-Anjika La..Lev….-zaczął lekarz.
Znów to samo. Nie potrafili przeczytać mojego nazwiska.
-To się czyta Laevelova proszę pana-poprawiłam go.
-A tak, tak-powiedział.-Nevermind. Na bieżnie.
Wszystko mówił zimnym głosem, jakbym była jakimś eksperymentem, a nie prawdziwą osobą. Wstałam z ociąganiem. Zdjęłam okulary, bo jak się przewrócę by mi nie spadły i się nie potłukły, ani żeby nie przeszkadzały mi podczas biegania.
-Zakładaj te okulary natychmiast!-krzyknął na mnie. Podskoczyłam na ton jego głosu. Piskliwy i przerażony. Chyba musiał być przy tym przedstawieniem, które dałam jakiś czas temu, gdy jeden z nich chciał zrobić coś na co nie miałam ochoty. Wzdrygnęłam się na samą myśl. Moje oczy znów błysnęły na czerwono.
-Natychmiast!-pisnął, wyrwał mi je i siłą włożył mi na twarz.
Nie powiem zabolało. Może zostawił jakieś siniaki. No nic jutro ukryje je pod warstwą pudru.
-A teraz na bieżnię-powiedział gniewnie przez zaciśnięte zęby.
Przewróciłam oczami. Związałam długie włosy granatową wstążką. Puściłam się biegiem po bieżni. Okrążenie po okrążeniu pokonywałam ze spokojem.
-Dobra wystarczy-krzyknął naukowiec w białym kitlu.
Zwolniłam i zatrzymałam się. Spojrzałam na niego morderczym wzrokiem, aż się cofnął.
-Wypad stąd mała. I nie rób problemów, bo pożałujesz-warknął.
Delikatnie mu się skłoniłam. Czym wprowadziłam go w zakłopotanie.
-Tak jest-powiedziałam z uśmiechem.
Szybko opuściłam duży biały budynek. Biegiem pokonałam odległość dzielącą ten pseudo szpital i mój domek. Otworzyłam drzwi i szybko przeszłam przez próg. Zamknęłam dokładnie drzwi. Szybko pozbyłam się tego stroju do ćwiczeń i wrzuciłam go do prania bo najwyższy czas było go uprać. Weszłam pod prysznic. Szybko się umyłam. Wysuszyłam włosy i zostawiłam je rozpuszczone. Siedząc w szlafroku zjadłam obiad i wzięłam niezbędne leki. Po obiedzie postanowiłam się ubrać:

-Mogę wiedzieć co ty robisz?-spytał uważnie mi się przyglądając.
Zerwałam się na równe nogi. Szkicownik upadł mi na ziemię. Po chwili już stałam na oparciu ławki. Z dłoni wystawały ostrza, a ramiona oplatały łańcuchy unoszące się nad głową, gotowe w każdej chwili zaatakować przeciwnika.
-Przepraszam nie chciałem cie wystraszyć-mruknął Sebastian.-Lepiej zejdź bo spadniesz.
Nie chciałam żeby mówił mi co mam robić. Obróciłam się żeby zeskoczyć z saltem do tyłu, ale poślizgnęła mi się noga. Poleciałam do tyłu.
-Ostrożnie!-zawołał chłopak i rzucił się by mnie złapać.
Oboje chwilę później leżeliśmy na ścieżce. On obejmował mnie w tali, jakby wciąż próbował mnie ochronić przed upadkiem. Policzki mi poczerwieniały. Szybko wstałam. Złapałam chłopaka za rękę i pomogłam mu wstać. Był dużo wyższy ode mnie.
-Przepraszam-szepnęłam pochylając się w ukłonie. -Przepraszam-dodałam już głośniej.
<Seba-chan?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz