sobota, 6 sierpnia 2016

Od Natsume - C.D Mai

Godzina 18? W sumie czemu nie, do ośrodka mamy jakieś piętnaście minut drogi, nie powinniśmy się spóźnić. Powiedziałem dziewczynie, że z chęcią i na tym na razie zakończyliśmy temat. Oboje byliśmy zbyt głodni, żeby dalej prowadzić jakąkolwiek rozmowę. Czekaliśmy tak jeszcze parę minut na swoje zamówienie, co doprowadzało mnie do szału, jeśli chodzi o jedzenie, bywałem strasznie niecierpliwy. Kiedy wreszcie dostaliśmy nasze zamówienie, podziękowaliśmy i zaczęliśmy jeść. Jakimś dziwnym przypadkiem, ja i dziewczyna zamówiliśmy dokładnie to samo, czyli rybę z frytkami. Jedynie nasze napoje się różniły. Dziewczyna zamówiła colę, ja natomiast zostałem przy niegazowanej wodzie, za słodkimi napojami również nie przepadałem. No pomijając chyba tą gorzką czekoladę którą dostałem u dziewczyny, ona była całkiem znośna.
- Smacznego – powiedziałem do dziewczyny z delikatnym uśmiechem.
- Dziękuję i nawzajem – odpowiedziała krojąc rybę.
Zaśmiałem się cicho dalej jedząc. Nie spędziliśmy tam zbyt dużo czasu, byliśmy zbyt głodni, żeby jeść pół godziny jak to robili niektórzy w tej restauracji. Kiedy tylko skończyliśmy, postanowiliśmy się przejść, plaża zaczeka, a skoro w mieście nie ma aż tylu osób co przed chwilą, to czemu by z tego nie skorzystać? Wpierw weszliśmy do jakiegoś sklepu z pamiątkami, w którym była cudowna klimatyzacja. Stałem przy niej praktycznie przez cały czas, w którym Mai chodziła po małym sklepiku dotykając wszystko i przyglądając się wszystkiemu. Dla mnie to nie było może tak bardzo niezwykłe jak dla niej, ponieważ mogłem to mieć na co dzień, ale i tak miło mi się na nią patrzyło. To jej zafascynowanie, radość… od razu robiło się weselej. Może jeszcze kiedyś pójdziemy gdzieś indziej? O ile tylko będzie chciała… ale na pewno nie będzie to w najbliższym czasie, gorzko bym tego pożałował jeśli chodzi o naukowców.
- Patrz jakie fajne – powiedziała Mai z figurką delfina – Jak myślisz, moglibyśmy jakiegoś spotkać?
- Nie sądzę… chociaż w okolicy jest jakieś oceanarium czy coś w tym stylu… moglibyśmy tam zajrzeć, do 18 jeszcze sporo czasu.
- Masz rację… ale wpierw chciałabym się jeszcze rozejrzeć po kilku sklepach – zrobiła wręcz taką błagalną minkę, co mnie zdziwiło, nie musiała mnie o nic błagać, nie było to dla mnie problemem.
- W porządku – ponownie rozczochrałem jej włosy, również podchodząc do pamiątek – Chcesz coś? – kiedy dziewczyna pokręciła szybko główką, zaśmiałem się. – Wiem, że chcesz.
Ostatecznie kupiłem jej ładną, cieniutką bransoletkę która od razu założyła na swój nadgarstek. Przez jakąś godzinę łaziliśmy po kolejnych sklepach, jednak nie było w nich nic ciekawego, co można by było kupić. Dlatego nie mając nic do roboty, poszukaliśmy oceanarium, nie było go ciężko znaleźć. Praktycznie każdy wiedział jak tam dojść, więc z pomocą starszego Pana, dotarliśmy tam w pięć minut.
~
- Natsu chodź, mamy jeszcze piętnaście minut!
- No spokojnie, spokojnie zdążymy – powiedziałem spoglądając na zegarek.
17:45 mam nadzieję, że przynajmniej będzie tam chociaż trochę miejsca. W pobliżu długiego molo, były szafki w których można było zostawić swoje torby oraz plecaki, to w sumie dobrze, ponieważ tylko by nam zawadzały. Odstawiliśmy swoje rzeczy i już za chwilę polecieliśmy do miejsca rozpoczęcia.  Potańcówka zaczęła się równo o godzinie 18:00 tak jak pisało na ogłoszeniu, szkoda, że sztuczne ognie są dopiero o 23:00… dwie godziny wcześniej mamy być już w ośrodku. Z początku, przyznam szczerze, zachowywałem się drętwo, zresztą jak zwykle. Nawet wtedy, kiedy ktoś poprosił Mai do tańca, nie zareagowałem zbytnio, po prostu stałem opierając się o balustradę, pijąc już drugi kubeczek piwa.
- Natsume – powiedziała wreszcie dziewczyna kiedy skończyła już tańczyć – Jest dopiero 19… nie przesadź, nie dociągnę Cię potem do ośrodka – zaśmiała się.
- Ha, ha, ha – burknąłem – Nie będzie takiej potrzeby…
- No chodź, nie stój i nie udawaj kolejnego słupka – powiedziała ciągnąc mnie za dłoń
Dopiłem szybko piwo które wyrzuciłem do kosza i poszedłem za dziewczyną, no cóż, ładnie ułożony Natsu… to będzie coś nowego. Przez chwilę stałem tak jak kołek, nie wiedząc co mam ze sobą zrobić. Wszyscy tańczyli, śpiewali i śmiali się, nie odnajdywałem się nigdy na takich zabawach [no chyba, że będąc pod wpływem… no ale nie ręczę za siebie wtedy 8)))]. Dziewczyna jednak nie chciała mi odpuścić, rany… jaki uparciuch. W końcu jednak mnie ‘’przełamała’’ i nawet spodobał mi się klimat pasujący tutaj. Zanim się spostrzegliśmy, dochodziła już godzina 21.
- O cholera… Mai musimy wracać. – powiedziałem przerywając nasz taniec [dziki taniec tarzanów pewno].
- Nie możemy zostać dłużej… chciałabym zobaczyć sztuczne ognie…
Będziemy wtedy spóźnieni ponad dwie godziny, nie wiem jak zareagują naukowcy… ale z jakiegoś powodu, ja również nie chciałem wracać. Westchnąłem i ostatecznie zgodziłem się, jestem gotów przyjąć potem wszelkie konsekwencje na siebie. Zresztą i tak pewnie nie będą się do niej z tym odzywać, tylko polecą do mnie… no ale trudno. Parę razy, schodziliśmy z mola, żeby coś przegryźć lub po prostu odpocząć, jednak ostatecznie dotrwaliśmy do tej 23. Z początku wiele się nie działo, kilka pojedynczych wystrzałów. Jednak już po chwili, niebo rozjaśniły przeróżne kolory, oraz kształty. Mai z wrażenia, stojąc do mnie tyłem oparła się o moją klatkę piersiową, z uśmiechem oglądając sztuczne ognie. Położyłem dłonie na jej ramionach, również się temu przyglądając.

(Mai? Chyba mamy przekichane xddd)

Od Sebastiana - C.D Lou

Martwiłem się o stan Lou. Miała naprawdę wysoką gorączkę. Nie powinna była się za bardzo ruszać, a zwłaszcza gdzieś wychodzić... Ale...Przecież ja jej nie zatrzymam, nie jest dzieckiem, które trzeba mieć ciągle pod kontrolą. Po dłuższej chwili refleksji wstałem i zacząłem sprzątać. Dzięki temu, że ogarnąłem dom wcześniej nie miałem za dużo roboty. Jedynie musiałem pozmywać naczynia. Gdy skończyłem przeciągnąłem się zerkając na zegar. Dwudziesta. Ciekawe czy już spała? Potrząsnąłem przeczącą głowę chcąc odgonić od siebie zmartwienia. Przecież jasno dała mi do zrozumienia, że nie chce mojej obecności. Chce sama się wykurować. Poszedłem pod prysznic by pozbyć się napięcia jakie gromadziło się u mnie od samego rana. Stojąc w kabinie prysznicowej pozwalałem by krople wody z deszczownicy omywały moje ciało.  Ciepło cieczy przyjemnie rozluźniało mięśnie i chodź ciało czuło się jak nowe moją głowę nadal zaprzątała Lou i jej stan. Wychodząc spod prysznica postanowiłem ją jutro odwiedzić czy tego chce czy też nie. Poszedłem do sypialni wycierając włosy z nadmiaru wody, która skapywała z moich kosmyków tworząc miniaturowe kałuże na podłodze. Przebrałem się w moją ulubioną i dość znoszoną piżamę po czym ułożyłem się wygodnie w łóżku czekając na nadejście piaskowe dziadka, który przy pomocy swojego czarodziejskiego piasku, skrzącego się niczym złoty pył, wprowadzi mnie do krainy snów.
****
Nim się zorientowałem znów do mojego pokoju zagościły pierwsze promienie rannego słońca. Przecierając oczy by pozbyć się resztek snu przeciągnąłem się pobudzając w ten sposób mięśnie do pracy jakiej je czekała. Chodź pospałbym dłużej wstałem i jednym szybkim ruchem ubrałem się w swój standardowy strój, który stanowiły czarne spodnie i podkoszulek po czym zszedłem na dół w poszukiwaniu jakiejś medycznej książki. Po dłuższej chwili znalazłem ją. Gdy tylko ustawiłem księgę na stole zacząłem kartkować jej stronice w poszukiwaniu lekarstwa albo chociaż sposobu w jaki mógłbym pomóc mojej nowej koleżance. Mniszek lekarski, dżem z dzikiej róży, syrop z czarnego bzu...hmmmm.....Na przeziębienie i grypę najlepszy byłby ciepły rosół i dżem z dzikiej róży. Otworzyłem książkę kucharską i zacząłem szukać interesujące mnie przepisy, gdy je znalazłem ubrałem płaszcz i poszedłem do sklepu by zakupić potrzebne mi składniki.  Wróciwszy do domu zacząłem wszystko przygotowywać. Zajęło mi to prawie dwie godziny ale udało mi się ugotować cały garnek rosołu z domowej roboty kluseczkami i trzy słoiki dżemu z płatków i owoców dzikiej róży. To na pewno jej pomoże. Zapakowawszy wszystko ruszyłem do domu Lou. Znalazłszy się pod jej drzwiami zapukałem w nie. Odpowiedziała mi jedynie cisza, jakby nikogo tam nie było. Nacisnąłem na klamkę odkrywając ze zdumieniem, że drzwi są otwarte. Dziwne. Może ktoś już ją odwiedził  i zapomniała je zamknąć? Kto wie. Rozejrzawszy się po kuchni przygotowałem jej tosty z dżemem i miskę z rosołem po czym poszedłem do salonu gdzie na sofie spała Lou. Gdy ocknęła się czując zapach jedzenia oznajmiłem z lekko zakłopotanym uśmiechem:
-Martwiłem się o ciebie dlatego przygotowałem tobie ciepły rosół który pomoże ci wyzdrowieć.-Dziewczyna uśmiechnęła się jedynie słabo. Nie zdążyła nic odpowiedzieć ponieważ w domu rozbrzmiał dzwonek do drzwi. Zaciekawiony poszedłem sprawdzić kto to. Uchyliwszy wejście ujrzałem naukowców w białych kitlach. Niechętnie poszerzyłem otwór ukazując im się cały, teraz czułem się jak jakiś cel w który wymierzone były strzały z łuków jakie stanowiły ich oczy. Zła energia aż od nich biła.  Mężczyźni chcieli już wejść do środka jednak powstrzymałem ich gestem dłoni pytając:
-Jeśli mogę wiedzieć jaki jest cel waszej wizyty u Lousie Daquin?
-Planowaliśmy wziąć ją do badań. Z jej mocą jest coś nie tak
-Jest chora o to powód. Nie pozwolę wam jej nigdzie wziąć. Teraz powinna się kurować inaczej może jej się pogorszyć
-Nie obchodzi nas to
-A no tak zapomniałem obchodzą was wyniki. A co jeśli uświadomię niektórych z was? Otóż ze słabym zdrowiem nie da z siebie wszystkiego przez co wyniki nie będą prawidłowe a co za tym idzie wysnucie błędne wnioski. To już was chyba bardziej przekonuje czyż nie?-Naukowcy spojrzeli po sobie po czym jeden z nich oznajmił:
-Dobrze. Wrócimy zatem gdy poczuje się lepiej-Gdy zniknęli mi z oczu zamknąłem drzwi na klucz by nikt nieproszony tu nie wtargnął po czym rozsiadłem się w jednym z fotelów w salonie. 
-Mam nadzieje, że będzie ci smakować-Oznajmiłem z uśmiechem

(Lou? Wybacz, że tak długo czekałaś ;-;)

Od Lou - C.D Lee

Zanim się zorientowałam, dłoń Lee wylądowała na moim czole.
-Ale masz chłodną łapkę. – Uśmiechnęłam się, ponieważ poczułam ulgę, dzięki chłodowi bijącemu od jego ręki.
-Głupia! To nie ja mam zimną dłoń, tylko ty  rozgrzane czoło. – Mruknął jakby niezadowolony z tego faktu.
-Wydaje ci się! – Roześmiałam się i lekko go odepchnęłam. – Skoczę podgrzać trochę mleka dla szczeniaczków. Ty się nimi zaopiekuj.  – Ruszyłam do kuchni. Chłopak nadal podejrzliwie się we mnie wpatrywał, ale westchnął ciężko i usiadł koło psiaków. Czułam, że się jeszcze nie poddał. Za wszelką cenę chciał ze mnie zrobić poważnie chorą. Oj, nie dam się tak łatwo. Postawiłam rondelek z mlekiem na gazie i wstawiłam wodę na herbatę. Faktycznie było mi trochę zimno, jakbym miała niedużą gorączkę, ale od tego jeszcze nikt nie umarł. Woda się zagotowała i zaparzyłam aromatyczny napój. Ciepłe mleko przelałam do miseczek.
-Pomożesz mi przenieść to wszystko? – Zwróciłam się do mojego gościa.
-Jasne. – Odebrał ode mnie miseczki z mlekiem, ja natomiast zabrałam nasze herbaty. Usiedliśmy z powrotem na sofie. Pieski chlipały nieśmiało ciepły płyn. Patrzyliśmy jak brudzą sobie noski, a następnie wygodnie moszczą na kocyku i cichutko posapując, rozpoczynają drzemkę.
-No to teraz, ktoś inny powinien się położyć. – Lee klasnął w ręce i wstał. Spojrzałam na niego spod przymrużonych powiek.
-Kto niby? – Odsunęłam się od niego, jak najdalej.
-Niejaka pani tego domu. – Uśmiechnął się, ale spojrzenie miał poważne. Co za uparty człowiek…
-Yhym. – Odparłam beznamiętnie i spojrzałam w kierunku swojego łóżka, które stało niedaleko sofy. Przeszedł mnie dreszcz. Raczej z zimna niż ze strachu przed własnym posłaniem.
-Chodź. – Czarnowłosy chwycił mnie delikatnie, aczkolwiek stanowczo za ramię. Włożył w to sporo siły, dlatego też mimo woli wstałam. Tuż przed łóżkiem stanęłam gwałtownie.
-Ej… Znamy się dopiero dwa dni, a ty mnie już do łóżka zaciągasz? – Spytałam się z pretensją w głosie.
-Ale… To przecież nie tak. – Lee chyba stracił do mnie cierpliwość, bo ponownie ciężko westchnął.
-Dla mnie to jasne. – Uśmiechnęłam się, ale po chwili mina mi zrzedła bo przebiegł mnie kolejny dreszcz. Było mi coraz zimniej. Nagle łóżko nie wydało się takim głupim pomysłem.
-Nadal będziesz się upierać, że dobrze się czujesz? – Brew chłopaka powędrowała w zdziwieniu do góry.
-Zajmiesz się pieskami? – Odparłam pytaniem na pytanie. – Tylko lepiej ich nie ruszaj z mojego domu i po prostu tu zostań z nimi. Korzystaj z czego zechcesz.
-No zajmę się nimi, a ty wreszcie się położysz? – Spojrzał na mnie z nadzieją w oczach.
-Tak, zimno mi, więc wejdę pod kołdrę. – Mruknęłam i wpakowałam się pod pościel.
-Mądrze robisz. – Poklepał mnie po głowie, po czym lekko zmieszany odchrząknął. – To ja wrócę do szczeniaków.
-Tylko dobrze się nimi opiekuj. – Odsapnęłam i przekręciłam się na bok. Zamknęłam oczy i zapadłam  w płytki sen. Było mi straszliwie zimno i nie mogłam zapaść w głębszy sen. Kiedy ledwo co się rozgrzałam, nagle oblał mnie zimny pot a w chwilę później zrobiło mi się gorąco. Ściągnęłam sukienkę i skopałam ją nogami w dół łóżka. Jednak nadal było mi niemożliwie ciepło. Rozpięłam stanik i zrzuciłam go z łóżka. Miotałam się tak, jakiś czas w niespokojnym śnie, aż wreszcie udało mi się zapaść w głębszą drzemkę.  Kiedy się obudziłam, było już chyba późne popołudnie. Wow, ile ja musiałam spać? Ciekawe, czy Lee nadal tu jest? Wstałam i na bosaka zakradłam się do sofy, na której ujrzałam słodki widok. Chłopak drzemał z dwoma psiakami po dwóch stronach twarzy.
-Lee? – Szepnęłam i lekko dotknęłam jego ramienia. Otworzył swe złote oczka i zerknął na mnie. Nagle zdałam sobie sprawę, że jestem jedynie w majtkach. Nie jestem specjalnie wstydliwa, jednak ta sytuacja wydała mi się wyjątkowo krępująca. Zakryłam odruchowo piersi rękoma.
-Ups, czegoś zapomniałam… - Odwróciłam się do niego tyłem i natychmiast sięgnęłam po stanik leżący na podłodze koło łóżka. Sprawnie go włożyłam i zwróciłam z powrotem w kierunku chłopaka.
-Wiesz, taki mamy klimat. –Próbowałam jakoś zbyć ten nagi incydent. Uśmiechnęłam się niepewnie.- Jak tam nasi podopieczni?
[Lee?]

Od Shino - Do Tazukine

Dni... Dni mijają jak czas w piekarniku. Dni spierdalają jak imigranci. Ale dni to dni i tego nie zmienisz. I tak, zaczynam to opowiadanie tak bardzo idiotycznie, bo nie mam na to lepszego pomysłu. Przynajmniej zajmę czymś ten kawałek strony, by nie był taki pusty. Pośmiejemy się troszkę z mojej głupoty i zdechniemy na raka przez to co piszę. A mieliśmy takie plany na przyszłość... No cóż, wszystko szlag trafił. I co zrobisz? Nic nie zrobisz. Nie masz nic do gadania. Świat od zawsze był okrutny... Życie też.
Wstałam... Dwunasta dziesięć. O dziwo kot mnie dzisiaj nie budził, przez co nie dostał w pysk. Więc lepiej dla niego. A zastałam go w szafie... Leżał sobie jak gdyby nigdy nic na moim ulubionym kocu. Przez pierwsze kilka sekund miałam ochotę mu odciąć łeb, ale gdy spojrzał na mnie tymi swoimi pięknymi zielonymi oczkami, od razu mu wybaczyłam. Jestem dla niego za dobra.
Koło szesnastej wyszłam z domu pierwszy raz w życiu na spacer. Znaczy, pierwszy raz w ciągu tych czterech lat... Bez powodu. Po prostu by zaczerpnąć świeżego powietrza. Szłam sobie spokojnie, bez pośpiechu, aż tu nagle na mojej drodze pojawił się leżący chłopak niczym żul na chodniku.
 - Kim jesteś? - spytałam oschle, nieco schylając się w jego stronę. Różowe (sorry, nie rozróżniam zbyt wielu kolorów) włosy okalały jego twarz. Mój kot widząc go, pewnie zesrałby się ze szczęścia, ale pomińmy mojego kota.
Zamknął jedno oko i uniósł głowę trochę wyżej. Zaczął badać mnie wzrokiem, po czym lekko się uśmiechnął.
 - Dalej, stoisz mi na drodze - burknęłam, spoglądając na niego lekceważąco.
Po chwili stał już na nogach, lecz widać po nim było, iż niechętnie to zrobił.
 - No tak, twoja droga małolacie - odpowiedział sarkastycznym głosem.
Ja mu kurwa dam małolatę, jebany sukinsyn.
 - Kpiny, jestem od ciebie prawdopodobnie starsza - warknęłam, usilnie próbując dodać sobie kilku centymetrów. Jednak... No dupa. Zawsze byłam niska i zawsze taka będę. Niestety.
 - Uroczo, że się starasz. - Jeden z kącików jego ust delikatnie uniósł się ku górze.
Mam ochotę mu wpierdolić.
Shino... Spokojnie...
 - Idiota... - powiedziałam, lekko przekręcając głowę w prawo, lecz nie spuszczając z niego wzroku.
 - Tazu. - Podał mi dłoń.
Spojrzałam na niego jak na debila. On, ręka, on, ręka, on... Nie zwlekając ani chwili dłużej, mocno jebłam go w szczękę prawą pięścią. Nie będzie ze mną w chuja leciał, cwel. Nie jestem idiotką.
Lekko się zachwiał i... No i w sumie nic. Odwrócił się na pięcie w drugą stronę i jak gdyby nigdy nic odszedł. Nie no... Spoko, że tak na to zareagował. Przynajmniej wiem, że nie jest aż taki słaby, jak się na początku spodziewałam. To dobrze, prawda? Nie... Prawda jest taka, ze wkurwił mnie tym jeszcze bardziej.
Zrobiłam kilka kroków w jego stronę, po czym się zatrzymałam. To samo zrobił on. Obrócił głowę w moja stronę i kątem oka spojrzał na moją twarz. Nie trwało to jednak długo, gdyż wznowił marsz (własnie odlądam Narnię na polsacie i patrzę jak jednorożec zapierdziela XD ale to tylko szczegół).
Skłamałabym, gdybym teraz napisała, że odwróciłam się do niego plecami i poszłam do domu zaparzyć sobie meliski. Prawdą jest to, że najzwyczajniej w świecie kucnęłam i kopnęłam go w łydki. Powiem wam tak. Wyjebał się. Wyrżnął zajebistego orła (gdyby nie ja, to nie byłoby aż takie zajebiste, nie oszukujmy się).
Nie leżał jednak długo na ziemi. Po kilkunastu sekundach wstał, podniósł wzrok i spojrzał mi w twarz. Uśmiechnął się wyzywająco, drapiąc się po karku. Następnie zrobił coś, za co miałam go ochotę rozszarpać, szyć bez znieczulenia, wysadzić i spuścić w kiblu.
W mgnieniu oka pokonał dzielącą nas odległość, złapał mnie w talii i z łatwością przerzucił sobie przez ramię, Uderzałam go pięściami o plecy, biłam kolanami o klatkę piersiową, jednak nie byłam aż tak zdesperowana, żeby krzyczeć.

< Tazuuu? Dzięki za pomysł, teraz go dokończ Stefan :3 Też cie kc <3 Sry, że takie dupiate >

Od Toshiro - C.D Anjiki

Całe przedstawienie dziewczyny mnie delikatnie zaskoczyło, zwłaszcza, że na pierwszy rzut oka, nie wygląda na taką, co by posługiwała się tak potężnymi mocami, cóż widać, że znowu pozory mylą. Chciałem do niej podejść, zobaczyć co jest tak niesamowitego w tych wilkach, że gotowa była oddać za nie życie. Osobiście, gdybym miał wybór, uratować obcą mi osobę i zginąć, lub mieć na to wy.jebane i udawać, że nic nie widzę, to zdecydowanie wybrałbym tą drugą opcje, ale w końcu ja to ja. Byłem zaskoczony jej słowami, najpierw krzyki, że nie pozwoli mi ich zabić, a później jeszcze gadanie, że mam stać w miejscu, dobre mi sobie. Bez najmniejszego strachu podszedłem do niej, ta trzymając młode wilki w rękach była gotowa do ucieczki
- Weź się uspokój, więcej krwi na sobie dzisiaj nie chce mieć - Przewróciłem oczami - A Ty jesteś chora na umyśle, nie ogarniasz rzeczywistości? To, że teraz sobie z nimi poradziłaś to tym gorzej, zaraz tutaj przylecą z posiłkami, a Ty posiedzisz u nich z dobry tydzień - Prychnąłem
- Muszę je pochować - Powtórzyła jakby w amoku, co z tą dziewczyną jest nie tak? Złapałem się za głowę, po czym ponownie na nią spojrzałem, byłem już na prawdę zmęczony jej towarzystwem. Za dużo jak na jeden dzień
- Więc to zrób i idź do domu, zanim po Ciebie przyjdą, nie chce Cię znaleźć jeszcze bardziej wychudzonej za tydzień w parku, zwłaszcza, że jesteś moim łącznikiem - Włożyłem ręce do kieszeni i chciałem już odejść, jednak ona najwyraźniej nie miała zamiaru się ruszyć. Warknąłem sam do siebie, ponownie się do niej odwracając - Daleko mieszkasz?
- Godzina drogi - Jej ton głosu był obojętny, a wzrok cały czas miała skupiony na dwóch martwych ciałach. "Toshiro zaczyna mi mięknąć serce, Ty się ogarnij póki jest na to czas", powiedziałem sam do siebie, jednak mimo wszystko, ciężko było ją tutaj zostawić z tym samą, im dłużej tak tutaj siedzi tym większe szanse, że zaraz wyląduje na stołku faszerowana jakimś g.ównem. Złapałem za martwe wilki i przewiesiłem je sobie przez ramię
- Co Ty robisz?! -Od razu wstała i miałem wrażenie, że chce się na mnie rzucić.
- Uspokój się! Sama nie dasz rady ich zakopać, więc rusz łaskawie swoją d.upę i chodź gdzieś, gdzie będzie łatwo wykopać ziemię - Ruszyłem przodem i słyszałem tylko jej ciche kroki.
Dobrze, że w ostatnich dniach padało, będzie mi łatwiej wykopać dół. Po piętnastu minutach wędrówki wybrała sobie miejsce, gdzie rosło wielkie drzewo wiśni , trochę oklepane, no ale niech jej będzie. Przywołałem swoje szpony i użyłem wydłużenia, żeby łatwiej było mi wykopać dziurę. Po kilku minutach byłem cały od ziemi, ale jej wilki leżały już pod ziemią, a ona złożyła ręce i chyba wymawiała jakąś modlitwę. Zastanawiało mnie co zrobi z tymi małymi, przecież nie ciężko będzie zauważyć, że ma w domu dwa małe wilki. Zanim którekolwiek z nas zdążyło się odezwać, zauważyłem jak nieopodal biegają ludzie w białych fartuchach, świetnie! Powinienem mieć teraz wyj.ebane iść do domu, wziąć długi prysznic, a jutro rano zrobić zapasy sake, żeby nie włóczyć się po nocach i nikogo nie spotykać. Miałem teraz straszny dylemat, niby mieszkam niedaleko, mogłaby iść do mnie, z drugiej jednak strony, ja nikogo do siebie nie zapraszam. Wręcz poczułem jak na moich ramionach pojawiają się dwa diabły, głos pierwszego: "Zostaw ją, nie Twoja sprawa idź do domu i się upij", i zaraz po tym głos drugiego:" No ej, weź ją ze sobą... A później zgwałć!"... Tak tego drugiego trzeba się jak najszybciej pozbyć.
- Nie przejdziesz przez miasto, niezauważona przez nich, mieszkam niedaleko, więc masz wybór, albo idziesz ze mną, albo z nimi - Skrzyżowałem ręce
- Nawet nie wiem jak masz na imię, skąd mam wiedzieć, że nie zrobisz mi krzywdy? - Zmarszczyła brwi dokładnie mi się przyglądając
- Jakbym chciał Ci zrobić krzywdę to bym Cię zostawił razem z tym facetem... Jestem Toshiro - Dodałem niechętnie
- Anjika - Chciała mi podać swoją dłoń, ale nie mogła utrzymać w jednej ręce szczeniąt
- To nie jest konieczne - Powiedziałem widząc jak się szamota - Rób co chcesz ja idę. Nara - Odwróciłem się i zaczął iść w kierunku swojego domu. Tak jak się spodziewałem usłyszałem i jej kroki - Zrównaj ze mną kroku, bo to chore - Westchnąłem, zwalniając. Otworzyłem drzwi wpuszczając ją do środka
- Dasz im trochę wody? - Spojrzała na mnie z uśmiechem
- Tam jest kuchnia, ja idę się ogarnąć. Nie łaź po całym mieszkaniu, jak weźmiesz wodę to usiądź w salonie i się najlepiej nie ruszaj - Machnąłem na nią ręką. Najpierw wyszukałem w swoim pokoju bluzę i czyste dresy, a później ruszyłem do łazienki. Cóż, chyba jeszcze w tak ekspresowym tempie, nie brałem prysznicu. Dosłownie po pięciu minutach byłem już ubrany i wychodziłem z łazienki. Tak jak kazałem, dziewczyna siedziała w salonie, a wilki leżały obok jej stóp
- Grasz na fortepianie? - Wskazała głową na biały instrument ustawiony przy ścianie
- Nie, mam tylko jako ozdobę - Przewróciłem oczami
- Mógłbyś coś zagrać? - Uśmiechnęła się
- A co ja szafa grająca? Nie gram na zawołanie - Burknąłem idąc do kuchni po szklankę soku, kiedy wróciłem i na nią spojrzałem, zacisnąłem jedynie zęby i cofnąłem się po drugą, którą położyłem przed jej nosem. - A powiedz, komuś, że grałem, to Cię zabije - Usiadłem na stołku i podwinąłem rękawy. W sumie dawno już nie dotykałem tego instrumentu, ale podobno to jak jazda na rowerze i nie można tego zapomnieć. Zacząłem powoli, niepewnie, lecz już po chwili zacząłem przypominać sobie dalszą część melodii wczuwając się

Anjika?

Ohayou~♥

Hej Moje kochane Misiaczki! ♥ Dawno nie było żadnego posta, który odnosiłby się trochę do tego co nowego na blogu, co się zmieni, a co nie i tak dalej...
Teraz piszę do was z pewną sprawą. Wyjeżdżam sobie na tydzień na Mazury i mam nadzieje, że nic tu nie zostanie zaniedbane podczas mojej nieobecności. Biorę ze sobą lapka oraz telefon z wykupionym internetem, jednakże podejrzewam, że nie będę miała czasu cały czas do was zaglądać i do was pisać, pilnować itd. tak więc właśnie dlatego pałeczkę przekazuje wam oraz drugiej administratorce. Nie chce się zawieść na waszej aktywności, mogę na was liczyć? ^^
Ponadto daje Mojej Kini do pomocy jeszcze dwie wspaniale osoby. Endżi i Lejek przejmą część roboty, ale prosiłabym, żeby po otrzymaniu ode mnie admina, to właśnie Kinia przydzieliła im pracę. Jak wrócę to na pewno zapytam w czym pomagałyście i co się działo.
Wyjeżdżam w niedzielę (7 sierpnia) wcześnie rano, a wracam w piątek (12 sierpnia) w nocy, dlatego będę dopiero 13, aczkolwiek jak już mówiłam: na pewno będę sprawdzać co się tutaj dzieje i kontrolować. Chciałabym sobie zrobić pewną przerwę od pisania dlatego nie planuje nic pisać w tym czasie kiedy mnie nie będzie. Co do sprawdzania formularzy: proszę by wszyscy wysyłali swoje formularze do Kini (7devils), a ona będzie mi same Aarcany przesyłała na fb, tak mi będzie po prostu łatwiej. Mam nadzieje, że dacie sobie beze mnie radę, a w razie czego zawsze możecie się ze mną skontaktować przez administratorki ^^
No i przyszedł czas na wasza niespodziankę! Bez obaw, żaden z administratorów nie wiedział o tym i nie był w stanie się przygotować, dlatego też będą one mogły wziąć udział w tym zadaniu. Jest to totalny spontan, ale myślę, ze jako event na rozgrzewkę jest odpowiedni. Mamy wakacje, dlatego też nie będę zbierała Arcan chętnych do tego przedsięwzięcia, aczkolwiek wszystkie osoby, które będą chciały pisać, zostaną nagrodzone niezależnie ile ich będzie. A wiec już was wprowadzam:
[Pewnie wszyscy z was wiedzą, że poza ośrodkiem znajduje się jeszcze wiele niezidentyfikowanych Arcan, albo dość niemożliwych do złapania. Od tego właśnie są Sigmy by złapać, lub pozbyć się takich osób. Tym razem niestety życie stawiło naukowców pod o wiele większa presją i musieli oni podjąć drastyczne kroki. Stwierdzili bowiem, że obecna ilość Sigm, Delt oraz Thet na terenie Rimear nie jest w stanie wyeliminować z gry tego człowieka. Nazywa się Vasquez Lacroix, jest handlarzem broni oraz posiadaczem jednej z dosyć niebezpiecznych Arcan, której naukowcy NIE BYLI W STANIE zidentyfikować i przypisać jej do jednej z podgrup na jakie można dzielić Arcany. Stwierdzili, że nie jest to ani Arcana Naturalna, ani sztuczna, ani żadna inna. Nie jest to tez robot, czuje, myśli oraz może się porozumiewać co stawia nas w jeszcze większej kropce. Do tej pory udało im się ustalić tylko tyle, że jest to młody mężczyzna mierzący 185 centymetrów wzrostu, nosi czarną maskę na twarzy, a jego oczy są przenikliwie złote. Pochodzi z Francji, a japońskim posługuje się bardzo sporadycznie, nie za bardzo go rozumie więc raczej się z nim nie dogadacie. Jest bardzo zwinny, szybki i wyróżnia się umiejętnościami, no... można porównać go do 6 rangi co sprawia, że jednak trzeba podjąć pewne środki ostrożności. Ma do dyspozycji bardzo dużą ilość ludzi, broni, jest doskonałym strzelcem. O jego Arcanie wiadomo tylko tyle, że wywołuje ona strach, potęguję lęki i fobie ludzi co czyni go prawie niezniszczalnym. Został on nazwany Projektem X.]
WASZE ZADANIE:
Zebrać odpowiednią ilość ludzi i unicestwić cel. Kapitan nie został wybrany, a wy musicie sobie radzić sami wypuszczeni w wielką przestrzeń poza kopuła Rimear. Pamiętajcie o tym, ze jest to osoba z dużymi umiejętnościami, a jego moc magiczna jest znacznie większa niż wasza. W tym zadaniu mogą brać udział wszyscy, jednak nie wymagam obecności KAŻDEJ postaci z bloga. Oceniać będę + niezbędne informacje:
  • Chcę by akcja została rozegrana w PRZYNAJMNIEJ 20 postach. Macie na to czas od niedzieli do soboty (od 7 do 12 sierpnia), będę patrzyła czy aby na pewno się zmieścicie.
  • Posty mają mieć co najmniej 400 słów, a każdy z nich (Administratorki o to zadbają) ma na samym dole w nawiasie kwadratowym mieć napisane ile dokładnie ich ma.
  • Ilość postaci jest nieograniczona, akcje rozwijacie wy, aczkolwiek chce by pojawiło się tam WSTĘP, ROZWINIĘCIE I ZAKOŃCZENIE, akcja ma być spójna i pasować do siebie.
  • Nie decydujecie za Vasqueza, ani za jego ludzi, być może zdarzy się tak że w czasie rozgrywki wejdę i napiszę pewne urozmaicenie, jego zachowanie, a wy będziecie musieli sobie z tym poradzić. Być może pokrzyżuje wam plany.
  • Będę oceniać współpracę i to jak współgracie ze sobą pisząc opowiadania. 
  • Każda postać będzie oceniana indywidualnie i pod każdym postem będę dawała swoją opinię oraz ocenę od 1 do 10, potem to będę sumować i na podstawie oceny przydzielę nagrody. 
  • Będę zwracała szczególną uwagę za umiejętności taktyczne i ogólne planowanie akcji. Czym więcej będzie się dział i czym bardziej to rozpiszecie tym lepiej, ale pamiętajcie by nie było to masło maślane i "zapychanie" posta na siłę. 
  • Nikogo nie możecie zabić, znaczy chodzi mi o osoby z ośrodka, a ludzi Vasquez'a wręcz ... nalegam do zabijania ich xD, a co do niego to możecie zdecydować, chociaż wątpię, ze uda się wam go pojmać. 
Wszelkie pytania odnośnie tego Eventu proszę kierować do mnie w komentarzu, na wszystko odpowiem, ale będę na nie odpowiadać tylko do momentu rozpoczęcia Event'u - potem będziecie musieli radzić sobie sami.
~~~~
Miłej zabawy, Kochani! ♥

PS na czas Event'u: wszystkie inne posty będą wstrzymane, czyli nie będą dodawane posty od postaci, które nie biorą udziału w zadaniu. Wszystkie posty dotyczące Event'u muszą mieć w nazwie: [Event #1]