- O, Arthur Lore, śpiąca królewna, która zemdlała w moim pokoju, raczyła
się obudzić - słyszałem drwiący głos zaraz po tym, gdy lekarze
zniknęli z sali.
Przeraziłem się, gdy usłyszałem czyjś głos, ale nikogo nie zobaczyłem.
Czyżbym miał jakieś schizy? Nie myślałem, że dojdzie u mnie do takich
rzeczy. Gdy już miałem zamiar schować się pod kołdrą, przy ścianie jakby
znikąd zjawiła się postać. Była to ta sama blondynka ze strasznym
zwierzęciem. W jej oczach widziałem rozbawienie, ale dla mnie nie było
do śmiechu. Oparłem się na rękach i lekko podniosłem, aby odsunąć się do
tyłu, bliżej poduszki.
Nie odzywałem się, a mina dziewczyny zaczynała się zmieniać.
- Nic nie powiesz? Po tym, jak bez niczyjego pozwolenia wbiegłeś do mojego pokoju zamykając go?
Głupio mi się zrobiło, ale co miałem powiedzieć? Nic nie mogłem, bo
czułem się, jakbym stracił język w gębie. W końcu po kilku sekundach
zebrałem w sobie całą odwagę – jeśli w ogóle coś tak miałem – i udało mi
się odezwać.
- Przepraszam. Ja tylko uciekałem przed nimi, a twój pokój był jedynym
otwartym, bo wszyscy siedzieli w sali obiadowej – wytłumaczyłem szybko i
dosyć cicho, a jednak to zmarszczyła brwi.
- To cię i tak nie usprawiedliwia – spuściłem z niej wzrok, gdyż nie
wiedziałem co mogłem jeszcze powiedzieć. Siedzieliśmy w ciszy. Ona dalej
czekała chyba na konkretną odpowiedź z mojej strony, ale co miałem
powiedzieć? Wytłumaczyłem się, przeprosiłem... Niektórych ludzi na
prawde nie zrozumiem.
<Elaina?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz