- Trzeba ją stąd zabrać, jest poparzona - Do moich uszu doleciał głos jak miewam Lee. Chłopak z czarnymi włosami patrzył na nas z jak największą powagą
- Dlaczego żadne z was nie ma apteczki? - Wycedziłem przez zęby odwracając się za siebie. Było już słychać kroki, zbliżające się do nas, a z pewnością nie był to nikt z naszych
- A Ty zawsze nosisz przy sobie apteczkę debilu? Może jeszcze nam powiedz, że farmaceutą jesteś - Mała czarna zaczęła wręcz do mnie skakać. Ech kolejna upierdliwa pchła, ale z dobrymi mocami. Spojrzałem na blondynkę leżącą na ziemi. Była w stanie poświęcić swoje ciało, jak nie życie dla dobra pozostałych, a więc to się nazywa poświęcenie dla grupy.
- Prawie - Burknąłem rozwiązując swoje bandaże z rąk, nie będzie za ciekawie, gdy będę walczyć, ale rany jakie będę mieć ja, a jakie ma ona są nieporównywalne. Rzuciłem w ich stronę bandaże i bluzę - Obwiążcie jej ręce bandażami, a bluzę podrzyjcie i obwiążcie jej nogi, nie może się wdać zakażenie, zakładać,że woli mieć swoje kończyny - Podniosłem ręce i przywołałem szpony. Wystarczyło, że wsunęły się na moje dłonie, żebym poczuł lekki dyskomfort. Zmarszczyłem nieco nos i odwróciłem się do reszty grupy. Mała, krótko obcięta dziewczyna, która wciąż stała naburmuszona była idealną bronią na początek - Podrzucę Cię, a Ty trafisz kawałkami szkła w pierwszych ludzi - Wskazałem na nią. Zmierzyła mnie wzrokiem, jednak słysząc coraz wyraźniejsze kroki warknęła jedynie sama do siebie
- Pierwszy i ostatni raz Cię słucham
- A więc zaczynamy zabawę - Uśmiechnąłem się sam do siebie. Każdy z naszej grupy żwawo ruszył na przeciwników, gdy byliśmy w odpowiedniej odległości, splotłem swoje dłonie, a czując na nich obuwie dziewczyny podrzuciłem ją, aby mogła wykonać swój atak. Kawałki szkła migotały w ledwno co widocznym świetle, które dawała Mai, trzymając nad sobą mały płomyczek, aby chłopak mógł opatrzyć nieprzytomną. - Złap ją! - Krzyknąłem do jednego z naszych. Sam teraz nie wiem do kogo, i sam nie wiem skąd u mnie taki odruch. Wiedziałem, że gdyby nie czarnowłosy, z którym byłem wcześniej na czele grupy, to dziewczyna miała by dosyć bolesny upadek. Rozłożyłem ramiona i z szerokim uśmiechem ruszyłem na resztę grupy
Tak dawno nie miałem okazji na nikim się wyżyć. Przez całą tą podróż czekałem tylko na ten moment, aż w końcu będę mógł zatopić metal w jakimś ciele. Dwóch z nich już zaczęło do mnie celować, jednak nie ma tak łatwo. Przy użyciu Acceleratiozn znalazłem się przed nimi wbijając w ich klatkę piersiową szpony, które przeszły ich na wylot. Ach ten dźwięk rozrywającej się skóry, ten ostatni oddech wydobyty z płuc, które już nigdy nie będą w stanie ponownie funkcjonować. Muzyka dla moich uszu. Wyciągnąłem swą broń, a ciepła szkarłatna ciecz prysnęła na mnie. Oblizałem wargę z uśmiechem. Kątem oka zauważyłem jak każdy świetnie sobie radzi, każdy z nich się wspierał, bronili nawzajem swoje tyłki. Wyrzuciłem dwa szpony w stronę gościa, który celował w Lee, kiedy tylko przebiły one ciało faceta, wróciły do mnie. Było ich dużo, a my musieliśmy jak najszybciej znaleźć się na powierzchni. My nie byliśmy tutaj jeszcze tak długo, ale tamci mogli się nawdychać za dużo dwutlenku węgla. Podczas, gdy zabijałem kolejnego z nich, moim oczom ukazał się łańcuch, szybko zidentyfikowałem osobę, do której on należał i oczyszczając sobie drogę złapałem ją za rękę, stając twarzą do naszych przeciwników
- Przywołaj jeszcze raz łańcuch! - Powiedziałem szybko prostując jedną rękę
- Ale...
- Bez ale! Nie ma czasu! - Warknąłem, i dopiero wtedy mnie posłuchała. Znałem ją, była to Anjika. Najszybciej jak się dało obwiązałem wydłużone szpony jej łańcuchem - Kontrolujesz to gdzie leci?
- Mniej więcej....
- No to wiesz co masz robić - Wystrzeliłem swoje szpony tam, gdzie było ich najwięcej. Dziewczyna była skupiona co dawało efekty i w krótkim czasie udało się zabić ich znacznie więcej, niż jakbyśmy mieli to robić w pojedynkę. Na ziemi leżało coraz więcej trupów, a u naszych nie widziałem, żadnych poważniejszych ran. Podszedłem do trójki, która siedziała w bezpiecznym miejscu
- Trzeba stąd wyjść, inaczej wszyscy możemy się podusić - Mai spojrzała na mnie i dopiero teraz zauważyłem ranę na jej głowię. Szybko kiwnąłem głową i bez namysłu podniosłem Lou. Sebastian widząc mnie skinął jedynie głową, dając mi tym samym znak, że mam iść. Najchętniej użyłbym swojej mocy, ale nie chce pozostawiać ich teraz samych i zniknąć z dziewczyną. Mimo wszystko nie wiemy, czy gdzieś ktoś jeszcze się nie czai. Ostatecznie, znaleźliśmy się na powierzchni, gdzie teren był sprawdzony. Odłożyłem dziewczynę, a za mną zaczęli wychodzić pozostali, aż do ostatniego Sebastiana. Wszyscy zaczęli łapczywie oddychać, co najmniej jakby każdy z nas przez kilka minut był pod wodą, zresztą sam cieszyłem się ze świeżego powietrza. Nasza radość z chwili spokoju nie trwało długo, gdyż tutaj było ich jeszcze więcej niż tam na dole. Chciałem ponownie ruszyć w sam ogień walki, kiedy zauważyłem, że ktoś celuje do jednego z naszych. Był to chłopak ze skrzydłami, i chyba również przyjaciel mojej siostry. Zacząłem sypać przekleństwami znajdując się zaraz obok niego. Ustawiłem szpony w taki sposób, aby odbić pocisk. Niestety nie wziąłem pod uwagi tego, że może nastąpić rykoszet. W ten właśnie sposób oberwałem w ramię, z którego zaczęła wypływać krew. Bez namysłu użyłem Obprobrium, a gdy człowiek leżał martwy złapałem się za ramię
- Ty... - Zaczął chłopak, kiedy na niego spojrzałem
- Nie czas teraz na to - Złapałem go za nadgarstek, ciągnąc jak miewam w bezpieczne miejsce. Obejrzałem się jeszcze na pole bitwy, gdzie dostrzegłem moją siostrę na szczęście była cała i robiła coś czego się nie spodziewałem. Swoją mocą malowała schodki, dla jednej z Sigm, która skakała z jednej platformy na drugą i strzelała z łuku, dzięki czemu mieli atak z powietrza, a żeby snajperzy nie dopadli tej z kocimi uszami to tworzyła dodatkową tarczę. Widziałem zmęczenie na jej twarzy, a mimo to machała tą ręką jak oszalała. - Siedź tutaj, i lepiej się nie wychylaj - Spojrzałem na niego i podniosłem kącik ust
- Jesteś ranny... Nie możesz tam iść - Dotknął mojej rany po czym zaraz wycofał rękę
- To tylko krew... Codzienność - Zaśmiałem się, zostawiając go w bezpiecznym punkcie
[Aaron?]
[1088 słów]