środa, 7 września 2016

Od Lee - C.D Lou

Nie rozumiałem tej nagłej fali wyzwisk skierowanej w kierunku Lou, prosto od mojego nowego gościa. Ile ona mogła mieć lat? Jakieś piętnaście? Jeszcze mnie kiedyś za pedofilię oskarżą, jak będę się trzymał bliżej niej… jest całkowicie nieobliczalna i nie ukrywam, że mnie mocno irytowała. Sądząc po tonie i wyrazie twarzy „czerwonookiego królika”, również odczuwała to samo w stosunku do niesfornej Elizy. Ale co? Mam ją wyrzucić za drzwi? W sumie gdybym zrobił to pod pretekstem późnej godziny… myślę, że nie byłaby na mnie tak strasznie obrażona.
(...) Następnego dnia musiałem pogodzić się z tym, że Lou będzie miała kolejne spotkanie z Enzo. Jeśli do tej pory nie zrobił jej nic złego… to może powinienem trochę spuścić z tonu. Niemniej coś ciągle podtrzymywało mnie na tym jednym, nie do końca pozytywnym zdaniu o nim. W dodatku… czy on śmiał się, kiedy Lou faktycznie się topiła? No to jest już szczyt. Wracając do przebiegu dnia – nie działo się zupełnie nic, co mogłoby przykuć moją szczególną uwagę. Poza tym jak wstałem, dziewczyny już nie było, ale Blanc już tak. Chyba właścicielka nie miała serca, by odciągać ją od brata tego dnia. No nic, lepiej dla suni, bo się nie zgubi. A jak się zgubi, to ja naprawdę nie mam najmniejszej ochoty znowu spotykać się z tą małą psychofanką… Ona wygląda mi na osobę, która wykreowałaby korzystne dla siebie okoliczności tylko po to, by osiągnąć cel, a w tym przypadku mogło to być spotkanie ze mną.
   Tak naprawdę nie robiłem nic, po prostu się leniłem… dopóki ktoś nie zaczął natarczywie walić w moje drzwi. Nie było jeszcze nawet dziewiętnastej, więc nie przewidywałem, że zastanę Lou. No i srogo się myliłem, oj srogo, bowiem do mojego mieszkania dobijała się ta młoda, której miałem nadzieję już nie spotkać… Ach, Rimear takie duże, a jednocześnie takie małe.
   – Lee! – Podskoczyła z radością, natomiast ja starałem się dyskretnie przewrócić oczyma. Chyba tego nie zauważyła, bo od razu wparowała do mojego mieszkania, nawet kiedy drzwi były ledwo uchylone.
   – Ejże, buty zdejmij! W stodole cię chowali? – Parsknąłem poirytowany ilością brudu pod jej podeszwą. No kurwa, człowiek całe swoje życie sprząta te mieszkanie tylko po to, żeby za chwilę nabrudziła jakaś mała jędza?
   O dziwo Eliza wykonała mój rozkaz bez najmniejszych oporów; w dodatku zdecydowała się posłać w moją stronę dziwny, z lekka uwodzicielski uśmieszek. No chyba niewyćwiczony, ale doceniam. Jeśli mam być szczery z własnymi myślami, to nie bardzo miałem ochotę na jakiekolwiek odwiedziny.
   – Usiądź, opowiem ci pewną historię! – Zawołała zadowolona, po czym zaczęła naprowadzać mnie w stronę kuchni. Tam zatrzymałem się przy stole i zamierzałem usiąść na krześle, gdy nagle bez ostrzeżenia gruchnąłem twardo tyłkiem na kafelki. Jak się okazało: Eliza była tak pochłonięta nienaturalną euforią, że z przymkniętymi powiekami postanowiła zgrywać „gentelmena” i odsunąć mi krzesło, które oczywiście było jakiś kilometr od mojego siedzenia.
   – Jasna cholera, Elizo… – Mruknąłem, nie zamierzając się podnieść. Zamiast tego zgarbiłem się, jakby zrezygnowanie ciążyło na mnie niczym niewidzialny głaz.
   – Ojeju, Lee! – Pisnęła, niemal w natychmiastowym trybie padając na ziemie obok mnie. Jej oczy były pełne zdziwienia i smutku. Pff, nie ujmie mnie to. – Coś ci się stało? Dopiero jesteśmy razem jeden dzień, a ja już cię zraniłam! – Zakryła oczy swoimi małymi rączkami.
   Na początku miałem zamiar mówić o tym, że jestem cały, ale gdy tylko usłyszałem „jesteśmy razem”, stanąłem jak wryty, a moje oczy poszerzyły się w zdziwieniu. Otworzyłem usta w celu odpowiedzi, ale ostatecznie nie wydobyło się z nich nic, co przypominałoby słowa, a co dopiero zdanie. Kompletnie nie mogłem rozszyfrować tej dziewczyny. Miałem wrażenie, że żyje w równoległym świecie, i moja teoria nadal się podtrzymywała, kiedy Eliza zaczęła opowiadać tą swoją jakże ciekawą historię, która niemal kipiła od nadmiaru akcji. Przyjęcie do swojego umysłu każdego z wersów graniczyło z cudem i wprawdzie moja bariera umieszczona w głowie nie przepuszczała tych kłamstw, dlatego przez większość czasu nieuprzejmie udawałem, że słucham. No cóż… zwykle jestem miły, kulturalny – ale wszystko ma swoje granice. Moim ratunkiem okazało się kolejne w tym dniu, mocne bicie w drzwi. Jednak tym razem przed kilkoma uderzeniami, słyszałem pewne brzęczenie. Jakby kluczy… ale nie byłem pewien. Postanowiłem wykorzystać ten dar i po prostu jakby nigdy nic odszedłem od stołu, kierując się w stronę drzwi. Gdy je otworzyłem, stanął przede mną bardzo niespodziewany widok. Całkiem pijana Lou… a przecież mówiła, że nie lubi alkoholu.
   – Co robisie w moim mieszkaniu?! – Jej język nieustannie się plątał. – Umafiasz się z nią thutaj na tajne schadzki?
   – Lou? Wszystko dobrze? – Zignorowałem szturchającą mnie małą zołzę i w tej chwili moja uwaga całkiem skupiła się na Lou.
   – A widzsisz, aby pyło śle? – Przewróciła oczami, opierając się o framugę drzwi. – Enso mie jusz nie lupi, i tak sobie pszychose do domu i chse spać, a nie mogę… – Westchnęła. – A semu nie mogę?! Bo ta fredna zołsa i ty zajęliśśście moje mieszkhanie…
   – Lou, Lou… – Odwróciłem nieco zakłopotane spojrzenie, jedną ręką delikatnie klepiąc dziewczynę po przedramieniu, a następnie odwróciłem się w kierunku Elizy, by ją tak jakoś grzecznie wyprosić. Nie może patrzeć na nią w takim stanie, bo zacznie znowu cisnąć wyzwiskami. A domyślam się, że pijana dziewczyna nie byłaby z tego powodu zadowolona. Oczywiście skrywałem w sobie ciekawość, jaka pojawiła się po wymówieniu zdania „Enzo mnie już nie lubi”. Czyżbym naprawdę miał przez ten cały czas rację? Enzo zrobił co musiał i ją spił? Ech… no w każdym razie nie zamierzałem póki co jej tego wypominać. Nawet… było mi jej szkoda. Wszystkie chęci na udowodnienie swojej racji drastycznie zmalały.
   Jakiś czas później udało mi się wyprosić z domu natrętną fankę. Później przeniosłem szczeniaki do kąta pod oknem, by sobie dalej spały, a ja powoli zacząłem docierać do Lou, która swoją drogą była tak pijana, że utrzymanie jej pod ramionami okazało się być naprawdę dużym wyzwaniem, bo cokolwiek chciałbym zrobić, chwiała się na wszystkie strony, komentując to, co stało na jej drodze. W pewnych momentach nie mogłem się powstrzymać, by nie wykrzywić miny od woni alkoholu. Alkohol? To była konkretnie wódka, ale nie mogę zaprzeczyć, że Lou nadal wyglądała niczego sobie. Lecz muszę powiedzieć, że wolę ją trzeźwą.
   – Ej, Lee… – Jej język ponownie się poplątał. – A ty mnie jesce lubis?
   – Pewnie. – Uśmiechnąłem się tylko z tego powodu, że udało mi się dotrzeć z nią na kanapę, na której tamtej nocy spała.
   – Wis co… psespałabym sie z jakąś goronso lasko… – Zmieniła temat, który szczerze mówiąc dziwnie mną wstrząsnął.
   – Mm, chętnie bym to zobaczył. – Wstałem, odpowiadając beznamiętnie. Jednak Lou szybko mnie zatrzymała, łapiąc za skrawek mojej koszulki.
   – Oj, oj, oj… Lee… – Zaśmiała się, a potem wystawiając w moją stronę palec wskazujący, pokręciła nim w lewo i prawo. – Ty zbocusku! Ale… co robis w moim domu…?
   – Ja? Mieszkam. – Uśmiechnąłem się pewnie. – Nie chce nic mówić, ale ten alkohol to ci chyba wyżera mózg – zażartowałem, i w pewnym momencie postanowiłem, że Lou dzisiaj również zostanie na noc. A co do Enzo… wydaje mi się, że dzisiaj niepotrzebnie będę ją nim zadręczać. Płakała, widziałem to.
   – Nee mów tak… – Urażona pokręciła głową parę razy, a potem pokazała mi język.
   – Przyniosę koc, połóż się lepiej – powiedziałem, od razu oddalając się od dziewczyny na parę kroków. W dość krótkim czasie udało mi się zabrać jedną warstwę poduszek z mojego łóżka i przemycić ją do salonu połączonego z kuchnią. Tymczasem Lou już dawno uroczo spała. Poważnie, nie miałem serca jej budzić, więc jedyne co zrobiłem, to przykryłem jej ciało kocem oraz sam wróciłem do swojego wyrka.
   (...) Obudził mnie miażdżący ból przenoszący się od okolic pasa do nóg, i w sumie tam się kończył. Miałem wrażenie, że ktoś się po ciągle po mnie kręci i niekoniecznie jest to pies… Tak, to była zaspana Lou. Musiała nocą wyjść do łazienki i zgubić szlak do kanapy. Lekko zmęczony uniosłem górną partię ciała, po czym postanowiłem przyjrzeć się dziewczynie, która – jak się potem okazało – była naga… No nawet w swoim domu nie mogę czuć się bezpiecznie?!
   – Lou? Masz piękne kształty, ale… – Odwróciłem głowę, wystawiając ręce w geście obronnym. Jednym ruchem dałem dziewczynie do zrozumienia, że brakuje jej… hm, odzienia?

(Lou?)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz