niedziela, 14 sierpnia 2016

[Event #1] Od Sebastiana - C.D Chie

Sytuacja nie prezentowała się za dobrze, mógłbym rzec, że wręcz fatalnie, ponieważ ilość naszych przeciwników nie zmniejszała się chodź na ziemi leżały dość pokaźne sterty martwych ciał. Rozejrzałem się zdenerwowany po polu bitwy. Wszyscy ludzie z ośrodka walczyli. Odparowywali ataki. Kombinowali jak by tu połączyć swoje arcany by zwiększyć skuteczność ataku. A ja? Stałem na uboczu by "nikomu nie przeszkodzić". Jednak takie postępowanie mogło się okazać fatalne w skutkach w tej sytuacji, wiedziałem to ponieważ widziałem dość poważne rany na ciałach przyjaciół. Nie mówiąc już o tym, że większość straciła dużą ilość energii. Nie chciałem być tylko ciężarem, nie chciałem by ktoś zginął dlatego postąpiłem tak jak mówił mi instynkt. Użyłem miroir by stworzyć parę swoich klonów, które rozeszły się pomiędzy walczących by pomóc tym, którzy zostali ciężko ranni. Jedną z takich osób była Chie, którą zraniły strzały. Pora bym też połączył z kimś ataki. Kto władał cieniem? Dostrzegłszy w ferworze walki  Anjike szybko do niej podbiegłem Dzięki współpracy mogliśmy zdziałać więcej zwłaszcza, że jej moc była podobna do mojej ale nie taka sama. Stojąc do niej plecami i odparowując ataki wymierzone z broni takiej jak sztylety, pałki czy też włócznie oznajmiłem:
-Wbij się w powietrze. Użyje swojej mocy by posłać w ich kierunku deszcz cienistych strzał.-Dziewczyna po chwili wahania przystała na moją propozycje. Splotłem swoje dłonie i ukucnąłem czekając aż An położy nogę, gdy to zrobiła zebrałem wszystkie siły i podrzuciłem ją do góry. Zanim Anjike dotarła wzniosła się na odpowiednią wysokość stała się głównym celem snajperów i osób posiadających broń palną. Na szczęście w samą porę zareagowała Taiga, która swym pędzlem otoczyła Anjike czarną tarczą. Gdy dziewczyna znalazła się na odpowiedniej wysokości zaczęła kołować nad przeciwnikami a ja skupiłem się by czerń pokrywająca jej pióra spłynęła na wrogów w postaci ostrych niczym brzytwa kolców. Sztuczka ta była o wiele trudniejsza niż wykonywałbym ją na sobie, ale pomimo tego dałem radę. Po paru minutach na placu ostało się parę niedobitków, którzy pomimo przebitych kończyn dalej walczyli. Ukląkłem na ziemi wyrównując oddech. To było strasznie męczące. Podniosłem wzrok czując na sobie czyiś dotyk. Była to moja czarnowłosa przyjaciółka, która uśmiechała się do mnie przyjaźnie. Odwzajemniłem uśmiech wstając. Nie czas na odpoczynek. Korzystając z okazji, że nie byliśmy na razie kaczkami do wybicia ruszyliśmy na pomoc osobom, które zostały ranne. Najgorzej sytuacja miała się z Lou, która była cała poparzona, nie mogliśmy jej tu zostawić przecież mogło wdać się zakażenie, które było bardziej niebezpieczne niż odniesione rany. Przywałowałem jednego ze swoich klonów i  kazałem mu zanieść Lou do motelu. Gdy cień zabrał dziewczynę i oboje zniknęli nam z oczu ruszyliśmy dalej korytarzami szukać osoby po którą tu przyszliśmy.

(Kto tam dalej?)

[437 słów]