wtorek, 19 lipca 2016

Od Aryi - C.D Shouty

Popatrzyłam na jego dłoń podejrzliwie, a jeśli to podstęp? Przez chwilę leżałam tak jeszcze na chodniku, przypatrując mu się z ukosa. Mężczyzna przekręcił głowę i cicho westchnął, już miał schować dłoń kiedy złapałam go za nią. Od razu podciągnął mnie do góry bez mniejszego problemu, silny jest.
 - Strasznie mnie szyja bolała po ostatnim spotkaniu z Tobą – skrzyżował ramiona.
Po o ostatnim spotkaniu ze mną? To my się już kiedyś widzieliśmy? Z ciekawości aż zaczęłam mu się przyglądać, skąd ja go niby znam… Nagle coś jakby mnie uderzyło, o cholera… to był on? Nie miałam już na kogo dzisiaj trafić? Teraz ja oberwę? Teraz już pamiętam, pomogłam go unieruchomić kiedy starał się stąd zwiać. To był jedynie zbieg okoliczności, że znalazłam się wtedy w tamtym miejscu… mogłam równie dobrze być u siebie, nie byłoby problemu teraz. Nie chciałam, żeby sobie teraz pomyślał, że mam do niego jakiś problem.
- Ja… przepraszam za to co Ci zrobiłam! – skłoniłam się o złapałam go za ramię. – Mogę Ci jakoś pomóc? Boli Cię coś nadal?
- Nie, nie… - zdziwiony się odsunął – Właściwie, chwilę pobolało i przestało.
- To dobrze – o dziwo nawet się uśmiechnęłam. – Ale jednak mogę Ci to jakoś wynagrodzić?
- Tak – mężczyzna przytaknął i po chwili usłyszałam głośne burczenie – Jestem głodny.
~
- Chcesz coś do picia? – zapytałam wspinając się na krzesło w celu otworzenia szafki.
- Jeśli mógłbym prosić to sok jabłkowy.
Wyciągnęłam szklankę, zeskakując z krzesła. Jak się kiedyś nie zabiję sięgając po szklanki, to będzie to cudem (I Arya zostanie Tarzan bojem). W jednej ręce trzymając szklankę z sokiem, a w drugiej talerz z naleśnikami (wyszukane danie, nie ma co <3) wyszłam z całkiem sporej kuchni, kierując się do salonu. Postawiłam zarówno szklankę jak i talerz przed mężczyzną, którego oczy na widok jedzenia zaczęły się świecić. Aż tak bardzo był głodny? Zaśmiałam się cicho siadając naprzeciwko niego, wyglądał na sympatycznego człowieka, musiało mu być ciężko wpasować się w to miejsce, gdzie byli sami ‘’gówniarze’’.
- I jak? Smakuje?
- Nawet bardzo! – powiedział kończąc drugiego naleśnika – Jak na taką młodą osobę, gotujesz naprawdę nieźle…
- Naprawdę? – zarumieniłam się zawstydzona – W sumie… nie mam nic innego do roboty tutaj, więc… sam rozumiesz.
Przytaknął, zabierając się za zjedzenie ostatniego naleśnika. Nie wiem czemu, ale było mi jakoś tak ciepło na sercu, że mogłam komuś chociaż na chwilę sprawić przyjemność. Kiedy skończył, wyniosłam talerz i w zamian przyniosłam resztę kartonu soku jabłkowego. W sumie jakby na to nie spojrzeć, miałam go bardzo dużo a gości natomiast dużo mniej, więc chciałam być jak najlepszym gospodarzem.
- Dziękuję bardzo… właściwie to jak masz na imię? – zapytał dolewając sobie soku.
- Arya, a ty?
- Shouta.
- M…Mogę się do Ciebie zwracać po imieniu? – zapytałam odwracając wzrok.

(Shou? 8))))))

Od Aryi - C.D Leo

Z początku nie zrozumiałam o co mu chodzi, ale kiedy już ogarnęłam, nagle się zarumieniłam i prawie z krzykiem odskoczyłam. Pierwsze co zrobiłam to zaczęłam przepraszać, co tylko jeszcze bardziej go rozbawiło. Dlaczego się śmieje… spaliłam jeszcze większego buraka, naciągając swoją bluzkę i miętoląc jej materiał.
- O rany, nie musisz mnie aż tak bardzo przepraszać… chyba nieźle cię wystraszyłem, prawda? – uśmiechnął się.
Przytaknęłam, spoglądając na niego zza swoich białych włosów. Jest ciemno, a ja tutaj stoję z nieznanym mężczyzną w parku, gdzie nie ma nikogo… aż odruchowo cofnęłam się do tyłu.
- Coś się stało? Wyglądasz jakbyś zobaczyła ducha…
- Ducha, nie, nie, nie… przepraszam – wyprostowałam się – Naprawdę przepraszam za to i że zrobiłam Ci kłopot.
- Kłopot? – zapytał zdziwiony
- T-tak! Pewnie gdzieś zmierzałeś a ja Ci tylko przeszkodziłam i zatrzymałam…
Jego mina była w tym momencie bezcenna, no nie wiedział biedak jak ma zareagować. Nic dziwnego, raczej rzadko spotyka osoby, które prawie co długie słowo mówią ‘’przepraszam’’ i głos mają jakby miały się zaraz rozpłakać. Przez chwilę patrzył na mnie jak na idiotkę, parokrotnie mrugając oczami. Nawet ja skusiłam się spojrzeć mu w oczy, jednak po niecałej sekundzie odwróciłam wzrok zawstydzona. Staliśmy tak jeszcze może z minutę naprzeciwko siebie, aż on znowu nie wybuchnął śmiechem. Nie no, zaraz moja cierpliwość się skończy i ucieknę stąd…
- Nie śmiej się! – pisnęłam, brakowało tutaj jeszcze takiego tupnięcia nóżką.
- Zabawna jesteś – przekrzywił swoją łepetynkę.
- Ja? – z tego całego zdziwienia, aż zapomniałam o moim wszechobecnym ‘’zawstydzeniu’’ i spojrzałam na niego zaciekawiona.
- Raczej nikt tutaj jeszcze nie stoi przede mną… A właściwie, to jak się nazywasz?
- Hallsson… Arya Hallsson – zmusiłam się nawet na delikatny uśmiech.
- Miło mi Aryo. Leo Vreinh – podał mi rękę – wystarczy Leo.
Kiwnęłam podając mu moją dłoń, która była zaskakująco malutka w porównaniu do jego. Teraz jak tak sobie o tym pomyślę, pod względem siły nie miałabym z nim najmniejszych szans, po prostu by mnie zmiażdżył. Kiedy nasze dłonie już się ‘’rozłączyły’’ zapadła nieprzyjemna cisza. Właśnie byłam w trakcie wymyślenia jakiejś świetnej wymówki, kiedy Leo tak prosto z mostu zaproponował, pójście do niego. Żałuję, że nie widziałam swojej miny. Musiało być to mieszanką zaskoczenia i strachu a równocześnie… radości? Ale to w malutkim stopniu rzecz jasna.
- Nie będę przeszkadzała?
- Raczej nie, zobaczysz będzie fajnie – uśmiechnął się.
W tym jego uśmiechu było coś takiego… coś co sprawiało, że chyba mogłabym mu zaufać. A przynajmniej takie miałam przeczucie, obym się tylko nie pomyliła. Po chwili kiedy się już zgodziłam, Leo zaprowadził mnie do swojego apartamentu. Był znacznie większy od tego, w którym mieszkałam ja. Ciekawe dlaczego… może był kimś ważnym? Mniejsza, nie będę się aktualnie zagłębiać w takie szczegóły.
 - Przepraszam za najście… - powiedziałam cichutko zdejmując swoje buty.
- Leo! – zza rogu wybiegła dziewczyna o długich białych włosach – Gdzie byłeś tyle czasu! Nudziło nam się bez Ciebie! Zaraz… a to kto? – zapytała spoglądając na mnie z zaciekawieniem.
- Dz…Dzień dobry – skłoniłam się nisko.

(Ktoś? O ile chcecie ze mną pisać XD)