środa, 3 sierpnia 2016

Od Elainy - C.D Toshiro

Po odejściu chłopaka, który przedstawił mi się jako Toshiro, warknęłam sama do siebie, jednak było to skierowanie w jego stronę, mimo tego, iż pewnie nie usłyszał, ale zresztą nieważne. Nienawidziłam, gdy ktoś mi rozkazywał. I najczęściej w ogóle nie dostosowywałam się do danych mi rozkazów, lub zmieniałam je na jak największa moją korzyść. Jednakże... W przypadku z jasnowłosym chłopakiem, z własnej woli wykonam dane mi przez niego polecenie. Powodem była chęć i pragnienie zemsty. Chociaż, tak w sumie, jakby pomyśleć dłużej, nie miałam się na nim za co mścić, ale zemsta zawsze jest słodka, nawet jeśli nie ma do niej chociażby jednego, marnego powodu i jest bezpodstawna. Pomijając to, ja już jestem taka mściwa i wątpię, żebym kiedykolwiek się zmieniła. Nie mam po co, a poza tym, nie chcę. I tyle. Gdy po spotkaniu z Toshiro uspokoiłam się i opanowałam na tyle, by myśleć trochę bardziej rozsądnie niż kilka chwil wcześniej, stłumiłam w sobie chęć wysłania za chłopakiem kilku z moich cienistych stworzeń czy choćby jednego z nich. A dokładniej piekielnych wilków, bo ich sposób zabijania był długi, cichy, bolesny i brutalny. Te zwierzęta cieszyły się z pozbawiania życia i skazywały swoje ofiary na tortury i bezlitosną śmierć z męczarniach w swoim wykonaniu. Wszyscy moim słudzy z cieni wykonywali dane im przeze mnie rozkazy w bardziej niż zadowalający sposób, jednak to ogary zajmowały na mojej nieistniejącej liście najlepszych zabójców jedno z pierwszych, szczególnych, najlepszych miejsc. Wracając do tematu, kilka chwil po odejściu Toshiro jednym ruchem ręki poprawiłam sobie włosy i odetchnęłam głęboko, po czym odeszłam w stronę domu, pod który podszywał się ośrodek Rimear. Taaak, wbrew swojej woli musiałam nazywać domem miejsce pod kopułą dla psychopatycznych naukowców i ich królików doświadczalnych, do których sama zresztą od niedawna się zaliczałam.
*Następnego dnia*
Obudziłam się i zarówno wstałam trochę po świcie. Jedną z moich pierwszych myśli było to, że mam się dziś spotkać ze złotowłosym chłopakiem o imieniu Toshiro. Wczorajszego dnia spotkaliśmy się mniej więcej w południe, dlatego miałam wiele czasu. Ubrałam się jak zwykle, a raczej w to, w co najczęściej się ubieram, czyli w czarne spodnie i bluzę z kapturem w tym samym kolorze. Zjadłam śniadanie i szybko, cicho wyszłam z budynku, w którym mieszkałam, wcześniej jednakże zakładając kaptur na głowę. Zmierzając w stronę miejsca, w którym wczoraj się spotkaliśmy, o ile można to było nazwać spotkaniem, dzięki Animali ombreggiati, jednemu z ataków mojej Arcany, przywołałam Death, mojego ulubionego cienistego wilka, a raczej wilczycę. Jak samo jej imię wskazuje, Di, jak na nią czasem mówiłam w skrócie, niosła śmierć ze sobą wszędzie tam, gdzie szła. Nie życzyłam jeszcze Toshiro śmierci, jednakże Death była dobrą osłoną i ochroną - po co brudzić sobie ręce, twój wierny sługa wilk zabije za ciebie. Death była stworzona z cieni, więc na pierwszy rzut oka, ktoś, kto nie wie o jej istnieniu, nie zobaczył jej ani nie dotknął, nie jest świadomy jej istnienia. I dobrze, na moją i jej korzyść. Gdy dotarłyśmy na miejsce, Toshiro jeszcze nie było. Nie musiałam jednak na niego długo czekać, gdyż po chwili się zjawił. Bezszelestnym, niespiesznym krokiem podeszłam do niego.
- Witaj, Toshiro. - wymruczałam, a w ciągu ułamka sekundy przez mój wzrok przemknęło rozbawienie. - Moja znajoma nie wie, jak wygląda ufo. Dasz mi swoje zdjęcie, żebym mogła jej pokazać?
<Toshiro?>

Od Taigi - C.D Kaito

Byłam całkowicie zadowolona z jego pomysłu, księgarnia to jedno z tych miejsc, w których mogłabym spędzać całe dnie i jeszcze dłużej. Od razu zadowolona ruszyłam do działu, gdzie znajdowały się moje mangi. Wzięłam głęboki oddech, napawając się cudownym zapachem nowych i świeżych książek, których jeszcze nikt nie trzymał w rękach. To podniecające, że jako pierwsza mogę je dotykać, mogę stać się ich jedyną właścicielką, tą pierwszą i ostatnią, która będzie wertować ich kartki. Z uśmiechem na ustach zaczęłam wybierać nowe tomy tytułów, które były mi już bardzo dobrze znane. Do moich rąk wpadł jeden romans i dwa kryminały. Odwróciłam się, aby wyłapać wzrokiem Kaito, ale jakby zaginął wśród tych wszystkich regałów. Dostrzegłam go, jak oglądał jakieś książki, jak miewam była to fantastyka . Stanęłam obok niego i pokazałam zadowolona swoje zdobycze
- Zobacz co mam - Powiedziałam zadowolona
- Mhm - Nawet na mnie spojrzał, tylko wciąż czytał tył jednej z książek
- No, ale Kaito zobacz - Jęknęłam niezadowolona, nadymając policzki trochę jak dziecko - Może wybierzesz też coś dla siebie z mang - Zaczęłam, ale jedyne co usłyszałam to tylko ponowne "mhm". Położyłam ręce na biodrach i spojrzałam na niego rozżalona, jak on może nawet na mnie nie spojrzeć, kiedy pokazuje mu co właśnie znalazłam na półce. Patrzyłam na niego przez chwilę po czym wpadłam na iście, genialny pomysł, aż sama byłam zaskoczona, że wpadł mi teraz do głowy. Zrobiłam kilka kroków, po czym rzuciłam się na niego od tyłu, trzymając ręce na jego barkach, a dłonie miałam wysunięte przed jego twarzą z mangami
- Fajne co nie? - Zachichotałam, kiedy ten wręcz podskoczył
- Dlaczego mnie tak straszysz? - Wymruczał i dopiero teraz zwrócił uwagę na moje skarby. Cierpliwie czekał aż pokaże mu wszystkie
- Nie straszę, po prostu nie chciałeś mnie słuchać, więc musiałam jakoś zwrócić Twoją uwagę - Uśmiechnęłam się, ponownie stając obok niego - A Ty wybrałeś coś dla siebie? - Przechyliłam głowę, starając się przeczytać tytuły książek, które trzymał w dłoniach
- Wydaje mi się, że tak - Jedną zachował w prawej dłoni, natomiast pozostałe odłożył na półkę - Idziemy do kasy?
- Jak najbardziej - Zadowolona pobiegłam przodem, a co za tym idzie, jako pierwsza również byłam przy kasie. Z uśmiechem przekazałam pieniądze kobiecie, która zapakowała moje zakupy w siateczkę. Poczekałam jeszcze na Kaito, który również otrzymał siatkę z logiem księgarni. Oboje wyszliśmy na dwór, gdzie panował już chłód - Dziękuje za miły dzień - Odwróciłam się do niego - Powiedz, masz jakieś plany na wieczór?
- Na wieczór? - Powtórzył zaskoczony, po czym zamyślił się chwilę. Miałam wrażenie, że ma w głowie swój własny kalendarz w którym właśnie sprawdza wolne daty i godziny. Cały czas stałam naprzeciwko niego, czekając cierpliwie, aż w końcu mi odpowie - Dlaczego... Pytasz?
- Chciałabym Ci coś pokazać, a widać to jedynie wieczorem. To co spotkamy się o 20 przed parkiem? - Przechyliłam głowę z uśmiechem, który zazwyczaj mi towarzyszył w takich sytuacjach
- No dobrze... O 20 przed parkiem - Skinął w końcu zgodnie głową . Również zrobiłam podobny ruch i machając reklamówką wróciłam do siebie.
W mieszkaniu, zajęłam się przyrządzeniem obiadu, chociaż lepiej zabrzmi jak powiem, że nie starałam się spalić kuchni. Na końcu moje danie, było zupełnie czymś innym, niż to na obrazku w książce kucharskiej. Nie rozumiem jak to możliwe, skoro robiłam wszystko bardzo dokładnie, a mimo to i tak moje danie wyglądało jak coś niejadalnego. Wzięłam się za odwagę i włożyłam widelec do ust. W smaku było nijakie, jednak kiedy dodałam jeszcze trochę soli i pieprzu stało się nawet zjadliwe. Dumna z siebie, usiadłam na kanapie w salonie i zaczęłam przeglądać jedną mangę.
Przed godziną 20, zabrałam z wieszaka jedną z czarnych bluz i podskakując udałam się na miejsce spotkania. Dochodząc do wejścia parku, zauważyłam stojącego Kaito, który rozglądał się na wszystkie strony. Chciałam podejść jak najciszej, lecz kiedy już byłam obok niego i chciałam skoczyć, aby go wystraszyć, ten odwrócił się do mnie gwałtownie
- O jesteś już - Zrobił to tak nagle, że sama odskoczyłam na bok i pisnęłam cicho
- P-Przestraszyłeś mnie - Wymamrotałam, chowając swoje usta w bluzie
- Coś mi chciałaś pokazać - Zaczął od razu, ale zauważyłam, że kącik jego ust delikatnie się podniósł co wywołało u mnie uśmiech. Złapałam go za rękę i zaczęłam ciągnąć go w jedną stronę. Nie sprzeciwiał się, wręcz przeciwnie, posłusznie szedł obok mnie, nawet mu nie przeszkadzało, że trzymam go za rękaw jego bluzy. Nie wiem czy był aż tak zaciekawiony tym, czy najzwyczajniej w świecie mu to nie przeszkadzało Po kilku zakrętach, stanęliśmy przed większą górą, do której prowadziły schodki. Na samej górze, znajdowało się kilka ławek i jakiś pomnik, czy coś podobnego.
- Trochę nam zajmie zanim tam wejdziemy - Westchnęłam, patrząc na samą górę. Od razu wskoczyłam na drugi stopień, odwracając się, żeby spojrzeć na Kaito - Idziesz?
- Możemy tam polecieć... Będzie szybciej.... Jeśli chcesz - Rozłożył swoje skrzydła, wpatrując się w cel naszej podróży
- Pewnie - Ze śmiechem zeskoczyłam, aby znaleźć się obok niego - Ale nie będę za ciężka? - Na to pytanie, jedynie pokiwał przecząco głową. Ustawiłam się do niego tyłem, żeby mógł mnie złapać tak, abym nie spadła, kiedy wbił się w powietrze, zaczęłam się śmiać jak małe dziecko. Rozłożyłam ręce na wzór "samolotu" - Patrz Kaito, ja latam! Pierwsze raz latam! - Pierwszy raz czułam taki powiew wiatru, pierwszy czas czułam tak przyjemne uczucie, a co najważniejsze, pierwszy raz latałam. Czując pod stopami grunt, poczułam pewne zawiedzenie. Tam w powietrzu miałam wrażenie, że mam zupełnie inne życie, poczułam się całkowicie wolna, bez żadnych ograniczeń, zasad czy strachu, przed tym co przyniesie następny dzień
- Tutaj nic nie ma - Spojrzał na mnie jakby pytając, co my właściwie tutaj robimy. Z uśmiechem wskoczyłam na ławkę i wysunęłam dłoń ku niebu

- Tutaj jest więcej niż nam się wydaje - Uśmiechnęłam się sama do siebie. Odwróciłam się do niego z uśmiechem - Słyszałam, że każda gwiazda to dusza, która zasłużyła na to, aby o niej nie zapomnieć, taka która zrobiła na ziemi, coś niesamowitego, tylko dla każdego to słowo oznacza co innego - Zaśmiałam się cicho - Wiesz Kaito, kiedyś będziemy tam świecić obok siebie zobaczysz! - Podałam mu rękę, aby stanął obok mnie - Jak brat i siostra - Dodałam nieco ciszej z uśmiechem, który różnił się od tego, który nosiłam na swojej twarzy zazwyczaj. Ten wyrażał prawdziwe szczęście, cóż można by rzec, że nawet mnie stać na szczery uśmiech, który pochodzi prosto z serca.

Kaito?

Od Natsume - C.D Mai

Naprawdę byłem zadowolony z tego, że dziewczynie się tutaj podoba. Nie często miałem okazję wyjść poza ośrodek, a w dodatku z kimś innym. Nie mówiąc już o tym, że Mai nie była Sigmą. Nadal trochę nie dowierzałem, że tak łatwo było mi ich przekonać do zabrania jej poza kopułę ośrodka. Normalnie było to dla mnie tak nienaturalne, że czułem w tym jakiś podstęp… ale później będę się o to martwił. Nadal mieliśmy cały dzień, który mogliśmy dosyć ciekawie i fajnie wykorzystać, będąc tutaj. Aktualnie jednak zajęci byliśmy znalezieniem jakiegoś skrawka plaży dla siebie, wszędzie pełno było jednak już ludzi. Minęło dobre piętnaście minut, zanim udało nam się coś znaleźć, ale chyba było warto. Za nami była jakaś knajpka, gdzie możemy iść potem na obiad. Rozłożyliśmy ręczniki, wciskając się gdzieś. Usiadłem na swoim ręczniku, zdejmując koszulkę, teoretycznie mógłbym już iść do morza, ponieważ kąpielówki już miałem na sobie.
- Nie wzięłaś stroju kąpielowego? – zapytałem dziewczynę która nadal nie ściągała swojego ubrania.
- Nie mam – pokręciła głową.
- Jeśli chcesz, możemy iść kupić… za ulicą są jakieś sklepy ze strojami i sprzętem do plażowania… - I nie, nie mów, że nie trzeba… kupię Ci.
Zrezygnowana dziewczyna, nie miała już nic do gadania więc poszła ze mną. Wcześniej jeszcze poprosiliśmy jakąś parkę, która siedziała obok nas, o popilnowanie naszego miejsca. Sprawę z kostiumem Mai załatwiliśmy szybko, wybrała tak naprawdę pierwszy lepszy, z jak najniższą ceną. Zapłaciłem za zakup dziewczyny, następnie mierzwiąc jej białe włosy.
- Głupol – powiedziałem prychając, po chwili się jednak uśmiechnąłem. – Tam są przebieralnie, przebierz się i idziemy do morza.
- Nie wiem, czy to dobry pomysł…
- Dlaczego? – zapytałem zdziwiony.
- Nie… nie potrafię pływać – powiedziała zarumieniona.
A więc w tym jest problem. Teraz trochę mi głupio, że wyciągnąłem dziewczynę w takie miejsce, mogłem pomyśleć o czymś innym. Ale z drugiej strony, nie wiedziałem o tym.
- To nic – uśmiechnąłem się – Nie pozwolę Ci utonąć, chodź… będzie fajnie.
Dziewczyna jeszcze przez chwilę stała tak niepewnie, zastanawiając się, jednak niepewnie przytaknęła i powiedziała, że zaraz wraca. Poczekałem chwilę na dziewczynę, która przebrała się szybko i sprawnie. Ciężko było mi to przyznać, jednak ciało dziewczyny idealnie prezentowało się w jej nowym kostiumie kąpielowym. Zanim weszliśmy do wody, Mai odstawiła swoje ubrania do torby, która grzecznie leżała sobie na kocyku. Nie, nie było tutaj nawet mowy o kradzieży, jakby nie patrzeć, plaża była naprawdę pilnie strzeżona… plus musiałbym potem pogratulować ewentualnemu złodziejaszkowi osobiście, a to nie byłoby dla tego kogoś ciekawe. Podeszliśmy do wody, która była chłodna, nie była jednak lodowata, po prostu idealna w taką gorącą pogodę.
- Wchodzimy? – zapytałem.
- Ja… ja sama nie wiem.
- Nie pójdziemy daleko, możesz złapać mnie za rękę. – powiedziałem wyciągając w jej stronę dłoń.
Z początku spojrzała na mnie jakoś tak dziwnie, jakbym zaproponował jej niewiadomo co. Jednak ostatecznie złapała mnie za dłoń z uśmiechem, chyba jednak trochę mi ufała… Poprowadziłem ją powoli przed siebie i zatrzymałem się, kiedy woda sięgała jej do pasa. Zniżyłem się nieco, nadal trzymając ją za rękę, byłem teraz na tej samej wysokości co ona. Delikatnie, pociągnąłem ją w swoją stronę.
- Nie wiem, czy chcę iść dalej…
- Nauczę Cię kiedyś pływać, zobaczysz – zaśmiałem się.
- Jak chcesz.
Chwilę tak… pochodziliśmy? Popływaliśmy? Nie mam pojęcia, jak to dokładniej nazwać. Wyszliśmy może po piętnastu minutach, ponieważ Mai zrobiło się zimno. Kiedy tylko usiedliśmy na swoich ręcznikach, dziewczyna wyjęła ze swojej torby jeszcze jeden, zarzucając go na swoje plecy i wycierając się.
- Nie spieczesz się? – zapytałem spoglądając na jej bladą skórę.
- No może trochę… racja, posmaruję się kremem.
Wyciągnęła z torby krem, który zaczęła wcierać w całe swoje ciało. Może troszkę mi się zdawało, ale koniuszek jej nosa, już zaczął się robić czerwoniutki. Jakoś tak odruchowo się uśmiechnąłem, na całe szczęście mnie nigdy nie opalało na takiego buraczka, tylko od razu na ‘’złoto’’ niezależnie od tego, jak bardzo świeciło słoneczko.
- Em Natsu… - usłyszałem po chwili cichy głos dziewczyny – Pomógłbyś mi z plecami?
- Co? – zapytałem jak głupi – Ach… tak, jasne!
Przysunąłem się do niej, biorąc krem i nabierając go trochę na dłonie. Rozprowadziłem go po jej plecach, które już zaczęły się robić ciepłe, jeszcze chwila i naprawdę zrobiłby się z niej taki uroczy raczek. Kiedy skończyłem, oddałem jej krem, następnie kładąc się na swojej połowie [ach te połączone ręczniczki 8)]. Miałem teraz ochotę poleniuchować na słoneczku, czyli najpewniej zdrzemnąć się.

(Mai?)

Od Elainy - C.D Evan'a

Jednym, i chyba jedynym z moich celów w ośrodku o niewdzięcznej nazwie Rimear Center było wybicie wszystkich naukowców, co do jednego, a przynajmniej uświadomienie im, jak wielkie było cierpienie ludzi, których skazali na uwięzienie pod kopułą dla własnych, chorych planów i ambicji. Może nigdzie tego nie zapisałam i nikt o tym nie wiedział. No cóż, jestem samowystarczalną egoistką, a to chyba wiele wyjaśnia. W tej sprawie, a w innych pewnie też. Cóż, nie mój problem, jeśli komuś przeszkadza mój charakter. Ja taka już jestem i nie zamierzam się zmieniać, a już na pewno nie dla kogoś, po to, żeby go uszczęśliwić. Co to, to nie - nie ja. Wracając do tematu, cieszyłam się z każdego wykonanego przeze mnie zabójstwa każdego naukowca. Dzięki tym pojedynczym śmierciom zbliżam się do osiągnięcia celu. Jeśli któremukolwiek naukowcowi morderstwa pobratymców będą przeszkadzać, mogą mnie zabić. Proszę bardzo. I tak nie mam dla kogo żyć. Niech jednak nie myślą, że podam im się jak danie na talerzu. Co to, to nie - nie ja, po raz drugi. Jednakże, jeśli nie będą chcieli mnie zabijać, może mnie wypuszczą. Chociaż nie wiem, co robiłabym poza ośrodkiem, wolna. Pewnie cieszyłabym się z tej wolności. Jak długo, sama nie wiem. I wolę nie wiedzieć. Nie zamierzam jednak zaprzestać zabijania aż do własnej śmierci lub do opuszczenia Rimear, co ewidentnie jest nierealnym marzeniem, gdyż naukowcy prędzej sami mnie zabiją, niż wypuszczą na wolność. Cóż, marzyć zawsze można, mimo tego, że marzenia nie są w moim stylu. Ja nie marzę - nie mam po co. A moim jedynym marzeniem jest wolność lub zrealizowanie planu. Pierwsze to niedoczekanie, drugie jest i będzie długotrwale i czasochłonne oraz najpewniej trudne. Dla wolności jednak chyba warto się poświecić, czyż nie? Zresztą to obecnie jest mniej ważne. Gdy Death i reszta moich cienistych wilków zabiła drugiego dzisiaj naukowca, zaśmiałam się krótko i drapieżnie. Jak mawiają, dopóki walczysz, jesteś zwycięzcą. Ja nie lubiłam przegrywać. A ta chwila należała do mnie, gdyż tryumfowałam. I nikt mi w tym nie przeszkodzi, bo mnie nie jest łatwo przekonać. A już na pewno nie zrobi tego pierwszy lepszy chłopak, któremu żal jest tak bardzo biednych naukowców, ewidentnie ślepy na ich poczynania i na to, że go wykorzystują.
Nagle usłyszałam ciężkie, powolne kroki. Odwróciłam się i zobaczyłam chłopaka, którego znokautowałam, że tak to nazwę - Evan'a. Moje wilki zawarczały głucho, ukazując swoje zęby, a raczej kły, w całej swojej okazałości. Zanim rzuciły się na przybyłego chłopaka, zdążyłam zatrzymać je szybkim, oszczędnym ruchem ręki. Posłusznie zamarły w bezruchu, uprzednio jednak przyjęły pozycję gotową do ataku. Dalej jednak warczały na czarnowłosego.
- Czego chcesz? - syknęłam i skrzyżowałam ręce.
<Evan?>

Od Anjiki - C.D Toshiro

-Do widzenia-odpowiedziałam mu grzecznie kiedy odchodził.
Schowałam książkę do torby i wstałam otrzepując spódnicę z niewidzialnych paprochów.Po rozmowie z chłopakiem, który wciąż i wciąż szukał Taigi ruszyłam do domu. Wzięłam leki, które powinnam wziąć o tej porze. Postanowiłam pokazać Taidze tę książkę. “Cienie na księżycu” Przed wyjściem jednak postanowiłam wziąć prysznic. Ciepła woda powoli obmywała moje białe ciało. Przymknęłam oczy. Słowa jasnowłosego chłopaka: “Wbrew pozorom, jestem dla niej kimś ważnym” odbijały mi się w głowie. “Może to jej brat”pomyślałam. Właściwie to ich oczy były podobne. Westchnęłam. Postanowiłam porozmawiać z Taigą. Może uda mi się ją przekonać, żeby porozmawiała z tym dziwnym facetem. Może rzeczywiście jest kimś z jej rodziny. “Jeśli jest jej bratem lub kuzynem to fajnie ma. Przynajmniej będzie mieć kogoś bliskiego na tym końcu świata. Ciekawe, czy ja mam kogoś tam na świecie” pomyślałam. Tak na prawdę niewiele pamiętałam z mojego poprzedniego życia. Wiedziałam, że jestem z Finlandii, a moje imię znaczy “błogosławiona”. Ojciec mi je nadał. Jednak mogłam cały dzień próbować, a nie udałoby mi się przypomnieć jego twarzy czy chociażby głosu. Zimny strumień wody przywrócił mnie do rzeczywistości. Szybko zakręciłam wodę. Wysuszyłam się ręcznikiem i jeszcze wilgotne włosy zaplotłam w dwa warkoczyki.

anime girl original long hair twin braids glasses blue eyes black hair photo tumblr_neogutN8G71sujosuo1_1280_zps1b8e3b64.png Schowałam książkę do torby. I wyszłam z domu. Już powoli zmierzchało. Nie chciałam zastanawiać się ile czasu spędziłam pod prysznicem. Postanowiłam pójść na skróty. Przez drogę, gdzie nie było żadnych latarni ani ludzi. Od bardzo mądre. Drogę zastąpił mi jakiś facet.
-Co taka śliczna panienka robi w takim paskudnym miejscu jak to?-spytał.-Jeszcze możesz trafić na jakiegoś zboczeńca.
Cofnęłam się kilka kroków w tył.
-Zostaw mnie w spokoju-powiedziałam mrużąc oczy.
- No dalej chodź, lepiej to zrobić po dobroci, aniżeli po złości, prawda? - Ponownie zaczął się do mnie zbiliżać.
-Nie podchodź-powiedziałam wyciągając przed siebie parasolke.
Wtedy obok mnie pojawił się znajomy chłopak. Zgodnie z jego poleceniem odsunęłam się robiąc mu miejsce. Przywarłam do ściany, żeby mu nie przeszkadzać.
***
Kiedy było już po wszystkim wyciągnęłam chusteczkę i przyłożyłam do jego rozciętej wargi. Na co chłopak cofnął się przeklinając.
-Słownictwo-znów zwróciłam mu uwagę.
Przytrzymałam jego rękę by nie mógł się cofnąć. Mimo, że byłam drobna to miałam trochę siły.I znów przyłożyłam mu chusteczkę do wargi. Wcześniej wycierając mu brodę. Widok krwi jakoś za specjalnie mnie nie odstraszał.
- Nie dotykaj mnie, bo złamię swoją jedyną zasadę, jakiej przestrzegam.-powiedział kiedy znów przyłożyłam mu chusteczkę do wargi.-To tylko krew. Codzienność, zaraz przestanie więc schowaj tą chusteczkę, bo nie będziesz miała w co nosa wydmuchać.-Uśmiechnął się.
- Jest czysta. Nie zachowuj się jak dziecko!-powiedziałam poważnie, patrząc mu w oczy. Użyłam tonu nieznoszącego sprzeciwu. -Mogę zawsze kupić drugą.
Chłopak przewrócił oczami, ale wziął chusteczkę. To nie było zbyt grzeczne, ale postanowiłam mu odpuścić. W sumie nie był taki koszmarny, jak mi się na początku wydał. Uśmiechnęłam się delikatnie do niego.
-Co ci się twarz tak cieszy?-spytał.-Przecież tamten facet chwilę temu chciał cię zgwałcić.
Zaśmiałam się cicho, na to przypomnienie.
-Faktycznie. Masz rację-roześmiałam się perlistym śmiechem.
-Jeśli szukasz adrenaliny, to radzę ci jej poszukać w innym miejscu z dwóch powodów. Po pierwsze byłem pierwszy, a po drugie, jesteś drobna, a nie często ktoś tutaj chodzi…-powiedział wpatrując sie we mnie.-Dasz mi już spokój? Ja się pobawiłem. Ty żyjesz. Idę po sake.
Jego słowa znów wywołały u mnie śmiech. Podeszłam do ogrodzenia.

http://45.media.tumblr.com/4851cb0953a11f1e7a1da93c81a5bd97/tumblr_nz64zkMqPi1qe1bdeo1_500.gif Wieczorny wiatr rozwiewał mi włosy.
-Nie doceniasz mnie. Może i jestem drobna, ale umiem sobie radzić. Bo tak jak ty nie jestem człowiekiem. Znaczy nie do końca-powiedziałam powoli.
-Ta? Mogę już sobie iść?-spytał trochę niegrzecznie.
Nagle usłyszałam piekielny jazgot i odgłos wystrzałów. Szybko puściłam się biegiem w tamtym kierunku.
-Hej mała czekaj! To niebezpieczne!-wyrwało się chłopakowi.
Ja go jednak nie słuchałam. Biegłam najszybciej jak tylko mogłam. Moja szybkość mogła zadziwić niejednego. Dotarłam na rynek. Księżyc w pełni oświetlał cały okrąg placu. Na samym środku stały dwa wielkie białe wilki. Żyjąc na północy Finlandii widziałam wilki już wcześniej. Ale te były ogromne,a na dodatek białe. Matka, ojciec i dwoje młodych. Do nich zbliżali się naukowcy ze strzelbami. Puściłam się biegiem w ich kierunku.
-Ej stój oni mają broń!-usłyszałam słowa chłopaka.
Zawróciłam tylko po to by oddać mu okulary. Wcisnęłam mu je w dłonie.
-Popilnuj-krzyknęłam już odbiegając.
Pęd powietrza zdarł mi gumki z warkoczyków. I włosy teraz powiewały za mną jak długi czarny tren. Za późno dotarłam, gdyż dorosłe wilki zostały zabite. Mierzyli teraz do młodych. Przyśpieszyłam przebiegając między nimi.
-Nie!-krzyknęłam zasłaniając maluchy.
Jednak zanim cokolwiek się stało naukowcy pociągnęli za spusty. Odgłos wystrzałów rozdarł nocną ciszę. Skuliłam się na ziemi przyciskając wilcze dzieci do piersi.Pociski jednak zamiast zabić mnie i szczenięta rozbiły się na tarczy utkanej z cieni.
-Powiedziałam nie!-podniosłam głos stając prosto.
Moje oczy błyszczały krwistoczerwonym blaskiem.
-Odejdź stąd G66. One nie przeżyją bez matki-warknął jeden z naukowców.
-To mogliście ich nie zabijać!-krzyknęłam.
Powietrze przeszyła fala dźwiękowa drgającego powietrza, która raniła uszy tych wrogich dla mnie ludzi. Z pleców wyrosły mi skrzydła falującego mroku. Łańcuchy mroku owinęły się wokół moich ramion, a ostrza na ich końcu połyskiwały ostrzegawczo. To samo tyczyło się ostrzy, które zmaterializowały sie na moich dłoniach.
-Jeśli będziecie chcieli je zabić musicie zabić najpierw mnie!-przyjżałam się z osobna każdemu członkowi tej obławy. Jeśli mieli chociaż odrobinę oleju(i wiedzy o moich umiejętnościach) w głowie uciekną w ciągu trzech...dwóch...jednej...sekundy. A jednak wciąż tam stali wpatrując się we mnie jak ciele na malowane wrota. Kucnęłam i pogłaskałam szczenięta.
-Przepraszam-szepnęłam do leżących na ziemi ciał rodziców wilków. -Przepraszam.
Po moich policzkach zaczęły spływać łzy. Duża wilcza łapa, białej wilczycy dotknęła mojego kolana. Kiedy na nią spojrzałam zawyła cicho. “Zaopiekuj się nimi. A będą cię chronić.Pomogą ci kiedyś.” mówiło jej spojrzenie zanim jej oczy się zamknęły, a ciało i oddech znieruchomiały.
-Obiecuję. Zajmę się nimi-szepnęłam.
Wszystkie sygnały ostrzeżenia zniknęły. Byłam znów zwykłą dziewczyną. Moje oczy znów przybrały najzwyklejszy w świecie błękitny kolor. Pogłaskałam martwe ciało matki wilczycy. Znalazłam na jej szyi naszyjnik z wilkiem wyjącym do księżyca. Podobny był zawieszony na szyi ojca. Zdjęłam je im i założyłam maluchom. Były na nie zbyt duże. “Potem je skrócę. Powinnam mieć coś idealnego do tej czynności.”pomyślałam. Naukowcy ulotnili się niczym powietrze z balonu. Wzięłam w ramiona szczenięta.
-Tylko tyle wam zostało po rodzicach-szepnęłam wtulając twarz w ich miękkie futro.
Białe wilki tak rzadkie. A pod Kopułą zostały zabite dwa zdrowe osobniki. Wstałam z bruku.
-Trzeba je pochować-powiedziałam do siebie, patrząc na martwe ciała wilków.
Poczułam czyjąś, ale znajomą obecność. Myślałam, że chłopak sobie poszedł kiedy naukowcy prysnęli. Nagle zalała mnie znajoma fala lęku. A jeśli to ta sigma, którą straszą nas naukowcy, żebyśmy nie robili głupst. Odwróciłam się przyciskając maluchy do piersi. Wpatrywałam się w niego nieufnym spojrzeniem czerwonych oczu.
http://cf067b.medialib.glogster.com/media/94/94b85f50f51477cc05afddf43c6e77200247190362afb9cdf1db069455d941ba/rosario-vampire-capu2-episode-1-blood-red-eyes.jpg
-Nie podchodź! -warknęłam cofając się.-Nie pozwolę ci ich zabić!
Cieszyłam się, że dziś jest pełnia. Mogłam mu chociaż uciec. Ale co dalej? Mogłam się schować gdzieś daleko od miasteczka. W ułamku sekundy każdy z moich zmysłów został postawiony w czujności. Nie ufałam mu. “Każdy może zdradzić każdego” rozbrzmiewało mi w głowie zdanie z książki. Znów się cofnęłam bo chłopak zmniejszył odległość między nami.
-Stój w miejscu!-krzyknęłam do niego.
Wywołało to tylko uśmiech niedowierzania i przewrócenie oczami.

<Toshiro?>