Tu się nareszcie zaczęło coś dziać! Krew zaczęła mi szybciej
krążyć w żyłach, serce wybijało radosny rytm podniecenia, a ja paliłam się do
walki. Tygrysek pokazał pazurki i właśnie próbował skopać tyłek mojemu
przemądrzałemu braciszkowi. W tej chwili całą sobą kibicowałam koledze z
drużyny. W pewnym momencie nie wytrzymałam i musiałam interweniować. Po
pierwsze nie mogłam się powstrzymać, by w jakiś sposób choć odrobinę odegrać
się na Enzo, a po drugie rozgrzana walką chłopaków nabrałam ochoty na wygraną.
Zaatakowałam w momencie, kiedy to Satoru miał przewagę. Wiedziałam, że wtedy
moje szanse będą największe, by w jakiś sposób mu pomóc. Nie udało mi się
powalić bliźniaka na kolana, ale Brise savuage zarysował jego ramię.
Uśmiechnęłam się szeroko. To rozumiem. Obejrzałam się na Tygryska, który
wyraźnie docenił moje wysiłki. Już
miałam ponownie przymierzać się na Enzo, gdy znad Satoru wyleciał białowłosy o
skrzydłach aniołka. Osobiście uważałam, że ten członek teamu drugiego wygląda
uroczo. Jednak natychmiast zmieniłam o nim zdanie, gdy skierował swój lot w
moją stronę. Nie umiem określić, czy poza lataniem potrafi coś więcej,
aczkolwiek sam fakt, że unosi się w powietrzu daje mu pewną przewagę. Jednak
może też być jego przekleństwem w starciu ze mną. W końcu to ja rządzę wiatrem.
Uśmiechnęłam się do siebie.
-Latający chłopcze! Zanim zaczniemy walczyć, może chociaż się sobie
przedstawimy? – Krzyknęłam do niego.
-Kaito Hamilton. – Skwitował krótko. Ważne, że wiem, jak ma na imię.
-Lou Daquin. Lepiej się walczy z konkretną osobą niż z bezimienną osobą. Wtedy
walka nabiera charakteru. – Wyszczerzyłam się i ustawiłam w bojowej pozycji.
Nogi ugięte w kolanach, w lekkim rozkroku, plecy pochylone do przodu, ręce
zgięte w łokciach i dzierżące miecz. Brise sauvage jest bardzo lekką bronią.
Nic prawie nie waży, dzięki czemu mogę zachować swoją nieprzeciętną prędkość i
zwinność. Jednocześnie nie da się go ot tak po prostu złamać. Im więcej powietrza
jest zgromadzone wokół jego klingi tym ciężej go zniszczyć. Tutaj miałam
idealne warunki do walki. Sporo otwartej przestrzeni powodowało iż wiatr był
tutaj dość silny. Przymknęłam na chwilę oczy. Zbierałam energię z otoczenia,
chłonęłam całą sobą świeże powietrze. Moje ciało od razu przepełniła moc.
Uchyliłam powieki, jednak nigdzie nie dostrzegłam Kaito. Obejrzałam się
dookoła, ale tego ptaszka nigdzie nie było. Cholera, gdzie on jest? Nagle
usłyszałam odgłos wystrzału. Nabój trafił jakieś pół metra od mojej stopy. Ma
broń, ale nie ma cela. Poza tym jeśli użył tak szybko tego gadżetu to zgaduję,
że jego Arcana nie posiada zbyt wiele ofensywnych ataków. Może uda mi się
wygrać? W końcu w najgorszym wypadku i ja mogę użyć naszego pistoletu.
-Kaito, nie graj ze mną w chowanego! – Wydarłam się. Nagle usłyszałam szum
skrzydeł tuż za sobą. Jest blisko. Bardzo blisko. Cholera, jeśli teraz strzeli
to na pewno mnie trafi. Nie myśląc zbyt wiele, błyskawicznie oddaliłam się.
Stanęłam twarzą do mojego przeciwnika, który od razu wzbił się w powietrze.
Chciał już ponownie zniknąć, ale tym razem ja byłam szybsza. Zamachnęłam się
swoim mieczem wzbijając falę podmuchu w kierunku białowłosego. Mój miecz go nie
dosięgnie, ale wiatr zawsze. Kaito chyba nie wiedział, że mój atak to nie
zwykłe machanie klingą, a wytworzenie silnego wiatru. Zbyt wolno zareagował i
dostał , co spowodowało, że na chwilę stracił kontrolę nad tym co się dzieje na
dole. Próbowałam powtórzyć mój atak, ale tym razem bez skutku. Pomimo tego, że
oberwał, zdołał zrobić unik. Wyglądało to tak, jakby to przeczuł, a później teleportował. Znowu
zniknął mi z oczu.
-Kaito ty zasrany ninjo, gdzie się podziewasz?! – Wydarłam się mocno wkurzona.
Obawiając się, że mogę dostać kulką, otoczyłam się delikatną otoczką z bardzo
silnego podmuchu – użyłam fhn chaudes. To zapewniało mi zarówno ochronę, jak i
atak. Jeśli białowłosy spróbuje jeszcze raz tego, co wcześniej to chociaż raz
jeden uda mi się go na to nabrać. Zaczęłam poruszać się szybko w nieregularny
sposób. Chciałam go zwabić. Ja byłam najszybsza na ziemi, on w powietrzu. Wbrew
pozorom nasze Arcany miały ze sobą coś wspólnego. Na chwilę przystanęłam,
udając, że się rozglądam w jego poszukiwaniu. Kiedy miałam już zacząć dalej swój
taniec, on zjawił się tuż za mną. Zanim
jednak wystrzelił oberwał od mojej ochronnej otoczki. Równocześnie wymierzyłam
w niego cios Brise sauvage. On jednak jakby znowu to przewidział i zdążył wzbić
się w powietrze.
-Kuźwa, nie uciekaj! – Wydarłam się na niego. Wkurzał mnie tą swoją
umiejętnością jasnowidzenia i szybkiego spierdalania. – Ej! Ty też jesteś Betą,
prawda? Walczysz jak Beta! Tylko, że czasami trzeba walczyć twarzą w twarz, a
nie ciągle uciekać!
[Kaito?]