Jednym, i chyba jedynym z moich celów w ośrodku o niewdzięcznej nazwie
Rimear Center było wybicie wszystkich naukowców, co do jednego, a
przynajmniej uświadomienie im, jak wielkie było cierpienie ludzi,
których skazali na uwięzienie pod kopułą dla własnych, chorych planów i
ambicji. Może nigdzie tego nie zapisałam i nikt o tym nie wiedział. No
cóż, jestem samowystarczalną egoistką, a to chyba wiele wyjaśnia. W tej
sprawie, a w innych pewnie też. Cóż, nie mój problem, jeśli komuś
przeszkadza mój charakter. Ja taka już jestem i nie zamierzam się
zmieniać, a już na pewno nie dla kogoś, po to, żeby go uszczęśliwić. Co
to, to nie - nie ja. Wracając do tematu, cieszyłam się z każdego
wykonanego przeze mnie zabójstwa każdego naukowca. Dzięki tym
pojedynczym śmierciom zbliżam się do osiągnięcia celu. Jeśli
któremukolwiek naukowcowi morderstwa pobratymców będą przeszkadzać, mogą
mnie zabić. Proszę bardzo. I tak nie mam dla kogo żyć. Niech jednak nie
myślą, że podam im się jak danie na talerzu. Co to, to nie - nie ja, po
raz drugi. Jednakże, jeśli nie będą chcieli mnie zabijać, może mnie
wypuszczą. Chociaż nie wiem, co robiłabym poza ośrodkiem, wolna. Pewnie
cieszyłabym się z tej wolności. Jak długo, sama nie wiem. I wolę nie
wiedzieć. Nie zamierzam jednak zaprzestać zabijania aż do własnej
śmierci lub do opuszczenia Rimear, co ewidentnie jest nierealnym
marzeniem, gdyż naukowcy prędzej sami mnie zabiją, niż wypuszczą na
wolność. Cóż, marzyć zawsze można, mimo tego, że marzenia nie są w moim
stylu. Ja nie marzę - nie mam po co. A moim jedynym marzeniem jest
wolność lub zrealizowanie planu. Pierwsze to niedoczekanie, drugie jest i
będzie długotrwale i czasochłonne oraz najpewniej trudne. Dla wolności
jednak chyba warto się poświecić, czyż nie? Zresztą to obecnie jest
mniej ważne. Gdy Death i reszta moich cienistych wilków zabiła drugiego
dzisiaj naukowca, zaśmiałam się krótko i drapieżnie. Jak mawiają, dopóki
walczysz, jesteś zwycięzcą. Ja nie lubiłam przegrywać. A ta chwila
należała do mnie, gdyż tryumfowałam. I nikt mi w tym nie przeszkodzi, bo
mnie nie jest łatwo przekonać. A już na pewno nie zrobi tego pierwszy
lepszy chłopak, któremu żal jest tak bardzo biednych naukowców,
ewidentnie ślepy na ich poczynania i na to, że go wykorzystują.
Nagle usłyszałam ciężkie, powolne kroki. Odwróciłam się i zobaczyłam
chłopaka, którego znokautowałam, że tak to nazwę - Evan'a. Moje wilki
zawarczały głucho, ukazując swoje zęby, a raczej kły, w całej swojej
okazałości. Zanim rzuciły się na przybyłego chłopaka, zdążyłam zatrzymać
je szybkim, oszczędnym ruchem ręki. Posłusznie zamarły w bezruchu,
uprzednio jednak przyjęły pozycję gotową do ataku. Dalej jednak warczały
na czarnowłosego.
- Czego chcesz? - syknęłam i skrzyżowałam ręce.
<Evan?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz