Po odejściu chłopaka, który przedstawił mi się jako Toshiro, warknęłam
sama do siebie, jednak było to skierowanie w jego stronę, mimo tego, iż
pewnie nie usłyszał, ale zresztą nieważne. Nienawidziłam, gdy ktoś mi
rozkazywał. I najczęściej w ogóle nie dostosowywałam się do danych mi
rozkazów, lub zmieniałam je na jak największa moją korzyść. Jednakże... W
przypadku z jasnowłosym chłopakiem, z własnej woli wykonam dane mi
przez niego polecenie. Powodem była chęć i pragnienie zemsty. Chociaż,
tak w sumie, jakby pomyśleć dłużej, nie miałam się na nim za co mścić,
ale zemsta zawsze jest słodka, nawet jeśli nie ma do niej chociażby
jednego, marnego powodu i jest bezpodstawna. Pomijając to, ja już jestem
taka mściwa i wątpię, żebym kiedykolwiek się zmieniła. Nie mam po co, a
poza tym, nie chcę. I tyle. Gdy po spotkaniu z Toshiro uspokoiłam się i
opanowałam na tyle, by myśleć trochę bardziej rozsądnie niż kilka chwil
wcześniej, stłumiłam w sobie chęć wysłania za chłopakiem kilku z moich
cienistych stworzeń czy choćby jednego z nich. A dokładniej piekielnych
wilków, bo ich sposób zabijania był długi, cichy, bolesny i brutalny. Te
zwierzęta cieszyły się z pozbawiania życia i skazywały swoje ofiary na
tortury i bezlitosną śmierć z męczarniach w swoim wykonaniu. Wszyscy
moim słudzy z cieni wykonywali dane im przeze mnie rozkazy w bardziej
niż zadowalający sposób, jednak to ogary zajmowały na mojej
nieistniejącej liście najlepszych zabójców jedno z pierwszych,
szczególnych, najlepszych miejsc. Wracając do tematu, kilka chwil po
odejściu Toshiro jednym ruchem ręki poprawiłam sobie włosy i odetchnęłam
głęboko, po czym odeszłam w stronę domu, pod który podszywał się
ośrodek Rimear. Taaak, wbrew swojej woli musiałam nazywać domem miejsce
pod kopułą dla psychopatycznych naukowców i ich królików
doświadczalnych, do których sama zresztą od niedawna się zaliczałam.
*Następnego dnia*
Obudziłam się i zarówno wstałam trochę po świcie. Jedną z moich
pierwszych myśli było to, że mam się dziś spotkać ze złotowłosym
chłopakiem o imieniu Toshiro. Wczorajszego dnia spotkaliśmy się mniej
więcej w południe, dlatego miałam wiele czasu. Ubrałam się jak zwykle, a
raczej w to, w co najczęściej się ubieram, czyli w czarne spodnie i
bluzę z kapturem w tym samym kolorze. Zjadłam śniadanie i szybko, cicho
wyszłam z budynku, w którym mieszkałam, wcześniej jednakże zakładając
kaptur na głowę. Zmierzając w stronę miejsca, w którym wczoraj się
spotkaliśmy, o ile można to było nazwać spotkaniem, dzięki Animali
ombreggiati, jednemu z ataków mojej Arcany, przywołałam Death, mojego
ulubionego cienistego wilka, a raczej wilczycę. Jak samo jej imię
wskazuje, Di, jak na nią czasem mówiłam w skrócie, niosła śmierć ze sobą
wszędzie tam, gdzie szła. Nie życzyłam jeszcze Toshiro śmierci,
jednakże Death była dobrą osłoną i ochroną - po co brudzić sobie ręce,
twój wierny sługa wilk zabije za ciebie. Death była stworzona z cieni,
więc na pierwszy rzut oka, ktoś, kto nie wie o jej istnieniu, nie
zobaczył jej ani nie dotknął, nie jest świadomy jej istnienia. I dobrze,
na moją i jej korzyść. Gdy dotarłyśmy na miejsce, Toshiro jeszcze nie
było. Nie musiałam jednak na niego długo czekać, gdyż po chwili się
zjawił. Bezszelestnym, niespiesznym krokiem podeszłam do niego.
- Witaj, Toshiro. - wymruczałam, a w ciągu ułamka sekundy przez mój
wzrok przemknęło rozbawienie. - Moja znajoma nie wie, jak wygląda ufo.
Dasz mi swoje zdjęcie, żebym mogła jej pokazać?
<Toshiro?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz