Martwiłem
się o stan Lou. Miała naprawdę wysoką gorączkę. Nie powinna była się za
bardzo ruszać, a zwłaszcza gdzieś wychodzić... Ale...Przecież ja jej
nie zatrzymam, nie jest dzieckiem, które trzeba mieć ciągle pod
kontrolą. Po dłuższej chwili refleksji wstałem i zacząłem sprzątać.
Dzięki temu, że ogarnąłem dom wcześniej nie miałem za dużo roboty.
Jedynie musiałem pozmywać naczynia. Gdy skończyłem przeciągnąłem się
zerkając na zegar. Dwudziesta. Ciekawe czy już spała? Potrząsnąłem
przeczącą głowę chcąc odgonić od siebie zmartwienia. Przecież jasno dała
mi do zrozumienia, że nie chce mojej obecności. Chce sama się
wykurować. Poszedłem pod prysznic by pozbyć się napięcia jakie
gromadziło się u mnie od samego rana. Stojąc w kabinie prysznicowej
pozwalałem by krople wody z deszczownicy omywały moje ciało. Ciepło
cieczy przyjemnie rozluźniało mięśnie i chodź ciało czuło się jak nowe
moją głowę nadal zaprzątała Lou i jej stan. Wychodząc spod prysznica
postanowiłem ją jutro odwiedzić czy tego chce czy też nie. Poszedłem do
sypialni wycierając włosy z nadmiaru wody, która skapywała z moich
kosmyków tworząc miniaturowe kałuże na podłodze. Przebrałem się w moją
ulubioną i dość znoszoną piżamę po czym ułożyłem się wygodnie w łóżku
czekając na nadejście piaskowe dziadka, który przy pomocy swojego
czarodziejskiego piasku, skrzącego się niczym złoty pył, wprowadzi mnie
do krainy snów.
****
Nim
się zorientowałem znów do mojego pokoju zagościły pierwsze promienie
rannego słońca. Przecierając oczy by pozbyć się resztek snu
przeciągnąłem się pobudzając w ten sposób mięśnie do pracy jakiej je
czekała. Chodź pospałbym dłużej wstałem i jednym szybkim ruchem ubrałem
się w swój standardowy strój, który stanowiły czarne spodnie i
podkoszulek po czym zszedłem na dół w poszukiwaniu jakiejś medycznej
książki. Po dłuższej chwili znalazłem ją. Gdy tylko ustawiłem księgę na
stole zacząłem kartkować jej stronice w poszukiwaniu lekarstwa albo
chociaż sposobu w jaki mógłbym pomóc mojej nowej koleżance. Mniszek
lekarski, dżem z dzikiej róży, syrop z czarnego bzu...hmmmm.....Na
przeziębienie i grypę najlepszy byłby ciepły rosół i dżem z dzikiej
róży. Otworzyłem książkę kucharską i zacząłem szukać interesujące mnie
przepisy, gdy je znalazłem ubrałem płaszcz i poszedłem do sklepu by
zakupić potrzebne mi składniki. Wróciwszy do domu zacząłem wszystko
przygotowywać. Zajęło mi to prawie dwie godziny ale udało mi się
ugotować cały garnek rosołu z domowej roboty kluseczkami i trzy słoiki
dżemu z płatków i owoców dzikiej róży. To na pewno jej pomoże.
Zapakowawszy wszystko ruszyłem do domu Lou. Znalazłszy się pod jej
drzwiami zapukałem w nie. Odpowiedziała mi jedynie cisza, jakby nikogo
tam nie było. Nacisnąłem na klamkę odkrywając ze zdumieniem, że drzwi są
otwarte. Dziwne. Może ktoś już ją odwiedził i zapomniała je zamknąć?
Kto wie. Rozejrzawszy się po kuchni przygotowałem jej tosty z dżemem
i miskę z rosołem po czym poszedłem do salonu gdzie na sofie spała Lou.
Gdy ocknęła się czując zapach jedzenia oznajmiłem z lekko zakłopotanym
uśmiechem:
-Martwiłem
się o ciebie dlatego przygotowałem tobie ciepły rosół który pomoże ci
wyzdrowieć.-Dziewczyna uśmiechnęła się jedynie słabo. Nie zdążyła nic
odpowiedzieć ponieważ w domu rozbrzmiał dzwonek do drzwi. Zaciekawiony
poszedłem sprawdzić kto to. Uchyliwszy wejście ujrzałem naukowców w
białych kitlach. Niechętnie poszerzyłem otwór ukazując im się cały,
teraz czułem się jak jakiś cel w który wymierzone były strzały z łuków
jakie stanowiły ich oczy. Zła energia aż od nich biła. Mężczyźni
chcieli już wejść do środka jednak powstrzymałem ich gestem dłoni
pytając:
-Jeśli mogę wiedzieć jaki jest cel waszej wizyty u Lousie Daquin?
-Planowaliśmy wziąć ją do badań. Z jej mocą jest coś nie tak
-Jest chora o to powód. Nie pozwolę wam jej nigdzie wziąć. Teraz powinna się kurować inaczej może jej się pogorszyć
-Nie obchodzi nas to
-A
no tak zapomniałem obchodzą was wyniki. A co
jeśli uświadomię niektórych z was? Otóż ze słabym zdrowiem nie da z
siebie wszystkiego przez co wyniki nie będą prawidłowe a co za tym idzie
wysnucie błędne wnioski. To już was chyba bardziej przekonuje czyż
nie?-Naukowcy spojrzeli po sobie po czym jeden z nich oznajmił:
-Dobrze.
Wrócimy zatem gdy poczuje się lepiej-Gdy zniknęli mi z
oczu zamknąłem drzwi na klucz by nikt nieproszony tu nie wtargnął po
czym rozsiadłem się w jednym z fotelów w salonie.
-Mam nadzieje, że będzie ci smakować-Oznajmiłem z uśmiechem
(Lou? Wybacz, że tak długo czekałaś ;-;)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz