sobota, 9 lipca 2016

Od Arthur'a - C.D Elainy

- O, Arthur Lore, śpiąca królewna, która zemdlała w moim pokoju, raczyła się obudzić - słyszałem drwiący głos zaraz po tym, gdy lekarze zniknęli z sali.
Przeraziłem się, gdy usłyszałem czyjś głos, ale nikogo nie zobaczyłem. Czyżbym miał jakieś schizy? Nie myślałem, że dojdzie u mnie do takich rzeczy. Gdy już miałem zamiar schować się pod kołdrą, przy ścianie jakby znikąd zjawiła się postać. Była to ta sama blondynka ze strasznym zwierzęciem. W jej oczach widziałem rozbawienie, ale dla mnie nie było do śmiechu. Oparłem się na rękach i lekko podniosłem, aby odsunąć się do tyłu, bliżej poduszki.
Nie odzywałem się, a mina dziewczyny zaczynała się zmieniać.
- Nic nie powiesz? Po tym, jak bez niczyjego pozwolenia wbiegłeś do mojego pokoju zamykając go?
Głupio mi się zrobiło, ale co miałem powiedzieć? Nic nie mogłem, bo czułem się, jakbym stracił język w gębie. W końcu po kilku sekundach zebrałem w sobie całą odwagę – jeśli w ogóle coś tak miałem – i udało mi się odezwać.
- Przepraszam. Ja tylko uciekałem przed nimi, a twój pokój był jedynym otwartym, bo wszyscy siedzieli w sali obiadowej – wytłumaczyłem szybko i dosyć cicho, a jednak to zmarszczyła brwi.
- To cię i tak nie usprawiedliwia – spuściłem z niej wzrok, gdyż nie wiedziałem co mogłem jeszcze powiedzieć. Siedzieliśmy w ciszy. Ona dalej czekała chyba na konkretną odpowiedź z mojej strony, ale co miałem powiedzieć? Wytłumaczyłem się, przeprosiłem... Niektórych ludzi na prawde nie zrozumiem.

<Elaina?>

Od Sebastiana - C.D Lou

Śnił mi się dom rodzinny. Zamazane sylwetki rodziców, zapach
przepysznych ciast, ciepło, piękny i wielki ogród. Istna sielanka.
Niestety stan spokoju i bezpieczeństwa jaki odczuwałem przeżywając
jeszcze raz szczęśliwe chwile nie trwał wiecznie. Ze snu obudził mnie
dziwny jęk. Zaniepokojony tym odgłosem momentalnie wybudziłem się
podnosząc głowę. Mrugając oczami by pozbyć się resztek snu jakie
stanowił nieostry obraz, spytałem:
-Co się dzieje? -Odpowiedział mi znany głos pewnej blondwłosej panienki
-Właśnie się na mnie położyłeś-Gdy dotarło do mnie, że dziewczyna leży
w moim łóżku spytałem zaskoczony:
-Lou ! Co ty tutaj robisz?
-Próbowałam spać!-Odsunąłem się od niej czerwony na twarzy:
-Jak niby mam nie być sztywny gdy we własnym domu nie mogę zmrużyć oka
przed obawą, że zaraz ktoś mi się do sypialni wkradnie-Mruknąłem
zażenowany całą tą sytuacją. W tym właśnie momencie cieszyłem się, że
miałem nawyk spania w piżamie. Przynajmniej miałem pewność, że
dziewczyna nie pozwoliła sobie za dużo. Zmierzyłem Lou lekko
zagniewanym spojrzeniem na co dziewczyna uśmiechnęła się tylko
ukazując rządek śnieżno białych perełek. Usiadłem po turecku
zastanawiając się jakby tu nauczyć tą dziewczynę moresu. A co gdyby
pokazać jej zupełnie innego Sebastiana? Zamiast skrytego, cichego mola
książkowego będzie typowy bad boy czyli prostak nie przejmujący się
zdaniem innych.... Chyba nie mam innego wyboru. Po chwili wahania
postanowiłem przystąpić do działania. Znalazłem się nad dziewczyną i
patrząc w jej oczy oznajmiłem z powagą:
-Jeszcze jeden taki numer i pożałujesz, że mnie w ogóle poznałaś.
Każdy ma swoje granice, nawet ja, dlatego ostrzegam cię bo coraz ci
bliżej by ją przekroczyć-Lou wyglądała na zdziwioną tą groźbą, która
padła z moich ust, chyba spodziewała się zupełnie czegoś innego. No
trudno. Bez chwili zwłoki wstałem z łóżka i zszedłem na dół na kanapę.
Chciała łóżko to niech ma, ale mnie  w komplecie do niej nie
dołączono. Po dłuższej chwili wiercenia się na posłaniu usnąłem.
Niestety tym razem nie śnił mi się, żaden przyjemny sen....w sumie, to
nic mi się nie śniło. Byłem zawieszony w pustce, otaczała mnie tylko
ciemność. Nie odczuwałem jednak lęku czy strachu przed tą pustką,
przyznam, że nawet mi się podobała. Gdy się obudziłem wstałem i
zacząłem przyrządzać śniadanie. Oczywiście do jedzenia obowiązkowo
były naleśniki, tym razem jednak przyrządziłem ciasto z ziarnami kawy,
by urozmaicić trochę to danie. Zaparzyłem też parę z nich do picia po
czym przystąpiłem do smażenia. Liczyłem skrycie w duchu, że Lou czuje
się lepiej nie chodziło tu o to, że chciałem się jej jak najszybciej
pozbyć po prostu martwiłem się.

(Lou?)

B00 - Kaito Hamilton!

KONTAKT: Aoussi. 
http://orig07.deviantart.net/7c30/f/2011/111/5/3/divider_ii_by_rbsrdesigns-d3ejqrj.png
IMIĘ & NAZWISKO: Kaito Hamilton
PSEUDONIM: starsi nazywają go Gołębiem lub Ptaszyną.
WIEK: szesnaście lat
PŁEĆ: mężczyzna
STOSUNKI: właściwie Kaito jest neutralny dla otoczenia. Nie szuka kłopotów, gdyż ma ich za dużo, dlatego zazwyczaj siedzi w cieniu; od czasu do czasu ktoś usłyszy jego głos, który wcale nie jest taki wysoki jak może się wydawać.
  • Izaak Hamilton - straszy o osiem lat brat, również żyjący w ośrodku. Teoretycznie sprawuje nad Kaiem opiekę. Stety, niestety mężczyzny w ogóle nie widuje, dlatego Kai uważa go za martwego i często o nim zapomina. Jedynie, kiedy sie pojawia (a nigdy nie jest to przypadkowe spotkanie), wszystko wraca do normy. Starszy Hamilton często wyżywa się na młodszym, karze za byle bzdurę jak psa; oboje rozmawiają jedynie w kłótni.
  • Taiga Minist - "Wiesz, Kaito, kiedyś będziemy tam świecić obok siebie zobaczysz! Jak brat i siostra". Białowłosą znał krótko, nawet za krótko, a przybrała miano jego starszej siostry. Troska jaką go darzyła była [i nadal jest] dla skrzydlatego niezrozumiała. No ale co tu się dziwić, skoro nikt nigdy się o niego nie martwił i nie dbał? Wszystko zapowiadało się świetnie, dopóki nie zniknęła bez słowa. Cios prosto w serce, zwłaszcza, że dzieciak powoli zapomina jej imienia czy chwil z nią spędzonych. Jedyne, co utrzymuje o niej częściowa pamięć, to czerwony szal, który od niej dostał.
ORIENTACJA: aseksualizm
SYMPATIA: -
W ZWIĄZKU Z: -
CHARAKTER: Skrzydlaty to dość specyficzna osoba; ci, którzy mają z nim styczność, z pewnością powiedzą, że jest inny i nietypowy na swój sposób. Niedostępny - myślę, że jest to dobre słówko jak na początek opisujące dzieciaka, jednak jak to mówią - pozory mogą mylić. Początek znajomości z nim jest trudny i niekiedy niemożliwy do przejścia albowiem zachowuje się jak dziecko, które uciekło z laboratorium i nie wie nic o otaczającym go świecie. Wydaje się być, a właściwie jest nieśmiałą i strachliwą osobą. Nie jest tak ufny i nawet jeśli nie wygląda, zachowuje czujność i gotowość do ucieczki; strasznie ostrożny i niesamowicie łatwo go spłoszyć. Wystarczy coś nagłego i głośnego, a skrzydlaty może paść na zawał. Nagła i nieznana sytuacja z łatwością wywołuje panikę. Cały czas ucieka przed swoimi problemami, dlatego nie potrafi zrozumieć ideę poświęcenia się. Cichy i małomówny, wygląda na wiecznie znudzonego czy zobojętniałego. Podejmuje się rozmów, jednak z pewnym, niewidocznym dla wielu dystansem - odpowiada krótko i zwięźle, jakby mowa dużo go kosztowała, nigdy w nich nie przebiera i jest raczej bezpośredni. Wychowała go samotność, dlatego nie przyzwyczaił się do mówienia, zwłaszcza do drugiej osoby. W cale nie jest zamknięty w sobie, bo zapewne pojawiła się taka myśl, po prostu często nie wie, co powiedzieć lub zapomina. Może przerwać w środku zdania i nie wrócić do wątku, zawiesza się, zapominając co mówił, dlatego woli siedzieć cicho i tylko przytakiwać. Przez jego ciszę, często jest pomijalny i niezauważalny. Nie wychyla się przed tłum - siedzi w cieniu i czeka aż sami go wywołają, co tylko pogłębiło jego enigmatyczność. Uwielbia uciekać, wymykać się z różnych miejsc. Zdarza się, że znika na kilka dni bez słowa, nie dając żadnego znaku życia.
Kaito to delikatne i cholerne wrażliwe stworzenie. Nie wie jeszcze wszystkiego, a więc bardzo łatwo jest go zranić, złamać. Krzyki źle na niego działają, dlatego podczas poważnej kłótni z kimś wygląda nawet na psychicznie niezrównoważonego. Krzyczy, płacze i śmieje się jednocześnie, innymi słowy - jest niczym balon, który pękł, ulegając emocjom jakie się w nim cały czas gromadziły. Pomimo niewinności jaka otacza Pierzastego, ma on w sobie coś, co może wywołać dreszcze. Pojedynek jest właściwie dla niego czymś, co powoduje, iż emocje przechodzą ze skrajności w skrajność. Podczas walki twarz nie wyraża żadnych uczuć, może być sparaliżowany strachem czy niespodziewanie wybuchnąć śmiechem i czuć radość z czyjegoś bólu, desperacji, frustracji; dzieciak sprawia wrażenie lekceważącej przeciwnika postawy, jednak, bądźmy szczerzy, jeśli już ktoś ma być lekceważony, to właśnie Kaito, bo kto na pierwszy rzut oka weźmie zagubione dziecko na poważnie? Swój strach czy wręcz przeciwnie - frustrację - zagłusza sarkazmem i barbarzyńską szczerością. Nie radzi sobie ze sowimi problemami. Brak wiary w siebie sprawia, że staje się melancholijny, otępiały i zobojętniały; przez wieczne problemy stał się obojętny na swój ból jak i na większość otaczających go bodźców. Przestał o siebie dbać, więc teraz jest mu wszystko jedno, czy wróci do domu cały czy w worku, po prostu nie dba o to, co się z nim dzieje. Świetnym przykładem jest jego wygląd; dzieciak jest w stanie wyjść na ulicę z zakrwawioną twarzą i udawać, że nic mu nie jest. Mistrz kłamstwa z niego marny - czyta się z niego jak z otwartej księgi -, dlatego stara się ukrywać swoje emocje poprzez milczenie, udaje obojętnego, by nie obciążać innych swoimi problemami. Może płakać, podupadać na duchu, a i tak nie piśnie ani słówka. Da znać dopiero, kiedy problem go przerośnie. Jak można się domyśleć, dzieciak jest niezmiernie uparty
Po głębszym zapoznaniu się z nim, albo po prostu zrozumieniu jego skomplikowanego umysłu, okazuje się być wiernym i nadzwyczaj ciekawskim towarzyszem. Uśmiech na twarzy to coś niespotykanego, a jednocześnie częstego. To prawda, że nie przyzwyczaił się jeszcze do okazywania głębszych uczuć, a czasami nie ma pojęcia, jak ma się zachować, wtedy zaczyna polegać na innych. Zdarza mu się przepraszać za coś, czego nie zrobił, gdy sytuacja tego nie wymaga czy dobić leżącego. Jego życzliwość i chęci pomocy innym są jeszcze do popracowania, gdyż woli zwierzęta od ludzi. Te pierwsze stawia nawet wyżej od własnego życia. Prędzej skoczy pod samochód za psem niż pomoże staruszce z zakupami. Wśród zwierząt czuje się bardziej zrozumiały i... zauważany. Chcesz go uszczęśliwić? To wrzuć do basenu z kotami. Nie cierpi tłumów. Woli towarzystwo dwu, trójosobowe. Co za tym idzie? Nie potrafi dogadywać się w większej grupie; nie jest do końca świadomy, że przez swoja Arcanę będzie musiał się poprawić. Chłopak jest niezależny i nie łatwo jest mu coś wmówić. Nieprzewidywalny i strasznie, ale to strasznie niezdecydowany. Potrafi się zastanawiać pół godziny nad wyborem jogurtu.
APARYCJA: pierwsze, co zapewne rzuca się w oczy każdemu przechodniowi to długie, mające równe dwa i pół metra rozpiętości skrzydła, sięgające chłopakowi do kostek i niczym nie różniące się od tych ptasich. Jego wzrost jak na wiek nie powala. Metr sześćdziesiąt pięć żywego szkieletu. O tak, chłopaczysko to sama skóra i kości, które (tak jak ptasie) są puste, a tym samym delikatne i podatne na złamania, i wszelkiego rodzaju urazy. Nie jest silny, z resztą co mógłby zrobić taki chuderlak jak on? Jedno, zbyt mocne chuchnięcie i już leży pół martwy. Nie raz złamał rękę przez uderzenie się o drzwi czy potknięcie się. Zwykły cios, który dla wielu pozostawi tylko siniaka, może wyrządzić mu wiele szkody. Uwagę na pewno przyciągną rdzawe, przechodzące niekiedy w złoty odcień oczy, które mówią o chłopaku wszystko. Ze szkarłatnych gał można wyczytać każdą, ale to każdą, najmniejszą emocję. Głowa Kaito to istne gniazdo gęstych, platynowych włosów ułożonych w wiecznym nieładzie. Alabastrowe kosmyki podkreślają jasną, ale nie dramatycznie bladą cerę. Nie lubi opalenizny, dlatego unika słońca jak ognia. Na chudym ciele szesnastolatka można znaleźć liczne siniaki, najczęściej na rękach i żebrach. Wszystko przez brata, który w przypływie agresji wyżywa się na młodszym. Często więc można spotkać chłopaka w ubraniach, które zakrywają sińce; na plecach Kaia widoczne są dwa, głębokie nacięcia tuż przy łopatkach, które będąc świeże - promieniują bólem. Jest to miejsce, z którego wyrastają skrzydła. Rany widoczne są nawet z nimi, dlatego stara się nie odsłaniać pleców przy kimś. Właściwie... Po co miałby to robić?. Jeśli chodzi o ubiór, preferuje jasne, luźne rzeczy, dlatego większość jego ciuchów ma odcienie szarości i bieli. Jedyne ciemne części jego garderoby to spodnie lub zimowy płaszcz. Niezależnie od pogody zawsze ubierze trampki. Większość jego koszulek i bluz mają nacięcia na plecach, oczywiście by chłopak mógł przełożyć przez nie skrzydła.
DODATKOWE INFORMACJE:
  • chłopak ma problemy z pamięcią. Zapomina niekiedy najprostsze rzeczy, np. gdzie jest jego pokój, gdzie znaleźć sztućce, osoby, m.in. starszego brata, miejsca. Bywają sytuacje, że nie pamięta czegoś sprzed sekundy lub nawet całego, poprzedniego dnia.
  • jego wysoka temperatura ciała wahająca się pomiędzy 40 a 40 stopniami Celsjusza nie jest niczym niezwykłym. [żywy grzejniczek idealny na zimę]
  • w upalne dni często ziewa, jednak nie z nudów, tylko w celu ochłodzenia się. No co? W końcu jest ptakiem.
  • ptasie geny bardzo wpłynęły na zachowanie czy zwyczaje chłopaka; przede wszystkim stroszenie piór w chłodniejsze dni czy samo ich układanie/wyrywanie również należą do częstych zwyczajów Kaito.
  • balansowanie na krawędziach wysokich budynków, krawężników, murach czy barierkach to jedno z ulubionych zajęć chłopaka - przejdzie po nich bez żadnego zachwiania się.
  • panicznie boi się ognia.
  • w jego ośrodkowym pokoju panuje istny chaos. Porozrzucane książki, płyty czy pióra są, dosłownie, wszędzie. Prawdziwy mol książkowy i koneser kina. Jest w stanie pochłaniać litery i oglądać zdjęcia, dopóki nie oderwie go zmęczenie.
  • uwielbia słonecznik w każdej postaci. Najlepiej prażony lub w karmelu. Ponad wszystko ubóstwia sorbety arbuzowe, z mango i pomarańczy. Dodatkowo potrafi gotować, zna się też nieco na medycynie. Nie raz sam nastawiał sobie kości czy opatrywał rany. Anatomię człowieka ma w małym paluszku, biologia to dla niego pikuś.
GŁOS: Mikky Ekko
INNE ZDJĘCIA: [x] [x] 
ARCANA
RODZAJ: Beta
NAZWA:  Sens d'oiseaux (ptasie zmysły)
KOLOR AURY: gołębi #C6CECE
RANGA: 1
PD: 650pkt
OPIS: arcana Kaito wykształciła u niego ptasie geny, stąd skrzydła, których nie w sposób nie zauważyć. Teoretycznie w organizmie mieści sobie około dwóch procent ptasiego DNA, jednak naukowcy twierdzą, iż jest tego więcej. "Piękna moc!", chciałoby się krzyczeć, jednak nie jest aż taka kolorowa. Raz na jakiś czas, skrzydła po prostu odpadają, gdyż organizm nie jest w stanie ich do końca przyjąć. Ten bolesny i krwawy proces nazwano linieniem, podczas którego dzieciak zwija się z bólu w koncie swojego pokoju; koniec końców kończyny usuwane są prze naukowców. Rośnięcie skrzydeł też jest bolesne, gdyż kości przebijają się przez mięśnie i skórę pleców. Nic przyjemnego. Oba te procesy nie są kontrolowane, jednak pojawiają się regularnie.
Arcana Kaia nie nadała mu mocy magicznych, jedynie wzmocniła kolejno wzrok, odczucie, umiejętność sprawnego poruszania się oraz skrzydła; nie uczyniła z niego siłacza, tylko szpiega, zdolnego do samodzielnej ucieczki o szybkiego, pojedynczego ataku.
ATAKI:
  • Voir - zdolność przydatna na tzw. Zwiady. Opiera się na oczach Kaia; dzięki niej jest w stanie zobaczyć dany obszar z każdego miejsca niczym kamery, obejrzeć dosłownie wszystko z każdej możliwej perspektywy, co daje znaczną przewagę. Stosuje go tak często, że jest w stanie żonglować perspektywami bez problemu. Używając ataku lekko przymyka powieki, by nikt nie widział, jak jego tęczówki tracą barwę, a w źrenicach odbija się widziany obraz. Skutkiem ubocznym są niekiedy nagłe i silne migreny. Działa także wyostrzając wzrok, co daje mu możliwość oglądania czegoś z dużej odległości czy odróżnieniu większej ilości kolorów.
  • Prévoir - dotyczy odczucia chłopaka, dzięki któremu potrafi przewidzieć, co dana osoba za chwilę zrobi. Może wyczuć jej zachowanie czy czyn jaki popełni. Przydatny zdolność, która nie zużywa wiele energii, jednak wymaga większego skupienia.
  • Voix - zdolność naśladowania głosów i dźwięków. Na pewno wiecie, że niektóre ptaki potrafią powtarzać zapamiętane dźwięki, dzieciak potrafi dokładnie to samo. 
  • Vitesse - pomińmy fakt, że chłopak jest zdolny do lotu (w końcu skrzydła do czegoś służą). W powietrzu jest o wiele szybszy, a refleks nie do opisania. Lekkość kości wystarczyły, by dzieciak wypracował sobie zwinność, niesamowite poczucie równowagi, szybkość, a za razem grację uników jakie stosuje. Ciężej jest go trafić czy namierzyć, a jego manewry i ruchy są tak szybkie, że dają wrażenie teleportacji.
  • Fléchettes - delikatne pióra przybierają ostrzejszy charakterek. Atak objawia się umiejętnością rzucania o s t r y m i piórami, jednak warto zaznaczyć, iż nie są w żaden sposób utwardzane; Kaito nadaje im szybkość jedynie zamachując skrzydłem odpowiednią siłą, zwinnie i pod właściwym kontem, prędkość robi całą resztę. Pierzaste ostrza przypominają nieco lotki, stąd nazwa ataku.

Od Elainy - C.D Evan'a

Uśmiechnęłam się do Evan'a drapieżnie. Kto jak kto, ale ten człowiek naprawdę był irytujący, co mu zresztą wytknęłam. I słusznie. Tak już jego urok, tak? No a więc, zobaczy jaki jest mój urok. I się zaskoczy... A może nie. Zresztą, co mi tam. I tak niewiele osób mnie lubi.
- Skończmy już z tym, Evan'ie. - westchnęłam teatralnie. - To się zaczyna robic nudne... Mam już za dużo wrogów.
Chłopak spojrzał na mnie niepewnie. Och, wahał się. Jak miło. Posłałam mu niewinne spojrzenie.
- No co? - spytałam. - Nie wierzysz mi?
- Nie powinienem.
- W sumie to, masz rację. Nie powinieneś mi wierzyc. Ale możesz. Nikt ci nie zabroni... Ale i nikt ci nie rozkaże. - przekrzywiłam głowę i w myślach dodałam: ''no prawie nikt, oprócz mnie oczywiście.''.
- I co z tego wynika? - spytał unosząc brew.
- To, że możesz mi zaufac.
- Mmm... Niech ci będzie. - skinął ostrożnie głową.
- Więc dobrze. Po dobroci lepiej, czyż nie? Powiedz grzecznie, można wyjśc z tego całego Rimear?
- Tylko Sigmy mogą.
- Czyli... Zostaniemy tu do końca życia...?
- Tak, najprawdopodobniej tak.
Wbiłam w niego zranione, przepełnione bólem spojrzenie. Niby naukowcy mi to mówili, ale oni różne rzeczy mówią i nie dotrzymują słowa, zazwyczaj. Czyli nigdy już nie zobaczę Egiptu, naszej posiadłości i moich ulubionych kwiatów w ogrodzie matki, nigdy już nie wejdę do piramidy ani do Big Bena w Londynie, nigdy nie popłynę Canale Grande, czyli kanałem w Wenecji... Odtąd moje życie będzie się toczyło pod kopułą jakiegoś ośrodka dla psychopatycznych naukowców i ich królików doświadczalnych - a ja miałam się stac jednym z nich. Ofiarą naukowców i ich szalonych planów i niezrozumiałych nikomu pomysłów. Świetnie, po prostu świetnie. Byłam tak rozwścieczona, że mogłam zabic z zimną krwią wszystkich naokoło. Mój wzrok padł na Evan'a. Był tu, w zasięgu mojego wzroku... I niczego się nie spodziewał. Ale on mi tylko o tym powiedział, przekonywałam się, nie był winien słowom naukowców, i też był tu uwięziony. Zmrużyłam oczy. A więc moim celem zostaną naukowcy. To ich wina, oni są wszystkiemu winni. To przez nich, przez nich mnie złapali. Wydałam z siebie zduszony krzyk frustracji, a Death ponowiła to skowytem, gdyż znała moje uczucia. Wbiłam spojrzenie w drzwi i one zniknęły. A raczej okryłam je Velo di ombre, cienistą zasłoną, która sprawiała, że w miejscach drzwi widniał tylko niematerialny cień. Przebiegłam przez nie, a Death za mną. Stanęłam w korytarzu niezdecydowana. Po chwili jednak wpadłam na pomysł. Machnęłam ręką i przede mną pojawił się Dziki gon, czyli moje stado cienistych wilków. Wilków w nim było dużo, ale przywołałam tylko cztery. Death, ich przywódczyni i zarazem moja ulubiona i najlepsza wilczyca, była piąta. Na tych szalonych naukowców, którzy nie zdają sobie sprawy z potęgi Arcan, wystarczy tylko pięc. Zwłaszcza, że tempo zabijania Dzikiego gonu było zdumiewające - a zarazem bardziej niż zadowalające.
- Ruszac. Na. Naukowców. - syknęłam.
Na moje słowa wilki zawyły z radości i pobiegły w głąb korytarza.
<Evan?>

Od Elainy - C.D Arthur'a

Gdy ten chłopaczyna zemdlał na środku mojego pokoju, pokręciłam z politowaniem głową i wezwałam lekarzy, by go wzięli i zbadali. Jakaż ja dobra... To aż niespotykane u mnie, że nie pozwoliłam Death zjeśc białowłosego. Po zabraniu chłopaka przez lekarzy, wyszłam z pokoju i z nudów kręciłam się po Rimear. Nie chciałam umrzec z nudów, gdyż w centrum nic się działo, przynajmniej nic ciekawego, toteż poszłam do szpitala, czy co to tam oni mają i przyczaiłam się w cieniu. Wcześniej jednak sama zmieniłam się w cień, po to, by pozostac niezauważoną. Z rozmów pielęgniarek i lekarzy wynikało, że białowłosy chłopak, który zemdlał w moim pokoju, nazywał się Arthur Lore, miał 16 lat i tylko zemdlał, nie było to nic poważniejszego. Tak myślałam. Punkt przewagi dla mnie, ale zresztą mniejsza o to. Gdy upewniłam się, że wszyscy wyszli z jego pokoju szpitalnego, prześlizgnęłam się do niego przez szczelinę między drzwiami a podłogą. Jako cień, było to możliwe. I dobrze. Arthur właśnie się z krzykiem obudził i uniósł do pozycji siedzącej.
- O, Arthur Lore, śpiąca królewna, która zemdlała w moim pokoju, raczyła się obudzic. - zadrwiłam.
Byłam cieniem, dlatego też chłopak mnie nie widział. Zdezorientowany rozejrzał się po pokoju. Nic nie zobaczył. Ale nie chciałam mu pozwolic na rozczarowanie, toteż powoli zmieniłam się w człowieka. Jak przemiana się skończyła, oparłam się o ścianę i skrzyżowałam ręce, z rozbawieniem we wzroku patrząc na Arthur'a.
<Arthur?>