wtorek, 2 sierpnia 2016

[Quest 6] Od Shino

 Jaki dzisiaj piękny dzień! Ptaszki śpiewają, wieje wiaterek... Nie... To nie moje klimaty. Siedzenie w domu z kotem jest o wiele lepsze. Oczywiście, nie każdy musi mieć takie samo zdanie jak ja. Inni wolą spotykać się ze znajomymi w takie jakże piękne dni (mam nadzieję, że każdy wyczuł sarkazm, jeśli nie to nawołuję do poprawy).
Godzina szesnasta, a ja dopiero co zjadłam obiad. Przygotowałam danie, które co jak co ale najlepiej mi wychodzi. Kurczak curry z ryżem i warzywami. Nażarłam się jak dzika świnia, nie ma co. Shibo też dostał coś na ząb. Piszę o tym, żeby nie było, że myślę tylko o sobie.
Leniwie sięgnęłam po pilot od telewizora. Nim się obejrzałam na moich nogach usadowił się kot, wtulając się łbem w mój wychudzony brzuch. Pogłaskałam go po grzbiecie, po czym zaczęłam przeglądać programy. Niestety nie znalazłam nic ciekawego. Żadnego filmu akcji o tej godzinie... Chyba sobie kpią skurwysyny.
Ze smutkiem chwyciłam w swoje dłonie gruby egzemplarz jakiegoś kryminału. Zaciekawił mnie opis, więc go wypożyczyłam. Nigdy nie miałam głowy do nazw tych wszystkich książek i nie pamiętam ani jednego tytułu. W końcu, ja tak mam.
Nie miałam zbyt wielkiej ochoty na czytanie, ale cóż. Czego się nie robi, by zabić czas?
Otworzyłam to ogromne tomisko na pierwszych stronach. Mój wzrok gonił za każdym jednym zdaniem, słowem, literką. Niespełna chwilę później patrząc na zegar ujrzałam godzinę dziewiętnastą. Ach, ale ten czas szybko leci.
Już miałam się podnieść z kanapy, gdy dostrzegłam na moich nogach śpiącego grubasa. Ściągnęłam go z moich kolan i ostrożnie położyłam na poduszce. Otrzepałam się z jego sierści, która dosłownie była wszędzie. Gdzie by nie spojrzeć walały się jego kłaki, o dywanach już nie wspomnę.
Odłożyłam powieść na stolik do kawy, po czym ruszyłam w kierunku przedpokoju. Nie wiem czemu, ale miałam wielką potrzebę wyjść na dwór. Automatycznie narzuciłam na siebie bluzę, włożyłam gołe stopy w glany i wyszłam z domu trzaskając drzwiami. Czułam, że ktoś mną kieruje. To nie były moje naturalne ruchy. Stawiałam ciężkie kroki na chodniku, patrzyłam przed siebie i o dziwo byłam wyprostowana.
Niespodziewanie zatrzymałam się na środku ścieżki. Ni chuja nie mogłam się ruszyć.
 - Witam panią, panno Hinji. - Przed moimi oczyma pojawił się mężczyzna. Nie mogłam stwierdzić w jakim był wieku, gdyż kaptur zasłaniał mu oczy, a bandana usta i nos. Lecz po głosie i wyglądzie ogólnym stawiam na maksimum trzydzieści. Niestety ja sama sobie nie ufam i sobie nie wierzę... Dobra, obstawiam, że ten koleś ma na karku trzydziestkę.
 - Mów o co ci chodzi - rzuciłam oschle, chamsko lustrując jego postać. Nie byłabym sobą, gdybym mu tak nie odpowiedziała.
 - Chciałbym ci złożyć propozycję. - Z kieszeni bluzy wyciągnął małą, szklaną buteleczkę wypełnioną krwistym, gęstym płynem. Przez chwilę zastanawiałam się, czy to nie jest przypadkiem krew. - Wypiłabyś dla doświadczenia ten specyfik? - Podniósł na wysokość mojej twarzy naczynie. Czy ja naprawdę jestem aż taka niska?
 - Co będę z tego miała? - Jedna z moich brwi powędrowała do góry,
 - Dowiesz się trochę o swojej przeszłości.
 - Daj mi to. - Bezmyślnie wyrwałam mu przedmiot z ręki i dokładnie przyjrzałam się cieczy. Kolorem i gęstością przypominała mi krew. Może chcą mnie w ciula zrobić? Jeśli to będzie krew nic się nie stanie. Hmm... Nie mam przecież nic do stracenia... No dobra, jednak mam: kota. Moje życie jest już wystarczająco zjebane, może być tylko lepiej.
 - To jak?
Przemyślałam ostatni raz moją decyzję.
 - Wypije to cholerstwo, żegnam. - Schowałam to gówno do kieszeni i ruszyłam w stronę swojego domu. Nie miałam potrzeby, żeby stać tam obok niego, skoro już się zdecydowałam. Wiem, jestem wkurwiająca i irytująca. Wiem, jestem niemiła. I co z tego? Taka już jestem, mojego charakteru nie zmienisz. Ludzie przede mną spierdalają, gdy dowiadują się jaką zimną suką jestem. I dobrze. Mam święty spokój. Nikt się koło mnie nie kręci. Dobrze mi z tym. Żyje tak już od czterech lat i jakoś nie chcę tego zmieniać.
Wchodząc do mojej oazy spokoju, ściągnęłam z siebie bluzę i rzuciłam ja na kanapę. Nie minęło kilka sekund, a Shibo już kręcił się koło moich nóg, ocierając się o nie swoim brzuchem, co nie zaprzeczam, utrudniało mi chodzenie.
 - Shibo... - westchnęłam, biorąc kota na ręce. Szybko przeniósł się na moje plecy i przyczepił się pazurami do moich ramion. Jego ślepia były wpatrzone w moje dłonie. Zupełnie tak, jakby one były teraz najważniejsze na tym całym szarym świcie.
Wkroczyłam do kuchni żwawym krokiem. Miałam ochotę na omlet.
Po posiłku, który zjadłam na podłodze razem ze swoim towarzyszem, pozmywałam i ogarnęłam szczotką sierść pchlarza. Jezu ile było tych kłaków. Dlaczego ten grubas się tak leni?
W tamtej chwili przypomniałam sobie o butelce z napojem. Wyciągnęłam przedmiot z kieszeni bluzy i na nowo się mu przyjrzałam. No... Raz kozie śmierć i koza ma to z głowy, jak to mówią.
Wlałam sobie całą zawartość do gardła. Napój nie miał smaku, czyli to nie krew. Można powiedzieć, że w pewnym momencie, przestałam mieć siły na myślenie. Chwiałam się na nogach i traciłam ostrość wzroku. Bezsilnie opadłam na kanapę, opierając głowę na podłokietniku.
= = = = =
Znalazłam się w ciele góra siedmioletniej dziewczynki. Czy jest to możliwe, że to moje wspomnienie? No dobra, sama się na to pisałam.
Szłam wolnym krokiem przez ciemny korytarz. Przechodziłam obok rozwalonego lustra. Było obryzgane jeszcze świeżą krwią. W odłamkach szkła było widać moje odbicie. Niczym nie różniąca się osóbka, z długimi ciemnymi włosami i wielkimi zielonymi oczami. Miałam na sobie białą sukienkę na ramiączkach. Byłam boso, więc kawałki zwierciadła wbijały mi się stopy, powodując piekący ból. Zostawiałam po sobie szkarłatne ślady na panelach.
W pewnym momencie usłyszałam pisk. Spojrzałam w stronę, z której dochodził. Niepewnie ruszyłam za nim wchodząc po schodach na górę i jednocześnie bojąc się tego, co zaraz może się wydarzyć. Z każdym krokiem ból w nogach narastał. Stare drewno skrzypiało pod moimi stopami. W każdej chwili to wszystko może się zawalić, a ja runę w dół, łamiąc sobie kości. Gdy już dotarłam na piętro, osłupiałam.
 - Mamo... - wyszeptałam nieświadomie do nieprzytomnej kobiety. Miała rozcięty łuk brwiowy, zmiażdżony nos i nienaturalnie wygiętą rękę. Platynowe włosy obryzgane krwią spływały falami na jej ramiona. Gdyby nie jej obrażenia, wyglądałaby naprawdę pięknie. Na ścianie można było dostrzec wielkie, czerwone plamy, tak samo jak na lustrze. Podeszłam do leżącej kobiety, gdy chwilę później rozniósł się potężny huk.
 - Wypierdalaj dziwko! - krzyk mężczyzny dobiegł do moich uszu. Przerażona odwróciłam się gwałtownie w tamtą stronę.
 - Zostaw mnie chory zwyrolu!
Drzwi przede mną momentalnie się otworzyły, a zza nich wybiegła równie przerażona jak ja nastolatka.
 - Shino, schowaj się - szepnęła w moją stronę. Była do mnie prawie że identyczna. - Szybciej.
 - Hitomi! suko! - ryk tego samego kolesia dobiegł do moich uszu, przez co ukryłam się się za dziewczyną.
Siedemnastolatka (bo na tyle wyglądała) odwróciła się do mnie tyłem, zasłaniając całym ciałem moją postać.
 - Chuj ci w dupę stary pierdzielu - wysyczała te słowa prosto w twarz faceta, który był kompletną przeciwnością, rzekomo mojej matki.
 - Twoja buźka nadałaby się do czego innego szmato - uśmiechnął się obleśnie, robiąc krok w naszą stronę, przez co się cofnęłyśmy.
 - Powtarzasz się skurwielu - warknęła nastolatka.
 - Już nie tato? Szacunek mi się należy ścierwa! - Uderzył brunetkę w twarz.
 - Tobie? - spytała, łapiąc się za czerwony policzek. - Chyba cię posrało.
Skuliłam się ze strachu za nogami, najpewniej mojej starszej siostry. Nie dziwię się, że to moja najokropniejsza retrospekcja. Nie zapowiada się dobrze.
Wzrok mężczyzny padł na moją osobę.
 - Shino, chodź - rozkazał.
 - Co? Nad nią też chcesz się znęcać skurwysynu?! - rzuciła mu w twarz Hitomi, zasłaniając mnie swoim ciałem po raz kolejny.
Facet nic nie mówiąc szarpnął nastolatkę za włosy i uderzył jej głową o ścianę. Gdy ją puścił, ta osunęła się wolno na ziemię, zostawiając po sobie na żółtej farbie smugę krwi. Teraz zamiast nią, zajął się mną. Zacisnął swoją rękę na moim nadgarstku i gwałtownie pociągnął w stronę pokoju. Pisnęłam przerażona próbując się wyrwać, lecz co może siedmiolatka zrobić czterdziestoletniemu mężczyźnie? No właśnie...
Gdy wszedł do pokoju, zatrzasnął za sobą drzwi, a mnie rzucił na łóżko jak zwykłą szmacianą lalkę. Skulona przy wezgłowiu łoża, przypatrywałam się ze strachem w oczach na to, jak człowiek ściągał pas od spodni. Uderzył nim o szafę i z uśmiechem na ustach oznajmił:
 - A teraz się pobawimy.
Szarpnął mnie za nogę i przysunął mnie do siebie, przez co o mało nie spadłam na podłogę. Złapał mnie za podbródek i spoliczkował. Włosy zasłoniły moją zapłakaną twarz. Dłonie miałam zaciśnięte w pięści. Nie miałam siły na obronę, nie miałam siły nawet na to, by spojrzeć mu w twarz. Nie spostrzegłam nawet tego, że w kilka sekund zdarł ze mnie ubranie. Leżałam naga i sparaliżowana ze strachu przed oprawcą.
Ostatnie co pamiętam to jego oddech i dłonie na mojej skórze, krzyk, okropny ból w podbrzuszu i ciemność.
Otworzyłam oczy. Siedziałam w jakiejś poczekalni, Obok mnie stała ta sama dziewczyna co wcześniej. Miała na imię Hitomi, jeśli się nie mylę. Złapałam ją za nadgarstek i lekko pociągnęłam w dół. Dziewczyna spojrzała na mnie i lekko się uśmiechnęła.
 - Zaraz będzie koniec siostra. Będziemy wolne, jeszcze tylko kilka minut - powiedziała, ściskając moją dłoń. Wyglądała... Dojrzalej. Włosy upięte w koka, lekki makijaż na twarzy, jej ciało przystrojone czarną sukienką oraz szpilki na nogach. Z tego wszystkiego wnioskując ja jestem o kilka lat starsza niż w poprzednim wspomnieniu.
 - Hitomi, Shino. Wracamy do domu bez Eizo - oznajmiła kobieta, wychodząca zza drzwi. To była moja matka. Platynowe włosy okalały jej okrągłą twarz. Uśmiech na twarzy wyrażał ogromne szczęście, przez co i ja się uśmiechnęłam. - Dziewczyny, stawiam wam pizzę.
= = = = =
Obudziłam zdyszana, spadając z kanapy na panele. No kurwa, zajebiste retrospekcje. Kiedy miałam siedem lat zostałam zgwałcona przez - chyba - własnego ojca. Nie spodziewałam się takiego obrotu sprawy. Jestem pewna, że przez kilka następnych nocy nie zasnę. Nie wiem co o tym wszystkim myśleć.

The End my friends

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz