sobota, 17 września 2016

[Team 4] Od Satoru - C.D Sory

   O tak! Takie życie jest o wiele ciekawsze, niż kiszenie się pod kopułą. Znaczy… ciągle nie wiem, gdzie dokładnie jestem, ale zdążyłem się podjarać, więc jest zajebiście! Jednak mimo wszystko przemyślałem sobie dokładnie sytuację, w której się znalazłem i jakie osoby mnie otaczają. Ta panienka z Arcaną powietrza wydaje mi się mieć jakieś skłonności seksualne, a nasza pani Kapitan widać, że ma zamiaru pierdolić się w tańcu – od pierwszego spotkania pokazała, jaki ma charakter i raczej budziła we mnie pewien respekt. Tak, to właśnie moje analizowanie swoich towarzyszy, same konkrety! Ponadto wiedziałem, że jeśli musimy współpracować i dzięki temu zwyciężyć, to jesteśmy zmuszeni dać sobie pewien kredyt zaufania. O tak, byłem nieźle zdziwiony, że od razu na to poszedłem. Zastanawia mnie tylko, kiedy moje panienki zabiją się wzajemnie. Chociaż nie ukrywam, że Sora miałaby o wiele większe szanse, i to z wiadomych względów. W sumie to przez ich napięte relacje czułem się taki wyjątkowy i czysty, że pozostałem bez żadnych wykroczeń. A nie zapominajmy, ile czasu minęło!
   Gdy sytuacja chwilowo ochłonęła, odprowadzałem panią Kapitan wzrokiem.
   – Chodź Tygrysku, przydasz się. – Nadal kroczyła do przodu, aż w końcu odchyliła głowę w moim kierunku, w efekcie czego byłem w stanie dostrzec jej niebieskie tęczówki. – Jesteś w stanie znaleźć pozostałe Team'y czy aż taki umiejętności nie posiadasz?
   Prychnąłem, ukrywając dłonie w kieszeniach swojego wdzianka, a następnie wychyliłem głowę w celu dobitnego udzielenia odpowiedzi:
   – Wyglądam jak pies tropiciel? – Nie dając czasu dziewczynom na żaden odzew, kontynuowałem swoją wypowiedź. – Jasne, że nie. Ale moja odwaga zwana także szaleństwem, jest w stanie pozwolić mi na wiele rzeczy. Często słyszę, że jestem walnięty jak kilo gwoździ bez łebków, a nawet się nie staram. No to na co mam się przydać?
   – Jesteś w stanie mniej więcej podać ich położenie? – Dziewczyna wydawała się zignorować to, co jej nie interesowało, i dalej dążyła do uzyskania odpowiedzi na swoje pytanie. Chociaż wydaje mi się, że zasadniczo dałem jej do zrozumienia, iż żadna z moich zajebistych mocy nie polega na tropieniu przeciwnika.
    – Jak pójdę odcedzić kartofelki, to może na coś wpadnę. Spokojnie, nie uciekłbym od was, kochaniutkie. Prędzej będzie na odwrót. – Machnąłem ręką obojętnie, a potem bez słowa odwróciłem się na pięcie i zmieniłem kierunek. Znów włożyłem ręce do kieszeni mojego białego, przylegającego munduru i rozejrzałem się w celu poznania otoczenia. Wielkie miasto i wysokie, specyficzne skonstruowane budowle, które okrywały cieniem przynajmniej połowę przebytego przeze mnie terenu. Wprawdzie to nawet nie zdziwiłbym się, gdyby ktoś o wyostrzonych zmysłach zdołał mnie w jakiś sposób dostrzec. Wróg mógł kryć się wszędzie: na przykład, tak jak nasz Team, gdzieś na tych wieżowcach, albo o wiele niżej. Na pewno byliśmy porozstawiani, ale w taki sposób, byśmy mogli się bez większego problemu odnaleźć. Prawda była taka, że wręcz nie mogłem doczekać się konfrontacji. Nawet, jeśli mógłbym okazać się najsłabszym ogniwem. Idąc tak i poznając nowe zakątki tej ruiny zwanej miastem, znalazłem w końcu dogodne miejsce, by załatwić swoją potrzebę fizjologiczną. Generalnie stałem sobie na świeżej zieleni, która w sumie bardzo przypominała mi murawę, a otaczały mnie same kamienne bloki i chuj-wie-jak zrobione konstrukcje, na jakich wcześniej mieliśmy okazję siedzieć. Naliczyłem naprawdę niewiele punktów, z których przeciwnik mógłby mnie obserwować. No chyba, że z góry, ale im szybciej mnie zauważą, tym sprawniej dojdzie do walki, no nie? Przecież pani Kapitan Sora nas wybawi! Znaczy miejmy nadzieję, że będziemy współpracować i w drużynie przeciwnej nie trafi się jakiś niezniszczalny hulk. Wobec tego przystanąłem sobie naprzeciwko murka i już zamierzając zabrać się do roboty, nagle usłyszałem za sobą ledwo słyszalny szelest. Zboczoną podglądaczką okazała się Lou, która od momentu, w którym na nią spojrzałem, strasznie broniła się i zapewniała mnie, że nie patrzyła.
   – Po co miałabym cię obserwować?!
   – Ej, nie mów tak szczerze, bo ci uwierzę… – Parsknąłem śmiechem, oczywiście zdając sobie sprawę z niewinności dziewczyny. Co jak co, ale wystarczyło dostrzec jej czerwone tęczówki, by wyczytać z nich prawdę. Oprócz prawdy zobaczyłem w nich także, że nie jest moją największą fanką, ale mniejsza.
   – Sora jest tuż za mną. – Odwróciła się, by móc zobaczyć wyłaniającą się spośród cieni Sorę. No kolejnej się nudzi. Zero zaufania! Odejście jednego członka grupy na zrobienie siku nie zrobiłoby przecież takiej wielkiej różnicy…
   – Jeden chłopak nie może mieć prywatności? – Fuknąłem, składając ręce na klatce piersiowej. Dziewczyny prawdopodobnie nie wzięły na poważnie mojego narzekania, bo nie zamierzały drążyć dalej tego tematu. – Zjadłbym coś słodkiego. Są tu sklepy?
   – Nie sądzę. – Sora ponownie rozejrzała się w monitorowaniu otoczenia, i po chwili jej wzrok uniósł się w górę. Najwyraźniej podobnie jak ja, nie widząc żadnych czynników zwiastujących zagrożenie, pomyślała o ataku z powietrza. Ale po czymś podobnym ani śladu.
   – To dobrze, bo po lizakach mi odpierdala. Znaczy wyglądam jak wariat i krzyczę dookoła “zabić wszystkich” – wytłumaczyłem z nienaturalnym spokojem w głosie, że aż sam wywołałem na swojej skórze dreszcze. No ja tak na siebie działam? Mrr.
   I jak się okazało: swojej potrzeby nie załatwiłem. Natomiast podczas gdy mój zdenerwowany wzrok krążył po uklepanej trawie, dostrzegłem coś, co byłem w stanie dostrzec od razu, ale wcześniej nie byłem na tyle skupiony. Moje oczy poszerzyły się w zdziwieniu, a po chwili zerknęły na obie dziewczyny. Gdy Sora chciała przejść przez obszar, który oznaczyłem jako “nie dotykać, bo odgryzę rękę”, szybko przeskoczyłem za nią i kładąc ręce na smukłej talii dziewczyny, oddaliłem ją o jakiś metr.
   – No nie widzicie? – Zapytałem, a w moim głosie czaiło się coś na podobieństwo niedowierzania. Wtedy w okamgnieniu rzuciłem się na ziemie, i mój intensywny wzrok ponownie wbił się w ślady odbite dosyć świeżo na zielonej trawie. Moje wyostrzone, zwierzęce zmysły od razu zaprzeczyły teorii, że to może nasze inicjały. Zapewne z ich perspektywy wyglądałem jak taki prawdziwy pies, albo w gorszym przypadku na szaleńca. A co tam! Tym drugim zdecydowanie jestem, i gdybym się z tym krył, ktoś znajomy wziąłby mnie za chorego. Brakowało tylko, gdyby któraś powiedziała “do nogi, Satoru!”.
   – Skąd miałbyś wiedzieć, że to nie nasze ślady? – Zapytała Sora, a ja gestem dłoni kazałem jej się nieco zniżyć. Wtedy bez żadnego zastanowienia, gwałtownym ruchem zahaczyłem o jej dekolt, pociągnąłem niżej i już byłem w stanie zaciągnąć się intensywnym zapachem, który okrywał okolice jej twarzy oraz szyi.
   – Ty pachniesz inaczej, to nie nasze ślady. Ani powietrznej koleżanki – oznajmiłem, puszczając dziewczynę, która od razu pacnęła mnie mocno w głowę.
   – Dzieciaku, takie rzeczy to po Bitwie Grupowej. – Odparła. W sumie to nie sądziłem, że jest starsza ode mnie.
Nie wyglądała jednak ani na zawstydzoną, ani zbytnio złą. Natomiast ja – w pełni pochłonięty nowymi oświeceniami – nawet nie zareagowałem. Zamiast tego rzuciłem się w bieg, wprost za poznanym zapachem. Ignorowałem wszystkie bodźce zewnętrzne, które w tamtym momencie mogły przerwać mój dziki napad, a zatrzymałem się dopiero w chwili, kiedy zapach stał się aż nadto intensywny. I nagle moim oczom ukazały się sylwetki trzech odwróconych osób, idących prosto przed siebie. Poczułem niewyobrażalną ulgę, gdy uświadomiłem sobie, że jestem w dosyć bezpiecznym miejscu, bo za rozgromionym murem. Dziewczyny prawdopodobnie mnie doganiały, bo z daleka słyszałem ich przyspieszone oddechy. W sensie podczas biegu!
   Po chwili dołączyły do mnie.
   – Ej, znalazłem ich! Możemy teraz przerobić ich pyski na pierdolone origami?!

(Lou/Sora?)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz