środa, 3 sierpnia 2016

Od Elainy - C.D Toshiro

Po odejściu chłopaka, który przedstawił mi się jako Toshiro, warknęłam sama do siebie, jednak było to skierowanie w jego stronę, mimo tego, iż pewnie nie usłyszał, ale zresztą nieważne. Nienawidziłam, gdy ktoś mi rozkazywał. I najczęściej w ogóle nie dostosowywałam się do danych mi rozkazów, lub zmieniałam je na jak największa moją korzyść. Jednakże... W przypadku z jasnowłosym chłopakiem, z własnej woli wykonam dane mi przez niego polecenie. Powodem była chęć i pragnienie zemsty. Chociaż, tak w sumie, jakby pomyśleć dłużej, nie miałam się na nim za co mścić, ale zemsta zawsze jest słodka, nawet jeśli nie ma do niej chociażby jednego, marnego powodu i jest bezpodstawna. Pomijając to, ja już jestem taka mściwa i wątpię, żebym kiedykolwiek się zmieniła. Nie mam po co, a poza tym, nie chcę. I tyle. Gdy po spotkaniu z Toshiro uspokoiłam się i opanowałam na tyle, by myśleć trochę bardziej rozsądnie niż kilka chwil wcześniej, stłumiłam w sobie chęć wysłania za chłopakiem kilku z moich cienistych stworzeń czy choćby jednego z nich. A dokładniej piekielnych wilków, bo ich sposób zabijania był długi, cichy, bolesny i brutalny. Te zwierzęta cieszyły się z pozbawiania życia i skazywały swoje ofiary na tortury i bezlitosną śmierć z męczarniach w swoim wykonaniu. Wszyscy moim słudzy z cieni wykonywali dane im przeze mnie rozkazy w bardziej niż zadowalający sposób, jednak to ogary zajmowały na mojej nieistniejącej liście najlepszych zabójców jedno z pierwszych, szczególnych, najlepszych miejsc. Wracając do tematu, kilka chwil po odejściu Toshiro jednym ruchem ręki poprawiłam sobie włosy i odetchnęłam głęboko, po czym odeszłam w stronę domu, pod który podszywał się ośrodek Rimear. Taaak, wbrew swojej woli musiałam nazywać domem miejsce pod kopułą dla psychopatycznych naukowców i ich królików doświadczalnych, do których sama zresztą od niedawna się zaliczałam.
*Następnego dnia*
Obudziłam się i zarówno wstałam trochę po świcie. Jedną z moich pierwszych myśli było to, że mam się dziś spotkać ze złotowłosym chłopakiem o imieniu Toshiro. Wczorajszego dnia spotkaliśmy się mniej więcej w południe, dlatego miałam wiele czasu. Ubrałam się jak zwykle, a raczej w to, w co najczęściej się ubieram, czyli w czarne spodnie i bluzę z kapturem w tym samym kolorze. Zjadłam śniadanie i szybko, cicho wyszłam z budynku, w którym mieszkałam, wcześniej jednakże zakładając kaptur na głowę. Zmierzając w stronę miejsca, w którym wczoraj się spotkaliśmy, o ile można to było nazwać spotkaniem, dzięki Animali ombreggiati, jednemu z ataków mojej Arcany, przywołałam Death, mojego ulubionego cienistego wilka, a raczej wilczycę. Jak samo jej imię wskazuje, Di, jak na nią czasem mówiłam w skrócie, niosła śmierć ze sobą wszędzie tam, gdzie szła. Nie życzyłam jeszcze Toshiro śmierci, jednakże Death była dobrą osłoną i ochroną - po co brudzić sobie ręce, twój wierny sługa wilk zabije za ciebie. Death była stworzona z cieni, więc na pierwszy rzut oka, ktoś, kto nie wie o jej istnieniu, nie zobaczył jej ani nie dotknął, nie jest świadomy jej istnienia. I dobrze, na moją i jej korzyść. Gdy dotarłyśmy na miejsce, Toshiro jeszcze nie było. Nie musiałam jednak na niego długo czekać, gdyż po chwili się zjawił. Bezszelestnym, niespiesznym krokiem podeszłam do niego.
- Witaj, Toshiro. - wymruczałam, a w ciągu ułamka sekundy przez mój wzrok przemknęło rozbawienie. - Moja znajoma nie wie, jak wygląda ufo. Dasz mi swoje zdjęcie, żebym mogła jej pokazać?
<Toshiro?>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz