poniedziałek, 5 września 2016

Od Lou - C.D Lee

Kiedy odnalazła się Blanc poczułam nieopisaną ulgę. Strasznie się do niej przywiązałam i gdybym ją teraz straciła, w dodatku z własnej winy, to nie wiem jakbym spojrzała na siebie w lustrze. Dziewczyna, która ją trzymała wydała mi się na pierwszy rzut oka dość uroczym stworzeniem o niewinnych niebieskich oczach i burzy kasztanowych włosów. Jednak, kiedy zawitała u progu mieszkania Lee zaczęłam wątpić w jej niewinność. Przeczuwałam jakieś niezbyt korzystne rozwinięcie sytuacji.
-Zapraszam w moje skromne progi, panno Elizo. – Odparł niepewnie czarnowłosy. Młoda weszła energicznie do mieszkania i bez żadnego skrępowania rozejrzała się ciekawsko dokoła.
-Całkiem przytulnie tutaj sobie mieszkasz. – Mruknęła pod nosem, po czym podbiegła do Blanc i Shiloh, które się razem bawiły u moich stóp. – Jakie one są urocze. Chciałabym mieć tą białą. Jak ona miała?
-Blanc. – Odparłam i powoli się schyliłam by ją wziąć na ręce. – Jest moja i nie mam zamiaru nikomu jej oddać.
-Phi… Co za idiotyczne imię… - Młoda prychnęła i ubiegła moje zamiary. Sunia wylądowała  w jej drobnych ramionach. – Kto je w ogóle wymyślił? Ty Lee?
Ta bezczelna dziewucha olała mnie całkowicie i wlepiła maślany wzrok w gospodarza tego dobytku. Wyglądała, jakby się w nim conajmniej zauroczyła.
-Nie ja, tylko Lou. – Chłopak wskazał na mnie z lekko zakłopotaną miną. Dziewczyna odwróciła się w moją stronę i zmierzyła mnie pogardliwym wzrokiem.
-Widać, że nie grzeszy inteligencją. – Zadarła nosa i znowu zwróciła swe niebieskie ślepia w kierunku Lee. Ta … Ta… mała, jędza śmiała mnie obrazić.
-Ty! – Zaczęła mi drgać powieka. Spokojnie Lou, to tylko niewychowany bachor. Mój głos był łagodny jak u baranka. – A ty jakbyś ją nazwała?
-Pearl. Wyjątkowa, czysta, bez skazy i  doskonała w swojej prostocie. – Przymilnym głosikiem szczebiotała do swojego bożyszcza. Odłożyła Blanc na podłogę i chwyciła chłopaka pod ramię. – Mogę prosić o filiżankę herbatki?
- Właśnie miałem to zaproponować. – Lee wydawał się być przyparty do muru. Eliza wnerwiała mnie strasznie, ale mimo to poszłam za nimi. Usiadłam przy stole, by dokończyć swoją herbatę.
- Późno się zrobiło. – Powiedziałam głośno. – Małe dzieci powinny już spać.
-Właśnie, co ty tutaj jeszcze robisz? – Elizabeth spojrzała na mnie z wyższością. Zatkało mnie. Patrzyłam się na nią szeroko otwartymi oczyma i nie mogłam uwierzyć w jej niewyparzony jęzor.
-Cóż Elizo, to mój gość, a ja nie mam pretensji, że Lou nadal u mnie jest… - Lee odezwał się za mnie.
-Hmm… Skoro tak… - Mały paszczur przekrzywił głowę w zamyśleniu. – Ja też jestem twoim gościem, więc nie będziesz miał nic przeciwko, jak zostanę tutaj na noc?
Mężczyzna spojrzał się na nią dziwnie.
-Jednodniowi goście nie mogą dostąpić takiego zaszczytu, przykro mi młoda. – W jego głosie słychać było lekką irytację. Brawo! Nie tylko mnie ona wkurzała. Lee też widocznie zaczęła działać na nerwy.
-Ja się nie zaliczam do gości jednodniowych, prawda? - Uśmiechnęłam się zwycięsko. A co pocisnę ją do końca, aż jej w pięty pójdzie. Było mnie nie obrażać. - Czyli mogę zostać na noc?
Chłopak spogląda na mnie zdziwiony swoimi złotymi oczkami.
-No, ty to co innego, Lou. – Jego twarz przecina uśmieszek. Młoda jest widocznie zawiedziona odpowiedzią swojego idola.
-Lou sru… Przecież ten czerwonooki królik jest głupszy od mojego buta! – Wytknęła mnie palcem i buntowniczo tupnęła swoją cienką nóżką.
- Królik?- Moje brwi powędrowały do góry. – HAHAHA!- Wybuchnęłam głośnym, niekontrolowanym śmiechem.
-Króliki są przecież urocze. – Dodał Lee śmiejąc się cicho. Eliza szybko wychyliła swoją herbatę i szybkim krokiem doskoczyła do drzwi.
-Jeszcze tu wrócę. – Prcyhnęła i rzuciła mi złowieszczy uśmiech,a do chłopaka puściła oczko. Zamknęła za sobą drzwi, o dziwo nie trzaskając nimi. Spojrzałam rozbawiona na czarnowłosego.
-Jaki bulwers! – Zaśmiałam się. – Ta dziewczynka chyba bardzo poważnie się w tobie zadurzyła, a we mnie widzi swojego największego wroga.
-A ma powód, żeby widzieć w tobie wroga? Hmm? – Założył ręce na klatce piersiowej i w cwanym uśmieszku podniósł jedną brew do góry. To dowalił z grubej rury.
-No, a jak? Przecież zostaję u ciebie na noc. – Podeszłam bliżej i mrugnęłam do niego. – Blanc się ucieszy, że może sobie dłużej z braciszkiem pobyć.
-Coś mi się wydaje, że nie tylko ona. – Uśmieszek nadal nie schodził mu z ust.
-Jutro widzę się znowu z Enzo. Idę do niego na kolację. – Oznajmiłam z uśmiechem. Natomiast mina Lee jakoś zrzedła. – Nadal jesteś uprzedzony do mojego brata?
-Ja? Wcale. – Mruknął. – Gdzie chcesz spać?
-Chyba prześpię się na kanapie. – Odparłam niezrażona jego nagłą zmianą humoru.
-Jak sobie życzysz.  Przyniosę ci koc i poduszki. – Poszedł, gdzieś w głąb swojego apartamentu. Gdy tak nagle zaczął mówić o spaniu, zachciało mi się niesamowicie położyć i zasnąć kamiennym snem. Poszłam do łazienki, gdzie wzięłam szybki prysznic i pozostając w samej bieliźnie wyszłam do salonu, w którym miałam spać. Nie czułam się skrępowana,gdyż no … widzieliśmy się już w bardziej skromnych odzieniach.  Chyba jednak mimo naszych doświadczeń, Lee był zaskoczony moim strojem.
-Nie lubię spać w ciuchach, a nie chce mi się lecieć do domku po koszulę nocną. – Ziewnęłam zakrywając usta dłonią. – Jestem padnięta.
- Mi to nie przeszkadza. – Znowu powrócił mu na usta ten specyficzny uśmieszek. Eh, co ja poradzę, że mam takie piękne ciałko? No nic. – A czemu jesteś taka wykończona? Przecież nawet nie ma 22…
-A bo najpierw ten basen, gdzie prawie się utopiłam a potem jeszcze zniknięcie Blanc… Sporo emocji i trochę mnie to zmęczyło. – Machnęłam ręką i ułożyłam sobie przyniesione poduszki i kocyk, tak aby móc wygodnie się ułożyć do snu.
-Czekaj, czekaj. – Lee pokręcił głową. – Czy ja dobrze usłyszałem, że się prawie utopiłaś?
-No taak. – Położyłam się na sofie i przykryłam kocem. – Wiesz uczyłam się nurkować i coś nie mi to nie za dobrze poszło. Dobrze, że mnie Enzo uratował. – Przemilczałam jego dziwne rozbawienie, podczas kiedy ja ledwo uszłam z życiem. To nie musiało nic oznaczać, a Lee pewnie w ogóle już by pałał do niego nienawiścią, chociaż nie wiem komlpetnie z jakiego powodu. Zanim czarnowłosy zdążył to skomentować, ja zdążyłam odpłynąć w przyjemnym śnie.
(…)
Dochodziła 19. Szłam szybkim krokiem, by nie spóźnić się do mojego brata. Stanęłam przed drzwiami, za którymi miało znajdować się mieszkanie Enzo. Wzięłam głęboki oddech i zapukałam. Po chwili pojawił się jasnowłosy chłopak i wpuścił mnie do środka.
-Witaj Lou! – Uściskał mnie przyjaźnie. – Przygotowałem dla ciebie coś specjalnego.
-To znaczy? – Moja brew powędrowała ku górze.
-Same pyszności, czyli cudowną pizzę własnej roboty. – Uśmiechnął się nieskromnie.
-Hmm… Pizza? Zaraz zobaczymy, czy przypadnie mi do gustu. – Pokazałam mu język.
-Na pewno. – Zaprowadził mnie do salonu, gdzie na stole leżał olbrzymi talerz, na którym przepięknie prezentowało się cienkie ciasto z mnóstwem dodatków. Ślinka naleciała mi do kącików ust. Zabraliśmy się za jedzenie. W trakcie posiłku rozmawialiśmy na luźne tematy. Nie było żadnych niewygodnych pytań, ani dziwnych zachowań. Było naprawdę miło. Po zjedzeniu połowy pizzy, oboje mieliśmy dość.
-Trochę za dużo, jak na naszą dwójkę, nie sądzisz? – Uśmiechnęłam się błogo, najedzona i zadowolona.
-Może trochę… - Enzo przyznał mi rację, nieznacznie kiwając głową. – Chcesz się czegoś napić?
- A co proponujesz? – Zerknęłam na spokojną twarz mojego brata. Wyglądał na zrelaksowanego.
- A mam taki fajny napój, zaraz ci go przyniosę. – Powoli wstał z miejsca i poszedł do kuchni. Po chwili wrócił z dwoma szklaneczkami, w których znajdował się ciemny płyn. Powąchałam. Czuć było jakby słodycz jakiegoś owocu.
-Co to? – Zerknęłam zaciekawiona na Enzo.
-To bardzo dobry napój energetyczny. – Uśmiechnął się szeroko. – O dość naturalnym składzie.
-Cóż…. Spróbujmy. – Łyknęłam odrobinkę. Był naprawdę dobry. Wypiłam całą szklaneczkę. Powiem szczerze, po tej pizzy strasznie chciało mi się pić, gdyż duża ilość przypraw spowodowała u mnie pragnienie.
-Chcesz jeszcze? – Chłopak jakby czytając mi w myślach zaproponował kolejną szklaneczkę. Zgodziłam się. Wypiłam jeszcze dwie i zaczęłam się dziwnie czuć. Było mi jakoś lekko, a obraz dokoła zaczął się jakby rozmazywać.  Kręciło mi się także delikatnie w głowie.
-Enszoo… Bo ja mym pytankho. – Mój język się dziwnie plątał. – Szy tu nie ma szadnego alkoholu? – Wskazałam palcem na pustą szklaneczkę.
-A była wódeczka. I to w dość dużej ilości. – Na jego ustach pojawił się ironiczny uśmieszek.
-Ale… Pszeciesz ja nie lubię alkoholu. – Mruknęłam zdumiona. – Fujka.
-Tutaj ci nie przeszkadzał i jak widzę nawet całkiem nieźle na ciebie zadziałał. – Zaśmiał się szyderczo. – Wiesz? Teraz możesz sobie już iść i więcej się ze mną nie spotykać. Nie chce mi się dalej z tobą bawić w rodzinkę. Chociaż było całkiem zabawnie.
-Szo ty mófisz? – Co ona za głupoty plecie?
-Dowiedziałem się tego, co mi było potrzebne, a teraz spadaj. – Enzo szarpnął mnie i otworzył drzwi od mieszkania. – Wypad.
-Źle z tobą, szo nie? – Popatrzyłam się na lekko rozmazaną twarz białowłosego. – Frócę jak się poczujesz lepiej, dopsze? – Nie czekając na odpowiedź. Chwiejnym krokiem ruszyłam w drogę powrotną. Dłużyła mi się ona niemiłosiernie. Może, gdyby chodnik był jeden a nie trzy i w dodatku ruchome poszłoby mi to szybciej. Tuż przed drzwiami do mieszkania, dotarło do mnie, że mój brat nie chce mnie znać. Rozpłakałam się. Wyjęłam klucz i próbując trafić w uciekający przede mną zamek zanosiłam się płaczem. W końcu trafiłam w dziurkę, ale klucz nie pasował. Łzy zostały zastąpione wściekłością. Zaczęłam walić w drzwi. O dziwo, nagle się otworzyły i stanął w nich pan z kiteczką. A za nim ta mała zołza.
-A szo wy robicie w moim mieszkaniu?! – Moje zdziwienie nie znało granic. – Umafiasz się z nią thutaj na tajne schadzki?
[Lee? Pijana Lou w akcji ^^]

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz