi normalna kobieta nie może się pochwalić, jednak po części jest też w niej dużo z płci pięknej. Kocha piękno i stara się zawsze dobrze wglądać. Jest opiekuńcza, troskliwa i bywa delikatna dla osób, na których jej zależy. Podsumowując, jest ludzkim odpowiednikiem wiatru, który raz bywa kapryśny, porywisty i szalony, a już chwilę później zmienia się w potulny, ciepły powiew. Jej charakter wprost wpisuje się w arcanę jaką posiada.
APARYCJA: Lou jest właścicielką szkarłatnych, przeszywających na wskroś oczu. To pierwsze, co człowiek zauważy kiedy na nią spojrzy. Przyciągają, jak magnes, przez co nie zwraca się uwagi na piękne, długie włosy koloru tak jasnego, że momentami wydają się białe. Są jednak piaskowe, najczęściej związane w luźny warkocz, w którym błyszczą się niewielkie ozdoby. Kosmyki opadają na wysokie czoło, które zdobią wyraziste łuki brwi. Szlachetny kształt nosa i pełne usta, to kolejne ozdoby na twarzy Lou. Kobieta posiada łabędzią wręcz szyję, na której posiada niewielki pieprzyk zwykle przykryty przez włosy, dlatego mało kto o nim wie. Co ciekawe Louise nie należy do najwyższych, ma niecałe 1,63 m wzrostu. Niewielkie wymiary nadrabia zgrabną sylwetką, odpowiednio zaokrągloną i pełną kobiecych wdzięków. Jak już było wcześniej wspomniane lubi dobrze wyglądać i zwykle ubiera się w zwiewne suknie, często koloru czarnego. Każdy szczegół ubioru jest starannie dobierany tak, że Lou wygląda niemal idealnie w każdej sytuacji.
DODATKOWE INFORMACJE:
  • Ma pokaźną kolekcję butów, które są jej uzależnieniem.
  • Nie pije alkoholu. To nie dlatego, że ma jakieś zasady. Nie. Po prostu jej nie smakuje.
  • Lubi… Biegać. Nie chodzi o to, że prowadzi jakiś zdrowy styl życia. Po prostu uwielbia czuć wiatr we włosach.
  • Posiada swój ukochany miecz, który nawet nazwała. Brise sauvage – czyli Dziki powiew. Wygląda na delikatny i kruchy, jednak jest niesamowicie trudny do zniszczenia.
GŁOS:Alan Walker - Faded
INNE ZDJĘCIA: [x]
http://orig07.deviantart.net/7c30/f/2011/111/5/3/divider_ii_by_rbsrdesigns-d3ejqrj.png
ARCANA
RODZAJ : Beta
KOLOR AURY : Szkarłatny
NAZWA: Ouragan écarlate [z fr. Szkarłatny huragan]
RANGA : 1
PD : 650pkt.
OPIS : Ouragan écarlate to arcana, która jest naznaczona przez żywioł wiatru. Jej użytkownik nabywa niezwykłych umiejętności, głównie fizycznych, które może wzmocnić, czerpiąc z mocy jaką skrywa w sobie powietrze. Lou jest niesamowicie szybka i zwinna, a także potrafi poruszać się bezszelestnie. To dzięki arcanie, która oferuje jej taką siłę.
ATAKI:
  • Tempête de haine – atak wzmacniający siłę uderzenia miecza. Brise sauvage jest stworzony ze specjalnego metalu, który zawiera w sobie pierwiastek mocy arcany Lou, dlatego może być używany jako część magicznego ataku. Jest to dość potężna ofensywa, która powoduje wytworzenie fali wiatru tuż przed uderzeniem mieczem w przeciwnika i zwala go z nóg.
  • Fhn chaudes – powstaje delikatna otoczka z bardzo silnego podmuchu. Nazwa wywodzi się od alpejskiego fenu, który jest ciepłym i bardzo porywistym wiatrem. Ciepło i siła chronią użytkownika od zadawanych ciosów, jednocześnie raniąc przeciwników, którzy znajdą się zbyt blisko Lou.
  • Tornade noire- wzmacnia szybkość, dzięki czemu Lou, która naturalnie jest bardzo szybka, używając tego ataku porusza się niczym tornado. Dodatkowo wzmacnia to także jej siłę i moc uderzeń miecza.
  • Brise thérapeutique- moc leczenia niedużych ran i regeneracja siły. Dzięki połączeniu z Brise sauvage może naprawiać również jego uszczerbki w kilndze, a także Lou przy dotyku mieczem innych osób może im pomagać w leczeniu.

Od Leo - C.D Sebastiana

Nigdy nie słuchałem naukowców tak totalnie bezgranicznie, więc nie wiem o co mogło chodzić chłopakowi. Taka Alfa biegająca po ośrodku i strzelająca do wszystkiego co się rusza jest zagrożeniem nie tylko dla tych kolesi w białych fartuszkach. Po prostu byłem mądrzejszy, wiedziałem, ze nawet ucieczka czy niesubordynacja nic mi nie da, a oni i tak wcześniej czy później mnie złapią… zamkną lub zabiją. Rimear mimo udogodnień jakie nam dawało.. to był istny obóz przetrwania. Przeżyjesz, albo zginiesz w zależności od tego jakie nastawienie będziesz ze sobą nosił.
-Nie sądzisz, że takie śmiałe podążanie za świeżo poznaną Arcaną jest trochę niebezpieczne? W każdej chwili mógłbym ci strzelić w plecy, a ty i tak byś tego nie zauważył. - te jego słowa doprawdy mnie rozśmieszyły. Do tego stopnia, że parsknąłem cichym śmiechem i na chwile przystanąłem. Za kogo on mnie ma? - To takie śmieszne? - dokończył lekko zakłopotany. Obróciłem się do niego przodem z tym samym szczerym uśmiechem, wyciągnąłem dłoń do przodu i wręczyłem mu wcześniej skonfiskowany pistolet. Spojrzał na mnie jak na debila, przecież jeszcze kilka minut temu wręcz mu go wyrwałem.
-Trzymaj. Odwrócę się tyłem, a ty celuj trzy razy za każdym razem w inne miejsce, a następnie strzel w jedno z tych miejsc.
Niepewnie wziął ode mnie broń, chyba nie widział tutaj żadnego ukrytego sensu. Odwróciłem się więc tyłem i nawet ze spokojem zamknąłem oczy, bo tak tez łatwiej było mi się skupić.
-Jesteś szalony. - mruknął pod nosem przeładowując pistolet i powodując tym cichy brzdęk.
-Bardzo możliwe. Po prostu przeceniasz moje możliwości. - wzruszyłem ramionami czekając teraz na jego reakcje. Był prawie niedosłyszalny i tak jak chciałem celował we mnie trzy razy po czym strzelił. Jeszcze zanim nacisnął spust ja już wiedziałem w którą stronę się odchylić by nie dostać. Koleś chyba miał już styczność z bronią, bo doskonale wiedział gdzie wystrzelić kulkę, żeby mnie zabić. W sam środek głowy. Gdybym normalnie tak samo wręczył pistolet Hyou to podejrzewam, że strzelałaby ona wszędzie tylko nie w moją głowę mimo, ze doskonale znała moje umiejętności. Alfa się nie oszczędza jak widać. W momencie kiedy padł strzał, schyliłem się i natychmiast kopnąłem idealnie w dłoń chłopaka, w której trzymał pistolet dzięki czemu wytrącił ją z ręki, a ona poturlała się jakiś kawałek dalej. Wstałem, otrzepałem się z niewidocznego kurzu, by następnie znaleźć wcześniej upuszczoną kupę złomu. My się posługujemy znacznie bardziej zaawansowaną bronią. Musiał to zwinąć jakiemuś naukowcowi.
-Najpierw celowałeś w lewe udo, potem w prawe ramię, potem w lewa komorę, a na sam koniec chciałeś sprzedać mi kulkę w łeb. - spojrzałem mu prosto w srebrne oczy po czym ponownie ruszyłem w stronę największego budynku. Tam już naukowcy się nim odpowiednio zajmą, jeżeli znowu on im nie zwieje.
-Jak to zrobiłeś? - zapytał w pewnym momencie nadal podążając za mną.
-Normalnie, ale ty lepiej tego nie próbuj. Po prostu nie przeceniaj naszych możliwości, bo źle się to skończy. Gdyby mój Arcana nie potrafiła przewidywać ruchów przeciwnika to pewnie kazałbym ci iść przodem.
Nie wiem czy chłopa był tym zdumiony, czy jeszcze jakieś inne uczucia mu towarzyszyły, ale na pewno dwa razy pomyśli zanim będzie chciał stąd uciekać, bo to zazwyczaj my łapiemy takich uciekinierów. I wtedy żadne z nas nie jest specjalnie delikatne…

(Sebastian? Sorki, że tak długo :c)

Od Sebastiana - C.D Mei

Spojrzałem przez okno przywołując w pamięci dzień w którym postawiłem po raz pierwszy stopę w tym przeklętym miejscu. Arcane zyskałem w wieku 8 lat. Na szczęście jednak pojawiłem się tu nieco później. A czyja to była zasługa? Oczywiście moich kochanych rodziców, którzy dzięki swym wpływom zdołali mnie przy sobie zatrzymać aż do wieku 13 lat. Niestety nie dane mi było przeżyć z nimi kolejnego roku, ciesząc się wspólnie spędzonym czasem. Parę tygodni przed moimi 14 urodzinami moi rodzice zniknęli. Rozpłynęli się, niczym kamień w wodzie. Kamień który opadając na dno pozostawiał po sobie jedynie delikatne zmarszczenie tafli. Zostali po sobie jedynie szepty, pogłoski, które po czasie zniknęły. Przypominając sobie o obecności Mei odparłem:
-Już ponad 10 lat
-Nigdy nie myślałeś o ucieczce?-Zaśmiałem się ze smutkiem oznajmiając:
-Wiele razy, raz nawet spróbowałem to zrobić ale złapał mnie Leo z drużyny Sigm. Niestety łatwo powiedzieć "Uciec" A trudniej do tej wolności podążyć. Niby ten ośrodek jest stworzony dla naszego dobra, a ja tak naprawdę odnoszę wrażenie, że znajdujemy się tu tylko po to by nie sprawiać problemów normalnym ludziom. Te cienie, które snują się co dzień tą samą trasą obawiałyby się kogoś kto się wyróżnia. Nie mogłyby normalnie funkcjonować wiedząc, że ktoś obok nich może być niezwykły..inny. Dlatego by zapobiec tym tępym odruchom lęku i nieufności oddzielono nas od reszty-Ugryzłem się w język i przeczesując dłonią włosy mruknąłem zawstydzony:
-Wybacz,rzadko kiedy się tak rozgaduje-Mei chyba nawet nie zwróciła uwagi na mój wywód....Może to i nawet lepiej. Zjadłem jedno z podanych wcześniej mi ciastek. Widzę, że aklimatyzowała się w swoim nowym domku. Moje zadanie w połowie spełnione. Chciałem jej jeszcze przedstawić ośrodek jednak odnosiłem wrażenie, że jej tylko przeszkadzam. Pewnie chciała zająć się tworzeniem lalek, z tego co zdążyłem zauważyć były dla niej bardzo ważne. Po dłuższej chwili ciszy oznajmiłem:
-Skoro dzień się jeszcze nie skończył, może wybierzemy się na lody. Trochę rozeznasz się w terenie-Uśmiechnąłem się nerwowo poprawiając włosy. W takich sytuacjach najbardziej mi przeszkadzały, jakby to właśnie przez te czarne kosmyki opadające mi na twarz trawiła mnie nieśmiałość i skrępowanie. Dziewczyna wstała odpowiadając z chłodem:
-Możemy się wybrać-Wstałem z podłogi i ruszyłem za Mei w stronę wyjścia. Czułem ulgę, że się zgodziła jednak jednocześnie temu miłemu uczuciu wtórowała kolejna fala stresu. O czym ja z nią będę gadać? Wziąłem głębszy oddech. Może nie będę się odzywał. To chyba będzie najlepsze wyjście. Gdy wyszliśmy z domu Mei podniosłem wzrok spoglądając na kopułę. Słońce powoli szykowało się do ukrycia za horyzontem pozostawiając nas ze swoją siostrą sprawującą swym srebrnym blaskiem kontrolę nad nocą. Lune. Nie zastanawiałem się zbytnio gdzie idę ponieważ pogrążyłem się w wspomnieniach związanych z kilkoma pięknymi nocami. Można by powiedzieć, że nogi same wiedziały jak się ułożyć by zaprowadzić moją nieobecną resztę do sklepu. Z zamyślenia wyrwało mnie pstryknięcie palcami, które jak się zorientowałem należały do Mei. Potrząsnąłem energicznie głową pozbywając się otępienia. Uśmiechnąłem się i zamówiłem również dla siebie porcję zimnej słodkości. Gdy dostaliśmy lody ruszyliśmy do parku. Zerknąłem ukradkiem na Mei. Pewnie nie podobało jej się tutaj. Pamiętam swoje pierwsze dni pod tą szklaną klatką. Gdy dotarliśmy do granicy parku z której mogliśmy dostrzec świetlne refleksy igrające na powierzchni kopuły spytałem:
-Chciałabyś się stąd wydostać?
-Tak-Przypatrując się przez dłuższy czas kopule oznajmiłem:
-Ja też. Chętnie ci w tym pomogę. Musimy tylko opracować plan. Wcześniej działałem pod wpływem impulsu przez co szybko mnie złapali-Zwróciłem się twarzą w stronę Mei i wyciągając dłoń w jej stronę spytałem z delikatnym uśmiechem:
-Razem stąd uciekniemy. Co ty na to partnerko?

(Siostrzyczko Mei? :3 )