czwartek, 11 sierpnia 2016

[Event #1] Od Toshiro - C.D Lou

 Po dotarciu na miejsce widok jaki spotkaliśmy najzwyczajniej w świecie nami wstrząsnął. Wystarczyło się zaciągnąć powietrzem, aby wyczuć dym i kurz. Pomachałem ręką przed swoją twarzą, jakbym chciał odgonić to co dostawało się do mojego nosa. Zaraz za mną i Sebastianem ustawiła się pozostała część grupy. Pomimo iż oczy już dawno przyzwyczaiły się do ciemności, to gdyby nie ogień, który gdzieniegdzie jeszcze się palił to mało co można by zauważyć
- Trzeba ją stąd zabrać, jest poparzona - Do moich uszu doleciał głos jak miewam Lee. Chłopak z czarnymi włosami patrzył na nas z jak największą powagą
- Dlaczego żadne z was nie ma apteczki? - Wycedziłem przez zęby odwracając się za siebie. Było już słychać kroki, zbliżające się do nas, a z pewnością nie był to nikt z naszych
- A Ty zawsze nosisz przy sobie apteczkę debilu? Może jeszcze nam powiedz, że farmaceutą jesteś - Mała czarna zaczęła wręcz do mnie skakać. Ech kolejna upierdliwa pchła, ale z dobrymi mocami. Spojrzałem na blondynkę leżącą na ziemi. Była w stanie poświęcić swoje ciało, jak nie życie dla dobra pozostałych, a więc to się nazywa poświęcenie dla grupy.
- Prawie - Burknąłem rozwiązując swoje bandaże z rąk, nie będzie za ciekawie, gdy będę walczyć, ale rany jakie będę mieć ja, a jakie ma ona są nieporównywalne. Rzuciłem w ich stronę bandaże i bluzę - Obwiążcie jej ręce bandażami, a bluzę podrzyjcie i obwiążcie jej nogi, nie może się wdać zakażenie, zakładać,że woli mieć swoje kończyny - Podniosłem ręce i przywołałem szpony. Wystarczyło, że wsunęły się na moje dłonie, żebym poczuł lekki dyskomfort. Zmarszczyłem nieco nos i odwróciłem się do reszty grupy. Mała, krótko obcięta dziewczyna, która wciąż stała naburmuszona była idealną bronią na początek - Podrzucę Cię, a Ty trafisz kawałkami szkła w pierwszych ludzi - Wskazałem na nią. Zmierzyła mnie wzrokiem, jednak słysząc coraz wyraźniejsze kroki warknęła jedynie sama do siebie
- Pierwszy i ostatni raz Cię słucham
- A więc zaczynamy zabawę - Uśmiechnąłem się sam do siebie. Każdy z naszej grupy żwawo ruszył na przeciwników, gdy byliśmy w odpowiedniej odległości, splotłem swoje dłonie, a czując na nich obuwie dziewczyny podrzuciłem ją, aby mogła wykonać swój atak. Kawałki szkła migotały w ledwno co widocznym świetle, które dawała Mai, trzymając nad sobą mały płomyczek, aby chłopak mógł opatrzyć nieprzytomną. - Złap ją! - Krzyknąłem do jednego z naszych. Sam teraz nie wiem do kogo, i sam nie wiem skąd u mnie taki odruch. Wiedziałem, że gdyby nie czarnowłosy, z którym byłem wcześniej na czele grupy, to dziewczyna miała by dosyć bolesny upadek. Rozłożyłem ramiona i z szerokim uśmiechem ruszyłem na resztę grupy
Tak dawno nie miałem okazji na nikim się wyżyć. Przez całą tą podróż czekałem tylko na ten moment, aż w końcu będę mógł zatopić metal w jakimś ciele. Dwóch z nich już zaczęło do mnie celować, jednak nie ma tak łatwo. Przy użyciu Acceleratiozn znalazłem się przed nimi wbijając w ich klatkę piersiową szpony, które przeszły ich na wylot. Ach ten dźwięk rozrywającej się skóry, ten ostatni oddech wydobyty z płuc, które już nigdy nie będą w stanie ponownie funkcjonować. Muzyka dla moich uszu. Wyciągnąłem swą broń, a ciepła szkarłatna ciecz prysnęła na mnie. Oblizałem wargę z uśmiechem. Kątem oka zauważyłem jak każdy świetnie sobie radzi, każdy z nich się wspierał, bronili nawzajem swoje tyłki. Wyrzuciłem dwa szpony w stronę gościa, który celował w Lee, kiedy tylko przebiły one ciało faceta, wróciły do mnie. Było ich dużo, a my musieliśmy jak najszybciej znaleźć się na powierzchni. My nie byliśmy tutaj jeszcze tak długo, ale tamci mogli się nawdychać za dużo dwutlenku węgla. Podczas, gdy zabijałem kolejnego z nich, moim oczom ukazał się łańcuch, szybko zidentyfikowałem osobę, do której on należał i oczyszczając sobie drogę złapałem ją za rękę, stając twarzą do naszych przeciwników
- Przywołaj jeszcze raz łańcuch! - Powiedziałem szybko prostując jedną rękę
- Ale...
- Bez ale! Nie ma czasu! - Warknąłem, i dopiero wtedy mnie posłuchała. Znałem ją, była to Anjika. Najszybciej jak się dało obwiązałem wydłużone szpony jej łańcuchem - Kontrolujesz to gdzie leci?
- Mniej więcej....
- No to wiesz co masz robić - Wystrzeliłem swoje szpony tam, gdzie było ich najwięcej. Dziewczyna była skupiona co dawało efekty i w krótkim czasie udało się zabić ich znacznie więcej, niż jakbyśmy mieli to robić w pojedynkę. Na ziemi leżało coraz więcej trupów, a u naszych nie widziałem, żadnych poważniejszych ran. Podszedłem do trójki, która siedziała w bezpiecznym miejscu
- Trzeba stąd wyjść, inaczej wszyscy możemy się podusić - Mai spojrzała na mnie i dopiero teraz zauważyłem ranę na jej głowię. Szybko kiwnąłem głową i bez namysłu podniosłem Lou. Sebastian widząc mnie skinął jedynie głową, dając mi tym samym znak, że mam iść. Najchętniej użyłbym swojej mocy, ale nie chce pozostawiać ich teraz samych i zniknąć z dziewczyną. Mimo wszystko nie wiemy, czy gdzieś ktoś jeszcze się nie czai. Ostatecznie, znaleźliśmy się na powierzchni, gdzie teren był sprawdzony. Odłożyłem dziewczynę, a za mną zaczęli wychodzić pozostali, aż do ostatniego Sebastiana. Wszyscy zaczęli łapczywie oddychać, co najmniej jakby każdy z nas przez kilka minut był pod wodą, zresztą sam cieszyłem się ze świeżego powietrza. Nasza radość z chwili spokoju nie trwało długo, gdyż tutaj było ich jeszcze więcej niż tam na dole. Chciałem ponownie ruszyć w sam ogień walki, kiedy zauważyłem, że ktoś celuje do jednego z naszych. Był to chłopak ze skrzydłami, i chyba również przyjaciel mojej siostry. Zacząłem sypać przekleństwami znajdując się zaraz obok niego. Ustawiłem szpony w taki sposób, aby odbić pocisk. Niestety nie wziąłem pod uwagi tego, że może nastąpić rykoszet. W ten właśnie sposób oberwałem w ramię, z którego zaczęła wypływać krew. Bez namysłu użyłem Obprobrium, a gdy człowiek leżał martwy złapałem się za ramię
- Ty... - Zaczął chłopak, kiedy na niego spojrzałem
- Nie czas teraz na to - Złapałem go za nadgarstek, ciągnąc jak miewam w bezpieczne miejsce. Obejrzałem się jeszcze na pole bitwy, gdzie dostrzegłem moją siostrę na szczęście była cała i robiła coś czego się nie spodziewałem. Swoją mocą malowała schodki, dla jednej z Sigm, która skakała z jednej platformy na drugą i strzelała z łuku, dzięki czemu mieli atak z powietrza, a żeby snajperzy nie dopadli tej z kocimi uszami to tworzyła dodatkową tarczę. Widziałem zmęczenie na jej twarzy, a mimo to machała tą ręką jak oszalała. - Siedź tutaj, i lepiej się nie wychylaj - Spojrzałem na niego i podniosłem kącik ust
- Jesteś ranny... Nie możesz tam iść - Dotknął mojej rany po czym zaraz wycofał rękę
- To tylko krew... Codzienność - Zaśmiałem się, zostawiając go w bezpiecznym punkcie

[Aaron?]

[1088 słów]

1 komentarz:

  1. Brakuje tu kilku znaków interpunkcyjnych, doszukałam się tez paru powtórzeń, które są w miarę widoczne (zwłaszcza jak czyta się na głos xD). Zwrócę tez uwagę na to, że rany spowodowane poparzeniem nie powinny być bandażowane, ponieważ jest to odcięcie tlenu od tego obszaru. Rany będą jeszcze bardziej boleć.

    OCENA - 6,5 / 10
    +1 Za ciekawy opis jednego z ataków

    OdpowiedzUsuń