czwartek, 25 sierpnia 2016

Od Taigi - C.D Kaito

Starałam się, aby nie mógł wyczytać z mojej twarzy zaskoczenia, jakie wywołały jego słowa. Nie rozumiałam, za co mnie przepraszam, przez ten czas, jaki go znam, zdążyłam się przyzwyczaić do tego, że jest dość "płochliwy", ale po tym, jak sam zagarnął mnie w swoje objęcia... No cóż, taki jest, i właśnie za to go lubię. Patrząc teraz jak uporczywie, wpatruje się w swoje buty, zdałam sobie sprawę, jak szybko zdołał mnie do siebie przekonać, umiem z nim rozmawiać, jakbym go znała kilka lat, a może nawet i dłużej. To jemu jako pierwszemu powiedziałam o tym, że mam brata, czułam, że mogę mu powiedzieć znacznie więcej... Czyli to jest uczucie, jakim się darzy tak zwanych przyjaciół?
- Nie martw się - Odgarnęłam od siebie niesforne kosmyki włosów, które zaczęły wpadać na moją twarz, przez co znacznie utrudniały mi prowadzić rozmowę - Taki już jesteś, ja się przyzwyczaiłam - Podskoczyłam do niego i nim podniósł wzrok, położyłam swoją dłoń na jego białych włosach.
- Tai-Tai...
- Późno jest, powinniśmy wracać - Przerwałam mu, podnosząc delikatnie kącik ust. Zostawiłam go zdezorientowanego i podeszłam do krawędzi schodów. Miło było spojrzeć na ulicę, które przytłaczał jedynie mrok, gdzie praktycznie w ogóle nie było widać ludzi, był tutaj taki spokój.
- Odprowadzę Cię - Stanął obok mnie, trzymając już ręce w kieszeni, nawet się nie sprzeciwiałam. Skinęłam jedynie głową, skacząc z jednego stopnia na drugi, zbliżając się coraz bardziej do ulicy.
Kaito tak jak mówił, odprowadził mnie pod same drzwi, co było nieco zabawne. W końcu to ja byłam tutaj starsza, więc czy to nie ja powinnam zadbać o to, aby bezpiecznie wrócił do domu? Chcąc czy nie, to ja jestem tutaj tą "starszą siostrą", która powinna mieć wszystkie te wspaniałe cechy, jakie ma starsze rodzeństwo.
- Dziękuje Kaito, zobaczymy się jutro? - Odwróciłam się jeszcze w jego stronę, aby ostatni raz dzisiaj spojrzeć na tę twarz, jego kącik ust delikatnie drgnął sprawiającym tym samym, że mogłam dostrzec słaby, ale za to prawdziwy uśmiech.
- Yhym. Dobranoc - Podniósł rękę, chcąc mi pomachać na pożegnanie.
- Pa, K-A-I-T-O - Zaśmiałam się cicho, znikając za drzwiami. Szybko odnalazłam włącznik światła, zdjęłam swoją bluzę, nawet się nie rozglądając po salonie. Ziewnęłam przeciągle, wlekąc się po korytarzu do swojego pokoju.
Piękny sen, który nie zdarza się u mnie zbyt często, przerwało mi nachalne pukanie w drzwi. To pierwszy raz, od kiedy wróciliśmy z wyprawy, kiedy mogę na spokojnie się wyspać w swoim łóżku. Nawet w tak pięknych momentach, ktoś musi mi przerywać. Zarzuciłam na siebie bluzę i powolnym krokiem ruszyłam w stronę drzwi. Otwierając je, raczej nie spodziewałam się widoku Toshiro... W sumie to był on ostatnią osobą, której bym się tutaj spodziewała. Może i nasze stosunki stawały się "przyjazne", ale to nie oznacza, że może mnie nachodzić w moim własnym mieszkaniu... I skąd on wie, gdzie ja mieszkam!? Nim zdążyłam cokolwiek z siebie wydukać, wpakował się do środka jak do siebie i rozgościł na mojej kanapie.
- Mogę wiedzieć, co Ty u mnie robisz? - Wciąż stałam przy drzwiach, zbyt zszokowana, żeby do niego podejść.
- Powinnaś lepiej powitać swojego brata - Burknął - Byłem w okolicy - Wytłumaczył po chwili, zauważyłam jak co jakiś czas masuje się po swoim ramieniu.
- Skąd masz mój adres? I... Stało się coś? - Samo pytanie zadałam bardziej od niechcenia. Coś w środku mówiło mi, że mimo iż tego nie chce, to wypada zapytać.
- Nie chciałem, żeby jakiś ptaszek zginął - Wzruszył ramionami. Po krótkiej ciszy chyba do niego dotarło, że nie mam pojęcia, o czym do mnie mówi - Poza tą szklaną kulą uratowałem tego Twojego przyjaciela, tego z białymi kłakami - Skrzyżowałam ręce na piersi i zastanowiłam się chwilę, nikt mi nie powiedział, że w ogóle takie coś miało miejsce, nawet Kaito nie wspomniał o tym słowem, a trzymaliśmy się przecież blisko siebie.... - Chciałem pogadać - Głos blondyna przerwał moje myślenia i przywrócił mnie na ziemię.
- Pogadamy u Ciebie, zapisz mi adres i idź, muszę coś załatwić - Machnęłam na niego ręką, starając się jak najszybciej dojść do kuchni. Wystarczyło, że usłyszałam zamykane drzwi, abym odetchnęła z ulgą. Tak, jak każdego poranka zaparzyłam sobie kawę, opierając się o blat i wysyłając krótkiego smsa do białowłosego "W parku za dwie godziny?". Nawet nie zdążyłam go odłożyć, kiedy poczułam wibrację. Szybki jest. Odpowiedź była, krótka, gdyż zawierała jedno słowo "okej"
~*~
Na miejsce spotkania doszłam jako ta druga. Nie często się to zdarza, kiedy jest on przed czasem, a przynajmniej nie w widocznym miejscu.
- Cześć - Przechyliłam głowę i uśmiechnęłam się lekko.
- Hej - Odpowiedział podobnym gestem - Coś się stało, że chciałaś się spotkać tak nagle?
- Owszem! - Wskazałam na niego palcem jak na winowajcę - Dlaczego nie powiedziałeś, że prawie zginąłeś? Gdyby nie Toshiro, mogliby Cię zastrzelić!
- Skąd go znasz? - Przez jego nagłe pytanie zupełnie wypadłam z rytmu wyzywania go, westchnęłam cicho i położyłam ręce na biodra.
- To mój brat, myślałam, że wiesz - Mój głos przyjął teraz obojętną barwę - Pójdziesz ze mną do niego? - Pomachałam mu karteczką przed twarzą z jego adresem.
- J-Ja?! - Jęknął... Przestraszony? Nieee, to na pewno nie jest strach, w końcu, dlaczego miałby się go bać.
- Chciał o czymś pogadać, a nie ufam mu jeszcze wystarczająco więc wole nie iść tam sama - Wytłumaczyłam krótko, wyciągając rękę w jego kierunku.


Kaito? Idziemy do Toshiro! :D

Od Hyou - C.D Taigi

 Moje ostatnie wspomnienia to alkohol lejący się strumieniami i głośna muzyka, która tamtej nocy wydawała się utworzyć w moim umyśle odrębny kłębek. Nie pamiętałam nawet jak znalazłam się w łóżku Taigi... ŁÓŻKU TAIGI?! Natychmiastowo otworzyłam powieki, przenosząc się równie szybko do siadu. Nie musiałam długo myśleć nad tym, że twarzyczka leżąca na poduszce obok mnie, należała właśnie do mojej nowej znajomej. Lecz w tamtym momencie nawet gdybym chciała myśleć nad powodem, dla którego się tu znalazłam, nie dałam rady. Trapił mnie olbrzymi ból głowy, który z łatwością swoją wielkością przewyższał i unicestwiał wszystkie myśli, jakie tylko próbowałam sobie przywołać. Wdawał się także przenosić na moje pozostałe części ciała. W związku z tym, zanim udało mi się wywlec z łóżka, spoczywałam na nim jeszcze około dziesięć dobrych minut.
 – Taaaai. – Przeciągnęłam ociężale jej imię. Dziewczyna najwyraźniej doskonale je usłyszała, bo po niespełna sekundzie ocknęła się, jęknęła i przewróciła na drugi bok. Była tak samo niedysponowana jak ja. Powiedziałam sobie, że nigdy więcej tak nie popiję...
 – Dlaczego tu jestem? – wydukałam, szturchając ją. 
 – Opiłaś się i cię tu zaprowadziłam... – Jej głos przepełniony był wielkim zmęczeniem.
 – Sama się opiłaś... – ogryzłam się, i ostatecznie nie miałam siły na nic więcej.
 – Bla bla bla... gdzie jest łazienka?
 – Nie wiem, to przecież twój apartament. – Uniosłam głowę z poduszki, przy czym moja ręka powędrowała w kierunku kieszeni, gdzie POWINIEN znajdować się telefon. No właśnie... powinien, ale go tam nie było. Ach, musiałam go zgubić. Po konsoli dla Shion'a na pewno nie stać mnie już na nowy, ale mniejsza. Od czego, jak nie od komunikacji, ma się te śmieszne zegarko-podobne sprzęty? Wracając do rzeczywistości: Taiga odbierając moje słowa z bólem głowy, szybko zawinęła wokół siebie całą kołdrę i pobiegła do jakiegoś pomieszczenia; najprawdopodobniej musiała to być łazienka. Ignorując to, co się tam działo, po prostu sama wstałam. O dziwo bolała mnie tylko głowa, nie odczuwałam żadnych innych skutków ubocznych. Biedna Tai, ma cienki baniak do wódeczki... cokolwiek wczoraj piłyśmy.
 – Co ty piłaś wczoraj... tonik mieszałaś z oranżadą? – zapytałam, widząc jak Tai znów pojawia się w pomieszczeniu. W odpowiedzi usłyszałam jedynie głośne fuknięcie.
 (...) Ostatecznie postanowiłam poleżeć sobie jeszcze chwilę, zanim będę musiała się stąd wynosić. Kiedy w pomieszczeniu obecność Taigi stała się zaledwie wspomnieniem, dźwignęłam się na nogi i zaczęłam zwiedzać apartament w poszukiwaniu dziewczyny. Jako że kilka pomieszczeń nie tworzyło z mieszkania labiryntu, szybko odnalazłam postać siedzącą przy stole w kuchni.
 – Chcesz kawy, Hyou? – Zapytała.
 – Pewnie. Jaką pijesz?
 – Czarną, bez cukru i mleka – odparła, a ja odruchowo skrzywiłam minę w grymasie obrzydzenia, jak gdybym miała ten smak w ustach. Coś obrzydliwego, jak można pić coś tak niedobrego? To był nawyk czy jej upodobania?
 – To ja może napije się wody – zachichotałam lekko zakłopotana, odpędzając od siebie wszystkie dziwne myśli, jakie w tamtym momencie zajmowały moją głowę. W tym samym momencie dziewczyna wskazała na szafkę, gdzie zapewne kryły się szklanki. Ominęłam kran i gdy tylko dostałam pojemnik w swoje ręce, napełniłam go przegotowaną wodą z dzbanka. I skoro już usiadłam, zaczęłam myśleć nad rozmową, bo czemu by nie?
 – Tai, masz jakąś rodzinę? – Nagle przyszedł mi do głowy ten temat, gdy przywołałam obraz wspomnień. Był to Leo i jego odnaleziony – brat pedant. Dziewczyna kiedy tylko usłyszała pytanie, nie wyglądała na zbytnio zadowoloną. Jej zainteresowanie też nie sięgało zenitu, dlatego swoje zakłopotanie objawiła poprzez natychmiastowe zatkanie ust kawą.
 – Niechętnie gadam o swojej przeszłości – odparła, przełykając łyk kawy. Zrezygnowała z wymigiwania się, kiedy naciskałam ją z tym pytaniem dość długo. Kawy by jej nie wystarczało!
 – Nie musisz. – Uspokoiwszy dziewczynę, wylałam pozostawioną przeze mnie zawartość wody do zlewu. – Hej... myślisz, że nic nie zaszło między... nami? – Wypaliłam nagle, kiedy te pytanie zaczęło mnie strasznie nurtować. Niepamięć i jakikolwiek brak wspomnień okropnie wypalały mi dziurę w głowie i z czasem zaczęłam myśleć, że przyczyną bólu wcale nie jest alkohol.
 – N-na pewno nie! – Wystawiła ręce w geście obronnym, co mnie prawdę mówiąc nieco rozbawiło, ale nie tak jak uspokoiło.
 – Chyba powinnam iść do siebie... Shion się będzie martwił. – Zrobiłam wszystko, by mógł głos wypełnił się podczas wypowiadania ostatniego zdania nutą sarkazmu.

(Tai? Nie bij za te bezwenie xDDDDD)

Od Lou - C.D Lee

Na widok tego ogłoszenia zrobiło mi się smutno. Nie wiedziałam, co może czekać te dwa malutkie szczeniaczki. Bałam się, że ich właściciel wcale nie zasługiwał na posiadanie tych słodkich i niewinnych pyszczków. Kiedy Lee objął mnie, moje ciało przeszyła fala ciepła. Dzięki temu odgoniłam nieprzyjemne myśli, gdzieś w najdalsze zakątki mojego umysłu. Zdałam sobie sprawę, że po raz pierwszy odkąd zjawiłam się w Rimear, jest ktoś kto potrafi mnie pocieszyć. Co zadziwiające znam go jedynie kilka dni, a bez przeszkód mogę mówić, że jest moim najbliższym znajomym. Może nie przyjacielem, ale kimś na kogo w jakiś sposób mogę liczyć. Oczywiście jest jeszcze Sebastian, ale to trochę inna historia. Dotychczas jednak nie mogłam znaleźć nikogo, kto chciałby się ze mną bliżej zapoznać. Jakoś nikt nie potrafił znieść mojego dość wybuchowego charakteru. Zaczynałam już czuć się samotnie w tym wielkim ośrodku, ale jak widać chyba nie jest ze mną tak źle, skoro niektórzy potrafią się ze mną dogadać.
-To co idziemy szukać jakiegoś sklepu zoologicznego? – Powoli wysunęłam się spod ręki Lee i zerknęłam w jego złote oczka.
-Dobry pomysł. – Uśmiechnął się. – Nie możemy stać i myśleć, co by było, gdyby…
-Właśnie. – Także wyszczerzyłam zęby i ruszyliśmy dziarsko przed siebie. Gdy weszliśmy w ulicę pełną najróżniejszych sklepów i sklepików, zaczęłam się oglądać za naszym celem. Jednak moje spojrzenie padło na atrakcyjną brunetkę o długaśnych, smukłych nogach. Jej kobiece kształty były  prawie idealne, jednak nie tak doskonałe jak moje. Ah, ta skromność ^^
-Ale laska! – Puknęłam łokciem w bok czarnowłosego. – Można by się z nią nieźle zabawić, co nie?
Lee zwolnił kroku i na chwilę zastygł w bezruchu. Spojrzał się na mnie tak, jakby nie do końca wiedział, czy dobrze zrozumiał moje słowa. Wbiłam w niego rozbawione spojrzenie. Kolega na ten gest, uśmiechnął się nerwowo.
-No nie jest zła… ale to żart? Czy jesteś bi? Jestem tolerancyjny! Żeby nie było. – Zaczęłam się śmiać. Po chwili doszłam do siebie i odgarnęłam niesforne kosmyki z twarzy.
-To nie żart. – Z moich nadal nie schodził szeroki uśmiech. – Jestem bi, a w sumie to prostu wyznaję zasadę „ Aby życie miało smaczek, raz dziewczynka, raz chłopaczek.” Po co się ograniczać? Nienawidzę ograniczeń.
-Zaskakujące, ale to ma sens. – Chłopak nadal był w lekkim szoku.
-Nie ukrywam, że bardziej wolę facetów, aczkolwiek do dziewczyn też nie mam oporów. – Wyjaśniłam, powoli ruszając w dalszą drogę. – Głupotą według mnie jest przekreślanie miłości do tej samej płci ze względu, na to jak ludzie na to patrzą. A czemu nie? W końcu podobno miłość jest ślepa.
-Mimo, że nie wiem, czy poczułbym coś więcej do drugiego mężczyzny, to myślę, że w tym co mówisz jest sporo prawdy. – Trochę uspokojony dorównał mojemu krokowi. Po tych wywodach zamilkliśmy na trochę, każde z nas zatopione we własnych myślach . Nagle Lee zatrzymał się przed witryną, jakiegoś sklepu.
-Lou zatrzymaj się!  Znalazłem właśnie sklep zoologiczny. – Chłopak odwrócił się do mnie i zapraszającym gestem wskazał na drzwi wejściowe do budynku. Faktycznie na wystawie znajdowały się klatki z uroczymi króliczkami, akwaria z kolorowymi rybkami i liczne elementy ekwipunku dla psów i kotów. Weszliśmy do środka, czemu towarzyszył krótki, metaliczny dźwięk dzwoneczka zawieszonego w drzwiach. Naszym oczom ukazał się istny raj dla wszelkich fanów posiadania zwierząt domowych. Od razu skierowaliśmy się ku działowi z przedmiotami dla piesków.
-Co im kupujemy? – Lee zerknął na te wszystkie obroże, smycze, zabawki, posłania i innego typu rzeczy.
-Kupmy im jakieś obróżki i smycze, w końcu trzeba będzie z nimi wychodzić na spacer. – Zaczęłam się nakręcać. – Potrzebują też porządnej miski na jedzenie, które też zdałoby się zakupić.
-To ja dla tego czarnuszka biorę niebieską, a ty? – Wziął prostą, błękitną obrożę i do tego smycz w tym samym kolorze.
-Jako, że to jest sunia, wezmę jej czerwoną. Będzie pasować do koloru moich oczu. – Zaśmiałam się i sięgnęłam po wybrane przedmioty.
- Miski weźmiemy chyba takie metalowe, prawda? – Lee wskazał na małe, srebrzyste miseczki. Były proste i z pewnością pojemne. Przytaknęłam głową na znak, że się zgadzam.
- Może kupimy im jakieś zabawki? W szczególności coś w stylu gryzaków. – Westchnęłam, przypominając sobie bałagan jaki zastałam w swoim mieszkaniu poprzedniej nocy.
-Przydadzą się na pewno. – Wybraliśmy parę gumowych kostek, piłeczkę i jakiegoś pluszaka. – To powinno być odpowiednie.
 -To co idziemy do kasy? – Lee przytaknął i poszliśmy zapłacić za nasze zakupy. Wychodząc ze sklepu spostrzegłam wielkiego faceta o nieprzyjemnej aparycji, który wieszał jakieś ogłoszenie na szybie wystawowej zoologika.  Zerknęłam na treść przyklejanej kartki. O nie…
-Lee spójrz to ten gość, która szuka naszych psiaków. – Szepnęłam do czarnowłosego, który spojrzał na mężczyznę pochłoniętego mocowaniem się z taśma klejącą.
-Musimy się stąd zmyć. – Oparł mój towarzysz. – Nie wygląda on na dobrego właściciela psiaków.
-Zaczekaj. – Przytrzymałam jego rękę. Spojrzałam smutno na swoją białą sunię. – A jeśli jest dobrym człowiekiem i bardzo tęskni za tą dwójką?
-Lou, nie może. Wszystko wskazuje, że on po prostu ma odnieść jakąś korzyść z posiadania tych szczeniaków. Nikt kochający zwierzęta nie trzyma ich w kartonowym pudełku! – Spojrzał na mnie poważnie tymi swoimi żółtymi oczami.
-Chyba masz rację. – Westchnęłam ciężko i powoli zaczęliśmy się oddalać od sklepu, gdy nagle ten mężczyzna przeciął nam drogę i stanął przed nami.
-Macie moje szczeniaki! – Wskazał na nas grubym paluchem. – Oddawajcie je natychmiast złodzieje!
-Co? Jacy złodzieje? Te szczeniaki były bez opieki w zimnym kartonie! – Od razu nie spodobało mi się zachowanie tego gbura. Krew się we mnie zagotowała.
-Mam je odebrać siłą?! – Wrzasnął i rzucił się w moim kierunku z łapami. Odruchowo osłoniłam sunię własnym ciałem. Czekałam na cios, ale nic takiego się nie zadziało. Spojrzałam z przymkniętych powiek. Lee zatrzymał lecące na mnie pięści. Patrzył wrogo na tego giganta i chama. Czyżby mieli zamiar się bić?
[Lee?]