środa, 31 sierpnia 2016

Od Lee - C.D Lou

  Od kiedy dziewczyna nacisnęła czerwoną słuchawkę, czekałem na kolejny telefon, który – jak się okazało – nie nadszedł. Wraz z kolejnymi mijającymi sekundami wskaźnik mojego humoru stawał się coraz niższy, wydawało mi się, że niebawem przekroczy minimalną skalę… Czułem dziwną otchłań w sercu, która powiększała się i z każdą chwilą odbierała mi najskrytsze, ociekające radością wspomnienia. Rozdzierała mnie od środka, pozostawiając po sobie poszarpaną dziurę przepełnioną smutkiem i zdenerwowaniem. W tamtym momencie nie potrafiłem wyobrazić sobie niczego pozytywnego; wystarczyła tylko reakcja Lou, bym popadł w lekką niechęć do czegokolwiek. Oczywiście jak to ja – nie mogłem tak żyć, więc zwyczajnie dźwignąłem się na nogi z dużego, rozgrabionego łóżka, nakarmiłem Shiloh’a i postanowiłem, że najlepiej będzie, gdy na chwilę dam spokój Lou. Starałem się ją zrozumieć, ponieważ sam niedawno miałem szansę uczestniczyć w takiej sytuacji: poznała swojego brata, którego w ogóle nie pamięta, chciała z nim porozmawiać, nawiązać kontakt i naturalną reakcją był jej nerwowy głos tkwiący w słuchawce. Bo przecież mogłem przerwać tę rozmowę… mimo to, czułem, że coś się zmieniło albo coś ma się zmienić. Zostałem więźniem własnych obaw i przez większość wieczoru nie potrafiłem solidnie myśleć o niczym innym, tylko o tym, czy Lou będzie jeszcze ze mną rozmawiać. Może troszeczkę dramatyzowałem… ale wbrew pozorom mam swoje poglądy i uczucia, które nie zawsze są zależne ode mnie. Cóż, a kiedy nie zadzwoniła, poczułem, że wszystkie obawy się nasilają i odnajdują miejsce w rzeczywistości.
   Uznałem, że najlepszą odskocznią od ciągłego myślenia będzie zwykły spacer, dlatego nawet nie przebierając się, złapałem za smycz i wyposażyłem w nią szczeniaka. Na zewnątrz było dosyć przyjemnie, lekki powiew wiatru poruszał zielonymi koronami drzew, a jednocześnie sprawiał, że moja kitka delikatnie falowała pośród niewidocznych fal powietrza. Wtedy zauważyłem, jak podbiega do nas jakaś dziewczyna, która po sekundzie okazała się być Lou… cóż, szczerze to miałem wrażenie, że dzisiaj już nie uda mi się z nią zobaczyć, lecz zaistniała sytuacja to czysty przypadek. Sam nie byłem pewien czy nadal chce ze mną rozmawiać, dlatego pierwsze co zrobiłem, to trzymałem wyraźny mały dystans. Po prostu ciągle czułem się w jakiś sposób samotny i przez to poddenerwowany. Może to było nie w porządku względem Lou, ale nie mogłem zamazać śladu tego odczucia.
   Przez ten czas prawie zapomniałem o lodowej barwie jej głosu w telefonie.
   – On ma się dobrze. A jak twoje spotkanie? Miałaś zadzwonić…
   – A świetnie. Jutro idziemy na basen. – Pogłaskała jeszcze raz Shiloh’a, po czym wstała i rozsunęła lekko bluzę. Po jej przyspieszonym oddechu mogłem stwierdzić, że biegała. – A jak tam tobie minął dzień?
   W tym momencie chciałem jasno podkreślić, że czekałem na jej telefon i siedziałem znudzony w apartamencie. Sam. Ale ostatecznie uznałem, że nie będę takim mściwym dziadem. Oczywiście w dalszym ciągu ujawniałem swoje wątpliwości, które dziewczynie niekoniecznie się podobały.
   – Nudziłem się, nawet nie wychodziłem z domu. – Do głowy przyszedł mi obraz z południa, kiedy to ignorowałem drapiącego pazurami w drzwi Shiloh’a, odpoczywałem i czekałem przy podpiętym pod ładowarkę telefonie na to, kiedy będę miał szansę go odebrać. No cóż, pomimo tej krótkiej znajomości, byłem w stanie nazwać Lou przyjaciółką. – Więc… jaki on jest? – W swoim umyśle odnotowałem ciekawość spowodowaną tym, czy moje podejrzenia faktycznie się sprawdziły, ale sądząc po reakcji Lou, spotkanie okazało się zapewne wielkim sukcesem. Oczywiście cieszyłem się! Ale nie potrafiłem odegnać się od myśli, że niektóre osoby tak naprawdę mogą bardzo dobrze ukrywać swoje prawdziwe zamiary. A może jednak dramatyzuję?
   – On jest niesamowity! – Zaniosła się chichotem, mimowolnie zaciskając swoje drobne dłonie w pięści. W jej oczach tkwiły tlące się iskierki ekscytacji, które za chwilę miały przeistoczyć się w jaskrawy wybuch. Mimo jej zapewnień, nie umiałem myśleć o tym nad wyraz pozytywnie, więc zwyczajnie posłałem dziewczynie ciepły uśmiech. Stworzyłem pozory, że wszystko jest okej, podczas gdy w głowie zastanawiałem się nad tym, dlaczego Lou tak bardzo mu ufa. Czy rozsadzała ją tak wielka euforia, że postanowiła zrobić dla niej miejsce, które uprzednio zajmował rozsądek? Naprawdę była tak szczęśliwa i otwarta na nawiązywanie więzi ze swoim bratem?
   – I… i tyle? To ten chłopak, którego spotkałem, no nie? Białe włosy, grzywka… – Mogłem wymieniać różne szczegóły, jakie zdążyłem zapamiętać z tego krótkiego, niezbyt emocjonującego spotkania.
   – Tak, to on – odparła.
   – Więc… czego się o nim dowiedziałaś?
   Lou chwilowo spojrzała na mnie niepewnie, jakbym co najmniej uzupełnił swoje pokłady wścibskości, a ja w odpowiedzi odwzajemniłem ten sam wzrok.
   – No co? Miałaś zadzwonić, ja wcale nie jestem wścibski – dodałem, słysząc jak bardzo mija się to z prawdą. Udałem niezadowolenie, a pod tą maską kryła się kolejna, tylko, że utkana z podejrzeń.
   – Niedużo. Równie pewny siebie co ja, jest tu rok. – To była jej odpowiedź. Szczerze powiedziawszy, to spodziewałem się opowieści kipiącej od nadmiaru ciekawych informacji, a tu proszę.
   – Czy on zadawał sporo pyt… – Nie dane było mi dokończyć, ponieważ zaledwie kończyłem wypowiadać ostatnie słowa, uciszył mnie jej piorunujący wzrok, który zdawał się ciskać we mnie swoimi piorunami.
   – Przestań! On naprawdę nie jest zły… a ja umiem o siebie zadbać, więc naprawdę to, co mi mówisz jest zbędne.
   – Już, już! – Wystawiłem ręce w geście obronnym. – Mam rozumieć, że jutro też będziesz zajęta?
   – Przynajmniej przez połowę dnia. – Westchnęła nieznacznie, wlepiając swój szkarłatny wzrok, a wtedy przekonałem się, że próby utrzymania dobrego tempa tego kontaktu ponownie spełzły na niczym, i póki ona nie uświadomi sobie tego, to ja wraz z moim zdaniem jestem zbędny. Tylko… to trochę bolało. Nie chciałem być odstawiany na bok i to właśnie to było moją słabością. Lęk przed tym, że znowu będę samotny, tak jak kiedyś. Wtedy delikatny, kobiecy zapach przelatujący przez moje nozdrza natychmiast zmazał jakiekolwiek ślady panoszących się w głowie myśli. Odruchowo przyciągnąłem dziewczynę ku siebie, by poczuć bliżej tą przyjemną woń, która niczym aura spowijała całe jej ciało. Moja dłoń delikatnie trzymała jej nadgarstek, ale nie był to szorstki uchwyt; powiedziałbym, że moje palce ledwo dotknęły tej gładkiej, jasnej skóry.
   – Wybacz, nie mogłem tego powstrzymać. – Zrobiłem krok do tyłu, i nie dałem jej czasu na żadną reakcję. Szczerze to obawiałem się przez chwilę, by spojrzeć w jej oblicze, ale kiedy mijały kolejne sekundy przepełnione ciszą, postanowiłem przewrócić spojrzenie. I zrobiłem to tak czy siak. W trakcie jednego momentu poczułem, że gdyby ten cały Enzo wyrządził jej jakiejkolwiek natury szkodę, zapłaciłby za to.
   – Hmm… będę się zbierał. – Pociągnąłem za smycz i pokierowałem szczeniaka w stronę budynku. – Do jutra, mam nadzieję.
   Gdy dotarłem do swojego mieszkania, znów padłem na łóżko, ale wcześniej postanowiłem zadbać trochę o Shiloh’a. Nakarmiłem go, pogłaskałem i nieco się z nim podroczyłem. Teraz, gdy robiłem dokładnie to samo, co kilka godzin temu, czułem tego wyraźne skutki. Materac odbierał mi wszystkie siły i ledwo byłem w stanie podnieść się i zajść do łazienki. Poza tym nawet, gdybym chciał, relacja Lou i jej brata wydawała mi się zbyt rodzinna i sielankowa, by okazała się czystą prawdą. Mimo że mnie nie dotyczyła, za szybko zacząłem się martwić o tę dziewczynę. Moje myśli ciągle toczyły się do tego, że ona w końcu o mnie zapomni, albo łatwiej mówiąc, zignoruje.
   Następnego popołudnia, mój plan na dzień nie wyglądał ciekawie. Stanowił całą powtórkę z wczorajszego, co wywołało u mnie tylko kolejne ziewnięcia. Byłem przekonany co do tego, że telefon do Lou nic nie da, i tak się naturalnie stało. Po jakichś dwóch minutach oczekiwania na odebranie robiły się aż nadto nudzące. Aż w pewnym momencie – podczas spaceru – zobaczyłem, jak moja szkarłatnooka przyjaciółka wychodzi ze swojego budynku w towarzystwie swojego brata. Mieli ze sobą torby, więc na myśl od razu wkradł mi się basen, o którym Lou wczoraj mówiła. Poważnie, nie chciałem wyjść na śledzącego, bo to był kompletny przypadek, więc po prostu wykrzyczałem w oddali jej imię. Rzecz jasna nie chciałem im się wpychać w wieczorek, nawet nie zamierzałem, ale to nie zmieniało faktu, że nie czułem się urażony. Ona po raz kolejny mnie zignorowała.

(Lou?)

Armentum!

Kochani, był reset powyższej toplisty, w związku z czym zachęcamy do klikania! ^^
A jeśli chodzi o członków bloga - wręcz naciskamy. Wchodźcie, wchodźcie, bo bez Was nasz blog nie wybije się w rankingu i nie zdobędzie nowych pisarzy! Wystarczy kliknąć raz dziennie, to dużo zmieni. Z góry dziękujemy ^^
(naturalnie banner znajduje się w lewej kolumnie)
Armentum