czwartek, 15 września 2016

Od Enzo - C.D Sory

Poszła sobie. Ot tak po prostu mnie zostawiła na pastwę losu. Jeszcze bezczelnie zamknęła drzwi na klucz. I gdzie poszła? Do jakiegoś obcego mężczyzny. Nie ujdzie jej to na sucho, jak ją tylko spotkam to… To coś wymyślę. Bo teraz moja głowa zbytnio nie nadążała za tym co się właściwie działo. Stwierdziłem sobie, że co ja tu będę siedział sam… Otworzyłem drzwi kodem, który przypadkowo zapamiętałem, kiedy oddawałem karteczkę Sorze. Ups, jakie to nieszczęście, że mam taką dobrą pamięć. Znaczy w sumie to mogę się z tego jedynie cieszyć, tylko inni mogą mieć z tego powodu pewne problemy. Wyszedłem z apartamentu zatrzaskując za sobą drzwi. Kiedy poczułem świeże, nocne powietrze od razu zrobiło mi się jakoś jaśniej na umyśle. Udałem się trochę chwiejnym krokiem w kierunku swojego mieszkania. Księżyc świecił, gwiazdy migotały, piękna noc jednym słowem, a ja sobie szedłem samotny. Po prawej stronie płynęła sobie rzeczka. Ciekawe, czy była bardzo mokra? Może to sprawdzić? Ale nie, pewnie jest zimno i nieprzyjemnie. Dreptałem dalej dzielnie brnąc przez księżycową noc. Nagle moja noga minęła się z powołaniem i zamiast na ścieżce, osunęła się po brzegu a ja poleciałem za nią, prosto do wody. Mokrej, jak się okazało i tak, jak myślałem zimnej i nieprzyjemnej. Dzięki tej kąpieli otrzeźwiałem. Szybko wydostałem się na suchy ląd i otrząsnąłem z wody. Pierwsze co przyszło mi do głowy , to gdzie aktualnie znajdowała się Sora. I jak mogła tak po prostu mnie zostawić dla innego faceta? To nie było miłe zachowanie z jej strony. Czyżby po prostu się mną bawiła? Jeśli tak to naprawdę mnie tym uraziła. Z takimi czarnymi myślami dotarłem do domu, gdzie się szybko wysuszyłem i przebrałem w dresy, a potem ułożyłem się do snu. Przekręcałem się z boku na bok ciągle myśląc o zachowaniu Sory. Nie dawało mi to spokoju. Kiedy tylko do mojej sypialni wpadły pierwsze promienie słońca, zerwałem się z łóżka i poszedłem się wykąpać. Postanowiłem iść do białowłosej z powrotem i wyciągnąć z niej, co tak naprawdę robiła w nocy. Nie chciałem do końca uwierzyć w tą bajeczkę o jakimś facecie, ale nie mogłem też powiedzieć, że to nie mogło być prawdą. W końcu Sora jest skrytą osobą, nigdy mogę się nie dowiedzieć co tak naprawdę chodzi jej po tej pięknej główce. Mogę już zawsze widzieć tylko te zimne, błękitne oczy. Ale nie poddam się tak po prostu. O niee, to nie w stylu Enzo Daquin.
(…) Znalazłem się w apartamencie Sigmy, tuż po tym jak ona do niego wróciła. Poszła się wykąpać, a ja zaczaiłem  się na nią.  Nasza rozmowa ledwo się zaczęła, a dziewczyna walnęła takim tekstem, że ciśnienie od razu mi podskoczyło.
-Ty WCALE nie jesteś zazdrosny, co? – Sora pokręciła głową – Puść mnie. Jestem zmęczona po…. Upojnej nocy – szepnęła. Świetnie, jeszcze się tym chwali. Widocznie jestem tutaj zbędny.
-Skoro ta noc była taka upojna, to ja może wyjdę? Nie będę ci zawadzał. – Odparłem lodowatym głosem.  Odwróciłem się do niej plecami i ruszyłem ku drzwiom. Kiedy sięgałem już do klamki, poczułem, jak dziewczyna delikatnie chwyta mnie za palce. Stanąłem i napiąłem wszystkie mięśnie. Już miałem coś jej niemiłego powiedzieć, kiedy Sora przylgnęła do moich pleców. Chciałem się wydostać z tego uścisku, który teraz zamiast mnie wzbudzać we mnie pożądanie, najzwyczajniej w świecie mnie bolał.
-Nie idź… Nie byłam u żadnego innego. – Szepnęła. Wszystkie negatywne emocje błądzące po moim umyśle nagle wyparowały. Białowłosa zaintrygowała mnie swoim niecodziennym zachowaniem. Odsłoniła się, ukazała odrobinę uczuć, czego dotychczas nigdy u niej napotkałem. Ale to chwilowe olśnienie zaraz zostało zastąpione przez gorzki sceptycyzm. Co w takim razie robiła naprawdę?
-Czym, więc się zajmowałaś w nocy? – Mruknąłem nadal chłodnym głosem.
-Naukowcy mnie wezwali. Mieli pewien problem i potrzebowali wsparcia Sigm. Nie jestem jedną z tych lasek, co się puszcza na lewo i prawo. – Odwróciłem się do niej przodem i spojrzałem w jej twarz. Nie wyrażała żadnych emocji. Była wykończona i to nie wyglądało na zmęczenie spowodowane udanym seksem, a co najwyżej upierdliwością naukowców. Uśmiechnąłem się do niej lekko, okręcając pasemko mokrych włosów wokół palca.
-Wierzę ci. – Odparłem cicho. – Ale trochę mnie wkurzyłaś tym kłamstewkiem.
-Czyli jednak jesteś zazdrosny? – Wyrwała się z moich objęć i poszła do swojej sypialni. Ja udałem się za nią.
-Niech ci będzie, troszkę jestem. – Mruknąłem niezadowolony, że się z tym odsłoniłem. Sora wkładała właśnie bieliznę, a ja stałem oparty nonszalancko o framugę. – Chyba będę musiał cię za to ukarać.
-A jaką karę proponujesz? – Białowłosa spojrzała na mnie i lekko zmarszczyła brwi. Stwierdziłem, że skoro miała dość ciężką noc to nie będzie nic ciężkiego. Podszedłem do niej wziąłem na ręce i położyłem na łóżku.  Nachyliłem się nad nią i zacząłem błądzić rękoma po jej ciele. Gdzieś w głębi duszy miałem ochotę zerwać z niej bieliznę, ale stwierdziłem, że tak też jest dobrze.
-To ma być twoja kara? – Sora wzdrygnęła się pod wpływem mojego dotyku.
-Bardziej uświadomienie cię, że nie warto nawet kłamać o upojnej nocy z innym mężczyznom, skoro nawet nie wiesz, co to znaczy upojna noc ze mną. – Szepnąłem, ustami muskając jej wrażliwe ucho. Następnie przemieściłem się w okolicach szyi, gdzie usiałem jej aksamitną skórę delikatnymi pocałunkami. Jej ciało napięło się. Reagowało instynktownie. Kontynuowałem wędrówkę moich ust w dół ciała dziewczyny. Dotarłem do krągłych wzniesień jej piersi, gdzie wysunąłem język i zasmakowałem jej gładkiej skóry. Uniosłem się na chwilę i spojrzałem w niebieskie oczy białowłosej. Nie spała. Patrzyła uważnie, jak ją „każę”. Powróciłem do swojego zajęcia. Przejechałem palcem wzdłuż jej zgrabnym brzuszku. Poczułem jak Sora drży od pieszczot, które jej serwowałem. Hihi! Za chwilę się troszkę rozczaruje. Okrążyłem opuszkiem parę razy pępek i zjechałem do linii majtek. Wsunąłem palca , zadzierając gumkę i… puściłem. Podniosłem się na łokciach i wstałem z łóżka.
-Czyżby koniec kary? – Sora usiadła na łóżku.
-Można tak powiedzieć. – Kiwnąłem głową. – Muszę wyjść, bo mam do załatwienia parę spraw.
Powoli ruszyłem ku drzwiom, ciekaw reakcji ze strony kobiety. Wstała z łóżka i złapała mnie za skrawek koszulki.
-Nie możesz ze mną zostać? – Spojrzałem się na nią. Wyraz jej twarzy niby był taki zwyczajny, ale delikatny błysk w oku i lekko uniesione do góry kąciki ust, powodowały, że stawał się jakby uwodzicielski. No proszę…
- A nie jesteś zmęczona po całej nocy na nogach? – Odpowiedziałem pytaniem na pytanie.Prychnęła.
-A jeśli jestem zmęczona to ze mną nie zostaniesz? – Wbiła we mnie wzrok.
-Mogę zostać, ale … - Zawahałem się, jednocześnie uśmiechając się złośliwie. – Kusi mnie odrobinę, żeby odegrać się za to, że zostawiłaś mnie samego w nocy.
Dziewczyna obróciła mnie przodem do siebie i mocno chwyciła za koszulkę.
-Nie chcę, żebyś mnie zostawił samą. – Tego to już w ogóle się po niej spodziewałem. Zmieszany spojrzałem, gdzieś w bok.
- Skoro tak mówisz. – Szepnąłem. – Nie mam wyjścia. Zostanę z tobą.
Spojrzałem prosto w jej oczy. Objąłem delikatnie, podniosłem lekko do góry i usadowiłem na łóżku. Trochę, jak małe dziecko, ale Sora nie była niziołkiem.  
-Poczekaj sobie tutaj, ja zaraz wrócę. – Powiedziałem tajemniczo.
-Gdzie się wybierasz? – Zapytała.
-Do twojej kuchni, by zrobić ci coś do jedzenia. – Uśmiechnąłem się szeroko i wyniosłem się do pomieszczenia, gdzie głównym punktem była lodówka. Oceniłem co zawiera i co można z tego zrobić. Postanowiłem zrobić jajecznicę na maśle. Pożywne i proste. Odnalazłem patelnię i wbiłem na nią parę jajek. Dodałem przypraw, masła i trochę pomidorów. Przeniosłem jeszcze gorące danie na dwa talerze. Sam także byłem głodny, więc postanowiłem trochę skosztować. W międzyczasie zaparzyłem herbatę i tak uzbrojony ruszyłem do sypialni. Postawiłem na tacy talerz z parującą jajecznicą a obok kubek herbaty. Ostrożnie ustawiłem cały ten zestaw na łóżku obok Sory.
-Śniadanie do stołu podane! Smacznego! – Mrugnąłem do niej i sam usiadłem z talerzem na fotelu, który stał kącie pokoju.
[Sora?]

Od Lee - C.D Lou

   Przez ten miesiąc zdążyłem mniej więcej dojść do siebie. Mimo że niejednokrotnie podczas ruchu mięśnie szarpały mnie z bólu, to wszystko zaczynało zmierzać w dobrą stronę. Coraz rzadziej używałem wszelkiego rodzaju maści i tabletek przeciwbólowych, aż w końcu częstotliwość ich zażywania ograniczyła się do minimum. Przejmowałem także powoli swoje obowiązki, tym samym odciążając Lou, która sama miała dużo na głowie. Byłem jej wdzięczny jak nikomu innemu: przez trzydzieści dni troszczyła się o mnie i dbała, że przez to zacząłem czuć dziwną więź, a jednocześnie się jej bałem. I w którymś momencie mojego jakże spokojnego życia, zadzwonił telefon, a na jego wyświetlaczu pojawiła się Lou. Nim przesunąłem zieloną słuchawkę, przez głowę przebiegło mi miliony zastanawiających myśli, w jakiej sprawie dziewczyna może dzwonić. I za chwilę się o tym przekonałem… mimo że przed oczami miałem tylko tragiczne scenariusze: ktoś ją zgwałcił, pobił, zraniła się – zachowałem zimną krew i wskoczyłem w taksówkę, by jak najszybciej dotrzeć do wyznaczonego miejsca. Pod osłoną nocy przemierzałem uliczki, aż stanąłem przed najmroczniejszą z nich. Gdy podszedłem dość blisko, zauważyłem Lou w nieco niecodziennej odsłonie. Co ja mówię! Ona lubi chodzić w samej bieliźnie, ale dzisiaj na tle wodnych zwierciadeł wyglądała wyjątkowo~
   – Nareszcie! – Uśmiechnęła się szeroko, podbiegła do mnie i objęła delikatnie na przywitanie, nie zważając, że jest w samej bieliźnie. No w każdym razie mnie to nie przeszkadzało, wręcz przeciwnie. Ale mimo wszystko chciałem się dowiedzieć, o co chodzi.
   – Po TO ci była ta bluza? – Zmarszczyłem brwi, lekko zakłopotany.
   – Tak, dokładnie po to. – Uśmiech nie schodził jej z twarzy. Szybko zabrała z moich rąk materiał, przykrywając nim swoją górną partię ciała.
   – Boże, Lou… ktoś mógł cię zgwałcić… – Westchnąłem delikatnie zażenowany, ale jednak nie ukrywając ulgi, że uniknęła takiego zdarzenia.
   – A tam gwałt! Najpierw jakaś ruda małpa zabrała mi sukienkę za małą w cyckach, a później ochlapała mnie błotem z kałuży… – wytłumaczyła, zaciskając swoje dłonie na uchwytach wypełnionych toreb. No chyba nie przyszła bez zdobyczy.
   – Tylko cię ochlapała, hmm? – Podniosłem brew do góry wyczekująco, skutecznie wymuszając na niej kolejne informacje. W efekcie dowiedziałem się, że na domiar złego – zdążyła się z tą samą babą pobić.
   Dopiero po wyjściu z ciemnego zaułku mogłem w pełni ujrzeć twarz Lou i sprawdzić, czy nie jest ranna. Okazało się, że doskwiera jej ból oka i dłoni, a ponadto ma rozcięty łuk brwiowy, który oczywiście będzie trzeba zszywać, bo innej opcji nie ma. To chyba nie wyglądało najlepiej. Takie krwawienie z reguły trudno zatamować, a jeśli straci dość dużo krwi, to w grę mogą wejść inne nieprzyjemne doświadczenia.
   – Ktoś będzie musiał cię pozszywać. I to natychmiast. – W tej chwili podszedłem do dziewczyny, intensywnie przyglądając się jej ranie z bliska; odruchowo opuszki moich palców wykonały delikatną linię ciągnącą się od skroni, aż do jej żuchwy, tam się zatrzymując. Wtedy mój wzrok powędrował w szkarłatną otchłań jej oczu, i tam się zaciął przez jakąś dobrą chwilę. Natomiast gdy przerwałem, automatycznie odwróciłem się w odmiennym kierunku i daremno próbowałem zakryć ledwo widoczne rumieńce.
   Jakiś czas później, mimo spierań Lou, poszliśmy do szpitala. Z tym nie było można czekać, więc jej zakupy musiały pójść z nami. Duża bluza zakrywała skutecznie jej ładne kształty, więc nie musieliśmy tracić czasu na to, by dziewczyna się przebrała. Okazało się, że jestem zmuszony zaczekać na zewnątrz w czasie, kiedy łuk brwiowy Lou będzie zszywany. Tak też zrobiłem. Nie miałem pojęcia, jak dużo czasu minęło, ale za każdym razem, gdy odblokowałem telefon, widniała ta sama godzina, albo tak tylko mi się zdawało. Drzwi uchyliły się dopiero w momencie, w którym niemalże zasypiałem na plastikowym szeregu krzesełek. No co? Późna godzina była.
   – Bardzo krzyczałaś? – Szturchnąłem ją, a ona tylko zmarszczyła brwi naburmuszona, sycząc przy tym cichutko z bólu.
   Lekarz wziął nas za małżeństwo, ale żadne z nas nie próbowało zaprzeczać. Szybko udaliśmy się najkrótszą drogą do apartamentu, gdzie czekały na nas oba psiaki. Dziewczyna na początku zapewniała mi, że nic jej nie jest, i wręcz nalegała, że dzisiaj prześpi się u siebie. Lecz zanim zdecydowała się to uczynić, usiadła na kanapie oraz wbiła wzrok w swoją pościeraną dłoń.
   – Nie masz nic przeciwko, bym zatrzymała bluzę? Jest wygodna – stwierdziła, odprowadzając mnie wzrokiem do kuchni. Ja w tym czasie zamiast udzielić jej zgody, penetrowałem szafki w poszukiwaniu pewnych środków. Ostatecznie nie znalazłem w niej nic ciekawego.
   – Tak, pewnie. Podejdź no tu. – Rozkazałem, odkręcając kurek wody w zlewie. Zrobiłem miejsce dla dziewczyny, by stanęła dokładnie obok mnie. Nim w ogóle zdążyła zapytać, o co mi chodzi, delikatnie chwyciłem jej nadgarstek i ponownie przyjrzałem się startej dłoni, która była ponadto zabrudzona.
   – Trzeba przemyć ci rękę, ale to może odrobinę szczypać. – Najpierw spojrzałem na nią w poszukiwaniu sprzeciwów, lecz takowych nie zanotowałem. Stopniowo przesuwałem jej podrażnioną dłoń w stronę strumyka, aż w pełni zamoczył on ranę. Ponownie zerknąłem na dziewczynę, jakby wzrokiem próbując powstrzymać ból, jaki teraz odczuwa. Jedyne, co zrobiła, to delikatnie przygryzła dolną wargę. W czasie dokładnego monitorowania jej twarzy w poszukiwaniu innych urazów, zobaczyłem małą plamkę krwi, której lekarze najwyraźniej nie zdążyli zmyć. No teraz wyjdę na jakiegoś podrywacza, ale jebać.
   – Ym, Lou. – Zacząłem niepewnie, a wtedy bez słowa uniosłem dłoń na wysokość jej czoła, kciukiem pozbywając się szkarłatu, który wcześniej ładnie komponował się z barwą jej oczu. Szybko poczułem niezrozumiałe zakłopotanie, lecz nie zrobiłem nic, by się od niej w tej chwili oddalić. Zamiast tego, w akompaniamencie ciszy przechyliłem głowę o ledwo widoczny kąt, i zbliżyłem nasze twarze. Woń kobiecych i delikatnych perfum dotarła do moich nozdrzy, a ponadto jej ciepły, spokojny oddech, muskał moją twarz. Przez głowę przelatywało milion myśli na sekundę, a ja nie wiedziałem, czy przerwać, czy po prostu dać się ponieść. I wtedy moje serce zgubiło swój właściwy rytm; poczułem nieokiełznaną chęć dotknięcia jej ust. Gubiłem się we własnych przemyśleniach, aż nagle wszystko przerwał wzrok dziewczyny, tkwiący prosto w moim. Nie reagowałem, bo nie chciałem. Postanowiłem w końcu dać się ponieść; przymknąłem delikatnie oczy w momencie, kiedy Lou stanęła na palcach i zdołała sięgnąć moich ust, składając tam długi i pamiętny pocałunek. Nie chciałem, by ta chwila miała swój koniec. Jej zaróżowiałe i subtelne wargi to wszystko, o czym w tamtym momencie marzyłem i nie mogłem się od nich oderwać. Zamiast tego, dłońmi objąłem jej twarz oraz przyciągnąłem ją bliżej siebie, czyniąc trwający pocałunek jeszcze dłuższym, i bardziej namiętnym.

(Lou?)

Od Sory - C.D Enzo

Kluby. Nie było to moje ulubione miejsce do spędzania wolnego czasu, a już na pewno nie w towarzystwie tylu pijanych osób. Enzo jak widać uwielbiał imprezować i czul się tutaj jak „ryba w wodzie”, w dosłownym tego słowa znaczeniu. Egzystencja innych projektów na tym terenie jakoś nie specjalnie mnie obchodziło. To jak żyli, czy to jak psuli sobie to życie było dla mnie obojętne więc nigdy nikomu nie zwracałam za to uwagi. Ten chłopak natomiast wzbudził u mnie pewne uczucia, które kierowały mną w bardzo dziwny sposób. Czyżby w końcu zaczęło zależeć mi na czyjejś opinii czy obecności? To jest aż nie w moim stylu i chyba powinnam się zacząć martwić.
-Może chociaż zatańczysz ze mną? - z przemyśleń wyrwał mnie donośny głos chłopaka. Obejrzałam się w jego kierunku widząc, że wyciąga w moją stronę dłoń, pokręciłam przecząco głową co oznaczać miało odmowę. Nie wiem czy był zawiedziony czy nie, bo moja uwagę przyciągnął facet siedzący kilka krzesełek obok mnie. Zerknęłam na niego kontem oka, myślał, że nie widzę tego jak ukradkiem na mnie spogląda. Heee… kolejny cholerny zboczeniec, który spełnia swoje erotyczne zachcianki w klubie.
-Sora… no chodź. - ponaglił mnie widząc, że totalnie go zlałam. Oh czyżby był zazdrosny, ze tak dopomina się o moją uwagę? Pijany Enzo może być jeszcze bardziej interesujący niż ten trzeźwy.
[…]
Każdy mógł się domyślić, że nawet po wielu prośbach chłopaka, ostatecznie nie zgodziłam się na taniec z nim. Miał dookoła dużo różnych innych panienek, które bardzo chętnie poszły by tez z nim do łóżka. Jednym zgrabnym susem zeskoczyłam z krzesełka znajdującego się przy barze. Rozejrzałam się dookoła szukając swojego towarzysza, który po 7 czy 8 piwie zniknął mi gdzieś w innej, odległej galaktyce pomiędzy tańczącymi cyckami. Już miałam zamiar wejść w ten tłum kiedy dokładnie w tym samym momencie ktoś pociągnął mnie mocno za nadgarstek. Od razu zorientowałam się, że jest to ten sam mężczyzna, który wcześniej mi się przyglądał. Przez ten cały czas cierpliwie czekał, aż pozbędzie się natrętnego Enzo, który pilnował mnie cały czas aż do tego momentu.
- Co taka piękna kobieta robi tutaj sama? W dodatku o tej godzinie… - objął mnie od tyłu tymi brudnymi łapskami i schylił się do poziomu mojej szyi. Jego okropny, śmierdzący oddech aż ranił moje nozdrza i to do tego stopnia, że natychmiast musiałam odchylić głowę. Zapach alkoholu był dla mnie tak nieprzyjemny, że nie mogłam wytrzymać w takim towarzystwie.
- Nie jestem sama… - warknęłam cicho starając się uwolnić swoje biodra z tego nieprzyjemnego uścisku.
- Ah chyba nie mówisz o tym mizernym chłopaczku, który z pewnością leży gdzieś pomiędzy innymi kobietami. - mówiąc to tak obrzydliwie szeptał mi do ucha. Jego niespokojny, napalony oddech aż mnie odstraszał i jednocześnie lekko przerażał, nawet mając świadomość, że jest o wiele silniejsza. Czułam jak jego dłonie powoli zsuwają się po mojej tali, a brudne palce powoli wsuwają się za materiał mojej koszulki i dotykają aksamitnie delikatnej, białej skóry. Moje ciało było tak wrażliwe na jakikolwiek inny obcy dotyk, że nie mogłam powstrzymać się przed lekkim wzdrygnięciem co jeszcze bardziej nakręciło mojego napastnika. No daję słowo, że jeszcze chwila i wyprowadzę mu jedynki na spacer. - Jaka ty jesteś wrażliwa... – już miał zamiar przygryźć płatek mojego ucha, aczkolwiek w tej chwili podleciał do mnie Enzo, chwycił mnie zgrabnie za rączkę i obracając do siebie tyłem: przyciągnął mnie do swojego torsu.
-Wybacz koleś, ale ta kobieta jest tak zimna, że nawet nie radze ci próbować do niej podbić. W dodatku nie pozwolę by jakiś inny mężczyzna dotykał tymi parszywymi łapskami, mojej Sory. - czy on właśnie powiedział, że jestem „jego” ? No niech się czasem chłopak tak nie rozpędza, chociaż i tak wydaje mi się, że był to jedynie tekst na to by pozbyć się nachalnego zboczeńca. - Jeżeli nie potrafisz trzymać łap przy sobie, to ja ci pomogę… odcinając je. - warknął białowłosy obejmując mnie w pasie jedną ręką. Miałam wrażenie, ze jest śmiertelnie zdenerwowany nawet mimo jego dużego upojenia alkoholowego. Gdy tylko mój niedoszły gwałciciel odwrócił się z zamiarem odejścia, poczułam jak Enzo traci na równowadze i delikatnie się na mnie opiera.
-Sora! To wszystko twoja wina! Jak taka gorąca kobieta może być jednocześnie tak lodowata! A to nawet faceta rozumiem…- westchnął mimowolnie zerkając mi w dekolt. Chyba myślał, że tego nie zauważyłam, aczkolwiek nie specjalnie mnie to ruszało. Normalka, nie pierwszy i nie ostatni.
-Tobie już chyba wystarczy… - westchnęłam cicho widząc jak ledwo się trzyma i nie wiedząc dlaczego jakoś poruszył mnie ten widok. Jego bohaterski czyn to nie było nic takiego, aczkolwiek jego słowa naprawdę zapadły mi w pamięć. Zwłaszcza to z jaką werwą i nastawieniem je wypowiedział.
[…]
Jakimś cudem udało mi się go zabrać do siebie, rozłożyć futon i posadzić go na nim tak żeby w miarę siedział a nie na wpół leżał. Przyglądał się mi jakbym była jakimś wytworem jego wyobraźni, no serio? Alkohol mu zdecydowanie nie służy.
-Czemu się tak zdenerwowałeś kiedy ten facet mnie dotknął? - zapytałam cicho siadając sobie nieco wyżej na krawędzi łóżka.
-Bo miałem taki kaprys! - mruknął niezadowolony, jednak ja miałam wrażenie jakbym teraz siedziała z 5-cio letnim dzieckiem. - Jego łapy nie pasowały do twoich spodni, dlatego jak najszybciej trzeba było się ich pozbyć.
No dobra skoro nie można takich informacji wyciągnąć z niego po dobroci to trzeba to zrobić w inny sposób. Zeskoczyłam z łóżka i bardzo szybko przewróciłam go na plecy (na futon oczywiście, żeby mi biedaczek nie zmarzł). Usiadłam na jego biodrach okrakiem, po czym pochyliłam się w ten sposób by mieć przed oczami jego twarz i żeby czasem nie przychodziła mu do głowy ucieczka.
-Powiesz mi wreszcie o co ci chodzi? - prychnęłam lekko niezadowolona z jego postawy, przy okazji wydawało mi się, że nerwy mi troszkę puścił i teraz wyraźnie było widać, że jestem zła.
-Interesujesz mnie po prostu i nie lubię kiedy ktoś tak perfidnie się do ciebie dobiera w mojej obecności. - Parsknął śmiechem widząc moją wcześniejszą reakcję, mimo wszystko wydawało mi się, że nie podoba mu się fakt, iż podstawiłam go „pod ścianą” i nie dałam możliwości ominięcia tematu.
-W takim razie jesteś o mnie zazdrosny? - już nieco bardziej się wyprostowałam, bo wydawało mi się, ze i tym razem będę górą i te potyczki słowne nie przeszkodzą mi w wyciąganiu informacji z chłopaka.
-Nie nazwałbym tego zazdrością… - uśmiechnął się pod nosem podnosząc się na łokciach by być teraz jeszcze bliżej mnie. Oh chyba nie podobał mu się fakt, że już się nad nim nie pochylam i jestem tak daleko. Szuka mojej bliskości? Mam nadzieje, ze to tylko efekt uboczny alkoholu. - Raczej zaborczością. Nie lubię się dzielić z innymi, zwłaszcza kiedy ktoś mnie tak intryguje. - miałam wrażenie, że jego złośliwy uśmieszek właśnie ze mną wygrał i chyba nie mam już żadnych tekstów na to by mu się postawić. Prychnęłam cicho odwracając wzrok w stronę okna, ale i w tym samym czasie zaświecił się mój zegarek. Oho! A jednak coś mnie w tym momencie uratowało. Uśmiechnęłam się zawadiacko wypinając pierś do przodu (uwzględniając to, ze nadal na nim siedziałam), zmrużyłam lekko zimne, niebieskie oczy, a księżyc, który wpadał przez okno pięknie je oświetlił.
-Skoro nie jesteś zazdrosny, to nie będzie ci przeszkadzało jak teraz wyjdę…. Do innego mężczyzny. - schyliłam się by szepnąć mu ostatnie słowa na uszko, a zaraz po tym wstałam zgrabnie z chłopaka i wyszłam na korytarz mojego apartamentu. To była kwestia czasu kiedy ten wybiegnie za mną i w sumie minęło może jakieś 5 minut? Wylazł chwiejnym krokiem i bardzo delikatnie chwycił mnie za nadgarstek i przystawił do siebie tyłem.
-No i gdzie leziesz…- trzymając tak mój nadgarstek w górze, schylił się i nosem dotknął mojej szyi. Oh jaki niezadowolony Enzo~
-Masz coś przeciwko? - zerknęłam kontem oka w jego stronę
-Hmmm… jeśli tego właśnie chcesz – wzruszył ramionami, aczkolwiek nie wydawało mi się, żeby miał zamiar się teraz odsunąć – Nie będę cie powstrzymywał… - po tych słowach zsunął dłonie na moje biodra jeszcze bardziej przyciskając je do swojego ciała, a następnie rozchylił usta i wpił się w moją szyje niczym wampir. Miłe uczucie, a jednak nawet gdybyś chciał to na ten patent mnie nie złapiesz kochaniutki. Zaśmiałam się cicho i jednym zgrabnym ruchem odwróciłam się do niego przodem przy okazji krępując jego rączki i przystawiając go do ściany. Fakt, że byłam od niego niższy sprawił, że spojrzenie zimnych oczu z tej perspektywy wywołao u niego lekkie zaskoczenie, a jednocześnie rozbawienie. Jak kobieta jest w stanie tak szybko uporać się z facetem.
- To takie urocze kiedy starasz się mnie zatrzymać za wszelką cenę, jesteś tak zdesperowany, że pewnie gdybyś musiał zrobiłbyś to siłą. Na mnie nie działają twoje sztuczki, pierwszy raz masz do czynienia z kobietą, która nie ulega pod wpływem twoich pieszczot?
- Pierwszy raz z kobietą, której nie mogę rozgryźć… - szepnął uważnie patrząc w moje oczy. Miałam wrażenie, że nasze usta za chwilę się złączą dlatego przyłożyłam palec wskazujący do jego warg i właśnie w ten sposób go zatrzymałam. W okamgnieniu odwróciłam się do niego tyłem i wybyłam z pokoju, w drzwiach posyłając mu ostatnie spojrzenie niebieskich tęczówek.
Wiedziałam, że najprędzej wrócę rano kiedy ten już będzie w miarę trzeźwy i będzie leczył kaca. Nie wiem co teraz odbiło naukowcom, ale wzywanie mnie o tej godzinie było dosyć nietypowe…
[…]
Tak jak myślałam: wróciłam około godziny 8 rano, zmęczona i zdenerwowana na ludzi, którzy akurat w takich godzinach potrzebowali pomocy Sigm. Weszłam do domu od razu zamykając za sobą drzwi na klucz, żeby czasem nikt mi tu nie wlazł, chociaż oprócz Enzo to raczej nikt więcej by tutaj nie przyszedł. Swoją droga gdzie on jest? Nie ma go tutaj? A trudno, nie jest małym dzieckiem i nie zabłądzi w Rimear.
Nie przejmując się chwilowym brakiem towarzystwa od razu skierowałam się pod prysznic. Musiałam się ogarnąć, bo nie mogłam już iść spać, mimo że całą noc pracowałam. Po krótkiej orzeźwiającej kąpieli owinęłam dookoła swojego ciała pudrowo-różowy ręcznik i wyszłam spod kabiny. Nie wiem skąd, ale w tym samym momencie zostałam przystawiona do ściany, przez…. Enzo? Przecież go tutaj nie było wcześniej… ah. Widać, że jak jestem zmęczona to nie ogarniam co się dzieje dookoła, a byłam naprawdę padnięta. Nawet nie miałam siły się bronić czy wyrywać (też nie widziałam sensu, on by mnie nie skrzywdził)
-Mam cie! Jak mogłaś mnie wczoraj spić i jeszcze zostawić tak samego… - prychnął niezadowolony. Oh chyba musiał już być u siebie żeby się wykapać, bo czułam od niego piękne, męskie perfumy.
-Ja cie spiłam? Trzeba było wymyślić sobie inne miejsce spotkania, a nie klub…
-Już się nie wymiguj! - jaki bulwers, normalnie go nie poznaje. - Z kim byłaś w nocy, ze jesteś taka zmęczona, hmm? - słysząc ten ostatni dialog nie mogłam powstrzymać się od parsknięcia śmiechem. Podniosłam wzrok na jego czerwone, zirytowane tęczówki i lekko zmrużyłam oczka.
-Ty WCALE nie jesteś zazdrosny, co? - pokręciłam głową – Puść mnie. Jestem zmęczona po…. Upojnej nocy – szepnęłam do niego widząc jak szklana bańka powoli pęka i Enzo chyba traci zimną krew i swoje opanowanie.

( Enzo ? )