piątek, 22 lipca 2016

Od Lee - C.D Lou

   Wstałem za sprawą bladego, przenikającego przez fioletowe zasłony słońca. Blask niemal palił moje oczy, kiedy tylko postanowiłem wyswobodzić je ze snu. Przewróciłem się więc niemrawo na drugi bok, przy okazji zsuwając kołdrę z nierównej od mięśni górnej partii ciała. Chłód mnie przeszył i niemal zmusił do tego, by zostać dłużej w łóżku. Miałem wrażenie, że minęło parę chwil, zanim całkiem się rozbudziłem. Nawet mimo starań, nie udało mi się zasnąć po raz kolejny. Wczorajszy dzień był tylko jedną, czarną plamą w mojej skrajnie wyczerpanej pamięci. Szybko poczułem skutki ostatniego picia, ponieważ gdy tylko przeniosłem się do siadu, moje mięśnie, stawy i kości – wszystko to przepełniał niewyobrażalny ból. Syknąłem, i w prawdzie nie miałem siły na nic więcej. To wystarczająco uświadamiało sąsiadów, że nie jest ze mną zbyt dobrze.
   (...) Ostatecznie godzina migająca na zegarze najskuteczniej zerwała mnie z łóżka. Potem, jakby nigdy nic, zwyczajnie zignorowałem ból oraz ogarnąłem się, co znaczy: ubrałem, umyłem zęby, i... i tyle. Nigdy nie poświęcałem specjalnie dużo czasu na układanie włosów, bo zwyczajnie było mi to zbędne. Wolałem związać je w niziutką kitkę. Gdy olałem wszystkie plany, jakie do tej pory układałem sobie starannie w głowie, wyszedłem z apartamentu. Poszedłem dokładnie donikąd. Zupełnie, jakby coś mnie kontrolowało i od początku wiedziało, w którą stronę powinienem iść. Długo nie protestowałem z moim wewnętrznym instynktem. Minąwszy kilka budynków, spotkałem jakąś kobietę, wskazując jej dokładną drogę do kina. Wtedy moje myśli przeciął kolejny pomysł: a czemu by tak nie przejść się na jakiś film? I to wpadło mi do głowy dosłownie wtedy, kiedy dziewczyna mnie o to zapytała. Wcześniej nie miałem żadnego podobnego zamiaru. 
   Sięgnąłem do kieszeni, omackiem starając się wyczuć kontury skórzanego portfela. Gdy udało mi się tego dokonać, dokładnie przejrzałem zawartość. Kilkaszeleszczących niczym liście banknotów z pewnością starczy na jakieś przekąski, choć nie były mi desperacko potrzebne. Straciłem z oczu wcześniej napotkaną kobietę, zanim zdecydowałem się wejść do wielkiego budynku. Pochmurna płyta szarości, jaką teraz było niebo nie zwiastowała zbyt dobrych prognoz, jedynie rzęsistą ulewę, być może wspieraną przez spadające z góry gromy. Nie musiałem długo się zastanawiać, by wywnioskować to, że wrócę cały mokry. Natychmiast wepchnąłem się przez ruchome, zatłoczone ludźmi drzwi i ustawiłem się w kolejnej kolejce do przekąsek.
   Samo czekanie niemal sprawiło, że chciałem odwrócić się na pięcie oraz wyjść z naburbuszoną miną małego dziecka. Ale poczułem zastrzyk energii, kiedy w końcu nadeszła moja kolej. Zabrałem to, za co zapłaciłem, weszłem na salę, pooglądałem jakieś piętnaście minut reklam, aż w końcu moje kości przeszyła dawka ekscytacji, która eksplodowała na mojej twarzy wtedy, kiedy w horrorze pojawił się emocjonujący moment. W pewnym momencie miałem wrażenie, że to film wywołał na mojej skórze ciarki, ale zorientowałem się, że to film 2D i nie ma możliwości, bym poczuł na sobie to samo, co bohater filmu. Z nutką niepokoju na twarzy odwróciłem głowę o kilka stopni w bok. Ujrzawszy tą samą, jasnowłosą dziewczynę, wydałem z siebie leciutki uśmiech, który aż nadto kontrastował z tym, jakie dziwne odczucia kisiły się w moim wnętrzu. Zakłopotanie? Poirytowanie? A może satysfakcja?
 – Przepraszam, ale to był taki odruch! – Oderwała się od mojego ramienia. Przez jej wrzeszcący w tamtym momencie głos, niemal zapomniałem o ciągle przewijającym się filmie. – Tak na marginesie niezłe ma pan mięśnie – uśmiechnęła się zawadiacko. Jakimś cudem zmusiła mnie, bym skupił wzrok na swoim ramieniu, które tak wychwaliła.
 W nielicznych momentach, kiedy ekran rozjarzał się nagłym, białym blaskiem, miałem okazję ujrzeć jej niecodzienny strój. Z moich ust prawie wyleciało pytanie, czy na pewno jest we właściwej sali, ale ostatecznie powstrzymałem się.
 – Mm, dzięki. – Odwróciłem głowę, by móc w stu procentach przyjrzeć się chociaż jednej, groźnej scenie. Mimo mało entuzjastycznej odpowiedzi, moją twarz wciąż przecinał lekki uśmiech. Cóż, niecodziennie słyszę takie komplementy.
 Jeszcze przez co najmniej pół filmu słyszałem jej cichutkie pomruki, które najwyraźniej były reakcją na niespodziewane sceny.
 Po udanym seansie, wszyscy opuścili salę. Przy drzwiach awaryjnych ponownie zaistniała dziwna siła, krzyżująca nasze drogi. Tak, moje i tej dziewczyny, która wychwalała moje bicepsy. Zaczerpnąłem duży haust powietrza, po chwili wypuszczając go spokojnie z płuc. Zdawałoby się, iż westchnięciem podsumowałem całe zdarzenie, ale mimo pozorów nie miało to zrezygnowanego akcentu. Z uśmiechem popatrzyłem na dziewczynę, a przepuściwszy ją w drzwiach znów dogoniłem, przybierając ten sam wyraz twarzy "Róbta co chceta".
 – Dobry film prawda? – I znów coś zachęciło mnie do tego, bym pierwszy otworzył usta. – Sądząc po twoich minach, nawet za dobry – zaśmiałem się cicho. Dziwiło mnie, że mogę się do kogoś w ten sposób zwracać, nawet nie znając imienia.
 – Widziałeś to? Znaczy, że obserwowałeś? – Lekko zdziwiona podniosła brew to góry.
 – Mhm. Nie dało się nie zauważyć. – Podrapałem się z tyłu głowy. – Jestem Lee. A panienka to?
 – Lou – odparła dziewczyna.
 Miałem nieodparte wrażenie, że to, co mi powiedziała jest skótem od pełnego imienia.
Tak, jak na początku przewidywałem, ryk wichury zadudnił w moich uszach. Pioruny runęły z nieba poszarpanymi smugami białego światła. Jeden – bo tak mi się wydawało – prawdopodobnie rąbnął tuż przede mną. Byłem na tyle sprawny umysłowo, że szybko uniknąłem wyładowania w tamtym miejscu. Rzęsista ulewa wyglądała tak, jakby dyktator niebios wyssał cały ocean i ze wściekłości pluł nim w nas. Jednak w rzeczywistości była to tylko technologia. Dobra, zaawansowana technologia. Tak czy inaczej, nie było warunków, by gdziekolwiek pójść. Najgorsze, że staliśmy dokładnie przed pasami, wyczekując zielonego światła do pieszych.
 – Weź to, masz na sobie samą sukienkę. – Mówiąc to, pochyliłem się do tyłu i zerwałem z siebie czarną bluzę.

(Lou?)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz