sobota, 17 września 2016

[Team 2] Od Kaito - CD Andree

Głośne dźwięki, jakby uderzania młotem o kowadło z akompaniamentem piszczenia w uszach rozbrzmiewały w moim umyśle i odbijały się echem w nieskończoność. Zamykając oczy miałem wrażenie, że znowu leżę na zimnym łóżku rezonansowym. Dobrze znane mi uczucie ustało jak po pstryknięciu palcami, kiedy lider zadał pytanie odnośnie mojej Arcany:
- A ty, Kaito? Co ty potrafisz?
Poczułem jak robi mi się nieprzyjemnie ciepło, a mięśnie paraliżuje skurcz. Obydwaj mężczyźni widocznie to zauważyli, jednak w tamtym momencie nie zamierzałem przejmować się reakcją na moje częste wzdrygnięcia. Zastanowiłem się, jak zgrabnie i szybko opisać moje umiejętności i nie zrazić do nich naszego Księcia. Na wieść o leczniczej zdolności Enzo, wydawał mi się zadowolony z obecności kogoś takiego w drużynie, więc szczerze obawiałem się reakcji na moje. Nie tracąc czasu zacząłem krótko:
- Jestem w stanie zobaczyć rzeczy z różnych perspektyw…
- Naprawdę? - przerwał mi nagle... zaskoczony? i jakby wybity z rytmu, choć to ja zaciąłem się w tym momencie, nieco zdezorientowany pytaniem. Czy ja naprawdę wyglądam na kogoś, kto lubi żartować? Wziąłem głęboki wdech, by uspokoić myśli.
- Zważywszy na naszą sytuację, raczej nie skłamałbym w tej kwestii - mruknąłem i posłałem mu niekontrolowane, nieprzyjemnie chłodne spojrzenie, starając się, by odizolować najwięcej urazy ze słów jaką odczułem. - Przewiduję też ruchy i zachowanie wroga oraz mam wyczulony refleks. W powietrzu czuję się najlepiej - dodałem na koniec, podsumowując tym samym opis.
Zauważyłem jak Andree marszczy lekko brwi i wpatrzony w odległy punk za mną, przykłada dłoń do ust w geście zamyślenia. Enzo za to stał, przyglądając się laserowej broni. O ile w szkarłatnych oczach dostrzegłem ciekawość, to na twarzy widniała lekko znudzona mina. Prawdopodobnie, gdyby nie trzymał broni, stałby z skrzyżowanymi rękoma na piersi. Zdziwiło mnie to, ponieważ odkąd się tu znaleźliśmy, uśmiechał się cwaniacko.
- Hmm - mruknął ciemnowłosy - czyli z walki nici.
Spuściłem głowę, wbijając kościste dłonie w kieszenie jasnej, jednak już lekko okurzonej bluzy. Wyczułem w tych słowach lekki zawód, jednak czego ja się spodziewałem? Bardzo dobrze zdawałem sobie sprawę, że nie byłem, nie jestem i nigdy nie będę przeznaczony do walki. Niektórym mogłem w ten sposób nawet przeszkadzać. Ale szczerze? idzie sie przyzwyczaić.
- Dobrze więc! - Andree zaczął nagle, przez co wzdrygnąłem się po raz kolejny. Jeśli cały czas ktoś będzie robić coś tak nagle… - Chodźmy już. - Chłopak ruszył, zgrabnie odwracając się na pięcie i uderzając metalową laską w podłoże, które chyba mogłem nazwać ziemią. Jednak wybrał kierunek, który wskazałem. Enzo ruszył zaraz po nim, prawie dorównując mu kroku, mnie za to zajęło chwilę przetrawienie całej tej sytuacji. Po prostu stałem, wpatrzony w czerwone od zachodu słońca niebo.
- Kaito! - uniesiony głos Andree gwałtownie sprowadził mnie na ziemię. Jak zwykle podpadam komuś na wstępie. Z mocno bijącym sercem i nogami jak z makaronu dołączyłem do grupy.
Każde z nasz szło w ciszy, którą można było porównać do tej niezręcznej. Dla mnie nic nowego, dlatego nawet nie zwracałem na to uwagi. Włócząc się kilka kroków za resztą team'u, próbowałem rozkminić naszego lidera. Właściwie nie znaliśmy jego Arcany, a tajemniczy wygląd i prośba... nie, raczej żądanie o minimalną ilość zadawania pytań w ogóle tego nie ułatwiał. Właściwie nie znałem żadnego z nich dobrze - ba! - praktycznie w ogóle, więc nie chciałem wyciągać pochopnych wniosków, ale chociaż ta krótka obserwacja dwóch, niedogadujących się ze sobą osobników pozwoliła mi wywnioskować, że na czas bitwy mam do czynienia z Księciem lubującym się w wydawaniu rozkazów oraz z typem człowieka, chcącego być na pierwszym planie. Do tego dochodziłem jeszcze ja, dając prawdziwy pakiecik niezgody. Dzięki bogom (a raczej naukowcom), że muszę się dogadać tylko z dwoma Arcanami. Gdyby drużyna liczyła więcej członków, z pewnością byłbym tym najbardziej kłótliwym.
Ponownie spojrzałem w górę, wzdychając cicho. Już nawet nie dziwił mnie fakt, że kolor nieba ani trochę się nie zmienił. Zupełnie, jakbym patrzył na tapetę. Zwolniłem kroku, aż w końcu zatrzymałem się, marszcząc jasne brwi, poczuwszy na sobie czyjś wzrok. Upewniłem się dwa razy i na pewno nie był to nikt z drużyny. Uczucie bycia obserwowanego rosło z sekundy na sekundę, aż w końcu zniknęło tak samo szybko jak poprzednie dźwięki w głowie. Obróciłem się wokół własnej osi jeszcze kilka razy dla pewności, po drodze zauważając, że znowu oddaliłem sie od team'u. Nie czekając dłużej wzbiłem się w powietrze, przelatując nad Andree i Enzo, lądując kilka metrów przed nimi. Pogrążeni w jakiejś rozmowie nawet nie zauważyli, że ich wyprzedziłem. Andree dokładnie oglądnął laserowe urządzenie, mrucząc pod nosem. Białowłosy również zdawał się coś mówić. Kiedy znaleźli się bliżej, usłyszałem, iż próbowali ustalić, kto będzie dzielnie dzierżyć to... coś. Spojrzałem na Księcia, który wzdrygnął się po chwili, zauważając, że stoję mu na przeciw i praktycznie wwiercam w niego swoje rdzawe spojrzenie.
- Drużyny zostały oddalone od siebie na równych odległościach, prawda? Więc na ile procent jakaś jest w stanie nas obserwować? - spytałem wprost, przerywając im rozmowę. Miałem coraz to gorsze przeczucia jeśli o to chodzi.

<Enzo? *utracone opowiadanie pozdrawia*>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz