-Do widzenia-odpowiedziałam mu grzecznie kiedy odchodził.
Schowałam książkę do torby i wstałam otrzepując spódnicę z
niewidzialnych paprochów.Po rozmowie z chłopakiem, który wciąż i wciąż
szukał Taigi ruszyłam do domu. Wzięłam leki, które powinnam wziąć o tej
porze. Postanowiłam pokazać Taidze tę książkę. “Cienie na księżycu”
Przed wyjściem jednak postanowiłam wziąć prysznic. Ciepła woda powoli
obmywała moje białe ciało. Przymknęłam oczy. Słowa jasnowłosego
chłopaka: “Wbrew pozorom, jestem dla niej kimś ważnym” odbijały mi się w
głowie. “Może to jej brat”pomyślałam. Właściwie to ich oczy były
podobne. Westchnęłam. Postanowiłam porozmawiać z Taigą. Może uda mi się
ją przekonać, żeby porozmawiała z tym dziwnym facetem. Może rzeczywiście
jest kimś z jej rodziny. “Jeśli jest jej bratem lub kuzynem to fajnie
ma. Przynajmniej będzie mieć kogoś bliskiego na tym końcu świata.
Ciekawe, czy ja mam kogoś tam na świecie” pomyślałam. Tak na prawdę
niewiele pamiętałam z mojego poprzedniego życia. Wiedziałam, że jestem z
Finlandii, a moje imię znaczy “błogosławiona”. Ojciec mi je nadał.
Jednak mogłam cały dzień próbować, a nie udałoby mi się przypomnieć jego
twarzy czy chociażby głosu. Zimny strumień wody przywrócił mnie do
rzeczywistości. Szybko zakręciłam wodę. Wysuszyłam się ręcznikiem i
jeszcze wilgotne włosy zaplotłam w dwa warkoczyki.
Schowałam książkę do torby. I wyszłam z domu. Już powoli zmierzchało.
Nie chciałam zastanawiać się ile czasu spędziłam pod prysznicem.
Postanowiłam pójść na skróty. Przez drogę, gdzie nie było żadnych
latarni ani ludzi. Od bardzo mądre. Drogę zastąpił mi jakiś facet.
-Co taka śliczna panienka robi w takim paskudnym miejscu jak to?-spytał.-Jeszcze możesz trafić na jakiegoś zboczeńca.
Cofnęłam się kilka kroków w tył.
-Zostaw mnie w spokoju-powiedziałam mrużąc oczy.
- No dalej chodź, lepiej to zrobić po dobroci, aniżeli po złości, prawda? - Ponownie zaczął się do mnie zbiliżać.
-Nie podchodź-powiedziałam wyciągając przed siebie parasolke.
Wtedy obok mnie pojawił się znajomy chłopak. Zgodnie z jego poleceniem
odsunęłam się robiąc mu miejsce. Przywarłam do ściany, żeby mu nie
przeszkadzać.
***
Kiedy było już po wszystkim wyciągnęłam chusteczkę i przyłożyłam do jego rozciętej wargi. Na co chłopak cofnął się przeklinając.
-Słownictwo-znów zwróciłam mu uwagę.
Przytrzymałam jego rękę by nie mógł się cofnąć. Mimo, że byłam drobna to
miałam trochę siły.I znów przyłożyłam mu chusteczkę do wargi. Wcześniej
wycierając mu brodę. Widok krwi jakoś za specjalnie mnie nie
odstraszał.
- Nie dotykaj mnie, bo złamię swoją jedyną zasadę, jakiej
przestrzegam.-powiedział kiedy znów przyłożyłam mu chusteczkę do
wargi.-To tylko krew. Codzienność, zaraz przestanie więc schowaj tą
chusteczkę, bo nie będziesz miała w co nosa wydmuchać.-Uśmiechnął się.
- Jest czysta. Nie zachowuj się jak dziecko!-powiedziałam poważnie,
patrząc mu w oczy. Użyłam tonu nieznoszącego sprzeciwu. -Mogę zawsze
kupić drugą.
Chłopak przewrócił oczami, ale wziął chusteczkę. To nie było zbyt
grzeczne, ale postanowiłam mu odpuścić. W sumie nie był taki koszmarny,
jak mi się na początku wydał. Uśmiechnęłam się delikatnie do niego.
-Co ci się twarz tak cieszy?-spytał.-Przecież tamten facet chwilę temu chciał cię zgwałcić.
Zaśmiałam się cicho, na to przypomnienie.
-Faktycznie. Masz rację-roześmiałam się perlistym śmiechem.
-Jeśli szukasz adrenaliny, to radzę ci jej poszukać w innym miejscu z
dwóch powodów. Po pierwsze byłem pierwszy, a po drugie, jesteś drobna, a
nie często ktoś tutaj chodzi…-powiedział wpatrując sie we mnie.-Dasz mi
już spokój? Ja się pobawiłem. Ty żyjesz. Idę po sake.
Jego słowa znów wywołały u mnie śmiech. Podeszłam do ogrodzenia.
Wieczorny wiatr rozwiewał mi włosy.
-Nie doceniasz mnie. Może i jestem drobna, ale umiem sobie radzić. Bo
tak jak ty nie jestem człowiekiem. Znaczy nie do końca-powiedziałam
powoli.
-Ta? Mogę już sobie iść?-spytał trochę niegrzecznie.
Nagle usłyszałam piekielny jazgot i odgłos wystrzałów. Szybko puściłam się biegiem w tamtym kierunku.
-Hej mała czekaj! To niebezpieczne!-wyrwało się chłopakowi.
Ja go jednak nie słuchałam. Biegłam najszybciej jak tylko mogłam. Moja
szybkość mogła zadziwić niejednego. Dotarłam na rynek. Księżyc w pełni
oświetlał cały okrąg placu. Na samym środku stały dwa wielkie białe
wilki. Żyjąc na północy Finlandii widziałam wilki już wcześniej. Ale te
były ogromne,a na dodatek białe. Matka, ojciec i dwoje młodych. Do nich
zbliżali się naukowcy ze strzelbami. Puściłam się biegiem w ich
kierunku.
-Ej stój oni mają broń!-usłyszałam słowa chłopaka.
Zawróciłam tylko po to by oddać mu okulary. Wcisnęłam mu je w dłonie.
-Popilnuj-krzyknęłam już odbiegając.
Pęd powietrza zdarł mi gumki z warkoczyków. I włosy teraz powiewały za
mną jak długi czarny tren. Za późno dotarłam, gdyż dorosłe wilki zostały
zabite. Mierzyli teraz do młodych. Przyśpieszyłam przebiegając między
nimi.
-Nie!-krzyknęłam zasłaniając maluchy.
Jednak zanim cokolwiek się stało naukowcy pociągnęli za spusty. Odgłos
wystrzałów rozdarł nocną ciszę. Skuliłam się na ziemi przyciskając
wilcze dzieci do piersi.Pociski jednak zamiast zabić mnie i szczenięta
rozbiły się na tarczy utkanej z cieni.
-Powiedziałam nie!-podniosłam głos stając prosto.
Moje oczy błyszczały krwistoczerwonym blaskiem.
-Odejdź stąd G66. One nie przeżyją bez matki-warknął jeden z naukowców.
-To mogliście ich nie zabijać!-krzyknęłam.
Powietrze przeszyła fala dźwiękowa drgającego powietrza, która raniła
uszy tych wrogich dla mnie ludzi. Z pleców wyrosły mi skrzydła
falującego mroku. Łańcuchy mroku owinęły się wokół moich ramion, a
ostrza na ich końcu połyskiwały ostrzegawczo. To samo tyczyło się
ostrzy, które zmaterializowały sie na moich dłoniach.
-Jeśli będziecie chcieli je zabić musicie zabić najpierw
mnie!-przyjżałam się z osobna każdemu członkowi tej obławy. Jeśli mieli
chociaż odrobinę oleju(i wiedzy o moich umiejętnościach) w głowie
uciekną w ciągu trzech...dwóch...jednej...sekundy. A jednak wciąż tam
stali wpatrując się we mnie jak ciele na malowane wrota. Kucnęłam i
pogłaskałam szczenięta.
-Przepraszam-szepnęłam do leżących na ziemi ciał rodziców wilków. -Przepraszam.
Po moich policzkach zaczęły spływać łzy. Duża wilcza łapa, białej
wilczycy dotknęła mojego kolana. Kiedy na nią spojrzałam zawyła cicho.
“Zaopiekuj się nimi. A będą cię chronić.Pomogą ci kiedyś.” mówiło jej
spojrzenie zanim jej oczy się zamknęły, a ciało i oddech znieruchomiały.
-Obiecuję. Zajmę się nimi-szepnęłam.
Wszystkie sygnały ostrzeżenia zniknęły. Byłam znów zwykłą dziewczyną.
Moje oczy znów przybrały najzwyklejszy w świecie błękitny kolor.
Pogłaskałam martwe ciało matki wilczycy. Znalazłam na jej szyi naszyjnik
z wilkiem wyjącym do księżyca. Podobny był zawieszony na szyi ojca.
Zdjęłam je im i założyłam maluchom. Były na nie zbyt duże. “Potem je
skrócę. Powinnam mieć coś idealnego do tej czynności.”pomyślałam.
Naukowcy ulotnili się niczym powietrze z balonu. Wzięłam w ramiona
szczenięta.
-Tylko tyle wam zostało po rodzicach-szepnęłam wtulając twarz w ich miękkie futro.
Białe wilki tak rzadkie. A pod Kopułą zostały zabite dwa zdrowe osobniki. Wstałam z bruku.
-Trzeba je pochować-powiedziałam do siebie, patrząc na martwe ciała wilków.
Poczułam czyjąś, ale znajomą obecność. Myślałam, że chłopak sobie
poszedł kiedy naukowcy prysnęli. Nagle zalała mnie znajoma fala lęku. A
jeśli to ta sigma, którą straszą nas naukowcy, żebyśmy nie robili
głupst. Odwróciłam się przyciskając maluchy do piersi. Wpatrywałam się w
niego nieufnym spojrzeniem czerwonych oczu.
-Nie podchodź! -warknęłam cofając się.-Nie pozwolę ci ich zabić!
Cieszyłam się, że dziś jest pełnia. Mogłam mu chociaż uciec. Ale co
dalej? Mogłam się schować gdzieś daleko od miasteczka. W ułamku sekundy
każdy z moich zmysłów został postawiony w czujności. Nie ufałam mu.
“Każdy może zdradzić każdego” rozbrzmiewało mi w głowie zdanie z
książki. Znów się cofnęłam bo chłopak zmniejszył odległość między nami.
-Stój w miejscu!-krzyknęłam do niego.
Wywołało to tylko uśmiech niedowierzania i przewrócenie oczami.
<Toshiro?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz