sobota, 13 sierpnia 2016

[Event #1] Od Chie - C.D Mai

Sytuacja była kryzysowa. Każdy z nas trzymał się na baczności i starał się przy okazji chronić się na wzajem. W ostatniej chwili zdołałam stworzyć lodowy mur, aby to obronić Mai. Dziewczyna była w zdruzgotanym stanie. Potrzebowała przynajmniej chwili odpoczynku, by zregenerować swoje siły. Nie mogłam stać przy niej i wpatrywać się w przyjaciół, którzy ryzykowali życiem. Obleciałam wzrokiem sytuację w której się obecnie znajduje. Każdy robił wszystko co w swojej mocy. Wypatrzyłam wzrokiem miejsce, w którym moja pomoc była najpotrzebniejsza. Wysłałam kilka lodowych szabli w ich kierunku. Kilka z nich trafiło w skrawki ich materiału, niszcząc je. Trzy natomiast wbiły się w udo, ramię, oraz szyję. Nie należało to jednak do jednych z moich najlepszych ataków. Przeciwnicy nie dawali w oznaki większych urazów. Ich wzroki szybko napotkały moją postać.
Poczułam chłód biegnący po moim kręgosłupie. Mimo tego, iż uczęszczałam w tej walce trochę czasu, każdy atak wzbudzał we mnie niepokój. Nigdy nie miałam okazji zranić kogoś używając swojej arkany. Nie przychodziło mi to na myśl. Teraz jednak, jestem do tego zmuszona. Starałam się czerpać z tego przyjemność. Zabijanie jednak nie należało do moich hobby. Krzyżując dłonie na skos, przywołałam dwa większe lodowe stalagmity skierowane w ich strony. Jeden z nich wykorzystał naparcie, wskakując na strukturę, oraz atakując mnie w ramię. Znajdował się znacząco za blisko. Wydałam z siebie cichy pisk, po czym jak najszybciej ułożyłam dłoń na jego klatce piersiowej. W mgnieniu oka miejsce te zostało przebite ostrzem. Przy okazji okolice klatki piersiowej zostały oblodzone. Nie miałam jednak szansy na odetchnięcie, gdyż sekundę później usłyszałam świst strzały. Instynktownie padłam na ziemię. Tracąc na przewadze. W takiej pozycji byłam łatwym celem. Miałam nadzieję, iż znajdzie się jednak ktoś kto wyprowadzi mi z tej sytuacji. Krzyki były zjawiskiem dość częstym. Mroziły one krew w żyłach, mimo tego, iż pochodziły one nawet od strony przeciwnej.
- Enzo! - na mojej twarzy pojawił się uśmiech
Ten jednak to zignorował. Złapał za moje ramię, przyprowadzając mnie do pozycji stojącej. Znajdowałam się teraz za jego plecami. Nie dając mi szansy na zorientowanie się, wypowiedział te szybkie słowa:
- Mam nadzieję, że wiesz co robić - Oznajmił przygotowując swój bicz
Kiwnęłam niepewnie, wbijając wzrok we wrogów.
Nie musieli długo czekać, aby zasmakować swojej krwi w ustach. Na ziemię padły martwe zwłoki, z przeciętymi, lub przebitymi klatkami piersiowymi. Miałam szczęście, że znowu byłam w towarzystwie Enziego. Razem ruszyliśmy przed siebie. Zyskując na chwili odpoczynku, przywołałam lodowy miecz, którym to w razie czego mogła się obronić. Nie trwało to długo, kiedy zaczynała napierać na nas kolejna grupka przeciwników. Byłam znacząco zestresowana. Nie chciałam jednak tego pokazywać, wtapiając się myślami w walkę.
Odpierałam się atakom, jak i starałam się je aktywować. Miecz po chwili zaczął się kruszyć, przez ofensywność postury przede mną. Przeistoczyłam go szybko we włócznię, aby nie odnieść większych obrażeń. W takich chwilach, trzeba być przede wszystkim skupionym. Nawet drobna pomyłka może zakończyć się śmiercią. Robiąc uniki, tworzyłam ostrza wystające z ziemi. Nie działały one pod moich wpływem. Strach częściowo przejmował nade mną kontrolę.
Wszystko to zaczynało robić się bezsensowne. Vasquez zapewnie uradowany wypoczywa, czekając aż zyska na przewadze, kiedy to my będziemy wymęczeni, oraz niezdatni do walki. Nawet jeśli to jednak było prawdą. Naparzałam zdeterminowanie atakami, gdyż tyle mi zostało. Jesteśmy ludźmi... Nie, na pewno nie. W moich oczach jesteśmy odmieńcami. Zostaliśmy skazani na taki los. "Maszyny do zabijania". Dla niektórych to jest jedyne określenie. Są jednak i tacy, którzy nie biorą tego na poważnie. Starają się myśleć pozytywnie. Bo to ludzie, są prawdziwymi potworami.
- Chie! - dotarł do mnie wrzask ze strony Shino
Odwróciłam stronę instynktownie w jej kierunku. Taki też był mój błąd. Wykrztusiłam zdezorientowana krew, zalegająca w gardle. Chwile potem, poczułam przeszywający ciało ból. Wystraszona, złapałam za okolice boku brzucha. Dostrzegłam dwie strzały. Nie były osadzone zbyt głęboko, przez co postanowiłam jak najszybciej wyciągnąć je, by być w stanie ochronić się przed kolejnymi atakami. Nie było miejsca na precyzyjne myślenie. Plan był prosty. Złapać, nie zwracać uwagi na ból, i wyciągnąć. Mimo tego, nie byłam na tyle wytrzymała. Nie dałam zrobić tego sama.
Dostrzegłam wysoką, męską sylwetkę. Zdawał się... Dawać mi szansę do ucieczki. Nie chciałam nad tym dłużej myśleć. Czym prędzej skryłam się za jednym z budynków.

<Sebastian?>