czwartek, 11 sierpnia 2016

[Event #1] Od Lou - C.D Lee

Granaty z gazem? Maski? Dziwny koleś, który nam to wszystko przyniósł i uratował tyłki? Zajebiście. A teraz na dodatek zgraja ludzi Vasqueza. Jakby teraz się ich wszystkich pozbyć, żeby się za bardzo nie pobrudzić? Miałam jedną ze swoich ulubionych sukienek, więc nie chciałam jej zniszczyć. Spojrzałam w kierunku Lee. Skinął do mnie zachęcająco głową. Ruszyłam pędem wśród gęstego dymu. Czarnowłosy podążał za mną. Aktywowałam Tornade noire , by zwiększyć swoją prędkość i moc zadawanych ciosów. Celowałam gdziekolwiek. Lee poprawiał moje ataki  i zadawał śmiertelne ciosy, poruszając się przy tym bez wydawania najmniejszego dźwięku. Stał się moim cieniem. Nawiasem mówiąc , dość komicznie wyglądał w tym lateksowym stroju. Chociaż… Opinał mu całkiem nieźle ważne partie ciała. Nagle natrafiłam na jakiegoś giganta, który się na mnie zamachnął wielkim toporem. Tak, w ręku dzierżył olbrzymich rozmiarów topór. Zrobiłam szybki unik w tył. Próbowałam wzmacniając swój Brise sauvage zadać jakiś cios, ale klinga mojego miecza odbiła się jedynie od trzonka broni giganta. Z pomocą przybył mi Lee, który używając Arcany, oplątał ściśle mojego przeciwnika srebrzystym łańcuchem.
-Haha! I co teraz cwaniaczku? Tyle mi możesz zrobić! – Wybełkotałam przez otwór maski i pokazałam prowokacyjnie środkowy palec.  W tym czasie Lee rzucił garścią shurikenów, pozbawiając nieprzyjemnego osobnika życia. Odwróciłam się w kierunku Mai, która walczyła z kimś, znajdując się  poza zasięgiem dymu. Dawała radę ze swoimi ognistymi atakami. Nagle poczułam uderzenie w bok. Zaparło mi na chwilę dech w piersi. Obrzuciłam nienawistnym spojrzeniem typa, który ważył się mnie uderzyć. Był przeciwieństwem tamtego osiłka, jednak różnił się czymś więcej niż wyglądem. Posiadał Arcanę i właśnie oberwałam kolejnym, jak się okazało elektrycznym atakiem. Fuck! Przecież dookoła jest pełno wody. Podniosłam wokół siebie delikatną otoczkę z silnego podmuchu, czyli Fhn chaudes i bardzo elegancko zaczęłam oddalać się w kierunku Mai. Właśnie Mai! Kiedy jeszcze na wzgórzu prezentowaliśmy nasze Arcany, razem z tą niedużą dziewczyną odkryłyśmy, że nasze moce mogą się całkiem ciekawie połączyć! A co jeśliby ich wszystkich spalić? Takie gnidy… Im się należy tylko piekiełko na ziemi. Natychmiast dopadłam do Mai, która właśnie dobiła swojego przeciwnika.
-Lou, co ty tu robisz? – Spojrzała na mnie rozszerzonymi oczyma, które widziałam jedynie spod tej durnej maski.
-Mam pomysł. – Zatarłam ręce i uśmiechnęłam się do siebie. W końcu dziewczyna i tak nie była w stanie zauważyć mojej miny. – Tylko najpierw musimy jakoś wezwać Lee, żeby do nas dołączył.
Nasz kolega nadal poruszał się zwinnie wśród gromady ludzi Vasqueza. I pomyśleć, że ten niebezpieczny gościu też był Francuzem… Jakoś napawał mnie ten fakt obrzydzeniem do własnego pochodzenia. Chociaż nie każdy mieszkaniec Francji musiał taki być. Ja nie byłam. Sebastian nie był. Jeszcze parę osób z ośrodka też wydawała się pochodzić z tego kraju i podobnie, jak ja byli w miarę ogarnięci. Ciężko jednak określić, jakie jest rodowite państwo skoro się nic nie pamięta o nim… Eh.
-Hmm… Mogę mu napisać, żeby do nas dołączył. – Głos Mai przywrócił mnie do rzeczywistości.
-Hę? W jaki sposób? – Byłam nieco zdziwiona jej pomysłem. Białowłosa zaczęła tworzyć z płomieni napis w powietrzu. Po chwili widniało nad nami imię Lee z wykrzyknikiem.
-W taki. – Dziewczyna wydawała się uśmiechać, ale ciężko mi było to stwierdzić przez maskę. Jak nasz skrytobójca tego nie dostrzeże to stwierdzę, że jest wybitnie ślepy.
-O co chodzi dziewczyny? – Lee pojawił się tuż przed nami.
- Masz szczęście, że dotarłeś tutaj tak szybko, bo inaczej mógłbyś zakosztować mojego ostrza na swoim ślicznym ciałku. – Mruknęłam zadowolona. Mai  spojrzała na mnie z pytaniem w oczach. No tak, w końcu im jeszcze nic nie wyjawiłam. Zerknęłam szybko w kierunku zadymionego obszaru. Dostrzegłam niepokojące iskry. Oho, kolega elektryczny się zbliżał.
-Lee odsuń się do tyłu. – Odepchnęłam go nieco za mocno, ponieważ nie mieliśmy teraz czasu na delikatności. – Mai, użyj swojego najpotężniejszego ataku! Ja wzmocnię go wiatrem i w ten sposób wszystkich sfajczymy! – Zaśmiałam się, co zabrzmiało trochę psychicznie, ale co tam.
-Okej. – Odparła niepewnie i się skoncentrowała na wykonaniu swojej roboty. Ja tymczasem zbierałam się do wytworzenia fali podmuchu przed moim mieczem. Mai kiwnęła głową i tuż przede mną pojawiła się olbrzymia kula ognia. Stałam obok białowłosej tak, że kiedy wymierzyłam cios w powietrzu , z końca Brise savauge wydobył się potężny podmuch wiatru, który podjudził ogień. Fala gorąca zmieszała się z gazem, który pochłaniał resztę kanału przed nami. I nagle zdarzyła się rzecz niezwykła, niespodziewana i zdumiewająca. Nastąpiło wielkie BUUM! Fala uderzeniowa odrzuciła nas na kilka metrów do tyłu. Uchyliłam przymknięte powieki, ponieważ zewsząd opadał pył, gruz, dym i popiół. Przed nami leżało wielkie gruzowisko. Gdzieniegdzie spod powalonych kamieni wystawały jakieś części ciała bądź tworzyły się kałuże krwi. Udało nam się ich rozpierdzielić w pizdu! Aż moje słownictwo się pogorszyło od emocji, ale także od bólu. Ej… Coś mi nie gra. Jaki ból? Coś ze mną nie tak. Spojrzałam na swoje ręce były poparzone. Zerknęłam natychmiast na Mai. Nie widziałam, by była poparzona, ale była ranna w głowę i nieprzytomna. Ze skroni ściekała jej stróżka krwi. Musiał ją uderzyć, jakiś odłamek. Podsunęłam się bliżej niej, co skutkowało głośnym sykiem, gdyż moje poparzone ręce bolały jak cholera. Pomimo tego wzięłam do ręki miecz, który cudem przetrwał tą eksplozję bez najmniejszego zadrapania. Użyłam Brise thérapeutique i przykładając zimne ostrze do rany białowłosej powoli zatamowałam krwawienie i spowodowałam, że ranka się zasklepiła. Nie powinno wdać się zakażenie. Mai zaczęła mrugać oczyma.
-Co się stało? – Zapytała cicho.
-Zrobiłyśmy spory bajzel. – Uśmiechnęłam się i zaraz skrzywiłam z bólu. Rozejrzałam się za Lee, leżał kawałek dalej. Ciężko się uniosłam i ledwo dowlekłam się do chłopaka. Jak się okazało moje nogi też były trochę poparzone. Było mi nie zakładać sukienki, która odkrywa tyle skóry. Nachyliłam się nad czarnowłosym. Ten otworzył szeroko oczy.
-Buu! – Zaśmiał się, co przez tą maskę dziwnie brzmiało. – Ale dowaliłyście! To się nazywa porządny atak! Tylko trochę przez to przygłuchłem.
-Oh… Dobrze, że ci nic nie jest. – Odparłam i położyłam się na plecach. Ponownie zebrałam siły by użyć Brise thérapeutique i nawet przez chwilę się zaczęłam regenerować, jednak nie miałam już wystarczająco mocy. Poza tym nie było tu zbyt dużo powietrza, z którego mogłabym zaczerpnąć energii. Jestem udupiona.
-Lou, co z tobą? – Nachylił się nade mną Lee i Mai, która widocznie odzyskała przytomność.
-Patrz, ona jest poparzona . – Dziewczyna wskazała na moje ręce i nogi.
-Ej Lou, trzymaj się! Niedługo powinna przybyć druga grupa i wtedy ktoś ci pomoże… - Chłopak patrzył się na mnie lekko przerażony. Nagle usłyszeliśmy zbliżające się odgłosy kroków.
-To oni. Widzę już Toshiro i Sebastiana. – Odparła białowłosa.
-Wow, co tu się stało? – To był głos tego pierwszego.
-Ktoś tu miał jakąś bombę czy jak? – Tym razem odezwała się jakaś dziewczyna. W tym momencie bóle stał się na tyle nieznośny, że straciłam przytomność.
[Ktoś?]

1 komentarz:

  1. Pod względem składni, interpunkcji i ortografii post jest jak najbardziej dobry. Znalazło się kilka rzeczy o których zapomniałaś mianowicie: brak konkretnej liczby słów pod postem (-1), żaden inny człowiek z szeregów Vasquez'a NIE MA Arcany, więc ten koleś z elektrycznością nie miał prawa istnieć a to poważny błąd, bo ujmowałam to na samym początku (-2), no i na koniec nie do końca popieram to żeby ogień i wiatr z sobą współpracowały, ponieważ moce Arcany nie zachowują się tak samo jak zwykły ogień, czy zwykły podmuch wiatru, który byłby w stanie rozniecić płomienie.

    OCENA - 6 / 10

    OdpowiedzUsuń