poniedziałek, 11 lipca 2016

Od Kaito - C.D Taigi

Wpatrywałem się z szary chodnik z prztykniętymi oczyma. Nie chciałem, by zauważyła jak niepokojąco bledną. To nie w porządku, ale chciałem mieć pewność, że nie będę musiał uciekać, jak zawsze. Nie wiem, dlaczego aż tak się balem. Byliśmy pod wielkim, szklanym kloszem, otoczeni przez ludzi, którzy kontrolują każdy nasz ruch, ale i chronią. Nikt nie zrobiłby mi krzywdy... prawda?
Zmarszczyłem brwi. Bzdura.
Traciłem pamięć, jednak sytuacji, kiedy niektórzy mi dokuczali, wyrywając pióra czy szturchając kijami skrzydła nie potrafiłem się wyzbyć. Mimo błagań nikt nigdy nie przyszedł, więc przed czym tak naprawdę nas chronią? Jedynie, co zrobili, to zamknęli jak ptaki w klatce. Ptaki... Co za ironia.
Przestań, skarciłem się w duchu, zostawiając chęć rzucenia się do ucieczki za sobą. Podniosłem głowę, wbijając czerwone spojrzenie w drobną posturę nieznajomej. Była spokojna, nie chciała zrobić nic złego, tylko oddać mi świstek. Nabierając powietrza w płuca, jakbym chciał nabrać razem z nim jak najwięcej pewności, wyciągnąłem rękę, jednak w sekundę straciłem jakąkolwiek żądzę zdobycia świstka, kiedy zauważyłem pięknego kruka siedzącego na ramieniu białowłosej. Podniosłem nieco wyżej dłoń, która miałem odebrać własność na wysokość ramienia dziewczyny. Spojrzałem, oczarowany jego pięknem, w lśniące, drobne oczka. Był cudowny. Jego pióra mieniły się w słońcu tyloma odcieniami czerni, granatu i zieleni, że nie potrafiłem się nasycić ich intensywnością. Nim się spostrzegłem, ciemne stworzenie przeskoczyło z ramienia na moją dłoń. Czując jego lekki ciężar na mojej twarzy pojawił się niekontrolowany uśmiech, z sekundy na sekundę zamieniający się w cichy chichot, kiedy reszta ptaków zaczęła na mnie przysiadać. Pomimo bluzy zakrywającej całą długość rak, czułem ich cienkie szpony, wbijające się lekko.
- Są twoje? - spytałem, ciesząc się jak dziecko.
Dziewczyna wpatrywała się, a raczej pożerała niebieskim spojrzeniem, jakbym był zdobyczą bądź eksponatem w muzeum. Poczułem się niezręcznie, więc zgarbiłem się nieco i docisnąłem skrzydła do pleców, jakby miały sie w nie wtopić. Niemiałbym nic przeciwko, gdyby tak sie stało.
- Nie mieszkają ze mną, ale można tak powiedzieć - odezwała się już z normalna miną. Moje mięśnie, choć niepewnie, rozluźniły się; część pierzastych zeskoczyła z powrotem na chłodny bruk. - Polubił się - uśmiechnęła się, mówiąc o kruku, który jako jedyny został. Wziąłem pod uwagę te słowa i ze zdumieniem, ale i cholerną radością mogłem powiedzieć, że jest to pierwsza, lubiąca mnie istota. Uśmiechnąłem się pod nosem.
- Nie zapomnij tego - wyciągnęła rękę ze skrawkiem papieru i pomachała mi nim prawie przed nosem, na co wzdrygnąłem się i marszczyłem brwi, widząc białą kartkę. Cofnąłem się z szybciej bijącym sercem o parę kroków. Pierzasty przyjaciel zleciał swobodnie z mojego ramienia, więc mogłem włożyć dłonie w kieszenie szarej bluzy.
- Co to...?

<Tai? ^^>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz