piątek, 16 września 2016

[Team 1] Od Lee - C.D Azusy

   Od początku podróży do tego zrujnowanego domku, w moim głowie dudniło tylko jedno pytanie, które – mimo że Azusa niemal wymruczał pod nosem – słyszałem dosyć dobrze. A jego treść to mniej więcej: dlaczego nie zrobili ze mnie Sigmy, skoro możliwe, że mam takie same predyspozycje do tego jak mój brat? W sumie myślenie nad tym wyeliminowało mnie z gry na parę dobrych chwil, przez co ledwo zdołałem usłyszeć kolejne pytanie.
   – Dobra to może Kondon do odpowiedzi. – Mówiąc to, zachowywał się dokładnie jak, taka nauczycielka matmy, która powołuje do tablicy najgorszego ucznia. Miał przed sobą nieco starsze osobniki, ale no nie będę czepiał się szczegółów. – Ekhem… jesteś skrytobójcą to może masz jakiś plan, hmm?
   Na początku spojrzałem na niego, marszcząc brwi w zastanowieniu, a po dosłownie chwili westchnąłem. W powietrzu zdążyła zawisnąć cała chmura mojego zmieszania. Miałem od groma pytań, ale nie było czasu, by na wszystkie odpowiadać. Jedno mogę powiedzieć: myślenie nad planem to w chwili obecnej ostatnie, na co miałbym ochotę, ale co… to w końcu nasz drogi Kapitan, więc wypadałoby to jakoś omówić. Mimo że zdołałem odkryć jego lekkie podejście do życia, to nie mogłem odpędzić od siebie myśli, że jest on jednocześnie najbardziej ogarniętą i doświadczoną osobą tutaj, bez względu na to, czy jest Thetą, czy też nie. Już pominę moje refleksje na temat zwrotów, takich jak „Kwiatuszki” i… „Kondonek”. Tak, to drugie zdecydowanie było kierowane do mnie, ale jednak odnalezienie powodu wydawało się być dalekim celem.
   – Plan… – zawtórowałem, próbując złączyć w głowie wszystkie części układanki.
   – Plan, plan, kondonku. – Kolega o miętowych włosach ponownie wlepił we mnie swoje rubinowe oczy. – Dobra, widzę, że póki co, nic z tego nie będzie. – Zaczął krążyć po pomieszczeniu, a wtedy uprzejmie postanowiłem zabrać głos i przerwać tą posępną ciszę.
   – Wybaczcie, na razie trudno jest mi się oswoić z tą sytuacją. Mamy się zabijać?
   – Skądże, czarnuchu. Okaleczać. – Poprawił mnie Kapitan, a ja nie mając żadnego pomysłu na dalszą podróż, spojrzałem na jedyną dziewczynę w naszym Teamie. Siedziała jakieś parę metrów od nas, nie odezwała się nawet na sekundę. Jedynie podnosiła wzrok co kilka chwil, by potem znowu wbić go w podłoże. Z pewnością mogłem stwierdzić, że uważnie nas słucha i w swojej głowie wyrabia sobie własną opinię na te tematy, które poruszyliśmy. A tak poza tym… współczułem jej. Wyglądała mi na bezbronną czternastolatkę, i ciągle trzymałem się tego, że nie powinna się tu znaleźć. No, ale mogę się oczywiście mylić… Cicha woda brzegi rwie. Być może ta drobna istotka zaszczyci nas czymś ciekawym. W sumie to już w czasie, gdy prezentowała przed Azusą swoją Arcanę, pomyślałem sobie, że może się przydać, a o sobie to nawet nie mówię, bo mogę okazać się zupełnie bezużyteczny… Moje umiejętności są trudne do wykorzystania, szczególnie w bitwach, gdzie uczestniczy więcej niż jedna osoba. W czasie takich konfrontacji muszę być ściśle ubezpieczany. Nawet, gdy ucieczkę mam dosyć opanowaną, to nikt z nas do końca nie wie, czego ma się spodziewać po innych Team’ach.
   – Hmm… może zacznijmy ich szukać czy coś? Jeśli obierzemy taktykę ukrywania się i mijania, czyli taką, jaką zapewne wybrali inni, to prędzej Naho się odezwie, niż ktokolwiek zrobi krok.
   – Wiemy coś o innych grupach? – I tak oto całkiem porządny głosik wydobył się z tego małego ciałka. Odezwała się!
   – No to jesteśmy coraz bliżej konfrontacji… – Zetknąłem swoją otwartą dłoń z policzkiem, a mój ton całkiem zmienił barwę na z lekka dramatyczną. W tym samym czasie zmarszczyłem brwi, teatralnie wyrażając swoje zaniepokojenie, które naturalnie nie było takie prawdziwe. Jeszcze.
   – Oczywiście, że coś wiem. – Wystąpił Azusa, a ja od razu usnułem teorię, czy może chłopak jest nieco narcystyczny. – Ale co to za zabawa, gdybym wszystko na ich temat powiedział? Żadne z was nie zdobędzie doświadczenia. – Wytłumaczył wprost. Od razu było widać, że nie zamierza ułatwiać nam sprawy w żadnym stopniu.
   – Czyli mamy ucierpieć, żeby się dowiedzieć? – Zapytałem, a odpowiedź wprawdzie okazała się dość oczywista.
   – Całkiem szybko łapiesz, Kondonku – zachichotał pod nosem, a niespodziewanie jednym, dzikim ruchem przeskoczył w stronę wyjścia.
   – Nie znam go, ale domyślam się, że na tej bitwie będą niezłe jaja, zanim do czegoś dojdzie… – Założyłem ręce na klatkę piersiową i zwróciłem się do Naho, stojącej nieopodal mnie. Sam dźwignąłem się na nogi z jakiegoś dziwnego siedzenia, i oboje próbowaliśmy nadążyć za naszym ciekawym Kapitanem.
   – Może i trafne przeczucie… – Ponownie się odezwała. Wow, to jest jakiś dzień cudów. Chociaż w sumie to ja jej prawie nie znam, a żyję z pozorów. – ...Ale chyba nie powinno być tak źle?
   Spojrzałem na nią lekko zdziwiony, a może nawet na mojej twarzy malowało się wtedy niedowierzanie.
   – Dziewczyno, mamy szczęście, że ten gość jest bardziej ogarnięty niż myśleliśmy. Zresztą my też musimy się przyłożyć. Taki teamwork – rzekłem spokojnie.
   – Przestańcie mnie obgadywać jaki to jestem zajebisty, i tutaj przyjdźcie. – Zawołał Azusa. Znajdował się najwyraźniej na zewnątrz, dlatego jego głos był ledwo słyszalny. Nie mogłem stwierdzić, czy na pewno zrozumiałem wszystko, co powiedział, ale z pewnością coś znalazł.
   Azusa nie stał w ukryciu, jak się tego spodziewałem. Widocznie ktoś dostrzeżony przez rubinowe oczy nie był w stanie nas namierzyć. Chociaż nie byłem przekonany, czy to na pewno któryś z pozostałych Team’ów. Gdy w końcu wyszedłem ze zrujnowanego domku, mogłem ujrzeć ciężkie i granatowe chmury rozciągające się dokładnie nad nami, pośród wielkich wieżowców. Gdzieniegdzie, w oddali, na ziemię runęły poszarpane smugi białego światła. Dla mnie i Naho to były tylko ostrzeżenia przed nadchodzącymi wyładowaniami, ale nie wiedziałem jakiej reakcji miałem się spodziewać po Azusie, który – być może – dostrzegł kogoś, kogo my jeszcze nie zdążyliśmy zauważyć. Albo to naprawdę nikt.
   – Mam nadzieję, że skoro twoja Arcana jest związana z elektrycznością i w ogóle… to nad tymi cholernymi pieruńskami też będziesz potrafił zapanować. – Odezwałem się widząc, jak dużo absurdu przeplatanego z nadzieją mieści się w moich słowach.

(No to może Naho?)

[Team 2] Od Andree - Do Kaito

Pierwszym co poczułem zaraz po przebudzeniu się ze stanu przypominającego sen były okropne zawroty głowy i rozmazany obraz. Zahwiałem się niebezpieczne, uprzednio mrugając kilkakrotnie, by odzyskać wzrok i ujrzeć miejsce, w którym się znajdowaliśmy. Ogromny gmach zawalającego się budynku rzucał rozległy cień na teren gdzie aktualnie się znajdowałem. Wygląda na to, że słońce zaczynało już zachodzić, a przynajmniej odniosiłem dziwne wrażenie, iż tutaj czas działa wolniej bądź całkiem się zatrzymał. Spojrzałem na swoje ubranie - niby wszystko w porządku, lecz to jak bardzo pomięta była moja nowa szata, obudziło we mnie nieznośny nawyk: zacząłem poprawiać włosy, cylinder, kołnierz i wszystko pokolei, będąc święcie przekonanym, że mój nieskazitelny ład właśnie został zakłócony. Z tego powodu nie zauważyłem jak podchodzi do mnie o wiele wyższy chłopak, po czym widząc mnie, zanosi się śmiechem.
- Już wystarczy, tak też wyglądasz dobrze. - poklepał mnie po ramieniu, niszcząc to co przed chwilą udało się poprawić.
Zdążyłem mu się przyglądnąć przez te parę krótkich sekund: szkarłatne ślepia i wręcz rażąco jasne włosy, a na twarzy wieczny, szarmancki uśmieszek. Przypominał mi takiego cwaniaczka albo osobnika za wszelką cenę starającego się być zabawnym w każdej sytuacji. Czym prędzej strzepnąłem jego zapewne brudną dłoń z siebie, przy okazji otrzepując owe miejsce z niewidzialnego kurzu.
- Widzę, że naukowcy lubią się nade mną pastwić, na przykład przysłali mi ciebie. - tym razem to ja wykrzywiłem usta w słabym uśmiechu - Zastanawiam się tylko gdzie wcięło mojego kompana. - to dodałem już ciszej, spojrzeniem zamiatając okolicę i wypatrując jakiegokolwiek człowieka na widocznym horyzoncie. Mimowolnie westchnąłem cicho, gdy dziwne uczucie ścisnęło moje serce.
- Co się dzieje? Gdzie... ja jestem? - słaby, nieznajomy głos zmusił naszą dwójkę do odwrócenia głów.
Zza ściany wyłoniła się chłopięca postać, a cień ją okalający nadawał śnieżnobiałym skrzydłom brudnej szarości. Przez chwilę odniosłem wrażenie, że mam zwidy i widzę anioła, ale potem zrozumiałem, że to tylko kolejny chłopaczek i co gorsza, należący do mojej drużyny.
- No dobra... jeżeli jest tutaj ktoś jeszcze to proszę powychodzić zewsząd, albowiem nie mamy na to całego dnia. Najlepiej ustawcie się w szeregu, żebym mógł was lepiej widzieć. - machnąłem niedbale ręką w kierunku nieznajomka numer jeden.
- No nie gadaj, że on będzie naszym kapitanem... - szepnął do Bożydara, który zdawał się nawet nie rozumieć jak i dlaczego się tutaj znajduje.
- Nie jestem głuchy. - podszedłem do niego, tykając palcem w pierś, pomijając to, że moje oczy znajdowały się na wysokości jego brody - Jak się nazywasz?
- Enzo Daquin. Ale co to ma do...
- Ja tu jestem od zadawania pytań. - mało mnie obchodziło co chciał powiedzieć, po prostu się odwróciłem, obracając pierścień na serdecznym palcu - Musicie wiedzieć, że to żadna zabawa i sprawa jest poważna. A ja jestem tutaj od tego, żeby was niańczyć i bronić przed czymś co wam się nawet nie śniło, tak więc ruszcie odbyt i skupcie się.
- Kaito Hamilton. - pan numer dwa jakby dopiero teraz oprzytomniał i przyglądając mi się, wyprostował się nieco, machnąwszy skrzydłami.
- Może ty też zdradzisz nam swoje imię, zamiast bezmyślnie dyktować kolejne rozkazy.
Coś czułem, że z Enzo w życiu się nie dogadam oraz miał okropnego pecha trafiając wlaśnie do tego Team'u. Już mu współczułem.
- Zwracajcie się do mnie po prostu Andree. Pytajcie, ale tylko, jeżeli będzie to śmiertlenie ważne, bo nie mam zamiaru niszczyć sobie głosu na zaspokajanie waszej ciekawości. A teraz lepiej ruszajmy, członkowie innych drużyn mogli zdążyć się już ocknąć. - stuknąłem utworzoną wcześniej metalową laską o jeden z kamieni, przez co wydała ona z siebie charakterystyczny dźwięk. - znajdźmy jakieś dogodne miejsce na obserwacje, a później pomyślimy nad kryjówką.
Mogli być wszędzie, a ja chociaż z natury byłem raczej oschły dla nowo poznanych osób, nie chciałem stracić żadnego ze swoich.  Zdążyłem się mniej więcej zorientować gdzie jesteśmy - stare, opuszczone miasto, trochę przypominające scenerie żywcem wyrwaną z filmach o zombie, z tą różnicą, że brakowało trupów.
- Proponuję iść w tamtą stronę. - Kai wskazał kierunek przeciwny co do tego jaki ustaliłem. Śmiał podważać moje zdanie? Nie tolerowałem tego...
- Dlaczego właśnie taklm? Co ci nie pasuje w tym?
- Wydaje mi się, że idąc tam gdzie mówię,  niemal napewno kogoś spoktamy. - mówiąc to nie patrzył na mnie, a błądził wzrokiem gdzieś w górze, jego źrenice poruszały się szybko i niespokojnie.
Zacząłem się obawiać, iż nie mam do czynienia z osobą do końca zdrową, jednakże gdzieś głęboko wewnątrz czułem, że może powinienem posłuchać. Ale jakim cudem... a zresztą.
- No dobra, niech stracę. Będzie nam się łatwiej pracowało, jeśli was trochę poznam, niekoniecznie od tej dobrej strony.
- Nareszcie zaczynasz gadać jak człowiek, być może nie jesteś takim gburem za jakiego cię miałem. – ta szczerość mnie dobiła, dziękuje ci Enzo. – W ogóle to widziałeś jakie cudeńka dla nas zostawili tam gdzie leżeliśmy? – mówiąc to pokazał mi całkiem ciekawy pistolet wręcz wysadzony diodkami i prawdopodobnie ze wskaźnikiem laserowym.
Nie zrobiło to na mnie wrażenia, ponieważ sam potrafiłem taki wytworzyć.
Bardziej zastanawiała mnie istotniejsza rzecz – ich Arcany i to jakie są. Zapytałem więc wprost czym mogą się pochwalić.
- Moja Arcana związana jest z wodą. Potrafię wytworzyć z niej broń i potężną falę, więc jak będzie cię suszyło po walce to zapraszam. Potrafię też leczyć. – gdy to powiedział, zwłaszcza ostatnią kwestię, kiwnąłem z uznaniem głową, po czym skierowałem wzrok na tajemniczego jegomościa, którego swoją drogą nie potrafiłem go rozgryźć. Po prostu stał i sprawiał wrażenie zagubionego. Nie miałem pojęcia co może w sobie kryć tak dziwna osoba.

- A ty, Kaito? Co ty potrafisz?

<Kaito, ziemia do Ciebie!>

[Team 1] Od Azusy - Do Lee

Jedyne co w danej chwili słyszałem to okropny szum i pisk, co najmniej taki jakby gdzieś niedaleko mnie wybuchł granat i skutecznie mnie ogłuszył. Jasne było dla mnie, że to początek bitwy grupowej, której z takim wielkim „zniecierpliwieniem” wszyscy wyczekiwali. Dobra kogo ja oszukuje, tak naprawdę nikt nie chciał tu być, ale biorąc pod uwagę to, że żadna naturalna Arcana nie była w stanie prowadzić czynnego ataku można rzec, że tego typu treningi były bardzo przydatne. Leżeliśmy wszyscy na jakimś pustkowiu, gdzie stały tylko ogromne wierze, aczkolwiek wszystko wydawało się strasznie opustoszałe. To pewnie dlatego, że jest to świat wykreowany specjalnie pod nas, a tak naprawdę nic takiego tutaj nie stoi i cały ten krajobraz zniknie gdy tylko zakończy się rozgrywka. Przetarłem rubinowe oczka by teraz nieco oszacować co tu się właściwie dzieje. Z tego co zauważyłem to moje Armillam* nie było aktywne co oznaczać mogło, że Andree nie ma w pobliżu, a my „niańczymy” osobne Teamy. Co za debil rozdziela Thety na czas walki powiedzcie mi, bo ja chyba jestem na to za głupi.
- Boże widzisz, a nie grzmisz. - mruknąłem sam do siebie siadając sobie na zimnej ziemi… podłodze (?)…. nie mam pojęcia co to jest ale wyglądem przypomina jakiś beton, albo coś o równie zwięzłej konstrukcji. W tym momencie zorientowałem się, że nasze Teamy są trzyosobowe.
-Co tu się… - czarnowłosy chłopak również poniósł swoje cztery litery, ale chyba geniusz zapomniał, że po śnie (?), abo byciu nieprzytomnym, nie wolno tak od razu wstawać, bo skończy się ponownym bardzo bolesnym spotkaniem z podłożem. 3…2….1 o i gleba! No wiedziałem, he he. W międzyczasie to ja już stałem na nogach, bo swoje już odczekałem i czym prędzej podszedłem do tego kucyka z kiteczką na środku głowy. Podałem mu rękę, ale gdy ten zamierzał już skorzystać z mojej pomocy ja szybko ukucnąłem koło niego i zbliżyłem się. Dokładnie mu się przyjrzałem z lewej, z prawej strony, od dołu i od góry.
-Ej! Ziomek! To ty jesteś tym lateksowym kondonkiem, który szukał Vasquez'a! - olśniło mnie normalnie. Dotknąłem palcem wskazującym jego nosa w ten sposób, ze mój towarzysz wolniej kumający zrobił zeza. - Nie spokojnie ja ci nie będę kazał wciskać się w takie seksowne ciuszki. - zerwałem się na równe nogi i pomachałem do niego rączką. Jak się okazało leżała tam jeszcze dziewczyna, której już pomogłem wstać. No przecież muszę się zachowywać jak prawdziwy jednorożec mężczyzna! Wszystkich ładnie poustawiałem w rządku… ekhem wszystkich to znaczy dwie osoby znaczy się. Zerknąłem na zegarek mieszczący się na moim prawym nadgarstku i z małego ekraniku wyczytałem wszystkie potrzebne mi informacje, czyli fakt, że jestem kapitanem, a moja grupa oznaczana jest jako pierwsza na liście. Cudownie. Marzyłem o takiej robocie! To jest coś w rodzaju pani przedszkolanki, Azusa musisz być idealną panią nianią.
-Co ja miałem… ah ta! - kolejne olśnienie- Zdajecie sobie sprawę, że jesteście w sumie tutaj tylko po to żeby się nawzajem powybijać?
-W sumie to ty jesteś tutaj z nami. Chyba masz dopilnować by nic nam się nie stało, co nie? - ah tego czarnucha trzeba będzie troszkę przytemperować, a będzie chodził jak szwajcarski zegarek.
-Ej Kondon. Jak chciałeś tym zabłysnąć, to trzeba było się brokatem obsypać. Ja mam was nauczyć jak sobie radzić w takich sytuacjach i ewentualnie…. Jak szybko spierdalać kiedy będzie taka potrzeba. - usiadłem sobie naprzeciwko nich na jakimś dużym kamieniu, a mój wzrok padł na dużo niższa ode mnie panienkę. Całkiem ładniutka i wolałbym by jej twarz nie musiała ucierpieć na tej Bitwie.
-W takim razie jesteśmy tutaj po to by nauczyć się.. walczyć? - zapytała przekrzywiając swoją główkę, na co ja zrobiłem dokładnie to samo. Normalnie jak pies, jeszcze Azuska klapnij uszko.
-Ano mniej więcej i powiem wam, że lepiej będzie jeżeli nie będziecie spuszczać mnie z oka. W bitwie biorą udział też dwie inne Sigmy i moja bliźniacza Theta. Nie znam ich wszystkich umiejętności więc może być nieciekawie. Starajcie się unikać z nimi kontaktu, bo ciężko mi będzie uratować wasze tyłki. - powiedziałem już nieco spokojniej niż wcześniej, bo moją głowę zaprzątała teraz całkiem inna rzecz. Mianowicie jak my tutaj mamy ułożyć jakąkolwiek strategie skoro jesteśmy na jakimś beznadziejnym pustkowiu, a jednak nikogo ani widu, ani słychu. - No dobra …. może najpierw zacznę od tego, że jestem Thetą na 5 randze z Arkaną elektryczności… - w tym momencie podniosłem jedną dłoń na wysokość mojej klatki piersiowej, a z jej wnętrza wydobył się mały, niczemu nie zagrażający piorun. Możecie zwracać się do mnie Azusa, Alvaro… jak tam wam się podoba… a wy hefalumpy? Zaprezentujcie mi swoje umiejętności, żebym od razu wiedział, że jesteśmy na straconej pozycji.
Chwile im zajęło prezentowanie swoich umiejętności, a ja już z tego miejsca mogłem powiedzieć, ze wszystkie te Arcany będą potrzebować ostrego treningu jeśli chcą coś z nich zrobić. Ich Arcany były nawet lepsze niż się spodziewałem, tylko teraz jak ich rozmieścić by nie zepsuć akcji już na samym początku? Zmierzwiłem delikatnie miętowe włosy na momencik przymykając oczka. No popatrzcie ja tez potrafię myśleć…
RaffleAdopts(CLOSED) by Rofeal-Ej Vreinh. Leo to twój brat? - nie żebym totalnie olał dziewczynę nam towarzyszącą, ale skoro nie wyrywa się do zabrania głosu to co się będę przejmował. Na moje pytanie Kondon zareagował tylko lekkim skinieniem głowy, miałem wrażenie, że oni oboje są przerażeni faktem, iż będą musieli walczyć ze swoimi towarzyszami. - Dlaczego nie zrobili z ciebie Sigmy skoro prawdopodobnie masz takie same predyspozycje jak Leoś? - w sumie zapytałem sam siebie, nie oczekując żadnej konkretnej odpowiedzi. Wzruszyłem ramionami ruszając powolutku do jednego z niższych budynków. - Nie ważne. Ruszajcie się kwiatuszki, bo na razie nie wpadłem na żaden konkretny pomysł jak pozbyć się pozostałych Team'ów…


Tak jak powiedziałem tak też zrobiliśmy, czyli schowaliśmy się w tym w połowie zburzonym domku. Prawdopodobnie naukowcy przewidzieli mój ruch i specjalnie podłożyli łuk, który miał nam ułatwić zadanie. Nie pytając nawet o zdanie przydzieliłem ten zbędny ekwipunek naszemu drobnemu pączusiowi (czytajcie: Naho).
-Dobra to może Kondon do odpowiedzi- wczułem się w rolę pani przedszkolanki -Ekhem.. jesteś skrytobójcą to może masz jakiś plan, hmm?

( Lee ? )

*Armillam - Thety posiadają coś w rodzaju bransolety na nadgarstku, która jest tak jakby połączeniem dwóch osób (dwóch bliźniaczych Thet). Aktywuje się gdy jednej z Thet stanie się krzywda, lub gdy łączą swoje ataki, a także reaguje na obecność tamtej drugiej osoby. 

[Team 3] Od Hyou

Ta sama, nieustająca w głowie pustka. Wydawała się być otchłanią, która faluje i wysysa z mojego ciała wszystkie czynniki potrzebne do życia. Akurat w tym momencie zabrakło mi energii, by otworzyć oczy. Zaciskałam powieki, pokazując pewnego rodzaju strach przed tym, co zobaczę, lecz to tylko tak wyglądało. W międzyczasie próbowałam wykrzesać siłę, by odnaleźć się wokół wirującej rzeczywistości, która z nagła była bardzo niezrozumiała. Moja skrajnie wyczerpana świadomość ledwo zarejestrowała piekącą w głowie falę bólu. Mimo że nie otwierałam oczu, dostrzegałam migające smugi białego światła. Wyciągnęłam ręce do przodu, w pewnym stopniu chcąc odgadnąć, co jest przede mną. Aż nagle zetknęły się z gładką, niezwykle chłodną powierzchnią. Szybko odnalazłam powód, dla którego nie mogłam wykonywać większych ruchów: po zmuszeniu się do otwarcia oczu, zobaczyłam kapsułę. I to o nią opierałam dłonie. Zwyczajnie byłam w niej zamknięta. O dziwo, otworzyła się bez większych oporów. Gdy znalazłam się poza szybą, starałam się opanować dziwne uczucie odrętwienia i ogłupienia, przygotowałam się także na ból stawów, ale po żadnych dolegliwościach ani śladu. Żadna część mojego ciała nie pobolewała, jak robiła to w kapsule. Wypełniona niezidentyfikowaną radością i euforią, nabrałam naprawdę dziwnych chęci na to, by przebierać nogami i przenosić góry. Bo zdawało mi się, że byłam w stanie. Te myśli przeszły jednak tak szybko, jak przyszły, a na ich miejsce wszyły się niepokój oraz przelotne poczucie niebezpieczeństwa. Wokół mnie znajdował się kwadratowy, duży pokój ze ścianami koloru matowego. Meble – mimo że nie udało mi się naliczyć ich dużej ilości – znacznie kontrastowały z wystrojem, bo były przynajmniej o kilka tonów jaśniejsze.
 … O czym ja w ogóle myślę? Z dupy znajduje się w dziwnym pomieszczeniu, do złudzenia przypominającym mi laboratorium, w którym prowadzono badania i testy nad ludźmi, a mnie naprawdę napadła wena, by przejmować się barwą ścian? Wracając: drugą połowę kwadratowej sali zajmowały dwie kopuły, trzy z moją. Jak gdybym miała to gdzieś zakodowane: szybko odwróciłam głowę w stronę pewnego rodzaju zegarka umieszczonego na moim nadgarstku. Był nie do ruszenia – to fakt, ale także migotała w nim informacja, którą zapewne naukowcy chcieli mi przekazać. Okazało się, iż jestem kapitanem trzeciej drużyny. No pięknie… czyli to oznacza, że spośród członków mojej drużyny jestem albo najodpowiedzialniejsza, albo najsilniejsza. Podsumowując: przegramy i to w wielkim stylu. Zanim jeszcze zaczęłam pobudzać do działania kolejne osoby, rozejrzałam się po pomieszczeniu, chcąc znaleźć różnego typu rzeczy, które mogą nam się przydać. Mimo że było to spore laboratorium, to na półkach ani na stołach nie było się nic, czym moglibyśmy się choćby skaleczyć. A zakończywszy monitorowanie: przerzuciłam spojrzenie na dwie osoby znajdujące się w identycznym położeniu, jak ja przed chwilką. Pierwsza była to fioletowo włosa dziewczyna, znałam ją. To Anjika. Natomiast chłopak był mi całkowicie nieznany, a oboje zmagali się z dziwnym bólem głowy i poczuciem odrętwienia.
   – Ruszać dupy! Musimy obić pozostałe teamy, zanim oni dorwą nas. Chyba, że chcemy przegrać walkowerem… – Uniosłam głos, śmiejąc się w odpowiedzi na reakcje obu członków mojego teamu. Okazało się, że głośność moich słów strasznie przytłoczyła te zwłoki i zapewne przyprawiła o kolejne bóle głowy. Spoko, przejdzie im!
   – Niestety jestem waszym kapitanem i musimy ze sobą ostro współpracować, jeśli chcemy “przeżyć”. – Specjalnie podkreśliłam ostatnie słowo, bo w sumie to nie chodziło o to, żeby się zabijać. Nic z tych rzeczy. Jednak spotkałam się z trochę nieodczytaną reakcją. Anjika uchyliła usta, ale nie udało jej się wydobyć z nich ani słowa, natomiast nieznany mi chłopak wydawał mi się bardzo, ale to bardzo nieufny i z góry założyłam, że zmuszenie go do współpracy będzie mnie trochę kosztowało. Ciągle utrzymywał na swojej twarzy ten sam niemiły wyraz twarzy, który wprawdzie wcale nie zagrzewał do boju.
   – Co to za miejsce? – Wyrwała się Anjika, wzrokiem monitorując pomieszczenie, w którym wszyscy byliśmy pozornie uwięzieni.
   – Wydaje mi się, że laboratorium… – Odkryłam Amerykę, a następnie wskazałam na najbliższe, stalowe drzwi, na których widniał niebieski, prostokątny i półprzezroczysty czujnik. Prawdopodobnie przykładając tam kod ze swojego zegarka, umożliwię nam przejście na drugą stronę.
   – Kim jesteś? – Nim zdecydowałam się na otworzenie drzwi, zwróciłam się w kierunku nieznanego chłopaka. Relacje w drużynie to połowa sukcesu, prawda? Jednak wcale nie zdziwiła mnie jego reakcja. Splótł ręce na klatce piersiowej i udawał, że nie słucha oraz go to nie dotyczy. No zajebiście trafiłam. Miałam ochotę zacisnąć pięści, tupać, i tym samym dać do zrozumienia, jak bardzo się niecierpliwię, ale ostatecznie udało mi się ujarzmić ten nagły napływ negatywnych emocji.
   – Hmm… może najpierw wyjdźmy? Tylko byśmy nie rzucali się w oczy, na miarę możliwości… – Anjika przerwała zaostrzającą się ciszę, nad którą stała toksyczna chmura pełna moich najbardziej kreatywnych przekleństw, a potem zaproponowała rzecz, którą wprawdzie chciałam zrobić już na początku, ale wiadomo, że bez jakiejkolwiek rozmowy to daleko nie zajedziemy. Komunikacja, ludzie, komunikacja! W dodatku powinniśmy znaleźć miejsce, w którym bez oporów przedstawimy swoje umiejętności.
    – Tak tak… – Zaczęłam chodzić po pomieszczeniu, a w którymś momencie w oczy rzuciła mi się plamka światła, przenikająca przez coś na podobieństwo… szaty? Bardziej przypominało prześcieradło, bo nie zdołałam zauważyć żadnych rękawów. A wracając do sedna: blask natychmiast mnie oślepił, a jednocześnie sprawił, że moja ciekawość przybrała na sile. Podchodząc nieco bliżej, po prostu zrzuciłam z przedmiotu okrycie, a moim oczom ukazał się kunsztownie zdobiony, złoty łuk, emanujący energią.
    – Jaki zajebisty łuk! – Pisnęłam, złączając dłonie w geście zachwytu. Podskakiwałam przez chwilę, dopóki obok mnie nie znalazł się ten chłopak oraz Anjika. Ku mojemu zdziwieniu, znikąd uświadomiłam sobie, że to na pewno nie do mnie będzie należał ten przedmiot. Miałam za zadanie wręczyć go komuś z mojej drużyny.
   – No… umie ktoś tu strzelać? Spoko, jeśli nie, to przeprowadzę szybciutki trening, jak go trzymać. – Rozejrzałam się za chętnymi.


(Mój team?)

Battle Group #1: Arena

Paulina zapomniała wspomnieć o tym, gdzie będzie rozgrywać się Bitwa Grupowa. 
Żeby ułatwić Wam sprawę, tutaj znajdzie się obrazek. Naturalnie wasze opowiadania muszą być umieszczone na terenie tejże areny, jaką jest dosyć nowoczesne, nieznane miasto. 
Żadnych pustyń, lasów i w ogóle.
Garden apartment by jungpark
Miłego pisania!

Battle Group #1

http://funkyimg.com/i/2gNiW.png
Witam wszystkie Arcany na rozpoczęciu pierwszej w dziejach tego Rimear - Bitwy Grupowej. ^^ Ja nie wiem czy na to czekaliście czy nie, ale no! Pierwszy większy event przed nami i mam nadzieje, ze wszyscy, którzy się zapisali będą czynnie brać udział bo nagrody są świetne ^^
Najpierw przejdę do konkretów, czyli powiem wam jakie są składy jakby ktoś jeszcze ich nie znał:
[Na początku powiem, ze jest na 12-cioro]

♦ Azusa [Kapitan]
♦ Lee
♦ Naho
~~~
• Andree [Kapitan]
• Enzo
• Kaito
~~~
♥ Hyou [Kapitan]
♥ Kaneki
♥ Anjika
~~~
○ Sora [Kapitan]
○ Lou
○ Satoru
Pierwszy post jest OBOWIĄZKIEM Kapitana każdego z Team'ów, aczkolwiek
w dwóch drużynach kapitanem jest ten sam pisarz (chodzi o Azuse/Sore) dlatego proszę w ostatnim Team'ie żeby zaczęła pisać Lou.
Pewne udogodnienie jakie zostanie wprowadzone akurat na ta bitwę grupową to... skafandry. O nie! Nie takie zwykłe skafandry tylko takie, które pozwolą nam tym razem używać prawdziwych naboi bez ryzyka, że ktoś zginie. Skafandry te są przeźroczystym tworzywem ukrytym pod naszymi ubraniami i wyglądają mniej więcej jak kombinezon płetwonurka, czyli: ściśle przylega do ciała i pokrywa od kostek aż do samej głowy, aczkolwiek ją samą tez chroni. Wycelowanie bronią laserową w takie miejsca jak: głowa, klatka piersiowa czy odcinek pleców (do lędźwi) będzie blokowane. Broń będzie blokowała spust kiedy będzie wycelowana właśnie w te miejsca. Wszystkie inne (np. brzuch, ramię, przed ramię) będą narażone na atak. Dodatkowo dwa Team'y dostaną po jednej broni palnej, a dwa pozostałe otrzymają łuki z celownikiem laserowym, które będą działały na tej samej zasadzie tylko będą lżejsze i ciężej będzie się nimi celowało. Miałam dać wam jeszcze Katany, ale nie będę taka dobra i będziecie sobie musieli poradzić tak xD. A więc Team 1 i 3 dostają łuki, a Team 2 i 4 pistolety. [Dostaniecie obrazki tych łuków i pistoletów ^^]

 NAGRODY
  • Za sam udział i czynne branie udziału ---> 100 pkt doświadczenia 
  • Za odpowiednie prowadzenie grupą (dla Kapitana) ---> 50 pkt doświadczenia
  • Za największą ilość postów (ogółem) ---> 100 pkt doświadczenia
  • Za ciekawe opisy sytuacji ---> 80 pkt doświadczenia 
  • Za wygranie bitwy grupowej ---> 800 pkt doświadczenia (dla każdego z grupy wygranej)
PUNKTY UJEMNE
  • Posty mające mniej niż 400 słów ---> -20 pkt doświadczenia
  • Brak udziału w bitwie grupowe (po zapisaniu) ---> -100 pkt doświadczenia
  • Za nieumiejętne sprawowanie pozycji Kapitana ---> -50 pkt doświadczenia
Więcej szczegółów podczas Bitwy Grupowej.
Przez ten czas żadne inne posty niezwiązane z Event'em
nie będą wstawiane na bloga.
Miłego pisania i zabierajcie się do pracy! ♥

http://funkyimg.com/i/2gNiX.png