środa, 7 września 2016

Od Hyou - C.D Shino

   Shino była specyficzną osobą. Albo szczerą. W każdym bądź razie nie ingerowało to w nasze relacje, bo do tej pory ją lubiłam i w sumie póki nie przesadzi, to nie przewiduję żadnych zmian.
   – Z tym chłopakiem to przegięłaś pałę – mruknęła, podnosząc głowę do góry.
   – Wolisz dziewczyny? – Skierowałam głowę w jej kierunku, a moje oczy poszerzyły się w troszeczkę fałszywym zdziwieniu. Wprawdzie nie za bardzo wierzyłam w to, co powiedziałam: że Shino może być homo… poza tym za kilka chwil miałam okazję dostać znaczącą odpowiedź, która w pełni mnie przekonała do ostatecznego podjęcia decyzji. Podbiegła do mnie truchtem, wręczyła mi do rąk siatki, a gdy nie reagowałam – wskoczyła mi na plecy, oplatając ręce wokół szyi. A ja ciągle stałam jak wryta, z miną wyrażającą poirytowanie popadające skrajnie w zrezygnowanie. Byłam zmęczona jej zagrywkami, po prostu… mnie denerwowały.
   – To twa kara kucyku. A teraz jedź! – Uśmiechnęła się jak taka mała dziewczynka, po czym uderzyła mnie lekko łydkami w biodra.
   – Cholera jasna, Shino… – Fuknęłam cicho.
   Wtedy postanowiłam ukrócić jej władzę; bowiem wystarczał jeden, zręczny ruch, by drobna postura dziewczyny mocno gruchnęła o chodnik. Na koniec zrzuciłam z ramienia niewidzialny pyłek.
   – Weź się w garść… ile masz lat, że tak reagujesz? – Oddałam dziewczynie połowę toreb, i automatycznie ruszyłam w drogę. Nie musiałam wiedzieć, że Shino podąża za mną ślad w ślad. Z oporem, ale to robi.
   – Ja? 17. – Podniosła dumnie głowę, przez co jej czarne jak węgiel włosy poruszyły się i nierówno zafalowały na karku. – I muszę zachowywać się dorośle? Kto tak powiedział…
   – Nikt, ale myślałam, że nie boisz się mówić o facetach. Nie chodzi o dorosłość, bo nawet ja nie potrafię się zachować.
   – Gówno wiesz – odparła krótko, nawet na mnie nie patrząc. W sumie jeśli patrzeć na tą dziewczynę, to udzieliła mi całkiem wyczerpującej odpowiedzi.
   I nagle mnie oświeciło. Zaczęłam się zastanawiać nad tym, czy Shino umiałaby porozmawiać z kimś innym niż ze mną. No w sumie miałoby to swoje plusy… i nieuniknione minusy, ale warto spróbować! Sądzę, że to będzie ciekawe. Mniejsza, że przez jej słownictwo ucierpi jakaś jednostka.
   – Powinnaś się z kimś poznać – wypaliłam nagle, a dziewczyna natychmiastowo skupiła na mnie swoją sceptyczną uwagę.
   – Na chuj mnie to? – Ta odpowiedź nie była dla mnie większym zdziwieniem, więc zawód i zrezygnowanie zdecydowałam się zostawić na koniec.
   – No weź… – Przeciągnęłam słowo, czując jak powoli tracę siły na jakąkolwiek argumentację. – Zrób to dla mnie! – Wyszczerzyłam się w szerokim uśmiechu, jednak widząc nieskuteczność tego kroku, wróciłam do punktu wyjścia. Miałam w planach zapytać ją, czy się całowała, ale chyba by mnie ukrzyżowała.
   – Rozmawiam z kotem. Więc powtórzę: na chuj mnie to? – Odparła. Tak jak sądziłam, dogadanie się z nią wymaga sporo pracy, ale nikt nie powiedział, że nie jest możliwe.
   – Oj narzekasz… spróbujemy tylko. – Ostatecznie pociągnęłam dziewczynę w stronę najbliższej kawiarni, i to tam usadziłam przy stoliku jak takie małe dziecko. By się nie wierciła i nie przeszkadzała innym, rzuciłam w nią paczką ciastek orzechowych.
   – Ale o co ci w ogóle chodzi? – Odezwała się z ciastkiem w buzi.
   – Żebyś się otworzyła – odparłam szybko, nawet nie próbując powstrzymywać cisnącego się na usta uśmiechu. Mieściłam się w czasie, bowiem gdy tylko Shino zabierała się do odpowiedzi, ja zwróciłam się w kierunku kelnera i skutecznie uciszyłam dziewczynę. Czasami trzeba! A kto wie, może efekty będą ciekawe. Pomęczę ją trochę… i to wcale nie jest zemsta za te wskoczenie na plecy.
   – Co podać? – Mężczyzna uśmiechnął się perliście.
   – Tak właściwie to mam malutki problem… – odparłam zastanawiająco, efektownie ściągając na siebie wzrok kelnera. – Moja koleżanka zraniła się w nogę, i nie możemy znaleźć żadnej pomocy. Od domu tak daleko… – Spuściłam wzrok, udając swój jakże wielki smutek. Wydaje mi się, że wyszedł wiarygodnie, a gdy tylko Shino spojrzała na mnie pytająco na zdanie “moja koleżanka walnęła się w nogę”, dyskretnie uderzyłam ją w kostkę. Ups, czeka mnie szybka śmierć.

(Shino? Chujowe, ale lepszego nie potrafiłam xD)

Od Enzo - C.D Sory

Było mi cholernie gorąco i to bynajmniej nie z powodu obecności Sory w moim mieszkaniu. Chociaż chyba wolałbym, żeby to jednak ona była  sprawczynią mojego obecnego stanu, a nie jakiś durny naukowiec. Wydawało mi się, że ktoś wpakował mój mózg na rozgrzaną do czerwoności patelnię i teraz właśnie przekręca go na drugą stronę niczym jakiegoś naleśnika. Biała szmatka położona przez Sorę na moim czole na chwilę złagodziła to uczucie, ale jeśli dalej mam przyrównywać to do mózgu na patelni to teraz było tak, jakby ktoś polał wodą tą patelnię i mózg tylko by zaskwierczał a w powietrze uniosło by się kłębowisko pary wodnej. Krótkotrwała ulga, która zbyt wiele nie daje.
- Jeśli wstaniesz… pomogę ci stracić swoją męskość. Żeby nie było, że nie ostrzegałam… - Jej głos dolatywał do mnie, jakby z oddali. Dziwne wrażenie. Teraz, gdy leżę, ciężko będzie mi się podnieść, więc nie muszę się obawiać o swoją męskość.
-Spokojnie. Nie będziesz zmuszana do użycia przemocy. – Mruknąłem, uśmiechając się słabo. Po tym, jak Sora oddała mi kluczyk i zaproponowała pomoc, nabrałem niemal 100% przekonania,  że to nie ona stoi za tym całym cyrkiem. Gdyby było inaczej to, by mnie tutaj zostawiła na pastwę losu i nie oddała mojego naszyjnika.
-Jaki grzeczny z ciebie chłopiec. Nie spodziewałam się tego po tobie. – Uśmiechnęła się złośliwie.
-Nie znasz mnie prawie. – Odparłem cicho. Nie mogłem znieść tego gorąca. Zacząłem szarpać kołnierzyk koszuli.
-Co ty wyprawiasz? – Białowłosa wydawała się być zdziwiona moim zachowaniem, ale gdzieś w środku czułem, że jest rozbawiona z moich poczynań. – Zaraz się udusisz.
-To na pewno. – Westchnąłem głośno. – Jest mi strasznie gorąco.
-To się rozbierz. – Odparła głosem bez emocji. Zabrzmiało to bardzo władczo, ale w taki naturalny sposób. – Chyba, że się mnie wstydzisz?
I znowu ten złośliwy ton. Ja już tej kobiety nie ogarniam. A przynajmniej nie w takim stanie.
-Mam lepszy pomysł. – Wbiłem spojrzenie w jej niebieskie oczęta. – Obmyj mnie wilgotnym ręcznikiem.
-Całego? – Nawet jej powieka nie drgnęła przy tym pytaniu.
-Niee… Jestem zbyt zajebisty, żebyś mogła mnie całego umyć. – Uśmiechnąłem się szeroko. – Dostąpisz zaszczytu i będziesz mogła popatrzeć na moją nagą klatkę piersiową i brzuch.
-Naprawdę masz wysoką tą gorączkę, bo już majaczysz. – Przeszyła mnie na wylot tym swoim zimnym spojrzeniem i wstała.
-Nie majaczę… - Burknąłem.- Naprawdę mam seksowne ciałko.
Po paru minutach wróciła z białym ręcznikiem, z którego jeszcze skapywała woda.
-Rozbieraj się. – Rozkazała mi. – Chyba, że mam ci pomóc?
-Już, już. – Ociężale poprawiłem się na poduszkach i zacząłem rozpinać guziki. Szło mi to mozolnie, a po chwili byłem już tak zmęczony, że z powrotem opadłem na poduchy.
- Chyba nie dam rady. – Westchnąłem. Do rozpięcia pozostało mi jeszcze jakieś 5 guzików.
-No nic, skończę to za ciebie. – Sora pochyliła się nade mną, tak, że jej piersi miałem idealnie na wysokości oczu. Jaki przyjemny widok. Może ja serio majaczę? Sprawnie rozpięła koszulę, którą pomogła mi zdjąć z grzbietu.
-Może usiądę? Będzie ci wygodniej mnie obmyć. – Zacząłem się powoli podnosić, mimo lekkich zawrotów głowy.
-Rób co chcesz. – Odparła beznamiętnie i zabrała się za moje obmywanie. Jej palce delikatnie muskały moją rozgrzaną skórę, co przynosiło kojącą ulgę. Mimo, że głowa nadal płonęła żywym ogniem, moje ciało ogarnęła błoga świeżość.
-Ale przyjemnie. – Mruknąłem i przymknąłem oczy. Nie wiem, czy to wina gorączki, czy działania Sory, ale poczułem się jak na jakimś haju. Moja świadomość oderwała się od rzeczywistości i trwała, gdzieś poza tu i teraz. Nie czułem nic. Wydawało mi się, że jestem jedynie piórkiem, które swobodnie opada na ziemię. Nagle coś przywróciło mnie do rzeczywistości.  Piórko dotknęło gleby. Spojrzałem w dół, gdzie Sora wędrowała paznokciem od mostka, niżej ku pępkowi, który zgrabnie ominęła, a potem dość gwałtownym ruchem złapała za klamrę mojego paska i natychmiast odpięła.
-Co ty robisz?  - Szepnąłem. Czemu ja szepczę? Chyba jeszcze po tej mojej chwilowej nieobecności duchowej.
-Na pewno nie chcesz być obmyty cały? – Dziewczyna na chwilę przestała majstrować przy moim rozporku i spojrzała na mnie. W jej oczach przemknął cień rozbawienia. Ona się mną bawiła!
-Pamiętasz naszą umowę? – Zmrużyłem oczka. – Tylko klata.
-Ale chyba ci się podobało? Nie chcesz więcej? – Zaczęła dalej rozpinać moje spodnie.
-Nie. – Odparłem stanowczo i chwyciłem jej nadgarstki. Odciągnąłem je od swojego krocza i sam zapiąłem suwak oraz zaciągnąłem pasek. – Dzięki za obmycie. A teraz chciałbym chwilę się zdrzemnąć.
-Jasne. – Wstała z kanapy i odchodząc z ręcznikiem przejechała jeszcze samym opuszkiem palca po moim  boku. Wzdrygnąłem się, ponieważ był on wilgotny. W zetknięciu z ciepłem skóry dawał dziwne uczucie, które przeszywało całe ciało. Ta kobieta jest nieobliczalna. Chyba nigdy nie miałem takich problemów, żeby rozgryźć drugą osobę. Ale ona z tą swoją maską obojętności nie pozwalała na odczytanie choćby najmniejszych emocji, które tyle mówiły o człowieku. Była niczym najlepszy pokerzysta, który z pełnym wyrafinowania kunsztem gra z drugą osobą, która powoli wpada w jego pułapkę zbudowaną z czystej obojętności. Dlatego też coraz bardziej mnie interesowała. Nie mogę teraz tak po prostu odpuścić. Nie spocznę, póki  nie pokaże mi kim tak naprawdę jest. Tyle o tym myślałem, że nawet nie zauważyłem, kiedy zapadłem w niespokojny, gorączkowy sen.

[Sora?]

Od Elainy - C.D Toshiro

Rzuciłam Toshiro pobłażliwe, szydercze spojrzenie w stylu ''i kto to mówi''. Jasnowłosy akurat na mnie patrzył, a gdy przechywcił moje spojrzenie, parsknął. Przewróciłam oczami i zatrzymałam wzrok przez kilka sekund na swoich paznokciach, by potem przenieść go znów na chłopaku naprzeciwko mnie. Twierdził, że jestem dziwna? Cóż, może i jestem... Ale jeśli ja jestem, on z pewnością też jest. Ech, trafił swój na swojego. Ale to spotkanie długo nie potrwa. Przynajmniej ja nie zamierzam się starać, żeby tak było. Ale jeśli Toshiro ma takie plany... To już nie moja sprawa, a jego. Niech se robi co chce, byleby mnie w to nie wplątywał. Gdybym ja w ogóle dała się w coś wplątać, ale mniejsza o to. Nie obchodzi mnie to, co inni o mnie mogą pomyśleć czy to, co o mnie myślą. Ja jestem sobą, a dla mnie zdanie innych się nie liczy, po nie ma po co się liczyć. Niech każdy se uważa co chce i wyciąga z tego wnioski, nie wszystkie myśli się mówi na głos, a nawet jeśliby tak było, co z tego. Nikt mi reputacji nie zniszczy, bo już mam zniszczoną aż do szczątków, a nawet gdyby tak nie było, szybko by się tak stało. Mówiłam już - mam gdzieś zdanie innych, dla mnie samej liczy się tylko moje zdanie i tylko ono mnie obchodzi, bo one jest ważne. Może i jestem egoistyczna, może i jestem ''dziwna'' - jak mnie określił Toshiro - może i jestem. Ale nikomu nic do tego, a już na pewno nie powinien się mnie czepiać sam Toshiro we własnej osobie czy ktokolwiek inny. Wie o tym każdy, kto mnie zna, i dobrze zresztą - i dla niego, i dla mnie.
- To miło, że w końcu to zauważyłeś. - prychnęłam po kilku minutach niczym nieprzerwanej ciszy.
Jasnowłosy chłopak uniósł brwi, nie komentując jednak moich słów ani jednym krótkim słowem.
- To aż dziwne, że jeszcze czegoś nie rzuciłeś, co by mnie skrytykowało, w stylu ''ale jesteś dziwna''. - zadrwiłam.
Toshiro popatrzył na mnie tak, jak na wcześniej na niego. Pobłażliwym, szyderczym wzrokiem. Taki, jaki do mnie pasował. Do niego zresztą jak najbardziej też.
- Skoro zabandażowałaś mi rękę, nie muszę marnować na ciebie czasu. Na ciebie i na mówienie do ciebie. - mruknął obojętnym tonem.
- Doprawdy? - również uniosłam brwi, udając zdziwienie.
- Taaak. - rzucił cicho.
Po kilku chwilach ciszy przewróciłam oczami.
- Mówi się dziękuję. - zaćwierkałam udawanym słodkim głosikiem.
- A kto to w ogóle mówi?
- Na pewno nie ja.
- Ja też nie.
Mój głos wręcz ociekał pogardą. Była ona skierowana dla ludzi mówiących magiczne słowo ''dziękuję'' w dzisiejszych czasach bądź w jakichkolwiek innych. To było dla mnie typowe, gdyż ja nigdy za nic nie dziękowałam. I póki co nie zamierzam. Bo niby po co...? Taka już byłam, jestem i będę. Nie mam zamiaru się zmieniać - nie mam dla kogo, a nawet gdybym miała, ja dla innych nic nie robię.
<Toshiro?>

Od Lee - C.D Lou

Nie rozumiałem tej nagłej fali wyzwisk skierowanej w kierunku Lou, prosto od mojego nowego gościa. Ile ona mogła mieć lat? Jakieś piętnaście? Jeszcze mnie kiedyś za pedofilię oskarżą, jak będę się trzymał bliżej niej… jest całkowicie nieobliczalna i nie ukrywam, że mnie mocno irytowała. Sądząc po tonie i wyrazie twarzy „czerwonookiego królika”, również odczuwała to samo w stosunku do niesfornej Elizy. Ale co? Mam ją wyrzucić za drzwi? W sumie gdybym zrobił to pod pretekstem późnej godziny… myślę, że nie byłaby na mnie tak strasznie obrażona.
(...) Następnego dnia musiałem pogodzić się z tym, że Lou będzie miała kolejne spotkanie z Enzo. Jeśli do tej pory nie zrobił jej nic złego… to może powinienem trochę spuścić z tonu. Niemniej coś ciągle podtrzymywało mnie na tym jednym, nie do końca pozytywnym zdaniu o nim. W dodatku… czy on śmiał się, kiedy Lou faktycznie się topiła? No to jest już szczyt. Wracając do przebiegu dnia – nie działo się zupełnie nic, co mogłoby przykuć moją szczególną uwagę. Poza tym jak wstałem, dziewczyny już nie było, ale Blanc już tak. Chyba właścicielka nie miała serca, by odciągać ją od brata tego dnia. No nic, lepiej dla suni, bo się nie zgubi. A jak się zgubi, to ja naprawdę nie mam najmniejszej ochoty znowu spotykać się z tą małą psychofanką… Ona wygląda mi na osobę, która wykreowałaby korzystne dla siebie okoliczności tylko po to, by osiągnąć cel, a w tym przypadku mogło to być spotkanie ze mną.
   Tak naprawdę nie robiłem nic, po prostu się leniłem… dopóki ktoś nie zaczął natarczywie walić w moje drzwi. Nie było jeszcze nawet dziewiętnastej, więc nie przewidywałem, że zastanę Lou. No i srogo się myliłem, oj srogo, bowiem do mojego mieszkania dobijała się ta młoda, której miałem nadzieję już nie spotkać… Ach, Rimear takie duże, a jednocześnie takie małe.
   – Lee! – Podskoczyła z radością, natomiast ja starałem się dyskretnie przewrócić oczyma. Chyba tego nie zauważyła, bo od razu wparowała do mojego mieszkania, nawet kiedy drzwi były ledwo uchylone.
   – Ejże, buty zdejmij! W stodole cię chowali? – Parsknąłem poirytowany ilością brudu pod jej podeszwą. No kurwa, człowiek całe swoje życie sprząta te mieszkanie tylko po to, żeby za chwilę nabrudziła jakaś mała jędza?
   O dziwo Eliza wykonała mój rozkaz bez najmniejszych oporów; w dodatku zdecydowała się posłać w moją stronę dziwny, z lekka uwodzicielski uśmieszek. No chyba niewyćwiczony, ale doceniam. Jeśli mam być szczery z własnymi myślami, to nie bardzo miałem ochotę na jakiekolwiek odwiedziny.
   – Usiądź, opowiem ci pewną historię! – Zawołała zadowolona, po czym zaczęła naprowadzać mnie w stronę kuchni. Tam zatrzymałem się przy stole i zamierzałem usiąść na krześle, gdy nagle bez ostrzeżenia gruchnąłem twardo tyłkiem na kafelki. Jak się okazało: Eliza była tak pochłonięta nienaturalną euforią, że z przymkniętymi powiekami postanowiła zgrywać „gentelmena” i odsunąć mi krzesło, które oczywiście było jakiś kilometr od mojego siedzenia.
   – Jasna cholera, Elizo… – Mruknąłem, nie zamierzając się podnieść. Zamiast tego zgarbiłem się, jakby zrezygnowanie ciążyło na mnie niczym niewidzialny głaz.
   – Ojeju, Lee! – Pisnęła, niemal w natychmiastowym trybie padając na ziemie obok mnie. Jej oczy były pełne zdziwienia i smutku. Pff, nie ujmie mnie to. – Coś ci się stało? Dopiero jesteśmy razem jeden dzień, a ja już cię zraniłam! – Zakryła oczy swoimi małymi rączkami.
   Na początku miałem zamiar mówić o tym, że jestem cały, ale gdy tylko usłyszałem „jesteśmy razem”, stanąłem jak wryty, a moje oczy poszerzyły się w zdziwieniu. Otworzyłem usta w celu odpowiedzi, ale ostatecznie nie wydobyło się z nich nic, co przypominałoby słowa, a co dopiero zdanie. Kompletnie nie mogłem rozszyfrować tej dziewczyny. Miałem wrażenie, że żyje w równoległym świecie, i moja teoria nadal się podtrzymywała, kiedy Eliza zaczęła opowiadać tą swoją jakże ciekawą historię, która niemal kipiła od nadmiaru akcji. Przyjęcie do swojego umysłu każdego z wersów graniczyło z cudem i wprawdzie moja bariera umieszczona w głowie nie przepuszczała tych kłamstw, dlatego przez większość czasu nieuprzejmie udawałem, że słucham. No cóż… zwykle jestem miły, kulturalny – ale wszystko ma swoje granice. Moim ratunkiem okazało się kolejne w tym dniu, mocne bicie w drzwi. Jednak tym razem przed kilkoma uderzeniami, słyszałem pewne brzęczenie. Jakby kluczy… ale nie byłem pewien. Postanowiłem wykorzystać ten dar i po prostu jakby nigdy nic odszedłem od stołu, kierując się w stronę drzwi. Gdy je otworzyłem, stanął przede mną bardzo niespodziewany widok. Całkiem pijana Lou… a przecież mówiła, że nie lubi alkoholu.
   – Co robisie w moim mieszkaniu?! – Jej język nieustannie się plątał. – Umafiasz się z nią thutaj na tajne schadzki?
   – Lou? Wszystko dobrze? – Zignorowałem szturchającą mnie małą zołzę i w tej chwili moja uwaga całkiem skupiła się na Lou.
   – A widzsisz, aby pyło śle? – Przewróciła oczami, opierając się o framugę drzwi. – Enso mie jusz nie lupi, i tak sobie pszychose do domu i chse spać, a nie mogę… – Westchnęła. – A semu nie mogę?! Bo ta fredna zołsa i ty zajęliśśście moje mieszkhanie…
   – Lou, Lou… – Odwróciłem nieco zakłopotane spojrzenie, jedną ręką delikatnie klepiąc dziewczynę po przedramieniu, a następnie odwróciłem się w kierunku Elizy, by ją tak jakoś grzecznie wyprosić. Nie może patrzeć na nią w takim stanie, bo zacznie znowu cisnąć wyzwiskami. A domyślam się, że pijana dziewczyna nie byłaby z tego powodu zadowolona. Oczywiście skrywałem w sobie ciekawość, jaka pojawiła się po wymówieniu zdania „Enzo mnie już nie lubi”. Czyżbym naprawdę miał przez ten cały czas rację? Enzo zrobił co musiał i ją spił? Ech… no w każdym razie nie zamierzałem póki co jej tego wypominać. Nawet… było mi jej szkoda. Wszystkie chęci na udowodnienie swojej racji drastycznie zmalały.
   Jakiś czas później udało mi się wyprosić z domu natrętną fankę. Później przeniosłem szczeniaki do kąta pod oknem, by sobie dalej spały, a ja powoli zacząłem docierać do Lou, która swoją drogą była tak pijana, że utrzymanie jej pod ramionami okazało się być naprawdę dużym wyzwaniem, bo cokolwiek chciałbym zrobić, chwiała się na wszystkie strony, komentując to, co stało na jej drodze. W pewnych momentach nie mogłem się powstrzymać, by nie wykrzywić miny od woni alkoholu. Alkohol? To była konkretnie wódka, ale nie mogę zaprzeczyć, że Lou nadal wyglądała niczego sobie. Lecz muszę powiedzieć, że wolę ją trzeźwą.
   – Ej, Lee… – Jej język ponownie się poplątał. – A ty mnie jesce lubis?
   – Pewnie. – Uśmiechnąłem się tylko z tego powodu, że udało mi się dotrzeć z nią na kanapę, na której tamtej nocy spała.
   – Wis co… psespałabym sie z jakąś goronso lasko… – Zmieniła temat, który szczerze mówiąc dziwnie mną wstrząsnął.
   – Mm, chętnie bym to zobaczył. – Wstałem, odpowiadając beznamiętnie. Jednak Lou szybko mnie zatrzymała, łapiąc za skrawek mojej koszulki.
   – Oj, oj, oj… Lee… – Zaśmiała się, a potem wystawiając w moją stronę palec wskazujący, pokręciła nim w lewo i prawo. – Ty zbocusku! Ale… co robis w moim domu…?
   – Ja? Mieszkam. – Uśmiechnąłem się pewnie. – Nie chce nic mówić, ale ten alkohol to ci chyba wyżera mózg – zażartowałem, i w pewnym momencie postanowiłem, że Lou dzisiaj również zostanie na noc. A co do Enzo… wydaje mi się, że dzisiaj niepotrzebnie będę ją nim zadręczać. Płakała, widziałem to.
   – Nee mów tak… – Urażona pokręciła głową parę razy, a potem pokazała mi język.
   – Przyniosę koc, połóż się lepiej – powiedziałem, od razu oddalając się od dziewczyny na parę kroków. W dość krótkim czasie udało mi się zabrać jedną warstwę poduszek z mojego łóżka i przemycić ją do salonu połączonego z kuchnią. Tymczasem Lou już dawno uroczo spała. Poważnie, nie miałem serca jej budzić, więc jedyne co zrobiłem, to przykryłem jej ciało kocem oraz sam wróciłem do swojego wyrka.
   (...) Obudził mnie miażdżący ból przenoszący się od okolic pasa do nóg, i w sumie tam się kończył. Miałem wrażenie, że ktoś się po ciągle po mnie kręci i niekoniecznie jest to pies… Tak, to była zaspana Lou. Musiała nocą wyjść do łazienki i zgubić szlak do kanapy. Lekko zmęczony uniosłem górną partię ciała, po czym postanowiłem przyjrzeć się dziewczynie, która – jak się potem okazało – była naga… No nawet w swoim domu nie mogę czuć się bezpiecznie?!
   – Lou? Masz piękne kształty, ale… – Odwróciłem głowę, wystawiając ręce w geście obronnym. Jednym ruchem dałem dziewczynie do zrozumienia, że brakuje jej… hm, odzienia?

(Lou?)