sobota, 6 sierpnia 2016

Od Shino - Do Tazukine

Dni... Dni mijają jak czas w piekarniku. Dni spierdalają jak imigranci. Ale dni to dni i tego nie zmienisz. I tak, zaczynam to opowiadanie tak bardzo idiotycznie, bo nie mam na to lepszego pomysłu. Przynajmniej zajmę czymś ten kawałek strony, by nie był taki pusty. Pośmiejemy się troszkę z mojej głupoty i zdechniemy na raka przez to co piszę. A mieliśmy takie plany na przyszłość... No cóż, wszystko szlag trafił. I co zrobisz? Nic nie zrobisz. Nie masz nic do gadania. Świat od zawsze był okrutny... Życie też.
Wstałam... Dwunasta dziesięć. O dziwo kot mnie dzisiaj nie budził, przez co nie dostał w pysk. Więc lepiej dla niego. A zastałam go w szafie... Leżał sobie jak gdyby nigdy nic na moim ulubionym kocu. Przez pierwsze kilka sekund miałam ochotę mu odciąć łeb, ale gdy spojrzał na mnie tymi swoimi pięknymi zielonymi oczkami, od razu mu wybaczyłam. Jestem dla niego za dobra.
Koło szesnastej wyszłam z domu pierwszy raz w życiu na spacer. Znaczy, pierwszy raz w ciągu tych czterech lat... Bez powodu. Po prostu by zaczerpnąć świeżego powietrza. Szłam sobie spokojnie, bez pośpiechu, aż tu nagle na mojej drodze pojawił się leżący chłopak niczym żul na chodniku.
 - Kim jesteś? - spytałam oschle, nieco schylając się w jego stronę. Różowe (sorry, nie rozróżniam zbyt wielu kolorów) włosy okalały jego twarz. Mój kot widząc go, pewnie zesrałby się ze szczęścia, ale pomińmy mojego kota.
Zamknął jedno oko i uniósł głowę trochę wyżej. Zaczął badać mnie wzrokiem, po czym lekko się uśmiechnął.
 - Dalej, stoisz mi na drodze - burknęłam, spoglądając na niego lekceważąco.
Po chwili stał już na nogach, lecz widać po nim było, iż niechętnie to zrobił.
 - No tak, twoja droga małolacie - odpowiedział sarkastycznym głosem.
Ja mu kurwa dam małolatę, jebany sukinsyn.
 - Kpiny, jestem od ciebie prawdopodobnie starsza - warknęłam, usilnie próbując dodać sobie kilku centymetrów. Jednak... No dupa. Zawsze byłam niska i zawsze taka będę. Niestety.
 - Uroczo, że się starasz. - Jeden z kącików jego ust delikatnie uniósł się ku górze.
Mam ochotę mu wpierdolić.
Shino... Spokojnie...
 - Idiota... - powiedziałam, lekko przekręcając głowę w prawo, lecz nie spuszczając z niego wzroku.
 - Tazu. - Podał mi dłoń.
Spojrzałam na niego jak na debila. On, ręka, on, ręka, on... Nie zwlekając ani chwili dłużej, mocno jebłam go w szczękę prawą pięścią. Nie będzie ze mną w chuja leciał, cwel. Nie jestem idiotką.
Lekko się zachwiał i... No i w sumie nic. Odwrócił się na pięcie w drugą stronę i jak gdyby nigdy nic odszedł. Nie no... Spoko, że tak na to zareagował. Przynajmniej wiem, że nie jest aż taki słaby, jak się na początku spodziewałam. To dobrze, prawda? Nie... Prawda jest taka, ze wkurwił mnie tym jeszcze bardziej.
Zrobiłam kilka kroków w jego stronę, po czym się zatrzymałam. To samo zrobił on. Obrócił głowę w moja stronę i kątem oka spojrzał na moją twarz. Nie trwało to jednak długo, gdyż wznowił marsz (własnie odlądam Narnię na polsacie i patrzę jak jednorożec zapierdziela XD ale to tylko szczegół).
Skłamałabym, gdybym teraz napisała, że odwróciłam się do niego plecami i poszłam do domu zaparzyć sobie meliski. Prawdą jest to, że najzwyczajniej w świecie kucnęłam i kopnęłam go w łydki. Powiem wam tak. Wyjebał się. Wyrżnął zajebistego orła (gdyby nie ja, to nie byłoby aż takie zajebiste, nie oszukujmy się).
Nie leżał jednak długo na ziemi. Po kilkunastu sekundach wstał, podniósł wzrok i spojrzał mi w twarz. Uśmiechnął się wyzywająco, drapiąc się po karku. Następnie zrobił coś, za co miałam go ochotę rozszarpać, szyć bez znieczulenia, wysadzić i spuścić w kiblu.
W mgnieniu oka pokonał dzielącą nas odległość, złapał mnie w talii i z łatwością przerzucił sobie przez ramię, Uderzałam go pięściami o plecy, biłam kolanami o klatkę piersiową, jednak nie byłam aż tak zdesperowana, żeby krzyczeć.

< Tazuuu? Dzięki za pomysł, teraz go dokończ Stefan :3 Też cie kc <3 Sry, że takie dupiate >

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz