niedziela, 17 lipca 2016

Od Kaito - C.D Taigi

Zamknąłem oczy i uspokoiłem oddech, kiedy nastąpił cichy dźwięk, jakby przepływającego prądu. Był to najcichszy i najprzyjemniejszy dźwięk, jaki zdołałem zapamiętać. Zacząłem odliczać dokładnie trzy minuty. Miałem sto osiemdziesiąt sekund spokoju. To już trzecia, a za razem ostatnia przerwa, oznajmiająca prawie koniec badania.
Nienawidziłem rezonansu magnetycznego, choć powinienem się dawno przyzwyczaić. Robiono mi go co tydzień. To wiem na pewno. Co chwilę sprawdzali mój mózg, jakby w każdej chwili miał zostać zaatakowany przez nieuleczalną chorobę, spowodowaną zamknięciem mnie tutaj. Jeśli jednak tak jest, to co zrobią, jeśli to się zacznie? Byłby to chyba mocny cios w serce, zabić tak młodego dzieciaka, chociaż.. Pewnie ginęli tu młodsi ode mnie. Wzdrygnąłem się, kiedy dźwięk przypominający uderzania młotem o kowadło rozebrzmiał w moich uszach. Z sekundy na sekundę był coraz głośniejszy. Miałem ochotę zacisnąć zęby najmocniej jak potrafiłem lub podnieść ręce, by zatkać uszy, jednak od razu chęć tego mijała. Środek uspokajający... Za każdym razem przed położeniem na stół faszerowali mnie nim, czasami dawką dla konia. Nie dziwiłem im się. Za pierwszym razem udało mi sie wykonać niezłą akcje; nie potrafiłem znieść hałasu tworzonego przez aparat. Był nie do wytrzymania.
Przełknąłem ślinę, kiedy poczułem, jak do oczu napływają łzy.
***
Czułem, że środki podane mi godzinę temu schodzą. Mimo to nadal czułem sie zmulony i otępiały. Pomimo zaleceń lekarzy i całej tej hordy naukowców, że powinienem pójść do swojego pokoju i zawinąć się w pościel i przespać następny dzień, postanowiłem pójść do parku, położyć sie na gałęzi jakiegoś drzewa i zasnąć tam. Chciałem się spotkać z Taigą.
Następnego dnia, kiedy wstałem, kruka już nie było; rozpłynął się, kiedy spałem, jednak wspomnienia o Taidze pozostały. Bałem się, że obudzę się nieświadomy wczorajszego spotkania. Cieszyłem i nadal cieszę się, że ją poznałem. Była miła, bardzo miła, a zważywszy, że znałem tylko ją, chciałem, by zwykłe spotkanie zamieniło się w znajomość. Uśmiechnąłem się pod nosem, pamiętając jej słowa z poprzedniego dnia. "Jestem tu codziennie".
Codziennie, jednak nie cały czas, jęknęła moja podświadomość. Spotkałem się z białowłosą przed południem, tak, było wcześnie. Teraz jest późno. O piętnastej badania, później rezonans, trwało to ponad godzinę. Zacząłem wątpić, czy dziewczyna pojawi się o tak późnej porze.
- O, cześć, Kaito - usłyszałem delikatny głos Taigi. Otworzyłem ślepia, rozglądając się na wszystkie strony. Dopiero po kilku sekundach zorientowałem się, ze jestem ponad trzy metry nad ziemią, przylepiony do potężnego konaru. Nieco zdezorientowany Podniosłem głowę i spojrzałem w dół, znajdując w końcu postać białowłosej.
- Cześć - mruknąłem, przecierając oczy.
- Ile tam spałeś? - znajoma uśmiechnęła się i usiadła na ławce pode mną.
- Niedługo - westchnąłem. - Bałem się, że nie przyjdziesz - rzuciłem bezbarwnie, podnosząc się na nogi i prostując zastane kości i skrzydła. Dopiero po tym zeskoczyłem, lądując przed znajomą. Zachwiałem się lekko, kiedy nogi ugięły się pod moim ciężarem, zupełnie jak po zbyt długim locie. Jednak bez problemu utrzymałem równowagę. Zapomniałem, że moje nogi szybko odzwyczajają się od chodzenia.

<Tai?>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz