piątek, 29 lipca 2016

Od Lou - C.D Lee

Ten pocałunek w rękę mnie zaskoczył. Na tyle, że chyba się zarumieniłam. Facet był dżentelmenem. Ale ta akcja z kawą była dość niezwykła. Widać jest jej smakoszem. Po mojej głowie błąkały się myśli na temat nowopoznanej osoby. Jednak zastanawia mnie, czy mówiąc, że lubi pić, miał na myśli kawę czy alkohol? Chyba jednak to drugie. Fuj, jak można znajdować przyjemność w piciu czegoś tak okropnego jak napoje zakrapiane procentami? Na samą myśl o tym skrzywiłam się. Tak mi upłynęła droga do domku, gdzie natychmiast zdjęłam z siebie przemoczone rzeczy i weszłam pod gorący strumień prysznica. Byłam wyjątkowo śpiąca i już nie mogłam się doczekać chwili, kiedy mięciutka pościel okryje mnie delikatnie.
***
Moje niby niewinne bieganie po deszczu na bosaka i jedynie w skąpej sukience, poskutkowało przeziębieniem. Kiedy tylko się obudziłam, poczułam niemiłe pieczenie w gardle, przez co ledwo przełykałam ślinę. Poza tym miałam uporczywy katar i niedużą gorączkę. Postanowiłam nie ruszać się z domu przez następne parę dni. Na szczęście miałam co nieco zapasów, jeśli chodzi o jedzenie, więc nie musiałam się martwić o zakupy. Przez trzy dni leżałam i oglądałam głupie seriale albo drzemałam. Jednak rankiem czwartego dnia, miałam już tego cholernie dość. Na zewnątrz świeciło wesoło słońce, a przez uchylone okno do pokoju wpadał ciepły wiaterek, który zachęcał by wyjść z domu. Długo się nie zastanawiałam. Ubrałam się w letnią sukienkę w kwiatki, narzuciłam na nią przewiewny sweterek i założyłam białe trampki. Wyglądałam trochę, jak uczennica szkoły podstawowej, ale kij z tym. Idę zaczerpnąć świeżego powietrza! Zadowolona wyskoczyłam przed drzwi swojego domostwa i głęboko odetchnęłam. Jednak to super wrażenie popsuł mój nadal zatkany nos. Ciągle dokuczał mi katar, ale poza tym czułam się naprawdę dobrze. Ruszyłam szybkim krokiem, co w moim wykonaniu zaraz zamieniło się w trucht. Nie przemierzyłam zbyt wiele metrów od swojej siedziby, kiedy moją uwagę zwróciło kartonowe pudło, które stało pod wielkim drzewem. Samo pudło nie zainteresowałoby mnie wcale, gdyby nie fakt, że dolatywały z niego dziwne dźwięki. Ostrożnie podeszłam do podejrzanego obiektu. Zerknęłam do środka, a tam popiskiwały dwa malutkie szczeniaczki.
-Ale słodziaki! – Szepnęłam zachwycona. Jeden był cały bialutki, a drugi prawie cały czarny z białą plamą na pyszczku i szyi. Ukucnęłam przy maluszkach i  uważnie się rozejrzałam, czy w pobliżu nie znajduje się żaden potencjalny właściciel bądź ich mamusia. Ale nikogo nie dostrzegłam. Były samiutkie. Zaczęłam je delikatnie głaskać. Musiałam im jakoś pomóc. Nagle zawiał silniejszy wiatr, z drzewa zleciały jakieś dziwne pyłki, które podrażniły moją śluzówkę i oczy. Zaczęłam kichać i prychać. Szczeniaczki zapiszczały głośniej. Z oczu zaczęły mi lecieć łzy , a nos miałam cały zasmarkany. Wyciągnęłam chusteczkę i wytarłam nos. Kiedy chciałam otrzeć łzy za moimi plecami ukazał się wysoki cień.
-Co za spotkanie! Panienka Lou… Witam! – Obróciłam się i natrafiłam na złote spojrzenie.
-Cześć Lee! – Przywitałam się lekko zachrypniętym głosem. W dodatku byłam cała we łzach i miałam zapewne zaczerwieniony nos. Ciekawie musiało to wyglądać.
-Co tak klękasz pod tym drzewem? – Zagadnął z uśmieszkiem na ustach.
-Znalazłam dwa szczeniaczki… I one są całkiem same! – Zrobiłam smutną minkę. Przy moim głosie i wyglądzie musiało wyglądać to dość dramatycznie.
-Pokaż je. – Czarnowłosy uklęknął obok mnie tak, że stykaliśmy się ramionami. – Ale słodkie!
- Musimy im pomóc! – Pogłaskałam białą kuleczkę. – Chodźmy do mojego domu. Jest niedaleko. Tam dam im jeść i pomyślimy co dalej. Wchodzisz w to? – Zerknęłam na niego załzawionymi oczami, które wyrażały determinację. Jak nie będzie chciał pomóc, sama się nimi zajmę!


[Lee?]

Od Mai - C.D Natsume

Gościnność chłopaka lekko mnie zdziwiła. No bo kto zaprasza jakąś nieznajomą osobę do swojego mieszkania? Ja bym pewnie tak nie zrobiła. Gdy do pokoju wkroczył pół nagi mężczyzna omal nie zakrztusiłam się napojem podanym mi przez Natsume - jego imienia dowiedziałam się gdy owy człowiek wypowiedział jego imię. Najwidoczniej był to jego przyjaciel czy kolega, a może nawet brat? Gdy wylądował obok mnie na kanapie lekko się od niego odsunęłam i przyjrzałam się mu. Na twarzy miał czerwone znaki.
- Eeeeee - nie za bardzo wiedziałam co mam powiedzieć w tej sytuacji - Cześć?
- Madara - zwrócił się do niego Natsume tonem sygnalizującym aby zachowywał się inaczej
- Hej- uśmiechnął się i spojżał na chłopaka- Nie bądź taki. Przedstaw swoją koleżankę - powiedział patrząc to na mnie to na chłopaka. No i tu zaczął się schodek, bo nie przedstawiłam się. Chciałam się już odezwać ale zostałam uprzedzona.
- Mai Shine - odparł. Pewnie z faktu iż jest Sigmą wiedział to, bo oni mają dostęp do wielu danych. Na potwierdzenie jego słów pokiwałam głową jednocześnie zastanawiając sie do jakich jeszcze informacji mogli mieć dostęp. Nim zauważyłam towarzysz Natsume chwycił dwa ciastka i połknął - Możesz zrobić coś z sobą ?- zapytał go, a Madara pokiwał głową po czym zmienił się w kotka, co nie ukrywam zdziwiło mnie. Był teraz cały biały i puszysty. Popatrzył na mnie swoimi żółtymi oczkami.
- Jaki słodki - skomentowałam i podrapałam go za uszkiem zapominając o poprzedniej postaci, a zwierzak zaczął mruczeć. Delikatnie się uśmiechnęłam. Puszysta kulka wydawała się bardzo przyjazna.
- Podlizuje się - odezwał się chłopak
- Możliwe - nie przerywałam czynności - Myślałam, że pokoje są jedno osobowe w większości - Ale w tej postaci jest bardzo uroczy.
- Madera jest duchem - oświadczył i rozwiał wszelkie moje wątpliwości.
- Aha - na mojej twarzy widniał niemal stoicki spokój. Jedną ręką sięgnęłam po ciastko - Dobre - uśmiechnęłam się w kierunku Natsume

<Natsume?>

Od Lee - C.D Lou

 Ta sytuacja tylko uświadomiła mnie, jak bardzo nie znam tej dziewczyny. Ale czego oczekiwałem? Dwie godziny znajomości to trochę za mało, by przejrzeć kogoś na wylot. Jednak nie ukrywam, że oczekiwałem czegoś zupełnie innego. Przed tym, co się stało, widniała scena dosłownie żywcem wyrwana z amerykańskich filmów dla samotnych kobiet, a co nagle taki zwrot akcji. No cóż, nie mam pytań.
 Odgarnąwszy mokrą od deszczu grzywkę, ponownie spojrzałem niemrawo na nowo poznaną koleżankę. Jej mina była wręcz diabelsko zadowolona.
 – To co, idziemy na tę herbatkę? – uśmiechnęła się niewinnie.
 – Tak, to chyba będzie dobry moment. – Nałożyłem na siebie kurtkę, którą dziewczyna odrzuciła i skierowaliśmy się w stronę kawiarni. Gdy tylko moje zmarznięte ciało wkroczyło do przytulnego pomieszczenia, pochłonęła mnie niepojęta ulga i ciepło. Bez zbędnego biadolenia zajęliśmy miejsce przy dużym oknie. Ciągle nie miałem słów, by opisać sytuację sprzed kilku chwil.
 Podeszła do nas kelnerka.
 – Dzień dobry! Co podać? – Jej promieniujący uśmiech niemal na zawsze przepędził atmosferę, która nie zadowalała oka na zewnątrz. Mimo to, pytanie jakie do nas skierowała wydawało się stłumione przez obijające się o szybę krople deszczu.
 – Kawę, byle dobrą. – Założyłem ręce na klatkę piersiową i lekko rozluźniłem nogi, zakładając jedną na drugą.
 Lou poprosiła o herbatę, co zresztą wcześniej mówiła. Po zaledwie kilku momentach znów siedzieliśmy twarzą w twarz, lecz jedyne co docierało do mnie, to szepty i rozmowy otaczających nas osób. Tak, milczeliśmy i to na pewno nie jest dobre rozpoczęcie znajomości. W końcu zmusiłem swoje usta do mówienia:
 – Wiesz co? Gdy na ciebie spojrzałem, myślałem, że nie jesteś zdolna do takich rzeczy – stwierdziłem, mając na uwadze złodzieja i tę całą farsę. Moją twarz przeciął uśmieszek.
 – Nie oceniaj książki po okładce – przyznała, przy czym chwyciła za ucho filiżanki, którą za chwilę przyniosła kelnerka wraz z moją kawą.
 Również postanowiłem skosztować mojej kawy z nadzieją, że będzie dobra. W końcu po świecie – jak mniemam – nie chodzi osoba, która miałaby równie takiego hopla na punkcie smaków, jak ja. Ale mogę się mylić. Ach, to byłaby moja bratnia dusza.
 Uniosłem kubek, najpierw dokładnie zatracając się w woni. Wydawała mi się taka... zwykła. Normalnie aż stwierdziłem, że mi z lekka odbija i powinienem po prostu wziąć ten jeden, cholerny łyk zanim moja towarzyszka odkryje moje specyficzne zwyczaje. I stało się, nawet sobie język poparzyłem. To dobrze, bo od razu całą moją wiązankę przekleństw zatuszował syk.
 – Ja pierdole, co za paskudztwo. – Westchnąwszy, odsunąłem od siebie napój. Odruchowo zostawiłem tam kilka drobnych za kawę, jak i herbatę mojej towarzyszki. Nie zamierzałem słuchać jej sprzeciwów „Nie, sama zapłacę”, bo tylko moja duma na tym cierpi, a jednocześnie te zachowanie nic nie wnosi i nic sobie z tego nie zrobię. Mimo wszystko wyczułem, że kobieta jest bardzo dominująca we wszelkich relacjach. A przynajmniej podejmuje takie próby.
 Szczerze to przed wyjściem z tego miejsca powstrzymywała mnie tylko Lou, bo czekałem, aż wypije herbatę. Teraz jak tak patrzę, wolałbym sobie zamówić to samo, ale trudno.
 – O co chodzi z tą kawą? – zapytała, patrząc ukradkiem.
 – Nie pytaj. Jestem strasznie wybredny jeśli chodzi o te kilka ziarenek zalanych wrzątkiem. – W końcu doczekałem się wyjścia. Razem z Lou znaleźliśmy się na zewnątrz, o dziwo przestało już padać i pochłonięty rozmową, nie zdążyłem nawet zauważyć, kiedy wylazło słońce.
 – Co lubisz robić? – spytałem, wsadzając ręce do kieszeni. – Masz jakieś hobby?
 W sumie Lou to była pierwszą, losową osobą, z którą nie musiałem od razu zrywać kontaktu. No cóż, zwykle ścieżki moje i osoby, jakiej pomogłem rozchodziły się jak najszybciej. Ale myślę, że taka znajomość dużo mogłaby wnieść do mojego nudnego, rutynowego życia.
 – Lubię biegać – powiedziała po dłuższej ciszy.
 – Zachowujesz formę?
 – Nie. Po prostu uwielbiam czuć wiatr we włosach – zachichotała, a ja pomyślałem, że to nawet ma sens. Mimo to, nie spotkałem się osobą, która nie miałaby żadnych celów choćby biegając. Ja bym chciał schudnąć, chociaż nie mam z czego, ale zawsze coś. Nie lubię robić czegoś, co nie ma niczego na celu. – A ty? – Moje zastanowienia przeciął jej kobiecy głos.
 – Nic konkretnego. Może śpiewać – wzruszyłem ramionami. – Trenować... pić. – W tym momencie posłałem dziewczynie interesujące spojrzenie.
 Ale cóż, powoli się ściemniało, a ja nie przepadam za mijaniem dziwnych typów.
 – Hmm, to... panno Lou? – Włożyłem w to tyle humoru, żeby tylko było go czuć, po czym chwyciłem jej rękę i delikatnie musnąłem ustami w pocałunku. – Mam nadzieję, że się jeszcze zobaczymy.

(Lou?)

Od Natsume - C.D Mai

Jeszcze przez chwilę spoglądałem na tą niezdarną dziewczynę z góry, już po chwili postanawiając iść dalej. Nie miałem dzisiaj ochoty na pomaganie innym, zresztą ostatnio w ogóle nie miałem. Z Tarą było trochę gorzej co bardzo mnie martwiło, czyżbym się w czymś pomylił? Z tego całego mojego zamyślenia, moja noga wpadła do jakiejś dziury i sam poleciałem na twarz, lądując w ogromnej kałuży. Dodatkowo parasol został gdzieś porwany przez wiatr, po prostu świetnie. Zanim zdążyłem się pozbierać, do mich uszu dotarł głośny śmiech dziewczyny. Spojrzałem na nią znudzony, a przynajmniej spojrzałbym, gdyby nie moje mokre włosy, które zasłoniły mi pole widzenia. Zdenerwowany nie na żarty, odgarnąłem włosy na bok, jednak nie byłem zły na dziewczynę, zły na siebie, że nie umiem chodzić. Dobrze przynajmniej, że nie było tutaj w pobliżu nigdzie Madary, jeszcze brakowało mi tego, żeby ględził mi nad uchem i się śmiał. O dziwo jakoś wstałem, cały mokry i brudny. Dopiero po chwili dziewczyna się uspokoiła, sama nie wygląda lepiej.
- Zamierasz tutaj dalej stać i się przeziębić? – zapytałem kolejny raz odgarniając włosy, przez ten deszcz cały czas nasuwały mi się na oczy.
- A… eech…
- Jesteś tu nowa? – zapytałem szybko
- Niespecjalnie, a co?
- Nic, chodź ze mną – powiedziałem a dziewczyna zrobiła jakąś taką dziwną minę – O czym Ty w ogóle myślisz… Mam dzisiaj obowiązek pilnowania was, więc nie chcę kolejnych kłopotów z tymi całymi Naukowcami.
Powiedziałem po czym ruszyłem przed siebie, coś za dużo dzisiaj gadam. Szedłem tak z minutę, przez ten cały czas nawet nie zastanawiając się czy dziewczyna za mną idzie. Dopiero teraz postanowiłem się odwrócić, o dziwo szła.
- Co masz na myśli, mówiąc o obowiązku pilnowania nas? Zamierzają jeszcze bardziej śledzić nasze życie? – zapytała nie za bardzo zadowolona.
- Jasne, chce im się niesamowicie… Słyszałaś o czymś takim jak Sigmy? Ostatnio nic im się nie chce i to my odwalamy za nich czarną robotę. Więc czy chcesz czy nie… muszę się tobą zająć.
- Nie ma takiej potrzeby – uśmiechnęła się a już po chwili kichnęła.
- Jasne, jasne.
Kiedy przyszliśmy do mojego apartamentu, od razu kogoś zawołałem, żeby przyniósł jej ubrania na zmianę. Sam natomiast zaproponowałem dziewczynie wzięcie prysznicu. Z początku odmawiała, jednak zgodziła się kiedy powiedziałem, że muszę na chwilę wyjść z apartamentu. Chcąc nie chcąc, musiałem zgłosić to, że ‘’obiekt’’ G42 znajduje się u mnie. Kiedy wróciłem już do siebie, dziewczyna siedziała przebrana, czysta i sucha na kanapie. Nadal było jej jednak chyba zimno, bez pytania zrobiłem jej coś ciepłego do picia oraz kilka ciasteczek.
- Proszę – powiedziałem podając jej kubek i talerzyk. – Możesz sobie tutaj posiedzieć ile chcesz…
- Dziękuję, ale naprawdę nie musiałeś tego robić.
Wzruszyłem ramionami zastanawiając się co odpowiedzieć. Dokładnie w tym momencie do salonu przyszedł Madara, chyba nie zaczaił, że mamy gościa bo przechadzał się w ludzkiej postaci bez koszulki.
- Natsume, widziałeś może…
- Ekhem… - spiorunowałem go wzrokiem.
- No nie wierzę… - jego oczy jakby się zaszkliły – Natsu wreszcie znalazł sobie jakąś koleżankę – powiedział i jak z procy wylądował na kanapie wpatrując się z długim uśmieszkiem na dziewczynę.

(Mai? Witamy w domu wariatów <3)

Od Hyou - C.D Leo

Dreszcze niczym gromy rozchodziły się po moim ciele. Jedyne, co mogłam w tamtym momencie stwierdzić, to to, że ogarnęło mnie nieustające poczucie bezpieczeństwa, radości i przyjemności jednocześnie. Usta, które jeszcze przed chwilą były wysuszone przez powietrze, teraz lśniące i nawilżone przyjmowały wszystko, co Leo oferował. Przez chwilę rzeczywistość dla mnie nie istniała, a ściany, na które przez sekundę tak desperacko patrzyłam, wydawały się być w tańczących kolorach. Potem przymknęłam oczy, oddając się chwili. Opętał mnie krótki szok, lecz krótko po tym zarejestrowałam także ślady przyjemności. Tak naprawdę pierwsze myśli, jakie przecięły mój umysł to niewątpliwie takie, że chciałam zrobić coś o wiele więcej, ale doskonale wiedziałam, że Leo się do tego nie posunie; nie to jednak trwało w mojej głowie. Walczyłam z tym uczuciem pragnienia, odkąd pierwszy raz musnął moje wargi, aż teraz zwyczajnie straciłam siły na jakąkolwiek bitwę ze zmysłami. Namiętnie pogłębiałam pocałunki, niespodziewanie coraz bardziej na niego napierając, aż w pewnym momencie znalazł się na poduszce. Czułam, jak przez jeden, mały gest chłopak jest w stanie spowić całe moje ciało mgłą przyjemności. Mimo pewności siebie, dokładnie czułam, jak moje wargi drżą w nienasyceniu i pożądaniu, oczekują coraz więcej doznań i, że wraz z napłynięciem tych dziwnych reakcji moje policzki zalewają się różową falą. Normalnie byłabym bardziej śmiała, ale w tamtej sytuacji coś sprawiło, że poczułam się bardziej wrażliwa, kobieca i delikatna. Nie wiedziałam czy to zasługa Leo, ale nie chciałam też, by to miało swój koniec. W końcu złapałam go za rękę, którą przesunęłam nieco w stronę swojego brzucha, potem pośladków, ostatecznie tam się zatrzymując. Powietrze zostało wypełnione moimi własnymi, zduszonymi westchnieniami, którym udało się wydostać między pocałunkami. Miałam wrażenie, że kompletnie straciłam kontrolę nad własnym ciałem. Że kierowało się ono głównie pragnieniami. Na chwilę przesunęłam się tak, by móc musnąć ustami jego uszko oraz wyszeptać jego imię przepełnione w tamtym momencie dziwną, nieznaną mi dotąd romansową barwą. Gdy zaledwie przeciągnęłam ostatnie litery, przygryzłam delikatnie płatek jego ucha. Nadal pulsowało we mnie uczucie niemalże wieloletniego pożądania. Dłonią sięgnęłam pod jego koszulkę, a czując wyraźne zarysy mięśni, moją twarz przeciął malutki, miły uśmiech. Miałam wrażenie, że zapamiętuje każdy detal jego uwypukleń. Gdy tylko zakończyłam zwiedzanie, moje dłonie znów delikatnie objęły otuloną kruczoczarnymi pasmami włosów twarz, i tym razem to ja wbiłam się w jego usta, jak gdyby były one po długiej rozłące. Nasze języki znów rozpoczęły swój zmysłowy taniec.
 Aż nagle wszystko prysło niczym bańka mydlana. Rozległ się donośny stukot w oknie, który wywołał i u mnie, i u Leo identyczne reakcje. Podskoczyliśmy ze zdziwienia, a jedyna różnica tkwiła w tym, iż ja spadłam z łóżka i się nieco poturbowałam. Moja głowa szybko przesunęła się w kierunku okna, skąd dobiegał dźwięk. Zasłonięte.
 – Co, nikt mnie nie wpuści? – Był to niewątpliwie głos Raphael'a. Gdy tylko dotarł on do moich uszu, zwyczajnie przez moje ciało przebiegł dreszcz. Nie mogłam stwierdzić czy był on wywołany przerażeniem czy paniką, albo czymś zupełnie innym, ale Leo zdecydowanie odczuwał to samo. Jeśli chodzi o tego chłopaka, to od razu wstał i naciągnął niżej koszulkę, która przed chwilą lekko zmięta odsłaniała większy pakiet mięśni.
Zauważyłam, że chłopak odchodzi w stronę drzwi. Wpatrywałam się na to z wyraźną niezgodą, aż w końcu udało mi się przełamać paraliż; pobiegłam od tyłu, oplatając delikatnie ręce wokół jego torsu. Niemal wcisnęłam głowę w jego plecy. Nie wydał z siebie ani słowa.
 – Leo? – szepnęłam ledwo słyszalnie. W moim głosie bez większego wysiłku można było dostrzec drżenie. Chciałam, by się odwrócił, powiedział coś o tym, co przed chwilą miało miejsce. Ale on stał jak wryty. Tymczasem wszystko działo się dalej: Raphael poinformował, że idzie z powrotem pod drzwi i będzie czekał jeszcze chwilę. Powoli narastało we mnie uczucie, którego nigdy nie zarejestrowałabym bez czyjejś pomocy. I łączyło się to z troską i szacunkiem, stanowiło jedność, a zarazem było silniejsze. Nie odpowiadał; prześlizgnęłam się, by móc być z nim twarzą w twarz. W jego wyrazie nie widziałam krępowania, a teoretycznie to trudno było cokolwiek z niego odczytać. Jedyny mały gest, jaki wykonałam, to muśnięcie palcami jego dłoni, a następnie jej uściśnięcie.
 – Weź moją rękę i nigdy nie puszczaj – szepnęłam krótko, jak gdybym chciała, by nie mógł tego usłyszeć. Nie mogłam zrozumieć, co w tamtym momencie działo się w mojej głowie, ale była to jedna wielka burza uczuć. To dziwne, że pierwszy raz nie czuję, że mogę robić co mi się tylko wymarzy. Nie podobało mi się to, bo Leo sprawił, że odczułam coś, czego w życiu nie zarejestrowałam. Plątałam się, nie mogłam powiedzieć nic, co przypominałoby ripostę czy zboczone teksty. I nie chciałam, oddałam się tej jednej, wyjątkowej chwili. Miałam swój pierwszy pocałunek...
 I znów to samo, zniecierpliwione pukanie do drzwi. Nie obraziłabym się, gdyby Leo po prostu wyszedł i sprawdził, co Raphael'a tu sprowadza. Nie wiedziałam, czy chcę usłyszeć jego odpowiedź. Wydawała mi się ważna w takim stopniu, że aż odczuwałam dziwne mrowienie w brzuchu, ale z drugiej strony... nie miałam pojęcia, jak może zareagować. Dotąd traktował mnie jak siostrę, lecz czy jego pole widzenia się zmieni?

(Leo?)

Od Shino - Do Leo

 Siedziałam na parapecie w salonie, wpatrując się tępo w okno. Krople deszczu leniwie spływały po szybie. Uważnie przypatrywałam się każdej z osobna. Na którąkolwiek spojrzałam, ta łączyła się z inną. Jak ludzie łączący się w pary, żeby przejść razem przez życie. Odkąd pamiętam było to dla mnie co najmniej dziwne. Nigdy nie rozumiałam tego "ludzkiego mechanizmu". Mentor od początku wbijał mi, że emocje powstają w mózgu, a serce to tylko pompa, utrzymująca nas przy życiu. Często też powtarzał, żeby na słabych ludzi nie zwracać uwagi, bo nie są tego warci. Uważałam jego słowa za święte... Teraz? Teraz już nie jestem co do nich pewna.
Przetarłam wierzchem dłoni samotną łzę, spływającą mi po policzku. Dlaczego płakałam? Mojego kota nie było już pięć dni w domu. Kurwa, przez to wszystko nie spałam i prawie w ogóle nie jadłam. Wpatrywałam się tylko tępo w przestrzeń, czekając na jego powrót i minę mówiącą: "Co ci?". Póki co, się tego nie doczekałam.
Zmęczona ciągłym czekaniem, na dalszy rozwój wydarzeń, zeszłam z parapetu. Poczołgałam się do swojej sypialni i wyciągnęłam z szafy cieplejsze ubrania. Narzuciłam na siebie to, co sobie przygotowałam i pomaszerowałam do drzwi wejściowych. Włożyłam stopy w glany i wyszłam z domu trzaskając drzwiami. Łzy spływały mi po policzkach falami. Wtedy pożałowałam, że nie wzięłam ze sobą chusteczek ani parasolki. Nie minęła chwila, a już wyglądałam jak zmokła kura. Nie zamierzałam jednak zawracać. Wtedy liczyło się dla mnie tylko odnalezienie kota. Grubas pewnie głodny... Grubas zawsze jest głodny. Zeżarł mi kiedyś całego kurczaka z talerza. Na samo wspomnienie kąciki moich ust lekko powędrowały w górę.
Cały czas rozglądałam się na boki, analizowałam każdy ruch w krzakach. Nawet sprawdzałam, czy go w nich nie ma. Z każdą nieudaną próbą mój płacz się nasilał. Pewnie inni widząc mnie, śmieją się z mojej głupoty. Za kotem wybiegła w deszcz, jaka tępa baba.
Stanęłam w miejscu i oparłam się o budynek. Z bezsilności osunęłam się na ziemię i schowałam twarz między swoje dłonie. Nienawidzę tego uczucia. Tej pustki, która mnie dopada, kiedy nie ma przy mnie Grubasa. To tak, jakbym straciła jedyną istotę, która przytrzymuje mnie przy zdrowej psychice. Ja go kocham do jasnej cholery. Nie mógłby mi tego zrobić. Nie mógłby mnie zostawić. 
Przetarłam łzy po raz kolejny i ostatkiem sił podniosłam się z ziemi. Kurwa, tak łatwo się poddać? To do mnie nie podobne. Ruszyłam przed siebie powstrzymując kolejną falę łez. Trzeci raz odkąd pamiętam dałam upust emocjom. Trzeci raz przez te cztery lata się rozpłakałam. Trzeci pierdolony raz, przez te cztery pierdolone lata. Uczono mnie trzymać emocje na wodzy, ale co? Gówno. Nie daję rady. Dzięki mojemu mentorowi wiem, że to ja jestem słabym człowiekiem, nie wartym jakiejkolwiek uwagi ze strony innych. Słabsza część społeczeństwa.
Przez jedną chwile nieuwagi tracimy tak wiele... Zdążyłam się o tym przekonać. Przez jedną chwilę nieuwagi straciłam równowagę. Upadłam dupą na mokrym chodniku.
 - Nic ci się nie stało?
Spojrzałam w górę na chłopaka... Być może w moim wieku, być może trochu starszego. Ale w każdym razie szacun, że nie spierdolił, widząc przemokłe gówno w postaci człowieka.
Podał mi rękę. Przerażona na nią spojrzałam, po czym niepewnie złapałam i podniosłam się z ziemi.
 - Wszystko w porządku? - spytał, uważnie przypatrując się mojej twarzy.
 - Nie, nic nie jest w porządku - odpowiedziałam mu... łamiącym się głosem, myśląc, że zabrzmię chamsko. A tu się myliłam.
Poczułam kolejne fale łez spływające mi po policzkach.

< Leo? Taki smutegg la mua ze zjebanymi przemyśleniami. Do dupy wyszło, ale nie chciało mi się poprawiać :,) >

Od Chie - Do Leo

Ciepły wieczór. Pogodna zmusiła mnie do przespacerowała się po ulicach miasta. Wiedziałam jednak, że każdy krok będzie dla mnie obcy. Przecznicę tętniły obcością. Wiatr plątał włosy w różne strony. Miałam jednak pewną zasadę, aby zawsze dawać czemukolwiek, choć tą jedną szansę. Co prawda... Nie przechadzam się nią pierwszy raz. Wyjątki również stawiam.
Lubie samotne wędrówki, choć w głębi serducha miałam nadzieję, że jednak napotkam kogoś po drodze. Cisza jest w porządku, ale lubię również otworzyć na kogoś usta. Niebo skąpane było w odcieniach czerwieni. Spuściłam delikatnie głowę, wbijając wzrok w linie na chodniku. Myślami znowu przeniosłam się w swój dziecięcy świat. Skakałam na palcach z jednego chodniczka na drugi. Z upływem czasu było można dostrzec na mojej twarzy wyraźne zadowolenie. Jeszcze nigdy nie byłam tak optymistyczna w takiej sytuacji. Nie przeszkadzało mi to, wręcz przeciwnie. Byłam dumna, iż jestem w stanie przebrnąć umysłowo przez takie bagno. Nagle, padłam na coś głową. Delikatnie speszona oddaliłam się o dwa kroki łapią za czubek głowy, mrużąc przy tym jedno oko i robiąc zniesmaczoną minę. Ku mojemu zdziwieniu, stał przede mną wyższy, kruczowłosy chłopak. Wbił we mnie wzrok mówiący sam za siebie 'co za idiotka?'. Nie ukrywając, było mi wstyd. Na dodatek, nieznajomy wydawał się w miarę rozbudowany. Pierwsze co rzuciło mi się w oczy, były jego oczy, które pod tym zdziwionym wyrazem twarzy wydawały się dość urocze. Szybko kalkulując to, co właśnie się wydarzyło, wywołałam na swojej twarzy rumieniec. Które prawdopodobnie speszył delikatnie chłopaka.
- Przepraszam, śpieszyłam się - odpowiedziałam zakłopotana
- ...?
'Śpieszyłam się'? Niby gdzie. Do krainy tęczowych jednorożców, do których portal jest ukryty gdzieś na chodniku... Szybko zdałam sobie sprawę co palnęłam i jak bardzo zepsułam pierwsze wrażenie.
- Uh-
Ten nie pozwolił mi dokończyć, prostując całą sytuację.
- Vreinh leo - wystawił dłoń
Mogłam się mylić, ale prawdopodobnie byłam w stanie ujrzeć usmiech na jego twarzy.
- Shimanouchi chie - jego uścisk był delikatny, lecz sama ręka dość chłodna.
Gdyby nie jego wyczucie w takich sytuacjach, znowu powiedziałabym coś głupiego. Ten jednak swobodnie zaczął konwersację.
- Widzę cię tu pierwszy raz, nie da się ukryć, że jesteś nowa
Przytaknęłam głową.
- Miałam nadzieję, że się na kogoś natknę. Jak widać szczęście mi dziś sprzyja
Rozmowa z zupełnie obcą osobą nie wydawała się aż tak straszna. Znaczy się, znałam już jego imię i nazwisko, więc mam już spory progres. Rozmawiamy również od trzech minut. Zasługuje na jakiś order.
Po dłuższej chwili postanowiliśmy razem przemierzać oblicza miasta. Ten jednak znał je o wiele lepiej, co o niebo ułatwiło mi zapoznanie się z nowym miejscem. Tylko prawdziwa szczęściara potrafi natrafić na chodzącego przewodnika. Ze względu na to, że wiatr był dość uporczywy, związałam kudły w koka. Niestety nie wychodziły mi najlepiej. Miałam nadzieję, że chłopakowi nie będzie to przeszkadzać i kontynuujemy naszą rozmowę.
- Uh, przepraszam za wcześniej - odpowiedziałam przypominając sobie o przeszłej sytuacji
- Masz za co - odpowiedział sucho
Na chwilę stanęłam w miejscu. Czy się przesłyszałam? Leo spojrzał na mnie z neutralnym wyrazem twarzy, po czym rozbłysną śmiechem. Szybko dotarło do mnie, że był to tylko okrutny żart.
Pierwszy raz rozmowa z chłopakiem idzie mi tak prosto. Chociaż, nie wiem jak było wcześniej. Rzecz jasna nie jestem w stanie wiedzieć o czymkolwiek co było wcześniej. Czułam jednak, że bywają gorsze charaktery. Nie jestem w stanie niestety stwierdzić na rzut oka, czy ta znajomość pociągnie długo. Znamy się niecałą godzinę, która uciekła w sekundach. To chyba dobrze, nie?
- Jak długo tu jesteś? - zadał pytanie
- Zaledwie kilka dni. A już chce wracać - burknęłam
- Gdzie w takim razie? - dorzucił ze śmiechem
-... Domu? - odpowiedziałam niepewnie łapiąc za kępek włosów
- ...
Chłopak zamilkną.
- Nie ty jedna
Rozmowa raptownie straciła na swojej barwie. Poczułam zakłopotanie. Moim nowym zadaniem było rozluźnić atmosferę, jaką to zapewnił mi Leo na samym początku znajomości. Niebo zaczęło się wyraźnie ściemniać, a ja przy tym oczekiwałam przybycia gwiazd. Szybko wpadłam na swój wybitny pomysł. Złapałam chłopaka delikatnie za rękaw, po czym zadałam mu szybkie pytanie.
- Śpieszysz się gdzieś?
- Raaczej nie - odpowiedział monotonnie - planujesz coś?
Bez odpowiedzi ruszyłam przed siebie, w poszukiwaniu... Ławki. Miałam nadzieję, iż ten nie będzie zadawać zbędnych pytań, dzięki czemu będę mogła działać. Tak też i było. Nie minęło dużo czasu nim dotarłam do swojego celu. Ten jednak otworzył usta.
- Czy coś nie tak? - wpatrywał się w moją posturę, która właśnie klapnęła na ławce.
Pokręciłam głową, po czym poklepałam miejsce obok, dając mu sygnał aby siadł.
- Chcę żebyś coś ze mną obejrzał - dodałam z entuzjazmem
Ten posłał mi wyraz twarzy, taki sam jak na początku spotkania. Ja jednak to zignorowałam, rozkładając ku niebu szeroko ręce.
Wbiłam oczy w pojedyncze białe kropki. Większość ludzi mogłoby to uznać za dziwne, nienormalne. Jak ktokolwiek może cieszyć się z powodu gwiazd, które są noc w noc, identyczne. Nie robią nic niezwykłego, po prostu 'są'. Dokładnie, samo to, iż tu są sprawiało mi ogromną radość. Świadomość, iż na ciemnym niebie dostrzec można kilka jaskrawych punktów, które po czasie. Uciekając w marzenia, nie uciekniesz od rzeczywistości, ale możesz ją zmienić. Tak też bezuczuciowe niebo widziałam ja. Teraz rodzi się pytanie: Czemu też to dziwactwo chciałam przedstawić właśnie tej oto nowo poznanej osobie. Bo tylko szanujący innych człowiek może stać się prawdziwym przyjacielem.

<Jak emocje Leo? >

Od Leo - C.D Lee

Teraz jeszcze brakowało mi tylko tego by mój własny brat wytykał mi brak porządku w apartamencie. Czy on się zamierza teraz bawić w Perfekcyjną Pania Domu i będzie doszukiwał się szczegółów, które normalnie były prawie niewidoczne? Złapałem się tylko za głowę widząc jak Czarnuch zmierza w tamtym kierunku, ale gdy tylko zamierzał otworzyć drzwi: natychmiast złapałem go za kołnierz koszuli i pociągnąłem z impetem do tyłu. Niech sobie czasem na za dużo nie pozwala, bo wyleci przez to duże, nowoczesne okno.
-No już braciszku, nie denerwuj się tak, przecież JA WCALE nie zamierzałem tam wejść i wytykać ci TWÓJ bałagan. - tak doszczętnie wytknął mi to co chciał, że wręcz spiorunowałem go złowrogim wzrokiem.
-Jak tak bardzo chcesz to zatrudnię cie na stałe na stanowisku osobistej pokojówki, sprawię ci fartuszek i będziesz zapierdzielał po całym apartamencie z mopem i odkurzaczem. - widząc mój wzrok, mój kochany braciszek wręcz zaniemówił, zachichotał cicho i skierował się w stronę drzwi. Tiaaa.. i teraz niech zabierze jeszcze całą resztę, bo wizyta o tak wczesnej godzinie wcale nie była dla mnie najprzyjemniejsza.
Hyou spojrzała na mnie jakaś taka… zmartwiona? W pewnym momencie jakby dostrzegła, że coś jest nie tak, a ja jestem jakiś taki bardziej nerwowy niż zwykle. No tak, bo ich Leo, którego znali był oazą spokoju, po prostu najspokojniejszy człowiek w całym Rimear, który jak się złościł to był znak, że dzieje się coś niedobrego. Wyszli z takim spokojem, w ciszy… normalnie ich nie poznaję. Pierwszy szedł mój brat, zaraz za nim Raphael, a na końcu Hyou, która jeszcze nim wyszła: stanęła w drzwiach by obejrzeć się za siebie i spojrzeć w moja stronę. Teraz nie mogłem nic wyczytać z jej twarzy, była taka …. pozbawiona uczuć, jeżeli tak to można nazwać. I teraz takie: o co jej chodzi? Mógłbym zadawać sobie w kółko to samo, jedno pytanie, ale jakoś na razie nie miałem ochoty myśleć o czymkolwiek innym niż…
***

Sen ponownie znużył mnie równie szybko jak co dzień. Czy to było coś dobrego… myślę, że z jednej strony tak, a z drugiej zastanawiałbym się nad tym głębiej. Sny jakie nawiedzały mnie w nocy, podczas snu były czasem tak straszne, że niemal budziłem się z płaczem, zupełnie tak samo jak małe, wystraszone dziecko. Jak widać serum, które usuwa wspomnienia, ma również swoje ciemne strony i skutki uboczne, które jakimś dziwnym trafem uaktywniły się właśnie u mnie. To trzeba mieć zajebiste szczęście, żeby być tym jednym Projektem na kilka tysięcy i mieć te efekty uboczne.  Tym razem sen nie był tylko wyobrażeniem sobie czegoś pięknego, nie był przekazem ani wizją. Tym razem śniło mi się coś co już miało miejsce, a ja usilnie starałem się o tym kiedyś zapomnieć, serum mi w tym pomogło, ale jak widać to wspomnienie jest taki silne, że nie chce mnie opuścić nie ważne jaką cenę trzeba za to zapłacić. Otaczały mnie białe, wąskie ściany, a po ich bokach poustawiane były rzędy niebieskich krzeseł. Zapach lekarstw oraz środków dezynfekujących tak bardzo drażnił moje nozdrza, że niemal natychmiast zrobiło mi się słabo. Szpital? No naprawdę przyjemne wspomnienie, ale tak naprawdę nie oszukujmy się… na co ja liczę? Że będą mi się śniły kwiatki, motylki i piękne krajobrazy? (piękne kobiety, hihi~). Nie masz na co liczyć Leo, pogódź się ze swoim losem. Ruszyłem powolnym krokiem wzdłuż korytarza, a co najdziwniejsze… wszystkie sale szpitalne były pozamykane na klucz. Nie wiem czy były puste czy po prostu ktoś chciał bym wszedł w te jedne, niezamknięte drzwi, które teraz znajdowały się na samym szarym końcu. Człapałem do nich bardzo powoli zważając na każdy chociażby najmniejszy szczegół, który był w stanie odwrócić moją uwagę. Było tam tak cicho, że wprawiało mnie w to w bardzo dziwny nastrój, niepokój. W momencie kiedy stanąłem w drzwiach pomieszczenia: osłupiałem. Moje nogi stanęły w miejscu lekko się trzęsąc, a ciało kompletnie przestało mnie słuchać. Na szpitalnym łóżku, przykryta tylko cienką, biała kołdrą, leżała dziewczyna. Przypięta była pod różnego rodzaju maszyny, które utrzymywały jej czynności życiowe. Moje nogi zaczęły mnie słuchać dopiero po 10 minutach tępego wpatrywania się w oddychające oblicze drobnej kobietki. Wystarczyło kilka większych kroków, bym znalazł się tuż obok jej łóżka, a spoglądając na nią z góry widziałem spokojną twarz, zamknięte oczy i lekko rozchylone usta ukryte za przeźroczysta maską tlenową.
-Yu...ki…. - szepnąłem cicho lecz mój głos był w tym momencie tak zduszony, że niemal przypominał skrzek jakiegoś ptaka. Osunąłem się na kolana opierając dwie blade dłonie o metalową ramę, po czym moja głowa również pochyliła się, a czoło zetknęło się z miękkim materacem. Nie wiem dlaczego, ale po kilku dłuższych chwilach poczułem jak łózko przestało drgać. Płytki oddech, który jeszcze przed chwilą był słyszalny, teraz zamilkł, a ja gwałtownie poderwałem swoja głowę patrząc zdziwionym wzrokiem na znieruchomiałe ciało. No tak, to pokazuje ułamek z mojego życia, którego w żaden sposób nie potrafiłem wymazać. Płacz lament jakie mi wtedy towarzyszyły nie były w stanie jednak odwzorować się tak dobrze w moim śnie, dlatego jedyne na co się zdobyłem to kilka gorzkich łez spływających powolnie po moich policzkach…
***
Aksamitny, kobiecy głos przeszył mój umysł do tego stopnia, ze natychmiast oprzytomniałem i bardzo szybko zerwałem się do pozycji siedzącej. Bylem przestraszny jak mały, niewinny szczeniak. Siedziałem tak nie mogąc nawet wyrównać swojego szalonego oddechu, po policzku nadal spływały mi leniwie dwie łzy.
-Leo! - siedząca na mnie biało włosa ślicznotka wręcz chyba zamierzała uderzyć mnie w twarz, bo tak się wystraszyła mojej nagłej reakcji i płaczu. Na całe szczęście w porę zatrzymałem jej małą dłoń, która już miała zetknąć się z moim policzkiem. - Kretynie, nie strasz mnie tak! - krzyknęła znowu łapiąc mnie obiema łapkami za kołnierzyk czarnej koszuli. Zgięła się w pół i oparła swoje czoło o mój tors jeszcze bardziej zaciskając ręce. Ja nawet nie byłem w stanie jej teraz odpowiedzieć, byłem w szoku, jakby wyprany ze wszystkich uczuć, chwilowo nie czułem nic. Podniosła się dopiero po dłużej chwili, by wytrzeć moje policzki spojrzeć mi głęboko w fiołkowe oczy.
- Mówiłeś jej imię, śniła ci się? - kiedy o to zapytała… miałem ochotę naprawdę wybuchnąć płaczem, jednak… ja również posiadam nieugiętą męską dumę, nie chciałem płakać przed kobieta, która mnie szanuje i pokłada we mnie jakieś nadzieje. - Leo, słuchasz mnie? - zapytała ponownie kiedy kompletnie nie udzieliłem jej żadnej odpowiedzi. Podniosłem jedynie głowę, a kiedy dziewczyna zorientowała się, że jesteśmy wystarczająco blisko (nasze nosy praktycznie się stykały), zarumieniła się i jakby lekko uspokoiła? Ujęła moją twarz w dłonie odgarniając na bok czarne, niesforne włosy, które usilnie próbowały zakryć moje jedno, fiołkowe oczko. Ah kobieto nie rób tak…
https://s-media-cache-ak0.pinimg.com/564x/e7/7f/d6/e77fd625132decfd3a75f8e03e344769.jpgDryyń – zadzwonił dzwonek w momencie kiedy Hyou nachyliła się nade mną i jak mniemam.. zamierzała mnie pocałować. Kto znowu zakłóca mój spokój, czy ja powinienem wywiesić na swoich drzwiach tabliczkę: „Nie przeszkadzać”? Mimo tego, że prawie odpłynąłem i dałem się ponieść chwili to jednak szybko spojrzałem w kierunku drzwi. Westchnąłem ciężko wiedząc, ze taka okazja na pewno nie zdarzy się innym razem.. STOP! Leo o czym ty myślisz, przecież ty ją traktujesz ja swoją siostrę!

Złotooka sama zrozumiała, że czas zejść z moich kolan, bo przecież muszę zobaczyć kto przyszedł, a więc tak tez zrobiła. Już wstawałem z łóżka, byłem właściwie na nogach kiedy to Hyou złapała mnie za koszulkę, pociągnęła i szepnęła ciche: Leo… nie idź.
Wtedy jakby coś we mnie pękło, nie chciałem już nawet iść otwierać tych cholernych drzwi. Zmrużyłem lekko oczy wypuszczając powietrze z ust, a następnie tym razem to moje dłonie spoczęły na policzkach towarzyszki.
-Nie idę… - mruknąłem cicho zanim całkowicie złączyłem nasze wargi. Na początku tylko je musnąłem, ale kiedy poczułem jak język dziewczyny powolutku wsuwa się do moich ust, odwzajemniłem to lekko rozchylając wargi.

( Hyou? Jak zaregujesz? )

Od Enzo - Do Sory

Nowy dzień, nowe wyzwania. Wyskoczyłem z łóżka, jak z procy i w podskokach udałem się do kuchni. Z rozmachem otworzyłem lodówkę, w której jak zwykle świeciło pustkami. To nie tak, że zaniedbywałem zakupy. Nie. To był mój sposób na zajęcie poranka. Szybciutko ubrałem się w bordowy sweter i czarne spodnie, naciągnąłem na gołe stopy czarne trampki i wybiegłem z domu. Po drodze do spożywczaka napotkałem jakąś promocję w całkiem miło wyglądającym barze i w ten sposób zaliczyłem śniadanie na mieście. Świetnie, nie będę tracił zbyt dużo czasu na jedzenie. Sprężystym krokiem powracałem do domu. Przy drodze zauważyłem słup z ogłoszeniami. Przejrzałem wszystkie oferty i innego rodzaju bzdury. Niewiele mi to dało. Wyjątkowo mało przydatnych informacji. Ale parę faktów warto zapamiętać, jak chociażby to, że niedługo w pobliżu ma się odbyć jakaś impreza. Może się wbiorę ? Kto wie, co będę miał wtedy do roboty... Wróciłem do domu i miałem właśnie zabrać się za przećwiczenie nowej piosenki na perkusji, kiedy odezwał się dzwonek oznajmiający gościa. Oho ! Kto mnie poszukuje ? Otworzyłem drzwi i moim oczom ukazał się niski, rudy facecik w okularach.
-Witam pana, panie Enzo Daquin! – Wyciągnął niepewnie rękę w moją stronę.
-Eee… Dobry! – Zlustrowałem go od stóp do rudej głowy. Jakiś doktorek, czy jak?
-Przybyłem tutaj, by poinformować pana o konieczności odwiedzenia biura głównego kierownika Ośrodka. – Powiedział z pełną powagą i poprawił nerwowo okulary.
-A przepraszam w jakiej to sprawie? – Zdziwiłem się mocno, bo nawet nie wiedziałem, że ktoś taki tutaj jest, mimo że dość długo już tu przebywałem.
-Musi pan odbyć rozmowę kontrolną po pobycie w Ośrodku trwającym rok. W dodatku dostanie pan pełen raport i wyniki najważniejszych wyników ze szczególnym ich omówieniem. –Ten śmieszny człowieczek był bardzo dziwny, ale to co mówił miało jeszcze mniejszy sens niż on sam.
-No dobrze… Ale gdzie niby znajduje się to biuro? – Przekrzywiłem głowę w zdziwieniu.
-W samym centrum Ośrodka Badawczego. – Kiwnął głową, jakby przekonywał sam siebie. – Niech pan natychmiast się tam uda. – Powiedział to i sobie poszedł. Ot, tak po prostu i już go nie było. No nic, trzeba tam iść. Gdziekolwiek to jest. Udałem się w tą podróż w nieznane. Po co mi to w ogóle? Nie mam pojęcia, ale ten Ośrodek zawsze zaskakiwał dziwnymi badaniami, treningami i innego rodzaju duperelami. Mniej więcej wiedziałem, gdzie znajdował się ten Ośrodek Badawczy, więc ruszyłem w znanym mi kierunku. Kiedy byłem już blisko tego olbrzymiego kompleksu budynków, na swej drodze napotkałem jakąś skromnie ubraną, białowłosą damę. Może ona słyszała coś o tym biurze?
-Przepraszam, wiesz może gdzie znajduje się biuro głównego kierownika tego przybytku? – Zatoczyłem koło ręką. Dziewczyna spojrzała na mnie oczami bez wyrazu. Dziwne trochę, ale każdy ma swój sposób.
-Tak. – Odparła krótko i powoli ruszyła przed siebie, totalnie mnie zlewając.
-Poczekaj moment! – Dorównałem jej kroku. Ona znowu ścięła mnie tym zimnym spojrzeniem. – Mogłabyś mi wskazać drogę?
-Chodź za mną, też się tam wybieram. – Odrzekła sucho. Wydawała się wyprana z emocji.
-Dobrze, dziękuję. – Uśmiechnąłem się do niej. Dreptałem za nią parę kroków. Nie wyglądała na chętną do rozmowy, więc po prostu za nią szedłem. Przed nami znajdowała się niewielka rzeczka, przez którą prowadził stary, drewniany most. Dziewczyna przede mną przyspieszyła kroku i bardzo gwałtownie próbowała przedostać się na drugą stronę, jednak nie zauważyła olbrzymiej dziury, która znajdowała się pomiędzy spróchniałymi deskami. Wpadła do wody. Podbiegłem do mostu, by zbadać czy da sobie radę z wydostaniem się na brzeg. Jednak nie widać było nawet białego kosmyka jej włosów w wolno płynącej rzece. Czyżby nie potrafiła pływać? Zerwałem z siebie sweter i wskoczyłem do chłodnej wody. Natychmiast ją zauważyłem. Unosiła się bezradnie w toni wodnej. Chwyciłem ją za rękę i wyciągnąłem na powierzchnię rzeki. Głośno zaczerpnęła powietrza. Dopłynąłem z nią do brzegu i pomogłem wyjść na suchy ląd. Usiadła na trawie.
-Ej, nic ci nie jest? Czemu nie zauważyłaś tej dziury? – Spytałem się, jednocześnie badawczo się jej przyglądając.
[Sora?]