piątek, 22 lipca 2016

Od Aryi - C.D Kaneki'ego

Szłam jak jakaś kaleka, trzymając mocno za ucho torby. Nie wiem co w nim takiego było, ale bałam się, strasznie się go bałam. Wiem, że go nie znałam i że nie miałam podstaw żeby tak mówić… po prostu takie miałam przeczucie. A jak dotąd rzadko kiedy myliłam się w takich kwestiach, po prostu lepiej mu nie włazić w drogę… a ja to niestety zrobiłam.
- Wiesz, jesteśmy już blisko, dam sobie z tym radę dalej… naprawdę Ci dziękuję.
- Skoro jesteśmy już blisko, to nie widzę problemu, żebym nie mógł już tego donieść – uśmiechnął się.
Zarumieniłam się delikatnie, widząc jego uśmiech. Jest przystojny, nawet bardzo… a to też wróży kłopoty, mnóstwo kłopotów.
 Kiedy stanęłam przed drzwiami do swojego apartamentu, położyłam siatkę i wyjęłam z kieszeni klucze. Szybko przekręciłam zamek, schowałam klucze, znowu podniosłam siatkę i weszłam do środka, a zaraz za mną wszedł chłopak. Siatki zanieśliśmy do kuchni, rozpakuję je za chwilę, teraz nie mam na to siły.
- Naprawdę Ci dziękuję… mogę się jakoś odwdzięczyć? – zapytałam podpierając się o blat w kuchni.
- Odwdzięczyć? – zapytał niebezpiecznie się do mnie zbliżając.
Położył ręce na blacie obok mnie, nachylając się nade mną. Z tej odległości, czułam na sobie jego delikatny, równomierny oddech. To wszystko sprawiało, że bałam się jeszcze bardziej.
- Co ty robisz… - pisnęłam kładąc dłonie na jego klatce piersiowej, z zamiarem delikatnego odepchnięcia go, niestety nie miałam na tyle siły. Odwróciłam głowę, zaciskając jak najmocniej powieki i trzęsąc się. Dopiero po chwili usłyszałam, jak chłopak się odsuwa.
- Łatwo Cię przestraszyć – zaśmiał się.
Co…? Czyli to był taki zwykły żart? Nie wiem dlaczego, ale jakoś mi ulżyło z tego powodu. Chłopak w międzyczasie z kuchni zdążył przejść do salonu, gdzie też zaraz się rozgościł. Zamierza zostać na dłużej? To ja w takim wypadku może zaparzę herbaty… albo nie, jego osoba była o wiele ciekawsza od robienia herbatki. Usiadłam na drugim końcu kanapy, czyli bardzo daleko, dyskretnie mu się przyglądając. On to jednak zauważył, uśmiechając się przy tym.

(Kaneki? Fajny jesteś ( ͡° ͜ʖ ͡°) )

Od Lee - C.D Lou

   Wstałem za sprawą bladego, przenikającego przez fioletowe zasłony słońca. Blask niemal palił moje oczy, kiedy tylko postanowiłem wyswobodzić je ze snu. Przewróciłem się więc niemrawo na drugi bok, przy okazji zsuwając kołdrę z nierównej od mięśni górnej partii ciała. Chłód mnie przeszył i niemal zmusił do tego, by zostać dłużej w łóżku. Miałem wrażenie, że minęło parę chwil, zanim całkiem się rozbudziłem. Nawet mimo starań, nie udało mi się zasnąć po raz kolejny. Wczorajszy dzień był tylko jedną, czarną plamą w mojej skrajnie wyczerpanej pamięci. Szybko poczułem skutki ostatniego picia, ponieważ gdy tylko przeniosłem się do siadu, moje mięśnie, stawy i kości – wszystko to przepełniał niewyobrażalny ból. Syknąłem, i w prawdzie nie miałem siły na nic więcej. To wystarczająco uświadamiało sąsiadów, że nie jest ze mną zbyt dobrze.
   (...) Ostatecznie godzina migająca na zegarze najskuteczniej zerwała mnie z łóżka. Potem, jakby nigdy nic, zwyczajnie zignorowałem ból oraz ogarnąłem się, co znaczy: ubrałem, umyłem zęby, i... i tyle. Nigdy nie poświęcałem specjalnie dużo czasu na układanie włosów, bo zwyczajnie było mi to zbędne. Wolałem związać je w niziutką kitkę. Gdy olałem wszystkie plany, jakie do tej pory układałem sobie starannie w głowie, wyszedłem z apartamentu. Poszedłem dokładnie donikąd. Zupełnie, jakby coś mnie kontrolowało i od początku wiedziało, w którą stronę powinienem iść. Długo nie protestowałem z moim wewnętrznym instynktem. Minąwszy kilka budynków, spotkałem jakąś kobietę, wskazując jej dokładną drogę do kina. Wtedy moje myśli przeciął kolejny pomysł: a czemu by tak nie przejść się na jakiś film? I to wpadło mi do głowy dosłownie wtedy, kiedy dziewczyna mnie o to zapytała. Wcześniej nie miałem żadnego podobnego zamiaru. 
   Sięgnąłem do kieszeni, omackiem starając się wyczuć kontury skórzanego portfela. Gdy udało mi się tego dokonać, dokładnie przejrzałem zawartość. Kilkaszeleszczących niczym liście banknotów z pewnością starczy na jakieś przekąski, choć nie były mi desperacko potrzebne. Straciłem z oczu wcześniej napotkaną kobietę, zanim zdecydowałem się wejść do wielkiego budynku. Pochmurna płyta szarości, jaką teraz było niebo nie zwiastowała zbyt dobrych prognoz, jedynie rzęsistą ulewę, być może wspieraną przez spadające z góry gromy. Nie musiałem długo się zastanawiać, by wywnioskować to, że wrócę cały mokry. Natychmiast wepchnąłem się przez ruchome, zatłoczone ludźmi drzwi i ustawiłem się w kolejnej kolejce do przekąsek.
   Samo czekanie niemal sprawiło, że chciałem odwrócić się na pięcie oraz wyjść z naburbuszoną miną małego dziecka. Ale poczułem zastrzyk energii, kiedy w końcu nadeszła moja kolej. Zabrałem to, za co zapłaciłem, weszłem na salę, pooglądałem jakieś piętnaście minut reklam, aż w końcu moje kości przeszyła dawka ekscytacji, która eksplodowała na mojej twarzy wtedy, kiedy w horrorze pojawił się emocjonujący moment. W pewnym momencie miałem wrażenie, że to film wywołał na mojej skórze ciarki, ale zorientowałem się, że to film 2D i nie ma możliwości, bym poczuł na sobie to samo, co bohater filmu. Z nutką niepokoju na twarzy odwróciłem głowę o kilka stopni w bok. Ujrzawszy tą samą, jasnowłosą dziewczynę, wydałem z siebie leciutki uśmiech, który aż nadto kontrastował z tym, jakie dziwne odczucia kisiły się w moim wnętrzu. Zakłopotanie? Poirytowanie? A może satysfakcja?
 – Przepraszam, ale to był taki odruch! – Oderwała się od mojego ramienia. Przez jej wrzeszcący w tamtym momencie głos, niemal zapomniałem o ciągle przewijającym się filmie. – Tak na marginesie niezłe ma pan mięśnie – uśmiechnęła się zawadiacko. Jakimś cudem zmusiła mnie, bym skupił wzrok na swoim ramieniu, które tak wychwaliła.
 W nielicznych momentach, kiedy ekran rozjarzał się nagłym, białym blaskiem, miałem okazję ujrzeć jej niecodzienny strój. Z moich ust prawie wyleciało pytanie, czy na pewno jest we właściwej sali, ale ostatecznie powstrzymałem się.
 – Mm, dzięki. – Odwróciłem głowę, by móc w stu procentach przyjrzeć się chociaż jednej, groźnej scenie. Mimo mało entuzjastycznej odpowiedzi, moją twarz wciąż przecinał lekki uśmiech. Cóż, niecodziennie słyszę takie komplementy.
 Jeszcze przez co najmniej pół filmu słyszałem jej cichutkie pomruki, które najwyraźniej były reakcją na niespodziewane sceny.
 Po udanym seansie, wszyscy opuścili salę. Przy drzwiach awaryjnych ponownie zaistniała dziwna siła, krzyżująca nasze drogi. Tak, moje i tej dziewczyny, która wychwalała moje bicepsy. Zaczerpnąłem duży haust powietrza, po chwili wypuszczając go spokojnie z płuc. Zdawałoby się, iż westchnięciem podsumowałem całe zdarzenie, ale mimo pozorów nie miało to zrezygnowanego akcentu. Z uśmiechem popatrzyłem na dziewczynę, a przepuściwszy ją w drzwiach znów dogoniłem, przybierając ten sam wyraz twarzy "Róbta co chceta".
 – Dobry film prawda? – I znów coś zachęciło mnie do tego, bym pierwszy otworzył usta. – Sądząc po twoich minach, nawet za dobry – zaśmiałem się cicho. Dziwiło mnie, że mogę się do kogoś w ten sposób zwracać, nawet nie znając imienia.
 – Widziałeś to? Znaczy, że obserwowałeś? – Lekko zdziwiona podniosła brew to góry.
 – Mhm. Nie dało się nie zauważyć. – Podrapałem się z tyłu głowy. – Jestem Lee. A panienka to?
 – Lou – odparła dziewczyna.
 Miałem nieodparte wrażenie, że to, co mi powiedziała jest skótem od pełnego imienia.
Tak, jak na początku przewidywałem, ryk wichury zadudnił w moich uszach. Pioruny runęły z nieba poszarpanymi smugami białego światła. Jeden – bo tak mi się wydawało – prawdopodobnie rąbnął tuż przede mną. Byłem na tyle sprawny umysłowo, że szybko uniknąłem wyładowania w tamtym miejscu. Rzęsista ulewa wyglądała tak, jakby dyktator niebios wyssał cały ocean i ze wściekłości pluł nim w nas. Jednak w rzeczywistości była to tylko technologia. Dobra, zaawansowana technologia. Tak czy inaczej, nie było warunków, by gdziekolwiek pójść. Najgorsze, że staliśmy dokładnie przed pasami, wyczekując zielonego światła do pieszych.
 – Weź to, masz na sobie samą sukienkę. – Mówiąc to, pochyliłem się do tyłu i zerwałem z siebie czarną bluzę.

(Lou?)

Od Lou - C.D Sebastiana

Sebastian był, jak widać w dobrym nastroju, nawet jeśli nie za bardzo lubił moich wizyt u niego. Szkoda tylko, że ja byłam dzisiaj w kiepskim humorze.
-Cześć. – Mruknęłam tylko i weszłam do znajomego domu. Byłam dzisiaj w ogóle w złej formie. Miałam katar, ledwo oddychałam momentami i w dodatku było mi zimno. Nie miałam nawet rano siły by się porządnie ubrać i zjeść cokolwiek. Założyłam szarą, bawełnianą koszulkę i do tego czarne rurki. Na nogi włożyłam białe trampki. Moje włosy, które zwykle są związane w piękny warkoczyk, dzisiaj są rozpuszczone i opadają lekkim falami na plecy. Muszę trochę smętnie wyglądać.
-Przygotowałem nam naleśniki. – Sebastian chyba jeszcze nie spostrzegł mojego aktualnego stanu albo po prostu pozostawił to na razie bez komentarza. Może i lepiej. Byłam strasznie głodna, a te naleśniki świetnie pachniały. Usiedliśmy i rozpoczeliśmy prawdziwą ucztę dla podniebienia. Ciasto było puszyste i idealne wprost. Od razu trochę lepiej mi się zrobiło.
-Twoje naleśniki są magiczne. – Westchnęłam zachwycona tak pysznym jedzonkiem.
-Dlaczego tak twierdzisz ? – Czarnowłosy uśmiechnął się lekko.
-Miałam tak ciężką noc... – Ziewnęłam głośno. – Przepraszam, ale naprawdę nie spałam dzisiaj za dużo.
-Nie chcę cię obrazić, ale nie wyglądasz dzisiaj najlepiej. – Spojrzał na mnie badawczo.
-Ci idioci z tego Ośrodka Badawczego, wyciągneli mnie z łóżka przed północą. I wiesz co ode mnie chcieli o tej porze ? – Jak tylko o tym myślałam, od razu krew mnie zalewała. Zaczęłam podnosić głos. – Zabrali mnie na trening sprawnościowy, żeby sprawdzić moje średnie osiągi w trudnych warunkach !
-Lou, proszę cię nie krzycz, już jest po wszystkim. – Chłopak próbował mnie uspokoić.
-Biegałam chyba przez 3 godziny w deszczu, bo oni musieli mieć uśredniony wynik ! – Praktycznie krzyczałam. – Czułam się, jak jakiś królik doświadczalny ! – Chciałam powiedzieć coś jeszcze, ale zaczęłam się dusić. Wstałam od stołu i poszłam na chwilę do łazienki, żeby się ogarnąć. Kiedy już się uspokoiłam wróciłam do salonu, gdzie Sebastian włączył konsolę do gier.
-Lepiej ? – Zerknął na mnie z niepokojem. Kiwnęłam głową. – Pomyślałem, że może zagramy sobie w coś, co ty na to ?
-Jasne. Czemu nie ? – Usiadłam na podłodze i oparłam się o sofę, a czarnowłosy koło mnie. Gra się rozpoczęła. Grałam bez żadnego namysłu. Było mi strasznie gorąco.
-Lou, co jest z tobą ? Ciągle przegrywasz. – Sebastian uśmiechnął się pod nosem, wpatrzony w ekran.
-Gorąco mi... – Czułam się, jak rozpalony od środka piec. Mężczyzna odłożył pada na bok i dotknął dłonią mojego czoła.
- Kobieto, ty masz gorączkę ! – Wydawał się zaniepokojony.
-Rozbierz mnie... – Nie miałam nawet siły, żeby zdjąć bluzkę, a było mi strasznie gorąco. Obraz mi się zaczął rozmazywać przed oczami.
-Co ty bredzisz Lou... – Usłyszałam niewyraźny głos Sebastiana. Na chwilę zapadła ciemność, z której wyłoniły się trzy sylwetki. Jasnowłosy chłopak o szkarłatnych oczach, jakaś kobieta o tej samej barwie włosów i niewyraźna sylwetka mężczyzny.
-Mama ? – Wyszeptałam. – Tata i brat ? Czy to wy ? – Wyciągnęłam rękę w ich kierunku, ale oni zniknęli. Teraz znalazłam się w ciemnym , ponurym lesie i przed kimś uciekałam. Z tyłu widziałam jedynie światła latarki. Mimo, że ciągle biegłam, postacie się zbliżały do mnie w zastraszającym tampie.
-Zostawcie mnie ! – Odezwałam się słabym głosem. Lecz w tej chwili nade mną pojawiła się zatroskana twarz Sebastiana.
-Kto ma cię zostawić ? – Zapytał się zaskoczony.
-Nieważne. – Oddychałam ciężko. Zerwałam się do pionu, ale od razu z powrotem usiadłam.
-Hola,hola. Siedź. – Chłopk położył dłoń na moim ramieniu. – Musisz chwilę odsapnąć.
Nie mogłam teraz u niego zostać. Musiałam wrócić do siebie. Nie miałam ochoty na niczyje towarzystwo.
-Było miło, ale ja muszę już wracać do domu. – Strąciłam jego rękę z mojego ramienia i wstałam powoli. Wyszłam i natychmiast wróciłam do swojego domu. Przebrałam się w koszulę nocną i położyłam pod kołdrą. Czy to co widziałam , to była prawda ? Czy to były moje utracone wspomnienia ?
[Sebastian ? ]

Od Siegrain'a - C.D Taigi

Taiga, płatki kukurydziane, sklep, księgarnia. Nic nie przychodziło mi do głowy. Nie mogłem sobie przypomnieć. Krążyłem po całym mieszkaniu zastanawiając się kto to jest. Miałem zanik pamięci? Przecież to niemożliwe. Chcąc choć na chwilę oderwać się od rzeczywistości zacząłem szkicować. Po skończonym rysunku odłożyłem ołówki i zerknąłem na prace. Przedstawiał kobietę z parasolem w ręku. Wokół niej narysowane były krople deszczu. Po dokładnym przyjrzeniu się stwierdziłem, że obraz jest znajomy, gdzieś go kiedyś widziałem. Ta sama kobiet, deszcz, parasol. To była bez wątpienia Taiga. Nic więcej sobie nie przypomniałem. Odłożyłem blok do szafki. Moją uwagę przykuł zeszyt, a konkretnie okładka gdzie była napisana nazwa miasta - Aberdeen. Otworzyłem go i jak się okazało był to notatnik. Pierwszy wpis opisywał pierwszy dzień tutaj. Przekartkowałem zeszyt aż dotarłem do ostatniej strony. Napisane zostało to dwa dni temu. Poznałem jakiegoś John'a,który próbował mnie okraść, przy jego imieniu było napisane: szaleniec, niewarty uwagi. Ostatnie zdanie w notatniku brzmiało: Jutro rocznica śmierci Lucy - siostra, zmarła kilka lat temu w wypadku samochodowym. Reszta kartek było niezapisanych. Z tych wpisów wynikało, że notuję całe swoje życie pod tą szklaną kopułą, tylko dlaczego? Imię mojej siostry przywołały nieco rozmazane i częściowe wspomnienia. Zastanowiłem się nad słowami Taigi. Może naprawdę o niej zapomniałem? Pamiętam tylko biały pokój, ludzi w fartuchach a potem zupełna pustka. Czy to oni za tym stali? Dlaczego by to robili? Czy ma to coś wspólnego z moją zmarłą siostrą? Moje przemyślenia zostały przerwane przez dzwonek do drzwi. Dostałem zawiadomienie o stawieniu się na kontrolne badania. Zdziwiłem się tym listem. W kuchni na szafce leżał podobny list, według którego miałem robione badania wczoraj. Rzuciłem kartkę na kupkę i poszedłem wziąć prysznic. Przebrałem się w czyste ubrania i ruszyłem do Ośrodka Badań. Przede mną było pięcioro ludzi. Gdy przyszłą na mnie kolej wszedłem do pomieszczenia. Przy biurku siedział starszy mężczyzna z okularami na nosie i coś zapisywał. Pozostała dwójka lekarzy stała przy kozetce, na która kazali mi usiąść. Wypełniłem ich polecenie i patrzyłem na nich wyczekująco.
- Imię i nazwisko.
- Siegrain Rasmussen - odpowiedziałem.
- Wiek?
- 22 lata.
- Dobrze, przejdźmy dalej... Imię ojca i matki?
Spojrzałem się na niego czy oby nie żartuje, ale pytał na poważnie. Nie znałem odpowiedzi na to pytanie. Wiele razy sam zastanawiałem się jak mieli na imię, jak wyglądali.
- Nie wiem.
- Rodzeństwo.
- Nie pamiętam...
- Znasz kogoś o imieniu Lucy?
Teraz mężczyzna siedzący za biurkiem zostawił pisanie i spojrzał się na mnie wyczekująco. Dwójka mężczyzn też nie spuszczali mnie z oczu Wyglądali jak lwy gotowe do ataku. Lucy to moja siostra. Ją najbardziej zapamiętałem. Pamiętam jej kolor oczu, uśmiech, jej minę jak się złościła. Chciałem im to powiedzieć, lecz podświadomie czułem, że to będzie zła decyzja. Nie chciałbym mieć jakiś kłopotów przez to.
- Lucy? - spytałem udając głęboko zamyślonego - Nie wiem - pokręciłem głową.
- Na pewno? - dopytał się
Czułem jak oblewa mnie zimny pot. Dowiedzą się. Domyślą, że ją pamiętam i znów usuną mi pamięć. Jeszcze nie pozbierałem się po ostatnim razie. Pamiętam tylko Taigę, której nie chcę zapomnieć.
- Nie pamiętam... Poznałem ją już kiedyś? - spytałem - Kto to jest?
- Ty nam powiedz - nie dawał za wygraną.
Przez kilka następnych minut pytali się tylko o nią. Zadawali podchwytliwe pytania. Nie jestem dobrym aktorem, ale udawało mi się odpowiadać wymijać.
- To już będzie na tyle - odezwał się czarnowłosy.
Zacząłem się podnosić, lecz zatrzymał mnie jeden z lekarzy stojących przy kozetce. Spojrzałem się na niego pytająco.
- Jeszcze tylko pobiorę trochę krwi.
Po badaniach wróciłem do domu. Zrobiłem sobie spóźniony obiad. Wieczorem poszedłem się przejść. Mijając park dostrzegłem znajomą sylwetkę. Zatrzymałem się i chwilę się zawahałem. Wydarzenie z jej zakupami sobie przypomniałem. Płatki kukurydziane też wydawały mi się znajome. Niestety nie mogłem sobie przypomnieć księgarni, sklepu. Nie chciałbym jej urazić tym, że tak niewiele pamiętam. Miałem już odejść w przeciwną stronę, gdy odwróciła się w moją stronę. Zrezygnowałem z ominięcia parku i podszedłem do dziewczyny.
- Cześć - powiedziałem
- Jednak mnie pamiętasz? - spytała
- Nazywasz się Taiga, niosłem ci zakupy i podałem płatki kukurydziane - dodałem - Przez cały dzień próbuje sobie wszystko przypomnieć. Niestety nie potrafię. Dałaś mi dużo do myślenia podczas ostatniego spotkania. Niestety zapomniałem twój adres zamieszkania.
- Bo go ci nie podałam - uśmiechnęła się - Cierpisz na amnezję? - zapytała.
- Co? Nie, nie - pokręciłem głową - Zabrali mnie na obowiązkowe badania, nawet domyślam się co było tego powodem.
- Opowiesz mi?
- Czemu nie? Tylko może nie tutaj. Robi się zimno i chyba znowu zapowiada się na deszcz.
- Niech będzie, to gdzie idziemy?
- Mieszkam niedaleko - odparłem - Nikt nie będzie się kręcił w pobliżu.
- Do czegoś zmierzasz? - zapytała zakładając ręce
- Nie, nie skąd Przecież mnie znasz...
- Tylko jeden dzień - dodała - Prowadź
Weszliśmy do mojego domu i poszliśmy do salonu. Taiga rozsiadła się wygodnie na sofie i ziewnęła. Poszedłem do kuchni zrobić gorącej czekolady. Kawa się skończyła a herbaty nie posiadam. Z dwoma kubkami w dłoni poszedłem do salonu. Podałem kubek Tai a sam z kubkiem w ręku usiadłem na fotelu.
- A teraz opowiadaj co było powodem, że o mnie zapomniałeś - powiedziała wyczekująco.
- Badania. - odparłem.
- I co z nimi? Nie po to tu przyszłam by dowiedzieć się tylko tyle.
- Daj mi skończyć - uśmiechnąłem się widząc jej zniecierpliwienie.
- Kończ - odparła upijając łyk czekolady
Pokręciłem rozbawiony głową. Chwyciłem kubek dwiema dłońmi ogrzewają je.
- Wczoraj była rocznica śmierci mojej siostry.
- Masz siostrę?
- Miałem. Zginęła w wypadku kilka lat temu. Tylko ją zapamiętałem z wcześniejszego życia. Ona nie mieszkała w Aberdeen. Wszystkie wspomnienia ze starego życia przepadły a pamięć o niej jako jedyna przetrwała. Pytałem się o to lekarzy z Ośrodka Badań, lecz oni stwierdzili, że sobie ją wymyśliłem. Powiedzieli, że cierpię na amnezję i dlatego nic nie pamiętam. Uwierzyłem im z początku. Tego samego dnia zaraz po rozstaniu z tobą znaleźli mnie gdy odnosiłem ci zakupy. Nie miałem wyboru, musiałem z nimi jechać. Potem miałem kompletną pustkę w głowie. Pamiętam tylko dzisiejszy dzień, Lucy i niektóre wydarzenia z Tobą z wczoraj. Dlatego nie mogę nikomu rozpowiadać o Lucy. - zakończyłem wpatrując się w parujący kubek.
Byłem już skołowany całym tym życiem. Nie rozumiem tego świata i jego zasad, praw jakimi się rządzi.
- Nie martw się - odezwała się po chwili - Jeśli o mnie chodzi, to nie wspomnę nikomu o tym, że pamiętasz swoją siostrę. Słyszałam o osobach, które pamiętają urywki ze swojego starego życia, zanim zamieszkali pod tą szklaną kopułą. Często odwiedzają Ośrodek Badań.
Podniosła się z kanapy i zaczęła rozglądać się po pomieszczeniu
- Całkiem ładne mieszkanie - powiedziała zatrzymując się przy rysunkach powieszonych na ścianie - Rysujesz?
- Tak, czasem jak mam czas to rysuję.
- Ładne - wskazała na rysunek przedstawiający dziecko z kotkiem na ręku przy fontannie w parku. - Kto to?
- Nie pamiętam.
- Faktycznie, zapomniałam - zaśmiała się
Odłożyłem swój kubek na stolik i poszedłem po blok i dzisiejszy rysunek.
- To jest jedyna praca, gdzie wiem kto na niej jest przedstawiony.
Podałem jej kartkę z jej rysunkiem. Drobna postać stojąca z parasolem wśród deszczu.
- Kiedy mnie widziałeś z parasolem?
- Jechałem wtedy na badania. Chciałem ci oddać zakupy, ale nie mogłem wysiąść. Widziałem jak szłaś chodnikiem. To ostatni raz jak cię wtedy widziałem, dlatego pewnie go zapamiętałem. - dodałem.
(Taiga?)