Wpatrywałem się z szary chodnik z prztykniętymi oczyma. Nie chciałem, by
zauważyła jak niepokojąco bledną. To nie w porządku, ale chciałem mieć
pewność, że nie będę musiał uciekać, jak zawsze. Nie wiem, dlaczego aż
tak się balem. Byliśmy pod wielkim, szklanym kloszem, otoczeni przez
ludzi, którzy kontrolują każdy nasz ruch, ale i chronią. Nikt nie
zrobiłby mi krzywdy... prawda?
Zmarszczyłem brwi. Bzdura.
Traciłem pamięć, jednak sytuacji, kiedy niektórzy mi dokuczali,
wyrywając pióra czy szturchając kijami skrzydła nie potrafiłem się
wyzbyć. Mimo błagań nikt nigdy nie przyszedł, więc przed czym tak
naprawdę nas chronią? Jedynie, co zrobili, to zamknęli jak ptaki w
klatce. Ptaki... Co za ironia.
Przestań, skarciłem się w duchu, zostawiając chęć rzucenia się do
ucieczki za sobą. Podniosłem głowę, wbijając czerwone spojrzenie w
drobną posturę nieznajomej. Była spokojna, nie chciała zrobić nic złego,
tylko oddać mi świstek. Nabierając powietrza w płuca, jakbym chciał
nabrać razem z nim jak najwięcej pewności, wyciągnąłem rękę, jednak w
sekundę straciłem jakąkolwiek żądzę zdobycia świstka, kiedy zauważyłem
pięknego kruka siedzącego na ramieniu białowłosej. Podniosłem nieco
wyżej dłoń, która miałem odebrać własność na wysokość ramienia
dziewczyny. Spojrzałem, oczarowany jego pięknem, w lśniące, drobne
oczka. Był cudowny. Jego pióra mieniły się w słońcu tyloma odcieniami
czerni, granatu i zieleni, że nie potrafiłem się nasycić ich
intensywnością. Nim się spostrzegłem, ciemne stworzenie przeskoczyło z
ramienia na moją dłoń. Czując jego lekki ciężar na mojej twarzy pojawił
się niekontrolowany uśmiech, z sekundy na sekundę zamieniający się w
cichy chichot, kiedy reszta ptaków zaczęła na mnie przysiadać. Pomimo
bluzy zakrywającej całą długość rak, czułem ich cienkie szpony,
wbijające się lekko.
- Są twoje? - spytałem, ciesząc się jak dziecko.
Dziewczyna wpatrywała się, a raczej pożerała niebieskim spojrzeniem,
jakbym był zdobyczą bądź eksponatem w muzeum. Poczułem się niezręcznie,
więc zgarbiłem się nieco i docisnąłem skrzydła do pleców, jakby miały
sie w nie wtopić. Niemiałbym nic przeciwko, gdyby tak sie stało.
- Nie mieszkają ze mną, ale można tak powiedzieć - odezwała się już z
normalna miną. Moje mięśnie, choć niepewnie, rozluźniły się; część
pierzastych zeskoczyła z powrotem na chłodny bruk. - Polubił się -
uśmiechnęła się, mówiąc o kruku, który jako jedyny został. Wziąłem pod
uwagę te słowa i ze zdumieniem, ale i cholerną radością mogłem
powiedzieć, że jest to pierwsza, lubiąca mnie istota. Uśmiechnąłem się
pod nosem.
- Nie zapomnij tego - wyciągnęła rękę ze skrawkiem papieru i pomachała
mi nim prawie przed nosem, na co wzdrygnąłem się i marszczyłem brwi,
widząc białą kartkę. Cofnąłem się z szybciej bijącym sercem o parę
kroków. Pierzasty przyjaciel zleciał swobodnie z mojego ramienia, więc
mogłem włożyć dłonie w kieszenie szarej bluzy.
- Co to...?
<Tai? ^^>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz