sobota, 6 sierpnia 2016

Od Lou - C.D Lee

Zanim się zorientowałam, dłoń Lee wylądowała na moim czole.
-Ale masz chłodną łapkę. – Uśmiechnęłam się, ponieważ poczułam ulgę, dzięki chłodowi bijącemu od jego ręki.
-Głupia! To nie ja mam zimną dłoń, tylko ty  rozgrzane czoło. – Mruknął jakby niezadowolony z tego faktu.
-Wydaje ci się! – Roześmiałam się i lekko go odepchnęłam. – Skoczę podgrzać trochę mleka dla szczeniaczków. Ty się nimi zaopiekuj.  – Ruszyłam do kuchni. Chłopak nadal podejrzliwie się we mnie wpatrywał, ale westchnął ciężko i usiadł koło psiaków. Czułam, że się jeszcze nie poddał. Za wszelką cenę chciał ze mnie zrobić poważnie chorą. Oj, nie dam się tak łatwo. Postawiłam rondelek z mlekiem na gazie i wstawiłam wodę na herbatę. Faktycznie było mi trochę zimno, jakbym miała niedużą gorączkę, ale od tego jeszcze nikt nie umarł. Woda się zagotowała i zaparzyłam aromatyczny napój. Ciepłe mleko przelałam do miseczek.
-Pomożesz mi przenieść to wszystko? – Zwróciłam się do mojego gościa.
-Jasne. – Odebrał ode mnie miseczki z mlekiem, ja natomiast zabrałam nasze herbaty. Usiedliśmy z powrotem na sofie. Pieski chlipały nieśmiało ciepły płyn. Patrzyliśmy jak brudzą sobie noski, a następnie wygodnie moszczą na kocyku i cichutko posapując, rozpoczynają drzemkę.
-No to teraz, ktoś inny powinien się położyć. – Lee klasnął w ręce i wstał. Spojrzałam na niego spod przymrużonych powiek.
-Kto niby? – Odsunęłam się od niego, jak najdalej.
-Niejaka pani tego domu. – Uśmiechnął się, ale spojrzenie miał poważne. Co za uparty człowiek…
-Yhym. – Odparłam beznamiętnie i spojrzałam w kierunku swojego łóżka, które stało niedaleko sofy. Przeszedł mnie dreszcz. Raczej z zimna niż ze strachu przed własnym posłaniem.
-Chodź. – Czarnowłosy chwycił mnie delikatnie, aczkolwiek stanowczo za ramię. Włożył w to sporo siły, dlatego też mimo woli wstałam. Tuż przed łóżkiem stanęłam gwałtownie.
-Ej… Znamy się dopiero dwa dni, a ty mnie już do łóżka zaciągasz? – Spytałam się z pretensją w głosie.
-Ale… To przecież nie tak. – Lee chyba stracił do mnie cierpliwość, bo ponownie ciężko westchnął.
-Dla mnie to jasne. – Uśmiechnęłam się, ale po chwili mina mi zrzedła bo przebiegł mnie kolejny dreszcz. Było mi coraz zimniej. Nagle łóżko nie wydało się takim głupim pomysłem.
-Nadal będziesz się upierać, że dobrze się czujesz? – Brew chłopaka powędrowała w zdziwieniu do góry.
-Zajmiesz się pieskami? – Odparłam pytaniem na pytanie. – Tylko lepiej ich nie ruszaj z mojego domu i po prostu tu zostań z nimi. Korzystaj z czego zechcesz.
-No zajmę się nimi, a ty wreszcie się położysz? – Spojrzał na mnie z nadzieją w oczach.
-Tak, zimno mi, więc wejdę pod kołdrę. – Mruknęłam i wpakowałam się pod pościel.
-Mądrze robisz. – Poklepał mnie po głowie, po czym lekko zmieszany odchrząknął. – To ja wrócę do szczeniaków.
-Tylko dobrze się nimi opiekuj. – Odsapnęłam i przekręciłam się na bok. Zamknęłam oczy i zapadłam  w płytki sen. Było mi straszliwie zimno i nie mogłam zapaść w głębszy sen. Kiedy ledwo co się rozgrzałam, nagle oblał mnie zimny pot a w chwilę później zrobiło mi się gorąco. Ściągnęłam sukienkę i skopałam ją nogami w dół łóżka. Jednak nadal było mi niemożliwie ciepło. Rozpięłam stanik i zrzuciłam go z łóżka. Miotałam się tak, jakiś czas w niespokojnym śnie, aż wreszcie udało mi się zapaść w głębszą drzemkę.  Kiedy się obudziłam, było już chyba późne popołudnie. Wow, ile ja musiałam spać? Ciekawe, czy Lee nadal tu jest? Wstałam i na bosaka zakradłam się do sofy, na której ujrzałam słodki widok. Chłopak drzemał z dwoma psiakami po dwóch stronach twarzy.
-Lee? – Szepnęłam i lekko dotknęłam jego ramienia. Otworzył swe złote oczka i zerknął na mnie. Nagle zdałam sobie sprawę, że jestem jedynie w majtkach. Nie jestem specjalnie wstydliwa, jednak ta sytuacja wydała mi się wyjątkowo krępująca. Zakryłam odruchowo piersi rękoma.
-Ups, czegoś zapomniałam… - Odwróciłam się do niego tyłem i natychmiast sięgnęłam po stanik leżący na podłodze koło łóżka. Sprawnie go włożyłam i zwróciłam z powrotem w kierunku chłopaka.
-Wiesz, taki mamy klimat. –Próbowałam jakoś zbyć ten nagi incydent. Uśmiechnęłam się niepewnie.- Jak tam nasi podopieczni?
[Lee?]

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz