niedziela, 17 lipca 2016

Od Taigi - C.D Shion'a

Siwa? Złapałam końcówki swoich włosów, z których wciąż powoli skapywały ostatnie krople wody. Dlaczego mówi, że jestem siwa? Od zawsze uważałam, że moje włosy są białe, nie siwe, a może mówiłam tak sobie, ponieważ, ten kolor źle mi się kojarzył. Takiego określenia używa się do osób starszych, które na prawdę siwieją, a ja przecież względnie jestem jeszcze młoda. Może już nie nastolatka, ale na pewno nie stara.
- Uważam, że są białe - Odezwałam się, wciąż przyglądając się swoim włosom. W końcu jednak je wypuściłam, wracając do początku jego wypowiedzi - Nie chciałam żeby to tak wyglądało, ale z moich włosów wciąż cieknie woda, która zostaje na panelach. Nie chce robić bałaganu - Uśmiechnęłam się przechylając przy tym głowę
- Chodź do łazienki, wysuszysz się trochę - Dziewczyna zwinnie zeskoczyła z łóżka, posyłając jeszcze spojrzenie swojemu przyjacielowi po czym zaprowadziła mnie do łazienki, w której dostałam ręcznik. Zaczęłam dokładnie wycierać głowę, która jako jedyna wciąż pozostawała mokra, ubrania na szczęście w miarę wyschły. W pewnym momencie biały ręcznik został mi wręcz wyrwany, a ja poczułam energiczne ruchy na swoich włosach - Ale się z tym guzdrasz. Meow... Zrobię Ci warkocza, będzie Ci wygodniej przy jedzeniu - Uśmiechnęła się na co skinęłam głową. Dzięki mojemu niskiemu wzrostowi, nie musiałam nawet siadać, żeby mogła zająć się spleceniem moich włosów - Dlaczego tam nad jeziorem bardziej martwiłaś się o pędzel niż o siebie? W sklepie kupisz go za grosze - Byłam nieco zaskoczona tym pytaniem. Zazwyczaj nikt o to nie pyta, a mówiąc jaśniej, nikt mnie nigdy o to nie zapytał.
- Jest dla mnie bardzo ważny - Wyjaśniłam z uśmiechem. Nie chciałam na razie mówić o swojej arcanie i o tym, że bez niego jestem bezużyteczna. Wydawała się bardzo miła i otwarta na ludzi, ale nie potrafię wyłożyć wszystkich swoich kart tak od razu. Dziewczyna jedynie się uśmiechnęła co zauważyłam w lustrze. Kończąc robić warkocza musiała nieco przykucnąć, na końcu związała go mocno gumką
- Gotowe, masz strasznie długie włosy - Ułożyła swoje dłonie na biodrach przyglądając się swojemu dziełu. Sama również obróciłam się dookoła siebie z uśmiechem. Pierwszy raz ktoś robił coś z moimi włosami. Było to niezwykle miłe doświadczenie. Wcześniej, nawet nie pomyślałam, żeby je chociaż związać, w zwykłą kitkę, może czas najwyższy zacząć używać gumek i spinek.
- Bardzo dziękuje, jest świetny! - Zadowolona zaczęłam dreptać za nią do salonu - Może Ci w czymś pomogę?
- Nie, siadaj - Nakazała jedynie, pewnym krokiem idąc do kuchni.Nie wypadało mi iść za nim i się wtrącać, więc usiadłam na jednym krześle rozglądając się po mieszkaniu. Było urządzone bardzo stonowanie. Ściany w kolorze beżu, czarne meble z domieszką białego. Gdzieniegdzie zauważyłam kilka książek i płyt z muzyką. Wnętrze bardzo mi się podobało, pomimo iż widziałam tylko jej salon i łazienkę to mogłam z tego wywnioskować, że umie się urządzić. - Shion!
Przed moją twarzą pojawił się talerz z rybą oraz frytkami, a obok tego surówka jak miewam z marchewki. Chłopak usiadł obok Hyou, skupiając się na jedzeniu. Pomimo iż czułam, że już teraz za mną nie przepada, to cieszyłam się, że mogę tutaj być. Z uśmiechem wkładałam do ust widelec z jedzeniem, ciesząc się tą chwilą. Każdy mój posiłek wyglądał tak samo, jadłam w samotności bądź też w obecności kruka, który nie zawsze mógł mi towarzyszyć. Nigdy nie jadłam w towarzystwie jednej osoby, a dzisiaj jem w obecności dwóch, nawet jeśli mnie nie lubi, to i tak się cieszę, że mogę tutaj z nimi siedzieć, że nie muszę znowu spędzać czasu w swoich czterech ścianach, z przypaloną jajecznicą. Niektórzy mogliby mnie teraz uważać za ostatnią wariatkę, ale nawet jeśli oni oboje mnie nie lubili, to się cieszyłam to chwilą.
- Taiga z jakiego rodzaju jesteś? - Hyou spojrzała na mnie pytająco
- Alfa - Odpowiedziałam przełykając następny kęs - A wy?
- Sigma - Odpowiedziała dziewczyna z uśmiechem. Ciekawe, pierwszy raz rozmawiałam z kimś, kto jest sigmą, oczywiście nie raz o nich słyszałam, ale osobiście nikogo nie spotkałam, aż do teraz. Czekałam na odpowiedź chłopaka, ale chyba nie miał zamiaru mi odpowiedzieć - Shion też jest z alf
- Każdy kto jest w alfach ma swojego opiekuna? - Tym razem nieco się przeraziłam, nikt mi nigdy o takim czymś nie mówił i poniekąd miałam nadzieję, że jej odpowiedź będzie negatywna
- Nie - Zaśmiała się, machając głową - Taką dostałam misję - Westchnęła. Dziwne, myślałam, że bardzo dobrze się z nim dogaduje, zresztą na samym początku byłam przekonana, że są parą. Nawet teraz na nich patrząc wydaje mi się, że idealnie by do siebie pasowali. Chłopak skończył swój posiłek jako pierwszy i spoglądał raz na mnie, a raz na Hyou, aż w końcu się odezwał z uśmiechem, który zbyt sympatyczny nie był
- Dobrze, że nie jesteś taka płaska - Słowa te zdecydowanie kierował do swojej przyjaciółki, jednak skoro mówił to przy stole, nie sądziłam, abym nie mogła się odezwać, w końcu jeśli chciałby, żebym tego nie słyszała to nie mówiłby tego teraz. Nie wiem czy chciał mnie obrazić, a może tylko wtrącić swoje spostrzeżenie. Sama nie wiem, ale wiem, że na pewno mnie to nie uraziło. Wiem jaką mam sylwetkę, więc mówiąc to nie kłamał.
- Tak, to prawda. Zdecydowanie kobiece kształty pasują do Hyou - Uśmiechnęłam się miło, biorąc do ręki szklankę, w której znajdowała się woda z cytryną, a na mój komentarz nie zareagował i w sumie może to i lepiej. Nie chciałam się kłócić i psuć miłego dnia. Oblizałam widelec odkładając go na talerz i wstając z krzesła - Bardzo dziękuje za gościnę, jedzenie było na prawdę pyszne - Uśmiechnęłam się, składając ręce i delikatnie się kłaniając w ich kierunku
- Zwykły obiad, nie zostaniesz z nami jeszcze chwilę? - Hyou oparła łokcie o stół, a swoją głowę ułożyła w dłoniach
- Nie zatrzymuj jej - Mruknął czerwonowłosy
- Muszę jeszcze załatwić kilka rzeczy. Chętnie zaprosiłabym was do mnie, ale mam dwie lewe ręce w kuchni- Przyłożyłam palec do kącika ust, marszcząc brwi i zastanawiając się chwilę, w końcu ponownie uśmiechnęłam się do nich - Obok parku, jest niewielka kawiarenka, ale podają tam bardzo dobre ciastka, chciałabym was tam zaprosić jutro
- Nas? - Nie umiałam odczytać reakcji chłopaka, ale chyba nie był zadowolony, że mówię do nich dwojga, jednak ja nie widziałam problemy w tym, że chce ponownie się z nimi spotkać.
- Was - Przechyliłam głowę z uśmiechem


Shion/ Hyou? ^^

Od Taigi - C.D Kaito

Nie oczekiwałam nawet, że nowy znajomy pojawi się dzisiaj w parku. Po wczorajszej sytuacji z karteczką, nie byłam nawet do końca przekonana czy, aby na pewno mnie pamięta. Ciekawość co do tej osoby, jednak zdecydowanie była silniejsza niż moje przemyślenia. Pierwszy raz spotkałam się z kimś, kto posiada tak cudowne skrzydła. Nawet jeśli nie pamiętam jego dokładnych rysy twarzy, to zawsze będę pamięć białe pióra i jego rozwaloną, a może i też specjalnie w ten sposób ułożoną fryzurę. Szłam przez park, rozglądając się za tym charakterystycznym kolorem. Zawsze uważałam, że moje włosy wyróżniają się z tłumu i przez ich kolor, który odbijając od siebie słońce sprawia wrażenie wręcz rażących, lecz on był taki cały. Widząc go w samym słońcu, przypuszczam iż trzeba by nieco przymrużyć oczy. Pomimo iż go nie znałam dobrze, to zaczynałam go lubić. Za tą niewinność, niepewność i nieufność, sama nie wiem skąd takie uczucie z mojej strony. Nawet jeśli ktoś mnie interesował jako osoba, to nie wdawałam się w żadne relacje, tutaj było inaczej. Czułam nieodpartą chęć, aby mu pomóc, zobaczyć jak znowu się uśmiecha. Miałam wrażenie, że jestem to winna, jakbym sama kiedyś odczuwała coś podobnego i chciała przekazać to drugiej osobie. Jeśli teraz o tym myślę to zdaję sobie sprawę z tego iż nawet nie wiem ile on ma lat.
W parku, z każdym krokiem byłam coraz bardziej przekonana, że ptasi znajomy, najzwyczajniej w świecie o mnie zapomniał. Jeśli ma problemy z pamięcią, to nawet nie powinnam go o to winić. Cóż, widok śpiącego go na drzewie mnie całkiem zaskoczył, a dalsze słowa tym bardziej. Usiadłam na ławce, znajdującej się praktycznie pod nim. Jego słowa wciąż krążyły po mojej głowie "Bałem się, że nie przyjdziesz". Chyba jeszcze nigdy, nikt nie czekał na mnie, a przynajmniej ja tego nie pamiętam. Uniosłam głowę, gdy wylądował naprzeciwko mnie i przyglądałam mu się przez chwilę

- Ile masz lat? - Odezwałam się w końcu, przerywając tą ciszę między nami, a na mojej twarzy znów zagościł uśmiech.
- Em... Szesnaście - Wymruczał, wciąż stojąc naprzeciwko mnie. Nie rozumiałam, dlaczego najzwyczajniej w świecie nie usiądzie obok mnie.
- Usiądziesz, czy będziesz tak stać? Ja mam dwadzieścia, mam nadzieję, że mnie pamiętasz - Odwróciłam się na ławce tak, aby siedzieć twarzą do niego. Nogi skrzyżowałam siadając po turecku - Po wczorajszym nie ciężko się zorientować, że masz zaniki pamięci - Nie wiem czy dobrze robiłam mówiąc od razu prosto z mostu, w końcu mogło to być dla niego krępujące, albo przynajmniej nie miłe. Niestety, jakoś nigdy nie umiałam dobrze porozumieć się z ludźmi, zawsze potrafiłam ich od siebie skutecznie odrzucić, a przecież zachowywałam się dobrze, zawsze starałam się znaleźć plusy, uśmiechać, a najgorszą obelgę obrócić w żart, niestety pomimo tych chęci, byłam sama.
- Słyszysz? - Przed oczami przemknęła mi jego ręka. Spojrzałam na niego nieco zdezorientowana, było mi głupio, że tak się zamyśliłam.
- Trochę odleciałam, co mówiłeś? - Uśmiechnęłam się niezgrabnie próbując w ten sposób zamaskować swoją dezorientację.
- Pytałem... Czy długo tutaj jesteś? - Odwrócił wzrok, aby spojrzeć, na drzewo, na gałęzi którego spał jeszcze przed kilkoma minutami. Wciąż zachowywał w stosunku do mnie dystans, nawet siedząc ze mną na ławce, był przyklejony do samego jej końca
- Chyba kilka tygodni, przynajmniej tyle pamiętam - Wzruszyłam ramionami - Chodź gdzieś, mam ochotę na loda, a Ty?
- Trochę chłodno - Podrapał się po samym czubku głowy. Teoretycznie miał rację w ostatnim czasie coraz więcej pada, a temperatura nieco zmalała, jednak to nie jest powód, żeby nie zjeść tych pysznych mrożonych przekąsek
- Na lody zawsze jest pora - Wstałam z uśmiechem, robiąc dwa kroki w przód - Ja stawiam, a więc to zaproszenie, nie wypada odmawiać - Zachichotałam
- N-No, nie wiem
- Znam dobrą lodziarnie, serwują tam najlepsze lody jakie do tej pory jadłam - Ułożyłam swoje dłonie za plecami, uśmiechając się do niego i czekając aż wstanie

Kaito?

Od Siegrain'a - C.D Taigi

Odłożyłem książkę na półkę i ruszyłem w stronę wyjścia czekając na Taigę. Ostatnio nie miałem w ogóle czasu czytać, dlatego niczego nie kupiłem, może innym razem - pomyślałem. Dziewczyna zapłaciła kobiecie i wdała się z nią w konwersację. Nie słyszałem o czym rozmawiały, lecz były bardzo pochłonięte tą rozmową. Gdy już skończyły wyszliśmy z księgarni.
- Do zobaczenia! - krzyknęła Taiga na pożegnanie a kobieta się do niej uśmiechnęła.
Schowała mangi do torby którą niosłem.
- Widzę, że bardzo lubisz tu przychodzić - dodałem po chwili ciszy.
- A ty niczego nie kupiłeś? - zdziwiła się.
- Nie, może kiedy indziej.
Przeszliśmy jeszcze spory odcinek drogi po czym dziewczyna na chwilę się zatrzymała. Spojrzałem na nią pytająco a ona jedynie obdarzyła mnie swoim uśmieszkiem.
- Dalej nie idziesz. - powiedziała
- Ale...
- Już i tak sporo mnie odprowadziłeś, żegnaj - dodała tylko i ruszyła przed siebie.
Odprowadziłem ją wzrokiem do momentu aż nie zniknęła za rogiem budynku. Zawróciłem się i poszedłem do domu. Dopiero w połowie drogi przypomniałem sobie o siatce z zakupami dziewczyny. Ona o nich też zapomniała. Zostawiłem swoje zakupy w domu. Zmieniłem na szybko ubranie na suche i wyszedłem z domu. Musiałem oddać Tai jej własność, najgorsze było to, że nie wiem gdzie mieszkała. Na dworze było chłodno, lecz deszcz na dobre już się skończył. Teraz zaczęło świecić słońce i na niebie pojawiła się tęcza. Minąłem księgarnię i zatrzymałem się kilkanaście metrów za nią. To tu rozstaliśmy się i każde poszło w swoją stronę. Wypatrywałem niskiej dziewczyny, lecz jej nie dostrzegłem, ruszyłem więc dalej. Mijałem ludzi na chodniku, budynki mieszkalne, wszystko wydawało się obce. Pierwszy raz je widziałem. Przechodząc przez ulicę, po drugiej stronie dostrzegłem dwójkę lekarzy w białych fartuchach. Przechodziłem obok nich, lecz zastąpili mi drogę.
- Siegrain Rasmussen? - spytał wysoki rudowłosy mężczyzna z wąsami.
Spojrzałem na nich niepewnie. Drugi z nich trzymał kartę z moim zdjęciem i dwójką innych ludzi. Zapewne mnie namierzyli, nie było to takie trudne, gdyż kilka minut temu znajdowałem się w okolicy.
- Tak? - zapytałem.
- Musi się pan udać na przymusowe badania.
- Oczywiście, zaraz tylko jak oddam...
- Natychmiast. - zaznaczył szatyn w okularach wskazując samochód zaparkowany niedaleko.
- Ale zakupy. - dodałem - Muszę je zwrócić.
- Wykonamy tylko badania i będziesz mógł wrócić do swoich zajęć - wtrącił mężczyzna.
Nienawidzę tych ich badań oraz ich samych. Nie są to przyjemne rzeczy. Kasują ludziom pamięć. Znowu mi to zrobią, bo za dużo wiem. Ostatni raz byłem u nich prawie miesiąc temu. Już zdążyłem poznać swoich sąsiadów, nazwy ulic, położenie sklepów, księgarni, poznałem Taige i teraz to wszystko stracę? Kiedyś już od nich uciekłem, ale za każdym razem mnie odnajdują. Żyjemy pod jednym, wielkim kloszem, jak szczury w klatce, gdzie nie ma ucieczki. Można by było próbować, dotrzeć co najwyżej do granicy i co potem? Kasują ci pamięć a ty nie masz na to wpływu. Jesteś ich więźniem i to oni o tobie decydują.
- Muszę tylko oddać te reklamówki i chętnie poddam się badaniom.
- Do kogo one należą? - spytał rudzielec biorąc długopis do ręki w celu zapisanie tej informacji.
- Do Ta... takiej pobliskiej księgarni - odpowiedziałem - To tuż za rogiem - wskazałem kciukiem.
Skinęli głowami i schowali swoje notatki. Obserwowali mnie jak odchodziłem. Gdy zniknąłem za rogiem wyciągnąłem kawałek kartki i zacząłem pisać. Przypomniałem sobie rozmowę z Taigą i to co powiedziała ,, Dziwność to jest jedyna zaleta, której nikt mi nie odbierze, ani ze mnie nie wykasuje. Mogę utracić pamięć po raz setny, a i tak pozostanę tą samą dziwną dziewczyną, ze swoimi dziwnymi zasadami, ze swoim dziwnym zachowaniem, ale nie zapomnisz o mnie, tak jak zapomnisz o kobiecie która obsługiwała Cię w sklepie, pamiętasz jak w ogóle wyglądała? Nie, a mnie zapamiętasz, czyż nie? ''.
Uśmiechnąłem się mimowolnie na to wspomnienie. Skończyłem pisać i przeczytałem jeszcze raz.
,,Mam nadzieję, że to co powiedziałaś o zapamiętywaniu okaże się prawdą. Nie chciałbym zapomnieć dzisiejszego dnia. Liczę na to, że ty też nie zapomnisz tego wielkoluda ze sklepu, który przepadł gdzieś z twoimi nowymi mangami. ~ Siegrain R. "
Złożyłem karteczkę na pół i włożyłem ją między strony jednej z mang. Wszedłem do środka księgarni. Starsza pani powitała mnie z uśmiechem na twarzy.
- Mogłaby pani to przekazać Taidze? Zapomniała zabrać swoje zakupy a nie wiem gdzie mieszka...
- Nie ma problemu, znając ją to pojawi się jutro z rana. Ma przyjść nowa dostawa mang, ona je uwielbia.
- Zauważyłem - uśmiechnąłem się - Dziękuję i do widzenia.
Zamknąłem za sobą drzwi i chwile się zawahałem. Powinienem wrócić do tamtych facetów i pojechać na badania by mieć to z głowy. W podjęciu decyzji pomógł mi mój burczący brzuch. Ruszyłem w przeciwną stronę do budki z hot dogami. Byłem śmiertelnie głodny, nie jadłem śniadania. Miałem wyjść tylko na chwilę po jedzenie do sklepu. Kupiłem teraz kanapkę i wróciłem do doktorków. Stali i rozmawiali ze starszym mężczyzną. Wsiadłem razem z nimi do samochodu. Oprócz mnie było jeszcze troje ludzi. Przejeżdżając przez ulicę na chodniku dostrzegłem znajomą mi twarz - Taiga. Szła z parasolką, gdyż z nieba zaczął padać deszcz a zapowiadało się już tak ładnie. Pojechaliśmy do ośrodka badań. Porobili kilka testów, zabiegów. Potem zostałem zaprowadzony do małego pokoju. Podświadomie wiedziałem co to za miejsce. Za chwilę stanę się pustym człowiekiem bez pamięci. To tak jakbym miał amnezję i niczego nie pamiętał oprócz wbijanej igły.
Otworzyłem oczy. Znajduję się w białym pomieszczeniu. Obok mnie stoją ludzie w fartuchach tego samego koloru. Czuję się jakbym miał deja vu. Wstaję z fotela i rozglądam się. Wszystko wydaje się nowe.
- Dobrze się czujesz? - pyta a ja kiwam głową nie do końca pewny.
- Co tu robię?
- Przeprowadziliśmy tylko badania, możesz już wracać do domu, wiesz chociaż jak się nazywasz?
- Siegrain Rasmussen - odpowiadam
- Badanie przeprowadzone pomyślnie - mówi gruby mężczyzna wpisując coś do zeszytu.
Siedzę teraz w miejscu, które jest moim domem. Na blacie przy lodówce stoi siatka z zakupami. Wyciągam z niej karton mleka wkładając go do lodówki. Następne co wyjmuje to płatki kukurydziane. Przyglądam się im przez chwilę. Wydają się bardzo znajome, czuję, że o czymś zapomniałem. To uczucie nie daje mi spokoju przez najbliższe minuty. Staram się przypomnieć, lecz jedyne co mi przychodzi do głowy to sklep. Czyżbym miał wybrać się na zakupy?

Taiga?

[Quest 3] Od Kaneki'ego

Wyszedłem z domu, jak zawsze z zaciągniętymi rękawami, założonym kapturem i spuszczoną głową. Tym razem zmierzyłem w stronę niezabudowanych terenów. Lubiłem chodzić po lesie, śpiew ptaków i szelest liści mnie uspokajał... tak, może to trochę dziwne, ale potrafiłem być spokojny. Wiedziałem, że to wszystko jest sztuczne, ale starałem się wierzyć, że jest to prawdziwy świat. Ruszyłem leśną ścieżką wpatrzony w ziemię. Wsłuchiwałem się w ogłosy wydawane przez mieszkańców dżungli. Niespodziewanie coś przebiegło mi przed nogami. Mój wzrok uchwycił jedynie puszysty, malutki ogonek. Ruszyłem za stworzonkiem, aż dotarłem do jego nory. Stałem tak nieopodal, aż z dziury w ziemi wyszedł zajączek. Rozejrzał się dokładnie, po chwili nasze spojrzenia się zetknęły. Zwierzątko zabawnie przechyliło główkę, po czym schowało się w norce. Czekałem, ale na nic. Stworzonko nie miało zamiaru wychodzić, przynajmniej póki ja byłem w pobliżu. Powróciłem do codziennego spaceru, gdy nagle poczułem zapach stęchlizny, a po chwili usłyszałem cichy pisk. Spojrzałem w stronę zarośli po prawej stronie, to z nich pochodził odgłos jak i odór. Po chwili przeszedłem przez krzaki, którego jak się okazało, nie były aż tak gęste jak mogły się wydawać. Moim oczom ukazał się lis leżący na ziemi. To od niego wywodził się ten okropny odór. Dopiero po chwili poczułem również zapach krwi, którego śródłem była plama czerwonej cieczy wokoło zwierzęcia. Uklękłem przy stworzeniu i poniosłem lekko jego głowę. Oczy miał prawie zamkniętę, a pysk lekko uchylony. Zawsze miałem słabość do zwierząt, kiedyś posiadałem psa, którego przejechał pijany kierowca, przyznam iż jego śmierć była brutalna i bolesna.... Po chwili zauważyłem strzałkę tkwiącą w futrze lisa. Była srebrna i błyszczała się. Wyciągnęłem ją i odłożyłem, następnie porwałem swoją koszulkę, a urwany kawałek obwiązałem wokoło rany aby zatamować krew. Przystawiłem ucho do buzi zwierzęcia, oddychało. Zacisnąłem mocniej skrawek materiału, jednak i to nie zatamowało do końca krwi. Zamknąłem oczy i położyłem rękę na brzuchu lisa, po chwili ten zupełnie opadł. Zwierzę zginęło, cicho westchnąłem i otworzyłem oczy. Mój wzrok przykóła strzałka, podniosłem ją i uważnie obejrzałem. Widoczne były inicjały, jak mogłem zauważyć była to gamma, a do tego mężczyzna o nazwie Artemis L. Podniosłem się, skądś kojarzyłem to imię... tylko nie mogłem sobie przypomnieć skąd. Włożyłem strzałkę do kieszeni i ruszyłem z powrotem do domu cały czas zastanawiając się, kto to może być.
Wszedłem do domu, po czym ściągnąłem buty i bluzę. Bez większego zastanowienia ruszyłem do kuchni. Miałem zamiar coś zjeść, dzisiaj bowiem jeszcze niczego nie spożywałem. Zajrzałem do lodówki. Zacząłem szukać wzrokiem czegoś, na co miałem ochote, aż w końcu zdecydowałem, że zrobię sobie naleśniki. Co prawda nie chciało mi się ich smażyć, ale apetyt wziął górę. Tak więc z talerzem pełnym smakowitości wszedłem do salonu i opadłem na kanapę. Beznamiętnie skierowałem wzrok na wyłączony telewizor... Artemis! Zamrugałem parę razy, teraz już wiedziałem skąd kojarzyłem to imię. W wczorajszych wiadomościach mówili o starcu, którego zatrute strzałki znaleziono w martwych zwierzętach. Widniały na nich jego inicjały, a trucizna sprawiała, że stworzenia gniły od środka i umierały. Nazywał się Artemis... nie pamiętam nazwiska. Gwałtownie wstałem i ruszyłem do kuchni. Zacząłem grzebać w koszu, aż w końcu znalazłem wczorajszą gazetę. Według informacji w niej umieszczonych starzec mieszkał na oddalonym parę kilometrów na północ od miasta wzgórzu. Podniosłem się, po czym wyszedłem na korytarz. Ubrałem się jak najszybciej i opuściłem mieszkanie. Nie miałem zamiaru pozwolić, aby ginęły kolejne zwierzęta. Zmierzyłem w kierunku wzgórza.
Podróż zajęła mi pewien czas i nie była zbyt przyjemna. Co prawda lubię spacerować, ale bez przesady.. a do tego jeszcze to wzgórze. Czemu nie polana? W końcu moim oczom ukazała się niewielka, drewniana chatka. Wszedłem po schodach i stanęłem przed wejściem. Wziąłem głęboki oddech i zapukałem do drzwi. Usłyszałem parę stuków, po czym ujrzałem niskiego staruszka z laską. Skrzywiłem się, a moje brwi ułożyły się w śmieszny kąt.
-Ekhem.. ekhem.. dzieńdobry-powiedziałem.
-Dzieńdobry, w czymś mogę pomóc?-odparł Artemis.
-Emm... widzi pan, ja przyszedłem w sprawie tych-tutaj wyciągnąłem owy przedmiot-strzałek.
-Aaa... wejdź, młody chłopcze.
Niepewnie wkroczyłem do środka. Było tam niezwykle ciemno. Drzwi zamknęły się skrzecząc, odwróciłem się, a to co ujrzałem zupełnie mnie zaskoczyło. Przede mną stał młody (około 22 lat) mężczyzna, z którego pleców wystawała dużych rozmiarów kaguna. Odsunąłem się gwałtownie.
-Słuchaj dzieciaku, nienawidzę zwierząt, a jeszcze bardziej wścibskich bachorów-warknął-myślisz, że możesz od tak tu przychodzić i zrzędzić, że to co robię jest złe? Nie przestanę zabijać tych okropnych zwierząt, a teraz albo z tąd grzecznie wyjdziesz, albo wywalę cię z tąd siłą.
Spóściłem głowę. Po chwili z moich pleców wyrosły kaguny, a oko zmieniło się na oko ghoula.
-Nie wiesz z kim zadarłeś!-zawołał mężczyzna, a jego macka ruszyła w moją stronę.
Wystarczył jeden ruch, a nasze kagune się zatknęły. Zrobiłem parę kroków w tył, przeciwnik uśmiechnął się i zbliżył do mnie. Odskoczyłem na bok jednocześnie unikając ataku, po czym ominąłem go i wybiegłem na zewnątrz. Odwróciłem się w stronę mężczyzny, wolałem walkę na otwartym terenie. Przeciwnik wyszedł z domu, dopiero teraz zauważyłem, że jest ode mnie większy, dość dużo większy. Moje kaguny zmierzyły w jego stronę zwinnie omijając jego mackę (która była dwa razy większa od moich). Atak udał się, ponieważ mężczyzna po chwili udeżył w chatę. Chmura kurzu i dymu uniosła się w górę. Nagle coś mocnego odepchnęło mnie parę metrów dalej. Upadłem na twardą ziemię zupełnie nie rozumiejąc co się stało. Otrzepałem się z piachu i wstałem, jednak nie minęło długo kiedy coś ponownie we mnie uderzyło. Jednak teraz moje spojrzenie uchwyciło zarys kaguny Artemisa. Podniosłem się, po czym uniknąłem ataku macką. Sam postanowiłem działać. Zablokowałem kogunę mężczyzny i zacząłem biec w stronę przeciwnika. Ten odsunął się gwałtownie, jednak było już za późno. Moja macka przebiła się przez jego brzuch, a gdy ją uniosłem to razem z ciałem.
-Może zmienisz zdanie?-zapytałem przez zaciśnięte zęby.
-Nigdy-jęknął.
Druga kaguna przeszła przez niego, jednak tym razem wróciła do mnie. Przysunąłem ją do twarzy i lekko oblizałem. Wyplułem krew ze skwaszoną miną. Spojrzałem na Artemisa.
-To twoja ostatnia szansa-powiedziałem.
Ten tylko lekko się uśmiechnął i plunął mi na macką. Przekręciłem oczami i odciąłem mu głowę używając do tego kaguny. Jego ciało spadło na ziemię, a ja zamieniłem się z powrotem w człowieka. Cicho westchnąłem i ruszyłem wolnym krokiem do domu. Miałem nadzieję, nikłe, ale nadzieję, że uda mi się go przekonać, aby zmienił swoje zdanie... jednak mi się nie udało.
Wróciłem do domu. Ułożyłem się wygodnie na łóżku i zacząłem czytać książkę, prubując odsunąć od siebie wspomnienia walki z Artemisem

The End

Od Kaneki'ego - Do Aryi

Odłożyłem książkę i spojrzałem w sufit, oblizałem swoją dolną wargę, po czym skierowałem wzrok na okno. Mozolnie wstałem i rozejrzałem się po pokoju. Po chwili wyszedłem z pomieszczenia i zmierzyłem do kuchni. Otworzyłem lodówkę i wyciągnąłem puszkę pepsi. Na raz wypiłem całą jej zawartość. Wyszedłem na korytarz, gdzie ubrałem buty i bluzę. Zaciągnąłem rękawy na ręce i wyszedłem z domu, zamykając go na klucz. Założyłem kaptur i spuściłem głowę, po czym ruszyłem chodnikiem do sklepu. Uważnie obserwowałem każdą osobę przechodzącą obok mnie. Moją uwagę przykuła niska i szczupła dziewczyna. Przesunąłem się bardziej w prawo, przez co wpadliśmy na siebie. Zakupy dziewczyny rozsypały się po ziemi, kucnęła i zaczęła je zbierać. Stałem tak nad nią z wrednym uśmieszkiem i czekałem, aż wszystko ponownie spakuje. W końcu się podniosła i spojrzała na mnie. Musiała unieść głowę, bowiem była ode mnie sporo niższa.
-Ja prze-przepraszam-bąknęła.
-Nic się nie stało-powiedziałem-pomóc ci zanieść zakupy?
-Nie trzeba-odparła cicho.
Przekręciłem oczami i zabrałem jej jedną torbę.
-To gdzie mieszkasz?-zapytałem.
-Niedaleko-mruknęła.
Ruszyliśmy chodnikiem, dziewczyna szła tuż przede mną. W porównaniu do mnie wyglądała jak... dziecko. Takie małe, słodkie, niewinne dziecko. W pewnym momencie skręciliśmy w dość małą uliczkę, którą oświetlały promienie słoneczne. Nie była długa, ale wąska. Zrobiłam większy krok i złapałem dziewczynę za nadgarstek, po czym przyciągnąłem do siebie. Spojrzała na mnie lekko przerażona.
-Nie boisz się chodzić tutaj sama?-szepnąłem jej do ucha.
Poczułem jak się wzdryga, na co się tylko uśmiechnąłem. Puściłem ją.
-Możemy iść dalej?-zapytałem.
Ta jedynie lekko kiwnęła głową, od tamtej pory trzymała się trochę dalej ode mnie, co było dość zabawne.

Arya? ;3

G23 - Kaneki Ken

 KONTAKT: nati10139
http://orig07.deviantart.net/7c30/f/2011/111/5/3/divider_ii_by_rbsrdesigns-d3ejqrj.png
IMIĘ & NAZWISKO: Kaneki Ken
PSEUDONIM: Jednooki
WIEK: 22 lata
PŁEĆ: Mężczyzna
STOSUNKI: Nikogo nie zna
ORIENTACJA: Heteroseksualizm.
SYMPATIA: ---
W ZWIĄZKU Z: ---
CHARAKTER: Kaneki jest chamskim i aroganckim chłopakiem, który ma w dupie innych. Jest pewny siebie i traktuje innych jak gorszych od siebie. Kłamie jak z nut i nikt nie zdaje sobie z tego sprawy. Nie robi nic za darmo, a gdy ma u kogoś dług spłaca go jak najszybciej, aby mieć to z głowy. Lubi obrażać innych i robić im krzywdę. Mistrz ciętej riposty, bowiem potrafi skrzywdzić też słowami. Lubi uwodzić dziewczyny, a potem je porzucać. To jedna z jego ulubionych "zabaw". Dla przyjaciół jest miły i pomocny, czasem nawet nadopiekuńczy. Będzie bronił swoich znajomych z całych sił. Odważny i szalony, chociaż ma rozsądek, niezbyt często go używa. Inteligentny i sprytny, a przy tym pomysłowy. Jest nieufny i tak chyba pozostanie.
APARYCJA:  Jednooki jest szczupłym i wysokim chłopakiem. Ma białe krótkie, białe włosy, których nigdy nie czeszę, ani nie układa. Jeśli chodzi o cerę i karnacje chłopaka jest ona blada. Oczy ma koloru czarnego, kiedyś nosił soczewki, ale obecnie ich nie potrzebuje. Jego paznokcie zawsze są pomalowane na czarno. Z pewnością można powiedzieć iż jest przystojny. Sam dobrze o tym wie i często używa swojego uroku. Na jego twarzy często widnieje uśmiech pogardy, którą darzy innych, a mimo to dla kobiet jest niezwykle uwodzący. Jednooki ma śnieżno białe zęby, a mimo wszystko nigdy ich nie ukazuję, no chyba, że się z kogoś śmieje, co zdarza mu się dość często.
DODATKOWE INFORMACJE: ---
GŁOS: ---
INNE ZDJĘCIA: [x] [x]
http://orig07.deviantart.net/7c30/f/2011/111/5/3/divider_ii_by_rbsrdesigns-d3ejqrj.png
ARCANA
NUMERACJA: 23
RODZAJ: Gamma
NAZWA: Ghoul
KOLOR AURY: Czarny
RANGA: 1
PD: 700p.
OPIS: Arcana Kanekiego jest skupiona głównie na przekształcaniu jego ciała i wytwarzaniu nowych organów. Chłopak nie panuję nad tym, ale raz na parę miesięcy przychodzi dzień, kiedy jego ciało znowu się zmienia, a on czuje okropny ból. Przekształcenia są widocznie jedynie po przemianie, po jej nastąpieniu można zauważyć iż jedno oko chłopaka zmienia swoją barwę, a z "pleców" Kanekiego wystają "macki" zwane Kagune, które są odporne na inne arcany. Jednooki posiada cztery. Jak każdy osobni tej Arcany po przemianie jest nazywany Ghoulem.
ATAKI:
  • Kitsuzune - Jest to obronny atak, polega na owinięciu swojego ciała Kaguną, a wtedy tylko twarz jest widoczna. Mimo to, chłopak w każdej chwili może okryć również swoją twarz, jednak wtedy nic nie widzi. Podczas używania tego ataku jest odporny na wszystkie inne, jednak dłuższe atakowanie jego Kagune sprawiają iż te się "rozkładają", a Jednooki nie jest już nimi okryty.
  • Chikunatsu - Atak ten polega na szybkich i ostrych atakach kagune, które tną przeciwnika jak noże. Są gwałtowne i błyskawiczne.
  • Kaguneku - Kagune Kanekiego zaczynają krążyć wokoło niego, a każdego kogo dotkną mocno i daleko odrzucają.
  • Mikajun - Jedna z Kagune Jednookiego przebija ciało przeciwnika.

Od Kaito - C.D Taigi

Zamknąłem oczy i uspokoiłem oddech, kiedy nastąpił cichy dźwięk, jakby przepływającego prądu. Był to najcichszy i najprzyjemniejszy dźwięk, jaki zdołałem zapamiętać. Zacząłem odliczać dokładnie trzy minuty. Miałem sto osiemdziesiąt sekund spokoju. To już trzecia, a za razem ostatnia przerwa, oznajmiająca prawie koniec badania.
Nienawidziłem rezonansu magnetycznego, choć powinienem się dawno przyzwyczaić. Robiono mi go co tydzień. To wiem na pewno. Co chwilę sprawdzali mój mózg, jakby w każdej chwili miał zostać zaatakowany przez nieuleczalną chorobę, spowodowaną zamknięciem mnie tutaj. Jeśli jednak tak jest, to co zrobią, jeśli to się zacznie? Byłby to chyba mocny cios w serce, zabić tak młodego dzieciaka, chociaż.. Pewnie ginęli tu młodsi ode mnie. Wzdrygnąłem się, kiedy dźwięk przypominający uderzania młotem o kowadło rozebrzmiał w moich uszach. Z sekundy na sekundę był coraz głośniejszy. Miałem ochotę zacisnąć zęby najmocniej jak potrafiłem lub podnieść ręce, by zatkać uszy, jednak od razu chęć tego mijała. Środek uspokajający... Za każdym razem przed położeniem na stół faszerowali mnie nim, czasami dawką dla konia. Nie dziwiłem im się. Za pierwszym razem udało mi sie wykonać niezłą akcje; nie potrafiłem znieść hałasu tworzonego przez aparat. Był nie do wytrzymania.
Przełknąłem ślinę, kiedy poczułem, jak do oczu napływają łzy.
***
Czułem, że środki podane mi godzinę temu schodzą. Mimo to nadal czułem sie zmulony i otępiały. Pomimo zaleceń lekarzy i całej tej hordy naukowców, że powinienem pójść do swojego pokoju i zawinąć się w pościel i przespać następny dzień, postanowiłem pójść do parku, położyć sie na gałęzi jakiegoś drzewa i zasnąć tam. Chciałem się spotkać z Taigą.
Następnego dnia, kiedy wstałem, kruka już nie było; rozpłynął się, kiedy spałem, jednak wspomnienia o Taidze pozostały. Bałem się, że obudzę się nieświadomy wczorajszego spotkania. Cieszyłem i nadal cieszę się, że ją poznałem. Była miła, bardzo miła, a zważywszy, że znałem tylko ją, chciałem, by zwykłe spotkanie zamieniło się w znajomość. Uśmiechnąłem się pod nosem, pamiętając jej słowa z poprzedniego dnia. "Jestem tu codziennie".
Codziennie, jednak nie cały czas, jęknęła moja podświadomość. Spotkałem się z białowłosą przed południem, tak, było wcześnie. Teraz jest późno. O piętnastej badania, później rezonans, trwało to ponad godzinę. Zacząłem wątpić, czy dziewczyna pojawi się o tak późnej porze.
- O, cześć, Kaito - usłyszałem delikatny głos Taigi. Otworzyłem ślepia, rozglądając się na wszystkie strony. Dopiero po kilku sekundach zorientowałem się, ze jestem ponad trzy metry nad ziemią, przylepiony do potężnego konaru. Nieco zdezorientowany Podniosłem głowę i spojrzałem w dół, znajdując w końcu postać białowłosej.
- Cześć - mruknąłem, przecierając oczy.
- Ile tam spałeś? - znajoma uśmiechnęła się i usiadła na ławce pode mną.
- Niedługo - westchnąłem. - Bałem się, że nie przyjdziesz - rzuciłem bezbarwnie, podnosząc się na nogi i prostując zastane kości i skrzydła. Dopiero po tym zeskoczyłem, lądując przed znajomą. Zachwiałem się lekko, kiedy nogi ugięły się pod moim ciężarem, zupełnie jak po zbyt długim locie. Jednak bez problemu utrzymałem równowagę. Zapomniałem, że moje nogi szybko odzwyczajają się od chodzenia.

<Tai?>