piątek, 16 września 2016

[Team 1] Od Lee - C.D Azusy

   Od początku podróży do tego zrujnowanego domku, w moim głowie dudniło tylko jedno pytanie, które – mimo że Azusa niemal wymruczał pod nosem – słyszałem dosyć dobrze. A jego treść to mniej więcej: dlaczego nie zrobili ze mnie Sigmy, skoro możliwe, że mam takie same predyspozycje do tego jak mój brat? W sumie myślenie nad tym wyeliminowało mnie z gry na parę dobrych chwil, przez co ledwo zdołałem usłyszeć kolejne pytanie.
   – Dobra to może Kondon do odpowiedzi. – Mówiąc to, zachowywał się dokładnie jak, taka nauczycielka matmy, która powołuje do tablicy najgorszego ucznia. Miał przed sobą nieco starsze osobniki, ale no nie będę czepiał się szczegółów. – Ekhem… jesteś skrytobójcą to może masz jakiś plan, hmm?
   Na początku spojrzałem na niego, marszcząc brwi w zastanowieniu, a po dosłownie chwili westchnąłem. W powietrzu zdążyła zawisnąć cała chmura mojego zmieszania. Miałem od groma pytań, ale nie było czasu, by na wszystkie odpowiadać. Jedno mogę powiedzieć: myślenie nad planem to w chwili obecnej ostatnie, na co miałbym ochotę, ale co… to w końcu nasz drogi Kapitan, więc wypadałoby to jakoś omówić. Mimo że zdołałem odkryć jego lekkie podejście do życia, to nie mogłem odpędzić od siebie myśli, że jest on jednocześnie najbardziej ogarniętą i doświadczoną osobą tutaj, bez względu na to, czy jest Thetą, czy też nie. Już pominę moje refleksje na temat zwrotów, takich jak „Kwiatuszki” i… „Kondonek”. Tak, to drugie zdecydowanie było kierowane do mnie, ale jednak odnalezienie powodu wydawało się być dalekim celem.
   – Plan… – zawtórowałem, próbując złączyć w głowie wszystkie części układanki.
   – Plan, plan, kondonku. – Kolega o miętowych włosach ponownie wlepił we mnie swoje rubinowe oczy. – Dobra, widzę, że póki co, nic z tego nie będzie. – Zaczął krążyć po pomieszczeniu, a wtedy uprzejmie postanowiłem zabrać głos i przerwać tą posępną ciszę.
   – Wybaczcie, na razie trudno jest mi się oswoić z tą sytuacją. Mamy się zabijać?
   – Skądże, czarnuchu. Okaleczać. – Poprawił mnie Kapitan, a ja nie mając żadnego pomysłu na dalszą podróż, spojrzałem na jedyną dziewczynę w naszym Teamie. Siedziała jakieś parę metrów od nas, nie odezwała się nawet na sekundę. Jedynie podnosiła wzrok co kilka chwil, by potem znowu wbić go w podłoże. Z pewnością mogłem stwierdzić, że uważnie nas słucha i w swojej głowie wyrabia sobie własną opinię na te tematy, które poruszyliśmy. A tak poza tym… współczułem jej. Wyglądała mi na bezbronną czternastolatkę, i ciągle trzymałem się tego, że nie powinna się tu znaleźć. No, ale mogę się oczywiście mylić… Cicha woda brzegi rwie. Być może ta drobna istotka zaszczyci nas czymś ciekawym. W sumie to już w czasie, gdy prezentowała przed Azusą swoją Arcanę, pomyślałem sobie, że może się przydać, a o sobie to nawet nie mówię, bo mogę okazać się zupełnie bezużyteczny… Moje umiejętności są trudne do wykorzystania, szczególnie w bitwach, gdzie uczestniczy więcej niż jedna osoba. W czasie takich konfrontacji muszę być ściśle ubezpieczany. Nawet, gdy ucieczkę mam dosyć opanowaną, to nikt z nas do końca nie wie, czego ma się spodziewać po innych Team’ach.
   – Hmm… może zacznijmy ich szukać czy coś? Jeśli obierzemy taktykę ukrywania się i mijania, czyli taką, jaką zapewne wybrali inni, to prędzej Naho się odezwie, niż ktokolwiek zrobi krok.
   – Wiemy coś o innych grupach? – I tak oto całkiem porządny głosik wydobył się z tego małego ciałka. Odezwała się!
   – No to jesteśmy coraz bliżej konfrontacji… – Zetknąłem swoją otwartą dłoń z policzkiem, a mój ton całkiem zmienił barwę na z lekka dramatyczną. W tym samym czasie zmarszczyłem brwi, teatralnie wyrażając swoje zaniepokojenie, które naturalnie nie było takie prawdziwe. Jeszcze.
   – Oczywiście, że coś wiem. – Wystąpił Azusa, a ja od razu usnułem teorię, czy może chłopak jest nieco narcystyczny. – Ale co to za zabawa, gdybym wszystko na ich temat powiedział? Żadne z was nie zdobędzie doświadczenia. – Wytłumaczył wprost. Od razu było widać, że nie zamierza ułatwiać nam sprawy w żadnym stopniu.
   – Czyli mamy ucierpieć, żeby się dowiedzieć? – Zapytałem, a odpowiedź wprawdzie okazała się dość oczywista.
   – Całkiem szybko łapiesz, Kondonku – zachichotał pod nosem, a niespodziewanie jednym, dzikim ruchem przeskoczył w stronę wyjścia.
   – Nie znam go, ale domyślam się, że na tej bitwie będą niezłe jaja, zanim do czegoś dojdzie… – Założyłem ręce na klatkę piersiową i zwróciłem się do Naho, stojącej nieopodal mnie. Sam dźwignąłem się na nogi z jakiegoś dziwnego siedzenia, i oboje próbowaliśmy nadążyć za naszym ciekawym Kapitanem.
   – Może i trafne przeczucie… – Ponownie się odezwała. Wow, to jest jakiś dzień cudów. Chociaż w sumie to ja jej prawie nie znam, a żyję z pozorów. – ...Ale chyba nie powinno być tak źle?
   Spojrzałem na nią lekko zdziwiony, a może nawet na mojej twarzy malowało się wtedy niedowierzanie.
   – Dziewczyno, mamy szczęście, że ten gość jest bardziej ogarnięty niż myśleliśmy. Zresztą my też musimy się przyłożyć. Taki teamwork – rzekłem spokojnie.
   – Przestańcie mnie obgadywać jaki to jestem zajebisty, i tutaj przyjdźcie. – Zawołał Azusa. Znajdował się najwyraźniej na zewnątrz, dlatego jego głos był ledwo słyszalny. Nie mogłem stwierdzić, czy na pewno zrozumiałem wszystko, co powiedział, ale z pewnością coś znalazł.
   Azusa nie stał w ukryciu, jak się tego spodziewałem. Widocznie ktoś dostrzeżony przez rubinowe oczy nie był w stanie nas namierzyć. Chociaż nie byłem przekonany, czy to na pewno któryś z pozostałych Team’ów. Gdy w końcu wyszedłem ze zrujnowanego domku, mogłem ujrzeć ciężkie i granatowe chmury rozciągające się dokładnie nad nami, pośród wielkich wieżowców. Gdzieniegdzie, w oddali, na ziemię runęły poszarpane smugi białego światła. Dla mnie i Naho to były tylko ostrzeżenia przed nadchodzącymi wyładowaniami, ale nie wiedziałem jakiej reakcji miałem się spodziewać po Azusie, który – być może – dostrzegł kogoś, kogo my jeszcze nie zdążyliśmy zauważyć. Albo to naprawdę nikt.
   – Mam nadzieję, że skoro twoja Arcana jest związana z elektrycznością i w ogóle… to nad tymi cholernymi pieruńskami też będziesz potrafił zapanować. – Odezwałem się widząc, jak dużo absurdu przeplatanego z nadzieją mieści się w moich słowach.

(No to może Naho?)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz