sobota, 17 września 2016

[Team 4] Od Lou - Do Sory

Mój umysł dryfował w próżni. Kompletnie nie miałam pojęcia, co się ze mną właśnie dzieje. Może umarłam? Ale niby dlaczego? Do mojej świadomości zaczęły docierać pojedyncze sygnały z zewnątrz. Pierwsze, co rozpoznał mój odrętwiały mózg to głośny szum wiatru. Automatycznie mnie to uspokoiło. Powietrze zawsze działało na mnie kojąco. Przestałam się obawiać, czy żyję, czy też nie. Powoli zaczęły docierać do mnie także inne odczucia, takie jak chłód czegoś twardego pode mną albo to, że moja głowa pulsuje tępym bólem. Uchyliłam ociężałe powieki i pod wpływem ostrego światła od razu je zmrużyłam. Spróbowałam jeszcze raz i tym razem udało mi się dostrzec  granatowe chmury i otaczające nas dookoła dziwne, wysokie budynki. Ostrożnie podparłam się rękoma o podłoże i powoli wstałam. Zachwiałam się, ale po chwili złapałam równowagę . Zdałam sobie w tej chwili sprawę, że znajduję się dość daleko od ziemi. Niepewnie podeszłam  do skraju betonowej powierzchni. Stojąc o krok od samego końca, spojrzałam w dół. Znajdowałam się na dachu, jakiejś niezwykle dziwnej budowli. Coś co przypominało, wielką, betonową wieżę. Co ja tu robiłam? Wystawiłam twarz do wiatru, który smagał moje policzki. Był to porywisty podmuch, który tak bardzo różnił się od tych, które występowały tuż przy ziemi. Jednak wysokość robiła swoje. Na myśl nasunęło mi się pytanie, czy jestem tu sama. Rozejrzałam się po ogromnej powierzchni dachu. Mój wzrok napotkał dwie postacie, które właśnie powoli wstawały z ziemi. Wydawały się równie skołowane, jak ja na początku. Ruszyłam w ich kierunku. Pierwszą na mojej drodze napotkałam białowłosą dziewczynę o błękitnych oczach, której kobiece kształty na chwilę skupiły moją uwagę. Wyglądała na gorącą laskę. Ciekawe, czy miałaby ochotę się zabawić? Natomiast drugą osobą okazał się… tygrysek? Dość wysoki chłopak miał na czarnych włosach, coś na kształt czaszki tygrysa szablozębnego, a dodatkowo na policzkach widniały czerwone paski, niczym u drapieżnego kota. W dodatku miał dzikie, złote oczka. Ich barwa przypomniała mi oczy Lee, lecz jego wzrok wydawał się dużo łagodniejszy niż tego tutaj osobnika.  Nagle bajerancki zegarek tej niebieskookiej kobietki zamigotał. Białowłosa spojrzała na niego i po chwili spędzonej na śledzeniu, jakiegoś tekstu odezwała się do nas beznamiętnym, stanowczym głosem. Wyczuwałam, że to ona będzie tu rządzić.
-Jestem Sora Carter, wasza pani Kapitan w zorganizowanej przez naukowców bitwie, która ma być treningiem dla Naturalnych Arcan, czyli dla was. – Tu wskazała na mnie i na Tygryska.
-Ehem… A z kim mamy niby walczyć? – To był pierwszy tego typu trening, w którym uczestniczyłam.
-Z pozostałymi drużynami. – Jej oczy były chłodne. Uhu, taka niby bezduszna a pewnie w łóżku niezły z niej kociak.
-Cóż… Tutaj chyba oprócz nas nie ma żywej duszy. – Po raz pierwszy głos zabrał chłopak. Rozejrzał się dookoła, mrużąc powieki od porywistego wiatru, który targał nam wszystkim włosy.
-No, jakby nie patrzeć znajdujemy się na dachu jakieś 50 metrów nad ziemią. – Zauważyłam i przeciągnęłam się ostrożnie. Byłam trochę obolała z jakichś powodów. Martwiła mnie jedna sprawa, że musiałam walczyć i to najprawdopodobniej sama. A ja w walce nie jestem zbyt mocna… Moje rozmyślania przerwał głos naszej Kapitan.
-Powinniśmy odnaleźć jakieś zejście stąd, ale wpierw chciałabym poznać wasze imiona i Arcany.- Wbiła w nas lodowate spojrzenie.
-Satoru Tadashi do usług. – Wykonał teatralny gest. – Moja Arcana robi ze mnie tygrysa w ludzkiej postaci. – Uśmiechnął się i wyciągnął dłoń ku górze. Jego paznokcie wydłużyły się i przekształciły błyszczące, stalowe pazury.  Była to krótka prezentacja, jednak zdałam sobie sprawę, że facet ma silną Arcanę. Mimo to postarałam się nie tracić pewności siebie i wyciągnęłam z futerału, który miałam przypięty przy pasku, miecz. Mój drogi Brise sauvage.
-Lou Daquin.  – Stanęłam w lekkim rozkroku. -  Może i jestem jedynie Betą, ale nie poddam się bez walki. Jestem szybka i zwinna oraz…  - Użyłam Tempête de haine i zamachnęłam się moim ostrzem. Fala wiatru, jaką spowodował ten atak trafiła w metalowy słupek, który znajdował się na skraju dachu i wytworzył w nim dość głębokie wgniecenie.
-Haha, szybkość ci pomoże w uciekaniu przed silniejszym od siebie. – Tygrysek się zaśmiał.
-Na pewno nie przeszkodzi. – Odpowiedziałam oschle.
-Radzę wam żyć w przyjaznych stosunkach, gdyż aby przetrwać tą bitwę i ją wygrać musimy ściśle współpracować. – Poważny głos Sory uciął natychmiast naszą rozmowę.
-Mogę z nim współpracować, ale nie musimy od razu zostawać przyjaciółmi. – Prychnęłam pod nosem.
-Może lepiej zamiast tu sobie tak rozmawiać, to lepiej weźmy się do roboty? – Satoru zauważył mądrze.
-Dobry pomysł. – Pani Kapitan zmierzyła nas zimnym wzrokiem.-  Należy wpierw znaleźć  zejście na dół, a następnie obmyślić dalszy plan działania.
-Niech każde z nas idzie w innym kierunku. – Zaproponowałam, a kiedy pozostała dwójka zgodziła się na ten plan przy pomocy skinięcia głowami, ruszyłam w stronę niewielkich zabudowań, na których znajdowały się różnego rodzaju anteny i nadajniki. Nie podobało mi się to wszystko. Wyczuwałam, że nie dogadam się ani z Tygryskiem, ani z Panią Kapitan. Satoru działał mi na nerwy i nie wydawał się zbytnio normalny, a Sora była straszna z tym brakiem okazywania jakichkolwiek uczuć. Jeszcze ja i moja słaba Arcana… Niby powiedziałam, że nie poddam się bez walki, ale na co może zdać się moja walka? Chyba, że trafię na kogoś słabszego od siebie psychicznie to może jakoś go zmiażdżę, ale jak trafię na taką drugą Sorę, która pewnie także jest cholernie silna…To będzie już po mnie. Ciekawe czy Lee bierze w tym udział? Jeśli tak, to czy będę zmuszona z nim walczyć? Ale ja nie będę mogła z nim walczyć! Po pierwsze to Lee, a po drugie on jest ode mnie dużo silniejszy. Ehh… W co ja się wpakowałam? Nagle przed sobą dostrzegłam niewielkie drzwi. Szarpnęłam za klamkę, która o dziwo ustąpiła bez oporów. Drzwi otworzyły się cicho przy tym skrzypiąc. Moim oczom ukazały się schody, prowadzące, gdzieś w dół. Jest, znalazłam zejście z tej wieży. Biegiem ruszyłam do moich kompanów. Wpierw napotkałam Satoru, który rozglądał się uważnie wzdłuż krawędzi dachu.

https://s-media-cache-ak0.pinimg.com/564x/40/07/c6/4007c6f8a2514cdfb341badf7f727757.jpg-Znalazłam zejście! – Uradowana podeszłam do czarnowłosego. Spojrzał na mnie dziwnie.
-Trzeba o tym powiedzieć Sorze. – Odparł.
- O co chodzi? – Pani Kapitan zaszła nas od tyłu, w ręku trzymając tajemniczą skrzynkę.
-Lou znalazła zejście na dół. – Tygrysek wbił zaciekawione spojrzenie w przedmiot, który przyniosła ze sobą białowłosa. – A ty co tam masz ciekawego?
-Najprawdopodobniej broń. – Skrzynka wylądowała na podłodze. Dziewczyna ją otworzyła, a naszym oczom ukazał się niesamowity pistolet.
-Kto go będzie używał? – Spytałam cicho.

[Sora?]

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz