sobota, 9 lipca 2016

Od Elainy - C.D Evan'a

Uśmiechnęłam się do Evan'a drapieżnie. Kto jak kto, ale ten człowiek naprawdę był irytujący, co mu zresztą wytknęłam. I słusznie. Tak już jego urok, tak? No a więc, zobaczy jaki jest mój urok. I się zaskoczy... A może nie. Zresztą, co mi tam. I tak niewiele osób mnie lubi.
- Skończmy już z tym, Evan'ie. - westchnęłam teatralnie. - To się zaczyna robic nudne... Mam już za dużo wrogów.
Chłopak spojrzał na mnie niepewnie. Och, wahał się. Jak miło. Posłałam mu niewinne spojrzenie.
- No co? - spytałam. - Nie wierzysz mi?
- Nie powinienem.
- W sumie to, masz rację. Nie powinieneś mi wierzyc. Ale możesz. Nikt ci nie zabroni... Ale i nikt ci nie rozkaże. - przekrzywiłam głowę i w myślach dodałam: ''no prawie nikt, oprócz mnie oczywiście.''.
- I co z tego wynika? - spytał unosząc brew.
- To, że możesz mi zaufac.
- Mmm... Niech ci będzie. - skinął ostrożnie głową.
- Więc dobrze. Po dobroci lepiej, czyż nie? Powiedz grzecznie, można wyjśc z tego całego Rimear?
- Tylko Sigmy mogą.
- Czyli... Zostaniemy tu do końca życia...?
- Tak, najprawdopodobniej tak.
Wbiłam w niego zranione, przepełnione bólem spojrzenie. Niby naukowcy mi to mówili, ale oni różne rzeczy mówią i nie dotrzymują słowa, zazwyczaj. Czyli nigdy już nie zobaczę Egiptu, naszej posiadłości i moich ulubionych kwiatów w ogrodzie matki, nigdy już nie wejdę do piramidy ani do Big Bena w Londynie, nigdy nie popłynę Canale Grande, czyli kanałem w Wenecji... Odtąd moje życie będzie się toczyło pod kopułą jakiegoś ośrodka dla psychopatycznych naukowców i ich królików doświadczalnych - a ja miałam się stac jednym z nich. Ofiarą naukowców i ich szalonych planów i niezrozumiałych nikomu pomysłów. Świetnie, po prostu świetnie. Byłam tak rozwścieczona, że mogłam zabic z zimną krwią wszystkich naokoło. Mój wzrok padł na Evan'a. Był tu, w zasięgu mojego wzroku... I niczego się nie spodziewał. Ale on mi tylko o tym powiedział, przekonywałam się, nie był winien słowom naukowców, i też był tu uwięziony. Zmrużyłam oczy. A więc moim celem zostaną naukowcy. To ich wina, oni są wszystkiemu winni. To przez nich, przez nich mnie złapali. Wydałam z siebie zduszony krzyk frustracji, a Death ponowiła to skowytem, gdyż znała moje uczucia. Wbiłam spojrzenie w drzwi i one zniknęły. A raczej okryłam je Velo di ombre, cienistą zasłoną, która sprawiała, że w miejscach drzwi widniał tylko niematerialny cień. Przebiegłam przez nie, a Death za mną. Stanęłam w korytarzu niezdecydowana. Po chwili jednak wpadłam na pomysł. Machnęłam ręką i przede mną pojawił się Dziki gon, czyli moje stado cienistych wilków. Wilków w nim było dużo, ale przywołałam tylko cztery. Death, ich przywódczyni i zarazem moja ulubiona i najlepsza wilczyca, była piąta. Na tych szalonych naukowców, którzy nie zdają sobie sprawy z potęgi Arcan, wystarczy tylko pięc. Zwłaszcza, że tempo zabijania Dzikiego gonu było zdumiewające - a zarazem bardziej niż zadowalające.
- Ruszac. Na. Naukowców. - syknęłam.
Na moje słowa wilki zawyły z radości i pobiegły w głąb korytarza.
<Evan?>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz